Draco otworzywszy oczy, przez chwilę nie wiedział gdzie jest
i co właściwie go obudziło. Zamroczony resztkami snu leżał przez kilka sekund
nieruchomo, kiedy ponownie to usłyszał. Krzyk. Głośny, niekontrolowany krzyk.
Nie zastanawiając się nad tym gdzie w ogóle jest, ani czy bezpiecznie jest
rzucać się na pomoc, podbiegł do drzwi, zza których wydobywał się dźwięk. Bał
się. Bał się o kogoś. Zazwyczaj martwił się wyłącznie o siebie, ale teraz...
Znał ten głos. Nie mógł pozwolić, by cokolwiek mu się stało. Jednym, silnym
szarpnięciem otworzył drzwi, które z hukiem odbiły się od ściany.
Zamarł, widząc malujący się przed nim obrazek.
Severus i Keith wpatrywali się w blondyna ze zdziwieniem
pomieszanym z rozbawieniem. Siedzieli na środku łóżka. Sokół oplatał nogi wokół
talii kochanka, poruszając się jeszcze chwilę wcześniej w rytm miarowych
pchnięć mężczyzny. Czuł jak lepka, ciepła substancja przywiera do jego wnętrza,
nie mogąc wydostać się na zewnątrz z prostego powodu: Snape nadal był w nim. Pocałował
go czule, przesuwając dłoń po jego spoconej i brudnej teraz od spermy klatce
piersiowej.
Draco jęknął przeciągle odzyskawszy oddech i osunął się na
podłogę, zakrywając dłońmi oczy. Wywołał tym cichy śmiech towarzyszy, czując
się przez niego jeszcze bardziej zażenowany.
— Przepraszam — szepnął ledwie słyszalnie.
— Nie wyciszyłeś sypialni? — warknął z morderczym błyskiem w
oczach Snape.
— Nie sądziłem, że zajmie nam to tyle czasu. — Chłopak
wzruszył bezradnie ramionami. — Ani, że Draco się obudzi bez naszej pomocy.
— Och, pomogliście mi — skomentował cicho blondyn, nadal na
nich nie patrząc.
Keith uniósł się nieco, a Severus uśmiechnął się kpiąco,
kiedy po sypialni rozszedł się charakterystyczny, chlupiący dźwięk. Malfoy
znowu jęknął sfrustrowany, a policzki Sokoła znacznie poczerwieniały. Prychnął,
widząc sarkastyczny wyraz twarzy mistrza eliksirów i zszedł z łóżka owijając się
niedbale prześcieradłem.
— Draco — powiedział miękko, palcami muskając policzek
chłopaka.
Ten uniósł głowę i wpatrzył się w niego intensywnie. Spojrzenie
paliło. Było mocne i pełne fascynacji, choć Keithowi najbardziej w oczy rzucała
się obawa.
Nagle Sokół zabrał rękę i przerwał kontakt wzrokowy, łapiąc
się przy tym z cichym sykiem za nadgarstek i odsuwając na kilka kroków.
Przycisnął dłoń do serca i wyrównał oddech, skupiając się na Snape’ie.
— Severusie, panuj nad sobą. Proszę — dodał niemal szeptem.
Mężczyzna pokręcił głową, wpatrując się nieprzeniknionym
wzrokiem w dwóch chłopców. Byli tak różni. Ciągle zastanawiał się, czy chciałby
ich obu widzieć w swoim łóżku. Ale sposób, w jaki jego chrześniak patrzył na
Keitha. W jaki patrzył na jego Sokoła. Poniekąd jego własność.
Nie igraj ze mną, dziecko…
Przedłużająca się cisza zwróciła uwagę blondyna. Przeniósł
wzrok na Snape’a i aż się zachłysnął emocjami, które widoczne były w jego
oczach. Żądza i wściekłość. Pragnienie i rozczarowanie. I jakieś ciepłe
uczucie, kryjące się gdzieś głęboko. Nie wiedział, czy to ostatnie jest
skierowane do niego, czy do drugiego nastolatka, choć raczej oczywiste wydawało
się, kto zdobył odpowiednie względy u mężczyzny. Doskonale odczytał też złość.
Keith podszedł do niego niemal nago, a on zachowywał się, jakby mógł mu się
oddać tu i teraz. A przecież Duval należał do mistrza eliksirów. I nieważne
było to, co stało się wczoraj, bo Draco szybko przypomniał sobie podsłuchaną rano
rozmowę. Keith pocałował go tylko po to, żeby zaznaczyć swoją pozycję. Nie było
w tej bliskości nic więcej. Nic. I chociaż wcześniej odczuwał to inaczej, teraz
wiedział, że to inny rodzaj miłości. Oni nie chcieli go chronić jak równego
sobie, oni pragnęli się nim opiekować jak kimś słabszym. Jak dzieckiem. Czego właściwie się spodziewałem? W końcu to
mój ojciec chrzestny za swoim kochankiem. Może tylko wyobraziłem sobie te
spojrzenia minionego wieczoru? Te głodne oczy, które hipnotyzowały, które
wciągały. Czarne i błękitne. Jak mogłem się tak pomylić?
— Wybacz, Severusie — powiedział rozgoryczony blondyn.
Każdy z trójki inaczej ową gorycz zinterpretował.
— Podejdź, Draco.
Blondyn spojrzał pytająco na Snape’a, który właśnie transmutował
fragment szarego atłasu w ciasne, dokładnie opinające ciało spodnie. Ze
zdziwieniem zauważył, że ten uśmiecha się nieznacznie.
Za często się uśmiecham od kiedy Keith jest obok…
Malfoy podniósł się z podłogi i niespiesznym krokiem podszedł
do mężczyzny. Niepewnie zerknął na Sokoła, kiedy Severus nakazał mu gestem,
żeby usiadł obok. Chłopak skinął na zgodę, ale nie ruszył się ze swojego
miejsca. Draco ostrożnie wsunął się na gorącą jeszcze pościel, uparcie
wpatrując się w swoje dłonie.
— Keith? — Starszy czarodziej wskazał na łóżko, ale
nastolatek pokręcił głową.
— Nie mogę — szepnął. — Zaklęcie nie jest jeszcze
ustabilizowane.
Snape uniósł pytająco brew.
— Minęły dwa miesiące.
— Dla nas to zbyt mało. Umowa jest dłuższa niż standardowo.
— Przed chwilą… — zaczął mężczyzna, ale nastolatek mu
przerwał.
— Przed chwilą pokazałeś, że mi nie ufasz. Zresztą nieważne —
rzucił i pospiesznie skierował się do wyjścia.
Severus patrzył jak jego kochanek wychodzi i zatrzaskuje za
sobą drzwi. Musiał dowiedzieć się więcej o skutkach tego wszystkiego, w co
wpakował siebie i swojego partnera. Wstał i nie zastanawiając się nad tym co
właściwie robi, przyciągnął do siebie Draco i pocałował go krótko, wprawiając
tym samym w oszołomienie. Ten moment wybrał sobie Keith, żeby wrócić do
sypialni. Przystanął, starając się opanować gniew i poczucie niesprawiedliwości.
Niespodziewanie mistrz eliksirów krzyknął i upadł, rozszerzając zaskoczone
oczy. Obaj chłopcy rzucili się na podłogę, ale Sokół jednym ruchem odsunął od
nich Malfoya.
— Wyjdź — warknął.
— Ale…
— Powiedziałem: wyjdź! Twój dotyk teraz go tylko zrani.
— Przecież…
— Wynoś się Draco, zanim stracę cierpliwość!
Blondyn zerknął jeszcze na chrzestnego i wybiegł z pokoju. Nie
rozumiał tego, co się wydarzyło. Znowu.
O jakim zaklęciu oni
mówili? I skąd przyszedł ból? Z całą pewnością był większy u Severusa niż u jego
kochanka, ale dlaczego? I co miał znaczyć ten pocałunek?
Wydawało mu się, że
zrozumiał już pobudki rówieśnika, ale teraz zaczynał w to wątpić. Może jednak
go chcieli? Może chcieli go obaj, ale jakiś czar, jakaś przysięga stała na
przeszkodzie?
Pamiętał też, że Keith wspomniał coś o Sokołach, o tym, że
mogą umrzeć, jeśli złamią umowę.
Czyżby on sam był tym Sokołem?
I kim właściwie jest Sokół?
Intuicja podpowiadała mu, że zapytanie o to kogokolwiek
mogłoby być zbyt ryzykowne, ale dowie się. Zawsze potrafi znaleźć potrzebne
informacje.
— Przepraszam, Severusie — szepnął nastolatek, kiedy Malfoy
zniknął za drzwiami. — Nie mogłem znieść waszego widoku. Razem. Beze mnie.
— Więc rozumiesz sposób, w jaki zareagowałem wcześniej —
syknął Snape, a chłopak potwierdził.
Pomógł mu wstać i ułożyć się wygodnie na łóżku.
Cholerny, paraliżujący ból… Nigdy. Kurwa. Więcej.
— Proszę. — Keith wyciągnął dłoń z eliksirem
postcruciatusowym.
— Naprawdę?
— Nic innego nie pomoże. Możesz też poczekać jakąś godzinę,
wtedy wszystko minie.
— Dlaczego ty nie musisz tego pić? — zapytał cicho,
przełykając eliksir. — Za każdym razem tak to odczuwasz?
— Ja? Nie. Byłem szkolony w odporności na ból. Każdy inny
Sokół – o wiele gorzej. Konsekwencje sponsora są zawsze kilkakrotnie mniejsze
niż nasze…
— Rozumiem — przerwał mu niecierpliwie. — Opowiedz mi. Więcej.
Snape podniósł się na łóżku i ułożył wyżej, opierając plecy o
wezgłowie. Przyciągnął chłopaka do siebie oplatając go od tyłu ramionami i
składając delikatne pocałunki na jego odsłoniętym karku.
— Nie wykorzystam tego przeciwko tobie — dodał, kiedy Keith
nie odezwał się przez dłuższą chwilę.
— Nie tego się boję — odparł nastolatek. — Dobrze. Jak dużo
wiesz o Sokołach?
— Niewiele — odpowiedział i zastanowił się przez chwilę. —
Chociaż podejrzewam, że i tak więcej niż przeciętny klient.
I zaczął opowiadać, nie do końca świadomie błądząc przy tym dłońmi
po ciele kochanka. Słyszał cichy, coraz bardziej uspokajający się oddech
dzieciaka. Czuł bijące serce. To, jak Keith drżał po niektórych jego słowach.
Dlaczego jest mi z nim tak dziwnie, tak inaczej?
Nie dopuszczał do siebie myśli, że może to być związane z
czymś więcej niż tylko umową, którą zawarli. Zwykła transakcja. Zresztą kolejna
w życiu Severusa. Całe jego życie składało się z mniejszych lub większych
kontraktów. Taką samą umowę zawarł, decydując się na kupowanie rzadkich
składników do jego ukochanych eliksirów, zawsze od tego samego dostawcy. Taka
sama była pomiędzy nim a klanem wampirów, na których wypróbowywał coraz to
nowszy wariant swojego, jak miał nadzieję, życiowego dzieła. Taką zawiązał z Dumbledore’em.
Zawsze coś za coś. Umowa, warunki, strony zawierające, korzyści, konsekwencje z
nie wywiązania się z porozumienia. Jednak teraz było inaczej. Przywiązał się do
swojego Sokoła. Nie musiał od niego niczego wymagać, dostawał wszystko.
Dostawał więcej. Na to więcej nie był jednak gotowy.
Dlaczego pozwoliłem mu zburzyć mury? Nie musiał się nawet
starać. Od pierwszej chwili byłem na przegranej pozycji. A te wszystkie
niedomówienia, tajemnice… To zmusza mnie do trwania, do dawania więcej, do…
Kiedy Severus skończył, Keith zamyślił się na krótką chwilę.
Przylgnął silniej do ciepłego ciała za sobą i przechylając na bok głowę,
pocałował ramię mężczyzny.
— Masz całkiem dobre informacje — zaczął. — Ale niekompletne.
Osoby, które są Sokołami wybiera sam Michael. Zawsze. To on wyszukuje ludzi,
którzy dysponują niezbędnymi według niego cechami, a jednocześnie nie posiadają
wystarczających środków na utrzymanie, albo chcą szybko podwyższyć swój status
materialny. To zawsze jest transakcja wiązana, jesteśmy… luksusowym towarem, za
który trzeba wiele płacić. Z mugolami jest łatwiej. Z tego, co wiem wymagania
są niższe, a kandydaci sami się zgłaszają, ale to nieistotne. Michael ma dar
przekonywania, a usługi, które proponuje zawsze były na najwyższym poziomie. W
każdym razie wymaga od swoich pracowników wiele. Po sprawdzeniu naszych
umiejętności, przechodzimy szkolenie. Różni się ono w zależności od tego, co
już potrafimy. Każde jest inne. Indywidualne podejście to dla niego podstawa.
Jest jednak kilka elementów, które są niezbędne. Po pierwsze wiedza. Sokoły to
elita i przez elitę są… wynajmowani. Musimy być elokwentni i inteligentni.
Wysokie wyniki z egzaminów, rozległe informacje z bieżących wydarzeń. Musimy
stanąć na wysokości zadania i umiejętnie prowadzić rozmowę nie tylko ze sponsorem,
ale także z jego znajomymi, czy współpracownikami. Z każdym, komu zachcecie nas
przedstawić. To prowadzi do kolejnego wymogu: umiejętności zachowania się w
każdej sytuacji. Jesteśmy ozdobami. Mamy błyszczeć, zawsze nienaganni. W
manierach, stroju, wyrazie twarzy, oddaniu. Powinniśmy wzbudzać zazdrość w
innych i pożądanie w osobie, z którą związaliśmy się umową. Jakiekolwiek foux pas jest naszą porażką.
Severus nigdy nie patrzył na to z tej strony, choć teraz,
kiedy Keith o tym wspomniał, rzeczywiście wydawało się to zupełnie oczywiste.
On sam dlatego właśnie wybrał tego dzieciaka. Ponieważ spełniał on jego
oczekiwania. Wysoko zdane OWTM-y, w tym te dwa, które go rozpaliły, dzięki
którym liczył, że być może, kiedyś będą mogli prowadzić inteligentną rozmowę.
Jego strój, kiedy zobaczył go po raz pierwszy. Idealnie przylegające spodnie,
pozwalające podziwiać wyrzeźbione ćwiczeniami mięśnie. Rozpięta koszula,
odsłaniająca kuszącą szyję. Jego ciało, które wręcz krzyczało: weź mnie.
Opalona skóra i ciągnące go na dno oczy. Wszystko by tylko być zauważonym, by
pozwolić się posiąść, oddać się w jego, Severusa ręce, w jego długie, blade
palce.
— Umowa, którą podpisuje Sokół jest bardzo dokładna i różni
się znacznie od tej, którą podpisuje sponsor — kontynuował chłopak. — U was
jest tylko kilka podstawowych warunków. U nas jest ich więcej, a każdy szeroko
rozpisany. Na początek posłuszeństwo. Teoretycznie odnosi się tylko do
kontaktów seksualnych. Tak, jak mówiłeś – możesz zrobić wszystko, a ja mam
spełniać twoje zachcianki. Bez względu na to, czego byś pragnął, ja jestem po
to, żebyś to otrzymał. Zdziwiłbyś się, jak zadziwiające ludzie mają fetysze —
zaśmiał się cicho i przerwał na moment. — Ale owo posłuszeństwo jest związane
jeszcze z czymś innym. Pamiętasz, kiedy wyrzuciłeś mnie z łóżka i z domu w Wolverhampton
przed spotkaniem Wewnętrznego Kręgu?
Mistrz eliksirów wydał z siebie niepewne mruknięcie, mające
potwierdzić, że owszem pamięta. Nie, żeby dobrze wspominał czas bez Sokoła i
swoją irracjonalną złość.
— Nie mogę nie wykonać twojego bezpośredniego polecenia.
Powiedziałeś wtedy: Wynoś się z mojego domu, nie chcę cię widzieć. Więc
wyszedłem.
— Wtedy owszem — przerwał mu Severus. — Ale kiedy wróciliśmy
z Malfoy Manor, a ty nie chciałeś mi nic wyjaśnić, nie wyszedłeś, mimo, że tego
żądałem. Jak…
— Sytuacja była inna. Ty byłeś wzburzony, a ja… Musiałem ci
wszystko wyjaśnić. To tak, jakby dwa sprzeczne priorytety walczyły o
pierwszeństwo. Z jednej strony musiałem spełnić twoje bezpośrednie polecenie. Z
drugiej chciałeś poznać prawdę. Bez względu na to, co bym zrobił, nie byłoby
dobrze. Wolałem odpowiedzieć na kilka twoich pytań. To dawało szansę, że twoje
rozczarowanie i złość miną, albo chociaż się zmniejszą, a ja nie będę musiał
ponosić zbyt dużych konsekwencji swoich wyborów.
— Powiedzmy, że rozumiem. Czy…? — zastanowił się chwilę. —
Czy teraz opowiadasz mi to wszystko dlatego, że musisz? Dlatego, że zapytałem?
Keith zaśmiał się krótko i przesunął niespokojnie w ramionach
kochanka. Przez moment panowała zupełna cisza, przerywana tylko spokojnymi
oddechami i miarowymi dźwiękami dwóch bijących serc.
— Nie powinienem opowiadać ci o Sokołach, Severusie. Jeżeli
kiedykolwiek wykorzystasz tę wiedzę, wtedy to ja okażę się zdrajcą, a zaufanie
Michaela jest dla mnie zbyt ważne. Jest jednym z moich lepszych kontaktów.
— Komu miałbym niby o tym opowiedzieć? — zapytał
sarkastycznie Snape. — Dumbledore’owi? Czarnemu Panu? Obrażasz mnie!
— Oj, nie denerwuj się! — odpowiedział z uśmiechem. — Nie tak
łatwo dzielić mi się tajemnicami. Kto jak kto, ale ty akurat powinieneś to
rozumieć.
— Rozumiem — odparł szorstko.
— Wiem, naprawdę wiem.
Severus rzeczywiście rozumiał. Jako szpieg nie raz stawał
przed dylematem, co i komu może powiedzieć. Strzegł też innych, wyłącznie
swoich sekretów. Tych dotyczących przyjaźni z Lily i swojej nieświadomej zdrady,
tych związanych z upokorzeniami, które spotykały go nie raz w przeszłości, z
rąk Voldemorta. Jego życie to jedna, ciągnąca się w nieskończoność tajemnica.
Nienawidził tego. Faktu, że musi coś ukrywać, czegoś się wstydzić.
— Tatuaż — podjął po krótkiej chwili Keith. — Tatuaż Sokoła
też nie jest zwykłym znacznikiem. Oprócz tego, że dzięki niemu osoby
zorientowane mogą nas łatwo rozpoznać, ma jeszcze jedną funkcję — zastanowił
się chwilę. — Czy wiesz, że moim obowiązkiem jest bronić cię, wszystkimi
znanymi mi sposobami?
Mówiąc to, odwrócił się do Severusa i zapatrzył w jego
niedowierzające spojrzenie. Uśmiechnął się ciepło i złożył na jego ustach
delikatny pocałunek.
— Nie wiedziałeś — odpowiedział sam sobie. — Także wiedz, że
jeżeli będziesz w niebezpieczeństwie, ja stanę się twoim osobistym bohaterem.
— Sam potrafię o siebie zadbać! Nie potrzebuję nikogo —
warknął mężczyzna.
— Wiem, ale to nie ma znaczenia. Choćbym chciał, nie mogę
odwrócić się przeciwko tobie. Bez względu na to, jak odmienne mogłyby być twoje
ideały od moich, zawsze muszę stanąć po twojej stronie. Najważniejsze jest
jednak to, że jeżeli twoje życie będzie zagrożone, a sytuacja bardzo zła,
tatuaż posłuży za świstoklik.
Świstoklik? Merlinie, albo ten dzieciak ma problemy, albo
to świat zaczyna…
— I niby jak to możliwe? — zapytał z kpiną. — Nie słyszałem,
żeby ktoś był w stanie rzucić to zaklęcie bezpośrednio na człowieka.
— Och! Ono nie jest rzucane na Sokoła, a na tatuaż. I po
każdym, uzasadnionym użyciu jest nakładane ponownie. Tylko Michael sprawdza
wcześniej, czy rzeczywiście istniał powód do jego zastosowania.
— Czyli?
— Jest tylko jedna sytuacja, w której mogę użyć świstoklika
samodzielnie. Na ogół to ty aktywujesz czar, dotykając znacznika.
— Keith — zaczął niepewnie Severus. — Może nie jesteś tego
świadomy, ale dotykam go bardzo często. Chociażby teraz.
— To prawda — odpowiedział cicho. — Tylko, że nie znasz
aktywatora. Ale mogę ci powiedzieć.
Odwrócił twarz do mężczyzny i musnął wilgotnymi wargami jego
szczękę. Wiedział, że może mu zaufać. Wiedział, że on go nie zdradzi. Te
wspólnie spędzone tygodnie utwierdziły go tylko w przekonaniu, że dobrze
wybrał, że Severus jest tym elementem, którego do tej pory brakowało w jego
życiu.
— James — szepnął, a pojedyncza łza spłynęła po jego
policzku. — Uznałem, że tak będzie najbezpieczniej. Nie sądzę, żeby w
zwyczajnej rozmowie, czy tym bardziej podczas jednej z naszych gorących nocy,
istniał dobry powód użycia imienia mojego ojca.
Jego głos stał się twardy i szorstki, mięśnie się napięły, a
oddech przyspieszył. Severus, choć na samo wspomnienie szkolnej nemezis poczuł
wściekłość, to jednak zdawał sobie sprawę, jak dużym zaufaniem musi darzyć go
chłopak. Wciąż jest jedną z niewielu osób, które wiedzą kim naprawdę jest
nastolatek. I nawet jeżeli do tej pory mógłby jeszcze mieć jakiekolwiek
wątpliwości, choć prawda była taka, że nie miał ich od pamiętnej rozmowy po
przedstawieniu Keitha jako przyjaciela przez Czarnego Pana, to teraz
nastolatek dał mu wystarczające potwierdzenie. Jeżeli to nie jest dowodem
zaufania, to sam już nie wiedział, co mogłoby nim być. Na dodatek, gdyby Snape
chciał zrobić mu krzywdę, mógłby użyć wszystkich zdobytych dzisiaj informacji.
Mógłby po prostu aktywować teraz świstoklik.
— Dziękuję — powiedział pewnie i wtulił twarz w czarne włosy
kochanka. Poczuł jak Sokół spina się jeszcze bardziej i przyciąga kolana do
klatki piersiowej, oplatając je ciasno ramionami.
— Za co, Severusie? — zapytał z wahaniem.
— Za to, że mi ufasz. Za to, że pozwalasz mi siebie poznać. I
za to, że we mnie wierzysz.
Za to, że jesteś…
Witam,
OdpowiedzUsuńczyli co obaj pragną jeszcze Draco u siebie, Keith bardzo zaufał Severusowi....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Keith bardzo zaufał Severusowi....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no proszę proszę... Keith to bardzo tutaj zaufał Severusowi....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza