wtorek, 25 września 2012

Sokół część 8



Draco otworzywszy oczy, przez chwilę nie wiedział gdzie jest i co właściwie go obudziło. Zamroczony resztkami snu leżał przez kilka sekund nieruchomo, kiedy ponownie to usłyszał. Krzyk. Głośny, niekontrolowany krzyk. Nie zastanawiając się nad tym gdzie w ogóle jest, ani czy bezpiecznie jest rzucać się na pomoc, podbiegł do drzwi, zza których wydobywał się dźwięk. Bał się. Bał się o kogoś. Zazwyczaj martwił się wyłącznie o siebie, ale teraz... Znał ten głos. Nie mógł pozwolić, by cokolwiek mu się stało. Jednym, silnym szarpnięciem otworzył drzwi, które z hukiem odbiły się od ściany.
Zamarł, widząc malujący się przed nim obrazek.
Severus i Keith wpatrywali się w blondyna ze zdziwieniem pomieszanym z rozbawieniem. Siedzieli na środku łóżka. Sokół oplatał nogi wokół talii kochanka, poruszając się jeszcze chwilę wcześniej w rytm miarowych pchnięć mężczyzny. Czuł jak lepka, ciepła substancja przywiera do jego wnętrza, nie mogąc wydostać się na zewnątrz z prostego powodu: Snape nadal był w nim. Pocałował go czule, przesuwając dłoń po jego spoconej i brudnej teraz od spermy klatce piersiowej.
Draco jęknął przeciągle odzyskawszy oddech i osunął się na podłogę, zakrywając dłońmi oczy. Wywołał tym cichy śmiech towarzyszy, czując się przez niego jeszcze bardziej zażenowany.
— Przepraszam — szepnął ledwie słyszalnie.
— Nie wyciszyłeś sypialni? — warknął z morderczym błyskiem w oczach Snape.
— Nie sądziłem, że zajmie nam to tyle czasu. — Chłopak wzruszył bezradnie ramionami. — Ani, że Draco się obudzi bez naszej pomocy.
— Och, pomogliście mi — skomentował cicho blondyn, nadal na nich nie patrząc.
Keith uniósł się nieco, a Severus uśmiechnął się kpiąco, kiedy po sypialni rozszedł się charakterystyczny, chlupiący dźwięk. Malfoy znowu jęknął sfrustrowany, a policzki Sokoła znacznie poczerwieniały. Prychnął, widząc sarkastyczny wyraz twarzy mistrza eliksirów i zszedł z łóżka owijając się niedbale prześcieradłem.
— Draco — powiedział miękko, palcami muskając policzek chłopaka.
Ten uniósł głowę i wpatrzył się w niego intensywnie. Spojrzenie paliło. Było mocne i pełne fascynacji, choć Keithowi najbardziej w oczy rzucała się obawa.
Nagle Sokół zabrał rękę i przerwał kontakt wzrokowy, łapiąc się przy tym z cichym sykiem za nadgarstek i odsuwając na kilka kroków. Przycisnął dłoń do serca i wyrównał oddech, skupiając się na Snape’ie.
— Severusie, panuj nad sobą. Proszę — dodał niemal szeptem.
Mężczyzna pokręcił głową, wpatrując się nieprzeniknionym wzrokiem w dwóch chłopców. Byli tak różni. Ciągle zastanawiał się, czy chciałby ich obu widzieć w swoim łóżku. Ale sposób, w jaki jego chrześniak patrzył na Keitha. W jaki patrzył na jego Sokoła. Poniekąd jego własność.
Nie igraj ze mną, dziecko…
Przedłużająca się cisza zwróciła uwagę blondyna. Przeniósł wzrok na Snape’a i aż się zachłysnął emocjami, które widoczne były w jego oczach. Żądza i wściekłość. Pragnienie i rozczarowanie. I jakieś ciepłe uczucie, kryjące się gdzieś głęboko. Nie wiedział, czy to ostatnie jest skierowane do niego, czy do drugiego nastolatka, choć raczej oczywiste wydawało się, kto zdobył odpowiednie względy u mężczyzny. Doskonale odczytał też złość. Keith podszedł do niego niemal nago, a on zachowywał się, jakby mógł mu się oddać tu i teraz. A przecież Duval należał do mistrza eliksirów. I nieważne było to, co stało się wczoraj, bo Draco szybko przypomniał sobie podsłuchaną rano rozmowę. Keith pocałował go tylko po to, żeby zaznaczyć swoją pozycję. Nie było w tej bliskości nic więcej. Nic. I chociaż wcześniej odczuwał to inaczej, teraz wiedział, że to inny rodzaj miłości. Oni nie chcieli go chronić jak równego sobie, oni pragnęli się nim opiekować jak kimś słabszym. Jak dzieckiem. Czego właściwie się spodziewałem? W końcu to mój ojciec chrzestny za swoim kochankiem. Może tylko wyobraziłem sobie te spojrzenia minionego wieczoru? Te głodne oczy, które hipnotyzowały, które wciągały. Czarne i błękitne. Jak mogłem się tak pomylić?
— Wybacz, Severusie — powiedział rozgoryczony blondyn.
Każdy z trójki inaczej ową gorycz zinterpretował.
— Podejdź, Draco.
Blondyn spojrzał pytająco na Snape’a, który właśnie transmutował fragment szarego atłasu w ciasne, dokładnie opinające ciało spodnie. Ze zdziwieniem zauważył, że ten uśmiecha się nieznacznie.
Za często się uśmiecham od kiedy Keith jest obok…
Malfoy podniósł się z podłogi i niespiesznym krokiem podszedł do mężczyzny. Niepewnie zerknął na Sokoła, kiedy Severus nakazał mu gestem, żeby usiadł obok. Chłopak skinął na zgodę, ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Draco ostrożnie wsunął się na gorącą jeszcze pościel, uparcie wpatrując się w swoje dłonie.
— Keith? — Starszy czarodziej wskazał na łóżko, ale nastolatek pokręcił głową.
— Nie mogę — szepnął. — Zaklęcie nie jest jeszcze ustabilizowane.
Snape uniósł pytająco brew.
— Minęły dwa miesiące.
— Dla nas to zbyt mało. Umowa jest dłuższa niż standardowo.
— Przed chwilą… — zaczął mężczyzna, ale nastolatek mu przerwał.
— Przed chwilą pokazałeś, że mi nie ufasz. Zresztą nieważne — rzucił i pospiesznie skierował się do wyjścia.
Severus patrzył jak jego kochanek wychodzi i zatrzaskuje za sobą drzwi. Musiał dowiedzieć się więcej o skutkach tego wszystkiego, w co wpakował siebie i swojego partnera. Wstał i nie zastanawiając się nad tym co właściwie robi, przyciągnął do siebie Draco i pocałował go krótko, wprawiając tym samym w oszołomienie. Ten moment wybrał sobie Keith, żeby wrócić do sypialni. Przystanął, starając się opanować gniew i poczucie niesprawiedliwości. Niespodziewanie mistrz eliksirów krzyknął i upadł, rozszerzając zaskoczone oczy. Obaj chłopcy rzucili się na podłogę, ale Sokół jednym ruchem odsunął od nich Malfoya.
— Wyjdź — warknął.
— Ale…
— Powiedziałem: wyjdź! Twój dotyk teraz go tylko zrani.
— Przecież…
— Wynoś się Draco, zanim stracę cierpliwość!
Blondyn zerknął jeszcze na chrzestnego i wybiegł z pokoju. Nie rozumiał tego, co się wydarzyło. Znowu.
O jakim zaklęciu oni mówili? I skąd przyszedł ból? Z całą pewnością był większy u Severusa niż u jego kochanka, ale dlaczego? I co miał znaczyć ten pocałunek?
Wydawało mu się, że zrozumiał już pobudki rówieśnika, ale teraz zaczynał w to wątpić. Może jednak go chcieli? Może chcieli go obaj, ale jakiś czar, jakaś przysięga stała na przeszkodzie?
Pamiętał też, że Keith wspomniał coś o Sokołach, o tym, że mogą umrzeć, jeśli złamią umowę.
Czyżby on sam był tym Sokołem? I kim właściwie jest Sokół?
Intuicja podpowiadała mu, że zapytanie o to kogokolwiek mogłoby być zbyt ryzykowne, ale dowie się. Zawsze potrafi znaleźć potrzebne informacje.
— Przepraszam, Severusie — szepnął nastolatek, kiedy Malfoy zniknął za drzwiami. — Nie mogłem znieść waszego widoku. Razem. Beze mnie.
— Więc rozumiesz sposób, w jaki zareagowałem wcześniej — syknął Snape, a chłopak potwierdził.
Pomógł mu wstać i ułożyć się wygodnie na łóżku.
Cholerny, paraliżujący ból… Nigdy. Kurwa. Więcej.
— Proszę. — Keith wyciągnął dłoń z eliksirem postcruciatusowym.
— Naprawdę?
— Nic innego nie pomoże. Możesz też poczekać jakąś godzinę, wtedy wszystko minie.
— Dlaczego ty nie musisz tego pić? — zapytał cicho, przełykając eliksir. — Za każdym razem tak to odczuwasz?
— Ja? Nie. Byłem szkolony w odporności na ból. Każdy inny Sokół – o wiele gorzej. Konsekwencje sponsora są zawsze kilkakrotnie mniejsze niż nasze…
— Rozumiem — przerwał mu niecierpliwie. — Opowiedz mi. Więcej.
Snape podniósł się na łóżku i ułożył wyżej, opierając plecy o wezgłowie. Przyciągnął chłopaka do siebie oplatając go od tyłu ramionami i składając delikatne pocałunki na jego odsłoniętym karku.
— Nie wykorzystam tego przeciwko tobie — dodał, kiedy Keith nie odezwał się przez dłuższą chwilę.
— Nie tego się boję — odparł nastolatek. — Dobrze. Jak dużo wiesz o Sokołach?
— Niewiele — odpowiedział i zastanowił się przez chwilę. — Chociaż podejrzewam, że i tak więcej niż przeciętny klient.
I zaczął opowiadać, nie do końca świadomie błądząc przy tym dłońmi po ciele kochanka. Słyszał cichy, coraz bardziej uspokajający się oddech dzieciaka. Czuł bijące serce. To, jak Keith drżał po niektórych jego słowach.
Dlaczego jest mi z nim tak dziwnie, tak inaczej?
Nie dopuszczał do siebie myśli, że może to być związane z czymś więcej niż tylko umową, którą zawarli. Zwykła transakcja. Zresztą kolejna w życiu Severusa. Całe jego życie składało się z mniejszych lub większych kontraktów. Taką samą umowę zawarł, decydując się na kupowanie rzadkich składników do jego ukochanych eliksirów, zawsze od tego samego dostawcy. Taka sama była pomiędzy nim a klanem wampirów, na których wypróbowywał coraz to nowszy wariant swojego, jak miał nadzieję, życiowego dzieła. Taką zawiązał z Dumbledore’em. Zawsze coś za coś. Umowa, warunki, strony zawierające, korzyści, konsekwencje z nie wywiązania się z porozumienia. Jednak teraz było inaczej. Przywiązał się do swojego Sokoła. Nie musiał od niego niczego wymagać, dostawał wszystko. Dostawał więcej. Na to więcej nie był jednak gotowy.
Dlaczego pozwoliłem mu zburzyć mury? Nie musiał się nawet starać. Od pierwszej chwili byłem na przegranej pozycji. A te wszystkie niedomówienia, tajemnice… To zmusza mnie do trwania, do dawania więcej, do…
Kiedy Severus skończył, Keith zamyślił się na krótką chwilę. Przylgnął silniej do ciepłego ciała za sobą i przechylając na bok głowę, pocałował ramię mężczyzny.
— Masz całkiem dobre informacje — zaczął. — Ale niekompletne. Osoby, które są Sokołami wybiera sam Michael. Zawsze. To on wyszukuje ludzi, którzy dysponują niezbędnymi według niego cechami, a jednocześnie nie posiadają wystarczających środków na utrzymanie, albo chcą szybko podwyższyć swój status materialny. To zawsze jest transakcja wiązana, jesteśmy… luksusowym towarem, za który trzeba wiele płacić. Z mugolami jest łatwiej. Z tego, co wiem wymagania są niższe, a kandydaci sami się zgłaszają, ale to nieistotne. Michael ma dar przekonywania, a usługi, które proponuje zawsze były na najwyższym poziomie. W każdym razie wymaga od swoich pracowników wiele. Po sprawdzeniu naszych umiejętności, przechodzimy szkolenie. Różni się ono w zależności od tego, co już potrafimy. Każde jest inne. Indywidualne podejście to dla niego podstawa. Jest jednak kilka elementów, które są niezbędne. Po pierwsze wiedza. Sokoły to elita i przez elitę są… wynajmowani. Musimy być elokwentni i inteligentni. Wysokie wyniki z egzaminów, rozległe informacje z bieżących wydarzeń. Musimy stanąć na wysokości zadania i umiejętnie prowadzić rozmowę nie tylko ze sponsorem, ale także z jego znajomymi, czy współpracownikami. Z każdym, komu zachcecie nas przedstawić. To prowadzi do kolejnego wymogu: umiejętności zachowania się w każdej sytuacji. Jesteśmy ozdobami. Mamy błyszczeć, zawsze nienaganni. W manierach, stroju, wyrazie twarzy, oddaniu. Powinniśmy wzbudzać zazdrość w innych i pożądanie w osobie, z którą związaliśmy się umową. Jakiekolwiek foux pas jest naszą porażką.
Severus nigdy nie patrzył na to z tej strony, choć teraz, kiedy Keith o tym wspomniał, rzeczywiście wydawało się to zupełnie oczywiste. On sam dlatego właśnie wybrał tego dzieciaka. Ponieważ spełniał on jego oczekiwania. Wysoko zdane OWTM-y, w tym te dwa, które go rozpaliły, dzięki którym liczył, że być może, kiedyś będą mogli prowadzić inteligentną rozmowę. Jego strój, kiedy zobaczył go po raz pierwszy. Idealnie przylegające spodnie, pozwalające podziwiać wyrzeźbione ćwiczeniami mięśnie. Rozpięta koszula, odsłaniająca kuszącą szyję. Jego ciało, które wręcz krzyczało: weź mnie. Opalona skóra i ciągnące go na dno oczy. Wszystko by tylko być zauważonym, by pozwolić się posiąść, oddać się w jego, Severusa ręce, w jego długie, blade palce.
— Umowa, którą podpisuje Sokół jest bardzo dokładna i różni się znacznie od tej, którą podpisuje sponsor — kontynuował chłopak. — U was jest tylko kilka podstawowych warunków. U nas jest ich więcej, a każdy szeroko rozpisany. Na początek posłuszeństwo. Teoretycznie odnosi się tylko do kontaktów seksualnych. Tak, jak mówiłeś – możesz zrobić wszystko, a ja mam spełniać twoje zachcianki. Bez względu na to, czego byś pragnął, ja jestem po to, żebyś to otrzymał. Zdziwiłbyś się, jak zadziwiające ludzie mają fetysze — zaśmiał się cicho i przerwał na moment. — Ale owo posłuszeństwo jest związane jeszcze z czymś innym. Pamiętasz, kiedy wyrzuciłeś mnie z łóżka i z domu w Wolverhampton przed spotkaniem Wewnętrznego Kręgu?
Mistrz eliksirów wydał z siebie niepewne mruknięcie, mające potwierdzić, że owszem pamięta. Nie, żeby dobrze wspominał czas bez Sokoła i swoją irracjonalną złość.
— Nie mogę nie wykonać twojego bezpośredniego polecenia. Powiedziałeś wtedy: Wynoś się z mojego domu, nie chcę cię widzieć. Więc wyszedłem.
— Wtedy owszem — przerwał mu Severus. — Ale kiedy wróciliśmy z Malfoy Manor, a ty nie chciałeś mi nic wyjaśnić, nie wyszedłeś, mimo, że tego żądałem. Jak…
— Sytuacja była inna. Ty byłeś wzburzony, a ja… Musiałem ci wszystko wyjaśnić. To tak, jakby dwa sprzeczne priorytety walczyły o pierwszeństwo. Z jednej strony musiałem spełnić twoje bezpośrednie polecenie. Z drugiej chciałeś poznać prawdę. Bez względu na to, co bym zrobił, nie byłoby dobrze. Wolałem odpowiedzieć na kilka twoich pytań. To dawało szansę, że twoje rozczarowanie i złość miną, albo chociaż się zmniejszą, a ja nie będę musiał ponosić zbyt dużych konsekwencji swoich wyborów.
— Powiedzmy, że rozumiem. Czy…? — zastanowił się chwilę. — Czy teraz opowiadasz mi to wszystko dlatego, że musisz? Dlatego, że zapytałem?
Keith zaśmiał się krótko i przesunął niespokojnie w ramionach kochanka. Przez moment panowała zupełna cisza, przerywana tylko spokojnymi oddechami i miarowymi dźwiękami dwóch bijących serc.
— Nie powinienem opowiadać ci o Sokołach, Severusie. Jeżeli kiedykolwiek wykorzystasz tę wiedzę, wtedy to ja okażę się zdrajcą, a zaufanie Michaela jest dla mnie zbyt ważne. Jest jednym z moich lepszych kontaktów.
— Komu miałbym niby o tym opowiedzieć? — zapytał sarkastycznie Snape. — Dumbledore’owi? Czarnemu Panu? Obrażasz mnie!
— Oj, nie denerwuj się! — odpowiedział z uśmiechem. — Nie tak łatwo dzielić mi się tajemnicami. Kto jak kto, ale ty akurat powinieneś to rozumieć.
— Rozumiem — odparł szorstko.
— Wiem, naprawdę wiem.
Severus rzeczywiście rozumiał. Jako szpieg nie raz stawał przed dylematem, co i komu może powiedzieć. Strzegł też innych, wyłącznie swoich sekretów. Tych dotyczących przyjaźni z Lily i swojej nieświadomej zdrady, tych związanych z upokorzeniami, które spotykały go nie raz w przeszłości, z rąk Voldemorta. Jego życie to jedna, ciągnąca się w nieskończoność tajemnica. Nienawidził tego. Faktu, że musi coś ukrywać, czegoś się wstydzić.
— Tatuaż — podjął po krótkiej chwili Keith. — Tatuaż Sokoła też nie jest zwykłym znacznikiem. Oprócz tego, że dzięki niemu osoby zorientowane mogą nas łatwo rozpoznać, ma jeszcze jedną funkcję — zastanowił się chwilę. — Czy wiesz, że moim obowiązkiem jest bronić cię, wszystkimi znanymi mi sposobami?
Mówiąc to, odwrócił się do Severusa i zapatrzył w jego niedowierzające spojrzenie. Uśmiechnął się ciepło i złożył na jego ustach delikatny pocałunek.
— Nie wiedziałeś — odpowiedział sam sobie. — Także wiedz, że jeżeli będziesz w niebezpieczeństwie, ja stanę się twoim osobistym bohaterem.
— Sam potrafię o siebie zadbać! Nie potrzebuję nikogo — warknął mężczyzna.
— Wiem, ale to nie ma znaczenia. Choćbym chciał, nie mogę odwrócić się przeciwko tobie. Bez względu na to, jak odmienne mogłyby być twoje ideały od moich, zawsze muszę stanąć po twojej stronie. Najważniejsze jest jednak to, że jeżeli twoje życie będzie zagrożone, a sytuacja bardzo zła, tatuaż posłuży za świstoklik.
Świstoklik? Merlinie, albo ten dzieciak ma problemy, albo to świat zaczyna…
— I niby jak to możliwe? — zapytał z kpiną. — Nie słyszałem, żeby ktoś był w stanie rzucić to zaklęcie bezpośrednio na człowieka.
— Och! Ono nie jest rzucane na Sokoła, a na tatuaż. I po każdym, uzasadnionym użyciu jest nakładane ponownie. Tylko Michael sprawdza wcześniej, czy rzeczywiście istniał powód do jego zastosowania.
— Czyli?
— Jest tylko jedna sytuacja, w której mogę użyć świstoklika samodzielnie. Na ogół to ty aktywujesz czar, dotykając znacznika.
— Keith — zaczął niepewnie Severus. — Może nie jesteś tego świadomy, ale dotykam go bardzo często. Chociażby teraz.
— To prawda — odpowiedział cicho. — Tylko, że nie znasz aktywatora. Ale mogę ci powiedzieć.
Odwrócił twarz do mężczyzny i musnął wilgotnymi wargami jego szczękę. Wiedział, że może mu zaufać. Wiedział, że on go nie zdradzi. Te wspólnie spędzone tygodnie utwierdziły go tylko w przekonaniu, że dobrze wybrał, że Severus jest tym elementem, którego do tej pory brakowało w jego życiu.
— James — szepnął, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. — Uznałem, że tak będzie najbezpieczniej. Nie sądzę, żeby w zwyczajnej rozmowie, czy tym bardziej podczas jednej z naszych gorących nocy, istniał dobry powód użycia imienia mojego ojca.
Jego głos stał się twardy i szorstki, mięśnie się napięły, a oddech przyspieszył. Severus, choć na samo wspomnienie szkolnej nemezis poczuł wściekłość, to jednak zdawał sobie sprawę, jak dużym zaufaniem musi darzyć go chłopak. Wciąż jest jedną z niewielu osób, które wiedzą kim naprawdę jest nastolatek. I nawet jeżeli do tej pory mógłby jeszcze mieć jakiekolwiek wątpliwości, choć prawda była taka, że nie miał ich od pamiętnej rozmowy po przedstawieniu Keitha jako przyjaciela przez Czarnego Pana, to teraz nastolatek dał mu wystarczające potwierdzenie. Jeżeli to nie jest dowodem zaufania, to sam już nie wiedział, co mogłoby nim być. Na dodatek, gdyby Snape chciał zrobić mu krzywdę, mógłby użyć wszystkich zdobytych dzisiaj informacji. Mógłby po prostu aktywować teraz świstoklik.
— Dziękuję — powiedział pewnie i wtulił twarz w czarne włosy kochanka. Poczuł jak Sokół spina się jeszcze bardziej i przyciąga kolana do klatki piersiowej, oplatając je ciasno ramionami.
— Za co, Severusie? — zapytał z wahaniem.
— Za to, że mi ufasz. Za to, że pozwalasz mi siebie poznać. I za to, że we mnie wierzysz.
Za to, że jesteś…

3 komentarze:

  1. Witam,
    czyli co obaj pragną jeszcze Draco u siebie, Keith bardzo zaufał Severusowi....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Keith bardzo zaufał Severusowi....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no proszę proszę... Keith to bardzo tutaj zaufał Severusowi....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń