Harry przez chwilę wpatrywał się z niezrozumieniem w starego
Indianina, żeby w następnym momencie przekląć głośno. Młody Black nie mógł
odejść, a już sam fakt, że był w stanie to zrobić, mimo tego, iż w jego pobliżu
przebywała osoba, którą sobie wpoił był nienaturalny. Spojrzał niedowierzająco
na Billy’ego, jakby pytając: jakim niby sposobem?, ale mężczyzna tylko
wzruszył ramionami i pokręcił głową. On też nie wiedział.
— Hermiono, jest jakiś sposób, żeby go znaleźć? — Potter
zwrócił się do przyjaciółki, która stała obok z zamyśloną miną.
— A w ogóle musimy go szukać? — wtrącił niechętnie Draco.
Chłopak wciąż pamiętał poranny atak wilka i wcale nie był
pewien, czy chce widzieć Jacoba w najbliższym czasie. Kątem oka uchwycił
oburzone spojrzenie ojca wspomnianego nastolatka, ale nie zrobiło ono na nim
wrażenia. Przez myśli przeleciał mu też fakt, że przecież to jego rodzina, ale
to wywołało tylko nieprzyjemny grymas na twarzy.
— Możemy spróbować go wytropić — odpowiedziała w końcu
Gryfonka. — Rzucałeś na niego jakieś zaklęcie?
Harry energicznie pokiwał głową i wyjaśnił, że zablokował ich
myśli przed Edwardem, a czar rozciągnął się na resztę sfory. Billy nie
skomentował tego, że chłopak wprowadził już swoich znajomych w tajemnice jego
plemienia. W tej chwili za bardzo zależało mu na odnalezieniu syna.
— Możemy spróbować zmodyfikować zaklęcie śledzące — odezwała
się niepewnie dziewczyna. — Coś jak Namiar — mruknęła w ramach wyjaśnień.
— Uda się? — zapytał z powątpiewaniem Ron.
— Nie mam pojęcia, ale to jedyna szansa.
Kiedy cała czwórka pogrążyła się w rozmowie na temat zmian,
jakie muszą wprowadzić w klątwę, Indianin przypatrywał się z zaciekawieniem
swojemu krewnemu. Nie podobała mu się wizja swojego syna z tym arystokratą, a choć
pamiętał Narcyzę z młodości, to zupełnie nie znał jej męża. Miał niejasne
wrażenie, że nastolatek jest bardziej podobny do niego niż do jego kuzynki. Z
drugiej strony był fakt, że Harry za niego ręczył.
— Powinno się udać — mruknął po kilku minutach Draco,
wypowiadając cicho jakąś inkantację i machając przy tym różdżką.
Potter skinął nieznacznie i wziął kilka głębokich wdechów,
patrząc jeszcze ostatni raz na przyjaciół.
— Uważaj na siebie, Wybrańcze, bo nie wiem, czy uda się
ciebie poskładać po raz kolejny.
Ron parsknął krótkim śmiechem, a jego dziewczyna zacisnęła
usta i warknęła ostrzegawczo.
— Będę uważał — odpowiedział tylko Gryfon i zniknął z
charakterystycznym pyknięciem.
Kiedy ponownie stanął na ziemi, dookoła niego był śnieg.
Mnóstwo śniegu, który przeszkadzał w zrobieniu nawet jednego kroku naprzód.
Rozejrzał się dookoła, starając się zlokalizować Jacoba, ale w jego pobliżu nie
było widać ani ludzi, ani zwierząt. Przez chwilę zastanawiał się, czy jednak
popełnili jakiś błąd w modyfikacji czaru, czy po prostu chłopak zdążył oddalić
się na zbyt dużą odległość, żeby wyśledzenie go było jeszcze możliwe.
— Potter! — Harry usłyszał swoje nazwisko, a moment później
zauważył wielkiego basiora, który pędził w jego stronę, jakby hałdy
zalegającego wszędzie białego puchu nie stanowiły dla niego żadnego problemu.
W ułamku sekundy postawił przed sobą tarczę, a zwierzę odbiło
się od niej, zupełnie tak, jak rano w jego mieszkaniu.
— Przestań mnie atakować — warknął rozdrażniony. Ten dzień
nie należał do jego najlepszych i miał szczerą nadzieję, że szybko się skończy.
— Przyszedłem porozmawiać. I zabrać cię do domu — dodał pewnie po krótkiej
chwili.
Bystre oczy wilka wpatrywały się w niego przez dłuższy czas.
Podniesiony do góry ogon i drgające nerwowo uszy wyglądałyby wystarczająco
groźnie same w sobie, ale ciche warczenie, które dochodziło do Gryfona
spomiędzy lekko rozwartej szczęki, sprawiało, że momentami przechodziły mu po
plecach ciarki.
— Proszę, Jake — burknął, kiedy zwierzę nie wyglądało, jakby
zamierzało go posłuchać. — Nie zamierzam zabierać ci Draco. Mam swojego
krwiopijcę, pamiętasz? — zapytał z kpiną.
To oświadczenie, jakby wyrwało chłopaka z transu, bo zatrząsł
się nieznacznie i stanął, już w ludzkiej postaci, spoglądając na niego z
wyrzutem.
— Możesz sobie zatrzymać swojego Draco — warknął, na co Harry
zaśmiał się cicho, kręcąc niedowierzająco głową. Aż nie mógł uwierzyć, że tyle
problemów wynikło z tego, że kilka razy przespał się z blondynem.
— O co ci tak naprawdę chodzi, Black? — zapytał spokojnie. —
Przeżyłeś wpojenie! Jak możesz nie chcieć o niego walczyć? Jak to możliwe, że
uciekasz, jak jakiś tchórz?
— Uważaj na słowa! — krzyknął głośno, robiąc kilka kroków do
przodu, ale ponownie zatrzymując się na granicy tarczy.
— Dlaczego? — Gryfon uniósł pytająco brew, drażniąc Indianina
jeszcze bardziej. — Przecież jesteś jednym z dwóch najsilniejszych wilków w
waszej sforze. Gdybyś stanął do walki z Samem, miałbyś duże szanse, żeby go
pokonać. W twoich żyłach płynie krew przywódców, krew wilka Alfa, dlaczego
boisz się do tego przyznać?
— Niczego się nie boję — odwarknął, obnażając zęby w bardzo
wilczy sposób. Harry, nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnął się pod nosem.
— Skoro tak, to dlaczego uciekłeś, kiedy Draco rzucił na
ciebie klątwę? Wiesz… — zamilkł na moment, zastanawiając się, jak ubrać w słowa
swoje myśli tak, żeby jednocześnie podrażnić Jacoba, ale nie wyprowadzić go do
końca z równowagi. — Moim zdaniem powinieneś się cieszyć, że on potrafi o
siebie zadbać. Pomyśl o wyrzutach sumienia, które ma Sam i tych, które
dopadłyby ciebie. Ale uwierz mi, to i tak byłoby nic w porównaniu z
wściekłością Malfoya. Teraz masz jeszcze szansę, chociaż nie powiem, żeby była
ona jakoś szczególnie duża — zawahał się chwilę, ale doprowadzanie chłopaka do
furii było całkiem zabawne, więc szybko kontynuował. — Będziesz musiał się
bardzo postarać, bo Draco mimo tego, że ostatecznie walczył po stronie dobra,
ma pewne czystokrwiste zasady, których przestrzegania uważa za świętość.
— O czym ty mówisz, Potter? — prychnął Jake, nawet na ułamek
sekundy nie spuszczając wzroku z jego zielonych oczu. Chciał się na niego
rzucić.
— Jeżeli twoje wpojenie, które według waszych słów powinno
być wielką miłością, w twoim przypadku jest na razie jedynie na etapie chęci
zaliczenia Draco, to możesz przeżyć małe rozczarowanie — zaśmiał się głośno,
widząc zmieszanie na twarzy Indianina i małe rumieńce, które dzięki ciemnej
karnacji były niemal niewidoczne. — Po pierwsze nie sądzę, żeby Malfoy w ogóle
dał ci się przelecieć. Zamieniasz się w zwierzę — mruknął wyjaśniająco, kiedy
dostrzegł zagubione spojrzenie. — Po drugie, zdobycie jego zaufania i przyjaźni
będzie cię kosztować wiele pracy, bo on nie jest osobą łatwą we współżyciu.
Podążaj za tymi swoimi instynktami i daj mu się poznać, bo go stracisz. A,
uwierz mi, on nie przejmie się tym, że go sobie wpoiłeś, że możesz go kochać.
— Nie mogę go kochać — krzyknął, a w jego głosie można było
usłyszeć nutkę desperacji, której Harry nie rozumiał do końca.
— Chyba jednak możesz.
— Nie! — warknął. — Nie istnieje nic takiego jak miłość między
dwoma facetami.
Potter wpatrywał się w niego przez kilkanaście sekund, żeby
ostatecznie wybuchnąć głośnym śmiechem. Kręcił z rozbawieniem głową, czując
jednocześnie jak po policzku spływają mu pojedyncze łzy.
— O to ci chodziło od początku? — wykrztusił w końcu z
siebie. — Nie możesz się pogodzić ze swoją seksualnością?
Indianin spojrzał na niego złym wzrokiem, ale nie powiedział
ani słowa, co tylko utwierdziło Gryfona w tym, że ma rację.
— Och, Jake — mruknął już spokojnie. — Uwierz mi, można tak
samo kochać mężczyznę, jak i kobietę.
— Nie można! — znowu krzyknął. — A ty już szczególnie nie
masz prawa mówić o miłości — warknął. — Co z tego, że na tej pieprzonej
fotografii obaj z tym mężczyzną wyglądacie, jakbyście byli dla siebie
wszystkim? Co z tego, skoro jesteś tu sam, pozwalając zbliżać się do siebie
wampirowi i dając mu złudną nadzieję na uczucie, kiedy jednocześnie za moimi
plecami… — umilkł na moment, żeby wybuchnąć jeszcze głośniej: — Za jego plecami
pieprzysz się z moim wpojonym! Gdzie tu jest miejsce na miłość, Potter? No,
gdzie, do cholery?
Harry zacisnął w złości zęby, przeszywając Blacka
nienawistnym spojrzeniem. Nigdy nie zdradził Severusa, a fakt, że wilk
sugerował mu coś takiego, wyprowadzał go z równowagi. Ponownie poczuł
wzbierającą w nim magię i znowu nie mógł jej opanować w sposób, który
pozwoliłby mu na uspokojenie się. Zauważył, że Jacob otworzył szerzej oczy i
cofnął się nieznacznie do tyłu. Nie był pewien, czy było to spowodowane
wzrostem poziomu jego mocy, czy może jego wyglądem, bo był pewien, że wygląda
teraz strasznie.
— Nigdy nie twierdziłem, że kocham Edwarda — powiedział
cicho, ale jego głos bez problemu dotarł do drugiego nastolatka. — Po prostu, dzięki
niemu mam na czym skupić myśli i mogę liczyć na bardzo dobry seks. Draco pomógł
mi uświadomić Edwardowi, że ten nie przeżyje beze mnie i bez pieśni mojej krwi.
Z twoim wpojonym — kontynuował z ironią, nazywając blondyna w sposób, w jaki
robił to Indianin — nie łączy mnie nic poza przyjaźnią i przygodnym seksem. I
wierz mi, jeżeli byłbym w związku z Edwardem, albo ty byłbyś z Draco, zostałaby
tylko przyjaźń.
Jacob uspokoił się nieco po tym stwierdzeniu. Nadal był zły
na Pottera, ale też wiedział, że nie miał prawa zabraniać Draco robienia tego,
czego ten chciał. Co prawda to nadal bolało i wywoływało wściekłość, ale
niestety Harry miał rację. Blondyn nie był z nim związany, on nawet nie
wiedział, że Jake go sobie wpoił, więc tak naprawdę jego zachowanie było mało
racjonalne.
— Co wcale nie wyjaśnia kwestii miłości i tego mężczyzny ze
zdjęcia — mruknął Indianin, przypatrując się zmianom, jakie powoli pojawiały
się w postawie Gryfona. — Twoja miłość chyba nie jest wiele warta…
Wybraniec zacisnął szczękę i przymknął oczy, czując
niewyobrażalną złość. W ogóle nie powinien iść za tym aroganckim wilkiem.
Trzeba było dać mu zginąć na tym pustkowiu. Niestety perspektywa pojawienia się
w Forks Volturi sprawiła, że czy tego chciał czy nie, musiał zrobić wszystko,
żeby sfora była po ich stronie. Albo, żeby przynajmniej wiedziała z jak
niebezpiecznym przeciwnikiem będą mieli do czynienia.
— Nie możesz odebrać mi dwóch najlepszych lat mojego życia —
powiedział z rezerwą, nie uchylając powiek. — Nie możesz mówić mi, że nie
kochałem, w ogóle mnie nie znając. Oceniasz mnie na podstawie błędnych założeń,
Jake, a przez to nie rozumiesz mojego zachowania.
Uniósł głowę i jego spojrzenie utkwiło w brązowych oczach
chłopaka. Widział w nich zdziwienie, które zapewne wynikało z wyraźnego spokoju
bijącego z jego głosu. Uporządkował myśli, chcąc poprowadzić rozmowę tak, żeby
skłonić Jacoba do powrotu i do pomocy im, kiedy będą już tego potrzebować.
— Severus to pierwsza osoba, którą świadomie pokochałem.
Oczywiście byli moi rodzice, których nie pamiętam, mój ojciec chrzestny, który
przeze mnie zginął i moi przyjaciele, Ron i Hermiona — dodał, kiedy chłopak
posłał mu pytające spojrzenie. — Nie, z Draco nigdy nie byłem aż tak blisko —
wyjaśnił i usłyszał ciche westchnienie ulgi. — To dzięki Severusowi chciałem
żyć, to dla niego chciałem wygrać wojnę. A on kochał mnie równie mocno, więc
nie waż się mówić, że miłość to moja fanaberia.
Znowu przymknął powieki, przywołując obraz swojego partnera.
Tak bardzo chciałby, żeby mężczyzna był z nim nadal, żeby Ostateczna Bitwa
nigdy się nie wydarzyła.
— Więc dlaczego robisz to wszystko? — zapytał zdezorientowany
Jake.
— Bo jego także nie ochroniłem — szepnął ledwo słyszalnie. —
A kiedy on zginał, wszystko inne przestało mieć sens. Moje życie, moi
przyjaciele, magiczny świat.
Znowu spojrzał na Indianina i tym razem mały uśmiech pojawił
się na jego wargach.
— Dwa lata, Jake. Dwa lata prawdziwej miłości musszą mi
wystarczyć na całe moje życie.
Chłopak patrzył na niego lekko zszokowany. Widział emocje,
które malowały się na jego twarzy. Jakaś niewypowiedziana złość i żal, że to
wszystko się już skończyło. Black szybko zrozumiał reakcję Harry’ego na swoje
zachowanie z dnia, w którym się poznali.
Czy naprawdę mogę kochać, tak jak on?, pomyślał,
zagryzając dolną wargę.
Nie chciał do siebie dopuścić myśli, że jest w stanie kochać
innego mężczyznę. Mógł go pożądać, mógł pragnąć jego ciała, ale wmawiał sobie,
że to nic więcej. Z drugiej strony świadomość tego, że Draco był jego wpojonym
siała spustoszenie w młodym umyśle. Nie potrafił znaleźć logicznej odpowiedzi,
choć właśnie teraz potrzebował jej najbardziej.
— Wracajmy do wioski — powiedział ostatecznie Potter,
wyciągając dłoń, by Jacob mógł ją ująć.
-I-I-I-
Kiedy Gryfon zniknął, Billy poprowadził pozostała trójkę
czarodziei do ogniska. Hermiona wdała się z nim w rozmowę o Blackach,
opowiadając o wszystkim, o czym zdołali się dowiedzieć od członków Zakonu czy
samego Syriusza. Mężczyzna był jej wyraźnie wdzięczny, słuchając
najdrobniejszych szczegółów i kilku anegdot, które przytaczała. Ron pochłaniał
kolejną kiełbaskę, rozmawiając jednocześnie z kilkoma członkami sfory na
niezobowiązujące tematy. Kątem oka zerkał na Malfoya, który oparł się o
oddalone o kilka metrów drzewo i obserwował wszystko ze zblazowanym wyrazem
twarzy. Miał się wkrótce w końcu dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło, a
choć jego umysł podpowiadał mu jakie mogą być powody porannego zamieszania, nie
miał zamiaru go w tym przypadku słuchać. Niechętnie musiał przyznać, że wywód
Granger prowadził tylko w jednym kierunku i powiedzenie, że owy kierunek mu się
nie podobał byłoby lekkim niedopowiedzeniem. Nie, żeby nie uważał Jacoba za
przystojnego. Po prostu nie chciał znaleźć się w sytuacji, w której nie
wszystko zależy wyłącznie od niego. A miał wrażenie, że odkąd znalazł się w
Forks i spotkał Złote Dziecko, zależało od niego bardzo niewiele.
— Nikt cię nie ugryzie, jeżeli usiądziesz przy ognisku —
odezwał się Sam, stając naprzeciwko niego i przypatrując się jego zamyślonej
minie.
— Nie jestem tego taki pewien — odparł kąśliwie. — Jeżeli
Billy wie, co się stało rano, to wy także musicie zdawać sobie z tego sprawę.
Wystarczy mi atak jednego złego wilka dziennie.
Sam parsknął cichym śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Jake jest młody, nie potrafi jeszcze nad sobą zapanować —
powiedział po chwili.
— Nie usprawiedliwiaj go Sam, bo to nic nie da. Gdyby
zaatakował wyłącznie mnie, po prostu bym mu odpłacił, fakt, że zaatakował
Pottera komplikuje nieco sprawy.
— Kochasz go? — spytał niespodziewanie mężczyzna, a Draco
wpatrzył się w niego oniemiały.
— Kogo?
— Harry’ego.
Teraz to Malfoy parsknął śmiechem, kręcąc przecząco głowa.
— Nie, Sam — mruknął po chwili, dostrzegając, że przyjaciele
Wybrańca patrzą na niego niepewnie.
— W takim razie o co chodzi? — Sam nie dawał za wygraną.
— Jest moim przyjacielem — powiedział nad wyraz miękko. — Jak
byś się zachował, gdyby na przykład wampir zaatakował Jacoba? — Zobaczył błysk
zrozumienia w jego oczach, więc kontynuował: — Potter wygrał dla nas wojnę i
przypłacił to stratą najważniejszej osoby. Upadł i nie mógł się podnieść,
dopóki nie pojawił się tutaj. Nie chcę oglądać jego kolejnego upadku. Nie,
jeżeli mogę coś z tym zrobić.
— A Jake mógłby być tego przyczyną?
— Nie mam pojęcia — mruknął, wzruszając ramionami. — Ale
fakt, że chciał biec i zabić Edwarda nie pomaga.
— Jakie zaklęcie rzuciłeś na Jacoba? — zapytał po chwili
wahania Sam. Kiedy chłopak był jeszcze w zasięgu jego myśli, czuł przebłyski
niewyobrażalnego bólu, który zadał mu blondyn.
— Torturujące — odpowiedział spokojnie, a kiedy zobaczył
pytający wzrok mężczyzny, dodał: — Nie jestem jak Potter. Jestem Ślizgonem,
który nie robi nic bez przyczyny. Gdyby rano ten durny Gryfon mnie nie
zatrzymał, mógłbym nawet zabić.
Sam zerknął na niego niedowierzająco, ale wstrząsnął głową,
nie chcąc teraz o tym myśleć. Myśli o tym, że chłopak mógłby zabić kogoś, kto
go sobie wpoił były niepokojące, ale wolał skupić się teraz na wcześniejszym
zdaniu.
— Harry powiedział nam, że stałeś po tej samej stronie, co
on, w waszej wojnie.
— To prawda, ale nie zrobiłem tego dla niego, jeżeli o to
pytasz — nawiązał do wcześniejszego pytania mężczyzny. — Wtedy nie byliśmy
nawet przyjaciółmi.
— Wierzyłeś, że ta strona wygra wojnę, a nie chciałeś być
przegranym? — dopytał z nikłym uśmiechem.
— Nie — warknął, a Sam ze zdziwieniem obserwował jego nerwową
reakcję. — Chciałem czegoś, co jak się niedawno okazało należało już wtedy do
Pottera.
— Czego? — zapytał zaciekawiony.
Draco przez moment wpatrzył się w oczy rozmówcy. Pamiętał,
jak jego sylwetka i twarz przykuły jego uwagę, kiedy go poznał. Nadal uważał
tego mężczyznę za przystojnego, ale w jego umyśle pobrzmiewały słowa Harry’ego,
o tym, że Gryfon jest dla Edwarda kimś takim jak Emily dla Sama. Wywrócił
oczyma, zdając sobie sprawę, że nawet niewinny flirt z tym facetem nie miałby
szans na przerodzenie się w cokolwiek więcej, więc wyrzucił szybko z głowy te
myśli. Już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, że to już nieważne, bo i tak już
jest za późno, kiedy tuż obok nich pojawił się Potter razem z młodym
Indianinem. Spojrzał na niego kpiąco, dostrzegając zmieszanie nagłym
pojawieniem się w wiosce i odwrócił w stronę szkolnej Nemezis. Chłopak
wyglądał, jakby stoczył jakąś wewnętrzną walkę, a na jego policzku dostrzegł
zaschniętą łzę. Warknął na siebie, czując, że znowu włączają mu się instynkty opiekuńcze
i wyszarpnął jego dłoń z uchwytu palców Indianina.
— Co ten drań ci znowu powiedział, że wyglądasz jak siedem
nieszczęść?
Harry tylko uśmiechnął się, puszczając mu oczko i wtulając na
moment w jego ramię. Bardziej poczuł niż zauważył na sobie spojrzenia
wszystkich wokół, ale tak jak się spodziewał Jacob nie zareagował w żaden
sposób. Puścił Malfoya, patrząc tryumfalnie na Sama.
— Chyba czas rozpocząć spotkanie — mruknął.
-I-I-I-
slimarwen hej! Nie porzucę, nie porzucę.
Powiedziałabym raczej, że zbliżam się ku końcowi, choć i pewnie będzie jeszcze
około dziesięciu rozdziałów. Co prawda teraz pojawiają się nieco rzadziej z
powodów nawału pracy, ale będą. Cieszę się, że mnie znalazłaś! Pozdrawiam:*
Lili hihi, a więc jest i ciąg dalszy. Mam nadzieję, że
też się spodoba.
Brygida och, jeszcze się zastanawiam, czy Jake zrobi
coś głupiego, czy nie… Zobaczymy. Tłumaczenie jest już u bety, więc mam
nadzieję, że niedługo się pojawi:*
Spojrzenie Zabójcy och, wiesz… jestem otwarta na
propozycje, te matrymonialne również:* Mówiłam już, że Twoje komentarze zawsze
wprawiają mnie w lepszy humor? Nie? Więc teraz mówię;) Mam nadzieję, że ten
rozdział też się spodoba!
Miki ach, no więc mam nadzieje, że teraz już wiesz, o
co chodzi z ramką:P W razie pytań, pisz, odpowiem:P Albo się postaram… I tu nie
chodzi o to, że Emmet nie lubi Harry’ego, raczej o to, że nie chce zostawić
Edzia samego, ale zrobię coś, zrobię:) I zgadzam się w pełni z Twoją opinią, co
do komentarzy SP, szalona jest normalnie.
Rozmowa Harry'ego i Jake'a była bardzo fajna. Ale zdaje mi się, że potrwa jeszcze dużo czasu, zanim Wybraniec otworzy się całkowicie przed kimś ze Sfory, lub przed kimś z rodziny wampirów. Nie dziwię się, że wszyscy myślą, że Draco czuje coś do Harry'ego. Ma bardzo rozwinięty instynkt opiekuńczy względem Pottera. Chociaż teraz, kiedy wyjaśnił tą kwestię Samowi i ten porozmawia z młodym Black'em to coś się pokłada, przynajmiej ze strony jednego. Wątpię, żeby Malfoy tak od razu, po zwykłych przeprosinach, wybaczyłby mu atak na Harry'ego .
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział. Pozdrawiam serdecznie brygida
OCZYWIŚCIE ,ŻE MI SIĘ KURDE SPODOBAŁ ! XD TO ZA MAŁO POWIEDZIANE ! JA GO KOCHAM XD JA PIERDZIELE I TERAZ WYCHODZI NA JAW ,ŻE KOCHAM WSZYSTKO I WSZYSTKICH ! XD....*chwila ciszy * A CO TAM !CHODŹCIE SIĘ WSZYSCY KUŹWA PRZYTULIĆ ! MAM DOŚĆ NIENAWIŚCI NA TYM POPIER*OLONYM ŚWIECIE !KOCHAĆ WSZYSTKICH ,NIKOGO NIE OSZCZĘDZAĆ ! xD Się trochę za bardzo podnieciłam tym rozdziałem ,sorry xD Buahahhaha xD A co do poprawiania twojego nastroju (zawsze służę humorem xD ) to tak miło ,że ktoś mnie w końcu docenił xD <3 Poza tym ,jestem tak niesamowicie szczęśliwa z tego ,że napisałaś w końcu nowy rozdział ,że chyba nie będę mogła zasnąć -__-" Jak mogłaś mi to zrobić !?! XD Nie no ,możesz to robić nawet częściej xD Poza tym ,druga bardzo ważna sprawa :zrobiłaś mi genialny prezent na urodziny ,które właściwie mam jutro ,ale co tam xD Dziękuje <3 Nawet o tym nie wiedząc wyczułaś moment xD HUEHUEHEUHEUH XD Wybacz mi ten ,że się tak wyrażę "optymizm" ,ale właśnie przed chwilą skończyłam rozmawiać z moją rodzicielką na temat tego ,jak to dzisiaj wkładała ogórka w sklepie do koszyka ,ale o nim zapomniała i go nie wyciągnęła na taśmę i że chyba został tam biedny sam na zimnie w wózku na polu .Ubolewała nad faktem ,że mogła sobie 2 zł zarobić ,a go po prostu porzuciła XD Boże ,moja rodzina też nie jest normalna ^^""I przez to ogólnie chodzę cały czas susząc klawiaturę jak debil xD (tak ,chodzi mi o uśmiech xF *moje alter ego krzyczy teraz sarkastycznie : "no co ty nie powiesz? " * ) Ale tak trochę odeszłam od tematu xF No. Jestem bardzo ciekawa następnego rozdziału i mam nadzieję ,że nie porzucisz nas znowu tak jak moja mama tego nieszczęsnego ogórka xD (facepalm , nie powinni mi dawać laptopa, normalnie.Tylko ja jestem zdolna do wypisywania takich głupot xD )NO !W KAŻDYM BĄDŹ RAZIE ,CZEKAM NA ROZDZIAŁ 19 ,ŻEBY ZNOWU MÓC TROCHĘ CI TU POWYPISYWAĆ TEGO TYPU GENIALNYCH KOMENTARZY.*szerzy się psychodelicznie * Życzę ci ,żeby ci WEN nie uciekł ! I w ogóle ...WESOŁYCH ŚWIĄT I SMACZNEGO JAJKA XD <3 <3
OdpowiedzUsuńUfff... choć z poślizgiem z ulgą przeczytałam kolejny rozdział. Uwielbiam to opowiadanie, a ten rozdział wywołał u mnie łzy, gdy Harry opisywał swą miłość do Severusa. Jestem też bardzo ciekawa jak dalej potoczą się sprawy między Draco a Jake'iem.
OdpowiedzUsuńŻyczę Weny
a ja z cierpliwością zaczekam na resztę Twej twórczości
pozdrawiam serdecznie :*
Hej,
OdpowiedzUsuńudało się odnaleźć Jackoba, Draco wciąż nie wie kom jest dla Jackoba, och i ta troska o Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńDraco wciąż nie ma pojęcia kim jest dla Jackoba... podobała mi się ta troska o Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, smutno, że Draco wciąż nie ma pojęcia kim jest dla Jackoba... no i bardzo podobała mi się ta troska o Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza