piątek, 19 kwietnia 2013

Zapomnieć 19



Harry, Draco, Ron i Hermiona słuchali z uwagą legend opowiadanych przez starszyznę plemienia. W niektórych momentach kilka słów wtrącał Sam lub któryś z młodszych mężczyzn. Czarodzieje z fascynacją obserwowali emocje ukazujące się na twarzach Indian. Ich szczególną uwagę przykuła historia o tym, w jaki sposób w plemieniu pojawiły się pierwsze wilki oraz jak doszło do zawiązania paktu z Cullenami. Kiedy większość młodszych osób odeszła już od ogniska, odezwał się Jacob.
— Jest jeszcze jedna kwestia, którą powinniśmy dzisiaj omówić — zaczął dość niepewnie. Alfa posłał mu rozdrażnione spojrzenie, ale chłopak odpowiedział na nie twardo i kontynuował: — Nie jestem pewien, czy to funkcjonuje u innych zmiennokształtnych. Zanim poznaliśmy was w ogóle nie zdawaliśmy sobie sprawy, że istnieje ktoś podobny do nas.
— Funkcjonuje — wtrąciła Hermiona. — Co prawda wygląda nieco inaczej w zależności od zwierzęcia w jakie zmieniają się członkowie danego plemienia, ale jednak u wszystkich zmiennokształtnych instynkt…
Dziewczyna przerwała, poczuwszy lekkie szturchniecie w bok. Obejrzała się w stronę Rona z pytającą mina, ale ten wskazał jej tylko niezadowolonego Draco, więc szybko umilkła i kiwnęła głową młodemu Blackowi, prosząc go niemo o ciąg dalszy.
— Właśnie — mruknął. — Instynkt jest w tym przypadku bardzo ważny. Od początku, od kiedy jesteśmy w stanie zmieniać się w wilki nasz instynkt działa w bardzo… zwierzęcy sposób. Dzięki niemu potrafimy wytropić ofiarę, porozumiewać się z resztą sfory — przerwał na chwilę, przymykając powieki. — I to on wybiera nam partnera — zakończył cicho.
— Mówisz o tym, jakby było to coś złego, Jacob — mruknął Billy, posyłając synowi ganiące spojrzenie. Sam zdążył opowiedzieć nieco o wpojeniu, więc jasnym było do czego chłopak zmierza.
Mężczyzna słyszał rozmowę Malfoya z Alfą i zdawał sobie sprawę, jak trudno będzie przekonać go do pozostania przy boku jego jedynego dziecka. Nie podobało mu się to, ale nic na to nie mógł poradzić. Jakiekolwiek wątpliwości Jake’a na pewno nie pomogą w zdobyciu zaufania blondyna.
— Nigdy nie chciałem być zmuszany do czegokolwiek — warknął.
Harry pokręcił niedowierzająco głową, posyłając smutne spojrzenie Draco, który zaciskał dłonie w pięści. To on był tu tym zmuszanym, a nie Jacob, to on będzie musiał się pilnować i to on będzie musiał się ostatecznie poddać instynktom wilka. Jacob nie miał żadnego prawa do narzekania, szczególnie, że wpoił sobie właśnie jego.
— Wyobraź sobie, że nie ty jeden — powiedział w końcu wyraźnie Ślizgon, akcentując każde słowo i nasycając je jadem. — Rozumiem, że to było powodem twojego porannego zachowania?
Chłopak zerknął na niego i ledwie widocznie skinął głową.
— I czego ode mnie oczekujesz? — kontynuował, a jego głos podniósł się odrobinę. Stał się zimny i wyrachowany. Harry pamiętał ten ton, bo Draco używał go przez kilka lat względem niego. — Myślisz, że skoro twoje instynkty wybrały mnie, ja ukłonię ci się w pas, podziękuję i wpadnę ci w ramiona?
Zaśmiał się nerwowo, odruchowo przysuwając do Pottera. Mimo, że sam tego nie zauważył, najwyraźniej robiąc to podświadomie, nie uszło to uwadze innych. Młody Black przełknął ciężko ślinę, patrząc teraz na Wybrańca uważnie, jakby chcąc się upewnić, czy jego wcześniejsze zapewnienia nadal są aktualne, czy między tą dwójką, rzeczywiście jest tylko przyjaźń.
— W ogóle mnie nie znasz — warknął znowu Ślizgon. — W normalnych warunkach nigdy byś mnie nie wybrał, tak jak ja nie wybrałbym ciebie. Nawet teraz, gdybym mógł samodzielnie podjąć decyzje, to nie byłbyś ty — przyznał i posłał psotny uśmiech do Sama. — To zdecydowanie byłby twój Alfa — mruknął i zaśmiał się cicho, widząc niewielki rumieniec na policzkach mężczyzny, który gładził właśnie Emily po udzie. — Ale żaden z was nie ma wyboru. Ja go mam — powiedział ostro. — Mam wybór, Jake, i nie zrezygnuję z niego tylko dlatego, że jakiś wilk tego chce.
— Nie tego od ciebie oczekuję — szepnął Indianin.
— Wiem — burknął Draco. — Słuchałem waszych opowieści i rozumiem na czym polega wpojenie, co nie zmienia faktu, że będziesz musiał się bardzo postarać, żebym chociażby zgodził się zostać z tobą sam.
— Zdaję sobie z tego sprawę — odparł cicho.
— Zdajesz? — zapytał niepewnie Malfoy, przenosząc szybko spojrzenie na Harry’ego, który przytaknął. — Ach, rozumiem.
— Proszę tylko, żebyś dał mi szansę. — Głos Jacoba załamał się lekko, jakby chłopak sam nie wierzył, że to mówi.
Nie tak powinno to wyglądać, ale miał wrażenie, że na nic nie ma już wpływu, że teraz wszystko zależy od Draco i bez względu na to, co on zrobi, wszystko może pójść nie tak.
Ślizgon zdziwił się nieco ostatnimi słowami, które skierował do niego zmienny i wziąwszy głęboki oddech ułożył głowę na ramieniu Pottera, zamykając oczy.
— Jest jednak kilka rzeczy, które przemawiają na twoją korzyść — mruknął. — Po pierwsze, ty i Billy jesteście spokrewnieni z moją matką, a nie ojcem. Uwierzcie mi, gdyby było inaczej nie siedzielibyśmy tu teraz wszyscy razem. Od Granger dostałbyś w twarz za samo obudzenie jej rano — mówiąc to posłał dziewczynie zgryźliwy uśmiech, a ta zarumieniła się lekko, ale w duchu przyznała mu rację. — Weasley i ja szukalibyśmy najmniejszego pretekstu by was zaatakować i jestem pewien, że znaleźlibyśmy kilka. — Ron wymruczał jakąś aprobatę, a jego oczy zaświeciły nieprzyjemnym blaskiem. — Ale najważniejsze jest to, że to wszystko i tak by się nie wydarzyło, bo Potter nie byłby z wami w takich stosunkach, w jakich jest obecnie. Może nie skreśliłby was od razu, ale nigdy by wam nie zaufał. Żadnemu z was — dodał pewnie. — Jeden zły ruch z waszej strony i każde z nas byłoby gotowe podnieść na was swoją różdżkę, a pamiętajcie, że wszyscy byliśmy po wygranej stronie w naszej wojnie i potrafimy nie tylko zadawać ból, ale także zabijać.
Jacob poczuł, jak po jego kręgosłupie przechodzi dreszcz. O tak, on wiedział, jaki ból potrafią zadać czarodzieje, a miał niemiłe przeczucie, że to jeszcze nie wszystko, na co byłoby ich stać. Pozostali członkowie sfory też nie wydawali się zachwyceni taką perspektywą, ostatecznie przebłyski myśli Indianina dotarły do każdego z nich. Ból paraliżujący całe ciało, obezwładniający, ból, przez który chciało się błagać o śmierć. A przecież byli wojownikami, byli przyzwyczajeni do ran i cierpienia, bo nie raz zdarzały im się groźne wypadki.
— Po drugie — ciągnął Draco po krótkiej chwili zastanowienia. — Jesteś całkiem przystojny — przyznał, otwarcie lustrując wzrokiem każdy mięsień widoczny dzięki krótkim szortom i mocno wyciętej koszulce.
Jake otworzył usta, nie do końca potrafiąc odnaleźć się w sytuacji. To on był osobą, która robiła takie rzeczy. To on powinien tak patrzyć i wywoływać zmieszanie u swojego wpojonego, to on… Na moment jego wzrok padł na Harry’ego, który mrugnął mu krótko, a umysł Indianina natychmiast podsunął mu słowa bruneta: Nie sądzę, żeby Malfoy w ogóle dał ci się przelecieć. Zamieniasz się w zwierzę. Rozszerzył oczy niemal w panice, rozumiejąc, że jeżeli rzeczywiście Malfoy się zgodzi, to do końca będą grać według jego reguł, że to on, a nie Jake będzie topem i, że każdy członek jego sfory…
Złoty Chłopiec zaśmiał się cicho, odciągając uwagę od Draco i Jacoba, i skutecznie skupiając ją na sobie, ale nie wyjaśniając nikomu, o co chodziło. Ślizgonowi wystarczyło jednak krótkie spojrzenie na twarz Indianina, żeby zrozumieć, że i tą kwestię Black musiał omówić wcześniej z Potterem.
Och, to się robi nawet zabawne, pomyślał, rozumiejąc wszystkie konsekwencje, jakie w związku z tym wpojeniem będzie musiał ponieść Jacob.
— Ostatnia sprawa — podjął znowu Draco, wciąż upajając się zażenowaniem chłopaka. — Wkrótce będziemy potrzebować pomocy i wyłącznie od was zależy, czy nam jej udzielicie, zapominając na chwilę o swoich uprzedzeniach, czy postanowicie się ukrywać i nie angażować — jego głos nabrał jakiejś mocy, a Indianie zauważyli, że każde z czwórki czarodziei wyprostowało się i skupiło na wypowiadanych słowach.
Z ich twarzy zniknęły wszelkie oznaki zmęczenia, czy rozbawienia. Skoncentrowali się zupełnie na blondynie i na reakcjach słuchaczy, wiedząc, że jeżeli sfora im nie pomoże, mogą mieć naprawdę duży problem. Co prawda, udałoby im się zebrać posiłki, tylko, że wprowadzanie w sprawę kolejnych czarodziei było równie niebezpieczne, jak wprowadzanie w to wszystko innych wampirów. Chcieli wygrać starcie w Volturi z jak najmniejszą ilością strat, a narażanie życia kolejnych osób niekoniecznie było im potrzebne. Indianie z kolei od zawsze walczyli z zimnokrwistymi, a dodatkowo akceptowali Cullenów, więc istniała realna szansa, że uda im się dojść do porozumienia.
— O co konkretnie chodzi? — zapytał Sam, niszcząc budującą się atmosferę lekkiej paniki.
— O wampiry oczywiście — odparł Harry. — Pamiętasz, kiedy poznaliście Draco, zapytał on dlaczego wy wiecie o pakcie, o którym wiedzieć nie macie prawa? — Alfa skinął krótko, czekając na dalsze wyjaśnienia. — Czarodzieje kilka stuleci temu zawarli porozumienie z wampirami — mruknął. — Porozumienie, które przypadkowo złamaliśmy, ale udało nam się powstrzymać tego największe konsekwencje. Dzięki moim przyjaciołom nie dojdzie do kolejnej wojny — dodał wyjaśniająco.
— Ale dojdzie do walki — wtrąciła płynnie Hermiona. — I dojdzie do niej wkrótce. Tutaj. W przeciągu kilku tygodni.
— Do walki z kim? — dopytał Jake.
— Z Volturi — burknął Ron. — Z królewską rodziną wampirów. Z tymi, którzy sprawują pieczę nad ich prawem i strzegą, aby prawo było przestrzegane przez wszystkich.
— Przyjdą tu po Cullenów? — mruknął z zaciekawieniem jakiś młodszy Indianin. Wyraz jego twarzy wyraźnie świadczył o tym, że nie widzi w tym nic złego.
— I po nas — dodał Draco, a zarówno Sam, jak i Black wciągnęli głośno powietrze.
— Nie możemy odwrócić się od kogoś, kogo wpoił sobie jeden z członków naszej sfory, ale nie widzę powodu dla którego mielibyśmy pomagać krwiopijcom — warknął ten sam chłopak.
— To szkoda — przerwał mu kpiąco Malfoy. — Bo my będziemy stali z nimi ramię w ramię.
— Nie możesz — burknął Jacob, a Ślizgon zaśmiał się nieprzyjemnie.
— Nie mogę? Ty chcesz mi czegoś zabronić? — mówił z bezczelnym uśmiechem, który szybko zmienił się w groźny, kiedy wysyczał kolejne słowa: — Jestem silny, Black. Jestem silniejszy od ciebie, tak samo jak Potter i jego przyjaciele. Mogę cię teraz zabić wypowiadając dwa pieprzone słowa i deportować się stąd, zanim któryś z twoich towarzyszy zmieni się w wilka. Mogę też skrzywdzić wampira, pozbawić go zmysłów, podporządkować sobie. Mogę robić i robiłem już takie rzeczy, o których tobie się nie śniło. Oni również — dodał z pewnością, wskazując na pozostałą trójkę. — Nie jestem i nigdy nie byłem grzecznym chłopcem, a ty nie masz najmniejszego prawa mówić mi, że czegoś nie mogę. — Odetchnął cicho, napawając się widokiem zszokowanych twarzy. Hogwartczycy uśmiechali się lekko, gratulując Draco powrotu do swojego dawnego ja. Chwila była idealna i takie zachowanie przyniesie im zapewne korzyści, a to był w końcu jeden z celów, które chcieli osiągnąć, przychodząc tu. — Oczywiście powinniście też zdawać sobie sprawę, że jeżeli Cullenowie zostaną pokonani, okolicę zasiedlą inne wampiry. Wampiry, które nie będą już tak pokojowo nastawione, wampiry, które będą polować na ludzi, zabijać i walczyć z wami. Jesteście tu, żeby ich chronić. Od was zależy, co zrobicie z tą wiedzą.
Po jego ostatnich słowach zapadła dłuższa chwili ciszy, jakby dopiero teraz do niektórych dotarł ogrom problemów, które mogą wyniknąć z pojawienia się w Forks Volturi. Tu nie chodziło już tylko o nich, czy o Draco. Nie chodziło o kruchy rozejm z Cullenami. Musieli podjąć decyzję i Malfoy jasno wyłożył im wszystkie zasady, jakie będą obowiązywały.
— Nie odpowiemy wam teraz — powiedział w końcu Alfa.
— Wiemy to, Sam — przyznał cicho Ślizgon, a Harry mruknął potwierdzenie.
— Musimy już iść — dodał po chwili Wybraniec, wstając i ciągnąc do góry blondyna, chwytając go za wypielęgnowaną dłoń. W ich ślady poszła pozostała dwójka. — Pamiętajcie, że nie macie zbyt dużo czasu, jeżeli się zgodzicie musimy ustalić jakąś taktykę i porozmawiać wspólnie z Cullenami.
-I-I-I-
— Nie powinieneś być dla niego taki oschły, Draco — mruknęła Hermiona, kiedy wyjeżdżali z rezerwatu. — Będziemy potrzebowali ich pomocy, byłoby lepiej gdybyś…
— Gdybym co, Granger? — warknął. — Gdybym wskoczył mu do łóżka i dał się przelecieć? Bo, jakbyś nie zauważyła, to on chyba właśnie tego oczekiwał!
— Wcale nie mówię, że…
— Daj spokój, Hermi! — przerwał swojej dziewczynie Ron, patrząc na nią karcąco. — Uważam, że Malfoy ma rację.
Cała trójka spojrzała na niego z niedowierzaniem, a chłopak zarumienił się lekko i chwycił Gryfonkę za dłoń.
— Przecież wy też tak uważacie — dodał z wyrzutem, patrząc na dwójkę siedzącą z przodu. — Pomyśl, Hermiono — zwrócił się znowu do dziewczyny. — Pomyśl przed czym oni obaj zostali postawieni. Co prawda obaj mogą próbować z tym walczyć, są silni, więc poradziliby sobie, ale gdyby nie byli czarodziejami, nie byłoby to takie proste. Teraz nie jest wcale proste.
Gryfonka spojrzała na niego z niezrozumieniem odbijającym się w wyrazie jej twarzy, a Weasley jęknął przeciągle, ściskając ją mocniej.
— Harry i Malfoy nie są razem a i tak zarówno Edward, jak i Jacob zachowują się, jakby należeli wyłącznie do nich. A co by było, gdyby jednak Snape przeżył i Harry przyleciałby tu z nim tak, jak to planowali od początku?
Granger syknęła na niego cicho, ale Ron tylko warknął groźnie, posyłając jej wściekłe spojrzenie.
— Hermiono! — warknął. — Do jasnej cholery, znasz Harry’ego tak dobrze jak ja, on nie potrzebuje naszej litości, nie potrzebuje, żebyśmy nad nim skakali i omijali temat Snape’a. Nie zachowuj się jak jakaś schizofreniczka. Wszyscy straciliśmy kogoś w tej pieprzonej wojnie i każde z nas musi przejść nad tym do porządku dziennego. On także, a omijanie tego tematu w niczym mu nie pomaga.
Czarownica wpatrywała się w niego z niezadowoleniem, najwyraźniej zbierając się na ciętą odpowiedź, ale to Draco odezwał się pierwszy, patrząc uważnie na Pottera. On doszedł do tych samych wniosków do Weasley. Zresztą Harry sam opowiadał mu o Severusie i chłopak nie sądził, żeby zachowanie Granger w czymkolwiek mu pomagało. Przemknęło mu nawet przez myśli, że może to dlatego Wybraniec był tak niechętny, żeby wtajemniczać swoich przyjaciół w sprawy związane z Cullenami.
— On ma rację — powiedział stanowczo, posyłając jej nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. — Przecież doskonale znasz Pottera, czy unikanie tematu jego ojca chrzestnego przyniosło jakieś rezultaty?
Hermiona wciągnęła głośno powietrze, mając zamiar nawrzeszczeć na blondyna, ale w przednim lusterku mignął jej mały uśmiech, który Harry posłał Malfoyowi. Zagryzła wargi i potrząsnęła przecząco głową, nie odzywając się więcej na ten temat.
— O co c chodziło z Severusem? — zapytała miękko Rona.
— Nadal nie rozumiesz? — zapytał zdziwiony. — Czy uważasz, że gdyby Harry przeniósł się tu ze Snape’em to jego krew przestałaby śpiewać do Edwarda? Albo co by się stało, gdyby to ciebie wpoił sobie któryś z wilków? Rozumiesz? Oni — wskazał na pozostałą dwójkę — nie są w związkach, ale przecież mogliby być — burknął. — Mogliby być nawet razem i co wtedy? Mieliby się sobą dzielić? Jaki tak naprawdę dostali wybór? Albo podporządkować się instynktom magicznych istot, albo wiecznie z nimi walczyć. O wszystko. O prawo do miłości, do szczęścia takiego, jakiego się chce, do wolności, do możliwości podejmowania swoich własnych decyzji. Przecież to jest chore — niemal wypluł ostatnie zdanie. — Uważam, Malfoy, że i tak dałeś Jacobowi nadzieję — przyznał na koniec, patrząc na niego uważnie.
Chłopak skinął szybko, zgadzając się w pełni z jego słowami. Może i Jake nie był najgorszą z możliwych opcji, ale nie był to jego wybór. Tak jak Edward nie był do końca wyborem Harry’ego. Oczywiście Ron miał też rację z tym, że obaj byli silni i potrafiliby sobie poradzić, gdyby jednak nie chcieli zgodzić się z instynktami wampira i wilka, ale to wymagałoby trudu i ciągłej ostrożności. Bezsensownego tracenia energii, na co akurat w tej chwili nie mogli sobie pozwolić.

5 komentarzy:

  1. Bardzo dawno nic u Ciebie nie skomentowałam, a na tym blogu to piszę chyba swój pierwszy komentarz..
    Dziękuję za linka, który mnie tu przysłał i dzięki temu mogłam przeczytać więcej rozdziałów Twoich świetnych opowiadań! Jeszcze Ci chyba za to nie dziękowałam, więc najwyższa na to pora :)
    Cieszę się, że piszesz kolejne rozdziały i mam nadzieję, że nie przestaniesz, bo już się tak uzależniłam od Twoich opowiadań, że niektóre czytałam już po kilka razy z braku nowych części..
    Z utęsknieniem czekam również na ostatnią część "W Forks", bo okropnie podoba mi się ten trójkąt i Harry jako top ;D
    Jeśli chodzi o to konkretne opowiadanie, to akcja rozwija się w kierunku, który zdecydowanie mi się podoba. Harry i Draco przejmują kontrolę i nie pozwalają sobie rozkazywać. Szkoda tylko, że nie będzie tam więcej scen łóżkowych pomiędzy nimi dwoma.. No, ale jakoś to przeżyję ;p
    Powodzenia i dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna ta rozmowa w rezerwacie:)
    Tak Draco jest Ślizgonem i zdecydowanie nie da sobą rządzić:)
    Mam nadzieję, że Sfora się zgodzi. Napewno się zgodzi. Jacob nie pozwoli, żeby Draco stała się krzywda. Nie mogę się doczekać rozmowy z wampirami.
    Pozdrawiam serdecznie brygida

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    przecudny, Malfloy dał jednak szansę Jackobowi, Ron bardzo dobrze powiedział...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    Ron to bardzo dobrze tutaj powiedział, cieszę się że Draco dał jednak szansę Jackobowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniały rozdział, Wesley dobrze tutaj powiedział, bardzo mnie cieszy, że Draco dał jednak szansę Jackobowi...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń