wtorek, 25 czerwca 2013

Nowy początek 4



Bill wyciągnął Krystiana do klubu, w którym zaczął spędzać czas kilka lat temu. Kiedy pierwszy raz pojawili się w nim wspólnie z Tomem, bramkarz prychnął i grzecznie ich wyprosił. Wyraźnie byli nieletni, a on naprawdę nie chciał żadnych problemów. Przychodzili tylko w środy, czasami w weekendy, ale do środka udało im się wejść dopiero cztery miesiące później. Nadal byli zbyt młodzi, ale ich upór i prośby w końcu podziałały.
W środku było mnóstwo ludzi i mężczyzna skrzywił się lekko widząc to. Nie przepadał za tłumem po godzinach pracy, wystarczyło mu, że w niej musiał uważać na Billa. Chłopak uśmiechał się jednak uspokajająco, tłumacząc, że to inny świat, że w tym miejscu nikt nie wie, że jest modelem, a nawet jeśli to niezbyt ich to obchodzi. Krystian posłał mu pytające spojrzenie, ale nastolatek tylko puścił mu oczko i złapał za nadgarstek, ciągnąc w stronę baru, przy którym dojrzał swoich przyjaciół.
— Gustav, Georg! — powiedział głośno, starając się przekrzyczeć muzykę.
Obaj wstali pospiesznie, witając się i przedstawiając ochroniarzowi. Ten przyglądał się im uważnie, zastanawiając jednocześnie, jak to się stało, że nigdy nie widział ich wcześniej. Jeden miał nieco dłuższe włosy i patrzył na niego podejrzliwie, a drugi, obcięty na krótko, wyglądał, jakby ciągle był naburmuszony. Obaj zmierzyli go oceniającym spojrzeniem, ale po chwili wymienili spojrzenia i uścisnęli mu dłoń. To był krótki gest, pozornie bardzo zwyczajny, ale Krystian miał dziwne wrażenie, że został zaakceptowany.
— Mam dla was niespodziankę — mruknął model, sącząc swoje piwo i patrząc na nich radośnie, nie mówiąc jednak nic więcej.
— I? — ponaglił Georg
— I nic — odpowiedział, zanosząc się krótkim śmiechem. — W końcu to niespodzianka.
Obaj pokręcili z politowaniem głowami i parsknęli cicho. W końcu to Bill, nigdy nie zachowywał się normalnie.
Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy podszedł do nich właściciel klubu, witając ich jak dobrych znajomych. Ochroniarz popatrzył na niego niedowierzająco, kiedy ten mu się przedstawił, po czym szybko zajął rozmową jego podopiecznego. Mężczyzna warknął pod nosem, patrząc na niego badawczo. Nie lubił, kiedy obcy tak ostentacyjnie spoufalali się z chłopakiem. Chciał jego dobra, przez co teraz musiał nad sobą bardzo panować, żeby nie przerwać im tej miłej rozmowy. Obserwował każdy ruch tego człowieka, każdy jego gest i najmniejszą zmianę w wyrazie twarz, chcąc dostrzec jakieś podobieństwa do Karla, ale w końcu poddał się, uznając, że pomiędzy nimi nie ma nawet namiastki seksualnego napięcia.
— Idę — oświadczył Bill, nachylając się nad Krystianem. Obok jego przyjaciele kiwali na zgodę. — Nie bój się, tu nic mi nie grozi — szepnął, wskazując ręką na wnętrze pomieszczenia. — Ci ludzie są po mojej stronie — dodał jeszcze, unosząc głowę i patrząc na niego poważnie.
Ten w końcu mruknął coś cicho, kręcąc niedowierzająco głową. Nie do końca rozumiał to oświadczenie, ale nie chciało mu się w to wnikać. Zamówił sobie kolejne piwo, dostrzegając wlepione w siebie spojrzeniach dwóch pozostałych chłopców.
— Wydajesz się bardzo zaborczy względem Billa — powiedział bezbarwnie Gustav. Jego krótkie, jasne włosy i tak były schowane pod czapką.
— Jestem po prostu ostrożny — mruknął wymijająco, nie chcąc zdradzać im więcej, niż powinni wiedzieć.
— Ile właściwie masz lat? — zapytał Georg.
Krystian przełknął cicho ślinę, bo do jego umysłu właśnie dotarł możliwy sens pierwszej wypowiedzi.
— Dwadzieścia dziewięć — odpowiedział, patrząc mu twardo w oczy.
— Dlaczego Bill przyprowadził właśnie ciebie? — wtrącił znowu blondyn.
— Zapytajcie jego — warknął mężczyzna.
— Nie wiesz gdzie teraz poszedł, prawda? — kontynuował Gustav. — Nie wiesz, co będzie teraz robił?
— Co masz na myśli? — Mężczyzna spiął się wyraźnie. Czyżby się pomylił w swojej ocenie?
— Sypiasz z nim? — zapytał niespodziewanie Georg, sprawiając, że Krystian otworzył szeroko oczy i niemal wypuścił trzymaną w dłoni szklankę. Parsknął krótkim śmiechem, zaprzeczając zawziętym kręceniem głową.
— Nie, nie sypiam — powiedział w końcu, kiedy się opanował. — I mam nadzieję, że ten człowiek też nie — dodał, myśląc o właścicielu klubu. — Chyba, że Bill tego chce.
Wzruszył ramionami, widząc niedowierzające spojrzenia przyjaciół swojego podopiecznego. Co miał im powiedzieć? Bill był dorosły i jeśli miał ochotę sypiać z facetami, to mógł to robić. Chociaż jakoś nie wydawało mu się, żeby istniała taka możliwość, po tym jak wyglądał za każdym razem po rundce z Karlem. Wzdrygnął się na wspomnienie ostatniego razu. Już dawno nie widział chłopaka w takim stanie. Nie bardzo rozumiał wtedy co się stało, ale miał wrażenie, że było to coś bardzo istotnego. Model jednak nie powiedział mu ani słowa, a on nie chciał tego z niego wyciągać. Menadżer też nie odzywał się od tamtego czasu, choć żadnych doniesień o morderstwie nie było, więc Krystian przynajmniej nie obawiał się, że straci pracę.
Potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, że jego myśli błądzą w dziwnym kierunku i odwrócił wzrok ponownie na swoich towarzyszy.
— Jestem jego ochroniarzem — mruknął cicho, chcąc wyjaśnić im choć trochę. — Mam nadzieję, że też przyjacielem. Bill może być najbardziej seksownym człowiekiem na świecie, ale ja mam żonę i synka — powiedział ciepło. — Nie zmienia to jednak tego, że się o niego martwię, szczególnie, że wiem, jak cholernie pociągająco potrafi wyglądać.
Gustav wwiercał w niego intensywne spojrzenie, nie chcąc przegapić najmniejszej oznaki kłamstwa. W końcu zaplótł dłonie razem i kiwnął głową, jakby podejmując jakąś decyzję. Zerknął jeszcze na Georga, który tylko przewrócił oczyma i na powrót zwrócił się do Krystiana.
— Czy wiesz, dlaczego nie przychodzimy na jego pokazy? — Mężczyzna zaprzeczył, a Giustav uśmiechnął się po raz pierwszy, choć nie zrobiło to zbyt dużej różnicy w wyrazie jego twarzy. — Dziękujemy ci, że jesteś przy nim wtedy, gdy Karl wychodzi — powiedział poważnie, nie spuszczając z niego wzroku.
Mężczyzna zachłysnął się pitym właśnie alkoholem, patrząc na niego z mieszaniną strachu i niedowierzania.
— Wiecie? — szepnął, a pisk tłumu, niemal go zagłuszył.
-I-I-I-
Tom wszedł do przestronnego pomieszczenia, uśmiechając się na myśl, że jego wystrój nie zmienił się za bardzo, podczas gdy on mieszkał w Stanach. Zauważył kilku nowych pracowników, jeden z nich nawet przyjrzał mu się uważniej, widząc wcześniej jak wita się serdecznie z bramkarzem, wymieniając z nim kilka anegdotek z początków znajomości. Jak teraz o tym pomyślał, to nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego nie przyszedł tu ani razu od powrotu do Niemiec. Miało to chyba wiązek z obawą przed zobaczeniem się z bratem, ale tego też nie chciał teraz rozważać.
Dostrzegł swoich przyjaciół siedzących na stałych miejscach z jakimś mężczyzną przed trzydziestką. Był odwrócony do niego tyłem, więc nie potrafił się zorientować, czy się znają, czy nie. Zerknął na niewielką scenę, na uboczu której Bill rozmawiał właśnie z właścicielem. Pamiętał, jak po ich pierwszym występie, poinstruował on swoich pracowników, że mają tu wolny wstęp, mimo zbyt młodego wieku. Prychnął cicho na wspomnienie zdezorientowanej miny bramkarza i kilku barmanów, i ruszył niespiesznym krokiem w stronę zespołu, który miał grać za niespełna godzinę. Wokalista nie wyglądał na zadowolonego, patrząc z jakąś złością na Billa i Tom musiał uśmiechnąć się do siebie na tak dziecinny przejaw zazdrości.
Przepychał się przez tłum, nie wierząc, że jest tu aż tyle ludzi, ale kiedy właściciel zapowiedział, że za moment zaśpiewa jego brat, a ci wszyscy ludzie zaczęli bić brawo i skandować, dotarło do niego, że przyszli tu właśnie dla niego. Pamiętał, że zawsze przyjmowali ich ciepło, ale czegoś takiego się nie spodziewał.
Stanął w końcu przed stołem zespołu, szukając wzrokiem gitary elektrycznej. Kiedy znalazł instrument, spojrzał na jego właściciela, zauważając, że wszyscy patrzą na niego lekko zdziwieni.
— Chciałbym pożyczyć gitarę — powiedział po prostu, bez żadnego przywitania, czy proszenia.
Członkowie zespołu patrzyli na niego chwilę zszokowani, po czym gitarzysta wybuchnął śmiechem, kręcąc niedowierzająco głową.
— Jasne, cukiereczku — mruknął, przesuwając wzrokiem po jego sylwetce. Tom uznał, że był tylko kilka lat starszy od niego. — A ja bym chciał, żebyś mnie pocałował — dodał, odwracając się do swoich znajomych i puszczając im oczko.
Wokalista zaśmiał się głośno, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to usłyszał, ale już po chwili jego śmiech zamarł, kiedy chłopak zrobił krok naprzód łapiąc silnie brodę gitarzysty pomiędzy wprawne palce i odwracając ją tak, żeby nie mógł patrzyć na członków swojego zespołu. Przesunął językiem od warg do jego ucha, zostawiając na policzku mokry ślad i składając mały pocałunek na skroni. Przysunął się jeszcze bliżej, obnażając lekko zęby i patrząc z pewnością siebie w jego szare oczy.
— Mogę cię też przelecieć, jeśli masz na to ochotę — powiedział na tyle głośno, żeby każdy przy stoliku go usłyszał.
Czuł, jak młody mężczyzna zaczął szybciej oddychać, a wcześniej westchnął zaskoczony, czując język prześlizgujący się po swojej twarzy. Tomowi podobała się ta sytuacja, więc zamruczał mu na końcu do ucha, po chwili przenosząc wargi na małżowinę i ssąc ja lekko.
Oderwał się od niego po kilku sekundach, chwytając instrument i przewieszając go sobie przez kark i plecy. Nie był idealny, ale na jeden wieczór powinien wystarczyć. Popatrzył jeszcze na pełne niezrozumienia miny otaczających go ludzi i puścił oczko do swojej ofiary, która łudziła się, że będzie go w stanie pokonać tak niewyszukaną grą, i ruszył w stronę sceny.
Niedostrzeżony przez nikogo podłączył kabel, rozpoznając od razu utwór, który właśnie śpiewał Bill. Uwielbiali go obaj, a jego brat mógł pokazać jak szeroką gamę ma jego głos. Zaśmiał się cicho, widząc skaczących pod sceną ludzi. Część z nich śpiewała razem z Billem, inni tylko mruczeli do siebie, albo kiwali głowami w rytm muzyki.
— Schrei! Bis du du selbst bist. Schrei!*
Tom zaczął grać przy pierwszym refrenie, powodując, że wszystkie głowy obróciły się w jego kierunku. Bill także na ułamek sekundy przeniósł na niego pełen radości wzrok, wkładając w tekst jeszcze więcej zaangażowania. Już niemal zapomniał jak to jest być tu razem z nim. Bawić się muzyką, czerpać tyle samo, ile dawać. Widział zaskoczone spojrzenia części ludzi, słyszał, jak ktoś z tłumu krzyknął imię jego brata, zapewne, tak jak on ciesząc się z jego powrotu do kraju.
Tom przesunął się na przód sceny, stając zaledwie centymetry od Billa. Patrzył na niego z nieskrywaną ulgą. Tutaj chłopak był sobą, osobą, którą pamiętał, a nie tym modelem z problemami, którego spotkał po pokazie mody. Wolał go takiego. Prawdziwego i znajomego.
Po chwili Bill zaczął kolejną piosenkę, Rette mich**, a Tom grał obok, jedną ze spokojniejszych melodii, które razem stworzyli. Przemknęło mu przez myśli, że przydałyby im się jeszcze bas i perkusja, ale niemal natychmiast otrząsnął się z tych myśli, kiedy brat oparł mu głowę na ramieniu, nie przestając śpiewać. Uśmiechnął się do niego, jakoś tak zbyt czule, jak na siebie, rejestrując przy tym lekki makijaż na twarzy bliźniaka i jakieś perfumy, które zdecydowanie podkreślały naturalny zapach jego skóry, który przecież tak dobrze znał. Nie przestając grać, wychylił się na ułamek sekundy w jego stronę, wciągając go i nieuważnie przesuwając nosem po jego szczęce. To był moment, ale natychmiast go otrzeźwił. Zerknął w jego oczy, chcąc sprawdzić, czy Bill odebrał to jako coś negatywnego, ale ten tylko przymknął na chwilę powieki, rozkoszując się samym faktem, że może tu być. Na tej scenie. Z Tomem.
­-I-I-I-
Krystian z niedowierzaniem wypisanym na twarzy, patrzył na zaniepokojone, choć niezwykle poważne miny Gustawa i Georga, kiedy do jego uszu dotarł głośny pisk. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła, szukając źródła zagrożenia, ale zamiast tego zauważył, jak na środek sceny wychodzi Bill. Ludzie, siedzący do tej pory w bardziej oddalonych lożach, zaczęli zrywać się z miejsc i podchodzić bliżej podestu, chcąc znaleźć się w jak najmniejszej odległości od chłopaka.
— Co się dzieje? — zapytał niepewnie.
— To dlatego cię tu przyprowadził — odparł z uśmiechem Georg i machnął dłonią w stronę sceny, na której ich przyjaciel właśnie zaczynał nucić, robiąc krótki wstęp. Popatrzyli na siebie z rezerwą, wzbudzając jakieś niejasne, złe przeczucie w ochroniarzu.
— Co tym razem? — burknął do nich, zastanawiając się, czy Bill nie planuje zrobić z siebie właśnie idioty.
— Nic takiego — odpowiedział Gustav. — Po prostu nie zaśpiewał tej piosenki od niemal dwóch lat — dodał.
— Od kiedy wyjechał Tom — uzupełnił Georg, a w tonie jego głosu pobrzmiewały nutki strachu.
Obaj pamiętali, jak Bill zamknął się w sobie po wyjeździe brata. Nie rozmawiali przez kilka tygodni, bo chłopak niemal w ogóle nie wychodził z domu. Przestał przychodzić do klubu, urywał się z lekcji i mieli wrażenie, że powoli zmienia się w zombie. Minął ponad rok, kiedy postanowił ponownie zaśpiewać, choć powiedział im wtedy wyraźnie, że nigdy więcej nie usłyszą od niego tej konkretnej piosenki. Nie bardzo rozumieli, czym był spowodowany jego powrót na scenę, tak samo, jak nie rozumieli, dlaczego teraz zmienił zdanie.
Krystian posłał im szeroki uśmiech, wprawiając obu w zdziwienie. Kiedy oni wyglądali na zaniepokojonych, on wyraźnie się rozluźnił, najwyraźniej znając odpowiedź na ich pytanie. Ostatnie słowa Georga były aż nadto oczywiste i podejrzewał, że gdyby chłopcy zastanowili się nad tym głębiej, sami doszliby do odpowiednich wniosków. Choć musiał też przyznać, że nie znał Billa tak dobrze, jak oni i być może mieli oni jednak prawo do takiej właśnie reakcji. Mimo tego parsknął śmiechem, kiedy spojrzeli na niego oburzeni.
— Myślę, że to jest ta niespodzianka, o której wspominał Bill — powiedział, jakby to miało coś wyjaśnić.
Chłopak zaczął właśnie śpiewać i Krystian nie mógł wyjść z szoku słysząc zarówno jego głos, jak i obserwując reakcję gości. Przemknęło mu nawet przez myśli, że może oni wszyscy są tu dla niego. Ze zdziwieniem zarejestrował pierwsze dźwięki gitary, na początku refrenu. A przynajmniej podejrzewał, że to refren. Zdawało mu się, że na sekundę cały klub zamarł, tylko po to, żeby po chwili wybuchnąć jeszcze większym entuzjazmem. Dwaj chłopcy obok niego, popatrzyli na siebie z zaskoczeniem, po czym zerwali się z krzeseł i zaczęli skakać, krzycząc: Tom! Tom!
Ochroniarz parsknął znowu i zapatrzył się na scenę. Nie przypuszczał, że jego podopieczny potrafi śpiewać, choć teraz przynajmniej zrozumiałe stało się to, że nigdy przed pokazem czy sesją nie miał tremy. Jak dało się łatwo zauważyć, na scenie czuł się lepiej niż w domu. Dostrzegł gest Toma, wykonany w stronę brata i nie był pewien, jak powinien go odbierać. Billowi najwyraźniej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Nie miał pojęcia, czy takie zachowanie jest normalne wśród bliźniąt, czy rodzeństwa w ogóle, bo sam takowego nie posiadał. Wzruszył ramionami, ponownie skupiając się na słowach i przełykając ślinę.
Miał nadzieję, że uda im się go uratować.
-I-I-I-
*Krzycz
**Ratuj mnie
-I-I-I-

Czarny Kruk aż się zarumieniłam po Twoim komentarzu. Och! A na pisanie są lepsze i gorsze dni;) Myślę, że do ołtarzyka mi jeszcze sporo brakuje. W każdym razie dziekuję za miłe słowa, a wena przyda sie z pewnością. Pozdrawiam.

3 komentarze:

  1. Do ołtarzyka niewiele ci brakuje. Twój styl pisania uległ ostatnio znacznej poprawie :) Wciąż robisz pewne błędy stylistyczne, ale nie są one takie same jak wcześniej. Np:

    "Czuł, jak młody mężczyzna zaczął szybciej oddychać, a
    wcześniej westchnął zaskoczony, czując język prześlizgujący się po swojej twarzy."

    Powinno być, że najpierw go polizał po twarzy a później mężczyzna westchną, czy co tam jeszcze zrobił. W twoja wersja jest mniej logiczna i nie naturalna. Myślę, że powinnaś znaleść dobrą betę, która nie tyko poprawi te drobne błędy stylistyczna, ale także pokaże ci nad czym musisz jeszcze popracować, by być jeszcze lepsza :) To są teraz, naprawdę drobne błędy stylistyczne i myślę, że za niedługo sama zaczniesz je poprawiać.
    A tak miedzy nami, to lubię wracać do poprzedniego rozdziału ;)
    Weny, czasu i większej ilości komentujących,
    Czarny Kruk :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To było boskie. I oby tak dalej. Jak przeczytałam ten rozdział chciałam cię pocałować... Rozdział naprawdę super chociaż poprzedni był lepszy. Oby tak dalej. :) Weny, weny i jeszcze więcej weny.
    Pozdrawiam F.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    och Krystian poznał drugą stronę Billa w klubie, świetny rozdział... mam nadzieję, że będziesz je kontynuować...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń