W hogwardzkich lochach 3
Witajcie!
Kompletnie nie planowałam pisać tego rozdziału, ale miałam chwilowy brak weny do Zapomnieć i Sokoła, i oto jest whl! Mam nadzieję, ze Wam się spodoba!
Teo, po tym jak wybiegł
z Pokoju Życzeń, ruszył od razu w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów. Nie miał
teraz ochoty na rozmowę z Harrym, a tym bardziej na rozmowę z nim na temat
opiekuna swojego domu. Zdążył zbiec do lochów, kiedy poczuł szarpnięcie. Zupełnie
się tego nie spodziewał, przez co wylądował w jakiejś starej, nieużywanej
klasie, przyciśnięty klatką piersiową do zimnej ściany.
— Możesz mi wyjaśnić, co
się zmieniło od naszego ostatniego dnia w hotelu Pana Blue? — zapytał Potter
cicho, trzymając jedną z jego rąk wygiętą na plecach. Potrzebował mieć pełną
kontrolę.
Nott na sekundę po
usłyszeniu jego głosu uspokoił się, ale ten spokój był bardzo krótki. Przez
chwilę szarpał się ze swoim chłopakiem, starając się wyrwać ramię z jego
chwytu, ale to nie było wykonalne.
Harry może i nie
wyglądał na najsilniejszego faceta na świecie, ale przed końcem wojny zadbał o
swoją kondycję fizyczną. Poza tym liczne walki które stoczyli, przypominały
Teo, że tylko kilka razy udało mu się wyrwać w momencie, kiedy Harry zastosował
ten konkretny chwyt.
— Pytasz poważnie? —
odparł równie cicho, choć w jego głosie łatwo można było usłyszeć irytację. Nie
zamierzał też czekać na odpowiedź. — Chodzi o to, że to Snape — warknął.
Potter kiwnął głową, bo
to było oczywiste. Po prostu nie rozumiał implikacji.
— Kiedy się
dowiedzieliśmy nie miałeś z tym problemów — przypomniał mu, przesuwając wolną
dłonią po jego lekko odstających żebrach. Lubił je.
— Bo wtedy ich nie
widziałem — zaperzył się, znowu lekko się szarpiąc, ale po chwili sapnął cicho,
kiedy dłoń Pottera przeniosła się na jego brzuch, powoli wyszarpując koszulkę
ze spodni.
Zimne palce bez zbędnego
pośpiechu przesuwały się po napiętych mięśniach, na końcu wplątując się w pasek
miękkich włosków, biegnący w wiadomym kierunku.
— I teraz je zobaczyłeś —
stwierdził, bo na pewno nie było to pytanie. Pociągnął lekko za włoski, które
trzymał między palcami, a Teo jęknął nisko, będąc tak bardzo wściekłym na
samego siebie za reakcję. — Ja niczego nie widzę — dodał, tylko pogłębiając tym
irytację chłopaka.
— Och, oczywiście, że
niczego nie widzisz. Nie zobaczyłbyś pewnie nawet wtedy, gdyby wlazły ci do
łóżka.
Harry warknął przy jego
uchu, rozstawiając mu nogi swoją stopą i przysuwając się dużo bliżej, niemal z
nim stykając. Przylgnąłby do niego całkiem, ale wciąż trzymał jego wykręconą
rękę.
— Może chcesz mnie
oświecić? — zapytał z jakąś groźną nutą w głosie. Był zły za sposób, w jaki
Teodor traktował go przez ostatnie dwa tygodnie. I chciał uprawiać seks.
Pocałował go w kark,
przesuwając się po chwili na bok szyi i szczękę, po czym potarł swoim lekkim
zarostem jego niemal gładką skórę.
Nott najpierw przyjął z
westchnieniem te miękkie wargi na swoim ciele, wygiął się nawet na tyle, na ile
mógł, lgnąc do pocałunków, ale już chwilę później odsunął się, po raz kolejny
próbując wyrwać się Harry'emu. W końcu jęknął sfrustrowany, widocznie się
poddając i opierając czoło o nierówne, szorstkie kamienie.
— Kocham cię —
powiedział miękko, zaskakując kompletnie swojego chłopaka. Ten zresztą w tym
samym momencie puścił jego rękę, w zamian obejmując go ściśle i szepcząc ciche:
wiem, ja też cię kocham.
Teo pokiwał nieznacznie
głową, wtulając się w niego i zbierając się w sobie, żeby powiedzieć to, co
zobaczył dawno temu. Po prostu wcześniej nie jawiło mu się to jako zagrożenie.
Teraz jednak sytuacja się zmieniła.
— Powiesz mi, o co
chodzi? — zapytał Harry, całując go w skroń i gładząc jego biodro. Miał
wrażenie, że zgubili się w jakichś odmętach absurdu.
— To zaczęło się kilka
miesięcy po tym, jak pomogłeś uratować Snape'a — zaczął z namysłem. — Coraz
więcej czasu spędzałeś na treningach z nim, a coraz mniej ze mną. A nawet jeśli
się widywaliśmy, byłeś zazwyczaj tak zmęczony, że zasypiałeś na stojąco.
— Wiesz, że te treningi
były konieczne — wtrącił Harry, a Teodor skinął krótko, bo owszem, wiedział.
— Tylko, że ta wiedza
niczego nie zmieniała — burknął i potrząsnął głową. Nie spodziewał się, że
kiedyś będzie musiał stanąć z tym twarzą w twarz.
— Nie rozumiem —
przyznał Harry bez skrępowania, bo naprawdę nie widział logiki w wywodzie
swojego chłopaka.
— Widzę, że nie
rozumiesz i dlatego o tym rozmawiamy — powiedział prześmiewczo. — W innym
przypadku właśnie bym na ciebie wrzeszczał. O ile by mi się chciało.
Potter spiął się lekko,
ale po chwili wrócił do powolnego głaskania Teo. Wolał go spokojnego. I chciał
się wreszcie dowiedzieć, o czym ten mówi.
— Po tej cholernej
bitwie nie mogłem nawet chwili posiedzieć przy tobie. Nie sam przynajmniej. Co
prawda Ron zabierał mnie za każdym razem, kiedy on i Hermiona szli do skrzydła
szpitalnego, ale nawet wtedy ktoś jeszcze był w sali. Jakby bali się, że to ja
mogę coś ci zrobić. I to było straszne, fakt, że nikt mi nie ufał, mimo, że
broniłem Hogwartu tak samo jak twoi przyjaciele.
Harry objął go mocniej,
bardziej wtulając się w jego ciało. Nott nigdy mu o tym nie mówił i usłyszenie
tego teraz wcale nie było czymś przyjemnym. Nie wyobrażał sobie takiej
sytuacji, gdyby to jego chłopak leżał nieprzytomny, ale to jednak on był tym
najważniejszym bohaterem i jakby na to nie spojrzeć, naprawdę mało osób o nich
wiedziało. I zapewne dorośli po prostu bali się, że coś jeszcze może mu grozić.
Mimo wszystko wolał o tym nie wspominać.
— Ale i tak najgorsze
było to, że to Snape siedział przy tobie bez przerwy — powiedział z wyraźnym żalem.
— Bo może nikt tego nie widział, chociaż myślę, że Hermiona coś podejrzewała,
bo czasami tak dziwnie na mnie patrzyła... — przerwał na chwilę, zastanawiając
się nad tym. — Bo nawet ty nie byłeś tego świadomy, ale ja widziałem. Zresztą
to było dość oczywiste już wcześniej.
— Teo, ja nadal... —
wtrącił Harry, ale Nott przerwał mu niemal natychmiast.
— Tak, tak! Już zmierzam
do końca — warknął. — Chodzi o to, że tego nie widziałeś. A Snape wcale nie
wyglądał, jakby siedział przy rannym uczniu, nie wyglądał nawet jakby siedział
przy przyjacielu, co jeszcze mógłbym zrozumieć, bo wasza relacja, więź, która
powstała, była oczywista.
Harry przełknął ślinę,
bo miał wrażenie, że wywód jego chłopaka
prowadzi tylko w jednym kierunku, co było niedorzeczne.
— Siedział przy tobie,
jak przy swoim kochanku, jak przy partnerze, którego może stracić — dokończył i
zapadła między nimi niekomfortowa cisza.
Naprawdę widział to
wtedy tak wyraźnie, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Chociaż już wcześniej
miał przesłanki do podejrzeń, że Snape czuje coś więcej do Pottera. Wystarczyło
dobrze się im przyglądać. Małe, niepozorne uśmiechy, które pojawiały się w
najdziwniejszych momentach, to, jak porozumiewali się bez słów, przechodząc
obok siebie, albo spojrzenia, które wymieniali na eliksirach. Każda z tych
drobnych rzeczy i mnóstwo innych dawała Teo podstawy do zazdrości, której nie
chciał czuć i którą początkowo odrzucał. Ale czas, kiedy Harry leżał w skrzydle
szpitalnym był najgorszy, bo potwierdzał wszystkiego jego obawy.
— Nie możesz mieć racji —
mruknął Gryfon pustym głosem.
— Wiesz, że mam — odparł
twardo Teo. — Teraz też to widzisz, nie możesz zaprzeczać.
Harry odetchnął znowu,
czując się tak bardzo nie na miejscu w tej rozmowie. Rzeczywiście spostrzeżenia
Notta wydawały się prawidłowe, ale to przecież nie mogła być prawda!
— Niczego nie zauważyłem
— wyszeptał.
Teo skinął krótko,
wyciągając rękę do tyłu i głaszcząc ten fragment jego ciała, do którego miał
dostęp w tej pozycji. Simon Sandler był bezpieczny, należał do nich obu, ale Snape
już nie. Bo Snape już wybrał i on, Teodor, byłby tylko dodatkiem, a na to nie
mógł się zgodzić. Nie chciał się na to zgadzać.
— Co chcesz z tym
zrobić? — zapytał cicho Harry, bojąc się właściwie odpowiedzi.
Sam nie wiedział, co
byłoby dla nich dobre. Związek ze starszym facetem mógłby być dobry. Seks był
dobry na pewno, sprawdzili to, choć żaden nie spodziewał się wtedy, że
człowiekiem z którym robią te wszystkie niesamowite rzeczy jest Snape. Nie
przeszkadzało mu to, kiedy już się dowiedział, mimo że był naprawdę zdziwiony.
Relacje jego i opiekuna Ślizgonów poprawiły się znacznie w ciągu przygotowań do
ostatecznej bitwy, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Jak teraz o tym
myślał, nie mógł zrozumieć, jakim sposobem niczego nie zauważył. Zapewne chodziło
o to, jak bardzo był wtedy zakochany. Zresztą w tej kwestii nic się nie
zmieniło, po prostu na ich wspólnym zdjęciu pojawiłaby się kolejna osoba.
Podobało mu się trwanie z Simonem i wiedział, że Teo też się podobało, więc to
nie tak, że ktoś w tym układzie był pomijamy. Potrafił jednak też spojrzeć na
całą sytuację z perspektywy swojego chłopaka. Nie wyobrażał sobie być dla
kogokolwiek tylko dodatkiem. To było złe w przyjaźni, w związku miałoby
tragiczne skutki.
— Nie wiem — przyznał
Nott i w jego głosie pojawiło się coś dziwnego. Coś, czego Harry nie potrafił
rozpoznać i prawdę mówiąc nie był też pewien, czy chce. — Na razie chyba nic.
-I-I-I-
Severus siedział w
swoich komnatach, pijąc whisky, która, jak się niedawno okazało, była jednak
starsza od jego wakacyjnych kochanków. I
lubił jej smak tak samo, jak podobało mu się przebywanie z nimi. Kiedy
zrozumiał, że to Potter i Nott, jak dzieciak przestał z nimi rozmawiać. Nie,
żeby jako nauczyciel, miał prowadzić pogaduszki z uczniami, jednak wiedział
doskonale, że ignoruje ich w dość wyraźny sposób. A przynajmniej wyraźny dla
ich trójki.
Albus przyglądał mu się
dziwnie przez ostatni tydzień i Snape nie wiedział, czy był to wynik ich
infantylnej gierki, którą sam rozpoczął, czy jednak dyrektor zauważył zmianę w
jego zachowaniu. A Severus wiedział, że zachowuje się inaczej. Inaczej niż
przez ostatnie lata, ale też inaczej niż jeszcze tydzień temu.
Kilka dni temu, tak jak
dziś, siedział w swoich komnatach i sprawdzał eseje trzeciego roku Puchonów i
Krukonów. Tych drugich uważał za naprawdę inteligentnych, ale chyba tym razem
postawił przed nimi zbyt trudne zadanie. Albo te wstrętne bachory uznały, że
skoro wojna się skończyła, on przestanie być taki straszny. Niedoczekanie. Tak,
czy inaczej siedział przy biurku, kiedy włączył się alarm w jednej ze starych
pracowni. Co prawda sala była nieużywana od kilkunastu lat, ale czary
monitorujące wciąż działały. Snape właściwie nie wiedział dlaczego, ale skoro
alarm już się uruchomił, postanowił zrobić sobie przerwę i sprawdzić, co za
idiota narusza osłony.
Okazało się, że idiotów
było dwóch. I Severus wcale nie chciał ich spotykać. A mimo to, skoro już tam
był, postanowił posłuchać o czym rozmawiają. Rzucił czar wzmacniający ich głos
i nie mógł uwierzyć, że są tak nieostrożni, ale już po chwili przełknął ślinę,
bo słowa Notta w ogóle mu się nie podobały. Choć były prawdziwe. Wszystkie, a
przynajmniej te, które dotyczyły jego. Nie miał pojęcia, że ktoś to zauważył,
ale najwyraźniej nie pomyślał, jak chłopak Pottera może odebrać całą sytuację,
wszystkie te gesty, które wykonywali względem siebie i całą opiekę, którą
Severus obdarzył Harry'ego. Jak teraz o tym myślał, to w czasie, kiedy
nastolatek leżał w skrzydle szpitalnym, nawet przez moment nie pomyślał o jego
partnerze. Jakby wyparł go ze swojego umysłu, a przecież doskonale wiedział, że
ten istnieje.
Ponownie podniósł
szklankę, przykładając jej grubo rżnięty brzeg do warg, przypominając sobie ich
w tamtej sali. Nott z rozstawionymi nogami, przyparty do ściany, bez możliwości
ucieczki, ruchu nawet. I Potter stojący za nim, gładzący bok jego ciała,
trzymający jego wygiętą rękę i całujący szyję. Nie sądził, że ta pozycja była
wynikiem kłótni. Wyglądali cudownie i jeszcze kilka tygodni wcześniej Simon
mógłby na nich patrzyć, mógłby być tam z nimi za ich pozwoleniem, za ich bardzo
chętną zgodą. Ale wszystko się zmieniło na początku września. I Snape nie
potrafił przejść nad tym do porządku dziennego, bo Nott miał cholerną rację.
On, Simon chciał Andy'ego
i Jackoba.
On, Severus jeszcze pół
roku temu chciał Harry'ego Pottera.
Na dzień dzisiejszy nie
wiedział, czego chce.
Bo to nie tak, że Nott
nie był inteligentny, czy przystojny. Po prostu nigdy nie oceniał go w takich
kategoriach.
Ciche pukanie przerwało
jego rozmyślania, więc podniósł się ze swojego miejsca, odstawiając wcześniej
kieliszek na stół i podszedł do drzwi. Ze zdziwieniem uniósł brew, widząc
Albusa, ale zamaszystym gestem zaprosił go do środka.
— Skończył ci się
proszek Fiuu? — zakpił lekko, ale dyrektor tylko wzruszył ramionami.
— Musiałem pomyśleć —
mruknął, poprawiając swoją idiotycznie kolorową szatę. — Nie mam pojęcia, kto
może być dziewczyną Harry'ego — dodał, a Severus wydał z siebie ciche
prychnięcie. On też nie wiedział, kim ona mogłaby być.
— Masz szansę zgadnąć —
powiedział w zamian młodszy mężczyzna, ewidentnie się drocząc.
— Wiem już, że nie jest
w wieku Harry'ego — zaczął dyrektor, ale Snape przerwał mu szybko.
— Nazwisko, potem
pytanie, potem tydzień ma zastanawianie się — przypomniał.
Albus skrzywił się
wyraźnie, niezadowolony ze słów swojego podwładnego. To było nawet zabawne,
choć wiedział, że jego mistrz eliksirów musiał mieć jakiegoś asa w rękawie.
Inaczej nawet nie zaczęliby tej gry.
— Cho Chang —
powiedział, choć naprawdę nie brał jej na poważnie pod uwagę. Zdawał sobie
sprawę, że dawno minął okres, kiedy Potter wzdychał do tej dziewczyny.
— Obaj wiemy, że to nie
ona, więc to nawet nie tak, że powinienem zaprzeczyć — burknął Severus,
zastanawiając się teraz czy ta gra to dobry pomysł. Chyba musiał porozmawiać z
pewnymi uczniami, a dopiero potem decydować, co dalej z jego życiem. I ta
zabawa, w której pogrywał sobie nie tylko Albusem, ale w pewnym sensie także
Nottem, przestała być raptem śmieszna.
Dyrektor przyglądał mu
się przez dłuższą chwilę, widząc, że coś go trapi, ale Snape nie był nigdy
szczególnie chętny do zwierzeń. I Albus nie sądził, żeby teraz coś się w tym
względzie zmieniło.
— Może nalejesz nam
jakąś whisky? — zapytał jednak, bo zawsze warto było spróbować.
Zdziwił się, kiedy
Severus skinął głową i podszedł do barku, nalewając mu bursztynowego płynu.
Lubili jego smak, a ten rocznik był wyjątkowo dobry.
— To jakaś specjalna
okazja? — mruknął, delektując się alkoholem, ale ku jego konsternacji Snape
parsknął nieprzyjemne, mamrocząc coś o błędach, które popełnił. I Albus miał
przeświadczenie, że to zupełnie inne błędy niż te, o których myślał przez
kilkanaście ostatnich lat.
— Możemy porozmawiać o
jakichś głupotach, jeżeli masz ochotę, ale jeśli tylko zaczniesz wyciągać ze
mnie, co mi jest, wyrzucę cię — warknął młodszy mężczyzna, widząc współczucie
na twarzy dyrektora.
Ten zaśmiał się cicho,
zaczynając opowiadać o swoich wakacjach, o zebraniu kadry, które odbyło się
jeszcze przed początkiem roku szkolnego i o tym, że już dawno nie czuł się tak
wolny i tak beztroski, jak teraz.
W międzyczasie Mrużka
przyniosła im kolację, a Severus rozlał resztę whisky do szklanek. Było
naprawdę miło i po jakiejś godzinie nawet on przestał się zastanawiać, co
powinien, a czego zdecydowanie nie powinien robić.
— Jakie jest twoje
kolejne pytanie? — zapytał, kiedy naczynia zniknęły już z jego stołu, a w
szklankach nie zostało wiele whisky.
— Już mnie wrzucasz,
Severusie? — mruknął z udawanym żalem dyrektor, ale Snape tylko zaśmiał się
lekko. Czuł się zdecydowanie lepiej niż przed dwiema godzinami.
— Możesz sprawdzić za
mnie eseje — podjął. — Jestem ciekaw, jak szybko zirytujesz się głupotą tych
dzieciaków.
— Nie może być tak źle.
Severus pokręcił głową z
politowaniem i przywołał do siebie jedną z prac. Podał ją zdziwionemu
dyrektorowi, którego mina już po chwili zrzedła.
— Mieszając te składniki
w takich proporcjach, zniszczyłaby zamek — powiedział z niedowierzaniem,
zerkając na nazwisko uczennicy. — O czym miał być ten esej? — zapytał podejrzliwie.
— O eliksirze używanym
przy modyfikacji roślin uprawnych — odparł rozbawiony. — To nie tak, że chcę
tym dzieciakom wystawiać złe oceny. Ale jeśli oni tak podchodzą do eliksirów,
to ja podchodzę w ten sam sposób do nich.
Dyrektor wciąż kręcił
głową, nie mogąc uwierzyć, że można być tak nieodpowiedzialnym. Oddał pergamin
drugiemu mężczyźnie, nie chcąc się nawet zastanawiać, co by było, gdyby ten od
razu przechodził do warzenia, zamiast zadawać uczniom takie prace.
— Pytanie, Albusie —
ponaglił Snape.
— Czy dziewczyna
Harry'ego jest Gryfonką?
Severus pokręcił głową,
uśmiechając się z kpiną. Bo ta dziewczyna nie była Gryfonką. Nie była też
Ślizgonką, Krukonką ani Puchonką. Chodziło o to, że wcale nie była dziewczyną,
ale najwyraźniej Albus nie brał takiej opcji pod uwagę. To już był jednak jego
problem. Wyglądało na to, że mają co najmniej miesiąc na takie czcze rozważania,
chociaż istniała też możliwość, że po tym czasie dyrektor zacznie pytać o
uczennice z wymiany. Aż zaśmiał się lekko na taką wizję, na co Albus jedynie
się skrzywił, uznając, że jest bardzo daleko od odgadnięcia tego cholernego
nazwiska.
— Idę — burknął,
podnosząc się z miejsca. — Dobranoc, Severusie, wiesz, gdzie mnie znaleźć w
razie potrzeby — dodał jeszcze, na wszelki wypadek, choć szansa na to, że ten
facet przyjdzie do niego ze swoimi problemami było bardzo znikoma.
O Boże......już się pododziłam ze świadomością że nie dowiem się jak się wszystko skończy. A tu taka niespodzianka. Rozdział jak zawsze świetny i mam na nowo odzyskaną nadzieje na nowe :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam,ET
Taaak! O matko, kiedy już myślę, że Snape zechce być z dawnymi kochankami, nagle oni zmieniają zdanie 😫 Świetny rozdział! Rozbudziłaś moją ciekawość... I ten biedny dyrektor 😁
OdpowiedzUsuńTylko tak dalej!
Pozdrawiam, BellatriX
miniaturkidosme.blogspot.com
Wantastyczny rozdział, a właściwie trzy, ale będziesz kontynuować te rozdziały? Błaaagaaam powiedz ż etak
OdpowiedzUsuńFantastyczne trzy rozdziały, ale.... gdzue kolejne???
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, zastanawiam się kiedy dyrektor zrozumie, że to nie dziewczyna jest tą osobą, w której Harry jest zskochany ;) och Theo jest zazdrosny, ale może po gadają...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia