Autor: justusia7850
Beta: nb
Pairing: HP/SS
Raiting: +18
Ostrzeżenia: jak zwykle nieco niekanoniczni, tym razem z dozą humoru. Mojego, więc nie jestem pewna, jak go przyjmiecie.
Wyjaśnienia: będą dwie części(część druga będzie w niedzielę;D).
Wszystkie postacie należą do J.K.R., a ja nie czerpię z tego opowiadania żadnych korzyści.
Napisałam to pod wpływem chwili, w przypływie weny zesłanej przez wierną komentatorkę: Spojrzenie Zabójcy. Miało wyglądać nieco inaczej, ale myślę, że nie jest źle i, że i tak Wam się spodoba. To taki nieco spóźniony prezent urodzinowy, SP, bo rozumiem, że urodziny były wczoraj? Wszystkiego najlepszego, miłego czytania i enjoy!
Część pierwsza
Harry stał w jednym z korytarzy lochów, a jego serce uderzało
ze zdecydowanie zbyt dużą prędkością. Nie chciał tu być tak samo mocno, jak
Snape nie chciał go tu widzieć. A choć zawsze wahał się, czy zapukać do drzwi,
czy jednak się odwrócić, to dzisiaj miał wyjątkowo wielką ochotę na to drugie.
W połowie jego szóstego roku Dumbledore postanowił jednak
wznowić lekcje oklumencji. I choć Potter zapierał się rękoma i nogami, a mistrz
eliksirów popierał go w tym wyjątkowo gorliwie, dyrektor się uparł. A, że niestety
obaj znali jego charakter, już na samym początku wiedzieli, że są na przegranej
pozycji. Nie, żeby to przekonało któregokolwiek z nich do odstąpienia od prób
wpłynięcia na zmianę jego zdania. A, że nic to nie mogło dać, żaden się nie
przejmował.
Harry z niemałym zdziwieniem odkrył, że tym razem Snape
postarał się bardziej. W swój szorstki i arogancki sposób wyłożył chłopakowi
teorię, a ten, wprawiając w zdziwienie zarówno siebie, jak i swojego
nauczyciela, zaczął robić znaczne postępy. Co prawda nie od razu i nie tak duże,
jak wszyscy by chcieli, Jednak robił i to był powód do dumy. Chyba.
— Potter — wysyczał mroczny głos. — Niech mnie Merlin ma w
opiece, ktoś rzucił na ciebie Imperiusa, że postanowiłeś przyjść
punktualnie?
Nastolatek podskoczył lekko, nie spodziewając się, że Severus
zajdzie go od tyłu. To było niedorzeczne, bo mężczyzna zawsze czekał na niego w
swoich komnatach i cieszył się każdą sekundą jego spóźnienia.
Naprawdę przyszedłem za wcześnie?, pomyślał i rzucił
szybkie zaklęcie, sprawdzające czas.
Mistrz eliksirów pokręcił z politowaniem głową, widząc
zaskoczone spojrzenie Wybrańca. Uśmiechnął się pod nosem, dochodząc do wniosku,
że chłopak jest tego dnia wyjątkowo rozkojarzony, co da mu możliwość
podręczenia go odrobinę bardziej niż wcześniej. Otworzył drzwi, wypowiadając
hasło w niezrozumiałym dla Pottera języku i wskazał mu dłonią, żeby wszedł do
środka.
Snape obrał w tym roku inny sposób nauki i, choć bardzo
niechętnie, musiał przyznać, że uczeń zdecydowanie lepiej sobie radził. Pamiętał
kilka pierwszych lekcji, kiedy podsuwał mu pod nos książki, albo warczał na
niego, kiedy zadawał idiotyczne pytania, na które przecież powinien znać
odpowiedź.
— Każdy czarodziej powinien to wiedzieć — furczał wtedy, a
chłopak, tylko go irytując, odpowiadał:
— Może ten, który został wychowany w magicznym świecie.
Początkowo ich próby porozumienia były żałosne i Naczelny
Postrach Hogwartu po każdej lekcji ze swoim ulubionym uczniem wychodził
ze swoich komnat i szedł na Wieżę Astronomiczną. Oczywiście po drodze wlepiał
tyle szlabanów i odbierał tyle punktów, ile tylko był w stanie. Co bystrzejsi
zauważyli nawet pewien schemat i w określone dni po prostu po zamku nikt się
nie pałętał. Spotkanie z mistrzem eliksirów w jego zwykłym humorze nie kończyło
się dobrze, ale spotkanie ze Snape’em, który był nad wyraz poirytowany
zazwyczaj kończyło się bardzo, bardzo źle.
Kiedy już mężczyzna doszedł do najwyższego punktu w
Hogwarcie, uspokojony nieco ilością dzieciaków, które udało mu się doprowadzić
do płaczu lub chociaż rozzłościć, stawał przy blankach, wyciągał z kieszeni
paczkę mugolskich papierosów o szumnej nazwie Black Devil, odpalał
jednego swoją różdżką i zaciągał się pierwszą chmurą dymu. To było takie dobre.
Takie proste, żeby nie powiedzieć prostackie, bo przecież w czarodziejskim
świecie istniało naprawdę dużo porządnych mieszanek do fajki. Tylko, że Snape
nienawidził palić fajki. Za dużo było z tym pieprzenia, za dużo niepotrzebnej
zabawy i zdecydowanie za mało przyjemności. Bo tutaj zasada mówiąca, że to na co
się czeka, lepiej smakuje zdecydowanie nie obowiązywała. Zresztą on i tak
czekał… Najpierw kilka godzin użerania się ze Złotym Chłopcem, później co
najmniej kilkadziesiąt minut marszu na Wieżę. Oczywiście na początku zajmowało
to aż tyle czasu. Później jego wędrówka skróciła się do minut kilkunastu i
Severus nie był pewien, czy gratulować uczniom dedukcji, czy wytłuc ich za
odbieranie mu przyjemności.
Którejś nocy, po
wyjątkowo irytującym wieczorze z Potterem, Snape, pokonując najciszej jak tylko
potrafił kilka ostatnich schodków(a robił to oczywiście w celu złapania tych
mniej inteligentnych uczniów na robieniu tam, niekoniecznie dozwolonych w
szkole, rzeczy), poczuł znajomy zapach dymu i usłyszał ciche westchnienie.
Uśmiechnął się diabelsko, zastanawiając od razu, jaką karę zadać ignorantowi,
który spodziewał się, że nie zostanie złapany i pchnął niespiesznie, uchylone
lekko drzwi. Zamarł na moment dostrzegając swoją zmorę, z którą spędził
ostatnie godziny i parsknął śmiechem, zauważając na niskim murku paczkę
papierosów.
— Glamour, Potter? — zamruczał, kiedy uczeń zrobił wielkie ze
zdziwienia oczy. — Naprawdę to pali zbawca czarodziejskiego świata?
O dziwo chłopak, z
cienkim i długim papierosem ułożonym pomiędzy jego miękkimi wargami, nie
wzbudził jego niesmaku czy niezadowolenia. Pokręcił tylko głową z rozbawieniem
i wyjął swoją paczkę, a wtedy to Harry nie wytrzymał i parsknął. Nie skończyło
się to dla niego dobrze, bo po chwili rozkaszlał się wyjątkowo długo, na co
Severus patrzył z politowaniem, ale do pomocy się nie kwapił. Już samo to, że
nie odebrał dzieciakowi punktów, nie dał mu szlabanu, czy nie zarekwirował mu
niedozwolonych w szkole substancji był wystarczający. Naprawdę, dlaczego
ktokolwiek miałby oczekiwać od niego pomocy? A Potter w szczególności?
— Ma pan rację, do pana zdecydowanie bardziej pasują te,
które właśnie pan trzyma — odgryzł się po chwili Gryfon, ale jako, że jego głos
był ciągle nieco rzężący, nie zrobił na profesorze zbyt wielkiego wrażenia.
Snape zresztą już zupełnie skupił się na swojej przyjemności
i ignorował ucznia, który stał zaledwie centymetry od niego, sięgając właśnie
po kolejnego papierosa. Było mu wszystko jedno, ostatecznie razem w tym
siedzieli i to nie do końca ze swojej winy. Na Dumbledore’a nie było mocnych.
— Szlag — burknął w końcu Harry, posyłając pytające
spojrzenie mężczyźnie. — Nadal nie rozumiem o co chodzi w tych supełkach.
Snape spojrzał na niego, jak na idiotę, a jego jedyną
odpowiedzią było mocniejsze zaciągnięcie się. Nie dość, że irytujący bachor nie
doceniał faktu, że jeszcze nie został zmieszany z błotem, że może swobodnie
łamać szkolny regulamin i obserwować nauczyciela na tak nienauczycielskiej
czynności, to jeszcze śmie go drążnic i pytać o supełki.
— Potter, nie jesteśmy teraz w moich komnatach — powiedział
po chwili, wyjątkowo spokojnie.
Harry spojrzał na niego krótko i tym razem przezornie odsunął
papierosa od ust, i dopiero wtedy się zaśmiał. Choć właściwie to niemal ryknął
śmiechem tak mocno, że Severus aż się skrzywił.
Co też ten bachor znowu wymyślił?
Wybrańcowi kilka dłuższych chwil zajęło uspokojenie się i
wyrównanie oddechu na tyle, żeby swobodnie móc mówić. Usiadł na zimnych
kamieniach, ciesząc się, że zaklęcia ogrzewające roztapiają śnieg i nie odmrozi
sobie jakichś istotnych części ciała. Popatrzył w górę na Snape’a i przełknął
głośno śliwę widząc pytające, przenikliwe spojrzenie.
— Och… — zaczął powoli, rumieniąc się nieznacznie, co mistrz
eliksirów zarejestrował z narastającym zdziwieniem. — Po prostu, gdyby ktoś
stał za drzwiami — mruknął, ale mężczyzna nie wydawał się jakby rozumiał, więc
czerwieniejąc jeszcze bardziej kontynuował: — No niech sam pan pomyśli, profesorze
— wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. — Ja pana pytam o jakieś supełki, a pan
mi odpowiada, że nie jesteśmy u pana. W pana komnatach — doprecyzował.
Snape przez kilkanaście sekund wpatrywał się w niego
wyjątkowo skonsternowany, a po chwili jego wargi drgnęły lekko, żeby
ostatecznie wydobyć z siebie cichy, krótki śmiech. Harry był tak zafascynowany,
że otworzył usta i patrzył na nauczyciela niedowierzająco.
Merlinie, Snape, który
się śmieje…
Jak bardzo chcieliby
zaprzeczać i mówić, że tamto spotkanie nie zmieniło zupełnie nic, obaj kłamali
by jak z nut. Bo choć Severus nadal się wściekał na zbyt wolne postępy Gryfona,
a Harry miał momentami ochotę pozbawić opiekuna Ślizgonów życia, to ich
współpraca zaczęła wyglądać nieco lepiej. Potter pojął zasadę supełków i, ku
jego uciesze, działała ona na wszystkich, na których ją wypróbował. Niemalże na
wszystkich.
Metoda była prosta,
kiedy już zrozumiało się podstawy. Do każdego wspomnienia, które miało dla
Harry’ego zbyt emocjonalne znaczenie, przywiązywał on w trakcie ataku inne,
zupełnie błahe, które z kolei było już wcześniej silnie powiązane z szeregiem
kolejnych, nic nieznaczących. Wystarczyło więc stworzyć kilka takich łańcuchów,
związanych bardzo silnymi supełkami, a na końcu każdego z nich ustawić
wspomnienie o bardzo pejoratywnym wydźwięku. Ostatni element był
najtrudniejszy, bo chłopak miał problem z określeniem, które jego wspomnienia
są jednocześnie na tyle radosne i bolesne, żeby mogły mu pomóc w wyrzuceniu
agresora z umysłu. Ale po wnikliwej analizie znalazł takich kilka. A, że
ćwiczył na kilku różnych legilimentach, zauważył, że warto stworzyć więcej niż
jeden łańcuch. Na Lupina zawsze działał ten, kiedy ostatnim supełkiem związane
było wspomnienie, które poznał dzięki dementorom: głos Jamesa i krzyk Lily. O
tak, dla Remusa wspomnienie było wyjątkowo bolesne, ale dla Harry’ego już nie.
Zresztą chodziło w tym głównie o to, żeby w ostatnim obrazie emocje atakowanej
osoby były tak różne, żeby uniemożliwić atakującemu przeskoczenie do innego
łańcuszka.
Jedyną osobą, która
nadal była w stanie rozwiązać jego supełki był Snape. Oczywiście, boktóż by
inny? Poza tym Harry sadził, że mistrz eliksirów sam stworzył tą metodę, bo ani
Dumbledore, ani nikt inny, z kim chłopak ćwiczył, nie rozumiał zupełnie w jaki
sposób Wybraniec tak naprawdę się broni. A on, z nie do końca dla siebie samego
wiadomych przyczyn postanowił nie zdradzać tego sekretu:
— Chciał pan, żeby Snape mnie uczył, więc powinien się pan
cieszyć, że odnieśliśmy chociaż częściowy sukces — warknął kiedyś do dyrektora,
kiedy ten próbował wybadać od niego i Severusa metodę nauczania.
Severus był tak zaskoczony tą odpowiedzią, że znowu się
zaśmiał. Tak samo, jak wtedy, na Wieży Astronomicznej i Harry pomyślał
mimowolnie, że mężczyzna powinien śmiać się zdecydowanie częściej, bo to z całą
pewnością jest dla niego dobre. Ale oczywiście słowa na ten temat nie
powiedział, a jedyne do czego się posunął, to posłanie psotnego spojrzenia
dyrektorowi. Ten aż otworzył usta, niedowierzająco kręcąc głową. Już sam nie
był pewien, czy bardziej zaskoczyła go odpowiedź Gryfona, śmiech Severusa i to
na dodatek w obecności znienawidzonego jeszcze niedawno chłopaka, czy fakt, że
ów chłopak uważa ten śmiech za coś naturalnego. Potrząsnął głową, posyłając im
spojrzenie wyraźnie mówiące: Macie mi to
zaraz wytłumaczyć! Nie doczekał
się jednak żadnej odpowiedzi, bo mistrz eliksirów wstał ze swojego krzesła
ciągnąc za łokieć Wybrańca i wychodząc z jego gabinetu. Tego Dumbledore nie
spodziewał się już w ogóle, wiec wlepił tylko wzrok w zamykające się przejście
i patrzył. Sam nie wiedział jak długo to robił, ale w końcu poddał się i
pozwolił wypadkom płynąć swoim torem. Nie było sensu robić wszystkiego w
pośpiechu.
-I-I-I-
Choć stosunki między
Severusem i Harrym się poprawiły, to same lekcje oklumencji wciąż były
problemem, bo może i mistrz eliksirów już nie szukał jego bolesnych wspomnień,
to wciąż był w stanie znaleźć nowe rzeczy, które go krępują, denerwują,
frustruję i inne …ują, albo, co gorsza: …ają. A dzisiejszego dnia Gryfon bał się szczególnie tych drugich. Bo
sytuacje, które go podniecają Snape znajdował z taką samą wprawą, jak inne i
Harry za żadne skarby nie był go w stanie wtedy powstrzymać. A o ile zdążył już
przywyknąć do swojego, znienawidzonego niegdyś, profesora, który ogląda, jak
chłopak czuje niesmak podczas pocałunku z Cho lub wyraźne podniecenie, kiedy
Ginny chciała się dobrać do jego spodni, o tyle Severus, który patrzy, jak
Wybraniec się masturbuje już wprawiał go w stan przedłużającego się szoku,
poprzedzonego zawziętym rumienieniem się i przyspieszonym oddechem. Tak, Snape
nadal uwielbiał go torturować, choć ostatnio znalazł sobie nieco inny sposób.
Ale w tej chwili nawet perspektywa tego, że opiekun Ślizgonów zobaczyłby go
łóżku z dłonią owiniętą wokół własnego penisa wydawała się nastolatkowi
spełnieniem marzeń. Problemem było jednak to, że ostatnio nieco za bardzo go
poniosło i raczej inne obrazy wypłyną dzisiaj na powierzchnię jego umysłu. I,
cholera jasna, to właśnie z tego powodu Gryfon tak bardzo wahał się, czy
przyjście tutaj dzisiaj będzie dobrym pomysłem.
Kiedy do tego
wszystkiego doszło, po prostu nie myślał o Snapie. No, może na początku myślał.
Może nawet nie tylko na początku, ale to było tak dobre, że nie był w stanie
tego przerwać. Nie wtedy, kiedy ktoś tak ostentacyjnie pchał mu się do łóżka, a
Harry naprawdę chciał tego spróbować. Choćby to miał być jego pierwszy i
ostatni raz, to musiał sprawdzić, jak to będzie wyglądało. Jak się będzie czuł
i, czy to będzie lepsze.
Było. Było cholernie
dobre i cholernie lepsze, i Złoty Chłopiec miał wrażenie, że właśnie dlatego
Snape znajdzie to wspomnienie po maksimum trzech minutach, rozplątując jego
supełki w mgnieniu oka, niszcząc wszystkie łańcuszki, które po drodze mu
przeszkodzą, że Harry w żadnym wypadku nie zdoła go zmusić do dojścia do ostatnich,
radosno-bolesnych obrazów i Severus się po prostu dowie. I albo go zabije,
albo… No właściwie to nie widział innej perspektywy niż śmierć. Mężczyzna go
zabije i tak się skończy życie zbawiciela czarodziejskiego świata. Skończy się
przedwcześnie i zupełnie niepotrzebnie, nie mówiąc już, że Gryfon wcale nie
chciał, żeby się kończyło. A dlaczego nie chciał? Cóż… Chciał powtórzyć to, za
co właśnie dzisiaj zostanie zamordowany.
— Potter! — warknął Snape. Chłopak mgliście pamiętał, że
wcześniej już coś do niego musiał mówić. — Jesteś tak rozkojarzony, że rozwiążę
pierwszy z twoich supełków, zanim w ogóle się ockniesz!
Harry jęknął przeciągle i opadł na kanapę, na której do tej
pory zdarzyło mu się kilka razy leżeć. Szczególnie po pierwszych lekcjach,
kiedy kończył w wyjątkowo złym stanie, a Snape łaskawie zgadzał się na jego
bardzo krótki odpoczynek, bo inaczej Dumbledore będzie narzekał, jak mu
wtedy tłumaczył.
— Och! — mruknął i uśmiechnął się nieznacznie starszy
czarodziej. — O to chodzi, prawda?
Harry nie odpowiedział tylko wziął kilka głębokich oddechów,
przygotował swoje łańcuszki, sprawdził stan supełków i wstał, patrząc
mężczyźnie w oczy. Niezbyt hardo, jak to miał na ogół w zwyczaju, ale nie
spuszczając z niego wzroku. Rumieniąc się niemal niewidocznie, obawiając się
reakcji zarówno mistrza eliksirów, jak i swojego ciała na to, bardzo świeże
jeszcze, wspomnienie. Wspomnienie wyjątkowo dobre i wyjątkowo podniecające. Na
wspomnienie, które samo wyłaziło na wierzch innych, czegokolwiek by nie robił,
co doprowadzało go powoli do szaleństwa.
— Szlag — szepnął, widząc wyraźne zaciekawienie nauczyciela.
O, tak. Severus czuł, że coś się święci. W końcu te lekcje
odbywały się od początku stycznia, a teraz mieli koniec kwietnia. Potter
naprawdę dużo się nauczył, a on nie był takim bydlakiem, żeby przywoływać
śmierć Blacka, czy wspomnienia z dzieciństwa u wujostwa. Znalazł sobie inne
metody dręczenia Złotego Chłopca, nie żeby w ten sposób nie dręczył też po
części samego siebie. Widok Cho wprawiał go w radość, Ginny w gniew, a Pottera,
który przeżywa orgazm… No cóż, myslenie o tym nie miało teraz sensu.
Tak więc dręczył ich obu, ale za to później palił swojego Black Devila, teraz już razem z Wybrańcem w swoich komnatach, dzięki czemu mógł na
niego dłużej popatrzyć i, jak niesłusznie podejrzewał Harry, dłużej się z niego
pośmiać. Kiedy chłopak wychodził, on brał szybki prysznic, w zależności od
nastroju: zimny lub wręcz przeciwnie, i ten drugi trwał zazwyczaj zdecydowanie
krócej, bo naprawdę każda próba przedłużenia tego kończyła się fiaskiem, a
dopiero potem zmierzał na Wieżę, żeby dokończyć rytuał lekcji oklumencji. Drugi
papieros był sposobem na uspokojenie się, ukojenie nerwów i wyrzucenie sobie,
że wciąż nie poinstruował Gryfona, jak sprawić, żeby metoda supełków działała
zawsze i na każdego. Co prawda był pewien, że w tej chwili te ważne wspomnienia
jest w stanie oglądać tylko i wyłącznie on, a wszyscy pozostali, włączając w to
Voldemorta, zostaną schwytani w jeden z łańcuszków nastolatka, ale mimo
wszystko mógłby zakończyć przecież te ich lekcje. Problem leżał w tym, że
zakańczać ich raczej nie chciał, bo oglądanie Złotego Chłopca w tych wszystkich
sytuacjach było… stymulujące. I sprawiało mu przyjemność zupełnie innego typu
niż, jak podejrzewał, Gryfon myślał, że mu sprawia.
I lepiej, żeby tak
zostało!
Fakt, że dzisiaj
Harry był tak zdenerwowany Severus odbierał, jako niebyt przyjemny znak. Bo,
skoro chłopak wiedział, jakich wspomnień będzie szukał mistrz eliksirów,
oczywistym było, co go do owego zdenerwowania skłaniało. I o ile, Snape chciał
oglądać nagiego Gryfona, a nawet chciał go oglądać podczas seksu, to niekoniecznie
z tą wywłoką Weasleyów, a jak na razie wszystko wskazywało na to, że to właśnie
taki obrazek dzisiaj zobaczy. Już jakiś czas temu zdecydował, że jeśli do tego
dojdzie, to nauczy w końcu Pottera ostatecznej obrony przed swoimi atakami,
pokaże mu, jak maksymalnie wzmocnić supełki i nie spotka się z nim nigdy więcej
w swoich komnatach. Nie będzie w końcu odbierał sobie przyjemności i dręczył
bardziej siebie niż jego. To byłoby irracjonalne.
Nie zastanawiając
się nad tym dłużej, żeby nie zirytować się za bardzo, powiedział w końcu: Legilimens!, i zatracił się w umyśle Złotego Chłopca. Dzieciak starał się go
przepychać przez poszczególne łańcuszki, bo Severus bez większych problemów
rozwiązywał supełki w jednych i przechodził do następnych. Kiedy chłopak
wyraźnie tracił siły, a może i ochotę na dalszą zabawę w kotka i myszkę, bo
przecież jeszcze nigdy nie udało mu się pokonać nauczyciela jego własnym,
autorskich sposobem ochrony wspomnień, Snape w końcu znalazł się twarzą w twarz
z rudowłosą Gryfonką. Ze zdziwieniem zarejestrował jednak, że wspomnienie jest
stare i, że zna je dobrze, bo oprócz tego, że Ginny chce, żeby Potter w końcu
ją przeleciał, ten nieszczególnie zwraca na to uwagę. Mimo swojego ewidentnego
podniecenia, co już niejednokrotnie mistrza eliksirów zastanawiało. Kiedy obraz
zniknął, Snape znalazł się w jakimś małym pokoiku, którego za cholerę nie mógł
zlokalizować w przestrzeni. A przecież wydawało mu się, że zna każde
pomieszczenie w tym zamku i, że nic już go nie zdziwi. Przez chwilę nawet
pomyślał, że trafił na jakieś wspomnienie z dzieciństwa i już chciał się
wycofać, kiedy usłyszał cichy jęk. Przymknął oczy i zagryzł wargi, w pełni
świadomy, że jęk zdecydowanie należy do przebywającego akurat w jego komnatach
chłopaka.
A niech go piekło
pochłonie.
Po chwili jęk się
powtórzył, ale obraz nadal wydawał się zamazany i nieostry, co raczej we
wspomnieniach Gryfona się nie zdarzało. Snem nie było to na pewno, bo Severus
potrafił bez większych problemów odróżniać jego sny od sytuacji, które
wydarzyły się naprawdę. A choć przez chwilę miał nadzieje, że może jednak znowu
się pomylił, kontury pokoju zaczęły się wyostrzać, a w jednym rogu dostrzegł
sporych rozmiarów łóżko z granatowym baldachimem. O ile jęki były muzyką dla
jego uszu, o tyle kolor baldachimu poddawał w wątpliwość jego dedukcyjne
zdolności, jako, że wyraźnie wskazywał na to, iż jego właściciel w Domu Lwa nie
mieszkał. Jeśli już to był Krukonem, czy też Krukonką, jeśli chcieć być
konkretnym. Severus nie chciał. Severus zdecydowanie wolałby, żeby była to
Weasleyówna, niż jakaś jeszcze inna dziewczyna, na którą we wcześniejszych
wspomnieniach nie natrafił. Bo fakt, że mogłaby być to Cho wykluczył niemal
natychmiast.
Niech szlag trafi tego
Gryfona, pomyślał wściekle.
Teraz już nie mógł
odejść i nie przyjrzeć się z kim Złoty Chłopiec przeżył swój pierwszy raz.
Zbliżył się kilka kroków i już chwytał za lekki materiał, kiedy niespodziewanie
doszedł go kolejny jęk, tym razem głośniejszy, bardziej przeciągły, proszący i
ponaglający. Jęk w którym frustracja mieszała się z przyjemnością, jęk, który
wszem i wobec oznajmiał, że osoba go wydająca, chce więcej, mocniej i szybciej.
Jęk, który zdecydowanie nie należał do Pottera, co Severusem wstrząsnęło. I to
bynajmniej nie dlatego, że liczył w swojej świadomości, że chłopak jest jednak
sam na tym łóżku, za tymi cholernym, granatowymi zasłonkami. O, nie!
Wstrząsnęło nim, bo mimo, że to nie Potter był autorem tego jęku, to owy dźwięk
nie został wydany także przez żadną kobietę. Snape nie wiedział, co o tym
myśleć, choć zastanawiał się naprawdę długo i w pewnej chwili pomyślał, że
jeśli nadal będzie tak stał, jak ostatni idiota, to ani się nie przekona, czy
ma rację, ani się nie zorientuje, kto owy jęk z siebie wydał. A dowiedzieć się
tego chciał, a nawet musiał, bo jeśli to rzeczywiście był jęk męski, a nie
kobiecy, to może… A może nie, także sprawa poznania właściciela jęczącego głosu
była sprawą priorytetową.
Rozsunięcie zasłon
zajęło mu ułamek sekundy. Postacie ze wspomnienia z jego obecności nie zrobiły
sobie zupełnie nic, bo przecież o jego obecności wiedzieć nie mogły, choć mara
Pottera na moment odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy z jakąś
determinacją, wyzwaniem, żalem i niepewnością, jakby chłopak doskonale
wiedział, że on tam będzie, że znajdzie ten obraz, że się do niego włamie i go
sobie bezczelnie obejrzy. Widocznie chłopak mimo wszystko nie był się w stanie
zatrzymać, czemu mistrz eliksirów wcale się nie dziwił, bo nie dość, że Harry
miał dopiero siedemnaście lat(niemalże), to jeszcze wijące się pod nim, blade i
wysportowane ciało, z porozrzucanymi dookoła jasnymi kosmykami wyglądało na tak
podniecające, jakim zapewne było, nie wspominając już o tej ciasnocie, którą
musiał czuć Wybraniec wykonując miarowe pchnięcia we wnętrzu owego, warto
dodać, że ślizgońskiego ciała.
Snape stał i
patrzył, jakby nadal nie wierzył, że to wydarzyło się naprawdę, że jego własny
chrześniak dał się przelecieć Harry’emu Potterowi, że Gryfon się na to zdobył,
że Wybraniec pieprzył właśnie chłopaka, Ślizgona i ich naznaczonego, młodego
szpiega w szeregach Czarnego Pana. Choć wciąż na pierwszy plan wysuwała się
jednak myśl o tym, że robi to z innym mężczyzną. Parsknął krótkim śmiechem,
kiedy w tej chwili Draco zapiszczał zupełnie, jakby mężczyzną jednak nie był,
ale fakt pozostawał faktem: Złoty Chłopiec swój pierwszy seks przeżył z innym
facetem i to na dodatek nie jako pasyw, ale jako top, co także było dla
Severusa zaskoczeniem.
Kiedy obaj
skończyli, Potter opadł na ciało pod sobą i zassał się krótko na jego uchu.
Malfoy wymamrotał coś niezrozumiale, po chwili wysuwając się spod nieco
większego ciała i układając miękko głowę na jego ramieniu.
— O Merlinie, nie wiedziałem, że będziesz taki dobry —
mruknął cicho, wyraźnie wykończony.
Harry zaśmiał się, ale także nietrudno było wyczuć, że
brakuje mu sił i Snape wcale, a wcale się mu nie dziwił.
— Ja też nie — odparł po chwili, ziewając. — Jeżeli będziesz
miał ochotę możemy to kiedyś powtórzyć — dodał jeszcze z błyskiem w oku.
— Twoi przyjaciele zabiliby cię za to, że to właśnie ja, czy
dlatego, że jestem chłopakiem? — zapytał, jakby kontynuując jakąś wcześniejszą
rozmowę.
— Nie zabiją mnie, bo się nie dowiedzą — burknął. — A Hermiona
wie, że jestem gejem — dodał ciszej.
— To dlatego na początku kręciłeś się wokół Weasleyówny? —
zapytał z kpiną. — Jest tak płaska, że wygląda jak facet.
Harry zaśmiał się wyjątkowo szczerze, co w Severusie
wzbudziło zdziwienie i gniew zarówno na Draco(jak on śmie wywoływać w nim
takie emocje?), jak na Pottera. Przecież to Gryfon, powinien był chronić
swoich przyjaciół, czy co tam innego robią tacy jak on.
— Tak, szczupła, drobna i bez okrągłych bioder. Hermiona mi
to uświadomiła któregoś dnia, kiedy Ginny zabrała się do rozpinania moich
spodni, a ja miałem wyraźny wzwód, ale mimo to perspektywa tego, że ją
rozbiorę, a ona… No wiesz, pod ubraniami będzie jednak kobietą… Merlinie,
uciekłem stamtąd.
Ślizgon przez dłuższy czas nie mógł opanować śmiechu, aż w
końcu spoważniał, przeciągnął się, wyraźnie odpychając sen i podniósł się tak,
żeby usiąść Potterowi na biodrach. Ten spojrzał na niego pytająco, ale
przeniósł dłonie na jego klatkę piersiową i biodra, głaszcząc je w powolnej
pieszczocie.
— Kiedy w końcu zabierzesz się za Zabiniego? — mruknął cicho,
kiedy blondyn zaczął ssać jeden z jego sutków.
— Wkrótce. Chcę, żeby był mój i będzie mój — wymruczał
jeszcze, unosząc się lekko.
Harry wykorzystał moment i nakierował swojego penisa na jego
wciąż rozciągnięte wejście, wsuwając się powoli i czując, niezaschniętą
jeszcze, własną spermę.
Severus przysłuchiwał się tej rozmowie z napięciem, pełen
sprzecznych uczuć. Weasleyówna była dla Złotego Chłopca substytutem mężczyzny?
Nie mógł tego pojąć, tak samo jak i tego, że tych dwóch, którzy, właśnie
rozpoczęli kolejną, namiętną rundkę łączył tylko seks i chyba przyjaźń, która,
nie miał pojęcia, kiedy mogła się rozpocząć.
Wow... Hm... tego się NIE spodziewałam, ale podoba mi się :) Draco jako strona pasywna jest słodki, cieszę się, że w tym króciutkim ff-ie są (chyba) przyjaciółmi :D Czekam na reakcję Snape`a no to szczególne wspomnienie i Harry`ego! Tak w zasadzie to oni się całkiem dobrze ze sobą dogadują. Czyżby Severus musiał po zajęciach z Harry`m brać prysznic?
OdpowiedzUsuńdziękuję ze rozdział, pozdrawiam :)
PS tak się zastanawiam czy może nie napisałabyś kiedyś opowiadania gdzie Severus jest stroną pasywną. To byłaby miła odmiana. Co prawda postacie musiałyby być mocno niekanoniczne, ale...
A napiszę;-) Co mi tam, ale czas będzie bliżej nieokreślony, chyba, że najdzie mnie jakaś wyjątkową wena:-D
UsuńKYYYYYYYYYYYYYYYAAAA !! MORDO TY MOJA ! POWIEM CI COŚ CZEGO NA PEWNO CI JESZCZE NIE MÓWIŁAM :KOCHAM CIĘ !! XD TO.JEST.GENIALNE! No poezja po prostu !I skąd wiedziałaś ,że HP/SS to mój ulubiony paring ?! XD No dobra ,można było się domyślić ^^"" Jaciee ,nawet nie wiesz jak się kuźwa miło poczułam jak tak sobie włączyłam twojego bloga , patrze - nowa notka i tak czytam te pierwsze słowa,widzę swój nick i nie mogę uwierzyć xD <3 Jezuuu ,jakie to było kochanee *.* I tak, moje urodziny były rzeczywiście 11-tego ,ale to się nie liczy ! Na prawdę to doceniam. Nawet muszę powiedzieć ,że jestem wzruszona. NO KURDE !! T.T <3 SPRAWIŁAŚ ,ŻE MÓJ DZIEŃ STAŁ SIĘ PIĘKNY ! XD Strasznie ci dziękuje.Będę wyczekiwać drugiej części ! <3 Osładzasz mi życie ,moja droga xD
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńrewelacja, cudne, wspaniałe, oj jak teraz Severus zareaguje, no i Harry na górze
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia