Sokół *
Severus szedł jedną z ulic ekskluzywnej, mugolskiej dzielnicy
Birmingham. Już dawno nie odwiedzał tego miasta, a co za tym idzie i tego
konkretnego miejsca, ale obecne okoliczności zmusiły go do tej, jakże
niechcianej wycieczki. Mimo lipcowego upału miał na sobie czarne, satynowe
spodnie i zieloną koszulę z długimi rękawami, które były niezbędne do ukrycia
Mrocznego Znaku. Czarny Pan szalał obecnie głównie w Londynie oraz na jego
obrzeżach, i jak na razie jego wpływy nie sięgały dalej niż kilkadziesiąt
kilometrów wokół stolicy. Odnotowywano co prawda ataki w całym kraju, jednak
były one tak sporadyczne, że czarodziejska społeczność żyjąca z dala od
epicentrum problemu mogła spać niemal spokojnie. Nie zmieniało to jednak faktu,
że Snape nie zamierzał wychylać się z szeregu i obnosić z piętnem, na które tak
lekkomyślnie zgodził się w wieku kilkunastu lat.
Próbował otrząsnąć się z myśli o Voldemorcie, który
odradzając się zaledwie dwa lata temu, już zdążył na nowo zniszczyć jego życie.
A było już prawie dobrze. Przez kilkanaście lat nie musiał szpiegować. Nie
musiał płaszczyć się przed tym dupkiem i nie musiał zabijać. Nie żeby teraz
robił to nadzwyczaj często. Czarny Pan był wystarczająco inteligentny, żeby nie
narażać życia największego od kilku wieków mistrza eliksirów. Tak, Snape
wiedział, że jest bardzo cenny. Jego ulepszane z roku na rok mikstury pozwalały
wyleczyć większość ran i zniwelować działanie wielu klątw. Czasem dostawał
zadania specjalne, jakby Tom ciągle go sprawdzał. Wywiązywał się jednak zawsze
ze wszystkiego, co zostało mu powierzone, nie dając Lordowi podstaw do
jakichkolwiek podejrzeń. Później topił smutki w popijanej w niewielkim saloniku
przylegającym do gabinetu dyrektora Hogwartu Ognistej. Dumbledore był jedynym,
który zawsze potrafił go uspokoić, ukoić nerwy, zbesztać,
jeśli było trzeba, i przypomnieć, że to głównie dzięki poświęceniu Severusa
zdołano uratować tyle istnień.
A teraz szedł do tej cholernej restauracji wiedząc, że
nieważne, czy wezwałby go Voldemort czy niecierpiące zwłoki sprawy Zakonu,
pognałby na spotkanie jak na skrzydłach. Rodzina. Najgorsze, co może zdarzyć
się człowiekowi takiemu, jakim był on. Jego młodszy brat – idiota - ale ze
smykałką do interesów, brał ślub. I oczywiście to on, Severus miał być świadkiem
na tym ślubie. To z kolei oznaczało niestety, że musi na tą jakże cudowną
uroczystość kogoś przyprowadzić. I to kogoś godnego czystokrwistego potomka
szanowanego rodu, jak wytknęła mu babka kilka dni wcześniej. A, że nikogo
takiego w jego życiu nie było (cóż… właściwie to w jego życiu w ogóle nie było
nikogo na stałe!), to postanowił sobie kogoś takiego znaleźć. I potem zabierać
go na wszystkie imprezy.
Wszedłszy, rozejrzał się dookoła. Było tylko kilku klientów,
z czego większość zapewne nie miała pojęcia, że nie znajduje się w zwykłym
lokalu. Nie czekał nawet chwili, kiedy obok niego pojawiła się młoda
dziewczyna.
Zapewne mugolka.
Zmierzył ją mało przychylnym spojrzeniem i przywitał jeszcze
mniej uprzejmie, niż miał w zwyczaju. Nastolatka, zupełnie niespeszona jego
zachowaniem, poprowadziła go do stolika w pobliżu bezsensownie wielkiego
akwarium i podała kartę. Przejrzał ją co prawda, ale wiedząc, że i tak nie
znajdzie tego, czego nie mogło tam być, wymruczał do dziewczyny już nieco
bardziej uprzejmym głosem:
— Poproszę Ognistą Whisky i Kartę Tatuaży.
Nastolatka spłonęła rumieńcem, wyszeptała: oczywiście i
już jej nie było. Severus zdążył tylko zauważyć, że rzeczywiście nie miała na
nadgarstku małego sokoła.
Alkohol przyniosła mu inna kelnerka. Z tatuażem. Uśmiechnął
się do siebie, dostrzegając to małe znamię, ale nie przyglądał się szczególnie
jego właścicielce. Podała mu też kartę, którą już zamierzał otworzyć, kiedy z
zaplecza wyszedł młody, na oko siedemnastoletni chłopak. Był wysoki i dobrze
zbudowany. Ciemne, skórzane spodnie opinały się na widocznych nawet z jego
miejsca mięśniach. Jasnoniebieska koszula ze stójką podkreślała błękitne oczy,
w których Severus zauważył szkła kontaktowe. Obcięte na krótko po bokach włosy
odsłaniały profil młodzieńca, a dość efektowny irokez dodawał jego rysom
drapieżności.
Idealny…
— Sokół? — zapytał dziewczynę, wskazując brodą na nastolatka.
Ta tylko skinęła głową z wyraźnym niezadowoleniem. Dopiero to
sprawiło, że Severus przyjrzał się kelnerce. Bezapelacyjnie była piękna.
Problem polegał jednak na tym, że była kobietą, a jego nieszczególnie kobiety
interesowały. Obserwował ją z kpiącym uśmiechem na ustach, a dziewczyna powoli
dochodziła do siebie, najwyraźniej uświadamiając sobie popełniony błąd.
— Przepraszam — szepnęła i delikatnie wyjęła z jego dłoni
kartę, po czym płynnym ruchem przewróciła ją na odpowiednią stronę.
Keith** Duval.
Ur. 01.08.1980r
Kanadyjska Akademia Sztuk Magicznych 1990-1997; ukończona
z wyróżnieniem
Języki: Angielski, francuski, włoski, łacina
OWTM:
W: Czarna Magia, Eliksiry, Obrona przed Czarną Magią,
Transmutacja i pochodne, Zaklęcia
PO: Numerologia, Prawo Czarodziejskie, Prawo Mugolskie
Severus podniósł głowę i uchwycił wzrok chłopaka skupiony na
swojej sylwetce. Uśmiechał się do niego poufale, zapewne domyślając się, jaką
kartę właśnie studiuje.
Co ten dzieciak tu robi? Mógłby być kim chce z takimi
wynikami…
Mistrz eliksirów nie odrywał wzroku od nowej, potencjalnej
zdobyczy, analizując jednocześnie reakcje nastolatka na swoją natarczywość. Pomyślał,
że chłopak nie może być tu długo. Najwyżej kilka tygodni, skoro niedawno
skończył szkołę. Mimo to i tak zadziwiające było, że nadal się tu znajdował.
Niezaprzeczalnie wzbudzał zainteresowanie wszystkich obecnych, co w jakiś
przedziwny sposób jedynie zirytowało Snape’a.
Keith, obsłużywszy kilku oceniających go dość obleśnie
mugoli, wrócił do baru, zamienił kilka słów z kelnerką w kusej spódniczce i
chwytając butelkę szkockiej, podszedł do Severusa.
— Ognista nie jest za dobra o tej porze dnia — wymruczał tuż
przy uchu gościa.
Snape poczuł, jak ciepły oddech Sokoła owiewa mu szyję i
zadrżał lekko, pozostawiając na twarzy maskę opanowania. Chłopak nalał alkohol
do niskiej szklaneczki, napełnionej średniej wielkości kostkami lodu i spojrzał
na cienką książeczkę, którą profesor wciąż trzymał otwartą na jego profilu.
— Znalazł pan coś ciekawego? — Uśmiech nie schodził z jego
twarzy, kiedy Severus zerkał w stronę karty.
Irytujący bachor!
— Właśnie się zastanawiam — odparł rozdrażnionym tonem, który
bynajmniej nie zraził kelnera.
— Pracuję jeszcze tylko kwadrans — mówił Keith, a pewność
siebie biła od niego falami. — Niedaleko jest mała kawiarenka. Spokojna i przytulna,
choć nie tak elitarna jak to miejsce. Możemy porozmawiać. Jeśli pan chce,
oczywiście.
Snape patrzył na dzieciaka nieodgadnionym wzrokiem. Nie tak
to wyglądało, kiedy był tu po raz ostatni, ponad pięć lat temu. Wtedy po prostu
wszedł, dostał kartę, wybrał i wyszedł. Jeden bal u Malfoyów, przepływ gotówki
z ręki do ręki i to wszystko. Och, i jeszcze trochę seksu na odreagowanie tego
przedstawienia. Rozmowa? Po co mają rozmawiać? Z drugiej strony, jeśli chciałby
go zatrzymać na nieco dłużej, może warto sprawdzić, czy nie robi sobie
niedźwiedziej przysługi. Skinął głową, a chłopak spiął się nieznacznie, jakby
był pewien odmowy, ale chwilę później rozpromienił się i odszedł od stolika z
lekkim dygnięciem na pożegnanie.
Severus dopił szkocką, zapłacił i czekał na chłopaka przed
wyjściem, siedząc na oświetlonej popołudniowym słońcem ławeczce. Nie był pewien,
czego spodziewać się po wyjściu do kawiarni. Jaki sens miało wychodzenie z
lokalu, w którym wszystko można było załatwić? Odsuwając od siebie wizję
różowego lokaliku ze słodko uśmiechającą się i obrzydliwie grubą babą podającą
im niesmaczną kawę, pomyślał o ostatnim spotkaniu Wewnętrznego Kręgu.
Czarny Pan uparł się wznowić poszukiwania zaginionego lata
temu Chłopca, Który Przeżył. Snape nie widział żadnego sensu w tych
działaniach, przynajmniej nie miało to sensu, jeśli chodziło o plany Lorda, bo
Zakonowi cudowny Harry przydałby się niezmiernie. Niestety, prawie sześć
lat temu dzieciak nie pojawił się wraz z innymi pierwszoroczniakami w Wielkiej
Sali i od tamtej pory nikt nie wiedział, gdzie Wybraniec może przybywać.
Dopiero brak Pottera w Hogwarcie zmusił Albusa do udania się na Privet Drive 4.
Nic to jednak nie dało, bo chłopca tam po prostu nie było. Petunia Dursley
powiedziała im wtedy tylko, że nienawidziła siostry, a co za tym idzie i jej
dziecka. Chłopiec dzień po swoim pierwszym tryumfie nad Voldemortem trafił do
sierocińca i w przeciągu tygodnia od załatwienia formalności adoptowała go
jakaś rodzina. Ku zaskoczeniu Dumbledore’a, wszystkie dane były utajnione w
czarodziejski sposób. Dyrektorka przytułku powiedziała im jedynie, że dziecko
trafiło do nich jako Harry Potter, ale na wyraźną prośbę pani Dursley jego
personalia zmieniono na: Karl Misser; były to minimalne środki bezpieczeństwa,
jakie kobieta postanowiła zastosować dla ochrony siostrzeńca. Nigdy nie udało
im się odnaleźć Karla Missera, tak jak i nie mieli szczęścia przy tropieniu
Harry’ego Pottera. A teraz cholerny Czarny Pan wymyślił sobie zorganizowanie
nowej akcji poszukiwawczej.
— Idziemy? — Severus, czując dotyk palców na swoim ramieniu,
zerwał się z ławki i w ułamku sekundy znalazł się przed Keithem, wbijając mu w
żebra różdżkę.
Chłopak zmieszał się na moment, zaskoczony tak obronnym
zachowaniem, po czym rozluźniając się, złapał Snape’a za dłoń trzymającą
różdżkę i pogładził ją delikatnie opuszkami. Mężczyzna patrzył dzieciakowi w
oczy i przeklinał się za idiotyczne zachowanie.
— Przepraszam — odezwał się po chwili Sokół, przenosząc ostrożnie
dłoń na policzek mistrza eliksirów i gładząc go czule. — Ja też mam takie
odruchy — dodał ciszej. — Wojna nie oszczędza nikogo, choć nie wszyscy są na
nią gotowi.
Snape opuścił uzbrojoną dłoń i wpatrywał
się w dzieciaka zastanawiając się, co takiego mogło go spotkać i co wie o
wojnie. On sam nie miał mimo wszystko źle. Wiedział o tym.
Czystokrwistość i wypchane złotem czy akcjami największych magicznych i
mugolskich spółek skrytki, szpiegowanie i mistrzostwo w eliksirach. To wszystko
sprawiało, że niezbyt często obrywał Crucio, a do innych klątw starał
się po prostu przyzwyczaić. Czasem jednak zdarzały się i te gorsze dni, kiedy
Lord, wściekły na cały świat, wyładowywał się na swoich sługach bez powodu.
Pamiętał też doskonale przesłuchania w Ministerstwie. Dzięki Albusowi spędził
tam tylko dziesięć dni. Nie wiedział wtedy, czy bardziej nienawidzi
śmierciożerców czy aurorów.
Kawiarnia, do której zaprowadził go Keitha, była nowoczesna
aż do bólu. Minimalistyczny wystrój i nikłe światło dopełniało obrazu
współczesności. Obsłużył ich przystojny kelner pełniący jednocześnie rolę
barmana i najwyraźniej jedynego pracownika klubiku.
— Nie masz jeszcze siedemnastu lat — odezwał się nagle ze
zdziwieniem Snape, uświadamiając sobie, że dzieciak nie jest jeszcze nawet
pełnoletni.
— Tak — odpowiedział chłopak z rozbawieniem, po czym zerknął
dziwnie na mężczyznę obok siebie i zapytał: — To jakiś problem?
Severus odsunął się nieco od Sokoła i zerknął niepewnie na
barmana. Keitha, zrozumiawszy co się działo zaśmiał się cicho i ponownie
zmniejszył odległość między nimi.
— Mam mugolski dowód — wyciągnął z kieszeni plastikową kartę
i pokazał towarzyszowi.
— Keith Duval, dziewiętnaście lat — przeczytał. — Ktoś w to
niby wierzy?
— Oczywiście. Poza tym dokumenty są prawdziwe. W mugolskich
urzędach są wszystkie istotne akta dotyczące mojej osoby, włącznie z aktem
urodzenia czy świadectwami ukończenia poszczególnych szkół. Mam też legitymację
studencką i oczywiście prawo jazdy.
Severus wpatrywał się w chłopaka, widząc pewien rodzaj dumy
na jego twarzy. Potrafił o siebie zadbać. Oczywiście równie dobrze mógł
wyciągnąć różdżkę i kogoś przekląć, ale po co robić wokół siebie zamieszanie.
Doceniał takie szczegóły.
To chyba był jednak dobry wybór.
— A co ze światem czarodziejskim? — zapytał, pamiętając, że
dzieciak podszedł do OWTM-ów z prawa.
— W Kanadzie czarodzieje zaczynają szkołę w wieku dziesięciu
lat. Ukończenie jej jest równoznaczne z osiągnięciem pełnoletności. Mam
podwójne, brytyjsko-kanadyjskie obywatelstwo, więc i mnie dotyczy to prawo —
szepnął, pochylając się ku mężczyźnie i spoglądając mu w oczy z jakimś
nieodgadnionym napięciem. — Mogę uprawiać seks i nikogo za to nie ukarzą.
Według Kanadyjskiego Ministerstwa Magii jestem dorosły.
— Chcę, żebyś poszedł ze mną na ślub brata — wypalił
niespodziewanie Severus, ganiąc się za zbyt szorstki ton i niepewność w głosie.
— Mam być świadkiem — dodał zrezygnowany.
Keith zaśmiał się, ale nie odpowiedział, a Snape zastanawiał
się, czy tu też mogą zawrzeć umowę, czy może kiedy są poza restauracją
obowiązują inne zasady.
Muszę być spokojny i nie wolno mi niczego spieprzyć!
— Chciałbym wiedzieć, jaka jest stawka — kontynuował,
zorientowawszy się, że dzieciak nie zamierza się oddać na srebrnej tacy. — Mam
też kilka innych, bzdurnych uroczystości w tym roku, a może i w przyszłym, i
prawdę mówiąc wolałbym, żeby nikt mi nie zarzucił, że zmieniam partnerów jak
rękawiczki.
Chłopak przyglądał mu się dłuższą chwilę, wyraźnie oceniając
jego postawę i zachowanie. Badał mimikę i gesty, i w końcu mistrz eliksirów
uznał, że chyba wypadł dobrze, bo Sokół znowu się uśmiechnął i w geście toastu
uniósł filiżankę z zakrapianą koniakiem kawą.
— Chciałbym znać cenę i wiedzieć, co z dłuższą współpracą —
powtórzył, kiedy wypili, a dzieciak przysunął się na tyle blisko, że Snape mógł
go swobodnie objąć.
— Zwykła cena za pośrednictwo. Będziesz musiał dogadać się z
Michaelem, choć podejrzewam, że będzie cię raczej całował po rękach.
— Nie rozumiem — przyznał mężczyzna, czując osobliwy niepokój.
— Widzisz… Nie jestem pierwszym lepszym Sokołem — zerknął na
Severusa, ale ten tylko przytaknął, zachęcając go do kontynuowania. — Tak
naprawdę, to ja wybrałem ciebie, a nie na odwrót. I obaj o tym wiemy.
Snape szybko pojął słowa nastolatka. Karta z jego profilem wyglądała
na wielokrotnie przeglądaną. W takim razie to dzieciak nie zgadzał się na
potencjalnych partnerów. Czyli miał rację. Powinien zniknąć stamtąd dzień po
podjęciu zatrudnienia, a on sobie spokojnie czekał i z jakiegoś dziwacznego
powodu wybrał właśnie jego.
Ciekawe ile osób widział już ten barman?
Zerknął na chłopaczka obsługującego właśnie jakąś zadbaną
kobietę po czterdziestce, ten jednak nawet nie obrócił się w stronę ich
stolika.
— Dlaczego ja? — zapytał w końcu, nie wypuszczając chłopaka z
objęć.
— Och! — dzieciak uśmiechnął się ciepło i odpowiedział po
chwili wahania. — Cóż, było kilka powodów. Słyszałem jak miło potraktowałeś
moje koleżanki, a jednocześnie widziałem, jak starałeś się zachowywać poprawnie
w mojej obecności.
Severus ścisnął go i warknął ostrzegawczo, czym Keith się
zupełnie nie przejął i mówił dalej:
— Widziałem też, jak na mnie patrzysz i choć do pożądania w
oczach niektórych ludzi zdołałem się przyzwyczaić, w twoich był ogień, który
chyba mnie przyciągnął.
Mężczyzna prychnął na to wyznanie, ale dzieciak nie przerywał
swojego monologu.
— Jesteś inteligentny. Zadawałeś mądre pytania, a twoje
reakcje na różne sytuacje pozwalają mi cię ocenić.
— Nic o mnie nie wiesz
— syknął nagle Snape i próbował odsunąć od siebie smarkacza.
— Wiem! — zaprotestował chłopak, przytrzymując go w miejscu.
— Wiem więcej niż mógłbyś podejrzewać. — Zrobił krótką przerwę, przyglądając
się badawczo mężczyźnie, po czym kontynuował, a rzeczony otworzył usta i
patrzył w niemym szoku: — Nazywasz się Severus Snape Jesteś śmierciożercą i
szpiegiem Zakonu Feniksa od niemal dwudziestu lat. Jesteś też najmłodszym i
prawdopodobnie najbardziej utalentowanym mistrzem eliksirów od prawie trzech
stuleci i oczywiście jesteś wybitnym legilimentą i oklumentą.
Mężczyzna patrzył na chłopaka, zastanawiając się, czy zabić
go od razu, czy przekazać Dumbledore’owi. Dzieciak wiedział za dużo.
Zdecydowanie za dużo, z czego mogły wyniknąć ogromne problemy. Co z kolei mogło
doprowadzić do wielu niepotrzebnych śmierci, w tym jego samego.
— Mogę złożyć Przysięgę Milczenia, jeśli chcesz. — Keith
wzruszył ramionami, dostrzegając zdziwienie Snape’a. — Niemniej jednak, Albus
mnie zna, więc równie dobrze możesz zapytać jego.
— Przysięga — wykrztusił Severus, a chłopak zgodził się,
wyciągając różdżkę i recytując wyraźnie słowa.
— Kiedy jest ślub twojego brata? — zapytał, ukrywając różdżkę
w rękawie koszuli.
— Słucham?
— Ślub, Severusie. W końcu od tego się zaczęło. Chyba nie
sądzisz, że teraz się mnie pozbędziesz? — Uśmiechnął się trochę kpiąco, ale
Snape dostrzegł ogniki prawdziwej radości jego w oczach.
W co ja się znowu wpakowałem!?
— To chyba nie jest najlepszy pomysł — odpowiedział w końcu i
wyswobodził nadgarstki z oplatających go silnych palców. — Nie sądzę, żebyśmy
się jeszcze spotkali.
— Spotkamy się. Możesz być tego pewny. — Dzieciak złapał go
ponownie, zanim ten zdążył się choćby wyprostować i przyciągnął do namiętnego
pocałunku, po czym szepnął, odrywając się na sekundy od wilgotnych ust: — Chcę
się z tobą pieprzyć, Severusie. Poza tym nie możesz odrzucić Sokoła, nie po
toaście. Wiesz, że to działa jak magiczna przysięga.
— Rozumiem — warknął Snape. — Nie dość, że będę miał na
głowie dzieciaka, który z jakichś powodów zna na pamięć mój życiorys, to
jeszcze będę musiał mu płacić!
Był wściekły, a mimo to w jego głosie zabrakło złośliwości,
kiedy palce nastolatka zaczęły sunąć po zapięciu koszuli, zatrzymując się w
strategicznych miejscach i zbaczając czasami z naznaczonego srebrnymi guzikami
szlaku.
— Nie musisz mi płacić. — Dzieciak przeniósł usta na jakże
czuły płatek ucha i pomiędzy słowami, muskał go i skubał, wydobywając z
mężczyzny pierwszy, niekontrolowany jęk. — Jestem bogaty.
Severus odsunął się od Keitha na kilka centymetrów i próbował
poukładać w głowie wydarzenia dzisiejszego dnia. Jego nowy partner niewątpliwie
był cholernie przystojny, a skoro już i tak się w to wszystko wpakował, to
dlaczego miałby nie skorzystać z sytuacji. Jeżeli Albus rzeczywiście go zna, to
jutro i tak spotkają się na ślubie, i może w końcu się czegoś dowie. A może
nie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńpoczątek och bardzo ciekawy, Voldemort się odrodził, Potter nie pojawił się w Hogwarcie, zniknął bo Petunia oddała go do sierocińca jak był mały, a zaraz po tym został adoptowany, tak się właśnie zastanawiam czy właśnie Keit to nie Potter, mogło by być to prawdziwe, adopcja, wyjechanie z nowymi rodzicami do Kanady, tam nauka, którą zaczął rok wcześniej....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały początek opowiadania, Voldemort się odrodził, Harry Potter nie pojawił się w Hogwarcie, zniknął bo Petunia oddała go do sierocińca jak był jeszcze mały, i od razu został adoptowany, zastanawiam czy właśnie Keit to nie jest Potter, mogło by być to prawdziwe, adopcja, wyjechanie z nowymi rodzicami do Kanady, tam nauka, którą zaczął rok wcześniej....
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńzapowiada się naprawdę na fantastyczne opowiadanie, skrót... Voldemort się odrodził, Harry Potter nie pojawia się w Hogwarcie, a to sprawia, że jestem bardzo zainteresowana... zastanawiam czy Keit to nie jest właśnie Potter, mogło by być to prawdziwe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza