Strony

czwartek, 27 sierpnia 2015

Zapomnieć 30

Witajcie, kochani!
Bez zbędnych wstępów, obiecany rozdział.
Enjoy!


Zapomnieć 30



Zarówno Harry, jak i Draco spojrzeli pytająco na Neville’a, zastanawiając się, jakim cudem jego skrzatom udało się w tak krótkim czasie dowiedzieć czegoś w kwestii Newtona. Potter w obronnym geście złożył ramiona na klatce piersiowej i patrzył wyczekująco na przyjaciela. Gdzieś z tyłu głowy pojawił mu się jego obraz sprzed dwóch lat, z ich szóstego roku. Miał wrażenie, że Neville zmienił się niewyobrażalnie przez ten czas. Co prawda każde z nich było teraz zupełnie inne, bo przecież wszyscy walczyli w tej cholernej wojnie i wszyscy coś poświęcili. Mniej lub więcej, nie było sensu licytować się w tej kwestii. Ron miał całkowitą rację, kiedy tłumaczył to Hermionie. Ale Harry miał nieodparte wrażenie, że jednocześnie zyskali niewyobrażalnie dużo. Ich przyjaźnie, zacieśniające się więzi, oddanie. Przebywanie wśród przyjaciół było jak bycie z rodziną. Kochasz i tęsknisz, ale czasami potrzebujesz wytchnienia.
Tylko, że w Neville’u było coś jeszcze. Może jego magnetyzujące, pełne pewności siebie spojrzenie, a może szerokie ramiona, lekki zarost i mugolskie ubranie. Chłopak po prostu wyglądał dobrze. Od lewego ucha przez fragment szczęki, szyję i obojczyk biegła ledwo widoczna, a jednak znacznie odróżniająca się kolorytem od reszty ciała, blizna. Neville oberwał od Bellatrix podczas walki, ale ta nie zatrzymała się przy nim na dłużej, widocznie uznając go za zbyt słabego, aby poświęcać mu czas. I całe szczęście, jak wielokrotnie rozważał Harry, bo nie wiadomo, jak skończyłaby się ich konfrontacja, a to zabicie Nagini było wtedy priorytetem. Tak, czy inaczej, Neville wyglądał po prostu dobrze i Harry mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy widział go kiedyś z jakąś dziewczyną. Albo chłopakiem, bez różnicy.
— Czystokrwiści czarodzieje brali sobie czasem konkubiny czy kochanki — zaczął chłopak, ale skinęli mu tylko Draco i Ron, pozostała dwójka zrobiła jedynie zaskoczone miny. — Oczywiście obiecywali tym kobietom miłość, ślub, dostęp do majątku — dodał kpiąco. — Znam kilka przypadków, kiedy rzeczywiście dotrzymywali słowa, ale wtedy bardzo szybko zostawali wykreślani z linii Rodu. Co nie znaczy, że nie pozostawali…
— Do rzeczy, Nev — burknął Harry, patrząc na przyjaciela wyczekująco, mając wrażenie, że ten niepotrzebnie zbacza z tematu.
Longbottom uśmiechnął się krótko, pokręcił głową na takie oznaki zniecierpliwienia, ale skinął na zgodę.
— Rabastan Lestrange miał taką kochankę. Mugolkę — powiedział z mocą, a w pomieszczeniu zrobiło się tak cicho, jakby każdy wstrzymał oddech. — A ta kochanka urodziła mu syna, o którym, na całe szczęście ani Rabastan, ani nikt z jego popieprzonej rodziny, nie wiedział. Kobieta nie przyznała się, że jest w ciąży i na jakiś czas wyjechała z Londynu do jakiejś małej mieściny w północnej części Irlandii, do siostry. Owa siostra z pomocą znajomego lekarza zorganizowała jej domowy poród, a potem obiecała zaopiekować się dzieckiem, dopóki ta nie wróci po nie z jego ojcem, kiedy u nich będzie już spokój.
— Powiedziała jej o wojnie? W ogóle Rabastan ją w cokolwiek wprowadził? — niedowierzał Ron, ale Neville tylko prychnął.
— Oczywiście, że nie. Nie wprowadził jej i nie wiedziała o niczym, przynajmniej oficjalnie. Ale z całą pewnością zdawała sobie sprawę, że coś jest nie tak i, że jej partner nie mówi jej wszystkiego, że nie mówi najważniejszego. Na pewno wiedziała o magii, bo powiedziała o tym siostrze i lekarzowi, który zresztą dlatego ją pamiętał. Jak powiedział: na ogół nie przyjmuję porodów wariatek, ale bardzo mnie proszono. Dużo mu też zapłacono — przyznał gorzko.
— Skąd to wszystko wiesz?
— Mój skrzat dobrze poszukał i dzięki niemu znajomej udało się skontaktować z lekarzem, który odbierał poród. Mówił, że kobieta miała kilka niezaleczonych urazów i, mimo, że od jakiegoś czasu nie widziała swojego partnera, wyglądała jak typowa ofiara przemocy domowej.
— I dlatego zostawiła dziecko. Wierząc, że będzie bezpieczne z siostrą.
Neville wzruszył tylko ramionami.
— Zapewne tak. Możliwe, że już kiedyś próbowała uciec Rabastanowi, ale ten ją zawsze znajdował. Gdyby dziecko zostało z nią, mężczyzna zabiłby chłopca, bo przecież ten był zrodzony z mugolki. Sam był mugolem.
— Charłakiem — sprostował Harry.
— Ale nikt o tym nie wiedział — dopowiedział Draco, przewracając oczyma.
— Z tego, co wiem ta kobieta była jedną z ostatnich ofiar Lestrange’ów, torturowana i zabita już po zniknięciu Voldemorta. Nigdy nie wróciła po syna, nigdy go nawet nie odwiedziła, co skłoniło jej siostrę do ucieczki i ukrycia chłopca.
-I-I-I-
Po krótkiej kłótni Harry wraz z Draco i Neville’em aportowali się niedaleko domu Newtonów. Malfoy początkowo upierał się, że to on chce porozmawiać z kobietą, ale przekonali go, iż jego nazwisko może spowodować skutek odwrotny do tego, który chcieliby osiągnąć. Ten pomarudził, co ostatnio stało się jego zwyczajem, ale ostatecznie przystał na to, że spróbuje wyjaśnić nieco Mike’owi. I chwilowo trzymać go z dala od matki.
Pani Newton była szczupłą kobietą o lekko zarysowanych rysach. Wyglądała, jakby mogła się rozpłynąć i zniknąć z najbliższą mgłą, która już wkrótce miała ponownie pojawić się w Forks. Zastali ją przy samochodzie, sprawdzającą paczki z dostawą sprzętu wspinaczkowego do sklepu, który prowadziła z mężem. Odwróciła się i nawet lekko uśmiechnęła, zapewne rozpoznając już Harry’ego.
— Dzień dobry, chłopcy. Mike powinien być w domu.
— Mamy sprawę do pani — odpowiedział Potter, uważnie przyglądając się kobiecie, i choć ta nie wyglądała na zaniepokojoną, zapewne szybko miało się to zmienić.
— Chodzi o coś ze sklepu? — zapytała, ale obaj pokręcili głowami.
— Chodzi o Mike’a — wyjaśnił Harry, dodając: — I o jego matkę.
Pani Newton spięła się wyraźnie, ale z butną miną odwróciła w ich stronę.
— Ja jestem jego matką — odpowiedziała pewnie, przenosząc wzrok od jednego do drugiego.
— Wiemy, że chciała go pani chronić, ale pani siostra… — podjął tym razem Longbottom, ale kobieta nie pozwoliła mu skończyć.
— Nie mam siostry, a Mike jest moim synem — warknęła, przesuwając się jednocześnie tak, żeby stać pomiędzy domem a nastolatkami, własnym ciałem odgradzając im dostęp do swojej rodziny.
Harry zastanowił się, jak powinni to rozegrać, ale właściwie nie miał pomysłu. Musieli porozmawiać i gdyby zastali ją w domu, mógłby wyciszyć pomieszczenie, a tak byli na środku podjazdu, niemal w centrum miasteczka, a choć samochody nie jeździły tu jakoś wyjątkowo często, to jednak byli doskonale widoczni.
— Albo porozmawia pani z nami szczerze, albo panią do tego zmuszę — burknął, a Neville spojrzał na niego z zaskoczeniem. — Nie mam czasu na zabawy, w każdej chwili możemy się spodziewać sygnału do obrony czy ataku, zależy w jakiej sytuacji nas postawią — mówił bardziej do siebie, wyciągając w końcu różdżkę i kierując ją na kobietę. — Możemy iść do pani domu lub jechać do mnie, ale ta rozmowa się odbędzie.
— I co mi zrobisz tym patyczkiem? — spytała z niedowierzaniem, a Harry uśmiechnął się mrocznie, robiąc do przodu tylko jeden krok.
— Przecież pani wie, co to jest; siostra nie raz pani opowiadała o Rabastanie i jego magii — wyszeptał, patrząc na nią uważnie, na jej napinające się w obawie mięśnie, na rozdarcie między chęcią ucieczki a ratowaniem syna.
— Przestań ją straszyć — mruknął drugi chłopak. — Spodziewałbym się tego po Draco, ale ty? Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzałeś w komnatach Snape’a — sarknął, natychmiast po tym rumieniąc się i na moment zakrywając oczy dłonią. — Merlinie, naprawdę to powiedziałem?
Harry parsknął śmiechem, ale pokiwał głową. Rzucił kilka zaklęć z Muffliato na początku, decydując się w końcu na rozmowę tutaj, bo przeciąganie tego nie miało sensu.
— Dlaczego powiedziała pani Mike’owi, że magia nie istnieje?
— Bo nie istnieje — odparła kobieta, jak w transie, a chłopcy pokręcili z niedowierzaniem głowami.
— Przecież siostra musiała opowiadać o magii, wiemy, że powiedziała o tym nawet lekarzowi odbierającemu poród.
— Jak…? Skąd wy…?
— A czy to ważne? Wiemy, że Mike nie jest pani dzieckiem, że siostra go u pani zostawiła, obiecując wrócić, ale nigdy tego nie zrobiła, a pani uciekła. Ze strachu, jak sądzę.
— Chcecie mi zabrać syna? — krzyknęła histerycznie, cofając się do tyłu, opierając o samochód i próbując wymacać klamkę.
Neville przewrócił oczyma, nie nadążając za takim tokiem myśli.
— Gdybyśmy chcieli, to już by go tu nie było.
— Więc co…?
— Mike ma w sobie magię — odpowiedział po prostu Harry, a kobieta zamarła, zanosząc się po chwili płaczem.
Osunęła się po samochodzie, kucając przy drzwiczkach, opierając się o nie placami. Ukryła twarz w dłoniach, nie rozumiejąc co się tu dzieje, dlaczego te dzieciaki znają jej tajemnicę i czego tak naprawdę od niej chcą. Pochowała siostrę siedemnaście lat temu. Już w momencie, kiedy tamta wychodziła z domu, miała dziwne przeświadczenie, że więcej się nie zobaczą. Po każdej kolejnej wizycie w rezydencji, jak mówiła o domu swojego kochanka, wracała z liczniejszymi ranami. Na początku to były tylko siniaki, jakieś pomniejsze krwiaki czy otarcia. Niepokojące, ale nic wielkiego; mówiła, że to skutek ich zabaw, ale najwyraźniej Rabastan się rozkręcał w tych zabawach, zapewne potrzebując mocniejszych wrażeń, bo siniaki przeszły w otwarte rany, ponadrywane mięśnie, ślady po przypaleniach i połamane kości. Nie mogła znieść tego, że jej własna siostra pozwala na coś takiego jakiemukolwiek facetowi. Ale ona wtedy nie tryskała już radością, jak na początku tego związku, nie cieszyła się na każde kolejne spotkanie. Wracała do niej smutna i przestraszona, mówiła od rzeczy, o jakichś walkach i o tym, że Rabastan w ten sposób odreagowuje, że nie jest jedyna, że próbowała uciec, ale on zawsze ją znajduje. Prośby, żeby została w jej domu, na nic się zdawały, bo siostra z przerażeniem mówiła o tym, że jeśli Lestrange odnajdzie ją u niej, nigdzie nie będzie miała już bezpiecznego azylu. Dla pani Newton już to były oznaki całkowitej paranoi, ale kiedy siostra zaczęła opowiadać o magii, o rzucaniu czarów i torturach, wiedziała, że przydałoby się jej leczenie psychiatryczne. Zniknęła dwa dni po urodzeniu dziecka, zostawiając jeszcze list z prośbą, żeby zaopiekowała się Mikiem i błaganiem, aby nigdy nie szukała jego ojca ani jej, jeżeli za którymś razem nie wróci.
— Podobno jest wojna — wyszeptała. — A na wojnie umierają ludzie.
Harry i Neville patrzyli na nią z niezrozumieniem, choć nietrudno było się domyślić, co wspomina kobieta.
-I-I-I-
Mike siedział w pokoju, mając serdecznie dość rewelacji, jak na jeden weekend. Naprawdę całkiem dobrze mu się żyło, będąc nieświadomym prawdziwych tożsamości swoich znajomych. Co z tego, że sam okazał się charłakiem, skoro nie niosło to za sobą niemal żadnych profitów. No dobra, zdjęcia się ruszały, tylko co z tego, skoro ludzie wymyślili filmy? Nie mógł czarować, nie biegał z prędkością światła i nie zamieniał się w wielkiego, rdzawego wilka. Lepiej mu było wcześniej, przynajmniej jego szare komórki nie odmawiały współpracy. Bał się nawet spotkać ze swoimi normalnymi przyjaciółmi, gdzieś głęboko w głowie mając przeświadczenie, że każdy zauważy zmianę, jaka w nim zaszła. Co było irracjonalne, bo takowej po prostu nie było. Charłakiem był też dziesięć lat temu, tylko nikt, łącznie z nim o tym nie wiedział. I nic, poza poznaniem prawdy, się nie zmieniło!
Malfoy pojawił się tak nagle, że Newton musiał krzyknąć, łapiąc się jednocześnie za serce. Boże, był za słaby na to, co się wokół niego działo.
— Draco, cholera! — warknął, przełykając ślinę. Tego się nie spodziewał. — Może i wiem już trochę o waszym świecie, ale jeśli chcesz, żebym zachował zdrowie psychiczne, nie rób mi tego w najbliższym czasie.
Blondyn spojrzał na niego bez większego zrozumienia, po czym uśmiechnął się kpiąco, mówiąc tylko z rozbawieniem:
— Przyzwyczaisz się. Już Potter się postara, żebyś się przyzwyczaił. — Pomyślał chwilę, nie spuszczając wzroku z chłopaka, zastanawiając się jednocześnie, jak idzie rozmowa z jego matką. — Poza tym, to także twój świat — dodał spokojnie, na co Mike spiął się wyraźnie, chyba nieprzekonany do takiego postawienia sprawy.
Pokręcił głową, ale nie skomentował słów Draco. Nawet nie chciał wnikać, jakim cudem, to miałby być jego świat? W następnym momencie z pełną mocą powróciły do niego strzępki rozmów, z których jasno wynikało, że niedługo w Forks coś się stanie. I wcale nie będzie to miłe spotkanie kilkorga przyjaciół. Uderzyła go świadomość tego, jak dużo czarodziei znalazło się raptem w jego miasteczku, a to spotkanie na polanie zapewne też zostało zorganizowane w jakimś celu.
— Szykujecie się na następną wojnę — wyszeptał, porażony swoim odkryciem, a Draco zamarł, przez chwilę nie wiedząc jak się zachować, w końcu przytakując sztywno.
Odwrócił się od chłopaka, wyglądając przez okno, wychodzące na podwórko. Przy samochodzie Harry właśnie rzucał jakieś zaklęcia. Całe szczęście, że nikt tego nie widział, chociaż pewnie uznaliby go za nienormalnego, bo kto macha kobiecie badylem przed oczyma?
— Musimy porozmawiać — powiedział w końcu, wracając spojrzeniach do kolegi.
Jego poważny wyraz twarzy tylko zestresował Mike’a bardziej, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe.
— I nie chodzi o wojnę? — zapytał ten jeszcze z nutą nadziei w głosie, bo zawsze istniała szansa, że chcą go gdzieś ukryć, albo opowiedzieć o konkretnych planach czy po prostu ostrzec.
Niestety Draco zaprzeczył, a Mike wycofał się kilka kroków, siadając ostatecznie na swoim łóżku, kładąc dłonie na kolanach i przyglądając się ich wnętrzu.
— Więc pewnie chcesz rozmawiać o mnie — powiedział niechętnie, poprawiając odruchowo swoje spodenki i rozprostowując koszulkę. Już mu przestało zależeć na prawdzie. — Rozumiem, że dowiedzieliście się tego, czego chcieliście? Moi rodzice byli zwolennikami tego waszego Czarnego Pana?
— To nie był nasz Czarny Pan — warknął, chociaż gdzieś w środku wiedział, że Mike nie użył tych słów celowo, pewnie nawet nie wiedział, jak bardzo to drażniący temat akurat dla niego. — To w ogóle nie był akurat nasz pan — dodał nieco spokojniej i chłopak skinął, że jednak wie, o co chodzi. — Twój ojciec był zwolennikiem — powiedział po chwili, decydując, że wszystko inne powinno poczekać.
Newton otworzył usta w niemym pytaniu, niedowierzająco patrząc na Malfoya. W głowie mu się nie mieściło, żeby jego tato potrafił czarować, o kwestii zabijania wolał w ogóle nie myśleć.
— Co ty mówisz? — wyszeptał w końcu z przerażeniem, zerkając w stronę drzwi pokoju, myśląc o tacie siedzącym zapewne jak zwykle w swoim fotelu, kartkującym jakiś katalog z nowym sprzętem. Ostatnio modny stał się nordic walking i rozmawiali, których producentów kijki powinni zamówić, bo turyści już o to pytali, a oni jeszcze nie mieli niczego w asortymencie. — To niemożliwe — powiedział pewnie.
Draco pokręcił w zniecierpliwieniu głową i machnął zbywająco dłonią.
— Twój biologiczny ojciec — wyjaśnił spokojnie.
-I-I-I-
Mężczyzna o długich, niemal białych włosach i pergaminowej, prawie przezroczystej skórze stał na niskim balkonie w otoczeniu dwóch braci, obserwując z niechęcią tłoczący się u ich stóp i rosnący z każdą minutą, tłum. Nie spodziewali się takiego odzewu, i jak już niejednokrotnie wspominał, nie uważał, żeby miało im to wyjść na dobre. Powinni to załatwić po cichu, bez rozgłosu, nie wtajemniczając we wszystko aż tak dużej grupy. To zawsze stwarzało więcej zagrożeń niż przynosiło profitów, a on chciał jedynie spokojnie egzystować przez wiele następnych stuleci. Dlaczego nikt nie potrafił tego zrozumieć?
Widział jak świat się zmienia, jak upadają potęgi, rodzą się nowe religie, zmieniają się ideały. Ludzkość poczyniła ogromne postępy i niekiedy bał się tego wszystkiego, co mogłoby ich spotkać, gdyby tylko komuś zechciało się uwierzyć w ich istnienie. Potem jednak Heidi przyprowadzała kolejne zdobycze i kolejny raz otrzymywał dowód na to, że nie było sensu popadać w nostalgię. Zwierzęta, choć czasem niebezpieczne, bo kierujące się swoimi instynktami, nie potrafią jednak unicestwić silniejszych drapieżników. A przynajmniej nie często im się to udaje.
Tym razem nie popierał Aro. To powinna być niewielka grupa najlepiej wyszkolonej straży; mroczne bliźnięta, tropiciele, tarcze. Nie widział potrzeby korzystania z tego motłochu. To była tylko jedna wampirza rodzina, której zresztą powinni pozbyć się już dawno temu, bo co to był za idiotyzm, żeby nie pożywiać się ludzką krwią? Jeśli coś było nienormalne należało się tego pozbyć, a jeżeli zagrażało jemu, stawało się sprawą priorytetową.
Jeżeli chodziło o czarodziei to planował wybić wszystkich pięćset lat temu, ale Aro i Marek uparli się, że należy podpisać porozumienie. Czasami nie potrafił zrozumieć ich sposobu myślenia, ale nawet jeżeli w średniowieczu ten rozejm miał sens, już kilka wieków później można było uznać go za nieważny. Czarodzieje, w przeciwieństwie do zwykłych ludzi mogli stanowić niebezpieczeństwo. A niebezpieczeństwa się eliminuje.
— Wyruszymy jutro wieczorem. Niech każdy będzie przygotowany, nie wiem, jak często uda nam się polować, nie wzbudzając powszechnego zamieszania. To ponad dziesięć tysięcy kilometrów w linii prostej. Czeka nas długa podróż.

5 komentarzy:

  1. Yay :D Weszłam z ciekawości sprawdzić czy coś dodałaś, a tu proszę jaka miła niespodzianka :) No, no Mike synem Rabastana, ciekawy pomysł i nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Tak więc weny życzę i czekam.
    Ps.Uwielbiam twoje opowiadania <3

    OdpowiedzUsuń
  2. o boże,boże,boże bożenko!!
    Wpadłam w bardzo niefajny nastrój po tym jak jeden z moich ukochanych zespołów miał koncert w Polsce- a ja nie mogłam na nim być. I tu wyskakuje taka Justusia, z takim oto pięknym rozdzialikiem i BACH! humor od razu lepszy ;)
    Nieziemsko się cieszę , że wróciłaś z moimi ukochanymi opowiadaniami i z niecierpliwością czekam na Sokoła, i inne ,i wgl na cokolwiek co wyjdzie spod twojego pióra, że się tak wyrażę.
    Nie komentuje fabuły, bo jest fenomenalna, choć miałam wrażenie , że rozdział trochę przejściowy. Taka wprawka ;p Neville nie wierzący w to co powiedział i snapowaty Harry-cudo
    Pozdrawiam serdecznie i z wielką niecierpliwością czekam na kolejne publikacje.
    Dużo,dużo, duużo weny i czasu życzę ;)
    Twoja Priori ;>
    kc <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    o tak, swietnie jak się okazało Micke jest synem Rabastana, och tak Harry straszący boski, i ten tekst Nevilla, że Harry za długo bywał w komnatach Sneipa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    świetnie, Mick'e okazał się synem Rabastana, a Harry straszący wyszedł bosko, i Nevill z tekstem, że Harry za długo bywał w komnatach Snaip'a... rozwala...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    świetnie, co za wiadomość Mick'e jest synem Rabastana, ale och Harry straszący wyszedł po prostu bosko, i tekst Nevilla, że Harry za długo bywał w komnatach Snape'a... rozwala... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń