wtorek, 15 stycznia 2013

Zapomnieć 15

Witajcie kochani!
I wybaczcie mi, bo nawaliłam na całej linii, wiem o tym. Chyba nieco się przeliczyłam ze swoimi możliwościami i wyszło, jak wyszło. W każdym razie już jestem z powrotem i postaram się wstawiać notki regularnie. Co najmniej jedną w tygodniu, choć myślę, że będą jednak trochę częściej. Przepraszam, że dziś bez odpowiedzi na Wasze komentarze, ale niestety czas goni. W tej części trochę o Traktacie, reszta będzie w następnej. Miłego czytania!





— Co!?
Harry parsknął głośnym śmiechem, kiedy trzy pozostałe osoby, znajdujące się z nim w jednym pomieszczeniu wykrzyknęły to pytanie.
— To, co słyszeliście — mruknął, wzruszając ramionami.
— Ale… On i Jacob… Przecież… — Sam starał się wypowiedzieć poprawnie choć jedno zdanie.
— A co do tego ma Jacob? — zapytał Draco, nie odrywając spojrzenia od Pottera.
— To mój syn — burknął Billy.
— Och, pięknie! — zakpił. — Mam nadzieję, że jego żądza zemsty już minęła, bo na jakiś czas mam dość ciskania Avadami w moją rodzinę.
Indianie spojrzeli niepewnie na Gryfona, ale ten pokręcił tylko przecząco głową.
— Zresztą to teraz nie ważne — dodał blondyn. — Jesteśmy umówieni z… — przerwał i zerknął na dwóch mężczyzn. — Z Cullenami.
— Idziecie do domu wampirów? — zdziwił się Alfa.
— Ty też się przyjaźnisz z wampirami? — warknął w tym samym czasie Black.
Malfoy rozszerzył oczy, poczym zamruczał coś cicho.
— Czy w Forks wszyscy wiedzą, że Cullenowie są wampirami? — zapytał Harry’ego.
— Tylko Sfora i teraz wy — przyznał Sam.
— Potter! — Ślizon zaczynał się irytować. — O co chodzi z pieprzonymi wilkami i cholerną Sforą? Oni nie są wilkołakami — dodał pewnie, wskazując na Quileute’ów.
— Masz rację, nie są.
Młodszy z Indian wstał i podał rękę Malfoyowi.
— Jestem Sam Uley. Przyjdźcie do nas jutro wieczorem. Chyba musimy sobie trochę wyjaśnić.
Draco, raczej zdziwiony tą propozycją, przyjął dłoń i potrząsnął nią lekko. Przyjrzał się uważnie mężczyźnie, dostrzegając ładnie wyrzeźbioną klatkę piersiową i ramiona. Niedbały, może jednodniowy zarost dodawał mu jakiejś drapieżności i siły, a brązowe oczy patrzyły z rozbawieniem, analizując wyraz twarzy arystokraty.
— Draco — mruknął, cofając się o krok, kiedy zauważył, że zbyt długo ściska rękę Sama. — Możliwe, że ktoś jeszcze z nami przyjdzie — dodał po chwili.
— Wampiry nie mają wstępu na nasze terytorium — warknął groźnie Alfa, obnażając nieznacznie zęby.
Ślizgon uniósł drwiąco kąciki ust i przytaknął.
— Domyśliłem się. Nie mówię o Cullenach, ale o czarodziejach.
— Racja — przytaknął Harry. — Są tu także nasi przyjaciele.
Malfoy skrzywił się lekko na takie określenie pary Gryfonów, ale nie skomentował słów Złotego Chłopca. Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł.
— Jake zasugerował, że jest w stanie pokonać wampiry. To prawda? — zapytał zaciekawiony, a Potter spojrzał na niego gniewnie. — Będziemy potrzebować sojuszników i to prawdopodobnie już wkrótce — wyjaśnił chłopakowi cierpliwie.
Sam uśmiechnął się nieprzyjemnie, kiwając jednocześnie głową.
— Czyli jednak Cullenowie złamali Rozejm? — zapytał.
— Dlaczego jacyś Indianie wiedzą o Traktacie, a wampiry nie? — burknął Draco, przenosząc ponownie spojrzenie na Harry’ego.
— Oni mówią o innym porozumieniu — odpowiedział Wybraniec. — I nie, nie złamali — dodał, patrząc twardo na Sama. — Jak widzisz nie jestem wampirem i skoro z wami rozmawiam, to znaczy, że wciąż żyję.
Zanim Alfa zdążył się ponownie odezwać, Billy położył mu, w uspokajającym geście, dłoń na ramieniu.
— Spieszycie się, nie będziemy was zatrzymywać — powiedział do dwóch Europejczyków. — Przyprowadźcie jutro swoich przyjaciół.
 -I-I-I-
Malfoy aportował siebie i swojego byłego wroga do domu Cullenów. Oczywiście Potter zarzekał się, że sam jest w stanie to zrobić, ale blondyn uznał, że skoro to on był jego osobistym uzdrowicielem, to Gryfon ma się zamknąć, bo to on będzie decydował o takich rzeczach. Harry, nie chcąc go irytować, nie wspomniał nawet słowem, że użył dzisiaj dużej ilości magii do unieruchomienia Edwarda.
W salonie, w którym się znaleźli, zastali Rona i Hermionę oraz większą część klanu wampirów. Brakowało jedynie Rosalie i Emmeta, którzy mieli pojawić się lada chwila.
— Harry! — krzyknęła brązowowłosa Gryfonka, rzucając się w ramiona przyjaciela i wtulając się w niego silnie.
Trwała tak przez chwilę, po której oderwała się od niego, a po jej policzkach spływało kilka łez. Chłopak wytarł je pospiesznie, uśmiechając się oszczędnie.
— Jesteś nieodpowiedzialnym ignorantem! — krzyknęła, a Potter cofnął się kilka kroków, wycofując się tym poza zasięg pięści dziewczyny. — Czy ty w ogóle wiesz, co robisz? Czy wiesz, jak się o ciebie martwiłam? — dodała ciszej, pociągając lekko nosem. — Myślałam, że teraz… Myślałam, że już nigdy nie będę musiała się tak martwić — wyszeptała, a Wybraniec ponownie objął ją swoimi ramionami.
Przymknął oczy, przełykając głośno ślinę. Nie chciał sprawiać im kłopotu. I nie chciał, żeby się o niego niepokoili, tak samo, jak nie potrzebował ich współczucia. Był zły, że musiał ich w to wszystko wciągnąć, chociaż wiedział, że sytuacja była wyjątkowa. Zerknął na Rona, ale rudzielec nie wyglądał na złego, czy zawiedzionego jego zachowaniem. Z jego twarzy można było raczej wyczytać ulgę i Harry miał pełną świadomość, że jest ona wynikiem tego, iż jest cały i zdrowy. Weasley podszedł do niego powoli i klepnął go w ramię, nie odzywając się przy tym w ogóle. Słowa nie były im potrzebne w takim momencie. Zbyt dużo podobnych chwil już przeżyli i Ron doskonale wiedział, co czuje jego przyjaciel.
— Kiedy będzie Rose? — zapytał Draco, nie zważając na, raczej intymne, zachowanie Gryfonów.
— Powinni być za jakiś kwadrans — odpowiedział spokojnie Carlisle.
Granger oderwała się od Pottera i pociągnęła go za sobą na skórzaną kanapę. Chłopak zerknął na Malfoya i zaśmiał się cicho, zauważając, że ten patrzy na niego nieco nieobecnym wzrokiem. Widocznie obaj przypomnieli sobie, w jakiej pozycji zostali na niej przyłapani.
— Hermiona dostała podręcznik Księcia Półkrwi — powiedział Ron, chcąc przerwać krepującą ciszę.
Wyszczerzył się przy tym do Złotego Chłopca i wskazał na głębokie rumieńce, które szybko wystąpiły na policzki jego narzeczonej.
— Ron! — burknęła, oburzona. — To nie jest odpowiedni…
— W porządku. — Harry zaśmiał się już otwarcie, a dwóch pozostałych czarodziei mu zawtórowało. — Wiem, że ją dostałaś.
— A wiesz może, dlaczego? — spytała podekscytowana.
Ku zdziwieniu wszystkich, za Wybrańca odpowiedział Draco:
— Zapewne z tego samego powodu, z którego ja dostałem kilka drogocennych ksiąg — mruknął. — Potter nie zrobiłby z tego należytego użytku.
Gryfon zerknął na niego z wyrzutem, ale nie skomentował, więc Malfoy westchnął głośno i rozsiadając się w fotelu, kontynuował:
— Severus nauczył Pottera wszystkiego, co jest w tej książce — wyjaśnił, niezadowolony. — Teraz ty możesz zrobić z niej dobry użytek. Słyszałem, że dostaliście propozycję pracy w Hogwarcie.
Ron zwrócił uwagę na drgnięcie Edwarda, kiedy Ślizgon wypowiedział imię swojego byłego opiekuna. Nie podobało mu się to, co sugerował Malfoy zaraz po ich przybyciu do Forks i nie podobało mu się, że nie może spokojnie zbesztać Harry’ego za to, że dopuścił wampira tak blisko siebie. Dla niego oczywistym było, co się stało w jego domu i jaki był powód tego, że blondyn aż tyle czasu poświęcił na leczenie jego przyjaciela. Pozostawało pytanie, co z tym wszystkim zrobić? I czy robić cos w ogóle powinien. Nie zapomniał tego, jak Draco wyraźnie dał im do zrozumienia, że Wybraniec odżył w tym miejscu, że w końcu pogodził się ze śmiercią swojego partnera, albo przynajmniej znalazł sobie nowy cel, który utrzymuje go przy zdrowych zmysłach.
— Naprawdę? — zdziwił się Harry.
— Tak — odmruknęła Gryfonka. — Zresztą dla was McGonagall też ma propozycje.
Potter skrzywił się i pokręcił niedowierzająco głową. Nie zamierzał wracać do Wielkiej Brytanii.
— Hermi ma uczyć eliksirów — powiedział cicho Weasley, a Harry drgnął i rozszerzył oczy w zdziwieniu, ale po chwili uśmiechnął się i przytaknął.
— Podręcznik księcia może się więc przydać — przyznał, z wyczuwalną czułością w głosie.
Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się oczekiwanej dwójki. Czarodzieje spojrzeli na siebie, wiedząc, że wyjaśnienia nie będą proste, ale są niezbędne. Cullenowie musieli zrozumieć w czym tkwi problem i z jakim zagrożeniem przyjdzie im się wkrótce zmierzyć.
— Traktat pomiędzy Międzynarodową Konfederacją Czarodziejów a Volturi został podpisany na dziesięć lat przed uchwaleniem Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarów, czyli w 1682 roku. Nie wszyscy czarodzieje o nim wiedzą, wampiry, według jego postanowień, wiedzieć nie powinny w ogóle — zaczął Draco.
— Więc skąd wy wiecie? — mruknęła Alice.
— Staliśmy w pierwszym rzędzie w niedawno zakończonej wojnie — wyjaśnił Harry. — Musieliśmy mieć wszystkie niezbędne informacje, żeby przeżyć i wygrać. Istniała realna szansa, że Voldemort będzie korzystał z pomocy wampirów w czasie walk, musieliśmy wiedzieć wszystko na temat zagrożenia z jakim może przyjść nam się zmierzyć.
— Traktat został podpisany w celu zapewnienia bezpieczeństwa zarówno wam, jak i nam — podjęła Hermiona. — Czarodzieje, zgodnie z zasadami Kodeksu Tajności, muszą ukrywać swoje zdolności przed niemagicznymi ludźmi, wam, za ujawnienie się, grozi kara śmierci wymierzana przez Volturi. Uczono nas w szkole o wampirach, ale jesteście klasyfikowani jako magiczne stworzenia, bardzo niebezpieczne w swoim szale głodu. Wiele informacji jest przekłamanych lub niekompletnych. Jedynie dane zawarte w Traktacie dają nam możliwość zrozumienia waszej natury i prawdziwego zagrożenia, jakie stanowicie dla czarodziei.
— Jakiego zagrożenia? — zapytała zdziwiona Esme. — Chodzi o to, o czym rozmawialiście, kiedy Draco…? — zamilkła wpół zdania, nie do końca pewna, czy poruszanie tego tematu w tej chwili jest dobrym pomysłem.
— Tak, jak mówiła Hermiona, Traktat ma za zadanie chronić obie jego strony — odezwał się Potter. — Czarodzieje od wieków szukali sposobu na długowieczność. Kilku z nich eksperymentowało z waszym jadem. Skoro potraficie przemienić w wampira zwykłego człowieka, to co się stanie, kiedy jad ten zostanie użyty na czarodzieju?
— Niestety rzadko kiedy takie próby kończyły się powodzeniem — kontynuował Malfoy. — Wasz jad wchodzi w reakcje z magicznym rdzeniem, który posiadamy. Niemal sto procent przypadków skończyło się utratą magii. Czarodziej przemieniał się w wampira, ale jednocześnie stawał się charłakiem. Magiczny rdzeń zostawał zredukowany do minimum, ale nie zniszczony całkowicie. Przez to, osoba taka stawała się wampirem, a co za tym szło, wzrastała jej szybkość i siła, wyostrzały się zmysły i przychodziła żądza krwi.
— Jedyne, co pozostawało z człowieka, to normalny proces starzenia się, który zapewniała ta resztka magicznego rdzenia — mruknął Ron, wywołując szok na twarzach Cullenów. — W ten sposób nasza populacja w średniowieczu została zdziesiątkowana. Mówi się o paleniu na stosach czarownic i wojnach z gobelinami, które się do tego przyczyniły. Wina leży jednak głównie po stronie czarodziei, którzy chcieli spróbować zyskać nową siłę, a zamiast tego stracili wszystko, przyczyniając się także do upadku swoich rodzin, bo oczywiście to w nich, głód zaspokoić było najłatwiej.
— Nowonarodzeni nie panują nad rządzą krwi — szepnęła przerażona Rosalie. — Ich stwórcy im nie pomagali? — zapytała z niepokojem.
Harry pokręcił głową w wyrazie rezygnacji.
— Nawet jeśli pomagali, ta pomoc była niewystarczająca — burknął i wrócił do poprzedniego tematu: — Jedynie kilku czarodziejom udało się zachować swoje moce po przemianie w wampiry, ale nad tymi zapanować było jeszcze trudniej. Nie dość, że zyskiwali wasze umiejętności, mogli dodatkowo korzystać z magii. Wszyscy zostali zabici, uśmiercając wcześniej całe rzesze ludzi — powiedział smutno.
— Kiedy Międzynarodowa Konfederacja zorientowała się, co właściwie się działo, społeczeństwo czarodziejów wypowiedziało wojnę wampirom — podjęła znowu Granger. — Przestraszyliśmy się tego, w jak łatwy sposób możemy zostać zniszczeni raz na zawsze, szczególnie, że niektóre wampiry widziały w tym swoją szansę na zyskanie kontroli nad światem, czy jego cząstką. Coraz więcej czarodziei, którzy nie chcieli mieć z wami nic wspólnego, zostawało ugryzionych i przemienionych, a tym samym pozbawionych mocy. Wymierały starożytne rody, upadały finansowe potęgi. Nasze społeczeństwo opanował strach i niemoc.
— Walka z wampirami była jednak trudna — wtrącił Malfoy. — Tylko silni czarodziej są w stanie rzucić na was proste zaklęcia. Tylko bardzo silni są w stanie rzucić te trudniejsze, dzięki którym moglibyśmy was pokonać.
— Każde z was może rzucić takie zaklęcie — stwierdził spokojnie Carlisle. Ciekawiło go, do czego to wszystko zmierzało i jak to się stało, że po swojej przemianie nie trafił na żadne walki.
— Jesteśmy silni — przyznał Draco. — Jesteśmy w stanie ukryć przed Edwardem nasze myśli, możemy zajrzeć do waszych wspomnień. Podejrzewam, że każde z nas mogłoby potraktować was Imperiusem, i zmusić was do podporządkowania się naszej woli.
— Ja nie — mruknął Ron.
— Ale udało ci się jakoś powstrzymać tamtego wampira w Volterze — przypomniał Edward.
— Ale nie tym zaklęciem. Nie wszystkie czary działają na wampiry tak, jak na innych ludzi. Gdybym rzucił Cruciatusa na Malfoya, zwijałby się z bólu. — Spojrzał na blondyna, a w jego oczach błysnęła iskierka. — Mogę wam zademonstrować — dodał z kpiną.
Draco w jednej chwili skoczył na nogi, wyszarpując różdżkę i ustawiając się w pozycji do ataku.
— Nawet się nie waż, Weasley.
Zanim jednak któryś z nich zdążył zrobić cokolwiek więcej, Hermiona trzepnęła swojego narzeczonego w potylicę i warknęła wściekle:
— Jesteś jego dłużnikiem, palancie! Pamiętasz? Podnieś na niego różdżkę, a będziesz sobie szukał nowej czarownicy.
Ron zbladł nagle i wymamrotał ciche przeprosiny, kuląc się na kanapie. Nie zamierzał narażać się dziewczynie i nie zamierzał stracić jej z tak idiotycznego powodu.
— W każdym razie — kontynuował Ślizgon, jakby nic się nie wydarzyło. — Silni magicznie czarodzieje mogą wyrządzić wam krzywdę. Mogą zadać ból, którego przecież nie powinniście czuć, mogą zniszczyć wasz umysł, wykorzystać was, jako narzędzia w swoich wojnach, albo jako swoje zabawki, sługi… — Przy ostatnich słowach spojrzał przepraszająco na Jaspera, domyślając cię, w jakich celach mógł być przetrzymywany przez jego dziadka. — I mogą was zabić.
Jasper przełknął ślinę, nagle świadomy tego, że cudem jest fakt, iż wciąż żyje. I jakoś przestało mu zależeć na przypomnieniu sobie wszystkiego, co było związane z Abraxasem.
— Wy też możecie? — zapytał cicho, posyłając Potterowi przeszywające spojrzenie.
Ten przekrzywił śmiesznie głowę i przyglądał mu się uważnie przez chwilę. Był spokojny i opanowany, jedynie przez ułamek sekundy poczuł smutek. Może nie byli przyjaciółmi od długiego czasu, ale Jasper wraz z Rosalie stanowili trzon jego nowej egzystencji. Nie wyzwanie, jak Edward, tylko coś na kształt podpory i zasłony, która miała go podtrzymywać i odgradzać od świata.
— Przepraszam, Harry — wymamrotał wampir. Nie chciał czuć tego rozczarowania. Nie chciał być jego powodem. — Naprawdę przepraszam.
Chłopak skinął głową, nie poruszając nawet tematu tych wątpliwości i odpowiedział na jego pytanie:
— Możemy. A przynajmniej ja mogę — dodał. — Prawdopodobnie Hermiona i Draco również.
— Kiedy czarodzieje zebrali odpowiednio silnych przedstawicieli, rozpoczęły się regularne bitwy — podjął Malfoy. — Później walki przeszły do podziemi, ataki przypominały mugolską partyzantkę, a ofiar, po obu stronach, było coraz więcej. Unicestwionych lub złamanych zostało mnóstwo wampirów. Elita czarodziejskiego świata umierała, problem się nawarstwiał, ale nikt nie chciał zrezygnować.
— W końcu do akcji wkroczyli Volturi — wyjaśnił Potter. — Populacja wampirów zmniejszała się w zastraszającym tempie, ponieważ czarodzieje polowali nawet na tych, którzy z prowodyrami całego zamieszania nie mieli nic wspólnego. Volturi obiecali pomóc w zabiciu tych, którzy pragnęli zniszczenia magicznego społeczeństwa, w zamian za zaprzestanie nagonki na pozostałe wampiry. Drugim warunkiem było nieinformowanie czarodziei o prawdziwych umiejętnościach wampirów, te miały być znane jedynie członkom Konfederacji. Czarodzieje zgodzili się na oba warunki, zaznaczając, że żaden nowy wampir nie może dowiedzieć się o istnieniu świata magii. Jeżeli to postanowienie zostanie złamane, Volturi winni są unicestwić takiego osobnika, w przeciwnym razie Międzynarodowa Konfederacja uzna Traktat za nieważny, a czarodzieje zaczną ponownie polować na wampiry.
Cisza, która nastała po tych słowach, była aż nadto wymowna. Według tego, czego właśnie się dowiedzieli, Cullenowie właściwie już powinni szykować się na śmierć. Ich wojna z Volturi nie miała prawa skończyć się dobrze, ale kolejna wojna pomiędzy wampirami a czarodziejami doprowadzi do fatalnych skutków, co do tego nikt wątpliwości nie miał.
— Dlatego właśnie nie pozwoliliśmy wam iść do Aro — mruknęła przepraszająco Hermiona. — Zostalibyście pozbawieni życia w jednej sekundzie lub zmuszeni do trwania przy ich boku. Jeśli dodatkowo dowiedzieliby się, że wiecie właśnie o Harrym i, że on jest blisko was, mogliby uznać, że to czarodzieje złamali Traktat i wstąpić na wojenna ścieżkę. Ale Aro i tak szybko zrozumie, co się stało — dodała.
— I przyjdzie po nas — zakończył za nią Carlisle.

5 komentarzy:

  1. Uuuaaa. Rozdział jak zawsze niesamowity. Cieszę si, że w końcu wyjaśnił się ten traktat, przynajmniej trochę się rozjaśniło^^ opis wojny czarodziejów z wampirami... Nie wiem co powiedzieć. Zasmuciło mnie to.
    Ach, mogłabym dużo więcej napisać, ale napiszę tylko: życzę dużo weny. czekam na next
    Pozdrowionka, Shanuśka:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczne:) nareszcie było o Volturi wojnę też fajnie opisałaś
    Już nie mogę się doczekać spotkania Draco Harrego i reszty ze sforą:)
    A tak w ogóle STRASZNIE się za Tobą stęskniłam:) Dobrze że już wróciłaś bo ja normalnie tu umierałam i nabawiłam się tiku nerwowego (wchodziłam parę razy dziennie na twojego bloga)
    BARDZOOOOOO DUŻO WENY
    Miki

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wampiry się dowiedziały, i o co chodzi z tym traktatem i jak byli blisko niebezpieczeństwa, w zasadzie nadal są...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    w końcu wampiry się dowiedziały prawdy, ale o co chodzi z tym traktatem... i byli tak blisko niebezpieczeństwa a w zasadzie to nadal są...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, wampiry poznały prawdę, i ten traktat o co z nim chodzi? i są tak blisko niebezpieczeństwa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń