wtorek, 25 września 2012

Sokół część 2



Severus obudził się niedługo po świcie, czując na sobie ciężar drugiego ciała. Ciała zdecydowanie młodego i jędrnego. Otworzył oczy i zerknął na chłopca, który wtulał się w niego zbyt czule jak na przyjęte standardy.
W co ja się wpakowałem? — powtarzał w myślach, przypominając sobie wczorajszy dzień.
Jak to możliwe, że ten dzieciak tyle wiedział? Kim był i co z tym wszystkim miał wspólnego Albus? Dyrektor oczywiście nie wtajemniczał go we wszystkie swoje plany, ale Snape i tak zawsze był lepiej poinformowany niż inni członkowie Zakonu. A przynajmniej do wczoraj był przekonany o prawdziwości tej tezy. Zmieniło się to, kiedy niespodziewanie Keith przedstawił mu najważniejsze fakty z jego życia. Naprawdę zaczął się obawiać. On sam nie wiedział o chłopaku nic albo prawie nic. A i tak istniała możliwość, że to, czego się dowiedział, nie było prawdą. I dlaczego dzieciak był Sokołem? Jest bogaty, jak sam oświadczył. Czego więc będzie oczekiwał w zamian?
I dlaczego, do cholery, nie pomyślałem, żeby omówić to wszystko przed przysięgą!?
Tymczasem ciężar na jego klatce piersiowej zaczął się poruszać, po czym chłopak jęknął cicho, przesuwając dłonią po szyi kochanka.
— Dzień dobry — wymruczał jeszcze na wpół śpiąco.
— Dziś ślub mojego brata — warknął starszy czarodziej. — Ten dzień nie będzie dobry!
— Przesadzasz, Severusie. Masz przecież mnie.
Bachor zaśmiał się cicho, wprawiając w drganie całe swoje ciało, co wywołało niebezpiecznie przyjemne dreszcze u Snape’a. Przyciągnął Keitha wyżej i złożył na jego ustach krótki pocałunek.
— Może masz rację, dzieciaku.
— Nie jestem dzieckiem!
— Skoro tak twierdzisz — zgodził się, choć sarkastyczny uśmieszek na jego twarzy mówił coś zupełnie innego. — Mamy mało czasu. W rodowej rezydencji musimy być za godzinę.
Chłopak jęknął niezadowolony, kiedy mężczyzna jednym, szybkim ruchem zrzucił go z siebie i wysunął się z łóżka.
Mimo, że do pomocy mieli aż dwie skrzatki, przygotowania zajęły im więcej czasu niż planowali. Gotowi i lekko spóźnieni, w wyjściowych, butelkowo-zielonych szatach ze ślubnymi motywami, aportowali się przed bramy Snape Manor. Goście mieli pojawić się dopiero za kilka godzin, ale Severus jako świadek miał pomagać bratu. Poza tym jego cudowna babka zmusiła go do przyprowadzenia swojego partnera i zjedzenia wspólnego, rodzinnego śniadania. Nienawidził rodziny! A po dzisiejszym dniu i nagromadzeniu kuzynów, bratanków, i innego tałatajstwa miał zamiar nie pokazywać się na oczy nikomu, w kim płynie choćby kropla podobnej do jego krwi.
— Czy ktoś wie, że jesteś Sokołem? — postanowił zadać to pytanie jeszcze przed przekroczeniem bramy piekieł.
— Czy mówiąc ktoś, masz na myśli Albusa?
Cholera…
— Nie tylko, ale tak, chodzi mi przede wszystkim o niego.
— Nie, nikt. Mało kto w czarodziejskim świecie wie o restauracji Michaela, a jeszcze mniej osób zdaje sobie sprawę z istnienia Sokołów. Poza tym żaden z odrzuconych przeze mnie partnerów nie pamięta, że się ze mną spotkał.
Snape zatrzymał się i po raz kolejny wpatrzył w Keitha.
— Ja też bym zapomniał… — Chłopak tylko wzruszył ramionami, co wyraźnie oznaczało, że tak, zapomniałby. — Kim ty jesteś?
— Obecnie twoim partnerem. — Rozpromienił się odrobinę. — Nikt inny nie musi wiedzieć.
Severus, ciągle w stanie szoku, przytaknął i przeprowadził nastolatka przez bramę. Przy drzwiach znowu się zawahał, ale nim zdążył się odezwać, stanął przed nimi elegancko ubrany lokaj i z cichym przywitaniem zaprosił do środka.
Weszli do ogromnej jadalni, w której na szczęście było tylko kilka osób.
— Severusie! — Babka była jak zwykle wylewna, rzucając mu się na szyję i niemal zwalając z nóg.
Pomyślałby kto, że mnie lata nie widziała!
— Przedstaw nam swojego młodego przyjaciela — dodała, kiedy nareszcie przestała wygniatać jego drogie szaty.
Keith z rozbawieniem oglądał rodzinną scenkę rozgrywającą się przed nim. Państwo młodzi siedzieli za stołem, stykając się ledwie palcami, a podejrzewał, że robią to i tak tylko dlatego, że pani domu znalazła na chwilę inną ofiarę. Starszy mężczyzna siedział u szczytu stołu i patrzył na niego niekoniecznie przychylnym wzrokiem. Za to na wnuka w objęciach żony spoglądał z ciepłym uśmiechem na ustach.
— Witam panią — zaczął chłopak, podchodząc do Severusa i całując kobietę w blade kostki. — Nazywam się Keith Duval.
— Duval? — wykrzyknął Aaron, zrywając się od stołu i podążając do zdezorientowanego brata i jego towarzysza.
— Tak, to ja — uśmiechnął się i wyciągnął dłoń na powitanie. — Podejrzewałem, że możesz mnie nie poznać.
— Widzieliśmy się ostatnio kilka lat temu — odpowiedział radośnie, ale chwilę później jego oczy się rozszerzyły i szepnął tak, że siedzący przy stole nie mogli go dosłyszeć. — Cholera, tak mi przykro, Keith! Przepraszam, że mnie nie było!
Sokół tylko skinął głową i przysunął się nieznacznie w stronę Severusa, który w tej samej chwili objął go, wbijając jednocześnie wściekłe spojrzenie w brata. Nie dość, że nie miał pojęcia, skąd ta dwójka się znała, to jeszcze najwyraźniej Aaron wiedział o jego kochanku coś niezbyt przyjemnego, bo dzieciak niemal drżał w jego ramionach, nie mówiąc już o samym fakcie zbliżenia się do niego, jakby szukał ochrony… albo pocieszenia. Snape przypomniał sobie, co dzieciak powiedział o wojnie i pomyślał, że może jednak Keith ma bardziej zawiłą przeszłość niż mogło mu się wydawać.
Śniadanie zjedli, rozmawiając głównie o tym, co jeszcze jest do zrobienia przed ślubem, kto jest wśród zaproszonych gości i jakich prezentów się spodziewają. Aaron szepnął też kilka słów o tym, jak idą interesy, a partner Severusa podjął temat, przyznając, że kupił ostatnio znaczną części akcji jakiejś mugolskiej spółki z Barcelony.
— Właśnie się zastanawiałem, kto mi sprzątnął sprzed nosa pakiet większościowy! — zaśmiał się pan młody, wygrażając palcem gościowi.
Ten tylko wyszczerzył zęby i wzruszył ramionami.
— Kto pierwszy, ten lepszy. Poza tym mam tylko kilka procent więcej od ciebie, a to i tak za mało do pełnej decyzyjności. Zdaje się, że razem mamy około osiemdziesięciu pięciu procent — dodał z konspiracyjnym uśmiechem.
— Właśnie! Razem…
— Pomyślimy nad tym, jak już wrócicie z podróży poślubnej.
Podczas tej krótkiej wymiany zdań pozostali patrzyli to na jednego, to na drugiego z wyrazami niedowierzania i zaniepokojenia. Snape był zirytowany, że jego, pożal się Merlinie, brat ma taki dobry kontakt z Keithem. Niewiele rozumiał z tej rozmowy. Jakoś interesy nigdy nie były dla niego na tyle istotne, żeby samemu się nimi zajmować. Miał od tego ludzi i to oni powiększali jego fortunę. I nawet jeśli musiał im płacić, to przynajmniej nie zadręczał się tym, że przez swoją niekompetencję wszystko straci. A zdecydowanie stałoby się tak, gdyby musiał sam się zainteresować finansami. Nie był jednak ani głupi, ani tym bardziej naiwny. Aaron zawsze trafiał z inwestycjami. Pakował potężne pieniądze w jakieś absurdalne pomysły i nigdy nic nie stracił. A skoro jego brat z taką beztroską podchodził do możliwej współpracy między nim a Sokołem, to musieli już wcześniej inwestować wspólnie. I niby jak to możliwe, skoro ten dzieciak ma dopiero siedemnaście lat?
Po śniadaniu Keith wraz z Severusem ruszyli za panem młodym. Większość czasu spędzili na przyglądaniu się pracy skrzatów, które w międzyczasie postanowiły także poprawić i ich wygląd, mimo wielu protestów i utyskiwań. Aaron podśmiewał się z brata, że przygruchał sobie małe cudo, za którym wszyscy będą się oglądać.
Niech się oglądają…
Po głównej uroczystości, kilku toastach, ochach i achach wykrzyczanych nad strojami państwa młodych i innych irytujących rzeczach związanych z byciem świadkiem, Severus w końcu oddalił się od zgiełku i hałasu, ciągnąc za sobą młodego partnera.
— Nienawidzę rodziny — sarknął, przyciskając chłopaka do drzewa i atakując łapczywie jego usta.
Keith odpowiedział równie entuzjastycznie i już po chwili, zatraceni w pocałunkach, błądzili dłońmi po swoich ciałach, próbując bez wątpienia pozbyć się nadmiaru ubrań.
— Ehm… Severusie? — odezwał się ktoś dość niepewnie, a oni w jednej chwili odskoczyli od siebie, doskonale wiedząc, kto im przeszkodził (a może kto uratował?).
— Albusie. — Snape opanował się całkowicie i odwracając do dyrektora, na twarzy miał zwyczajową maskę, a ciałem lekko zasłaniał partnera.
Dumbledore uśmiechnął się i przeprosił za przerwanie w takiej chwili, ale, jak stwierdził, wyglądali na zbyt pochłoniętych sobą, żeby przejąć się innymi ludźmi, a w końcu na terenie Snape Manor było obecnie kilkaset osób.
Severus przytaknął z minimalną dozą wdzięczności i postanowił w końcu wywołać szok na twarzy swojego pracodawcy.
— Chciałem ci przedstawić mojego partnera — zaczął, wciąż przysłaniając sylwetkę chłopaka. — Ale dowiedziałem się, że to zupełnie zbędne, bo już się podobno znacie.
Dyrektor patrzył w szoku, jak mistrz eliksirów powoli odsuwa się od nastolatka i posyła kpiący uśmiech w jego stronę.
— Keith?! — szepnął wstrząśnięty i przeniósł nieodgadnione spojrzenie na swojego pracownika.
— Witaj, Albusie — Sokół podał mu rękę, a Severus zauważył uspokajające spojrzenie posłane w swoim kierunku.
— Severusie, wiesz, ile on ma lat?
— Jest dorosły — odpowiedział i spojrzał wyczekująco na Keitha.
Chłopak na pytające spojrzenie Dumbledore’a kiwnął głową i machnął różdżką. Przed czarodziejami pojawiły się dokumenty potwierdzające dorosłość, świadectwo ukończenia Kanadyjskiej Akademii Sztuk Magicznych, a także jakieś papiery mówiące, że Keith od dwóch lat jest zarządcą majątku rodu Duval i jako taki ma prawo dysponować nim wedle swojego uznania.
I dla Severusa nagle jasna stała się jego znajomość z Aaronem.
Nie zdążyli podjąć żadnego niezbędnego do podjęcia tematu, gdyż niespiesznym krokiem podszedł do nich Lucjusz Malfoy w towarzystwie żony i syna. Dyrektor posłał dobrotliwy uśmiech w kierunku całej trójki, po czym wycofał się, mówiąc tylko: Do zobaczenia w Hogwarcie, na co niespodziewanie, oprócz Severusa i Draco, odpowiedział także Keith.
— Będziesz się uczył w naszej szkole? — zapytał młody Ślizgon, a Snape z partnerem parsknęli krótkim śmiechem, wywołując zniesmaczenie u Malfoyów.
— Można tak powiedzieć — powiedział po chwili Sokół i dostrzegł pytające spojrzenie profesora. — Chcę zrobić mistrzostwo z kilku przedmiotów. Albus się zgodził, co ty na to? — Ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, że tylko Snape zdołał je usłyszeć.
Severus pokręcił głową, wyobrażając sobie Keitha prowadzącego zajęcia z niemal niemożliwymi do opanowania Hogwartczykami. Z tymi młodszymi może by sobie jeszcze poradził, ale uczniowie od piątego roku… Wiedział, że dawało mu to możliwość poznania chłopaka bliżej, a ich związek stałby się bardziej prawdopodobny w oczach rodziny. Przynajmniej nie musiałby wyjaśniać, dlaczego widują się tak rzadko, skoro przez cały rok byliby obok siebie. Tylko czy on to wytrzyma?
Cholera! Przeklęty Dumbledore, przeklęty Keith i przeklęty Michael!
Przyciągnął chłopaka w końcu do siebie, na co ten zareagował uśmiechem i oparł głowę o jego pierś.
— Dziękuję — szepnął, wywołując cichy śmiech Snape’a.
— Jakbym miał coś do powiedzenia, skoro już i tak wszystko ustaliłeś z dyrektorem.
Zostawieni samym sobie Malfoyowie patrzyli zesztywniali na swojego przyjaciela zachowującego się jak zwyczajny człowiek. Draco, nie mogąc się powstrzymać, otworzył usta i w niemym szoku wpatrywał się w swojego równolatka, który właśnie tulił się do jego własnego ojca chrzestnego, Naczelnego Postrachu Lochów.
— Związki nauczycieli z uczniami są raczej zakazane — powiedziała wyraźnie Narcyza, czym wzbudziła jedynie ironiczne uśmieszki u pary czarodziei.
— Cóż… — odezwał się Sokół. — Nie jesteśmy w szkole.
Niech błogosławione będą niedopowiedzenia!
— A zatem spotkamy się niedługo. — Młody Malfoy wyciągnął rękę i pożegnał się z wujem i jego partnerem.
Chwilę później Lucjusz odciągnął Severusa na bok, informując, że za kilka tygodni mają się stawić na nadzwyczajne spotkanie Wewnętrznego Kręgu. Czarny Pan planował na ten wieczór coś specjalnego, co wzbudzało obawę w większości jego popleczników. Snape zaczął się zastanawiać, czy dupkowi nie udało się przypadkiem to, czego Zakon próbował dokonać od wielu lat, mianowicie odnalezienie Pottera, ale Lucjusz szybko rozwiał jego wątpliwości, mówiąc, że śmierciożercy wciąż nie mają żadnych poszlak dotyczących chłopaka. Nieco uspokojony, choć nadal niezadowolony, wrócił na przyjęcie i gorączkowo rozglądał się za kimś neutralnym. Oprócz sługusów Voldemorta na weselu znajdowali się najważniejsi urzędnicy Ministerstwa, jacyś biznesmeni, których mistrz eliksirów kojarzył tylko ze zdjęć w proroku i cała zgraja czystokrwistych dzieciaków, które był zmuszony kiedyś nauczać. Dostrzegł Keitha rozmawiającego z Albusem przy jednym ze stolików. Siedzieli pochyleni ku sobie, a aura tajemnicy wisiała nad nimi i przyciągała spojrzenia. Po jakimś czasie podszedł do nich Shacklebolt i przywitał się z chłopakiem jak ze starym znajomym, co wzbudziło zdziwienie kilku obserwujących ich osób.
Coś mi się wydaje, że będę miał kłopoty przez tego dzieciaka…
Po pożegnaniu wszystkich gości, ponownym pogratulowaniu nowożeńcom i odstawieniu do łóżka płaczącej babki i jej niezbyt trzeźwego męża, Severus wraz z Keithem aportował się do swojego domu na obrzeżach Wolverhampton. Po wspólnym prysznicu, zakończonym jękami obu i głośnym krzykiem tego drugiego, ułożyli się na wygodnej kanapie przed kominkiem. Co prawda miękkie łóżko i sen były tym, czego obaj potrzebowali bardziej, ale Snape miał zbyt wiele pytań, na które chciał szybko poznać odpowiedzi.
— O czym rozmawiałeś z Dumbledore’em? — zaczął od najprostszego w jego mniemaniu.
Chłopak spiął się nieznacznie, ale odpowiedział:
— Trochę o moim mistrzostwie. — Severus skinął głową i czekał na ciąg dalszy. — Trochę o mnie i o tobie.
Tym razem to mistrz eliksirów zesztywniał, obawiając się, co dzieciak opowiedział dyrektorowi. Jeżeli przyznał, że ich związek opiera się na relacji Sokół-sponsor, to Snape w czarnych kolorach widział swoją przyszłość. Według Albusa, wcielenia światła, taki rodzaj zależności zakrawał na deprawację, a już z całą pewnością był jakąś nieetyczną, jak i każda inna, formą prostytucji. Z dwoma wyjątkami wyróżniającymi ją od tej pospolitej, którymi była względna, choć w wielu przypadkach tylko teoretyczna stałość i magiczna umowa zawierana między partnerami. Pamiętał pogadankę, jaką dostał pięć lat temu od dyrektora, kiedy ten dowiedział się, kogo zabrał na przeklęty Bal Gwiazdkowy w Malfoy Manor. Zupełnie nie mógł zrozumieć, co starzec widzi w tym złego, skoro pozwalał mu podczas pierwszej wojny torturować i zabijać.
— Teraz nie ma wojny, Severusie — odpowiedział mu wówczas. — Jesteś zbyt przyzwoity, żeby robić takie rzeczy.
Snape skulił się wtedy w sobie, ale zachowując na twarzy maskę opanowania, powiedział, że to jego sprawa i nikomu nic do tego. Dumbledore tylko pokiwał smutno głową i nie poruszał więcej tego tematu. A on sam przez te lata nawet nie pomyślał o powtórnym skorzystaniu z usług Michaela. Aż do wczoraj.
— Powiedziałem Albusowi, że spotkaliśmy się pod koniec czerwca na Pokątnej. Szukałem książek, które mogłyby mi pomóc w najnowszych badaniach i jakoś, od słowa do słowa, okazało się, że mamy o czym rozmawiać. — Chłopak wzruszył ramionami, widząc niedowierzające spojrzenie partnera. — Uwierz mi, jestem naprawdę dobry z eliksirów. — Snape skinął głową z widoczną ulgą w czarnych oczach, na co Keith zaśmiał się cicho. — Proszę cię! Chyba nie myślałeś, że powiedziałem dyrektorowi, że jestem Sokołem? Nie wiem, na którego z nas byłby bardziej wściekły.
Severus wiedział. On był sponsorem, więc to na nim skupiłby się gniew Albusa. I chyba musiał powiedzieć to głośno, bo chłopak zwrócił głowę ku niemu i pocałował namiętnie.
— Co z ciebie za sponsor, skoro nawet nie chcesz mi płacić? — Dzieciak uśmiechnął się, wpatrując swoimi niebieskimi oczyma w jego usta.
— Nigdy nie powiedziałem, że nie będę ci płacił.
— Nie potrzebuję pieniędzy.
— Zdążyłem się dzisiaj przekonać — odpowiedział zrezygnowany. — O co chodzi z tą spółką, o której rozmawiałeś z Aaronem?
— Eee… nie sądzę, żebyś znał się na mugolskim sporcie, prawda? — Snape przyznał mu rację, zastanawiając się jednocześnie, po co o to w ogóle zapytał.
— Skąd tyle o mnie wiesz? — To pytanie było o wiele ważniejsze.
— Mam swoje sposoby. Ale niestety nie mogę ci ich zdradzić. Wiedz, że jesteś bezpieczny. — Zastanowił się chwilę, po czym dodał spokojnie: — Powinieneś też chyba wiedzieć, że jestem w Zakonie Feniksa.
— Słucham? — Powiedzieć, że Severus był zdziwiony, to zdecydowanie za mało! — Jak możesz być w Zakonie? Od kiedy?
Keith pokiwał z rozbawieniem głową, ale nie odpowiedział. Przylgnął w zamian całym ciałem do kochanka i palcami sięgnął guzików koszuli.

3 komentarze:

  1. Witam,
    ach zapomniałam dodać, w poprzednim komentarzu mnie też tak jak Severusa dziwi, że Keith z takimi wynikami jest w takim miejscu... Keith ma wiele tajemnic, jest w zakonie feniksa, a teraz i będzie nauczał w Hogwarcie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, dziwi mnie trochę że Keith z tak dobrymi wynikami jest no w takim miejscu... och Keith to ma wiele tajemnic, och jest w Zakonie Feniksa, a teraz jeszcze będzie nauczał w Hogwarcie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, dziwi mnie trochę fakt, że Keith z takimi dobrymi wynikami jest w takim miejscu... Keith ma wiele tajemnic... tutaj jest w Zakonie Feniksa i jeszcze teraz to będzie w Hogwarcie nauczał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń