Witajcie!
Jako, że jestem kiepska
z terminami, a wiem, że czekacie na Magię Sprzątania, to wrzucam Wam coś
innego. Coś, co może, choć nie musi się Wam spodobać ze względu na Fandom, ale
ja uwielbiam ten tekst i jestem z niego naprawdę dumna, więc mam nadzieje, że
jednak, mimo wszystko, po niego sięgniecie. Jeżeli kompletnie nie interesuje
Was F1(czy naprawdę tylko ja w Polskim fandomie to robię?) i nie wiecie kim są
Vettel i Hamilton, to wygooglujcie ich sobie J
Najlepiej coś bez koszulek!
Miłego czytania!
Tytuł: Tylko
jeśli mnie pokonasz
Fandom: Formuła
1 RPF(real persons fiction)
Autor: Hiorin/justusia7850
Beta: nb
Pairing:
Sebastian Vettel/Lewis Hamilton
Raiting: +18
Ostrzeżenia: to
jest BDSM, dom/sub, RPF, napisane na BDSM prompt party 2017
Sytuacja opisana w tym opowiadaniu jest
fikcją i nie przedstawia prawdziwych relacji panujących pomiędzy bohaterami, a
ja nie czerpię z tego opowiadania żadnych korzyści.
Sebastian uwielbiał
adrenalinę. Od zawsze kochał się ścigać, ale wygrywanie miało w sobie coś
wspaniałego. Jego pierwszy tytuł mistrzowski przyszedł dość niespodziewanie. A
przynajmniej nie spodziewał się tego, kiedy zaczynał jeździć w Red Bullu.
Rywalizacja z Markiem nie dawała mu jednak takiej satysfakcji, jakiej naprawdę
chciał. Wiedział, że jest lepszy, był lepszy i cały zespół traktował go właśnie
w ten sposób. W ogóle zawsze był faworyzowany, stawiany przed swoim partnerem z
drużyny i nie miało znaczenia, czy jeździł w poprzednim zespole czy już w
Stajni Ferrari. Nie umiał się ustosunkować do takiego traktowania, bo to było
nie do końca w porządku i robiło mu różnicę, szczególnie kiedy już zaczął
jeździć z Kimim. W pewnym momencie zdał sobie jednak sprawę, że równe szanse
wcale nie oznaczają takich samych strategii, a styl jego jazdy jest zupełnie
inny niż ten, który prezentuje jego przyjaciel. Zespół nie mógł traktować ich
tak samo i to Maurizio Arrivabene był tym, który musiał wyjaśnić to
Sebastianowi dosadnie.
Cały poprzedni sezon był
pogonią za Lewisem i Nico i chociaż to nie powinno być nic złego, fakt, że
niemal zawsze dojeżdżał za nimi był frustrujący. A jeszcze gorzej robiło się
wtedy, kiedy widział różnicę w czasie swojego najszybszego okrążenia i w
czasach, które wykręcali kierowcy Mercedesa. Sebastian po pierwszym sezonie w
Ferrari stał na najniższym stopniu podium, ale to był klub, który traktował
wyjątkowo emocjonalnie. Może dlatego, że szefowie nie nakręcali niezdrowego
napięcia między nim a Kimim, a może chodziło o tę włoską krew, która płynęła w
żyłach całego zespołu. Miał wrażenie, że wcale nie trzeba urodzić się Włochem,
żeby być jednym z nich. A jednak kiedy na mecie był zawsze kilkanaście, albo
kilkadziesiąt sekund za Lewisem, coś w nim umierało.
Tym razem miało być
inaczej. Ten sezon zapowiadał się lepiej niż ostatni i jeszcze kilka tygodni
temu nie mógł się doczekać, kiedy w końcu usiądzie w swoim nowym bolidzie.
Zmiany były ogromne. Pierwszy raz od naprawdę wielu lat szefowie zgodzili się,
że samochody mają być szybsze, ale wyprzedzanie ma się znowu wiązać z
umiejętnościami kierowców, a nie tylko z osiągami silników i poprawnym
wykorzystaniem DRS-u. I to było coś, co mobilizowało go do jeszcze cięższej
pracy, do dawania z siebie więcej. Szersze opony, szerszy rozstaw osi, prawie
dziesięć procent więcej paliwa i nowe mieszanki wyścigowe. Pirelli od dawna
twierdziło, że ogumienie musi być trwalsze i w tym roku zapowiadało się, że
tylko wyjątkowe sytuacje sprawią, że ktoś zdecyduje się na więcej niż jeden pit
stop. Już podczas testów był podekscytowany, ale one zawsze rządziły się trochę
innymi prawami.
Wygrywanie miało w sobie
coś wspaniałego. Sebastian uwielbiał to uczucie, które towarzyszyło mu kiedy
wsiadał do swojego bolidu tuż przed wyścigiem, ale móc wysiąść z niego jako
zwycięzca dwie godziny później było czymś niezapomnianym. Pławił się wtedy w
szczęściu, w okrzykach radości i entuzjazmu, w tym jak bardzo jego mechanicy i
cała Scuderia cieszyli się zwycięstwem. Nie mógł się powstrzymać przed
dotykaniem innych, przed wpadaniem w ich ramiona. Czuł poklepywanie po plecach
i uściski i miał wrażenie, że przekazują go sobie z rąk do rąk, jak pluszowego
misia, albo lepiej jak puchar, który miał zamiar zdobyć na koniec tego sezonu.
Pierwsze zwycięstwo po
tak długim czasie smakowało wyjątkowo dobrze. Wiedział, że miał trochę szczęścia
w Australii, ale to nie tak, że każdy ze stawki umiałby skorzystać z takiej
szansy. On umiał. Był do tego stworzony, a adrenalina wciąż krążyła w jego
żyłach, kiedy udzielał wywiadu Markowi. Zresztą o wiele łatwiej im się
rozmawiało, kiedy nie byli przeciwnikami na torze. Sebastian sądził, że może
nawet udałoby im się zaprzyjaźnić, bo ten facet miał chyba najpiękniejszy
uśmiech na świecie. No, prawie. Wciąż był ktoś, kto go przebijał i Sebastian
ten jeden raz był rozczarowany, że mają tak mało czasu do kolejnego Grand Prix.
Miał jedynie nadzieję, że w Chinach pójdzie mu tak samo dobrze, a zwycięstwo w
Melbourne nie okaże się wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Ubiegłoroczny sezon
nauczył go pokory. Wbrew pozorom stawał się lepszym kierowcą z każdym przegranym
wyścigiem. Nauczył się, że porażki nie zawsze są jego winą i, że czasami nie
wystarczy, że da z siebie wszystko na torze. Co wcale nie znaczyło, że
przyzwyczaił się do dalszych pozycji. Chciał wygrywać, chciał walczyć, mając
chociaż zbliżone możliwości do Mercedesa. Porażka w Chinach nie była więc
niczym miłym, ale nadal stał na podium. Mógł zwalić winę na warunki, na
samochód bezpieczeństwa albo na cokolwiek innego, ale nie było sensu tego
robić. To był świetny wyścig i pokazał jak bardzo zacięta będzie w tym roku
rywalizacja. A on lubił ścigać się z Lewisem. I było do tego więcej powodów niż
tylko te pozorne, które każdy rozumiał.
Bahrajn był dla niego
przyjazny. Sesje treningowe poszły znakomicie, choć kwalifikacje już nieco
gorzej, nie żeby zrobiło mu to aż tak dużą różnicę. Mercedes mógł być świetny
na pojedynczym pomiarowym okrążeniu, ale wyścig składał się z pięćdziesięciu
siedmiu takich okrążeń i Sebastian wiedział, że mu się uda. Musiało mu się udać
i kiedy po genialnym starcie wyjechał za Bottasem, miał wrażenie, że połowa
drogi już za nim.
Tym razem niemal
smakował zwycięstwo na języku. Drugi wygrany wyścig i to na początku sezonu był
bardzo dobrym prognostykiem. Oczywiście wszystko mogło się jeszcze zmienić,
mogło okazać się, że rozwój ich bolidu w trakcie sezonu nie będzie tak
spektakularny, jak ich przeciwników, ale on był dobrej myśli. Nowa fabryka, w
którą Ferrari zainwestowało ogromne pieniądze była najnowocześniejszym tego
typu obiektem w branży. A hamownia Toyoty, z której korzystali w Kolonii
pozwalała na wprowadzanie zmian wcześniej niż na torze, jak to było jeszcze nie
tak dawno.
— Gratuluję. — Usłyszał
obok siebie, kiedy już zszedł z wagi, a ktoś z obsługi zaprowadził go do pokoju
zwycięzców. Nie umiał inaczej myśleć o tym miejscu, kiedy zdjęcie Nico z
poprzedniego GP Bahrajnu wisiało na honorowym miejscu. Były tu zresztą zdjęcia
wszystkich zwycięzców, od kiedy ten wyścig wpisał się do kalendarza. W tym jego
i Lewisa.
— Dziękuję —
odpowiedział radośnie, wpadając tym razem w objęcia swojego przeciwnika.
Obaj cieszyli się z równej walki, którą
zapowiadał ten sezon.
— Dzisiaj, dwudziesta
trzecia, dostarczę ci namiary — wyszeptał Lewis do jego ucha i Sebastian
wciągnął gwałtownie powietrze, bo to oznaczało, że naprawdę wygrał. I że będzie
miał możliwość świętowania w taki sposób, w jaki chce to zrobić.
ǂ ∞ ǂ ∞ ǂ ∞ ǂ
Nie miał pojęcia kto
podrzucił mu kartkę z adresem i najwyraźniej hasłem, które musiał podać. Nie
przepadał za miejscami, w których ktoś może wiedzieć, po co naprawdę przyszedł,
ale zaufanie jakie pokładał w Lewisie miało więcej niż jedną płaszczyznę. I
pomijając już to, że mężczyzna sam nie mógł pokazać fanom i sponsorom tej
strony swojej osobowości, Sebastian był pewien, że nie pozwoli też skrzywdzić
jego.
Udało mu się wymknąć z
przyjęcia i ominąć ochronę, której zadaniem było nie spuszczanie z niego
wzroku. Wiedział, że Kimi zauważył jego wyjście, ale nie zatrzymał go. Nie
odezwał się nawet słowem i to było oczywiste, że w razie czego będzie go krył,
chociaż Sebastian miał nadzieję, że nie będzie musiał tego robić. Inna sprawa,
że nie miał pojęcia, o której może wrócić. Nie umawiali się już dawno, bo
Sebastian dawano nie wygrywał, ale teraz to było coś, co tylko miało podkręcić
temperaturę ich spotkania. Lewis kiedyś wyraził się wystarczająco jasno,
"tylko jeśli mnie pokonasz" wciąż pobrzmiewało w jego głowie przed
każdym kolejnym startem. Niestety, "i jeśli będę miał ochotę" było
tuż obok. Sebastian jednak nigdy się nie poddawał, a ta motywacja działała na zupełnie
inne obszary mózgu niż inne. Była jednak tak samo dobra, a może i lepsza, bo
nagroda jaką miał dostać jeszcze tej nocy będzie okraszona innego rodzaju
wysiłkiem niż samo zwycięstwo w wyścigu.
— Restart — powiedział,
kiedy tylko drzwi do których zapukał się otworzyły.
A kiedy uniósł wzrok ze
zdziwieniem stwierdził, że stoi przed nim kobieta, którą z całą pewnością już
gdzieś widział. Skinęła mu tylko głową, wpuszczając go do środka i każąc iść za
sobą. Nietrudno jednak było zauważyć w jej spojrzeniu szok, zapewne dlatego, że
go rozpoznała i Sebastian miał ochotę dopytać ją o dyskrecję, ale wiedział, że
to byłaby potwarz. Tak samo, jak wiedział, że wszystko co się tu stanie, nie
wyjdzie poza grube mury budynku.
— Pana partner już na
pana czeka — powiedziała po osiemdziesięciu krokach, które przeszli. Sebastian
liczył wszystko, co się dało, kiedy był zaniepokojony, ale wyraz łagodnego
zrozumienia, który pojawił się na jej twarzy, kiedy zapraszała go do pokoju,
pozwolił mu się nieco zrelaksować.
— Dziękuję — odparł
jeszcze cicho, kiwając jej nieznacznie głową i biorąc jeden głębszy oddech,
wszedł do środka.
Lewis siedział w swoim
wyścigowym kombinezonie i ciężkich butach na jakimś zdobionym fotelu, który
nijak nie pasował do reszty surowego wyposażenia. Obok, na niskim stoliku,
stała filiżanka z kawą, ale to nie ona przyciągała uwagę Sebastiana. Krótka
rózga, nieco dłuższy pejcz i plug z ogonkiem siały w jego ciele spustoszenie
już teraz. Nie miał pojęcia, jak przetrwa, skoro wystarczyła mu wizja Lewisa z
jedną z tych rzeczy w dłoni, żeby jego spodnie zrobiły się o wiele za ciasne.
— Rozbierz się. — Padł
pierwszy rozkaz, a może na razie jedynie prośba, Sebastian nie umiał tego
ocenić. Miał ochotę zażartować, albo powiedzieć, że nie zaszkodziłoby się
przywitać, ale nie sądził, żeby to był dobry ruch. Popełnił ten błąd jeden raz,
kiedy po kilku takich spotkaniach poczuł się najwyraźniej zbyt pewnie i
rozczarowanie, którego doświadczył, kiedy Lewis po prostu wstał i wyszedł nie
warte było powtórzenia.
Rozpiął więc sportową
marynarkę, odwieszając ją zaraz na wieszak, po czym zdjął czerwoną, firmową
koszulkę, składając ją w idealnie równą kostkę i odkładając na przygotowany dla
jego ubrań stołek. Rozwiązał sznurówki w butach i chociaż na co dzień tego nie
robił, tym razem schował je do wnętrza adidasów, tak, żeby nie wystawały nawet
fragmenty. Spodnie i bokserki ułożył na koszulce, a zwinięte zgrabnie skarpetki
położył obok butów. I nie zajęło mu to więcej niż dwie minuty, mimo że się nie
spieszył. Lewis lubił ten specyficzny porządek, lubił kiedy wszystko miało
swoje miejsce, a on nie był kimś, kto chciałby kwestionować takie zachcianki.
Stał więc nadal w tym samym miejscu, patrząc głównie w podłogę, z rękoma
opuszczonymi wzdłuż ciała. Miał się nie zasłaniać, bo drugi mężczyzna chciał móc
go oglądać bez żadnych przeszkód, na przykład w postaci dłoni na brzuchu, szyi
czy penisie.
Nie był pewien, czy
minęła minuta czy dwadzieścia, ale w końcu został przywołany na środek
pomieszczenia, gdzie zamiast żyrandola z sufitu spływał gruby sznur, zaczepiony
o kilka niepozornych haczyków.
Lewis stał teraz
naprzeciwko niego, nadal w kombinezonie, którego nie zdejmie pewnie przez
kolejną godzinę, Sebastian nie miał złudzeń. A jednak ta dysproporcja między
stanem ich rozebrania była kolejną składową jego nagrody z której za żadne
skarby nie chciałby zrezygnować.
— Podnieś ręce —
powiedział mężczyzna i Sebastian po prostu to zrobił.
Czasem się zastanawiał,
czy gdyby przez team radio usłyszał polecenie od Lewisa, też wykonałby je bez
mrugnięcia okiem. Możliwe, że tak, że zrobiłby to zupełnie automatycznie i nie
sądził, że posiadanie takiej władzy nad drugim człowiekiem jest odpowiednie. Z
drugiej strony, sam dobrowolnie oddawał ją w jego ręce, które teraz krępowały
mu nadgarstki, żeby w następnej chwili mocnym wiązaniem połączyć je ze
zwisającym sznurem. Lewis naciągnął jeszcze linę na tyle mocno, żeby Sebastian
nie mógł oprzeć się na całych stopach i obszedł go dookoła, najwyraźniej
podziwiając swoje dotychczasowe osiągnięcia.
— Nadal jesteś piękny —
wyszeptał, co nieco odbiegało od schematu, ale pozwoliło Sebastianowi na moment
się rozluźnić.
Lewis przesunął palcami
od jego uda, przez biodro i żebra, po czym znienacka klepnął go w pośladek.
Lekko, bez użycia zbytniej siły, raczej chcąc sprawdzić jego reakcje niż
przejść już do sedna. Sebastian sapnął cicho, chyba jednak nie będąc
przygotowanym na ten ruch. A może dzisiaj miało być właśnie tak, może dzisiaj
każdy najmniejszy nawet dotyk będzie odbierał tak intensywnie.
Mężczyzna wrócił na swój
fotel i sięgnął po filiżankę, a Sebastian przełknął ślinę, bo to oznaczało albo
rozmowę, albo czekanie, a żadna z tych rzeczy nie była wysoko na jego liście
pragnień.
W pomieszczeniu było
wystarczająco ciepło, żeby nie czuł zbytniego chłodu na swoim nagim ciele, a
jednak był pewien, że jego ramiona i nogi pokryły się już gęsią skórką. Sznur
wżynał się nieco w jego nadgarstki, barki zaczynały boleć od nietypowego
ułożenia. Chciałby odciążyć je chociaż na chwilę, ale nie był w stanie postawić
na podłodze całych stóp, a stanie na palcach nie było czymś tak łatwym, jak
mogłoby się wydawać. Był silnym, wysportowanym facetem, a jednak w tamtej chwili czuł się zredukowany
do roli, którą przyjął. Wiedział, kiedy na jego skroni pojawiły się pierwsze
krople potu, spływające powoli w dół i zatrzymujące się na odrastającym
zaroście. Nie umiał określać upływu czasu, kiedy znajdował się z Lewisem w
jednym pomieszczeniu, ale podejrzewał, że minęło co najmniej pół godziny zanim
mężczyzna wstał w końcu ze swojego miejsca i nawet na niego nie patrząc,
sięgnął po pierwszy z przygotowanych przyrządów. I Sebastian nie wiedział, czy
mieli dzisiaj poprzestać tylko na tym, co leżało na tym kawowym stoliku, czy
może Lewis miał dla niego coś ekstra. Nie był też pewien, czy wytrzymałby coś
ekstra, biorąc pod uwagę fakt, że już teraz wariował, a został dotknięty
dokładnie dwa razy, z czego za pierwszym chodziło jedynie o unieruchomionego
go.
— Wygrałeś drugi wyścig
w tym sezonie — mruknął Lewis do jego ucha, przesuwając rózgą po jego ciele w
ten sam sposób, w który wcześniej zrobił to dłonią. — Gratuluję — dodał jeszcze
ciszej i zamachnął się, zostawiając pierwszy, niezbyt widoczny ślad na jego
udzie.
Sebastian jęknął głośno,
odsuwając się instynktownie, tańcząc wręcz na samych koniuszkach palców. Po
pierwszym razie przyszły kolejne. Mniej uważne i mniej skoordynowane, a jednak
przynoszące swoistego rodzaju ukojenie i mężczyzna nie wiedział, jak długo to
wytrzyma, ale Lewis przerwał już po chwili. Czas jakby się zatrzymał,
pozwalając mu trwać w tym jednym punkcie, gdzie ból rozchodził się po jego
ciele, a może koncentrował w miejscach uderzeń, nie wiedział. Sapał i jęczał,
starając się unormować oddech, a palce, które gładziły go teraz uspokajająco,
nie przynosiły takiego ukojenia, jakiego się spodziewał.
— Dobrze? — zapytał
mężczyzna i to był już drugi raz, kiedy odchodzili dzisiaj od schematu, co
znaczyło jedynie, że Sebastian zbyt długo nie wygrał żadnego GP. — Seb —
warknął i jakieś nutki irytacji były słyszalne w tym krótkim zdrobnieniu, więc
Sebastian skinął słabo głową, otwierając oczy i ze zdziwieniem stwierdzając, że
z powodu łez niewiele widzi. — Na pewno?
— Nie okłamałbym cię —
odparł cicho i uświadomił sobie, że to pierwsze słowa, które padły z jego
strony w tym pokoju. I były prawdą. Zbyt długo w tym siedział, żeby nie znać
swoich granic.
Lewis jeszcze przez
chwilę przyglądał mu się uważnie, w końcu kiwając głową, przyjmując jego słowa
za prawdę. Przysunął się bliżej, niemal stykając się z nim na całej długości
jego ciała i Sebastian znowu jęknął, tym razem czując chropowaty materiał
kombinezonu tuż przy swojej rozgrzanej skórze. Lewis starł łzy z jego policzków
i pocałował go delikatnie w kącik ust, nie oferując chwilowo niczego więcej.
Dla Sebastiana to i tak było wystarczające. Jego oddech powoli wracał do normy,
a serce nieco zwolniło swój szaleńczy jeszcze chwilę temu bieg. Starał się
przylgnąć do mężczyzny, ale kiedy ten tylko to zauważył, zrobił krok do tyłu,
nie pozwalając mu na więcej bliskości w tym momencie. I Sebastian powinien
wiedzieć lepiej, a jednak nie potrafił się powstrzymać przed zrobieniem małego
kroku do przodu.
Lewis przez ułamek
sekundy wyglądał na wściekłego, ale zaraz potem na jego twarzy zagościł szeroki
uśmiech, który w tej sytuacji nie wróżył niczego dobrego. Obrócił się na pięcie
i podszedł w stronę stolika, więc Sebastian odetchnął z ulgą, która szybko
zniknęła, kiedy okazało się, że mężczyzna zabrał swoją filiżankę i przeszedł z
nią do drugiego pomieszczenia, może sypialni, nie umiał tego stwierdzić.
Wypuścił długi, niespokojny oddech, wpatrując się z nadzieją w drzwi, ale nie
było co się oszukiwać, Lewis nie miał wrócić zbyt szybko. A nawet jeśli wróci,
usiądzie z kawą na swoim poprzednim miejscu i przy odrobinie szczęścia,
zaszczyci go jedynie swoim spojrzeniem.
Minuty mijały, a
Sebastian nie potrafił się skupić na liczeniu upływających sekund, choć
początkowo miał taki zamiar. Mięśnie jego ramion bolały, a każda kropelka potu,
która pojawiła się na jego karku, spływała wzdłuż kręgosłupa i drażniła jego
ciało w miejscach, gdzie Lewis uderzył rózgą nieco mocniej. Miał mokro pomiędzy
pośladkami i, jak tak dalej pójdzie, to mężczyzna nie będzie musiał się za
bardzo starać z lubrykantem, choć nie sądził, żeby pot był dobry jako poślizg.
Jego myśli były tak nieskoordynowane, że przechodził płynnie od czekającego ich
wyścigu w Rosji, do tego, co mogłoby się stać, gdyby Lewis go teraz zostawił.
Nagiego, bezbronnego i podwieszonego pod sufitem. Do tego z licznymi śladami,
które większości ludzi skojarzyłyby się bardzo jednoznacznie. Minął już czas,
kiedy to co robił, uważał za upokarzające, a jednak nie miał pojęcia jak
odebraliby to inni ludzie, co by się z nim stało, gdyby taka plotka się
rozniosła. I mimo że nie wierzył, że mężczyzna mógłby go zostawić w sytuacji, w
której się teraz znajdował, chyba zaczynał panikować.
Lewis wrócił chwilę
później, jakby doskonale wiedząc, że znajdzie go na granicy. Sebastian był
pewien, że w pokoju słychać jego przyspieszony, nierówny oddech. Może było też
czuć jego pot, który na pewno zmienił zapach, kiedy zaczął odczuwać strach;
mężczyzna nie odezwał się jednak ani jednym słowem, nie komentując też swojego
wyjścia ani powrotu właśnie teraz. Kara dobiegła końca, więc może wkrótce
będzie mu dane otrzymać resztę swojej nagrody.
Sebastian nie patrzył na
niego. Miał ochotę w ogóle zamknąć oczy, ale wiedział, że mężczyzna tego nie
lubi. Chciał móc zawsze sprawdzić, czy w jego wzroku nie ma czegoś na tyle niepokojącego,
żeby przerwać sesję, wyjaśnił mu to na samym początku. Miał też satysfakcję z
oglądania go w stanie, w jakim się obecnie znajdował. I w jakim znajdzie się
wkrótce.
— Rozstaw nogi. — Padło
kolejne polecenie i Sebastian wpatrzył się w niego z niedowierzaniem, bo niby
jak on to sobie wyobrażał? — Rozstaw nogi — powtórzył, stając jednak za nim i
kopiąc go lekko po wewnętrznych stronach kostek.
Sebastian zachwiał się
nieznacznie, ale Lewis przytrzymał go w pasie, zmuszając do ustawienia stóp jak
najdalej od siebie. Pogłaskał go lekko po żebrach i złożył mokry pocałunek na
prawej łopatce.
— Będę szczęśliwy, jeśli
uda ci się zostać w tej pozycji — powiedział z jakimś uczuciem, może z
rozgorączkowaniem, nie chcąc dłużej bawić się w podchody.
Sebastian jęknął jedynie
na zgodę, czując wlewający się między jego pośladki żel. Mieli więc przejść
dalej i w jego głowie pojawiło się porównanie do restartu zaraz po zjeździe z
toru samochodu bezpieczeństwa. Oczywiście mogli też wcale nie ruszyć zbyt
daleko, bo chociaż do żelu dołączyły palce Lewisa, ten skończył zabawę, zanim
na dobre się rozkręciła. Wrócił do swojego stolika i wziął z niego zarówno
plug, jak i pejcz i Sebastian poczuł dreszcze, widząc zadowolenie na jego
twarzy. Miał wrażenie, że utrzymuje pozycję ostatkiem sił i nie wiedział, czy
da radę robić to dalej, kiedy spadnie na niego kolejne uderzenie, tym razem
bardziej bolesne, choć to wciąż był ten rodzaj bólu, który lubił.
Lewis przesunął zabawką
po szparze między jego pośladkami tylko po to, żeby chwilę później po prostu
przepchnąć ją przez jego zwieracz. Sebastian krzyknął głośno, otwierając
szeroko oczy i mając wrażenie, że mężczyzna rozerwał jego wnętrze. To było
oczywiście niedorzeczne, a plug wcale nie był duży, a jednak surowa brutalność
tej jednej chwili nie pozwoliła mu złapać głębszego oddechu. Jego ciało wygięło
się do przodu w bezowocnej próbie ucieczki, ale stopy pozostały na swoich
miejscach, tak, jak życzył sobie Lewis.
— Wspaniale — wymruczał
mężczyzna, łapiąc go znowu w pasie i ustawiając w poprzedniej pozycji.
Przesunął paznokciami po gładkim brzuchu Sebastiana, przez moment opierając się
o jego plecy, wciągając unoszący się wszędzie zapach bólu i rozkoszy.
Odsunął się po chwili,
stając dwa kroki za nim i Sebastian podejrzewał, że uśmiecha się z
zadowoleniem. Posiadanie go w ten sposób musiało wynagradzać mu drugą porażkę w
obecnym sezonie. Usłyszał głośniejszy oddech za swoimi plecami i poruszył się
niespokojnie, wiedząc, że zaraz spadnie na niego kolejny raz, że Lewis nie
będzie go oszczędzał. Nie chciał, żeby go oszczędzał. Napiął wszystkie mięśnie,
ignorując ból, który tylko się nasilił i oplótł palce wokół liny, która
trzymała go w miejscu. Mężczyzna chciał, żeby został w tej pozycji i naprawdę
zależało mu na sprostaniu temu zadaniu.
Znowu krzyknął, kiedy
tym razem drobne rzemyki rozsypały się po jego pośladkach. Każde kolejne
uderzenie było jednak mocniejsze, precyzyjnie wymierzone. Czuł, że skóra w
kilku miejscach pękła, że pojedyncze rzemienie smagają jego jądra. Nie
wiedział, czy powinien koncentrować się na utrzymaniu swojej pozycji, na
czerpaniu przyjemności z tych uderzeń czy na tym, żeby nie dojść tu i teraz, bo
kiedy wyginał się, instynktownie próbując uciec od bólu, plug w jego wnętrzu
poruszał się w sposób, który utrudniał mu myślenie. Lewis uderzał go raz za
razem, w międzyczasie rozpinając kombinezon i Sebastian wiedział tylko tyle, że
nie wolno mu teraz skończyć, że nie wolno mu skończyć przed drugim mężczyzną.
Chciał mu powiedzieć, żeby przestał, żeby dał mu chwilę wytchnienia, ale nie
potrafił zrezygnować z tej wolności, którą wbrew rozsądkowi czuł w tamtym
momencie.
— Grzeczny chłopiec —
powiedział po jakimś czasie Lewis, odrzucając pejcz i plug na podłogę. Nie
chciał dłużej czekać.
Poluzował odrobinę linę,
pozwalając Sebastianowi stanąć na całych stopach i wszedł w niego jednym,
płynnym ruchem, od razu zaczynając go mocno pieprzyć. Bez czułości, bez
zahamowań. Brutalnie i szybko, dążąc tylko do swojego spełnienia. I to nie
trwało długo, a jednak dawno nie czuł takiej satysfakcji. Chciał obciągnąć
jeszcze Sebastianowi, ale ze zdziwieniem zauważył ślady spermy na podłodze i to
był pierwszy raz, kiedy ten wystrzelił bez choćby dotknięcia jego penisa.
Wysunął się z jego gorącego ciała, zdejmując gumkę i dorzucając ją do zabawek,
których używał wcześniej. Powoli sięgnął do sznura, odwiązując Sebastiana,
trzymając go w silnych objęciach, kiedy ten zaczął mu się po prostu przelewać
przez ręce. Usiadł z nim na podłodze, nie pozwalając, żeby jego nagie ciało
dotknęło drewnianych klepek i ostrożnie zdjął linę z otartych nadgarstków.
— Seb — powiedział
cicho, jakby bał się jego reakcji.
Sebastian pokręcił głową
i niemal zwinął się w kulkę na jego kolanach. Zamek od kombinezonu na pewno
drażnił jego rany, ale to nie było w tej chwili istotne.
— Nie dam rady wrócić do
hotelu — wyszlochał po kilku minutach, czując się tak bardzo słabym, ale nic
nie mógł na to poradzić. Potrzebował, żeby Lewis z nim został i wiedział, że
mężczyzna to zrobi.
Był rozdygotany,
doszczętnie zniszczony, rozpadał się właśnie na kawałki, a ulga, radość, ból i
spełnienie mieszały się ze sobą, tworząc coś nowego, coś wspaniałego. Nie
pamiętał, kiedy wszedł w sesję aż tak głęboko, nie wiedział, czy kiedykolwiek
mu się udało. Nie mógł zostać sam, nie poradziłby sobie sam. Nie teraz.
— Spokojnie, nigdzie się
nie wybieram — powiedział Lewis, widząc z jakim strachem Sebastian na niego
patrzy. I na pewno nie był świadomy, że wypowiada swoje myśli na głos, nawet
jeżeli ciężko było zrozumieć pojedyncze słowa, kiedy wciąż wstrząsały nim
spazmy płaczu. — Możemy zostać tu do rana — dodał jeszcze, gładząc jego
ramiona, które teraz wydawały się marznąć w jakimś nierealnym tempie. — Chodź,
wykąpiemy cię i położymy do łóżka. Tu obok jest bardzo wygodny apartament.
— Nie dam rady — mruknął.
— Nie jestem pewien, czy w ogóle wstanę. I muszę zadzwonić do Kiemiego,
powiedzieć, że nic mi nie jest.
Lewis patrzył na niego
przez dłuższą chwilę i nie do końca mógł uwierzyć w to, co widzi. Nie zaszli
dotąd tak daleko, nie sądził, żeby z kimkolwiek zaszedł aż tak daleko.
— Jak to możliwe, że
byłeś tak głęboko? Było zbyt intensywnie — dodał natychmiast i to nie do końca
było pytanie, Sebastian jednak od razu pokręcił głową.
— Boże, było wspaniale —
zaprotestował. — Po prostu dawno nie wygrywałem — przyznał cicho i to krótkie
zdanie wstrząsnęło drugim mężczyzną, bo o ile dobrze rozumiał, Sebastian
ostatni raz pozwolił zdominować się właśnie jemu. A to było półtora roku temu,
po Grand Prix Singapuru w dwa tysiące piętnastym roku.
— Seb... — zaczął, ale właściwie
ten jeden raz nie wiedział, co miałby mu powiedzieć. Że czuje radość? Że mu
dziękuje? Że powinien poinformować go na samym początku? Nie było dobrej
odpowiedzi. — A co z Jensonem? On cię wprowadzał — przypomniał niepotrzebnie.
— Ma stałego partnera —
odparł Sebastian cicho, chowając głowę w zagłębieniu ramienia drugiego
mężczyzny. — Ma kogoś stałego od ponad dwóch lat. Zresztą od tego sezonu i tak
nie ma go już w stawce.
Lewis milczał jeszcze
przez chwilę, starając się zrozumieć implikacje tego, czego się dowiedział. I
to nie tak, że sam co tydzień pozwalał sobie na takie sesje, a jednak miał
kilku uległych w ciągu ostatnich lat. Czterech, od kiedy ostatnio zrobili to z
Sebastianem. Zacisnął wargi, bo chociaż każdy z nich miał swoje atuty, wolałby jeszcze
jedną noc taką jak dziś, niż wszystkie inne z ludźmi, których imion nawet nie
znał.
— Ja zadzwonię do
Kimiego — powiedział w końcu ze spokojem i pewnością. Sebastian prawie spał na
jego udach, z dłońmi pod kombinezonem i ustami na jego szyi. To będzie jak
przyznanie się, ale potrafił brać na siebie odpowiedzialność. Zresztą, nie
sądził, żeby Kimi nie wiedział tak naprawdę. — I, wiesz... — zaczął jeszcze,
podnosząc się z podłogi, pomagając ustać Sebastianowi na chwiejnych nogach. —
Myślę, że w tym roku musisz po prostu częściej wygrywać — dodał tak samo
radośnie, jak i sugestywnie, na co drugi mężczyzna parsknął tylko cicho.
— Oczywiście, Lewis —
mruknął. — Jak sobie życzysz.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czytało się rewelacyjnie, tematyka przypadła mi do gustu, a może coś dłuższego w tym stylu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia