I wybaczcie mi, bo nawaliłam na całej linii, wiem o tym. Chyba nieco się przeliczyłam ze swoimi możliwościami i wyszło, jak wyszło. W każdym razie już jestem z powrotem i postaram się wstawiać notki regularnie. Co najmniej jedną w tygodniu, choć myślę, że będą jednak trochę częściej. Przepraszam, że dziś bez odpowiedzi na Wasze komentarze, ale niestety czas goni. W tej części trochę o Traktacie, reszta będzie w następnej. Miłego czytania!
— Co!?
Harry parsknął głośnym śmiechem, kiedy trzy pozostałe osoby,
znajdujące się z nim w jednym pomieszczeniu wykrzyknęły to pytanie.
— To, co słyszeliście — mruknął, wzruszając ramionami.
— Ale… On i Jacob… Przecież… — Sam starał się wypowiedzieć
poprawnie choć jedno zdanie.
— A co do tego ma Jacob? — zapytał Draco, nie odrywając
spojrzenia od Pottera.
— To mój syn — burknął Billy.
— Och, pięknie! — zakpił. — Mam nadzieję, że jego żądza
zemsty już minęła, bo na jakiś czas mam dość ciskania Avadami w moją
rodzinę.
Indianie spojrzeli niepewnie na Gryfona, ale ten pokręcił
tylko przecząco głową.
— Zresztą to teraz nie ważne — dodał blondyn. — Jesteśmy
umówieni z… — przerwał i zerknął na dwóch mężczyzn. — Z Cullenami.
— Idziecie do domu wampirów? — zdziwił się Alfa.
— Ty też się przyjaźnisz z wampirami? — warknął w tym samym
czasie Black.
Malfoy rozszerzył oczy, poczym zamruczał coś cicho.
— Czy w Forks wszyscy wiedzą, że Cullenowie są wampirami? —
zapytał Harry’ego.
— Tylko Sfora i teraz wy — przyznał Sam.
— Potter! — Ślizon zaczynał się irytować. — O co chodzi z
pieprzonymi wilkami i cholerną Sforą? Oni nie są wilkołakami — dodał pewnie,
wskazując na Quileute’ów.
— Masz rację, nie są.
Młodszy z Indian wstał i podał rękę Malfoyowi.
— Jestem Sam Uley. Przyjdźcie do nas jutro wieczorem. Chyba
musimy sobie trochę wyjaśnić.
Draco, raczej zdziwiony tą propozycją, przyjął dłoń i
potrząsnął nią lekko. Przyjrzał się uważnie mężczyźnie, dostrzegając ładnie
wyrzeźbioną klatkę piersiową i ramiona. Niedbały, może jednodniowy zarost
dodawał mu jakiejś drapieżności i siły, a brązowe oczy patrzyły z rozbawieniem,
analizując wyraz twarzy arystokraty.
— Draco — mruknął, cofając się o krok, kiedy zauważył, że
zbyt długo ściska rękę Sama. — Możliwe, że ktoś jeszcze z nami przyjdzie —
dodał po chwili.
— Wampiry nie mają wstępu na nasze terytorium — warknął
groźnie Alfa, obnażając nieznacznie zęby.
Ślizgon uniósł drwiąco kąciki ust i przytaknął.
— Domyśliłem się. Nie mówię o Cullenach, ale o czarodziejach.
— Racja — przytaknął Harry. — Są tu także nasi przyjaciele.
Malfoy skrzywił się lekko na takie określenie pary Gryfonów,
ale nie skomentował słów Złotego Chłopca. Nagle wpadł mu do głowy pewien
pomysł.
— Jake zasugerował, że jest w stanie pokonać wampiry. To
prawda? — zapytał zaciekawiony, a Potter spojrzał na niego gniewnie. — Będziemy
potrzebować sojuszników i to prawdopodobnie już wkrótce — wyjaśnił chłopakowi
cierpliwie.
Sam uśmiechnął się nieprzyjemnie, kiwając jednocześnie głową.
— Czyli jednak Cullenowie złamali Rozejm? — zapytał.
— Dlaczego jacyś Indianie wiedzą o Traktacie, a wampiry nie?
— burknął Draco, przenosząc ponownie spojrzenie na Harry’ego.
— Oni mówią o innym porozumieniu — odpowiedział Wybraniec. —
I nie, nie złamali — dodał, patrząc twardo na Sama. — Jak widzisz nie jestem
wampirem i skoro z wami rozmawiam, to znaczy, że wciąż żyję.
Zanim Alfa zdążył się ponownie odezwać, Billy położył mu, w
uspokajającym geście, dłoń na ramieniu.
— Spieszycie się, nie będziemy was zatrzymywać — powiedział
do dwóch Europejczyków. — Przyprowadźcie jutro swoich przyjaciół.
-I-I-I-
Malfoy aportował siebie i swojego byłego wroga do domu
Cullenów. Oczywiście Potter zarzekał się, że sam jest w stanie to zrobić, ale
blondyn uznał, że skoro to on był jego osobistym uzdrowicielem, to Gryfon ma
się zamknąć, bo to on będzie decydował o takich rzeczach. Harry, nie chcąc go
irytować, nie wspomniał nawet słowem, że użył dzisiaj dużej ilości magii do
unieruchomienia Edwarda.
W salonie, w którym się znaleźli, zastali Rona i Hermionę
oraz większą część klanu wampirów. Brakowało jedynie Rosalie i Emmeta, którzy
mieli pojawić się lada chwila.
— Harry! — krzyknęła brązowowłosa Gryfonka, rzucając się w
ramiona przyjaciela i wtulając się w niego silnie.
Trwała tak przez chwilę, po której oderwała się od niego, a
po jej policzkach spływało kilka łez. Chłopak wytarł je pospiesznie,
uśmiechając się oszczędnie.
— Jesteś nieodpowiedzialnym ignorantem! — krzyknęła, a Potter
cofnął się kilka kroków, wycofując się tym poza zasięg pięści dziewczyny. — Czy
ty w ogóle wiesz, co robisz? Czy wiesz, jak się o ciebie martwiłam? — dodała
ciszej, pociągając lekko nosem. — Myślałam, że teraz… Myślałam, że już nigdy
nie będę musiała się tak martwić — wyszeptała, a Wybraniec ponownie objął ją
swoimi ramionami.
Przymknął oczy, przełykając głośno ślinę. Nie chciał sprawiać
im kłopotu. I nie chciał, żeby się o niego niepokoili, tak samo, jak nie
potrzebował ich współczucia. Był zły, że musiał ich w to wszystko wciągnąć,
chociaż wiedział, że sytuacja była wyjątkowa. Zerknął na Rona, ale rudzielec
nie wyglądał na złego, czy zawiedzionego jego zachowaniem. Z jego twarzy można
było raczej wyczytać ulgę i Harry miał pełną świadomość, że jest ona wynikiem
tego, iż jest cały i zdrowy. Weasley podszedł do niego powoli i klepnął go w
ramię, nie odzywając się przy tym w ogóle. Słowa nie były im potrzebne w takim
momencie. Zbyt dużo podobnych chwil już przeżyli i Ron doskonale wiedział, co
czuje jego przyjaciel.
— Kiedy będzie Rose? — zapytał Draco, nie zważając na, raczej
intymne, zachowanie Gryfonów.
— Powinni być za jakiś kwadrans — odpowiedział spokojnie
Carlisle.
Granger oderwała się od Pottera i pociągnęła go za sobą na
skórzaną kanapę. Chłopak zerknął na Malfoya i zaśmiał się cicho, zauważając, że
ten patrzy na niego nieco nieobecnym wzrokiem. Widocznie obaj przypomnieli
sobie, w jakiej pozycji zostali na niej przyłapani.
— Hermiona dostała podręcznik Księcia Półkrwi — powiedział
Ron, chcąc przerwać krepującą ciszę.
Wyszczerzył się przy tym do Złotego Chłopca i wskazał na
głębokie rumieńce, które szybko wystąpiły na policzki jego narzeczonej.
— Ron! — burknęła, oburzona. — To nie jest odpowiedni…
— W porządku. — Harry zaśmiał się już otwarcie, a dwóch
pozostałych czarodziei mu zawtórowało. — Wiem, że ją dostałaś.
— A wiesz może, dlaczego? — spytała podekscytowana.
Ku zdziwieniu wszystkich, za Wybrańca odpowiedział Draco:
— Zapewne z tego samego powodu, z którego ja dostałem kilka
drogocennych ksiąg — mruknął. — Potter nie zrobiłby z tego należytego użytku.
Gryfon zerknął na niego z wyrzutem, ale nie skomentował, więc
Malfoy westchnął głośno i rozsiadając się w fotelu, kontynuował:
— Severus nauczył Pottera wszystkiego, co jest w tej książce
— wyjaśnił, niezadowolony. — Teraz ty możesz zrobić z niej dobry użytek.
Słyszałem, że dostaliście propozycję pracy w Hogwarcie.
Ron zwrócił uwagę na drgnięcie Edwarda, kiedy Ślizgon
wypowiedział imię swojego byłego opiekuna. Nie podobało mu się to, co sugerował
Malfoy zaraz po ich przybyciu do Forks i nie podobało mu się, że nie może
spokojnie zbesztać Harry’ego za to, że dopuścił wampira tak blisko siebie. Dla
niego oczywistym było, co się stało w jego domu i jaki był powód tego, że
blondyn aż tyle czasu poświęcił na leczenie jego przyjaciela. Pozostawało
pytanie, co z tym wszystkim zrobić? I czy robić cos w ogóle powinien. Nie
zapomniał tego, jak Draco wyraźnie dał im do zrozumienia, że Wybraniec odżył w
tym miejscu, że w końcu pogodził się ze śmiercią swojego partnera, albo
przynajmniej znalazł sobie nowy cel, który utrzymuje go przy zdrowych zmysłach.
— Naprawdę? — zdziwił się Harry.
— Tak — odmruknęła Gryfonka. — Zresztą dla was McGonagall też
ma propozycje.
Potter skrzywił się i pokręcił niedowierzająco głową. Nie
zamierzał wracać do Wielkiej Brytanii.
— Hermi ma uczyć eliksirów — powiedział cicho Weasley, a
Harry drgnął i rozszerzył oczy w zdziwieniu, ale po chwili uśmiechnął się i
przytaknął.
— Podręcznik księcia może się więc przydać — przyznał, z
wyczuwalną czułością w głosie.
Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się oczekiwanej dwójki.
Czarodzieje spojrzeli na siebie, wiedząc, że wyjaśnienia nie będą proste, ale są
niezbędne. Cullenowie musieli zrozumieć w czym tkwi problem i z jakim
zagrożeniem przyjdzie im się wkrótce zmierzyć.
— Traktat pomiędzy Międzynarodową Konfederacją Czarodziejów a
Volturi został podpisany na dziesięć lat przed uchwaleniem Międzynarodowego
Kodeksu Tajności Czarów, czyli w 1682 roku. Nie wszyscy czarodzieje o nim
wiedzą, wampiry, według jego postanowień, wiedzieć nie powinny w ogóle — zaczął
Draco.
— Więc skąd wy wiecie? — mruknęła Alice.
— Staliśmy w pierwszym rzędzie w niedawno zakończonej wojnie
— wyjaśnił Harry. — Musieliśmy mieć wszystkie niezbędne informacje, żeby
przeżyć i wygrać. Istniała realna szansa, że Voldemort będzie korzystał z
pomocy wampirów w czasie walk, musieliśmy wiedzieć wszystko na temat zagrożenia
z jakim może przyjść nam się zmierzyć.
— Traktat został podpisany w celu zapewnienia bezpieczeństwa
zarówno wam, jak i nam — podjęła Hermiona. — Czarodzieje, zgodnie z zasadami
Kodeksu Tajności, muszą ukrywać swoje zdolności przed niemagicznymi ludźmi,
wam, za ujawnienie się, grozi kara śmierci wymierzana przez Volturi. Uczono nas
w szkole o wampirach, ale jesteście klasyfikowani jako magiczne stworzenia,
bardzo niebezpieczne w swoim szale głodu. Wiele informacji jest przekłamanych
lub niekompletnych. Jedynie dane zawarte w Traktacie dają nam możliwość
zrozumienia waszej natury i prawdziwego zagrożenia, jakie stanowicie dla
czarodziei.
— Jakiego zagrożenia? — zapytała zdziwiona Esme. — Chodzi o
to, o czym rozmawialiście, kiedy Draco…? — zamilkła wpół zdania, nie do końca
pewna, czy poruszanie tego tematu w tej chwili jest dobrym pomysłem.
— Tak, jak mówiła Hermiona, Traktat ma za zadanie chronić
obie jego strony — odezwał się Potter. — Czarodzieje od wieków szukali sposobu
na długowieczność. Kilku z nich eksperymentowało z waszym jadem. Skoro
potraficie przemienić w wampira zwykłego człowieka, to co się stanie, kiedy jad
ten zostanie użyty na czarodzieju?
— Niestety rzadko kiedy takie próby kończyły się powodzeniem
— kontynuował Malfoy. — Wasz jad wchodzi w reakcje z magicznym rdzeniem, który
posiadamy. Niemal sto procent przypadków skończyło się utratą magii. Czarodziej
przemieniał się w wampira, ale jednocześnie stawał się charłakiem. Magiczny
rdzeń zostawał zredukowany do minimum, ale nie zniszczony całkowicie. Przez to,
osoba taka stawała się wampirem, a co za tym szło, wzrastała jej szybkość i
siła, wyostrzały się zmysły i przychodziła żądza krwi.
— Jedyne, co pozostawało z człowieka, to normalny proces
starzenia się, który zapewniała ta resztka magicznego rdzenia — mruknął Ron,
wywołując szok na twarzach Cullenów. — W ten sposób nasza populacja w
średniowieczu została zdziesiątkowana. Mówi się o paleniu na stosach czarownic
i wojnach z gobelinami, które się do tego przyczyniły. Wina leży jednak głównie
po stronie czarodziei, którzy chcieli spróbować zyskać nową siłę, a zamiast
tego stracili wszystko, przyczyniając się także do upadku swoich rodzin, bo
oczywiście to w nich, głód zaspokoić było najłatwiej.
— Nowonarodzeni nie panują nad rządzą krwi — szepnęła
przerażona Rosalie. — Ich stwórcy im nie pomagali? — zapytała z niepokojem.
Harry pokręcił głową w wyrazie rezygnacji.
— Nawet jeśli pomagali, ta pomoc była niewystarczająca —
burknął i wrócił do poprzedniego tematu: — Jedynie kilku czarodziejom udało się
zachować swoje moce po przemianie w wampiry, ale nad tymi zapanować było
jeszcze trudniej. Nie dość, że zyskiwali wasze umiejętności, mogli dodatkowo
korzystać z magii. Wszyscy zostali zabici, uśmiercając wcześniej całe rzesze
ludzi — powiedział smutno.
— Kiedy Międzynarodowa Konfederacja zorientowała się, co
właściwie się działo, społeczeństwo czarodziejów wypowiedziało wojnę wampirom —
podjęła znowu Granger. — Przestraszyliśmy się tego, w jak łatwy sposób możemy
zostać zniszczeni raz na zawsze, szczególnie, że niektóre wampiry widziały w
tym swoją szansę na zyskanie kontroli nad światem, czy jego cząstką. Coraz
więcej czarodziei, którzy nie chcieli mieć z wami nic wspólnego, zostawało
ugryzionych i przemienionych, a tym samym pozbawionych mocy. Wymierały
starożytne rody, upadały finansowe potęgi. Nasze społeczeństwo opanował strach
i niemoc.
— Walka z wampirami była jednak trudna — wtrącił Malfoy. —
Tylko silni czarodziej są w stanie rzucić na was proste zaklęcia. Tylko bardzo
silni są w stanie rzucić te trudniejsze, dzięki którym moglibyśmy was pokonać.
— Każde z was może rzucić takie zaklęcie — stwierdził
spokojnie Carlisle. Ciekawiło go, do czego to wszystko zmierzało i jak to się
stało, że po swojej przemianie nie trafił na żadne walki.
— Jesteśmy silni — przyznał Draco. — Jesteśmy w stanie ukryć
przed Edwardem nasze myśli, możemy zajrzeć do waszych wspomnień. Podejrzewam,
że każde z nas mogłoby potraktować was Imperiusem, i zmusić was do
podporządkowania się naszej woli.
— Ja nie — mruknął Ron.
— Ale udało ci się jakoś powstrzymać tamtego wampira w
Volterze — przypomniał Edward.
— Ale nie tym zaklęciem. Nie wszystkie czary działają na
wampiry tak, jak na innych ludzi. Gdybym rzucił Cruciatusa na Malfoya,
zwijałby się z bólu. — Spojrzał na blondyna, a w jego oczach błysnęła iskierka.
— Mogę wam zademonstrować — dodał z kpiną.
Draco w jednej chwili skoczył na nogi, wyszarpując różdżkę i
ustawiając się w pozycji do ataku.
— Nawet się nie waż, Weasley.
Zanim jednak któryś z nich zdążył zrobić cokolwiek więcej,
Hermiona trzepnęła swojego narzeczonego w potylicę i warknęła wściekle:
— Jesteś jego dłużnikiem, palancie! Pamiętasz? Podnieś na
niego różdżkę, a będziesz sobie szukał nowej czarownicy.
Ron zbladł nagle i wymamrotał ciche przeprosiny, kuląc się na
kanapie. Nie zamierzał narażać się dziewczynie i nie zamierzał stracić jej z
tak idiotycznego powodu.
— W każdym razie — kontynuował Ślizgon, jakby nic się nie
wydarzyło. — Silni magicznie czarodzieje mogą wyrządzić wam krzywdę. Mogą zadać
ból, którego przecież nie powinniście czuć, mogą zniszczyć wasz umysł,
wykorzystać was, jako narzędzia w swoich wojnach, albo jako swoje zabawki,
sługi… — Przy ostatnich słowach spojrzał przepraszająco na Jaspera, domyślając cię,
w jakich celach mógł być przetrzymywany przez jego dziadka. — I mogą was zabić.
Jasper przełknął ślinę, nagle świadomy tego, że cudem jest
fakt, iż wciąż żyje. I jakoś przestało mu zależeć na przypomnieniu sobie
wszystkiego, co było związane z Abraxasem.
— Wy też możecie? — zapytał cicho, posyłając Potterowi
przeszywające spojrzenie.
Ten przekrzywił śmiesznie głowę i przyglądał mu się uważnie
przez chwilę. Był spokojny i opanowany, jedynie przez ułamek sekundy poczuł
smutek. Może nie byli przyjaciółmi od długiego czasu, ale Jasper wraz z Rosalie
stanowili trzon jego nowej egzystencji. Nie wyzwanie, jak Edward, tylko coś na
kształt podpory i zasłony, która miała go podtrzymywać i odgradzać od świata.
— Przepraszam, Harry — wymamrotał wampir. Nie chciał czuć
tego rozczarowania. Nie chciał być jego powodem. — Naprawdę przepraszam.
Chłopak skinął głową, nie poruszając nawet tematu tych
wątpliwości i odpowiedział na jego pytanie:
— Możemy. A przynajmniej ja mogę — dodał. — Prawdopodobnie
Hermiona i Draco również.
— Kiedy czarodzieje zebrali odpowiednio silnych
przedstawicieli, rozpoczęły się regularne bitwy — podjął Malfoy. — Później
walki przeszły do podziemi, ataki przypominały mugolską partyzantkę, a ofiar,
po obu stronach, było coraz więcej. Unicestwionych lub złamanych zostało mnóstwo
wampirów. Elita czarodziejskiego świata umierała, problem się nawarstwiał, ale
nikt nie chciał zrezygnować.
— W końcu do akcji wkroczyli Volturi — wyjaśnił Potter. —
Populacja wampirów zmniejszała się w zastraszającym tempie, ponieważ
czarodzieje polowali nawet na tych, którzy z prowodyrami całego zamieszania nie
mieli nic wspólnego. Volturi obiecali pomóc w zabiciu tych, którzy pragnęli
zniszczenia magicznego społeczeństwa, w zamian za zaprzestanie nagonki na
pozostałe wampiry. Drugim warunkiem było nieinformowanie czarodziei o
prawdziwych umiejętnościach wampirów, te miały być znane jedynie członkom
Konfederacji. Czarodzieje zgodzili się na oba warunki, zaznaczając, że żaden
nowy wampir nie może dowiedzieć się o istnieniu świata magii. Jeżeli to
postanowienie zostanie złamane, Volturi winni są unicestwić takiego osobnika, w
przeciwnym razie Międzynarodowa Konfederacja uzna Traktat za nieważny, a
czarodzieje zaczną ponownie polować na wampiry.
Cisza, która nastała po tych słowach, była aż nadto wymowna.
Według tego, czego właśnie się dowiedzieli, Cullenowie właściwie już powinni
szykować się na śmierć. Ich wojna z Volturi nie miała prawa skończyć się
dobrze, ale kolejna wojna pomiędzy wampirami a czarodziejami doprowadzi do
fatalnych skutków, co do tego nikt wątpliwości nie miał.
— Dlatego właśnie nie pozwoliliśmy wam iść do Aro — mruknęła
przepraszająco Hermiona. — Zostalibyście pozbawieni życia w jednej sekundzie
lub zmuszeni do trwania przy ich boku. Jeśli dodatkowo dowiedzieliby się, że
wiecie właśnie o Harrym i, że on jest blisko was, mogliby uznać, że to
czarodzieje złamali Traktat i wstąpić na wojenna ścieżkę. Ale Aro i tak szybko
zrozumie, co się stało — dodała.
— I przyjdzie po nas — zakończył za nią Carlisle.
Uuuaaa. Rozdział jak zawsze niesamowity. Cieszę si, że w końcu wyjaśnił się ten traktat, przynajmniej trochę się rozjaśniło^^ opis wojny czarodziejów z wampirami... Nie wiem co powiedzieć. Zasmuciło mnie to.
OdpowiedzUsuńAch, mogłabym dużo więcej napisać, ale napiszę tylko: życzę dużo weny. czekam na next
Pozdrowionka, Shanuśka:*
Śliczne:) nareszcie było o Volturi wojnę też fajnie opisałaś
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać spotkania Draco Harrego i reszty ze sforą:)
A tak w ogóle STRASZNIE się za Tobą stęskniłam:) Dobrze że już wróciłaś bo ja normalnie tu umierałam i nabawiłam się tiku nerwowego (wchodziłam parę razy dziennie na twojego bloga)
BARDZOOOOOO DUŻO WENY
Miki
Hej,
OdpowiedzUsuńwampiry się dowiedziały, i o co chodzi z tym traktatem i jak byli blisko niebezpieczeństwa, w zasadzie nadal są...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńw końcu wampiry się dowiedziały prawdy, ale o co chodzi z tym traktatem... i byli tak blisko niebezpieczeństwa a w zasadzie to nadal są...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wampiry poznały prawdę, i ten traktat o co z nim chodzi? i są tak blisko niebezpieczeństwa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza