Keith i Severus, wchodząc do Wielkiej Sali tuż po corocznej
pieśni Tiary Przydziału, wywołali niemałe zamieszanie. Idąc ramię w ramię,
nastolatek i Naczelny Postrach Hogwartu, ściągali na siebie uwagę wszystkich
obecnych. Tym bardziej, że młodszy z owej dwójki wciąż miał szczery uśmiech na
twarzy, a starszy nie wyglądał tak przerażająco jak zazwyczaj. Więcej, wprawne
oko niektórych co bardziej spostrzegawczych uczniów, rozpoznawało ten dziwny
grymas jako niewątpliwe zadowolenie.
Draco przypatrywał się tej parze tak samo intensywnie jak
pozostali. Wiedział, że coś było nie w porządku. Jak powiedziała Narcyza,
relacje nauczycie – uczeń były karalne, a zachowanie czarodziei wzbudzało zbyt
duże zainteresowanie.
Tylko, że Dumbledore wie o ich romansie, uświadomił
sobie chłopak. Czyżby nie miał nic przeciwko?
Nawet, jeżeli tak było, to wypadałoby zachować trochę
ostrożności. Będzie musiał porozmawiać z Keithem. I może z chrzestnym, jeśli
ten się zgodzi.
Sokół obserwował z rozbawieniem uczniów siedzących przy
czterech stołach. Widział, jak bardzo są zdziwieni, przestraszeni, zamyśleni
albo wściekli. Najwięcej przyjaźnie nastawionych dzieciaków dostrzegł
oczywiście w Slytherinie, co było poniekąd naturalne jako, że tak swobodnie
czuł się u boku ich opiekuna. Zauważył pytający wzrok Draco, ale skinął mu
tylko głową i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Uczniowie czekający na przydział
rozstąpili się lekko, gdy zbliżali się do stołu prezydialnego. Niespodziewanie,
od strony Domu Węża usłyszeli czyjś głos. Niezbyt donośny, ale doskonale
słyszalny w ciszy, która zapanowała po ich wejściu do sali.
— Już jesteś nasz, Keith! — powiedział z uśmiechem i
szacunkiem Zabini, wychodząc z szoku, spowodowanego nietypowym zachowaniem
Snape’a.
Wszyscy spojrzeli w stronę Blaise’a i wtedy wybuchła wrzawa.
Każdy próbował coś powiedzieć. Ślizgoni poparli czarnoskórego nastolatka i
większość szczerzyła się właśnie w stronę Sokoła. Gryfoni krzyczeli, że oto
szkoła zyskała kolejnego śmierciożercą, a pozostali uczniowie spekulowali, czy
nowy rzeczywiście trafi do wyklętego Domu.
Temu wszystkiemu ze zdziwieniem przyglądała się kadra
nauczycielska. Przed ucztą dyrektor wyjaśnił im, kim jest chłopak, niektórzy
nawet już zdążyli go poznać. Wszyscy bez wyjątku podziwiali młodzieńca za chęć
robienia mistrzostwa jednocześnie z trzech przedmiotów. Nawet plan został
skonstruowany głównie pod niego w taki sposób, aby nie miał problemów z prowadzeniem
odpowiedniej ilości zajęć z poszczególnych przedmiotów. Rozgardiasz ucichł,
kiedy ze swojego miejsca podniósł się dyrektor i patrząc na Blaise’a zapytał
głośno:
— Co ma pan na myśli, panie Zabini?
— Keith będzie idealnym Ślizgonem — odparł pewnie nastolatek,
co ponownie rozpętało piekło.
— Cisza!
Dyrektor przypatrywał się z ciekawością uśmiechającemu się
Sokołowi. Severus przewrócił teatralnie oczyma, a kpiący uśmiech nie znikał z jego
twarzy. Dumbledore zerknął w jego stronę, a ten pokręcił przecząco głową,
odpowiadając na niezbadane pytanie.
— Hm… — zaczął ponownie staruszek. — Może rzeczywiście
posłuchamy, co Tiara ma na ten temat do powiedzenia?
Keith chwilę zastanawiał się nad propozycją, ostatecznie
kiwając głową i podchodząc do stołka na podwyższeniu. Wkładając stary artefakt
zastanawiał się, jaki był w tym sens, skoro i tak nie zamieszka w żadnym z Domów.
Tiara, przez dłuższy czas cicha, niespodziewanie dla wszystkich, rozpoczęła
drugą tego wieczoru pieśń.
Przyszedłeś do mnie, choć wcale nie musiałeś,
widzę, że straciłeś bardzo wiele z tego, co kochałeś.
Twoje serce i duszę znaczy blizn wiele,
lecz niezmiennie pamiętasz, jak ważni są przyjaciele.
Teraz jeszcze on się pojawił,
wiedz, że gdy kocha i szanuje, nigdy nie zostawi!
Nie muszę cię dzisiaj przydzielać
i maski, którą wytrwale nosisz z twojej twarzy, zdzierać.
Jesteś jak Krukon: twardy i inteligentny
Roveny dar jest u ciebie wysoce nieprzeciętny.
Jesteś jak Puchon: prawy i cierpliwy
dla Helgi byłbyś niczym syn prawdziwy.
Jesteś jak Gryfon: walczysz i chronisz
Godryk byłby dumny, że jego geny nosisz.
Jesteś jak Ślizgon: przebiegły i sprytny
Salazar wie. Nigdy nie był naiwny!
Jesteś niczym Hogwart cały,
nigdy nie zapominaj, jakie są jego ideały!
I znowu wszyscy bez jakiegokolwiek wyjątku patrzyli na Keitha,
zachowując przy tym przerażającą niemal ciszę. Chłopak powoli zdjął
postrzępiony kapelusz, szepnął ciche dziękuję i stanął przodem do
uczniów, intensywnie wpatrując się w Severusa. Jakież było jego zdziwienie,
kiedy usłyszał pierwsze słowa Tiary. Jaka była niepewność, kiedy zaczęła
śpiewać. Jakie zaskoczenie, gdy ujęła w tej pieśni także jego kochanka.
Snape patrzył na Sokoła z rozszerzonymi oczyma.
Co też temu durnemu kapeluszowi strzeliło do głowy!?
Nim ktokolwiek zdołał wyjść z szoku, ze swojego krzesła
ponownie podniósł się dyrektor. Z szerokim uśmiechem zwrócił się do nastolatka,
skupiając na sobie także spojrzenia uczniów.
— Keith. — Chłopak zwrócił ku niemu swoje niebieskie
spojrzenie. — Tiara chyba chciała nas uświadomić, że jesteś niczym dziecię
zamku, duchowy i psychiczny potomek wszystkich założycieli. — Sokół tylko
skinął głową, uśmiechając się prowokująco. — No cóż, co ja mam zrobić, skoro
nigdzie cię nie przydzielono?
Zadane nonszalanckim tonem pytanie wywołało szczery śmiech u
nastolatka, prychnięcie u mistrza eliksirów i chichoty przy całym stole
nauczycielskim. Hogwartczycy patrzyli na to, niewiele rozumiejąc. Ostatecznie
dyrektor, pohamowując cichy śmiech zwrócił się do uczniów:
— Moi kochani. Przedstawiam wam Keitha Duvala. — Zupełnie
niepotrzebnie wskazał ręką Sokoła, po czym mówił dalej: — Pan Duval jest
absolwentem Kanadyjskiej Akademii Sztuk Magicznych. W tym roku został przyjęty do
Hogwartu na kurs mistrzowski z eliksirów, obrony przez czarną magią oraz
zaklęć. Prowadzę z nim także pertraktacje co do dodatkowych zajęć, które jak
sądzę wypadało w naszej szkole wprowadzić już dawno. Mam nadzieję, że w końcu
uda mi się go do tego pomysłu namówić.
Po sali rozeszły się pierwsze szepty. Uczniowie powoli
wychodzili z szoku, po usłyszeniu słów Tiary i wiadomości Dumbledore’a. Ten
niepozorny nastolatek nie był uczniem. Nie był jednym z nich. Draco wpatrywał
się tępo to w Keitha, to w dyrektora. W końcu przeniósł spojrzenie na Severusa,
który uśmiechał się do niego kpiąco. Sokół też się uśmiechnął podążając za
spojrzeniem swojego partnera. Blondyn wyglądał jak spetryfikowany. Dotarł do
niego sens wszystkich tych dziwnych słów, zachowań i półuśmieszków dwóch
czarodziei. Jak mógł być taki niedomyślny? Omiótł wzrokiem twarze przyjaciół,
dając tym samym do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych komentarzy.
Sokół wraz ze Snape’em usiedli przy stole prezydialnym,
czekając na koniec przydziału pierwszoroczniaków i początek uczty. Nauczyciele
niepewnie patrzyli na nastolatka i Severusa, którzy prowadzili ze sobą miłą,
acz podszytą ironią i niedopowiedzeniami rozmowę. Widok mistrza eliksirów
prowadzącego tak bardzo normalną konwersację z młodą, nieznaną im osobą, której
na dodatek będzie musiał pilnować, był dla nich nie lada zagadką. Każdy, kto
potrafił zjednać sobie przychylność tego profesora, zasługiwał na podziw.
Podczas posiłku, Sokół starał się zamienić choć kilka słów z
każdym z nauczycieli. I mimo, że część kadry poznała go już wcześniej, teraz
dopiero zrozumieli, jak dobrą decyzję podjął Albus, zgadzając się na prośbę
chłopaka. Niewątpliwie był im potrzebny ktoś taki. Był młody, więc powinien
szybko zjednać sobie większość uczniów. Mieli nadzieję, że pomoże w tym również
niespodziewany występ Tiary, która z takim pietyzmem opisywała młodego
czarodzieja. To będzie dziwny rok, co do tego nikt nie miał wątpliwości.
Po uczcie, Snape wraz z Sokołem udali się do pokoju wspólnego
Ślizgonów. Severus, jak co roku, postanowił wygłosić krótką mowę do swoich
nowych, jak i znanych już uczniów.
— Nie toleruję braku szacunku, kłamstwa i nieposłuszeństwa.
Jeżeli któreś z was złamie zasady, poniesie tego konsekwencje. Jakie one mogą
być, wyjaśnią wam prefekci. Macie być lojalni wobec siebie i swojego Domu, a
przede wszystkim wobec mnie. Nie zawaham się was wyrzucić, jeśli uznam to za
stosowne.
Omiótł wzrokiem lekko przerażonych pierwszorocznych i
wykrzywił usta w paskudnym uśmiechu, co wywołało kilka niekontrolowanych
pisków. Keith, stojący nieco z tyłu zaśmiał się z reakcji dzieci, choć musiał
przyznać, że profesor potrafił zrobić piorunujące wrażenie. Raczej nie chciałby
mieć wroga w osobie mistrza eliksirów.
— Zostaliście ostrzeżeni — kontynuował Severus. — A teraz
klasy od pierwszej do trzeciej, na dziesięć minut do swoich pokoi. — Uczniowie
w ciszy opuścili salon, a Snape zwrócił się do pozostałych. — Jutro jest
sobota, więc nie widzę przeszkód, żebyście zrobili dzisiaj powitalną imprezę. —
Skrzywił się nieco na ostatnie słowo, a starsi uczniowie wymienili zadowolone
uśmiechy. — Jest ósma. O dziewiątej ci, których teraz odesłałem mają być w łóżkach.
Klasy czwarte i piąte, mają się tam znaleźć przed północą i jeżeli dowiem się,
że któreś z was tknęło choćby odrobinę alkoholu, będziecie zwijać się z bólu
przez najbliższy miesiąc. — Przez pokój przeszedł pomruk strachu, ale nikt nie
zaprotestował. — Pozostali mają całą noc i barek do swojej dyspozycji. Pokój,
od teraz do rana, będzie wyciszony, ale też monitorowany, więc nie ważcie się
przesadzić. Prefekci mają pilnować porządku. Jutro dostaniecie listę
indywidualnych konsultacji.
Zebrani przytaknęli. Profesor Snape może nie był najmilszą
osobą, ale wiedzieli, że mimo wszystko mają więcej swobody niż wychowankowie
innych Domów. Był też dla nich równie sprawiedliwy, co surowy. Bez względu na
to kim byli, jeśli przestrzegali zasad, zawsze mogli liczyć na jego wsparcie,
którego niejednokrotnie nie mieli w domu rodzinnym. Slytherin był specyficzną
mieszanką uczniów. Byli tu zarówno bogaci, czystokrwiści arystokraci, jak i potomkowie
wyrzutków, złodziei i morderców, przebywających w Azkabanie lub ukrywających
się na Nokturnie, czy w innych przestępczych melinach. Były też dzieci półkrwi
a nawet kilku mugolaków, których predyspozycje nie pozwalały umieścić ich
nigdzie indziej.
— Pan Duval ma być przez was traktowany tak samo jak ja —
zaczął ponownie, kiedy wróciły młodsze roczniki, wywołując tym stwierdzeniem kilka
niedowierzających spojrzeń. — Dobrze słyszeliście. I nie radzę wam narażać się
jemu, bo gorzko pożałujecie swojego zachowania — dodał, uśmiechając się
drapieżnie. — Draco, pozwól z nami.
Zaskoczeni ostatnimi słowami mistrza eliksirów uczniowie
stali jeszcze moment, wpatrując się intensywnie w pustą przestrzeń, którą
jeszcze chwilę temu zajmowali dwaj czarodzieje. Później rozpoczęły się szepty i
spekulacje, co do tego, kim jest Keith i czy mają się bać jego, czy profesora w
razie problemów. Nikogo nie zdziwiło wywołanie Draco, większość wiedziała, że
Snape jest jego chrzestnym, poza tym był głównym prefektem Domu, więc
nauczyciel i tak musiałby z nim porozmawiać.
— Dlaczego mi nie powiedzieliście! — warknął, ledwie
przekraczając progi komnat Severusa. — Wyszedłem na kompletnego idiotę!
— Właśnie dlatego — zaśmiał się Sokół, wywołując tym
wściekłość Ślizgona. — Och, daj spokój, Draco. Twoja mina była przeurocza.
— Ty…
— Uważaj z kim zadzierasz, Draco. Keith uratował ci tyłek i
to bardziej niż mógłbyś przypuszczać.
Blondyn spiął się na te słowa, opuścił głowę i zapatrzył w
swoje stopy. Przypomniał sobie przerażające krzyki aurora i niewerbalne
zaklęcie uśmiercające, rzucone jakby od niechcenia przez tego nastolatka. Jego
śmierciożercze szaty i to, z jakim spoufaleniem rozmawiał z Czarnym Panem.
— Draco, czy Lucjusz ukarał cię w jakikolwiek sposób po
ostatnim spotkaniu? — zapytał łagodniej Snape.
— Nie — odpowiedział chłopak. — Byłem pewien, że czeka mnie
seria klątw, ale on nie zrobił nic. Nie odezwał się też do mnie od tamtego
czasu — przerwał na chwilę, po czym dodał: — Słyszałem jego krzyki, wtedy kiedy
kazałeś mi wyjść. Dlaczego…
— Za nieposłuszeństwo — odparł wrednie Sokół. — I za brak
szacunku. Na jedno wychodzi.
Draco z niedowierzaniem wpatrywał się w niebieskookiego,
usiłując zrozumieć sens tej wypowiedzi.
— Posłuchaj uważnie — ponownie odezwał się Severus. — Keith
podarował ci rok normalnego życia. — Blondyn spojrzał na niego pytająco, więc
dodał: — Powiedział Czarnemu Panu, że nie nadajesz się na mordercę, co ten
sprawdził dodatkowo na tamtym zebraniu. Nie otrzymasz Mrocznego Znaku, ale mimo
to będziesz się szkolił w czarnej magii.
Snape dostrzegł ulgę na twarzy swojego chrześniaka. Wiedział,
że ten najbardziej boi się tego, że musiałby być czyimś sługą. Nikt normalny
nie chciał obrywać klątwami dla kaprysu i dobrowolnie płaszczyć się przed
psychopatą. Poczuł dumę, wiedząc, że dzieciak nie będzie taki, jak jego ojciec.
Zimny i wyrachowany. Tyran, nie tylko dla swoich ofiar, ale także dla rodziny.
— Kto będzie mnie uczył? — zapytał niepewnie blondyn.
— Ja — odpowiedział Sokół. — Choć mam nadzieję, że Severus mi
czasem pomoże — dodał zerkając na kochanka.
W tym samym czasie, Draco odetchnął z wyraźną ulgą. Uśmiechnął
się nieznacznie, widząc lekko zamglony wzrok, jakim Keith wpatrywał się w
mistrza eliksirów.
— Nie ma się z czego cieszyć — warknął niespodziewanie Sokół,
pokonując w dwóch krokach odległość dzielącą go od Malfoya i łapiąc chłopaka
brutalnie za podbródek. — Jeśli myślisz, że będę miły lub pobłażliwy, to się
przeliczysz. Będę bardzo wymagający, a ty będziesz otrzymywał surowe kary za
błędy i nieposłuszeństwo. Twoje porażki będą moimi, a na to nie mogę sobie
pozwolić. I nie pozwolę na to jakiemuś zadufanemu w sobie, niedojrzałemu
smarkaczowi, który myśli, że jest pępkiem świata. Rozumiesz?
Teraz jest tym samym śmierciożercą, który z taką łatwością
torturował aurora… Jak to możliwe, że z grzecznego dzieciaka, inteligentnego
nastolatka, wprawnego finansjera i odpowiedzialnego dorosłego, w jednej chwili
zmienia się w przerażającego swą potęgą agresora?
Severus dostrzegł strach w oczach Draco. Rozumiał, że taki
właśnie efekt chciał wywołać Keith. Dzieciak musiał wiedzieć, gdzie jego
miejsce. Jeden nieodpowiedni ruch młodego Malfoya, jedna pomyłka i jego życie
mogłoby się skończyć bardzo szybko.
W końcu Ślizgon szepnął ciche: tak i spróbował wyrwać
twarz z uchwytu silnej dłoni. Sokół, uśmiechając się drapieżnie, nie pozwolił
mu na to i łapiąc go drugą ręką w talii, przycisnął do swojego ciała. Snape
patrzył na to zmrużonymi oczyma, ale nie odezwał się słowem. Dostrzegł
zagubione spojrzenie blondyna i zrozumiał pobudki Keitha. Draco przeraził się
tej bliskości, nie rozumiał jej i nie wiedział, co mogła znaczyć ani jakie
konsekwencje mogłaby nieść. Profesor uśmiechnął się nieznacznie acz groźnie, a
nastolatek skulił się jeszcze bardziej pod jego spojrzeniem. Keith niespiesznym
ruchem, przesunął kciukiem po policzku swojego nowego podopiecznego,
zatrzymując się na dłużej na wargach nastolatka, rozchylając je lekko i
naciskając.
— Jesteś mój, Draco — szepnął mu do ucha, ale na tyle głośno,
żeby jego partner także mógł usłyszeć te słowa. — Czarny Pan oddał cię mnie,
więc zachowuj się jak przystało na dobry prezent i nie sprawiaj mi kłopotów.
Snape dostrzegł wzdrygnięcie chrześniaka na słowo prezent
i kolejne, kiedy Keith musnął ustami jego ucho. Nie mógł wyjść z podziwu dla
kochanka. Powiedział i zrobił tak niewiele, tak dużą przewagę uzyskując w
zamian. Sam był świetnym manipulatorem i szczycił się tym, że w kilku słowach
lub gestach potrafi doprowadzić ofiarę (albo ucznia) do rozpaczy, ale oto stał
przed nim godny następca.
Tak… Jak mogłem w ogóle wątpić?
Sokół tymczasem, nie odrywając ciała Draco od swojego,
spojrzał w jego rozszerzone strachem oczy i złożył na ustach chłopaka niemal
czuły pocałunek. Severus zaśmiał się, widząc szok wyzierający z tych szarych tęczówek.
Malfoy nie ruszył się nawet o milimetr, jakby obawiając się konsekwencji, które
mogłyby go dopaść. Mistrz eliksirów podszedł do nastolatków i stanął za
kochankiem, całując go w kark i przyglądając się reakcji Ślizgona.
— Nie strasz go tak, bo ucieknie z krzykiem do Czarnego Pana
— wyszeptał mrocznym tonem, który wywołał ciepły chichot u Keitha.
— Musi wiedzieć, Severusie. Musi… — zaczął, odwracając się i
całując krótko Snape’a.
Nie puszczając blondyna, zaczął poruszać zmysłowo biodrami,
chcąc poczuć bardziej twardą i napierającą na niego męskość starszego
czarodzieja. Niespodziewanie dla wszystkich, ten ruch wyrwał cichy jęk z ust
Draco, a Sokół poczuł wyraźnie, że i ten jest mocno podniecony. I choć
znajdowanie się pomiędzy tą dwójką mogłoby być ciekawym doświadczeniem, nie
chciał i nie mógł przekroczyć granicy przysięgi. Jeszcze nie.
— Proszę, proszę — odezwał się zmysłowo Severus, nie
spuszczając głodnego wzroku z szarych oczu i nie odsuwając jednocześnie ust od szyi
kochanka, wprawiając tym samym jego ciało w lekkie drżenie. — Idź, Draco. Upij
się i przemyśl wszystko, co powiedział ci Keith. I wszystko, co się wydarzyło —
dodał po chwili sarkastycznie.
Sokół, powolnym ruchem przesunął dłonią po boku Ślizgona. Od
jego pleców, przez talię i na biodrze kończąc. Obaj widzieli, jak chłopak
przymyka oczy próbując ukryć zażenowanie i trzęsąc się jednocześnie pod
delikatnym dotykiem.
— Idź — szepnął mu ponownie do ucha brunet. — Nie chcemy,
żebyś nas później znienawidził. Możemy ci pomóc, ja mogę. Tylko musisz mi
zaufać i pozwolić na tą pomoc.
Malfoy otrząsnął się nieznacznie z szoku i z czerwonymi ze
wstydu policzkami skinął głową, po czym wyszedł z salonu mistrza eliksirów,
zostawiając kochanków samych. Zanim zdążyli wyciszyć komnaty, Draco usłyszał
jeszcze dźwięk rozdzieranych szat, głośny krzyk Keitha i przytłumiony nieco jęk
Severusa. Nie był pewien czy cieszyć się, czy żałować, że wyszedł.
Witam,
OdpowiedzUsuńświetne były ich miny, cała kadra nauczycielska jest zachwycona Keithem, w jednym czasie chce robić mistrzostwo z trzech przedmiotów... świetne także udało mu się przestraszyć Draco robiąc w zasadzie taj niewiele...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och jak cudownie były ich miny, a cała kadra nauczycielska jest zachwycona Keithem, w jednym czasie chce robić mistrzostwo aż z trzech przedmiotów... no i świetne udało mu się przestraszyć Draco robiąc tak niewiele...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, piękne były ich miny ;) a Keith skradł serca kadry nauczycielskiej, w tym samym czasie chce robić mistrzostwo aż z trzech przedmiotów... no i świetne udało mu się przestraszyć Draco robiąc tak niewiele...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza