poniedziałek, 8 lipca 2013

Sokół część 20



Severus stał oparty, w raczej swobodnej pozie, o niską komodę w salonie Keitha. Dopiero, kiedy chłopak ich tu aportował, zdał sobie sprawę, że widzi ten dom pierwszy raz. Jeszcze w czasie wakacji spotykali się zawsze u niego, a od kiedy zaczął się rok szkolny, nie mieli zbyt dużo czasu na przebywanie poza Hogwartem. Przynajmniej nie wspólnie.
Uśmiechnął się krzywo, kiedy przez próg pomieszczenia zamaszystym krokiem przeszedł Charlie, prowadząc swoich trzech braci, Freda, Georga i Billa. Po chwili niemal parsknął, gdy chłopak zostawił ich, żeby jak najszybciej znaleźć się przy Draco. Jego chrześniak stał przy stole i rozmawiał cicho z Granger, co już samo w sobie musiało być dość dziwne dla większości, ale kiedy rudzielec stanął za nim, kładąc mu miękko dłonie na biodrach i przesuwając nimi lekko w dół, pocałował go z czułością tuż za uchem, jego rodzeństwo wciągnęło gwałtownie powietrze. Malfoy ułożył się wygodniej w ramionach kochanka, przylegając do niego całym ciałem i opierając głowę o jego klatkę piersiową. Widać było, że obaj czerpią przyjemność z tej sytuacji i Snape miał szczerą nadzieję, że to się szybko nie zmieni. Zanim któryś z Weasleyów zdążył zareagować na zachowanie Charliego, stanął przed nimi najmłodszy z braci, kładąc ręce na biodrach i unosząc wysoko głowę. Wyglądał jak karykatura swojej matki i mistrz eliksirów musiał ukryć twarz za swoją szklanką, żeby nie parsknąć ponownie.
— Charlie jest z Malfoyem — powiedział wyraźnie, patrząc nieprzeniknionym wzrokiem na pozostałych. — Nie interesuje mnie ani to, co o tym sądzicie, ani czy wam się to podoba. To ich sprawa i jeżeli któryś z was powie choć jedno obraźliwe słowo na ten temat, poczujecie na sobie gniew kilku ludzi — kontynuował, a w jego głosie łatwo można było usłyszeć rozdrażnienie i niesamowitą pewność siebie. — Pamiętajcie, że jesteście tu, bo ja i Charlie wam ufamy. A Keith i profesor Snape ufają nam — dodał poważnie, rejestrując jednocześnie jak wszyscy trzej drgnęli, szukając wzrokiem opiekuna Slytherinu.
W tym momencie do Rono podeszła Hermiona, całując go lekko w usta i muskając jego dłoń swoimi drobnymi palcami. Wyglądała na bardzo dumną z postawy swojego chłopaka i Severus musiał przyznać, że chyba ominął go moment, w którym ten chłopak naprawdę dorósł. Co prawda wiedział, jak bardzo się zmienił, powiedział nawet o tym Keithowi, kiedy ten pytał o dwójkę Gryfonów, ale jego dzisiejsze zachowanie przeważyło szalę.
W pewnym momencie Hermiona drgnęła wyraźnie i na moment zesztywniała, patrząc rozszerzającymi się oczyma na mężczyznę, który właśnie przechodził przez drzwi. Michael patrzył na nią równie niepewnie, w końcu przenosząc wzrok na Snape’a, który jednak tylko kiwnął głową i przywołał go do siebie. Dziewczyna spojrzała przerażona na nauczyciela, ale ten uspokoił ją bardzo łagodnym, jak na siebie, spojrzeniem. Niemal słyszał oddech jej ulgi, kiedy zorientowała się, że Michael nie jest tu w jej sprawie. Zauważyła, że Keith znalazł się przy partnerze w ułamku sekundy, patrząc na nowoprzybyłego z jakąś złością.
— Hermiona nie będzie dla ciebie pracować — wysyczał tak cicho, że nawet Severus miał problem, żeby zrozumieć jego słowa.
— To jej decyzja — odwarknął mężczyzna, chyba nie będąc zadowolonym, że taka dziewczyna nie trafi jednak pod jego skrzydła.
— Nie, to moja decyzja — sapnął chłopak, robiąc mały krok do przodu.
Mężczyzna odsunął się w tył, przełykając ciężko ślinę. Doskonale pamiętał Keitha ze szkolenia. Kończył je, kiedy ten dopiero zaczynał, ale po pierwszym spotkaniu odniósł wrażenie, że nie miałby szans w walce z nim.
— To ja kieruję tą restauracją — powiedział mimo tego, choć brzmiał dużo mniej pewnie.
— Zawsze mogę wydać ci rozkaz, jeżeli tego potrzebujesz.
Sokół wyraźnie tracił cierpliwość i Michael po chwili uniósł lekko ręce w górę, kiwając głową na zgodę.
— Nie ma takiej potrzeby — szepnął, a w następnym momencie jego mózg zarejestrował sens tych słów. Podniósł gwałtownie głowę, wlepiając spojrzenie w Severusa. — On…?
— Tak. I Draco — przyznał Duval, wywracając oczyma. — Sytuacja awaryjna. Byłem nieco nieostrożny.
— Nie martwi cię to? — spytał spokojniej, szukając spojrzeniem Malfoya.
— Jest związany Wieczystą Przysięgą — mruknął Snape, sprawiając, że ten aż otworzył usta ze zdziwienia.
Nieco z boku stał Zabini, obserwując uważnie wszystkich pojawiających się tu ludzi. Kiedy ich opiekun przydzielił im szlaban, nie bardzo wiedział, co takiego zrobił, ale gdy Snape kazał obu przyjść do swojego gabinetu, po czym zabezpieczając go dokładnie, przeprowadził ich przez ukryte drzwi do swoich komnat, wstrzymał oddech. Draco położył mu wtedy dłoń na ramieniu i szepnął, żeby się nie martwił. Mimo to, Blaise przez jedną, przerażająco długą chwilę był przekonany, że Snape prowadzi ich do Voldemorta. Chciał krzyczeć, uciekać, wolałby nawet umrzeć, niż musieć stanąć po stronie tego dupka. A chwilę później znalazł się w tym pokoju, mistrz eliksirów podszedł do Keitha, całując go namiętnie, a jego przyjaciel pociągnął go do pary Gryfonów, z której jedno było zdrajcą krwi a drugie szlamą. Zabini nie wiedział, co się dzieje. A teraz obserwował, jak ich tymczasowy nauczyciel obrony przed magicznymi stworzeniami przesuwa usta wzdłuż szczęki Draco, co temu najwyraźniej całkowicie odpowiadało. Miał wrażenie, że gdyby stanął bliżej, usłyszałby jak Malfoy mruczy z przyjemności. Jego uwadze nie uszła też stanowcza reprymenda Rona względem pozostałych rudzielców, ani reakcja Granger na pojawienie się Michaela, jak udało mu się podsłuchać, ale akurat to postanowił rozważyć później. Spojrzał na Narcyzę, która wydawała się być równie zdezorientowana, jak on, bliźniaki Weasley i ich najstarszy brat. Chciał nawet do niej podejść, ale zrezygnował z tego pomysłu, widząc jej zaciętą, choć niezbyt pewną minę, kiedy patrzyła na swojego syna w ramionach Charliego. Cóż, ten widok zdziwił większość przebywających tu osób. W tym i jego. Odwrócił głowę, gdy usłyszał, że drzwi trzasnęły kolejny raz i zapatrzył się na Aarona Snape’a idącego zamaszystym krokiem prosto do swojego brata. Uśmiechał się do wszystkich, jakby wiedział więcej niż inni i czuł się tu, jak we własnym domu. Zatrzymał się niespodziewanie przy Michaelu, który zdążył zająć miejsce na kanapie, przeglądając jakieś dokumenty i sącząc whisky. Mężczyzna wstał, witając się z nim serdecznie i wymieniając kilka zdań przyciszonymi głosami. W pewnej chwili zerknęli na Draco i obaj się uśmiechnęli, choć Blaise miał wrażenie, że w tych uśmiechach było coś złośliwego. Malfoy skinął głową Aaronowi i spłonił się małym rumieńcem, a Charlie zachichotał cicho za jego plecami. Widział, jak Narcyza kręci z niedowierzaniem głową, ale młodszy Snape wydawał się teraz ciekawszym obiektem do obserwacji. Mężczyzna puścił jeszcze oczko do Ślizgona i ruszył w stronę Severusa i Keitha. Pierwszy patrzył na niego ze zdenerwowaniem, drugi z radością, choć w spojrzeniach obu widać było ulgę.
— Wszystko jest przygotowane — powiedział z uśmiechem, nie kłopocząc się z powitaniem.
— Jak ci się to udało? — zapytał, wyraźnie zaintrygowany mistrz eliksirów.
— Mam dobrego dowódcę — odparł spokojnie, kiwając głową w stronę Sokoła, na co Zabini uniósł lekko brwi do góry.
Co tu się do cholery dzieje?
— Wybacz, Severusie — mówił teraz do brata, patrząc na niego z powagą, a wesołość całkowicie zniknęła z jego oczu. — Nigdy nie miałem wystarczającej pewności, po której stronie naprawdę stoisz — zamilkł na chwilę, widząc, że te słowa dotknęły jego brata. — Ale i tak nie mogłem złamać rozkazu — dodał ciszej.
Snape skinął głową, odwracając się na pięcie i podchodząc do barku, nalał sobie kolejną szklankę whisky, tylko po to, żeby wychylić ją niemal na jeden raz. Blaise wpatrywał się w niego nieodgadnionym spojrzeniem, starając się zrozumieć, po co został tu sprowadzony on i ci wszyscy ludzie. Keith podszedł do kochanka, muskając jego wargi swoimi i obejmując go lekko, nie zdając sobie sprawy, że wszystkie spojrzenia skierowały się w ich stronę.
— Ja wiedziałem zawsze — szepnął mu do ucha, ale Ślizgon i tak wyczytał to z ruchu jego ust.
Snape skinął głową, przenosząc wolną rękę na jego plecy, gładząc je krótko i sprawiając, że koszula z wysoką stójką, którą miał na sobie lekko osunęła się na jego ramionach. Blaise wciągnął głośno powietrze, dostrzegając głęboką szramę, która biegła przez jego kark i znikała pod ubraniem, ciągnąc się, Merlin jeden wie, jak daleko. Nie widział jej wcześniej, choć Duval kilkukrotnie przechadzał się po Hogwarcie w mniej tradycyjnych szatach, czy zwykłych, mugolskich ubraniach, które odsłaniały jego szyję, kark, a czasami nawet fragment ramion.
— Panie Zabini? — zapytał Severus, stając niemal w tej samej chwili przed chłopakiem, który raptem skulił się w sobie i cofnął pod ścianę, o którą oparł się, nie chcąc stracić równowagi.
Czuł, jak trzęsą mu się nogi i miał wrażenie, że za chwilę zwymiotuje. Rana wyglądała na starą i zrośniętą, ale chłopak nawet nie chciał myśleć, co mogło ją spowodować. Zrosty dookoła niej i lekko zaogniona skóra wyglądały potwornie i miał wrażenie, że nadal sprawiają ból.
— Co ci się stało, Keith? — zapytał, trzęsącym się głosem, kiedy Sokół dołączył do kochanka i patrzył na niego z obawą.
Potrząsnął głową, dając do zrozumienia, że nie wie, o co chodzi, a Blaise, niczym w transie, uniósł swoją dłoń, wyglądając, jakby chciał go objąć i sunąc nią po tym fragmencie blizny, którego nie zakrywało ubranie. Duval sapnął na to uczucie i niemal z paniką popatrzył na Snape’a, który, co Ślizgon zarejestrował ze zdziwieniem, uśmiechał się uspokajająco.
— Dopiero teraz, panie Zabini? — zapytał cicho, ale ten spojrzał na niego bez zrozumienia. — Czy dopiero dzisiaj ją pan zobaczył?
— Przed chwilą — odparł.
Mistrz eliksirów spojrzał z czułością na Keitha, całując go w skroń i widocznie go uspokajając.
— Może panna Granger miała rację — mruknął. — Twoja magia pomaga ci szukać sojuszników, a zarówno Draco, jak i ja możemy poręczyć za Blaise’a — dodał.
Chłopak po raz kolejny otworzył szerzej oczy, a pytania same cisnęły mu się na usta. Zanim jednak zdążył wyartykułować choć jedno z nich usłyszeli jakiś hałas i z kominka, sztywnym krokiem, wyszła McGonagall, a zaraz za nią rozglądająca się ciekawie Padma Patil, nieco przerażony Neville Longbotom, zszokowany Dean Thomas i bardzo niepewna Susan Bones.
— Keith, Severusie — zaczęła kobieta, zostawiając nastolatków samych sobie i zmierzając szybko w stronę gospodarza i jego partnera. — Obawiam się, że nie mamy zbyt dużo czasu, Albus się dziwnie zachowywał i nie jestem pewna, czy nie wpadnie na pomysł, żeby skontrolować któryś ze szlabanów.
— Albus się dziwnie zachowuje, bo nie może się skontaktować ze swoim przyjacielem — prychnął pogardliwie Sokół.
Blaise wciąż stał tuż przy Duvalu i z uporem wpatrywał się w jego bliznę. Musiał uporządkować sobie wiele rzeczy, ale i tak nie rozumiał ostatniego zdania, które jego opiekun wypowiedział do Keitha. Potrząsnął głową, chcąc posłuchać o czym rozmawiają nauczyciele akurat w momencie, kiedy zbliżyli się do nich Charlie z Draco oraz Michael, uśmiechający się z pobłażliwością.
— Wolność ci służy, Minervo — mruknął półgębkiem, łapiąc ją w delikatnym uścisku i muskając jej policzek wargami.
Zabini spodziewał się wszystkiego. Krzyku, uderzenia, jakiegoś paskudnego zaklęcia, ale na pewno nie tego, że stateczna kobieta zarumieni się jak piwonia, na co wszyscy zebrani zaśmiali się cicho.
— Chyba już nie zdążę przyzwyczaić się do takich gestów — szepnęła, nie patrząc nikomu w oczy, a śmiech natychmiast ucichł.
— Przyzwyczaisz się — powiedział twardo Severus, kładąc jej miękko dłoń na ramieniu. — O ile przeżyjesz rozczarowanie Albusa — dodał, jakby nagle coś sobie uświadamiając.
Keith uniósł gwałtownie głowę, chyba w ułamku sekundy dochodząc do podobnych wniosków, co jego kochanek. Przez moment zastanawiał się, czy faktycznie przeoczyli coś tak oczywistego?
— Co masz na myśli? — zapytała McGonagall, przeskakując wzrokiem pomiędzy tą dwójką.
— Czy wyciągałaś go już wcześniej z jakichś tarapatów? — Sokół zapatrzył się na nią intensywnie. — W taki sposób, w jaki próbowałaś uratować go przede mną?
Kobieta skinęła głową, przypominając sobie te wszystkie chwile, w których magia Sokoła zmuszała ją do aportacji i walki o życie swojego sponsora. Nie zawsze wychodziła z takich akcji bez szwanku, ale Moody’ego nigdy to nie obchodziło. Miała być jego tarczą, w końcu to był jej obowiązek.
— Może Albusowi wcale nie zależało na tym, żebyś przestała być… — zaczął Keith, ale przerwało mu głośne odkaszlnięcie Charliego.
— Chciałem tylko przypomnieć, że trochę się zapędzacie, a obok stoją Draco i Blaise — powiedział z nutką irytacji w głosie, ale kobieta tylko potrząsnęła głową i machnęła ręką, posyłając mu miłe spojrzenie.
— Pan Malfoy już częściowo jest zaznajomiony z tematem, a za pana Zabiniego ręczy Severus — mruknęła, wzruszając ramionami. — Dla mnie to wystarczy — dodała stanowczo, a obaj Ślizgoni patrzyli na nią z niedowierzaniem.
Atmosferę rozładował Michael parskając krótkim, urywanym śmiechem, ponaglająco patrząc na Keitha. Nie miał pojęcia do czego on i Snape doszli, ale wolałby o tym wiedzieć natychmiast.
— Czy wiesz, że pięć lat temu Albus zrugał mnie za zabranie na bal urządzany przez Lucjusza, Daniela? — wtrącił Severus, a spojrzenia wszystkich przeniosły się na sekundę z niego na Minervę, ale za zaprzeczyła energicznie.
— Kim jest Daniel? — zapytał cicho Draco, mając wrażenie, że przegapia coś istotnego.
Snape zerknął na niego krótko i westchnął przeciągle. Nie podobało mu się opowiadanie o tym przy nich wszystkich, wolałby porozmawiać o tym tylko z kobietą, ale to raczej nie mogło czekać.
— Sokołem — odpowiedział szybko, słysząc jednocześnie, jak Blaise wciąga gwałtownie powietrze. — Mówił o prostytucji, wykorzystywaniu ludzi i o tym, że jestem zbyt dobry, żeby robić takie rzeczy podczas pokoju — wyjaśnił z przekąsem.
Profesor transmutacji rozszerzyła oczy, tylko po to, żeby po chwili zwęzić je niebezpiecznie i wysyczeć potok przekleństw w stronę swojego pracodawcy. Obaj Ślizgoni w szoku słuchali, jak ta, opanowana na ogół kobieta, wygraża się dyrektorowi, jak z wściekłości czerwienieją jej policzki a na twarz występuje furia, którą naprawdę trudno byłoby z nią skojarzyć. Draco instynktownie wtulił się bardziej w Charliego i Blaise pomyślał, że w tej jednej chwili mu zazdrości. Kobieta wyglądał naprawdę groźnie.
I pięknie, pomyślał, zanim do jego świadomości w ogóle dotarło, że to opiekunka Gryfonów, która jest co najmniej trzy razy od niego starsza.
— Zabiję go — niemal wymiauczała na koniec, patrząc na Severusa z wdzięcznością.
— Nie zabijesz — przerwał jej stanowczo Keith. — Ale już rozumiesz, prawda?
— Oczywiście — syknęła, nadal z pasją w swoich kocich oczach. — Severus był tym złym, bo zapłacił wyłącznie za dobry seks i chwilę towarzystwa, ale Moody zły już nie był, bo przecież, jako jego przyjaciel, musiał mieć najlepszą ochronę — niemal wypluła ostatnie słowa.
— I miał — dodał cicho Michael, też już rozumiejąc całą sytuację.
— Jeszcze wam nie podziękowałam — powiedziała niespodziewanie kobieta. — Tobie, za zrobienie tego — mówiąc to, skinęła lekko głową w stronę Keitha. — Tobie, Severusie, za niezatrzymanie go.
— Nie miałem wiele do powiedzenia — mruknął mężczyzna, raczej niechętnie przypominając sobie, dlaczego jego kochanek postanowił zabić akurat w tamtym momencie.
McGonagall zerknęła na nich krótko, ale nie skomentował tego, nie chcąc bardziej wtrącać się w ich sprawy. Byli dziwną parą i miała nadzieję, że może, kiedy wojna się skończy, zejdą się już na normalnych warunkach. Bez umów, bez magicznej smyczy.
— I tobie, Michaleu — powiedziała zamiast tego. — Za to, że załatwiłeś wszystko tak szybko.
— Cała przyjemność po mojej stronie — mruknął.
Blaise patrzył na otaczających go ludzi, nie będąc pewnym, czy dobrze połączył wszystkie fakty. To wydawało się wręcz nieprawdopodobne, ale najwyraźniej został właśnie wtajemniczony w coś, czego w ogóle by się nie spodziewał. A miał pewność, że to dopiero początek, bo przecież wciąż niejasny pozostawał powód, dla którego on i pozostali, stojący teraz w kilku grupkach ludzie, znaleźli się w tym miejscu.
— Czy chcecie powiedzie, że pani profesor jest Sokołem, a Keith zabił jej sponsora? — zapytał, zanim zdążył pomyśleć, co robi.
— Proszę o tym nikomu nie mówić, panie Zabini — wtrącił się zdecydowanie Snape. — Nie chciałbym zmuszać pana do składania przysięgi.
— I tak będzie musiał ją złożyć — mruknął Keith, patrząc uważnie na reakcję chłopaka. — Jak wszyscy, którzy jeszcze tego nie zrobili.
— Czyli Blaise i pozostali, którzy nie stoją w naszym miłym gronie — burknął Draco, z lekką irytacją.
— Oprócz Aarona — dodał Charlie, wywołując sapnięcie swojego sponsora.
— A to dlaczego? — warknął groźnie, ale Weasley tylko parsknął cicho, ściskając go mocniej i układając jedną ze swoich dużych dłoni na jego płaskim brzuchu.
Ślizgon jęknął niespokojnie, a kiedy poczuł nieznaczny ruch bioder kochanka, zaczerwienił się niemal tak mocno, jak profesor McGonagall kilka minut temu.
— Nie skacz za wysoko, wężyku — szepnął mu do ucha, ale i tak cała ich grupa go słyszała. — Bo będziesz miał problem z chodzeniem, kiedy pozwolę ci wrócić na ziemię.
Malfoy jęknął znowu, tym razem przymykając powieki. Czuł, jak powietrze wokół nich gęstnieje, jak każdy wstrzymuje oddech. Zastanawiał się, czy czuły nos jego chrzestnego potrafi wyczuć zapach jego podniecenia.
— Nienawidzę cię, Weasley — burknął z taką obojętnością, na jaką mógł się zdobyć. Czyli niezbyt wielką. Charlie zaśmiał się cicho i przeniósł spojrzenie na pozostałych, których miny wyrażały albo podniecenie, jak w przypadku Michaela, Severusa i Keitha, albo skrajny szok, jak u Minervy i Blaise’a.
— Chyba czas, żeby wszyscy dowiedzieli się, dlaczego — powiedział w końcu Snape, kręcąc niedowierzająco głową.
-I-I-I-
K, skarbie, nie ma nawet mowy o marudzeniu. Tak, myślę, że masz rację, co do zachowania Keitha. I całkiem dobrze podsumowałaś tamten rozdział, muszę przyznać. 
 Miki, tak, wtedy Was rozpieściłam, a potem wypadłam z rytmu i nie mogłam napisać kolejnej części. Tzn., zaczęłam ja pisać, ale za cholerę nie mogłam skończyć. oj, a Sev to wpadł po uszy, tylko jeszcze nie wszystko do niego dotarło.
Caathy.x1, chyba zawodzę Was wszystkich tym rozdziałem, nie pisząc o reakcji Minervy... Cóż, przepraszam, ale wolę, kiedy niektóre rzeczy są niedopwiedziane. i, och tak, zależy im. Biedactwa:P
Alexandra Black, jeszcze raz dziękuję i jednocześnie przepraszam. Prawdę mówiąc nadal nie do końca ogarniam o co chodzi z tym Libster Awards, ale i tak serdecznie dziękuję za nominację, bo to sprawia, że chcę nadal pisać i, że wiem, że nie robię tego tylko dla siebie. Pozdrawiam serdecznie i czekam na wybaczenie.
Ano, hihi, miło mi słyszeć, że jestem podziwiana, tzn., że opowiadania są. Mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział są coraz lepsze:) 
Czarny Kruk, mi też czasami ciężko sie przestawić na Keitha, prawdę mówiąc. Chociaż już się do niego trochę przyzwyczaiłam. Zauważ, że Harry rozkleja się tylko w obecności Severusa, o ile już mu się rozkleić zdarzy. Może i jest trochę niedopracowany jako postać, ale cóż, ja też jestem w takim razie. czasem wredna, twarda i stanowcza, a czasem potulna jak baranek, grzeczna i dobra... To chyba taka ludzka cecha, kto wie. Buziaki:*

7 komentarzy:

  1. Boszsz ile ja na to czekałam! Mam nadzieje, że nowe notki będą pojawiać się z większą częstotliwością. Nie mogę się doczekać wyjaśnień Keitha i Severusa.
    Wszystkie teksty z na tym blogu s genialne i licze na to ze wen nawiedzil cie rowniez w stosunku do nich

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziś krótko, bo naprawdę nie ma o czym mówić. Twoje ostatnie rozdziały są dużo lepsze od poprzednich. I tu się nie zawiodłam:) Rozdział dwudziesty jest na o wiele większym stopniu stylistycznym od pierwszych rozdziałów Sokoła. Tekst jest bardziej przejrzysty i zrozumiały. Nie przedłużałaś na siłę rozdziału, zostawiając wyjaśnienia na rozdział dwudziesty pierwszy, jednocześnie zostawiając ten wspaniały niedosyt, sprawiający, że chce się czytać więcej :D Brawo!
    Życzę Ci weny, udanych wakacji i oczywiście przesyłam ogromny buziak:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak długo na to czekałam !! Tak długo czekałam na cokolwiek xD KOCHAM CIĘ <3 (Znowu się powtarzam xD ) Przepraszam ,że nic nie komentowałam ,ale był koniec roku i trochę miałam urwanie głowy z przygotowaniami różnych imprez itd.Mam nadzieję ,że teraz ze względu na wakacje będziesz miała więcej wena i dasz mi się jeszcze pozachwycać ^^ Nie mogę się doczekać wyjaśnień Keitha(mam nadzieję ,że nie będę musiała na nie czekać 3 następne rozdziały tak jak to było w zapomnieć xD <3 <3 HAHAH XD ).Ogólnie miłych wakacji życzę ! I DUŻOO WENY ! DUŻO. BARDZO. XD <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! :)
    Założyłam bloga z listą opowiadań, które są warte przeczytania. Dopiero co zaczynam, dlatego lista ta nie jest zbyt imponująca, lecz mam nadzieję, iż będzie ona powoli się powiększać.
    Dlatego mam pytanie odnośnie tego bloga. Czy wyrażasz zgodę na zamieszczenie linka do Twojego bloga na tej stronie? Już go tam zamieściłam, ale jeżeli wyrazisz odmowę, usunę go jak najszybciej. Chcę, aby autorzy wiedzieli o tym, iż ich linki są zamieszczane na blogu, dlatego do Ciebie piszę. Więc proszę, odpisz mi jak najszybciej, abym mogła już "legalnie" rozpowszechniać Twojego bloga. :)

    Podaję Ci linka do strony, gdybyś chciała rzucić okiem, jak to wszystko wygląda. :)
    http://lista-opowiadan.blogspot.com/

    Dziękuję i Pozdrawiam,
    lilium.th

    OdpowiedzUsuń
  6. Rewelacyjny rozdział. Zdecydowanie "Sokół" jest twoim najlepszym opowiadaniem!!!

    Czyli zaczynamy przygotowania do walki. Bracia Weasley`owie i ich mina na widok Charli`ego z Draconem- rewelacja, a do tego jeszcze reakcja Rona i Hermiony. Cieszę się, że pojawił się tu Zabini, ale zdziwiłam się widząc pośród tych osób Narcyzę.
    Minerwa po "przypadkowej" śmierci Moody`ego rozkwita! Serio rumieni się??? Tak się zastanawiam czy przypadkiem nie chcesz zeswatać Blaise z Minerwą? Jego reakcja... Cóż...
    Pojawił się Michael (który jest chyba w oddziale Keitha???) i od razu zdenerwował swoją obecnością Hermionę, swoją drogą to cieszę się, że nie zostanie ona Sokołem!!!

    czekam na kolejny rozdział! Życzę OGROMNEJ ilości weny
    Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    no i wszyscy zebrali się u Keitha, choć niektórzy są cieawi o co chodzi, Minevra jest bardzo szczęśliwa, że uwolniła się od Moodiego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń