Tytuł: Nienawidzisz mnie
Autor: justusia7850
Pairing: HP/SS
Wszystkie postacie należą do J.K.R., a ja nie czerpię z
tego opowiadania żadnych korzyści.
Nienawidzisz mnie
W twoich oczach widzę, że mnie nienawidzisz.
Minęło tyle lat, a my w którymś momencie odsunęliśmy się od
siebie. Nie jestem pewien, dlaczego tak się stało, nie pamiętam też, dlaczego
nadal cię chcę. Nienawidzę cię tak samo mocno, jak ty nienawidzisz mnie.
Nienawidzę cię, bo nadal cię kocham. Jakaś cząstka mnie pragnie być blisko
ciebie, czuć twoją miłość, twoje ciało. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy
zacząłem cię zawodzić. Chyba w tym samym momencie, w którym ty zawiodłeś mnie
po raz pierwszy. Odsunąłeś się ode mnie, nieświadomie odepchnąłeś od siebie,
tworząc dystans, który tak usilnie staraliśmy się zmniejszyć. Zlikwidować.
Pamiętam za to, jak mnie kochałeś. Chyba nawet mocniej niż ja
ciebie. Może to było problemem? Może chodziło o to, że nie potrafiłem kochać
cię równie mocno. Oddać ci tych wszystkich uczuć, tej bliskości i czułości, którą
tak niespodziewanie mi zaoferowałeś. Naprawdę się starałem. Byłeś dla mnie
najważniejszym człowiekiem. Najważniejszym mężczyzną.
Teraz zawodzimy się wzajemnie. Obaj jesteśmy rozgoryczeni i
niezadowoleni z tego, jak wygląda nasze wspólne życie, które wspólnym tak
naprawdę nie jest już od bardzo dawna. Minęło tyle lat. Tak bardzo cieszyłem
się, że jesteś obok. Nauczyłeś mnie, czym jest miłość, choć nie przypuszczałem,
że sam potrafisz ją zrozumieć.
Zawodzisz mnie za każdym razem, gdy wracam do naszego wspólnego
domu. Gdy staję w progu, a ciebie znowu nie ma. Odkładam niedbale torbę i
czekam na ciebie, starając się zabić w sobie ból. Ale to już nie pomaga.
Pomagało tylko na początku. Przychodzisz dopiero po kilku godzinach, w środku
nocy, kiedy śpię, bo zmęczyło mnie czekanie. Stajesz zaskoczony w progu
sypialni, widząc mnie w naszym wspólnym łóżku. Rzadko do ciebie wracam, wiem
to. Wahasz się przez chwilę, ale wychodzisz. Nie chcesz mnie, bo to sprawia ci
taki sam ból, jak mi.
Czasem jednak zostajesz, co jest jeszcze gorsze. Zdejmujesz
niespiesznie swoje czarne, nieodłączne szaty i układasz się spokojnie obok
mnie. Pragniesz mnie zbyt mocno, żeby za każdym razem odchodzić. Budzę się,
kiedy czuję twoje dłonie delikatnie oplatające moje ciało. Twoje wąskie wargi
na moim karku. Twoją erekcję, przyciśniętą do mojego uda. Jesteś wtedy taki
czuły i gorący. I wiem, że w tamtym momencie należę tylko do ciebie, tak samo,
jak ty jesteś wyłącznie mój. Jest zupełnie tak jak kiedyś, jak na samym
początku, kiedy nie mogliśmy wytrzymać bez siebie nawet dnia. I kocham cię. Nie
potrafię przestać cię kochać. Zasypiam w twoich ramionach i wiem, że czujesz to
samo, że nadal jestem częścią twojego życia, że nadaję mu sens.
Rozczarowanie przychodzi dopiero rano, kiedy budzę się,
wypoczęty i szczęśliwy, ale ciebie już nie ma. Tak jest za każdym razem i choć
wierzę, że tym razem znajdę cię w salonie, pijącego mocną kawę i czytającego
kolejną książkę, gdzieś w głębi duszy mam pewność, że wcale tak nie będzie.
Ociągam się z wyjściem z sypialni, chcą jak najdłużej trwać w tym niepoprawnym
zaufaniu do ciebie, ale kiedy w końcu to robię, jest tak jak zawsze. I już cię nie
kocham, już tylko nienawidzę. Zawiodłeś mnie po raz kolejny. Po raz kolejny
zmusiłeś do tego, żeby cię kochać. Przypomniałeś mi o tym, że to uczucie wciąż
istnieje.
Czekam na ciebie kolejne godziny. Nie umiem ci wybaczyć tego,
jak łatwo możesz mnie zranić. Nikt inny tego nie potrafi. Kiedy stajesz na
progu naszego domu, uśmiechasz się kącikiem ust, tryumfując nade mną. Ale
widzę, jak twoje źrenice się zwężają, kiedy dostrzegasz moją torbę, rzuconą już
wczoraj pod ścianę i podróżne szaty, niedbale przewieszone przez twój ulubiony
fotel. Wstaję niespiesznie z kanapy, na której zdążyłem przysnąć, czekając na
ciebie tylko po to, żeby się pożegnać. Tylko po to, żeby utwierdzić się w
przekonaniu, że mnie nienawidzisz, choć nadal kochasz.
Ubieram się szybko, zanim zdążysz wyjść z szoku, w który
wprawiam cię za każdym razem. Bo przecież każde nasze spotkanie kończy się w
ten sam sposób. Wiem, że w tym momencie to ja zawodzę ciebie. Wiem, że
chciałbyś, żebym został, ale nie potrafię. Nie potrafię już z tobą być, choć za
bardzo tęsknię, żeby nie pojawiać się tutaj na kilka godzin, co kilka tygodni.
Byliśmy tacy szczęśliwi.
— Nadal cię kocham, Severusie — szepczę, kiedy składam na
twoim policzku lekki pocałunek.
Widzę w twoich oczach, że nienawidzisz mnie za te słowa.
popiszę się teraz wręcz niezwykłą elokwencją
OdpowiedzUsuńŚLICZNE:)
Miki
Naprawdę dobra miniaturka. Nienawiść do siebie nawzajem pomimo miłości, która jeszcze gdzieś tam w nich jest. Samo uczucie nie jest gwarancją dobrego związku i trzeba zaangażowania obu stron by przetrwało. Tych starań najwyraźniej zabrakło chociaż ciężko wywnioskować, komu jest z tym gorzej żyć. Z jednej strony Harry, który od małego pragnął miłości, a kiedy ją znajduje gubi się bo nie wie jak wzmacniać to co go połączyło ze Snape'em. A z drugiej Severus, który również nie ma pojęcia jak uczucia okazywać. Myślę, że zgubne było dla nich to, że nikt ich nie nauczył i nie pokazał co robić, a każdy jest na tyle dumny by nie mówić otwarcie o tym co czuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam brygida
Ja...kurde... wszystkie myśli wyparowały mi z głowy i nie jestem w stanie napisać konstruktywny komentarz. Zgadzam się z obojgiem przedmówców. Tego się nie da opisać, jak bardzo mną poruszyłaś. Piękny fick.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńto było wspaniałe, trochę smutne, wciąż się kochają, ale jednocześnie bardzo ranią…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia