Strony

czwartek, 12 września 2013

Part 10



Rozdział 10
            Kiedy otworzyłam oczy, dochodziła szósta. Zmarzłam. Chciałam podkręcić kaloryfer albo owinąć się szczelniej kołdrą. Minęła chwila zanim uświadomiłam sobie gdzie właściwie jestem. Wciąż leżałam na skórzanej sofie. Ktoś, zapewne Paweł przykrył mnie cienkim kocem. Poduszkę, która jak pamiętałam oddzielała mnie od chłopaka, zlokalizowałam na podłodze. Musiałam przespać całą noc z głową na jego kolanach i ręką owiniętą wokół jego talii. Paweł zapewne odpłynął tak samo jak ja, bo telewizor był ciągle włączony. Hm. Przyjrzałam mu się dokładniej, chyba nie było mu zbyt wygodnie. Półleżał dotykając plecami oparcia kanapy, z nogami wyciągniętymi na pufie. Jedną dłoń trzymał tuż przy moich włosach, drugą opartą o moje łopatki. Niedobrze…
            Wstałam ostrożnie, nie chcąc go obudzić. Dzięki swojej przezorności w torebce zawsze nosiłam szczoteczkę do zębów, więc szybko postanowiłam pozbyć się nieprzyjemnego posmaku alkoholu. Później wzięłam prysznic i wyprałam tunikę, która przez moją nieuwagę miała kilka plam po winie. W łazience było ciepło, miałam nadzieję, że szybko przeschnie, a tymczasem narzuciłam na siebie Pawła koszulę.
            Kawa, pomyślałam. Gdzie mogą być kapsułki? Po przeszukaniu kilku półek znalazłam to, czego szukałam. Latte. Warto byłoby mieć ten dom dla samego posiadania cudownego wynalazku firmy Krups! Usiadłam na szerokim parapecie przy oknie i wpatrywałam się w powoli budzące się do życia drzewa. Widać już było pierwsze zielone listki. A gdzieniegdzie przez resztki śniegu przebijały się nieśmiało krokusy. To zadziwiające, że śródmieście nie chciało się jeszcze otworzyć na wiosnę, a tu tak zachłannie wkraczała ona w zimowy krajobraz.
            Z tych rozmyślań wyrwał mnie krótki dzwonek do drzwi. Paweł się nie ocknął, więc pobiegłam otworzyć, nie chcąc, żeby się obudził. Chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co robię.
– Julka?
– Eee… Cześć Michał.
– Co ty tu… – przyglądał mi się podejrzliwie.
Mokre włosy, kubek parującej kawy w dłoni, męska koszula i brak spodni… hm, no tak, brawo Jula! Jesteś mistrzynią w robieniu sobie kłopotów. Każdy pomyślałby o tym samym. Uśmiechnęłam się niepewnie, gotowa odeprzeć ataki. Przecież nic się nie stało!
– Gdzie Paweł? – Ostry głos wdarł się w zakamarki mojej świadomości.
– Śpi. – Dalej się we mnie wpatrywał, postanowiłam więc uściślić swoją wypowiedź. – Śpi na kanapie. Oglądaliśmy wczoraj filmy do późna i zasnęłam. A on… no… chyba nie chciał mnie budzić. A później sam zasnął. Zresztą możesz sprawdzić.
– Zasnęłaś? – Wcale nie wydawał się przekonany! Obejrzał mnie całą.
– Jestem tak ubrana, – westchnęłam, – bo właśnie wzięłam prysznic.
– A co by było, gdybym nie przyszedł? Wiesz, co on…
– Liczyłam na to, – przerwałam mu z dezaprobatą, – że zdążę się ogarnąć zanim Paweł się obudzi.
– Czyżby?
– Michał, proszę cię. Nie przeginaj.
            Uśmiechnął się w końcu, ale nie wyglądał wcale na zadowolonego. Nie dziwię mu się. Był jego przyjacielem, troszczył się o niego. A ja naciągałam do granic możliwości ramy zaufania i z własnej woli stwarzałam sytuacje problemowe.
– Po prostu, – Michał zerknął na dziwną pozycję Pawła i chyba ostatecznie uwierzył w moją wersję, – nie chcę, żeby cierpiał.
– Wiem. Ale ja też nie chcę. Tylko, że mam wrażenie, iż już samo przebywanie ze mną sprawia mu ból, rozumiesz? – Widziałam w jego spojrzeniu, że wie, do czego dążę, – mimo to nie potrafię z niego zrezygnować. Musisz mi wybaczyć. Zdaję sobie sprawę, że potem to ty będziesz musiał doprowadzać jego… Jego życie do normalności.
            Usiedliśmy w kuchni. Złe wrażenie postanowiłam zatrzeć robiąc mu espresso. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że oboje mamy rację. Paweł będzie cierpiał, ja będę go wykorzystywać a Michał będzie musiał wszystko naprawiać. Nie było innego scenariusza.
            Usłyszałam przeprosiny za nieobecność podczas mojego debiutu scenowego. Już niemal zapomniałam o tym rozczarowaniu. Wszystko, co wydarzyło się później miało teraz dla mnie większe znaczenie. Przypomniałam sobie, że jeszcze tydzień temu rozpaczałam z powodu zachowania Pawła. Jego nagłego zniknięcia z mojego życia. A dziś? Dziś obudziłam się o świcie tuż obok niego!
            Około ósmej Michał uznał, że dość spania i kopniakiem odsunął niziutki stołeczek spod Pawła stóp. Obudził się natychmiast i tak jak ja, potrzebował chwili na dojście do siebie.
– Co ty tu robisz?
– Sprawdzam cię, – uśmiechnął się złośliwie, – i chyba dobrze robię, skoro drzwi otworzyła mi Julia.
– Ej! Umawialiśmy się chyba! – Krzyknęłam z łazienki na piętrze.
– Myślałem, że nie usłyszysz! – Odkrzyknął i zaczął się śmiać, – Jaki ma dobry słuch, nie?
            Kiedy schodziłam po schodach siedzieli już razem w kuchni, rozmawiając podejrzanie cicho. Zdziwiło mnie to. Czyżby chcieli ukryć coś przede mną? Wrażenie to spotęgowało się jeszcze, gdy zamilkli w momencie, w którym pojawiłam się w zasięgu ich wzroku. Wróciła paranoja?
– Doszliście już do jakiegoś porozumienia? – Zapytałam z dobrze udawanym rozbawieniem.
– Co? A w jakiej sprawie?
– No nie wiem, a o czym szeptaliście tak cichutko, żebym czasami nie usłyszała? – Spojrzałam na nich z wyrzutem, – nie jestem aż taka nawiana. Co znowu dla mnie szykujecie?
– Nie tak chciałem ci o tym powiedzieć, – zaczął Michał.
– Trudno, widocznie właśnie tak miało być, – starałam się być dzielna… – no mów! Co jeszcze wymyślili?
– Wierzysz, że to nie nasza wina? Naprawdę nie mieliśmy na to wpływu!
– Mów!
– Musimy trochę zaktualizować plan na najbliższe miesiące, – spojrzeli na mnie obaj obawiając się widocznie mojej reakcji. Pomyślałam, że musieli ze mną już dużo przejść… – Ale nie będzie najgorzej. Przede wszystkim musisz nauczyć się kobiecych ról z trzeciej części Zmierzchu. Dokładnie. Musisz nauczyć się je zagrać.
– Dobra. W jakim celu? – Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec.
– Wszystkie finalistki wezmą udział w przesłuchaniach, które będzie nadzorował ktoś z góry. Nie wiemy jeszcze, kto.
– Do kiedy mam to opanować?
– Jak najszybciej. Na początku czerwca musisz być całkowicie gotowa na wygraną.
– Szybko… – kiedy ja znajdę na to czas? – Ok., co jeszcze? Widzę po waszych twarzach, że to nie wszystko, co dla mnie przygotowaliście.
– Rzeczywiście. Masz rację. Jest jeszcze coś. Ale będziesz wściekła, – Michał patrzył na mnie niepewnie a Paweł odwrócił wzrok i przyglądał się wzorom na panelach podłogowych.
– Proszę cię! Im dłużej przeciągasz powiedzenie mi tego, co jest konieczne, tym bardziej wszyscy się męczymy. Mów natychmiast!
– Racja, – zastanowił się chwilę, jak przejść do rzeczy, – widzisz, chodzi o to, że z całego grona uczestniczek… na początku czerwca zostaną wybrane trzy. I one w połowie miesiąca pojadą na czterotygodniowe kursy do Wielkiej Brytanii. Tajemnicą jest na razie, co będziecie tam robiły. Oczywiście nie jedziecie same. W twoim przypadku, będziesz skazana na mnie lub Pawła. A stamtąd jedna, dwie lub wszystkie na początku sierpnia wylecą do Stanów.
– Na początku sierpnia? – A jednak mnie zaskoczyli… – Ale miało być inaczej!
– Wiem. Trochę się wszystko skomplikowało.
– Tak. Odrobinę, ­– zauważyłam konsternacje na ich twarzach, gdy wyraz mojej z niedowierzania powoli zmieniał się w obojętność. – To i tak nie ma znaczenia.
– Jak to? – Paweł był tak zdziwiony, że przestał wpatrywać się w podłogę.
– Nie ma znaczenia, bo i tak nie dam rady, – uśmiechnęłam się, – nawet, jeśli zdołam opanować wszystkie role, to padnie nam pozostała część. Figura, taniec, angielski. Od początku wiedzieliśmy, że mamy mało czasu, a teraz…
– Jesteś niesamowita! – Michał był zirytowany, – zaraz obejrzymy wspólnie nagrania. Sama zobaczysz, jak bardzo różnisz się od osoby, którą poznaliśmy trzy miesiące temu. Mamy jeszcze czas. Chodzi tylko o to, czy zgadzasz się na nowe warunki. Jeśli tak. Nie widzę żadnego problemu. Poradzisz sobie. W ostateczności będziesz miała jeszcze więcej pracy, ale chyba już się przyzwyczaiłaś do tego, jak teraz wygląda twoje życie, prawda?
Zastanowiłam się nad jego słowami. Tak. Już dawno podjęłam decyzję. I chociaż nie wierzyłam w siebie zbyt mocno, oni wierzyli za mnie. I choć sama przed sobą nie chciałam się przyznać zaczynałam przypuszczać, że może mi się udać. Jakże będę rozczarowana, jeśli mimo starań nie dostanę się choćby na te kursy na Wyspach.
– Prawda – odpowiedziałam pewnie. – Kto będzie ze mną ćwiczył role?
– Uf… Myślałem, że przyjmiesz to znacznie gorzej, – uśmiechnęli się do siebie, – chyba Julka powoli dorasta to zadania, które tak niespodziewanie postawił przed nią los.
– Nie przeginaj! Kto?
– Na początek Marek. Musisz opanować tekst. Masz na to tydzień, może dwa. Później Marek będzie sprawdzał wymowę, akcenty, rozumienie. Wszystko. Musicie się sprężać i być gotowi w połowie kwietnia.
– Mało czasu mi dajesz.
– Mylisz się. Wiem, że sobie poradzisz. Twój nauczyciel jest zachwycony postępami, które zrobiłaś, więc dasz radę. Później znajdziemy kogoś, kto będzie z tobą ćwiczył grę. I musisz jeszcze popracować nad emocjami. Ciągle coś jest nie tak.
– Nawet wiem, co. Ja. Ale czynnik ludzki jakoś wyeliminujemy.
            Kiedy będę miała chwilę dla siebie? I jak to wszystko przyjmie Adrian? Już i tak nie ma mnie w domu prawie przez cały czas. Może powiem, że biorę więcej godzin w siłowni? Więcej godzin, więcej kasy. Może przejdzie. I w ogóle przestanę się spotykać ze znajomymi, a już i tak niemal nikogo nie widuję! I jeszcze Kamil. Miał wkrótce przyjechać, nawet dla niego nie będę miała czasu. Może zaproponuje, żeby przyjechał z Agnieszką. Wtedy mieliby siebie i nie będą potrzebowali mnie…
– O czym myślisz? – Paweł przerwał moją masochistyczną wyliczankę.
– O tym, – uśmiechnęłam się ponuro, – czy naprawdę warto stawiać całe swoje życie na szali, która tak łatwo może przechylić się w złą stronę.
            Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Tak, teraz już byłam pewna, że im ufam. Z nimi wszystko jest możliwe. Dzięki nim pierwszy raz od bardzo dawna czuję, że mogę, potrafię, że poradzę sobie bez względu na przeciwności. Praca ze mną musi być ciężka, pomyślałam. Jestem marudna i niepewna swoich możliwości. Czasem arogancka. Często po prostu wredna. Zazwyczaj uważam, że wiem wszystko najlepiej. Nie lubię krytyki. Chyba nawet nie za bardzo lubię siebie. Nie poprawiło mi to nastroju.
            Zjedliśmy śniadanie, a chwilę później wpadł spóźniony trener na dzisiejsze aktorstwo. Oglądanie mojej przemiany musieliśmy odłożyć na inny dzień. Byłam świetna. I tak też się bawiłam. Jakaś nowa moc pozwoliła mi na odkrycie w sobie pokładów entuzjazmu. Cieszyłam się jak siedmiolatka recytująca wierszyk z okazji dnia babci.
            Po południu zadzwonił Adrian.
– Cześć skarbie.
– Cześć. Chciałem tylko powiedzieć, że wracam jutro wieczorem, ewentualnie w niedzielę rano. Dam ci jeszcze znać, – przerwał na chwilę, – idziemy dzisiaj do kina.
– Naprawdę? Przecież nie znasz niemieckiego aż tak dobrze.
– Nie nabijaj się! Wiesz, że prawie wcale nie znam języka! Ale obiecałem chłopcom. Oni wybrali jakąś bajkę, więc może nie będzie tak źle.
– Dasz radę!
– Miło, że we mnie wierzysz! – Zaśmiał się przeuroczo.
– Ucałuj maluchów ode mnie.
– Oczywiście. Kocham cię.
– Ja też. Buzi.
– Pa.
            Paweł wymyślił, że skoro jest piątek, a ja i tak nie mam planów, to najpierw potańczymy, a później pójdziemy do jakiegoś klubu. Znowu potańczyć. Kiedy bawiłam się w aktoreczkę, wyskoczyli z Michałem na zakupy. Dostałam kilka nowych ubrań do ćwiczeń. Chyba nie miałam prędko wrócić do swoich czterech ścian. Po lekcji doszłam do wniosku, że jeszcze trochę czasu spędzonego z tym nastolatkiem na ćwiczeniach i znienawidzę wszelkie zabawy! Wyszliśmy jednak. Nie chciałam, żebyśmy byli sami, więc zabrał się z nami Michał i ku mojemu zaskoczeniu Karolina. Miałam duże wątpliwości, jeżeli chodzi o nią, ale było naprawdę miło. Siedzieliśmy przy kolacji i winie rozmawiając o dzieciach, studiach, aktorstwie, planach na przyszłość i podobnych sprawach. Przed dziesiątą Michał zadeklarował się, że odwiezie Karolę do domu. A my wsiedliśmy do taksówki Zorientowałam się, że nie jedziemy do mnie dopiero, gdy musieliśmy wysiąść.
– Co jest? Dlaczego tu jestem?
– A nie chcesz? – Zapytał rozbawiony.
– Czego nie chcę? – Chyba alkohol zrobił swoje, pomyślałam. Panuj nad sobą, Jula!
– Przecież Adrian wróci dopiero jutro. Daj spokój, – pociągnął mnie za rękę, – chodź, tu jest zimno.
            Poszłam. Poszłabym z nim w tamtej chwili wszędzie. Byłam na siebie zła, że już drugi raz pakuje się w taką samą sytuację. I to w przeciągu zaledwie jednaj doby! Ale tego chciałam. Paweł w ostatnim czasie dawał mi to, czego już dawno nie dostawałam od Adriana. Wiedziałam, że to nie ma sensu, że wyrządzam krzywdę obu, a jednak…
            Usiedliśmy na tej samej kanapie, co wczoraj. Z lampkami wypełnionymi białym winem słuchaliśmy jakichś powolnych kawałków mało znanej kapeli. Nie potrafiłam rozszyfrować połowy słów. Rozmawialiśmy o mnie i o moich przyjaciołach. O tym, co tu pozostawię i jak dam sobie z tym wszystkim radę. Nagle Paweł wstał i podał mi rękę, zapraszając tym samym do tańca. Popatrzyłam niepewnie.
– Nie znam kroków.
– Ale ja znam. Są proste, chociaż spróbuj.
            Rzeczywiście. Nie były trudne, ale po ilości alkoholu, jaką dzisiaj w siebie wlaliśmy nie byłam w stanie skoncentrować się wystarczająco mocno, aby nie popełniać błędów, a on nie miał odpowiednio dużo cierpliwości, żeby się bawić w nauczyciela. Zrezygnował szybko z podstaw walca i przyciągnął mnie do siebie. Ułożył moje dłonie na swoich ramionach, a swoje splótł na moich plecach. Nie chcąc patrzyć mu w oczy, położyłam głowę na jego piersi. Było mi wspaniale. Nie chciałam, żeby piosenka się skończyła.
– Dobrze mi z tobą, – szepnęłam. Nie odpowiadał przez chwilę.
– Jesteś zaręczona, pamiętasz?
– O tak. Pamiętam bardzo dobrze.
– To, dlaczego tu ze mną jesteś? – Zapytał po chwili. Nie oczekiwał odpowiedzi. Cieszył się.
            Tak. Właśnie! Mam faceta. Spróbowałam wyrwać się z objęć Pawła, ale tylko przycisnął mnie mocniej do siebie i oparł głowę na mojej.
– Nie odchodź. Przecież nie zrobię ci krzywdy. Nie zrobię nic, na co mi nie pozwolisz.
– Problem w tym, – poddałam się i przylgnęłam do niego jeszcze mocniej, – że dziś mogę pozwolić ci na więcej niż powinnam. I boję się konsekwencji.
– Nie zrobię ci krzywdy, – powtórzył.
            Och! Po co mi to wszystko! Co ja najlepszego wyrabiam? Ostatnie takty muzyki milkły, a my wróciliśmy na swoje miejsca. Odsunęłam się jak mogłam najdalej, ale na niewiele to się zdało. Paweł wrócił z napełnionymi kieliszkami, butelkę postawił na stoliku i usiadł tuż obok. O nie! Ja już nie piję! Jeszcze wpadnę na jakiś dziwny pomysł! Walczyłam ze swoim sumieniem. Pij! Jutro o niczym nie będziesz pamiętać! Przecież tego właśnie chcesz… Wypiłam. Byłam słaba. Jak zawsze. Nie skrzywdzi cię! Powiedział, że nie skrzywdzi!
– Jesteś chyba zmęczona, – zaczął, kiedy po opróżnieniu lampki niemal jednym haustem, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
– Nie. Posiedź ze mną jeszcze, – powiedziałam tak cicho, że mógł udać, iż nie słyszy.
            Uśmiechnął się, dolał wina i przytulił mnie do siebie. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy. O niczym ważnym. W pewnym momencie zaczął gładzić mnie po nadgarstku. Nie odsunęłam się. Nie powiedziałam nic.
– Mogę przestać – szepnął.
– Nie musisz.
– Chcesz tego?
– Nie wiem, czego chcę.
– Mogę poczekać.
– Na co chciałbyś czekać? – Z trudem podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy, – na co? Aż wyjdę za mąż? Aż wyjadę?
            Uśmiechnął się i przewrócił oczami. Tkwiliśmy tak kilka minut. Był coraz śmielszy. Ale wiedziałam, że wciąż wszystko zależy tylko ode mnie. Po jakimś czasie odstawił kieliszek. Rozmawialiśmy szeptem, jakby obawiając się, że ktoś nas usłyszy, że ktoś nam przeszkodzi. Paweł wolną ręką odgarnął włosy z mojej twarzy. Pochylił się i musnął ustami mój bark. Nie byłam w stanie się poruszyć. Uznał to za przyzwolenie. Dotknął mojego policzka, potem powoli przesuwał dłoń ku mojej brodzie i szyi. Całował coraz pewniej. Zachłannie, w obawie, że go powstrzymam. Nie powstrzymałam. Nie potrafiłam. Obdarzał mnie tymi pieszczotami przez kilka chwil. W końcu oswobodził drugą dłoń i ujął moją twarz. Już nie pytał. W pewnym momencie posadził mnie na swoich kolanach. Zwrócona twarzą do niego, wpatrzona w jego chciwe spojrzenie, usilnie pragnąca więcej… zaczęłam się zastanawiać, co ja, do cholery robię?!
– Paweł, – z trudem, ostrożnie wyswobodziłam się z jego uścisku.
– Hm?
Miał zamknięte oczy, gładził mnie nieprzerwanie po twarzy i ramionach, ciesząc się bliskością. Kiedy nie odpowiedziałam niechętnie uniósł powieki. Wiedział.
– Mogę przestać, – powiedział cicho, – mam przestać? – Dodał rozczarowany z westchnieniem.
– Myślę, że tak będzie najlepiej, – popatrzyłam na jego zbolałą twarz, – przepraszam, to moja wina…
– Nie, – przesunął mnie delikatnie i wstał, – to ja przepraszam. Nie powinienem.
– Myślę, – opuściłam wzrok, nie mogłam spojrzeć mu w oczy, – że powinnam jechać do siebie.
– Przestań! Przecież jesteś u siebie. Tu jest wystarczająco dużo pokoi.
– Na pewno?
– Oczywiście – odpowiedział ozięble.
            Źle spałam. Właściwie wcale. A czekał mnie przecież kolejny ciężki dzień. Miałam tylko nadzieję, że Paweł nie zostawi mnie po tym, co się stało. Nad ranem, zła na siebie, doszłam do wniosku, że leżenie mnie denerwuje. Z gorącą kawą poszłam na siłownię. Ćwiczyłam już około godziny, mechanicznie odtwarzając schemat Artura, gdy do pomieszczenia wszedł Paweł.
– Co tu robisz? Wiesz, że nie ma jeszcze siódmej? – Przyjrzał mi się dokładnie. Byłam mokra i wykończona. – Jak długo tu jesteś?
– Nie wiem dokładnie, – uśmiechnęłam się, dając wyraz tego, jak bardzo się cieszę, że ze mną rozmawia, – myślę, że ponad godzinę.
– Jesteś niesamowita…
            Pokiwał z niedowierzaniem głową, po czym wskoczył na bieżnię, którą niedawno opuściłam. Przypatrywałam się pracy jego mięsni. Dlaczego wczoraj kazałam mu przestać? Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt wiele. Każde pochłonięte swoimi myślami. Każde, co było niemal pewne, tymi samymi.
– Julcia, – odezwał się kiedy zegar pokazał dziesięć po ósmej, – czas pod prysznic, bo się przeforsujemy, a mamy trochę zaplanowanej pracy.
– Brzmi interesująco, – nie zrozumiał, więc uniosłam brwi w wyrazie dezaprobaty dla jego tempa myślenia o poranku, – razem? – Dodałam z najpiękniejszym ze swoich uśmiechów.
– Nie kokietuj, – pojął, – bo dziś nie będę potrafił się powstrzymać.
– Nie obiecuj, – śmialiśmy się oboje, – bo jeszcze uwierzę!
            Podszedł do mnie i pomógł mi zejść z ławeczki. Opuszkami palców badał moje usta. Niczym niewidomy, chcący poznać swojego rozmówcę. Znowu zamarłam. Jego dotyk hipnotyzował. Choć pewnie tylko mnie, wpadło mi do głowy. Dlaczego on tak bardzo postanowił utrudniać mi życie? Nie mógłby się mną nie interesować? Byłoby znacznie prościej!
– Mam przestać? – Chyba zobaczył niepokój w moich oczach.
– Och! – Żachnęłam się i powiedziałam z wyrzutem: – Czy ty zawsze musisz pytać?
            Po czym wspięłam się na palce i zaczęłam go całować. Mocno. Namiętnie. Jak kochanka po wielotygodniowym rozstaniu. I nie mogłam już tego niczym usprawiedliwiać. Byłam całkowicie trzeźwa. Zupełnie nad sobą panowałam. To był mój wybór. Moja decyzja. Wpijałam paznokcie w jego muskularne ramiona i tors, wplątywałam palce w jego krótkie włosy. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Podniósł mnie i nie przerywając pocałunków przeniósł na kanapę w salonie. Ułożył mnie delikatnie i odsunął się na kilkanaście centymetrów.
– Nie ruszaj się, – szepnął mi do ucha.
– Czemu, – spojrzałam na niego z niedowierzaniem i rozbawieniem, – jesteś wampirem?
– Hm… – rozbawiłam go, uświadamiając, że oto znowu nieświadomie powtarza wyuczone kwestie, – nie. Ale mogę być, jeśli tylko tego chcesz.
            Całował moje dłonie i przedramiona, moją szyję i obojczyki. Przesuwał silne ręce wzdłuż mojego ciała. Uniosłam się i szybkim ruchem zdjęłam z niego koszulkę. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, po czym położył moje ręce za głową i przytrzymał je w nadgarstkach.
– Tak bardzo chciałbym, – powiedział, podciągając do góry mój sportowy top i całując mnie metodycznie w każdy skrawek niemal zupełnie już płaskiego brzucha, – żebyś była moja.

1 komentarz:

  1. Witam,
    no, no i teraz co dalej, no przy Pawle czuła się zupełnie inaczej niż przy Adrianie, doceniona, rozpieszczona....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń