Chwilę po tym, jak Harry i Edward wyszli ze stołówki, w
pomieszczeniu wybuchła istna wrzawa. Każdy starał się mówić głośniej od innych,
chcąc jako pierwszy zadać pytanie: Naprawdę to widziałem?
Draco obserwował uczniów z kpiącym uśmiechem czającym się w
kąciku jego ust. Mike wciąż miał zamyśloną minę, analizując gesty i słowa,
które padły pomiędzy trzema chłopakami, Angela szeptała coś do Erica, a Jessica
gotowała się ze złości. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, ze swojego
miejsca podniósł się Jasper i niespiesznym krokiem podszedł do ich stolika. Na
ułamek sekundy ponownie zapadła cisza, jakby wszyscy spodziewali się powtórki
sytuacji sprzed zaledwie chwili, ale wampir jedynie bez pośpiechu zajął miejsce
Pottera, kładąc dłoń na ramieniu siedzącej obok niego blondynki.
— Uspokój się, Jessico — mruknął, puszczając oczko do
Malfoya.
Ten pokręcił w rozbawieniu głową, zauważając, że dziewczyna
poddaje się jego mocy i ponownie spojrzał na Jaspera, czekając na jakieś
wyjaśnienia. Mike zarejestrował ową dziwną wymianę spojrzeń i ze zdziwieniem
stwierdził, że jego koleżanka rzeczywiście wydaje się już całkowicie spokojna.
To było naprawdę dziwne, bo wiedział, że normalnie byłaby wściekła, nie
zdziwiłby się nawet, gdyby teraz wybiegła. Jeszcze dziwniejsze było to, że
potrafił to zaakceptować, mając dziwną świadomość, że przy Jasperze każdy
potrafi się uspokoić.
— Wiesz, o co chodziło? — zapytał wampir, wprawiając Ślizgona
z lekkie zdziwienie.
— Nie — odparł, kręcąc przecząco głową. — Myślałem, że ty mi
powiesz — dodał.
Jasper wzruszył ramionami, kątem oka zauważając, że zbliża
się do nich Rosalie. Uśmiechała się nieznacznie, choć coś w jej wyrazie twarzy
nie dawało Mike’owi spokoju.
— Zabierzemy cię do nas po zajęciach — rzuciła do Draco,
stając za krzesłem brata i przeczesując palcami swoje długie włosy. — Alice i
Emmett podjadą jeszcze po Rona i Hermionę. Musimy porozmawiać.
Chłopak skinął krótko, zastanawiając się jednocześnie, czy
był jakiś konkretny powód, dla którego do nich podeszli.
— Znacie się aż tak dobrze? — zapytała nagle Angela,
rumieniąc się lekko, kiedy dwie pary bursztynowych oczu skierowały się na nią.
— Dość dobrze — powiedział spokojnie Malfoy, nie do końca
rozumiejąc malujące się na jej twarzy zdezorientowanie.
Mike parsknął krótko, odwracając uwagę od dziewczyny, po czym
zwrócił się do blondyna, wyjaśniając mu niedowierzanie przyjaciółki.
— My znamy Edwarda od dwóch lat — mruknął. — Całą ich rodzinę,
od kiedy się tu przeprowadzili — dodał. — A mimo to nie pamiętam, czy
którekolwiek z nas rozmawiało kiedyś z tobą, Jasper — zerknął na wampira,
uśmiechając się jednak miło, bez żadnego wyrzutu. — Ty jesteś tu od tygodnia, a
ta dwójka chce cię zabrać do siebie do domu — dokończył, wzruszając lekko
ramionami.
Draco przytaknął nieuważnie, przyglądając się chłopakowi.
Musiał przyznać, że choć był mugolem, to mógłby się z nim zaprzyjaźnić. Co
prawda nie planował zawierać tu znajomości na całe życie, a teraz niewiadomo
nawet było, jak długo jeszcze tu zostanie, ale mimo to, zarówno Mike, jak i
Angela, i Eric wydawali się kimś, z kim mógłby chcieć spędzić więcej czasu.
— Wiesz — odpowiedział w końcu, zerkając z rozbawieniem na
wampiry. — Tak właściwie to wylądowałem w ich domu dzień po tym, jak ich
poznałem.
Jasper zaśmiał się cicho, widząc szok na twarzach siedzących
przy stoliku uczniów i przytaknął, potwierdzając słowa blondyna.
— Was też kiedyś zaprosimy — powiedział jeszcze, podnosząc
się ze swojego miejsca. — Będziemy czekać na parkingu.
-I-I-I-
Mike przez całą biologię przyglądał się plecom Draco i próbował
zrozumieć wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Miał wrażenie, że cała ta
sytuacja ma jakieś drugie dno, które z niewiadomych przyczyn nie powinno wyjść
na jaw. Dziwne było już samo to, że kiedy tylko blondyn się pojawił, Harry
przestał przychodzić do szkoły. Dzisiaj zjawił się tu pierwszy raz od tygodnia,
a i tak zniknął z Edwardem w czasie przerwy obiadowej. O ile w poniedziałek
snuł jeszcze domysły, że Potter i Malfoy zamknęli się w domu tego pierwszego,
nadrabiając stracony czas i to najpewniej właśnie w łóżku, o tyle ich
dzisiejsze przedstawienie spowodowało, że przynajmniej po części odrzucił te
myśli. Pamiętał, jak zaniepokoił się rano, widząc bliznę na karku Harry’ego.
Bliznę po dużej, szarpanej ranie, której z całą pewnością nie było jeszcze tydzień
temu, kiedy chłopak przebierał się przed treningiem siatkówki. Nie miał jednak
śmiałości go o nią zapytać, tak samo, jak nie zapytał o wszystkie inne, które
znajdowały się na jego ciele. Miał wrażenie, że wszyscy coś ukrywają, a on
chciałby się dowiedzieć, o co w tym chodzi.
— Koniec lekcji — oznajmił nauczyciel, wstając zza biurka i
pospiesznie wychodząc.
Mike otrząsnął się z zamyślenia i wrzucając niedbale kilka
książek do torby, zrównał krok ze Ślizgonem, zerkając na niego od czasu do
czasu.
— Kim są Ron i Hermiona? — zapytał, chcąc jakoś zacząć
rozmowę. Teraz było to znacznie trudniejsze niż w stołówce.
— To przyjaciele Pottera — odparł Draco, spoglądając na niego
krótko. Zdziwiło go, że chłopak do niego podszedł, kiedy Harry’ego nie było w
pobliżu, choć w żadnym razie mu to nie przeszkadzało. — Przylecieli w niedzielę
przed południem i zostaną około miesiąca — wyjaśnił.
Newton wbił w niego pytające spojrzenie, utwierdzając się w
przekonaniu, że coś jest nie w porządku. Oczy chłopaka na moment stały się
puste, a on sam wyglądał, jakby pomyślał o czymś mało przyjemnym.
— Nie lubisz ich — stwierdził raptem.
Draco parsknął cicho, kręcąc lekko głową.
— Byliśmy wrogami jeszcze kilka lat temu — powiedział,
zastanawiając się nad tym chwilę. — Z Potterem też — dodał i zerknął na niego,
chcąc zauważyć, jak na to zareaguje, ale Mike tylko przewrócił oczyma. —
Wszystko się zmieniło, kiedy postanowiłem stanąć po tej samej stronie, co
Severus — mruknął cicho, z jakimś żalem.
— Severus? — zapytał zdziwiony chłopak. — Partner Harry’ego?
Ślizgon zapatrzył się na niego, szukając czegoś w jego
twarzy, w końcu uśmiechnął się przyjaźnie, co nie było u niego czymś zwyczajnym
i przytaknął krótko.
— Severus zawsze stał po stronie Pottera — szepnął, chyba nie
do końca świadomy, że mówi to komuś, kto nie powinien tego wiedzieć i kto i tak
tego nie zrozumie. — Choć był szpiegiem, a ja od dziecka byłem pewien, że ja i
on będziemy walczyć w imię tego samego. Odkrycie prawdy było bolesne.
— Przeszedłeś na stronę Harry’ego, żeby nie stanąć przeciwko
Severusowi? — zapytał spokojnie Mike.
Chciał wyciągnął z Malfoya jak najwięcej, skoro ten, zupełnie
niespodziewanie zresztą, zaczął mu opowiadać o ich życiu. Nie rozumiał o jakie
strony chodziło, choć gdyby nie miał świadomości, że partner Harry’ego był
dorosłym mężczyzną, pomyślałby, że blondyn mówi o jakiejś głupiej, szkolnej
rywalizacji. Tylko, że Gryfon sam mu powiedział, że jego kochanek był sporo po
trzydziestce, a wszystkie blizny, które notabene wczoraj udało mu się
zaobserwować także u Malfoya, wyraźnie wskazywały, że chodziło o coś dużo
poważniejszego.
— Można tak powiedzieć — mruknął, uparcie patrząc przed
siebie.
Jego towarzysz zaobserwował jak przygryza lekko wargę, a na
twarz wstępuje mu jakaś zaciętość. Sapnął cicho, zatrzymując się i nagle zdając
sobie sprawę, co oznacza ta reakcja. Nie mógł oderwać od niego wzroku,
zastanawiając się jednocześnie, jak to się niby stało, że on i Potter zostali
przyjaciółmi.
Draco odwrócił się do niego, zdziwiony, kiedy Mike
przystanął. Spojrzał na niego pytająco, chociaż mina chłopaka wyraźnie
świadczyła o tym, że sam poskładał wszystkie elementy i właśnie doszedł do
odpowiednich wniosków. Zaklął w myślach, ale ostatecznie uznał, że właściwie
rozmowa o tym z kimś, kto nie jest Potterem, może mu wyjść na dobre.
A w razie problemów są przecież zaklęcia.
— Co chcesz wiedzieć? — burknął, ponaglając go i samemu już
ruszając.
— Harry wie? — zapytał niepewnie, jakby bojąc się odpowiedzi,
ale Ślizgon przytaknął, wprawiając go w kolejne zdziwienie. — Nie przeszkadza
mu to?
Malfoy zastanowił się chwilę, dochodząc do wniosku, że nie ma
pojęcia. Nie sądził jednak, żeby tak było, nie po tym wszystkim, co Wybraniec
zdążył mu opowiedzieć o swoim związku.
— Obaj wiedzieli od początku — odpowiedział. — Od momentu,
kiedy zmieniłem strony, wiedzieli dlaczego to robię.
Mike spojrzał na niego z lekkim zagubieniem.
— Jak to się stało, że jesteś przyjacielem Harry’ego? — zadał
najbardziej nurtujące go pytanie.
— Bo to dzięki niemu żyję — odparł nieuważnie, ponownie
zdradzając więcej niż powinien, wzruszając ramionami. — Dzięki zmianie stron,
dzięki morderczym szkoleniom, które prowadził Severus.
Newton przemilczał tę wypowiedź, zastanawiając się na szybko,
czy słyszał ostatnio o jakiejś wojnie w Europie, w której mogliby uczestniczyć
obaj jego nowi znajomi. Nie przypominał sobie niczego takiego, ale postanowił
sobie, że poszuka w internecie jakichkolwiek wzmianek o wojnach domowych,
walkach gangów czy europejskich mafiach.
— Dlaczego Severusa tu nie ma? — zapytał na końcu, patrząc
Malfoyowi twardo w oczy.
— Potter ci nie powiedział? — wyszeptał Ślizgon, nie
odwracając wzroku. Dostrzegł jak zaciętość w jego minie zmienia się w
zaskoczenie tym, że nie odwraca się, że nie unika odpowiedzi. Miał pewność, że
z jego twarzy można wyczytać tylko smutek. — Severus nie żyje, Mike.
Mike na sekundę przed odpowiedzią Ślizgona wstrzymał oddech.
Widział, jak w jego oczach zachodzi zmiana. Widział, jak pojawiają się tam
smugi żalu, jak jego ramiona lekko opadają, twarz minimalnie blednie, a wargi
przez krótki moment drżą. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi i nie był teraz
pewien, czy rzeczywiście, chciał ją poznać. Mruknął coś mało zrozumiale,
ściskając krótko jego dłoń, nie chcąc by jakikolwiek wyraźniejszy gest
pocieszenia był dostrzeżony przez innych. Miał pewność, że chłopak nie lubił
czegoś takiego.
— Przepraszam — powiedział, sam słysząc bezradność w swoim
głosie.
Draco poczuł dotyk na swojej skórze i ze zdziwieniem
popatrzył w oczy chłopaka, po czym uśmiechnął się przyjaźnie i odetchnął lekko.
— Rozumiem, dlaczego to ciebie Potter wybrał na przyjaciela —
mruknął i ruszył szybciej w stronę wyjścia.
Wampiry już czekały na niego przy samochodzie. Auto Mike’a
stało tuż obok, więc ramię w ramię podeszli do Jaspera i Rosalie. Parking był
już niemal opustoszały, ale kiedy tylko się zatrzymali zauważyli zbliżającego
się do nich Indianina.
— Jacob — powiedzieli obaj i spojrzeli na siebie zdziwieni. —
Jego też znasz? — dodał zdziwiony Newton, a Draco przytaknął sztywno, prostując
się natychmiast i robiąc krok do przodu, stanął pomiędzy Cullenami.
— Czego chcesz? — warknął do zmiennego, kiedy ten zbliżył się
na niewielką odległość.
Ten popatrzył nieprzychylnie na Newtona, po chwili wracając
wzrokiem do trójki stojącej bliżej niego. Uśmiechnął się kącikiem ust, ale w
jego postawie było coś niebezpiecznego.
— Musimy porozmawiać — powiedział w końcu do Malfoya, ale
blondyn tylko prychnął.
— Nie mam teraz czasu — warknął.
— Więc go znajdź — burknął Jake.
— Dlaczego? Czyżbyście podjęli decyzję? — zadrwił, widząc,
jak wzrok wilka prześlizguje się po jego ciele.
Indianin zrobił twa kroki do przodu, stając centymetry od
swojego wpojonego i patrząc na niego z wyzwaniem w brązowych oczach. Jeżeli
wydawało mu się, że Draco się cofnie, to się przeliczył. Czarodziej patrzył na
niego z zaciętością, będąc gotowym na podjecie każdego jego wyzwania.
— Wszystko zależy od ciebie — sapnął cicho Black, wciągając
głęboko jego zapach i przymykając powieki.
Chciał móc pokonać ten dzielący ich odcinek, chciał go
dotknąć, zawłaszczyć, odsunąć od wampirów. Chciał, żeby ten był jego. Wcześniej
walczył, próbował przeciwstawiać się swojej naturze, oszukać ją, ale teraz,
kiedy Draco był tak blisko…
— Ty skurwysynu — wrzasnął Malfoy, podnosząc rękę i chcąc
wymierzyć cios.
Jacob złapał za nią wyjątkowo silnie, przyciągając chłopaka
do siebie. Miał wrażenie, że już nad tym nie panuje, że się nie powstrzyma.
Tylko jedna myśl kołatała mu się w głowie: mieć go tylko dla siebie.
Natychmiast.
Zanim jednak zdążył musnąć wargi Draco swoimi, poczuł, jak
jest chwytany przez dwie lodowate ręce, a ktoś inny odciąga od niego Malfoya.
Zawarczał groźnie, chcąc rzucić się na ratunek chłopakowi. Nie mógł pozwolić go
skrzywdzić. Nie mógł pozwolić, żeby krwiopijcy znowu zabili kogoś wpojonego
sobie przez prawowitego Alfę.
Ślizgon zobaczył moment, w którym Jake zmienił zupełnie wyraz
twarzy. Teraz nie był kimś, kto chciał go mieć, a kimś, kto miał obowiązek go
chronić. Odsunął się ostrożnie od Rosalie, która swoją drogą wyglądała, jakby
chciała Indianina zabić i podszedł do szamocących się Jaspera i Jacoba. Sapnął
cicho, zerkając przelotnie na wampira i robiąc jeszcze jeden krok do przodu.
— Black — warknął, ale chłopak nie zareagował. — Jake!
Wilk spojrzał na niego, wyraźnie zdziwiony, że nic mu nie
jest, że stoi przed nim. Potrząsnął głową, próbując skupić się lepiej na
słowach Ślizgona.
— Nic mi nie jest, słyszysz? — zapytał ostro, a młodszy
skinął szybko. — Nie potrzebuję twojej pomocy, a oni — wskazał na wampiry — mi
nie zagrażają.
— Zagrażają! — nie zgodził się, ponownie starając wyszarpnąć
ręce z kleszczowego uścisku Jaspera.
Draco pokręcił z politowaniem głową, przekręcił ją lekko,
patrząc na niego nieodgadnionym wzrokiem, zawarczał gardłowo i wyrzucił ręce do
góry w geście poddania. Zrobił kolejny krok i położył Jacobowi dłonie na klatce
piersiowej, a następnie pocałował go krótko w usta. Cała czwórka zamarła widząc
to, ale dla Malfoya najważniejsze było, że wilk przestał szaleć.
— Nie zagrażają — powiedział miękko, patrząc uważnie w jego
oczy.
Black, jakby dopiero wychodząc z jakiegoś transu, rozejrzał
się dookoła, pierwszy raz świadomie rejestrując trzymającego go wampira.
— Jesteś za blisko — burknął, odwracając na chwilę spojrzenie
od swojego wpojonego. — Śmierdzisz.
Jasper parsknął krótkim śmiechem, ale zrozumiał, że Jake już
nie stanowi zagrożenia, więc odsunął się od niego szybko, ponownie stając przy
Ślizgonie i wymieniając zaskoczone spojrzenia z Rose. Żadne z nich nie mogło
uwierzyć, że to się naprawdę wydarzyło.
— Nie potrzebujemy waszej pomocy — warknął Draco, tymi
kilkoma słowami sprawiając, że wszyscy wlepili w niego niedowierzające
spojrzenia.
— Potrzebujemy — mruknęła Rosalie.
— Potrzebujecie — powiedział kategorycznie Jake.
Malfoy zaśmiał się nieprzyjemnie, stając ponownie centymetry
od zmiennego i patrząc na niego ze wściekłością.
— Jeżeli uważasz, że masz prawo żądać ode mnie czegokolwiek,
tylko dlatego, że staniesz do walki u mojego boku, to jesteś w błędzie —
syknął. — Nie potrzebujemy waszej pomocy — powtórzył z pewnością, tonem
nieznoszącym sprzeciwu. — Nie pokazuj mi się więcej na oczy, wilku — mówił z
taką pogardą, że Jake mimowolnie cofnął się nieznacznie w tył. — Jeżeli
będziesz miał szczęście, to zginę w tej walce, a ty będziesz miał w końcu święty
spokój — powiedział na końcu, patrząc mu groźnie w oczy i dostrzegając, jak
Jake rozszerza je w panice.
Odwrócił się na pięcie, pożegnał skinieniem z Newtonem i nie
zwracając uwagi na szok całej czwórki, wsiadł do samochodu wampirzycy,
zapinając niespiesznie pas bezpieczeństwa. Miał dość wszystkiego, co wydarzyło
się od pierwszego spotkania z Jacobem.
-I-I-I-
wera2617 ach, dziękuję! Jak wszystko dobrze pójdzie to do końca czerwca zakończę Zapomnieć, a wtedy się zobaczy, co dalej:P
Brygida pomyślę nad wampirami w Anglii, ale niczego nie obiecuję, może jakiś oneshot, napisz coś więcej, jak to widzisz, to wtedy odpowiem. Ach, a ognisko byłoby rzeczywiście iście widowiskowe:P
NigrumLotus hej, kochana! Podsuwaj więcej pomysłów, bo całkiem fajne teksty z nich wychodzą:P Cieszę się, ze Rejs się spodobał, pisałam go z prawdziwą przyjemnością:D
Spojrzenie Zabójcy wspominałam już, że jesteś szalona:D?
Czarny Kruk hej! Naprawdę nie spodziewałam się, że jeśli już zajrzysz to nie dość, że wszystko przeczytasz, to jeszcze zostawisz tyle komentarzy! Fajny pomysł z Carlislem i Harrym, przemyśle go i jak na razie jest duża szansa na zrealizowanie, choć jak sama zauważyłaś, muszę najpierw skończyć kilka zaczętych opowiadań. I masz rację, mój Harry jest silnym facetem, ale może takie wyzwanie, jakie przede mną stawiasz, jest mi właśnie potrzebne. Dziękuję za uznanie dla prologu. uwielbiam go i prawdę mówiąc początkowo miał istnieć wyłącznie jako oneshot, a że wyszło jak wyszło, wszyscy się cieszą. Obiecuję przeczytać Twoje opowiadanie, jak na razie jedynie zerknęłam, czas niestety mam bardzo ograniczony. Pozdrawiam serdecznie:*
Draco ty ćmoku, czemuś jesteś na niego tak cięty. Tamten pocałunek był po prostu uroczy. Kibicuje Jacobowi, niech znajdzie jakiś sposób Smoka...
OdpowiedzUsuńOsobiście, nie lubię oryginalnego Mika, twój jednak jest dużo dojzalszy (kanon, kto tu mówi o kanonie ;D). Zdziwiłam się trochę zwierzeniom Draco. Takie do niego to niepodobne...
Rozumiem brak czasu, ja sama mam z nim problemy, szczególnie teraz, pod koniec roku szkolnego >.<" Fajnie, że w ogóle wzięłaś mój pomysł pod uwagę. Ja, osobiście boje się pisać ficki. Chciała bym zachować kanon postaci, jednocześnie wymyślając jakąś naprawdę oryginalną, nie szablonową historię. W planach mam Zabuzę i Haku z Naruto. Choć będzie to raczej szablonowa opowieść, z rodzaju szkolnych. No, ale najpierw chcę skończyć swoją opowieść, a później brać się za coś innego.
Jej, jak się rozpisałam i to na dodatek o sobie. Kończę, życzę weny i czekam na jeszcze (a w szczególności na zakończenie "W Forks") :)
boskie!!!!!! znalazlam przez OGROMNY przypadek i pokochałam!!! proszę o następny rozdział ;) weny!!!
OdpowiedzUsuńJesteś genialna <3
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy komentuje i rzadko kiedy czekam na kolejne notki,ale na Twoje niestety muszę...wpoiłam się <3
Hej,
OdpowiedzUsuńwszyscy są zaskoczeni, że w tak szybkim tempie Harry i Draco zaprzyjaźnili się z Cullenami...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńjak wspaniale, wszyscy zaskoczeni że tak szybko Harry i Draco zaprzyjaźnili się z Cullenami...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o tak bardzo szybko Harry i Draco zaprzyjaźnili się z Cullenami...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza