Severus stał oparty, w raczej swobodnej pozie, o niską komodę
w salonie Keitha. Dopiero, kiedy chłopak ich tu aportował, zdał sobie sprawę,
że widzi ten dom pierwszy raz. Jeszcze w czasie wakacji spotykali się zawsze u
niego, a od kiedy zaczął się rok szkolny, nie mieli zbyt dużo czasu na
przebywanie poza Hogwartem. Przynajmniej nie wspólnie.
Uśmiechnął się krzywo, kiedy przez próg pomieszczenia
zamaszystym krokiem przeszedł Charlie, prowadząc swoich trzech braci, Freda,
Georga i Billa. Po chwili niemal parsknął, gdy chłopak zostawił ich, żeby jak
najszybciej znaleźć się przy Draco. Jego chrześniak stał przy stole i rozmawiał
cicho z Granger, co już samo w sobie musiało być dość dziwne dla większości,
ale kiedy rudzielec stanął za nim, kładąc mu miękko dłonie na biodrach i
przesuwając nimi lekko w dół, pocałował go z czułością tuż za uchem, jego
rodzeństwo wciągnęło gwałtownie powietrze. Malfoy ułożył się wygodniej w
ramionach kochanka, przylegając do niego całym ciałem i opierając głowę o jego
klatkę piersiową. Widać było, że obaj czerpią przyjemność z tej sytuacji i
Snape miał szczerą nadzieję, że to się szybko nie zmieni. Zanim któryś z
Weasleyów zdążył zareagować na zachowanie Charliego, stanął przed nimi
najmłodszy z braci, kładąc ręce na biodrach i unosząc wysoko głowę. Wyglądał
jak karykatura swojej matki i mistrz eliksirów musiał ukryć twarz za swoją
szklanką, żeby nie parsknąć ponownie.
— Charlie jest z Malfoyem — powiedział wyraźnie, patrząc
nieprzeniknionym wzrokiem na pozostałych. — Nie interesuje mnie ani to, co o
tym sądzicie, ani czy wam się to podoba. To ich sprawa i jeżeli któryś z was
powie choć jedno obraźliwe słowo na ten temat, poczujecie na sobie gniew kilku
ludzi — kontynuował, a w jego głosie łatwo można było usłyszeć rozdrażnienie i
niesamowitą pewność siebie. — Pamiętajcie, że jesteście tu, bo ja i Charlie wam
ufamy. A Keith i profesor Snape ufają nam — dodał poważnie, rejestrując
jednocześnie jak wszyscy trzej drgnęli, szukając wzrokiem opiekuna Slytherinu.
W tym momencie do Rono podeszła Hermiona, całując go lekko w
usta i muskając jego dłoń swoimi drobnymi palcami. Wyglądała na bardzo dumną z
postawy swojego chłopaka i Severus musiał przyznać, że chyba ominął go moment,
w którym ten chłopak naprawdę dorósł. Co prawda wiedział, jak bardzo się
zmienił, powiedział nawet o tym Keithowi, kiedy ten pytał o dwójkę Gryfonów,
ale jego dzisiejsze zachowanie przeważyło szalę.
W pewnym momencie Hermiona drgnęła wyraźnie i na moment
zesztywniała, patrząc rozszerzającymi się oczyma na mężczyznę, który właśnie
przechodził przez drzwi. Michael patrzył na nią równie niepewnie, w końcu
przenosząc wzrok na Snape’a, który jednak tylko kiwnął głową i przywołał go do
siebie. Dziewczyna spojrzała przerażona na nauczyciela, ale ten uspokoił ją
bardzo łagodnym, jak na siebie, spojrzeniem. Niemal słyszał oddech jej ulgi,
kiedy zorientowała się, że Michael nie jest tu w jej sprawie. Zauważyła, że Keith
znalazł się przy partnerze w ułamku sekundy, patrząc na nowoprzybyłego z jakąś
złością.
— Hermiona nie będzie dla ciebie pracować — wysyczał tak
cicho, że nawet Severus miał problem, żeby zrozumieć jego słowa.
— To jej decyzja — odwarknął mężczyzna, chyba nie będąc
zadowolonym, że taka dziewczyna nie trafi jednak pod jego skrzydła.
— Nie, to moja decyzja — sapnął chłopak, robiąc mały krok do
przodu.
Mężczyzna odsunął się w tył, przełykając ciężko ślinę.
Doskonale pamiętał Keitha ze szkolenia. Kończył je, kiedy ten dopiero zaczynał,
ale po pierwszym spotkaniu odniósł wrażenie, że nie miałby szans w walce z nim.
— To ja kieruję tą restauracją — powiedział mimo tego, choć
brzmiał dużo mniej pewnie.
— Zawsze mogę wydać ci rozkaz, jeżeli tego potrzebujesz.
Sokół wyraźnie tracił cierpliwość i Michael po chwili uniósł
lekko ręce w górę, kiwając głową na zgodę.
— Nie ma takiej potrzeby — szepnął, a w następnym momencie jego
mózg zarejestrował sens tych słów. Podniósł gwałtownie głowę, wlepiając
spojrzenie w Severusa. — On…?
— Tak. I Draco — przyznał Duval, wywracając oczyma. —
Sytuacja awaryjna. Byłem nieco nieostrożny.
— Nie martwi cię to? — spytał spokojniej, szukając
spojrzeniem Malfoya.
— Jest związany Wieczystą Przysięgą — mruknął Snape,
sprawiając, że ten aż otworzył usta ze zdziwienia.
Nieco z boku stał Zabini, obserwując uważnie wszystkich
pojawiających się tu ludzi. Kiedy ich opiekun przydzielił im szlaban, nie
bardzo wiedział, co takiego zrobił, ale gdy Snape kazał obu przyjść do swojego
gabinetu, po czym zabezpieczając go dokładnie, przeprowadził ich przez ukryte
drzwi do swoich komnat, wstrzymał oddech. Draco położył mu wtedy dłoń na
ramieniu i szepnął, żeby się nie martwił. Mimo to, Blaise przez jedną,
przerażająco długą chwilę był przekonany, że Snape prowadzi ich do Voldemorta.
Chciał krzyczeć, uciekać, wolałby nawet umrzeć, niż musieć stanąć po stronie
tego dupka. A chwilę później znalazł się w tym pokoju, mistrz eliksirów
podszedł do Keitha, całując go namiętnie, a jego przyjaciel pociągnął go do
pary Gryfonów, z której jedno było zdrajcą krwi a drugie szlamą. Zabini nie
wiedział, co się dzieje. A teraz obserwował, jak ich tymczasowy nauczyciel
obrony przed magicznymi stworzeniami przesuwa usta wzdłuż szczęki Draco, co
temu najwyraźniej całkowicie odpowiadało. Miał wrażenie, że gdyby stanął
bliżej, usłyszałby jak Malfoy mruczy z przyjemności. Jego uwadze nie uszła też
stanowcza reprymenda Rona względem pozostałych rudzielców, ani reakcja Granger
na pojawienie się Michaela, jak udało mu się podsłuchać, ale akurat to
postanowił rozważyć później. Spojrzał na Narcyzę, która wydawała się być równie
zdezorientowana, jak on, bliźniaki Weasley i ich najstarszy brat. Chciał nawet
do niej podejść, ale zrezygnował z tego pomysłu, widząc jej zaciętą, choć
niezbyt pewną minę, kiedy patrzyła na swojego syna w ramionach Charliego. Cóż,
ten widok zdziwił większość przebywających tu osób. W tym i jego. Odwrócił
głowę, gdy usłyszał, że drzwi trzasnęły kolejny raz i zapatrzył się na Aarona
Snape’a idącego zamaszystym krokiem prosto do swojego brata. Uśmiechał się do
wszystkich, jakby wiedział więcej niż inni i czuł się tu, jak we własnym domu.
Zatrzymał się niespodziewanie przy Michaelu, który zdążył zająć miejsce na
kanapie, przeglądając jakieś dokumenty i sącząc whisky. Mężczyzna wstał,
witając się z nim serdecznie i wymieniając kilka zdań przyciszonymi głosami. W
pewnej chwili zerknęli na Draco i obaj się uśmiechnęli, choć Blaise miał
wrażenie, że w tych uśmiechach było coś złośliwego. Malfoy skinął głową
Aaronowi i spłonił się małym rumieńcem, a Charlie zachichotał cicho za jego
plecami. Widział, jak Narcyza kręci z niedowierzaniem głową, ale młodszy Snape
wydawał się teraz ciekawszym obiektem do obserwacji. Mężczyzna puścił jeszcze
oczko do Ślizgona i ruszył w stronę Severusa i Keitha. Pierwszy patrzył na
niego ze zdenerwowaniem, drugi z radością, choć w spojrzeniach obu widać było
ulgę.
— Wszystko jest przygotowane — powiedział z uśmiechem, nie
kłopocząc się z powitaniem.
— Jak ci się to udało? — zapytał, wyraźnie zaintrygowany
mistrz eliksirów.
— Mam dobrego dowódcę — odparł spokojnie, kiwając głową w
stronę Sokoła, na co Zabini uniósł lekko brwi do góry.
Co tu się do cholery dzieje?
— Wybacz, Severusie — mówił teraz do brata, patrząc na niego
z powagą, a wesołość całkowicie zniknęła z jego oczu. — Nigdy nie miałem
wystarczającej pewności, po której stronie naprawdę stoisz — zamilkł na chwilę,
widząc, że te słowa dotknęły jego brata. — Ale i tak nie mogłem złamać rozkazu
— dodał ciszej.
Snape skinął głową, odwracając się na pięcie i podchodząc do
barku, nalał sobie kolejną szklankę whisky, tylko po to, żeby wychylić ją
niemal na jeden raz. Blaise wpatrywał się w niego nieodgadnionym spojrzeniem,
starając się zrozumieć, po co został tu sprowadzony on i ci wszyscy ludzie.
Keith podszedł do kochanka, muskając jego wargi swoimi i obejmując go lekko,
nie zdając sobie sprawy, że wszystkie spojrzenia skierowały się w ich stronę.
— Ja wiedziałem zawsze — szepnął mu do ucha, ale Ślizgon i
tak wyczytał to z ruchu jego ust.
Snape skinął głową, przenosząc wolną rękę na jego plecy,
gładząc je krótko i sprawiając, że koszula z wysoką stójką, którą miał na sobie
lekko osunęła się na jego ramionach. Blaise wciągnął głośno powietrze,
dostrzegając głęboką szramę, która biegła przez jego kark i znikała pod
ubraniem, ciągnąc się, Merlin jeden wie, jak daleko. Nie widział jej wcześniej,
choć Duval kilkukrotnie przechadzał się po Hogwarcie w mniej tradycyjnych
szatach, czy zwykłych, mugolskich ubraniach, które odsłaniały jego szyję, kark,
a czasami nawet fragment ramion.
— Panie Zabini? — zapytał Severus, stając niemal w tej samej
chwili przed chłopakiem, który raptem skulił się w sobie i cofnął pod ścianę, o
którą oparł się, nie chcąc stracić równowagi.
Czuł, jak trzęsą mu się nogi i miał wrażenie, że za chwilę
zwymiotuje. Rana wyglądała na starą i zrośniętą, ale chłopak nawet nie chciał
myśleć, co mogło ją spowodować. Zrosty dookoła niej i lekko zaogniona skóra
wyglądały potwornie i miał wrażenie, że nadal sprawiają ból.
— Co ci się stało, Keith? — zapytał, trzęsącym się głosem,
kiedy Sokół dołączył do kochanka i patrzył na niego z obawą.
Potrząsnął głową, dając do zrozumienia, że nie wie, o co
chodzi, a Blaise, niczym w transie, uniósł swoją dłoń, wyglądając, jakby chciał
go objąć i sunąc nią po tym fragmencie blizny, którego nie zakrywało ubranie.
Duval sapnął na to uczucie i niemal z paniką popatrzył na Snape’a, który, co
Ślizgon zarejestrował ze zdziwieniem, uśmiechał się uspokajająco.
— Dopiero teraz, panie Zabini? — zapytał cicho, ale ten
spojrzał na niego bez zrozumienia. — Czy dopiero dzisiaj ją pan zobaczył?
— Przed chwilą — odparł.
Mistrz eliksirów spojrzał z czułością na Keitha, całując go w
skroń i widocznie go uspokajając.
— Może panna Granger miała rację — mruknął. — Twoja magia
pomaga ci szukać sojuszników, a zarówno Draco, jak i ja możemy poręczyć za
Blaise’a — dodał.
Chłopak po raz kolejny otworzył szerzej oczy, a pytania same
cisnęły mu się na usta. Zanim jednak zdążył wyartykułować choć jedno z nich
usłyszeli jakiś hałas i z kominka, sztywnym krokiem, wyszła McGonagall, a zaraz
za nią rozglądająca się ciekawie Padma Patil, nieco przerażony Neville Longbotom,
zszokowany Dean Thomas i bardzo niepewna Susan Bones.
— Keith, Severusie — zaczęła kobieta, zostawiając nastolatków
samych sobie i zmierzając szybko w stronę gospodarza i jego partnera. — Obawiam
się, że nie mamy zbyt dużo czasu, Albus się dziwnie zachowywał i nie jestem
pewna, czy nie wpadnie na pomysł, żeby skontrolować któryś ze szlabanów.
— Albus się dziwnie zachowuje, bo nie może się skontaktować
ze swoim przyjacielem — prychnął pogardliwie Sokół.
Blaise wciąż stał tuż przy Duvalu i z uporem wpatrywał się w
jego bliznę. Musiał uporządkować sobie wiele rzeczy, ale i tak nie rozumiał
ostatniego zdania, które jego opiekun wypowiedział do Keitha. Potrząsnął głową,
chcąc posłuchać o czym rozmawiają nauczyciele akurat w momencie, kiedy zbliżyli
się do nich Charlie z Draco oraz Michael, uśmiechający się z pobłażliwością.
— Wolność ci służy, Minervo — mruknął półgębkiem, łapiąc ją w
delikatnym uścisku i muskając jej policzek wargami.
Zabini spodziewał się wszystkiego. Krzyku, uderzenia,
jakiegoś paskudnego zaklęcia, ale na pewno nie tego, że stateczna kobieta
zarumieni się jak piwonia, na co wszyscy zebrani zaśmiali się cicho.
— Chyba już nie zdążę przyzwyczaić się do takich gestów —
szepnęła, nie patrząc nikomu w oczy, a śmiech natychmiast ucichł.
— Przyzwyczaisz się — powiedział twardo Severus, kładąc jej
miękko dłoń na ramieniu. — O ile przeżyjesz rozczarowanie Albusa — dodał, jakby
nagle coś sobie uświadamiając.
Keith uniósł gwałtownie głowę, chyba w ułamku sekundy
dochodząc do podobnych wniosków, co jego kochanek. Przez moment zastanawiał się,
czy faktycznie przeoczyli coś tak oczywistego?
— Co masz na myśli? — zapytała McGonagall, przeskakując
wzrokiem pomiędzy tą dwójką.
— Czy wyciągałaś go już wcześniej z jakichś tarapatów? —
Sokół zapatrzył się na nią intensywnie. — W taki sposób, w jaki próbowałaś
uratować go przede mną?
Kobieta skinęła głową, przypominając sobie te wszystkie
chwile, w których magia Sokoła zmuszała ją do aportacji i walki o życie swojego
sponsora. Nie zawsze wychodziła z takich akcji bez szwanku, ale Moody’ego nigdy
to nie obchodziło. Miała być jego tarczą, w końcu to był jej obowiązek.
— Może Albusowi wcale nie zależało na tym, żebyś przestała
być… — zaczął Keith, ale przerwało mu głośne odkaszlnięcie Charliego.
— Chciałem tylko przypomnieć, że trochę się zapędzacie, a
obok stoją Draco i Blaise — powiedział z nutką irytacji w głosie, ale kobieta
tylko potrząsnęła głową i machnęła ręką, posyłając mu miłe spojrzenie.
— Pan Malfoy już częściowo jest zaznajomiony z tematem, a za
pana Zabiniego ręczy Severus — mruknęła, wzruszając ramionami. — Dla mnie to
wystarczy — dodała stanowczo, a obaj Ślizgoni patrzyli na nią z
niedowierzaniem.
Atmosferę rozładował Michael parskając krótkim, urywanym
śmiechem, ponaglająco patrząc na Keitha. Nie miał pojęcia do czego on i Snape
doszli, ale wolałby o tym wiedzieć natychmiast.
— Czy wiesz, że pięć lat temu Albus zrugał mnie za zabranie
na bal urządzany przez Lucjusza, Daniela? — wtrącił Severus, a spojrzenia
wszystkich przeniosły się na sekundę z niego na Minervę, ale za zaprzeczyła
energicznie.
— Kim jest Daniel? — zapytał cicho Draco, mając wrażenie, że
przegapia coś istotnego.
Snape zerknął na niego krótko i westchnął przeciągle. Nie
podobało mu się opowiadanie o tym przy nich wszystkich, wolałby porozmawiać o
tym tylko z kobietą, ale to raczej nie mogło czekać.
— Sokołem — odpowiedział szybko, słysząc jednocześnie, jak
Blaise wciąga gwałtownie powietrze. — Mówił o prostytucji, wykorzystywaniu
ludzi i o tym, że jestem zbyt dobry, żeby robić takie rzeczy podczas
pokoju — wyjaśnił z przekąsem.
Profesor transmutacji rozszerzyła oczy, tylko po to, żeby po
chwili zwęzić je niebezpiecznie i wysyczeć potok przekleństw w stronę swojego
pracodawcy. Obaj Ślizgoni w szoku słuchali, jak ta, opanowana na ogół kobieta,
wygraża się dyrektorowi, jak z wściekłości czerwienieją jej policzki a na twarz
występuje furia, którą naprawdę trudno byłoby z nią skojarzyć. Draco
instynktownie wtulił się bardziej w Charliego i Blaise pomyślał, że w tej
jednej chwili mu zazdrości. Kobieta wyglądał naprawdę groźnie.
I pięknie, pomyślał, zanim do jego świadomości w ogóle
dotarło, że to opiekunka Gryfonów, która jest co najmniej trzy razy od niego
starsza.
— Zabiję go — niemal wymiauczała na koniec, patrząc na
Severusa z wdzięcznością.
— Nie zabijesz — przerwał jej stanowczo Keith. — Ale już
rozumiesz, prawda?
— Oczywiście — syknęła, nadal z pasją w swoich kocich oczach.
— Severus był tym złym, bo zapłacił wyłącznie za dobry seks i chwilę
towarzystwa, ale Moody zły już nie był, bo przecież, jako jego przyjaciel,
musiał mieć najlepszą ochronę — niemal wypluła ostatnie słowa.
— I miał — dodał cicho Michael, też już rozumiejąc całą
sytuację.
— Jeszcze wam nie podziękowałam — powiedziała niespodziewanie
kobieta. — Tobie, za zrobienie tego — mówiąc to, skinęła lekko głową w stronę
Keitha. — Tobie, Severusie, za niezatrzymanie go.
— Nie miałem wiele do powiedzenia — mruknął mężczyzna, raczej
niechętnie przypominając sobie, dlaczego jego kochanek postanowił zabić akurat
w tamtym momencie.
McGonagall zerknęła na nich krótko, ale nie skomentował tego,
nie chcąc bardziej wtrącać się w ich sprawy. Byli dziwną parą i miała nadzieję,
że może, kiedy wojna się skończy, zejdą się już na normalnych warunkach. Bez
umów, bez magicznej smyczy.
— I tobie, Michaleu — powiedziała zamiast tego. — Za to, że
załatwiłeś wszystko tak szybko.
— Cała przyjemność po mojej stronie — mruknął.
Blaise patrzył na otaczających go ludzi, nie będąc pewnym,
czy dobrze połączył wszystkie fakty. To wydawało się wręcz nieprawdopodobne,
ale najwyraźniej został właśnie wtajemniczony w coś, czego w ogóle by się nie
spodziewał. A miał pewność, że to dopiero początek, bo przecież wciąż niejasny
pozostawał powód, dla którego on i pozostali, stojący teraz w kilku grupkach
ludzie, znaleźli się w tym miejscu.
— Czy chcecie powiedzie, że pani profesor jest Sokołem, a
Keith zabił jej sponsora? — zapytał, zanim zdążył pomyśleć, co robi.
— Proszę o tym nikomu nie mówić, panie Zabini — wtrącił się
zdecydowanie Snape. — Nie chciałbym zmuszać pana do składania przysięgi.
— I tak będzie musiał ją złożyć — mruknął Keith, patrząc
uważnie na reakcję chłopaka. — Jak wszyscy, którzy jeszcze tego nie zrobili.
— Czyli Blaise i pozostali, którzy nie stoją w naszym miłym
gronie — burknął Draco, z lekką irytacją.
— Oprócz Aarona — dodał Charlie, wywołując sapnięcie swojego
sponsora.
— A to dlaczego? — warknął groźnie, ale Weasley tylko
parsknął cicho, ściskając go mocniej i układając jedną ze swoich dużych dłoni
na jego płaskim brzuchu.
Ślizgon jęknął niespokojnie, a kiedy poczuł nieznaczny ruch
bioder kochanka, zaczerwienił się niemal tak mocno, jak profesor McGonagall
kilka minut temu.
— Nie skacz za wysoko, wężyku — szepnął mu do ucha, ale i tak
cała ich grupa go słyszała. — Bo będziesz miał problem z chodzeniem, kiedy
pozwolę ci wrócić na ziemię.
Malfoy jęknął znowu, tym razem przymykając powieki. Czuł, jak
powietrze wokół nich gęstnieje, jak każdy wstrzymuje oddech. Zastanawiał się,
czy czuły nos jego chrzestnego potrafi wyczuć zapach jego podniecenia.
— Nienawidzę cię, Weasley — burknął z taką obojętnością, na
jaką mógł się zdobyć. Czyli niezbyt wielką. Charlie zaśmiał się cicho i
przeniósł spojrzenie na pozostałych, których miny wyrażały albo podniecenie,
jak w przypadku Michaela, Severusa i Keitha, albo skrajny szok, jak u Minervy i
Blaise’a.
— Chyba czas, żeby wszyscy dowiedzieli się, dlaczego —
powiedział w końcu Snape, kręcąc niedowierzająco głową.
-I-I-I-
K, skarbie, nie ma nawet mowy o marudzeniu. Tak, myślę, że masz rację, co do zachowania Keitha. I całkiem dobrze podsumowałaś tamten rozdział, muszę przyznać.
Miki, tak, wtedy Was rozpieściłam, a potem wypadłam z rytmu i nie mogłam napisać kolejnej części. Tzn., zaczęłam ja pisać, ale za cholerę nie mogłam skończyć. oj, a Sev to wpadł po uszy, tylko jeszcze nie wszystko do niego dotarło.
Caathy.x1, chyba zawodzę Was wszystkich tym rozdziałem, nie pisząc o reakcji Minervy... Cóż, przepraszam, ale wolę, kiedy niektóre rzeczy są niedopwiedziane. i, och tak, zależy im. Biedactwa:P
Alexandra Black, jeszcze raz dziękuję i jednocześnie przepraszam. Prawdę mówiąc nadal nie do końca ogarniam o co chodzi z tym Libster Awards, ale i tak serdecznie dziękuję za nominację, bo to sprawia, że chcę nadal pisać i, że wiem, że nie robię tego tylko dla siebie. Pozdrawiam serdecznie i czekam na wybaczenie.
Ano, hihi, miło mi słyszeć, że jestem podziwiana, tzn., że opowiadania są. Mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział są coraz lepsze:)
Czarny Kruk, mi też czasami ciężko sie przestawić na Keitha, prawdę mówiąc. Chociaż już się do niego trochę przyzwyczaiłam. Zauważ, że Harry rozkleja się tylko w obecności Severusa, o ile już mu się rozkleić zdarzy. Może i jest trochę niedopracowany jako postać, ale cóż, ja też jestem w takim razie. czasem wredna, twarda i stanowcza, a czasem potulna jak baranek, grzeczna i dobra... To chyba taka ludzka cecha, kto wie. Buziaki:*
Boszsz ile ja na to czekałam! Mam nadzieje, że nowe notki będą pojawiać się z większą częstotliwością. Nie mogę się doczekać wyjaśnień Keitha i Severusa.
OdpowiedzUsuńWszystkie teksty z na tym blogu s genialne i licze na to ze wen nawiedzil cie rowniez w stosunku do nich
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziś krótko, bo naprawdę nie ma o czym mówić. Twoje ostatnie rozdziały są dużo lepsze od poprzednich. I tu się nie zawiodłam:) Rozdział dwudziesty jest na o wiele większym stopniu stylistycznym od pierwszych rozdziałów Sokoła. Tekst jest bardziej przejrzysty i zrozumiały. Nie przedłużałaś na siłę rozdziału, zostawiając wyjaśnienia na rozdział dwudziesty pierwszy, jednocześnie zostawiając ten wspaniały niedosyt, sprawiający, że chce się czytać więcej :D Brawo!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci weny, udanych wakacji i oczywiście przesyłam ogromny buziak:*
Tak długo na to czekałam !! Tak długo czekałam na cokolwiek xD KOCHAM CIĘ <3 (Znowu się powtarzam xD ) Przepraszam ,że nic nie komentowałam ,ale był koniec roku i trochę miałam urwanie głowy z przygotowaniami różnych imprez itd.Mam nadzieję ,że teraz ze względu na wakacje będziesz miała więcej wena i dasz mi się jeszcze pozachwycać ^^ Nie mogę się doczekać wyjaśnień Keitha(mam nadzieję ,że nie będę musiała na nie czekać 3 następne rozdziały tak jak to było w zapomnieć xD <3 <3 HAHAH XD ).Ogólnie miłych wakacji życzę ! I DUŻOO WENY ! DUŻO. BARDZO. XD <3
OdpowiedzUsuńCześć! :)
OdpowiedzUsuńZałożyłam bloga z listą opowiadań, które są warte przeczytania. Dopiero co zaczynam, dlatego lista ta nie jest zbyt imponująca, lecz mam nadzieję, iż będzie ona powoli się powiększać.
Dlatego mam pytanie odnośnie tego bloga. Czy wyrażasz zgodę na zamieszczenie linka do Twojego bloga na tej stronie? Już go tam zamieściłam, ale jeżeli wyrazisz odmowę, usunę go jak najszybciej. Chcę, aby autorzy wiedzieli o tym, iż ich linki są zamieszczane na blogu, dlatego do Ciebie piszę. Więc proszę, odpisz mi jak najszybciej, abym mogła już "legalnie" rozpowszechniać Twojego bloga. :)
Podaję Ci linka do strony, gdybyś chciała rzucić okiem, jak to wszystko wygląda. :)
http://lista-opowiadan.blogspot.com/
Dziękuję i Pozdrawiam,
lilium.th
Rewelacyjny rozdział. Zdecydowanie "Sokół" jest twoim najlepszym opowiadaniem!!!
OdpowiedzUsuńCzyli zaczynamy przygotowania do walki. Bracia Weasley`owie i ich mina na widok Charli`ego z Draconem- rewelacja, a do tego jeszcze reakcja Rona i Hermiony. Cieszę się, że pojawił się tu Zabini, ale zdziwiłam się widząc pośród tych osób Narcyzę.
Minerwa po "przypadkowej" śmierci Moody`ego rozkwita! Serio rumieni się??? Tak się zastanawiam czy przypadkiem nie chcesz zeswatać Blaise z Minerwą? Jego reakcja... Cóż...
Pojawił się Michael (który jest chyba w oddziale Keitha???) i od razu zdenerwował swoją obecnością Hermionę, swoją drogą to cieszę się, że nie zostanie ona Sokołem!!!
czekam na kolejny rozdział! Życzę OGROMNEJ ilości weny
Pozdrawiam B.
Hej,
OdpowiedzUsuńno i wszyscy zebrali się u Keitha, choć niektórzy są cieawi o co chodzi, Minevra jest bardzo szczęśliwa, że uwolniła się od Moodiego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia