wtorek, 25 września 2012

Sokół część 7



Severus przez chwilę z mieszanymi uczuciami patrzył za odchodzącymi nastolatkami. Kiedy opuścili salę, rozejrzał się po zdziwionych twarzach siedzących obok współpracowników.
Po prostu cudnie!
— Albusie, może przejdziemy do ciebie? To nie jest dobre miejsce na rozmowę, a podejrzewam, że musimy takową przeprowadzić — powiedział cicho, widząc schodzących się na śniadanie uczniów.
Dyrektor skinął mu głową i wszyscy wyszli w ciszy z Wielkiej Sali. Snape, używając patronusa, poinformował Keitha dokąd zmierzają i zaczął zastanawiać się, ile mogą powiedzieć trzem członkom Zakonu Feniksa, znikającym właśnie za posągiem kamiennej chimery. Wspięli się po krętych schodach i zajęli wygodne, wyczarowane szybko przez Dumbledore’a, fotele.
— Połącz kominek z moim salonem.
Albus wykonał prosty ruch różdżką i uśmiechnął się do zebranych.
— Jak sądzę, pan Duval wkrótce do nas dołączy? — zapytał, a mistrz eliksirów kiwnął głową na potwierdzenie. — Co chcecie wiedzieć? — dodał, patrząc na pozostałych.
— Severusie, co to było? — wykrzyknął piskliwie Filius.
Wspomniany westchnął przeciągle i potarł nasadę nosa. Niespodziewanie, szybciej niż się tego spodziewał, z kominka wyskoczył Keith. Miał nieodgadniony wyraz twarzy, ale kiedy ich spojrzenia się spotkały, posłał mu uspokajający uśmiech.
— Nic mu nie będzie — zaczął. — Chciałem z nim porozmawiać, ale był tak roztrzęsiony, że postanowiłem to trochę odłożyć. Dałem mu eliksir uspokajający i połowę dawki Słodkiego Snu. Nie powinien się obudzić przez kilka godzin.
— Dobrze. Mówił cokolwiek?
— O tak… — powiedział pewnie Sokół. — Mamrotał przez całą drogę do lochów. O tym, że nie będzie żadnym, cholernym śmierciożercą, że nie przyjmie pieprzonego, czarnego stempelka i wspomniał też kilka razy, że nienawidzi swojego ojca.
Snape opuścił głowę i ukrył ją na moment w dłoniach. Nastolatek mówił jednak dalej, więc szybko przeniósł spojrzenie z powrotem na niego.
— Kiedy już prawie spał, powiedział jeszcze coś o poczuciu bezpieczeństwa, jakie mu zapewniasz, i o tym, że nigdy nie zdoła odpowiednio podziękować za to, co dla niego robisz.
Keith uśmiechnął się ciepło do kochanka, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że ostatnia wypowiedź dotyczyła ich obu, co zarówno dla Severusa, jak i dyrektora było oczywiste.
— Czy moglibyście nam wyjaśnić, o co tak właściwie chodzi? — zapytała, zdenerwowana Minerva.
— Oczywiście, kochana — podjął Dumbledore. — Jak wiecie, Lucjusz od zawsze pragnął, żeby Draco poszedł w jego ślady i służył Voldemortowi. On jednak wcale nie jest taki chętny do torturowania i zabijania. Severus rozmawiał o tym z Tomem i udało mu się go przekonać, że chłopak będzie bardziej użyteczny, jako nienaznaczony zwolennik. Szpieg w szkole, a później w Ministerstwie.
Cała piątka słuchała w szoku słów dyrektora, który właśnie posyłał promienny uśmiech do Sokoła. Ten tylko skinął mu głową i wyszeptał bezgłośnie: dziękuję. Snape przeniósł spojrzenie z Keitha na opiekunów Domów i zamarł, widząc coś na kształt podziwu, pojawiającego się na ich twarzach. Już chciał zaprotestować, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Takie przedstawienie sprawy, pozwoli zachować w tajemnicy szpiegostwo jego partnera, a on i tak zna tę historię doskonale.
— Przed początkiem roku szkolnego odbyło się ważne spotkanie — zaczął opowiadać, a wszyscy potwierdzili, że o tym wiedzą. — Wtedy Czarny Pan postanowił sprawdzić Draco. Po teście okazało się, że chłopak nie radzi sobie z czarną magią. Jego Crucio działało może z trzydzieści sekund i nie wyrządziło większej szkody. Później, kiedy ofiara była już nieprzytomna, Lord kazał rzucić Draco zaklęcie zabijające. Jak można się domyślić ono również nie zadziałało.
Pomona zalała się łzami, profesor Flitwick wciągał głęboko powietrze, a Minerva siedziała z kamienną twarzą i wpatrywała się to w Snape’a, to w Sokoła. Obaj byli przekonani, że kobieta coś podejrzewa. Kiedy już chciała się odezwać, niespodziewanie głos zabrał nastolatek.
— Severus ma uczyć młodego Malfoya czarnej magii. A ja zadeklarowałem im pomoc jako, że zdążyłem już wcześniej poznać Draco.
— Co? A niby kiedy?
— Ehm… Na ślubie Aarona. — Zerknął niepewnie na kochanka, po czym dodał: — Prowadzimy wspólnie interesy.
— Panie Duval — zaśmiała się profesor transmutacji. — Chyba nie sądzi pan, że w to uwierzymy. Ile pan ma lat? Aaron Snape nie wszedłby z panem w żaden interes. — Kpina w jej głosie, nie wywołała spodziewanego efektu.
— Pani profesor — zaczął z bezczelnym uśmiechem chłopak. — Od niemal dwóch lat osobiście współpracuję z bratem Severusa. Wcześniej, przez wiele lat, robili to moi rodzice. Nie obchodzi mnie, czy pani w to wierzy. Aaron jest moim przyjacielem, od kiedy pamiętam. Nie raz odwiedzał nas w domu, kiedy jeszcze byłem dzieckiem.
Minerva otworzyła usta ze zdziwienia i pokręciła niedowierzająco głową, ale ku jej zdziwieniu, słowom Keitha przytaknął zarówno brat rzeczonego, jak i sam dyrektor.
— Pozory mylą, pani profesor. Nie powinna pani mnie tak szybko oceniać.
— Proszę wybaczyć, panie Duval. Po prostu to dla mnie dość zaskakujące.
Sokół zachichotał, ale nie powiedział już nic więcej na ten temat. Kobieta natomiast powoli otrząsała się z szoku, ale nadal nie spuszczała z niego uważnego spojrzenia.
Snape pomyślał, że strategia odciągania uwagi nie działa zbyt dobrze na opiekunkę Gryffindoru. Jej dociekliwość zawsze doprowadzała go do szaleństwa. Zapewne będzie trzeba ją wprowadzić w szczegółowe wyjaśnienia, bo zaraz wyda się więcej niż powinno.
— Keith? — zagadnął Filius. — Rozumiem, że znacie się z panem Malfoyem, ale dlaczego miałbyś mu pomagać w nauce? Co cię łączy z czarną magią?
— Och! — zdziwił się chłopak. — Nie powiedziałeś im? — zapytał Albusa, patrząc na niego nieprzeniknionym spojrzeniem.
— O czym nam nie powiedziałeś, Albusie? — podchwyciła szybko, z niebezpiecznym błyskiem w oku Minerva.
— Pamiętacie, jak na uczcie powiedziałem, że chciałbym wprowadzić pewne zajęcia dla chętnych uczniów? — Wszyscy przytaknęli. — Cóż. Chciałbym, żeby pan Duval rozpoczął szkolenie starszych roczników.
— Jakie szkolenie? — zaniepokoiła się Pomona.
Dumbledore westchnął i złączył koniuszki palców obu dłoni. Milczał przez dłuższą chwilę, a Severus miał wrażenie, że powietrze w gabinecie tężeje z każdą sekundą.
Czy ten starzec naprawdę chce, żeby dzieciaki uczyły się czarnej magii?
Ewidentnie ta rozmowa zmierzała właśnie do takiej możliwości. I chociaż Snape podziwiał tę subtelną sztukę, nigdy nie zdecydowałby się na wprowadzenie jej w szkole, w której na każdym kroku można spotkać dzieci śmierciożerców. Z drugiej strony nie powinno się zapominać, że panuje wojna. Może jeszcze nie taka otwarta, ale wszystko do tego zmierza. Im lepiej młodzież będzie potrafiła się bronić, tym dłużej przeżyje. Sokół nie jest przesiąknięty złem, a przynajmniej takie wrażenie odnosił Severus, więc byłby dobrym przykładem, jak wykorzystywać tą mroczną część magii w sposób, który nie pozwalał na zatracenie człowieczeństwa.
— W Kanadzie edukacja wygląda trochę inaczej — odezwał się Keith, przerywając przedłużającą się ciszę. — Sami musicie przyznać, że tylko trzy czarnomagiczne zaklęcia są zakazane. Dyrektor uważa, że starsze klasy powinny mieć możliwość poznania tego, z czym przyjdzie im walczyć. A ja mogę im to pokazać — dodał ciszej.
— Chcesz wprowadzić do Hogwartu zajęcia z czarnej magii? Czyś ty do reszty zgłupiał, Albusie? — wrzasnęła, rozzłoszczona McGonagal. — I jeszcze ma tego uczyć ten dzieciak?
— To, że mam siedemnaście lat nie oznacza, że jestem dzieckiem!
Sokół zerwał się ze swojego miejsca i zaczął niespokojnie krążyć po skrawku wolnej przestrzeni. Zerkał co chwilę na Severus. Wolałby, żeby to jego kochanek usłyszał te słowa jako pierwszy, ale sytuacja wymagała, aby wyjaśnił zgromadzonym kilka spraw. Ostatecznie zdecydował się opowiedzieć trochę więcej ze swojego życia.
— Nic pani o mnie nie wie, profesor McGonagal! Nie może mnie pani oceniać na podstawie metryczki. Czarną magię mam opanowaną do perfekcji w taki sposób, w jaki pani nawet nie śniło się, że można jej używać. Za oceanem mamy zupełnie inne podejście do tej sztuki. Uczymy się nią manipulować, dostosowywać do swoich możliwości, zmieniać. Czarna magia wcale nie musi być zła — mówił, a twarze nauczycieli przybierały coraz bardziej niedowierzający wyraz. — Nie raz uratowała mi życie. I proszę sobie wyobrazić, że to powszechnie akceptowane zaklęcia doprowadziły do śmierci moich rodziców — dodał spokojniej.
W pokoju zapanowała dziwna cisza. Zaskoczenie malowało się w oczach słuchaczy, a Severus przypomniał sobie ciche przeprosiny swojego brata, skierowane do Keitha i obawy, jakie go wtedy ogarnęły.
Dwa razy stracił rodzinę…
— Wydaje wam się, że standardowa Tormenta zadaje mniej bólu niż silny Cruciatus? Nie wierzę, że jesteście aż tacy naiwni! — ciągnął chłopak. — Prawda jest taka, że brzydzicie się czarną magią tylko i wyłącznie dlatego, że w waszym społeczeństwie była ona i jest nadal wykorzystywana przeciwko czemuś lub komuś. Białą magię natomiast akceptujecie, bo korzysta się z niej w imię czegoś. W imię większego dobra, w imię sprawiedliwości czy ukarania winnych. Tylko, że to jest kompletna bzdura. Niemal każde czarnomagiczne zaklęcie ma swój legalny odpowiednik!
Niewątpliwie wszystko to było prawdą. Problem polegał na tym, że uprzedzenia były w magicznej Anglii niezwykle silnie zakorzenione. Słowa nastolatka zmuszały jednak do refleksji. Do zastanowienia się nad własnym postępowaniem. Nic nie jest wyłącznie białe albo tylko czarne.
— Przemyślcie to, proszę. Ja i tak będę pomagał w nauce Draco. Nie pozwolę, żeby stała mu się krzywda.
Minerva niechętnie kiwnęła głową, a pozostała dwójka opiekunów poszła za jej przykładem.
— Dlaczego zaprowadziłeś pana Malfoya do kwater Severusa?
— Ehm… A gdzie według pani powinienem był go zaprowadzić? Liczyłem na to, że uda mi się z nim choć chwilę porozmawiać, więc skrzydło szpitalne odpadało.
— Keith, Severusie — odezwał się niespodziewanie dyrektor. — Myślę, że czas im powiedzieć.
Snape ciskał na wszystkich gromy z oczu. Nie zamierzał obnosić się ze swoim związkiem. Już i tak wiedziało o nim więcej osób, niżby sobie tego życzył.
— Myślę, że to dobry pomysł — zgodził się z uśmiechem Sokół.
— Zabiję cię, Duval — warknął mistrz eliksirów.
— Och, daj spokój, Severusie. Przecież oni wszyscy też są w Zakonie.
— A skąd pan niby wie o Zakonie, panie Duval? — zaskrzeczał profesor zaklęć.
— Cóż… Ja… — zaczął, jąkając się nastolatek i zerknął błagalnie na Dumbledore’a.
— Keith współpracuje ze mną ściśle od dziewięciu miesięcy — wyjaśnił Albus. — Kiedy żyli jego rodzice, pracowałem z nimi. Po ich śmierci, to Keith przejął wszystkie kontakty. Uznaliśmy jednak, że w Wielkiej Brytanii będzie miał większe możliwości niż w Kanadzie i dlatego przeniósł się na Wyspy.
— Albusie Dumbledore! Jeśli ukrywasz przed nami coś jeszcze, co jest związane z tym chłopakiem, to nie ręczę za siebie!
— Nie mogę wam powiedzieć o sobie wszystkiego — odezwał się cicho nastolatek. — Proszę, wybaczcie mi, ale to mogłoby być zbyt niebezpieczne zarówno dla was, jak i dla mnie.
Powiedziawszy to, Sokół odwrócił się przodem do kominka i zapatrzył w ogień.
Dlaczego muszę się wszystkiego dowiadywać po kawałku?
Snape przez moment obserwował spięte mięśnie Sokoła i z niezrozumiałych dla siebie powodów, zapragnął do niego podejść, wziąć w ramiona, pocieszyć. Szybko odzyskał jednak zdrowy rozsądek i zwrócił się do nauczycielki transmutacji.
— Nie wystarczy ci wiedza, że Keith jest w Zakonie, a Albus mu ufa? — zapytał z wyraźnym wyzwaniem w głosie.
— Wystarczy — odwarknęła kobieta.
— My już pójdziemy. Jesteśmy umówieni — szepnęła profesor Sprout i wstając, pociągnęła za sobą Filiusa.
A kysz! Uciekać!/
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Minerva jeszcze raz przyjrzała się każdemu z pozostałych w pomieszczeniu mężczyzn i zaciskając zęby syknęła do Snape’a:
— Wiedziałeś, czyż nie?
— Tak — odpowiedział z przebiegłym uśmiechem.
Keith spojrzał na nich i się roześmiał. Ta kobieta mogłaby być szpiegiem równie dobrym, jak jego partner, trzeba by ją tylko trochę podszkolić.
— Jak długo?
— Od około trzech miesięcy — wtrącił się szybko Sokół, nie chcąc by mistrz eliksirów przypadkiem ich wydał.
— Jak to możliwe, że on zawsze wie więcej od innych? — zapytała zirytowana nauczycielka, zwracając twarz w stronę dyrektora.
— Ach, bo widzisz Mi…
Nie dane mu było skończyć, bo nastolatek nagle sapnął i złapał oparcie fotela, czując uginające się pod nim kolana. W tej samej chwili, Severus zerwał się z miejsca i chwycił go w pasie, powstrzymując tym samym przed upadkiem. Wiedział, co to znaczy. Poczuł lekki ból, świadczący o tym, że ktoś jest wzywany. I, jak się okazało tym kimś był właśnie jego kochanek.
— Nic ci nie jest? — szepnął, odgarniając mu zabłąkane kosmyki z oczu i dziwiąc się jednocześnie, jak szybko urosły mu włosy.
— Nie — odpowiedział. — Ale muszę iść.
Snape kiwnął głową i przytrzymał Sokoła jeszcze chwilę, pozwalając mu na uspokojenie się i wyrównanie oddechu. Kątem oka dostrzegli zagubione spojrzenie Minervy i smutne Albusa.
No, to teraz się zacznie.
— Jak nie wrócisz, to cię zabiję! — warknął mistrz eliksirów, wypuszczając kochanka z ramion.
— Martwisz się o mnie? — zapytał, z powracającym na twarz uśmiechem Keith.
— Nie przeginaj, dzieciaku!
— Znowu zaczynasz z tym dzieciakiem? — Chłopak, rozbawiony pokręcił głową, po czym niespodziewanie nachylił się nad Severusem i złożył na jego ustach długi pocałunek. — Nie martw się, wrócę. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
I z cichym śmiechem aportował się z gabinetu dyrektora, pozostawiając kwestie wyjaśnień zdenerwowanemu partnerowi, który właśnie usłyszał dwa, zadane niemal równocześnie pytania.
— Czy on właśnie deportował się z Hogwartu?
— Czy on właśnie cię pocałował?
O tak! Zabiję go jak już wróci!
Usiadł spokojnie w swoim fotelu i przywołał z barku dyrektora, butelkę Ognistej Whisky i trzy niskie szklaneczki. Najpierw nalał trunek do swojej, tylko po to, żeby po chwili wypić szybko całą zawartość, po czym niespiesznie, zaczął napełniać wszystkie trzy. Dwie z nich włożył do rąk oniemiałych współpracowników, a ostatnią przyłożył do ust i powoli sączył. Kiedy dyrektor i opiekunka Gryffindoru dochodzili do siebie, on zastanawiał się, co też ten chłopak z nim zrobił?
— Severusie? — zagadnęła cicho kobieta. — Co tu się właściwie stało?
— Keith i ja jesteśmy razem — odpowiedział, krzywiąc się nieznacznie pod nieprzychylnym spojrzeniem koleżanki. — Nie patrz tak na mnie! — warknął. — Kiedy go poznałem, nie wiedziałem, że będzie tu uczył i nie miałem pojęcia, że jest w Zakonie.
— Ale wiedziałeś ile ma lat! W czerwcu temu był jeszcze nieletni!
— Do jasnej cholery! Co wy wszyscy macie z tym wiekiem? — wykrzyknął zrezygnowany. — Najpierw Albus, teraz ty! Myślisz, że sam o tym nie pomyślałem? Możesz mi wierzyć, mimo wszystko jestem inteligentnym facetem! Keith był tak samo dorosły trzy miesiące temu, jak i jest teraz.
— Ale…
— On ma rację, Minervo. Między Kanadą, a Anglią jest więcej różnic, niż tylko sposób postrzegania czarnej magii. Mów dalej, chłopcze.
Kobieta skinęła głową i ponownie skierowała wzrok na mistrza eliksirów, który właśnie napełniał sobie trzecią szklankę alkoholem. Podstawiła mu szybko i swoją, wiedząc, że jej mózg na trzeźwo może nie przyjąć wszystkich wiadomości.
— Zabrałem go na ślub do Aarona, gdzie okazało się, że obaj się świetnie znają i, o zgrozo, często współpracują. Zresztą znowu coś razem planują — dodał zirytowany. — Dzień wcześniej powiedział mi, że zna Albusa, co ten potwierdził na weselu. O tym, że jest w Zakonie dowiedziałem się później. Nie chce mówić za dużo o swojej przeszłości, a ja go do tego nie zmuszam. Na ślubie poznał Draco.
— Co to było przed chwilą? — zapytała cichym głosem kobieta.
Czarodzieje spojrzeli na siebie przelotnie, ale obaj mieli świadomość, że Minerva doskonale wie, co się wydarzyło. Dyrektor skinął głową, a Snape ciągnął dalej:
— Jeżeli chodzi o aportację... — Przerwał na chwilę i patrzył teraz wyłącznie na Albusa. — Cóż, zastanawiałem się ostatnio, czy potrafiłby teleportować się z zamku. Jak widać, potrafi.
— Wyjaśnij.
— Bez najmniejszego problemu przebił się przez osłony mojego domu w Wolverhampton — powiedział cicho, a nauczycielka wciągnęła głośno powietrze. Wszyscy znali paranoję tego mężczyzny związaną z bezpieczeństwem. — Z taką samą łatwością zrobił to, siedząc na krześle w salonie, w Malfoy Manor — zawahał się przez moment, po czym dodał: — Na ostatnim spotkaniu Wewnętrznego Kręgu.
Minerva wypuściła z ręki szklankę i zakryła sobie usta dłonią, wodząc wzrokiem od jednego mężczyzny do drugiego. Widać było, że to dla niej za dużo. Najpierw związek ze Snape’em, później łatwość teleportacji, a na koniec jeszcze to! Severus, widząc, że kobieta się nie uspokaja, postanowił zostawić sprawy dalszych wyjaśnień dyrektorowi i wkroczył bez słowa do kominka.
W salonie zastał śpiącego na kanapie Draco i pochylającego się nad nim Sokoła. Ze zdziwieniem podszedł do nastolatka i pocałował go w czoło.
— Tak szybko?
— Jak widzisz — uśmiechnął się nieznacznie. — Będę miał kilka rzeczy do załatwienia w następny weekend.
— Jakich rzeczy? — burknął.
— Nie martw się — zachichotał. — Nic strasznego. Chodźmy do sypialni — mruknął, prostując się i łapiąc Snape’a za dłoń. — Draco nie obudzi się jeszcze, przez co najmniej godzinę. Mam pomysł, co zrobić z tym czasem…

3 komentarze:

  1. Witam,
    musieli trochę wyjaśnić, ciekawe co chciał Voldemort i jak widać i z Hogwartu mógł się aportować...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no musieli tutaj trochę wyjaśnić, ciekawe co takiego chciał Voldemort a przedewszystkim jak widać i z Hogwartu mógł się aportować...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, musieli tutaj co nieco wyjaśnić... a ciekawe co takiego chciał Voldemort, a jak się okazuje i z Hogwartu mógł się aportować...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń