Strony

czwartek, 12 września 2013

Part 11



Rozdział 11
            Nie potrafiłam tego zatrzymać. Każde muśnięcie jego warg i każdy kolejny dotyk sprawiały, że chciałam go bardziej, że chciałam być bliżej. Przestało się liczyć wszystko. Byliśmy tylko ja i on. Szaleni. Szczęśliwi. Niedbający o przyszłość.
– Mieliśmy iść pod prysznic, – szepnęłam, śmiejąc się serdecznie, – może warto byłoby się doprowadzić do porządku po dwóch godzinach ćwiczeń.
– Hm… – Nie odrywał od mojego ciała ani swoich ust, ani oczu, – ja ćwiczyłem tylko godzinkę, – uśmiechnął się i jednak zerknął na moją twarz, – boję się, że uciekniesz. Albo zmienisz zda…
            Brutalnie. W połowie, przerwał nam telefon. Mój. Wibrował nachalnie i dzwonił na stoliku. Był na wyciągnięcie ręki.
– Nie odbieraj, – powiedział błagalnie, wiedział, kto to, ja też, – proszę.
– Muszę, – szepnęłam i wyciągnęłam dłoń.
            Złapał ją w połowie drogi, przyciągnął do siebie i zaczął całować. Spojrzałam na niego z mieszaniną czułości i zdenerwowania.
– Paweł, muszę odebrać.
            Puścił mnie zrezygnowany i podał komórkę.
– Cześć. – Uznał chyba, że nie przeszkadza mu, iż rozmawiam i wrócił do mojego brzucha.
– Gdzie jesteś? – Adrian był zły.
– Coś się stało? – Paweł głaskał moją szyję, a jego usta wędrowały coraz wyżej.
– Pytałem, gdzie jesteś?
– Dobra, o co ci chodzi? Mógłbyś mówić jaśniej, zamiast się na mnie wydzierać?
– Mówiłem, żebyś nie odbierała… – powiedział cicho mój kochanek.
– Jestem u Danieli, – poddałam się, uważając, że Adrian nie powie mi, co się dzieję, – byłyśmy na imprezie i nie chciałam wracać sama. O co chodzi?
– Czekam na ciebie w domu.
– Słucham? – Wyrwałam się z objęć Pawła, – miałeś przyjechać dopiero wieczorem.
– Ale przyjechałem wcześniej. Chciałem ci zrobić niespodziankę.
– Cholera. Będę za dwadzieścia minut.
            Spanikowana, zastanawiałam się, od czego zacząć. Zadzwoniłam do mojej koleżanki. Miałam tylko nadzieję, że uprzedzę Adriana, że nie telefonował wcześniej do niej. Zajęte. O nie!
– Wyluzuj, – Paweł przyciągnął mnie do siebie, powinnam ruszyć się z miejsca, biec, a ja naiwnie wtulałam się w jego ramiona, – odwiozę cię.
– Nie da rady. A co, jak cię zobaczy?
– Nie zobaczy. Wysiądziesz wcześniej. Leć po rzeczy.
            Jechaliśmy szybko. Była sobota rano, więc ruch na głównych ulicach niewielki. Łatwo przebiliśmy się przez centrum. Daniela w końcu odebrała.
– Cześć! Właśnie miałam dzwonić. Co się dzieję? Adrian był wściekły!
– Był u ciebie? – Głupia! Głupia!
– Nie, tylko dzwonił, – zamilkła na ułamek sekundy. – Co jest grane?
– I co mu powiedziałaś? – Daniele się nie odzywała. O nie! – Skarbie! Co mu powiedziałaś?
– Eee… wymyśliłam naprędce, że byłyśmy na imprezie i nie chciało ci się wracać do domu.
– Dziękuję! Wynagrodzę ci to! – Zastanowiłam się, – nie chciał mnie do telefonu?
– Powiedziałam, że już wyszłaś. I że jestem zmęczona i idę spać.
– Jak ja ci się odwdzięczę?
– Zacznij od powiedzenia, o co chodzi. Gdzie byłaś?
– To nie rozmowa na telefon. Odezwę się wieczorem i się umówimy. Co ty na to?
– Jasne.
– Jeszcze raz dziękuję. Ratujesz mi życie.
– Daj spokój. Buziaki.
            Będzie dobrze, powtarzałam w duchu. Musi być. Nic nie zrobiłaś. Na nic nie jest za późno.
– Tak bardzo chciałbym, – Paweł pocałował mnie delikatnie w policzek na pożegnanie i powtórzył słowa sprzed telefonu Adriana, – żebyś była moja.
– Muszę lecieć.
            Szybko wbiegłam po kilku schodkach i natarczywie naciskałam przycisk przywołujący windę.
– Co jest! – Krzyknęłam ze złością.
– Nie ma prądu, musi pani iść po schodach. – Odezwała się jakaś staruszka schodząca z góry.
– Hm. Dziękuję.
            Przeskakiwałam po dwa stopnie, byle tylko znaleźć się jak najszybciej w domu. Miałam nadzieję, że Adrian uwierzy w bajeczkę o zabawie i nie będzie mnie zanadto wypytywał.
            Wpadłam do domu jak strzała. Nie zamknęłam nawet za sobą drzwi, tylko od razu pobiegłam do pokoju i rzuciłam mu się w ramiona.
– Jesteś! – Wyszeptałam mu do ucha, – tak bardzo tęskniłam!
– Czyżby? – Odepchnął mnie lekko od siebie, – nie wyglądasz jakbyś była wczoraj na imprezie.
– Słucham? – Spojrzałam na siebie. Miałam dresy i przepocony top, na który w pośpiechu zarzuciłam kurtkę. – Wyglądam świetnie! Spodnie zostały u Danieli. Jak zadzwoniłeś nawet się nie przebierałam, – wskazałam na swój sportowy strój i uśmiechnęłam się, – w tym spałam.
– Ok. Już dobrze. W końcu miałem przyjechać wieczorem.
– No właśnie! Chciałam przygotować kolację! Nie dałeś mi się wykazać!
– Mam cos dla ciebie, – rozpromienił się i nie skomentował moich wyrzutów, – długo się zastanawiałem, co ci przywieźć, ale myślę, że to będzie idealne.
            Wzięłam do ręki paczuszkę. Prezent… jak miło. Jaką jestem hipokrytką! On wyjeżdża na dwa tygodnie a ja tak łatwo się zapominam.
– Coś nie tak? – Przyglądał mi się badawczo. Na mojej twarzy musiała malować się rozpacz.
– Kocham cię, wiesz?
– Wiem, – pocałował mnie delikatnie.
– Co jest w środku?
– Sprawdź.
            Odwiązałam kokardkę i zdarłam niebieski papier. W środku znalazłam… książki. Byłam wniebowzięta. Dwie z nich autorstwa Wojciecha Cejrowskiego, dwie Nicholasa Sparksa. Choć obaj pisali w zupełnie inny sposób, każdego z nich czytałam z przyjemnością. Pierwszy zachwycał mnie swoim ciętym humorem i spostrzegawczością, trafnością uwag i sarkazmem. Jego słowa kazały mi się zawsze zastanowić nad tym, czego chcę i czy potrafiłabym podjąć ryzyko. Do tej pory byłam przekonana, że nie! A teraz? A teraz dużo się działo w moim życiu… Sparks z kolei niezmiennie doprowadzał mnie do łez. Po przeczytaniu kilku jego pozycji potrafiłam bezbłędnie, po kilkudziesięciu stronach przewidzieć przyszłe wydarzenia. Nie przeszkadzało mi to jednak. Lubiłam jego styl. Tak samo jak filmy powstające bezustannie na podstawach jego powieści.
– Dziękuję, – pocałowałam Adriana z czułością.
– Wiedziałem, że ci się spodoba, – uśmiechnął się, – choć nie potrafię tego zrozumieć! Wolałbym kupić ci jakieś fajne gry, ale…
– Wolę książki, a te bardzo chciałam mieć.
            Przez pół dnia Adrian opowiadał mi o swoim urlopie. Dużo tego było. Cieszyłam się niezmiernie, że jest już przy mnie. Jednocześnie nie mogłam pojąć, dlaczego dzisiaj rano zachowałam się w taki sposób. Dlaczego sprowokowałam Pawła? Gdyby nie ten śmieszny konkurs, on nawet nie zwróciłby na mnie uwagi. A Adrian jest ze mną od kilku lat. Zna mnie dobrze. Moje wady, których było zdecydowanie więcej niż zalet. Moje przyzwyczajenia. Był przy mnie zawsze wtedy, gdy go potrzebowałam. Nigdy mnie nie zranił. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Tylko ta rutyna…
– Jesteś jakaś nieobecna, – stwierdził, gdy nie zaśmiałam się z opowiadanej właśnie przez niego anegdotki.
– Przepraszam. Jestem zmęczona, – musiałam szybko coś wymyślić! – Kiedy cię nie było, brałam więcej godzin w pracy. I jeszcze ta impreza wczoraj.
– Chcesz się położyć?
– Chyba żartujesz! – Uśmiechnęłam się przelotnie, – od kiedy to śpię w dzień?
– Hm. W nowy rok przespałaś całą dobę.
– Ej! Nie wypominaj!
            To był naprawdę miły dzień. Zupełnie inny od kilku ostatnich. Bez pośpiechu i bez bieganiny. Bez konieczności robienia czegokolwiek.
            Wieczorem zdobyłam się wreszcie na to, żeby zadzwonić do Pawła. Chciałam go przeprosić. Za wszystko. Nie za to, że musiałam jechać. Raczej za to, że pozwoliłam mu mieć nadzieję. Jak mogłam być taką egoistką. Odebrał dopiero za drugim razem.
– Cześć Jula, – usłyszałam w słuchawce, ale miałam wrażenie, że coś mi się nie zgadza.
– Cześć Paweł, chyba musimy porozmawiać, – powiedziałam ostrożnie.
– Taty nie ma. To ja, Tomek.
– Cześć mały, – spojrzałam na zegarek, było dziesięć po jedenastej. – Nie powinieneś już spać?
– Powinienem, – zaczął śmiać się do słuchawki, – ale jestem z babcią, a ona sama usnęła, słyszysz jak chrapie?
            Chyba podszedł do niej z komórką, bo aż wystraszyłam się dźwięku, jaki wydobył się z mojej. Też zaczęłam się śmiać, ale byłam dziwnie poirytowana.
– A gdzie twoja mama, że zostałeś z babcią?
– Tata przyjechał i gdzieś wyszli, – był wyraźnie szczęśliwy. – Zapomniał telefonu.
– Aha.
Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Ale czego właściwie mogłam oczekiwać? Miał niby na mnie czekać? Ostatecznie dzwoniłam, żeby mu powiedzieć, że sytuacja z rana nie powinna, nie może nawet się powtórzyć. Ale Karolina? Dlaczego właśnie ona?
– Powiedzieć tacie, że dzwoniłaś? – Chyba mu się znudziło czekanie, aż powiem coś więcej.
– Nie Tomek. To nic ważnego. Ale kładź się już może lepiej, co?
– Muszę?
– Chyba powinieneś!
– No dobra, – Odpowiedział ze smutkiem.
– Dobrej nocy kochanie, buziaki.
– Pa.
            Nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok. Starałam się nie myśleć ani o Pawle, ani o Karolinie. O tym jak wiele ich łączy, czy łączyło. O tym, gdzie teraz są i co robią. Ale marnie mi szło. I byłam na siebie wściekła.
 – Masz Adriana! Uspokój się, – pomyślałam, że powiedzenie tego na głos jakoś pomoże… Nie pomogło!
            Całą niedzielę spędziliśmy bezproduktywnie. Zakupy, spacer, filmy. I rozmowy. Godziny rozmów. Niestety już wieczorem doszło do pierwszej sprzeczki. Nawet nie wiem, od czego się zaczęło. Za to wiem, na czym stanęło… Zapewne przez całe dwa tygodnie balowałam, bo przecież tak rzadko dzwoniłam. Pozwoliłam sobie na wyjazd do domu i to jeszcze z jakimś chłopakiem, którego on nie zna, pewnie ludzie już o tym plotkują. W domu nieporządek, a przecież powinnam o to zadbać. Do tego nowe ubrania, jakbym nie miała ich już dostatecznie dużo. Wszystko. Wszystko go drażniło. Poszłam spać do drugiego pokoju. Czar wczorajszego dnia prysł. Żałowałam, że odebrałam telefon.
             Poniedziałkowy poranek przypomniał mi, że dziś wraca Marek a ja prawie nic nie powtarzałam. Przeżywałam jednak wciąż niedawną kłótnię i nie miałam głowy do porządnej nauki. Adrian wyszedł nie pożegnawszy się ze mną, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło.
            Czy to naprawdę jest moja wina? Ostatecznie, jego wczorajsze wyrzuty były śmieszne. Nie mogłam zrozumieć, co nim kierowało.
            Pod klatką przypomniało mi się, że przecież mam samochód! Na siłowni byłam piętnaście minut przed czasem. Już miałam zacząć poszukiwania parkomatu, gdy na przedniej szybie zauważyłam nalepkę abonamentową. No, no. Michał się postarał. Będę musiała mu podziękować.
            Czekając na Artura zastanawiałam się, jakie niespodzianki przyniesie mi dzisiejszy dzień. Nie podobało mi się to, w jaki sposób Adrian mnie wczoraj potraktował. Może i na to zasługiwałam, ale on nie mógł o tym wiedzieć.
– Coś ty taka zamyślona?
– Cześć, – podniosłam głowę, – długo tu stoisz nade mną?
– Nie, – Artur uśmiechnął się serdecznie, jak pierwszego dnia, kiedy to uświadamiał mnie, co przede mną, – dopiero wszedłem. Jakaś Corsa zajęła moje miejsce.
– Corsa? – Spojrzałam na niego, – Corsa B?
– Tak.
– Ups. To chyba ja. Ale mogę przestawić. Nie wiedziałam, że to twoje miejsce.
– Nic nie musisz przestawiać, – znowu się uśmiechnął, – już znalazłem inne.
– Naprawdę nie wiedziałam… – próbowałam sobie przypomnieć czy nie było tam jakichś oznaczeń.
– Bo oficjalnie nie jest moje. Ale do tej pory nikt tam nie stawał – zamyślił się na ułamek sekundy. – Nie ważne. Idziemy.
– Tak jest!
            Trening przebiegł nadzwyczaj spokojnie. Minęło już tyle czasu, od kiedy zaczęłam ćwiczyć, że teraz nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez Artura. Od czasu do czasu wpadałam w zamyślenie, kiedy to niespodziewanie w moje myśli wkradał się Paweł albo Adrian. Byłam zła na obu. Na pierwszego irracjonalnie, ale…
– Jesteś trochę nieobecna, – podjął trener, – Paweł dzisiaj nie przyjdzie?
– Chyba nie, – zmusiłam się do uśmiechu, ale Artur nie dał się nabrać, – skoro go nie ma.
– Mogę cię o coś zapytać?
– Hm. Słucham?
– Dlaczego właściwie jesteście razem?
            No tak. Dlaczego? Dziwne, że to pytanie padło dopiero teraz. Po wielu miesiącach znajomości. I co niby mam odpowiedzieć? Że go kocham?
– A jak myślisz?
– Właśnie problem w tym, że nie wiem. Nie potrafię zrozumieć, – zabawne, pomyślałam, ja też.
– A chodzi ci bardziej o mnie czy o niego? – Spojrzałam na niego, ale chyba nie do końca zrozumiał, więc dodałam, – pytasz mnie, dlaczego jestem z Pawłem, czy raczej, co on widzi we mnie?
            Było dla mnie oczywiste, że chodzi mu o uczucia Pawła, ale potrzebowałam czasu na wymyślenie mądrych odpowiedzi. Och. Głupia ja.
– Na początku, – Artur był wyraźnie zmieszany, mówił powoli, starannie dobierając każde słowo, – nie potrafiliśmy zrozumieć, dlaczego się na to wszystko zgodziłaś. Jeszcze zanim się pojawiłaś. Co to w ogóle za pomysł? Kiedy pierwszy raz przyszłaś…
– Proszę, mów, – odezwałam się, bo zrobił dłuższą przerwę, – nie będę zła. Chcę wiedzieć. Wszystko. A potem postaram się odwdzięczyć za szczerość, – Uśmiechnęłam się, tym razem bardzo prawdziwie.
– Kiedy pierwszy raz przyszłaś, pomyśleliśmy, że to jakiś żart. Po pierwsze na wstępie dało się zauważyć różnice między wami. Różnicę wieku. Jesteś kilka lat starsza, co tobą kieruje? Odpowiedzieliśmy sobie od razu… wybacz – spojrzał na mnie przepraszająco, – kasa. Nic innego. Ale wtedy nasunęło się pytanie, co widzi w tobie Paweł? I kolejna różnica, wygląd. On to niemal książe z bajki, idealny. A ty? Uznaliśmy, że może twoja „przemiana” była jakimś warunkiem waszego ślubu. Ale to absurd.
            Oto moje lęki z pierwszego dnia powróciły. Wszyscy uznali mnie za dziwaczkę, która leci na pieniądze i dla nich jest w stanie zmienić się całkowicie. Wiedziałam, wiedziałam!
– Tylko, że później poznałem cię lepiej, – Artur kontynuował, – miałem dużo czasu. Godziny, które spędzaliśmy wspólnie, pozwoliły mi na inne spojrzenie na tą dziwną sytuację. Jesteś świetną dziewczyną. Mogę przy tobie śmiać się i płakać. Mogę ci zaufać. Zawsze wiesz, gdy mam problem. I zawsze potrafisz mi pomóc. Tylko… Nie znam Pawła zbyt dobrze, wydaje się miłym dzieciakiem – podkreślił szczególnie to ostatni słowo! – Ale nie potrafię odgadnąć relacji, jakie między wami panują. Chociażby to, że prawie nigdy o nim nie mówisz. To, że nigdy nie pocałował cię w naszej obecności. Nie objął, nie przytulił cię do siebie. Nigdy nie widziałem, żebyście trzymali się za ręce.
            Czyżby to wszystko było aż tak bardzo widoczne? Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. To oczywiste, że nikt nie mógł dostrzec takich prostych gestów. Byliśmy przyjaciółmi, jak więc mogliśmy publicznie okazywać sobie miłość? I co ja mam niby odpowiedzieć?
            Artur wpatrywał się we mnie wyczekująco. Był wobec mnie szczery. Teraz moja kolej. Ale przecież nie mogę powiedzieć mu prawdy. A tak bardzo bym chciała.
– Paweł ma znanych rodziców, – zrobiłam przerwę, zastanawiając się, jak dobrze to rozegrać, – oni… nie są do mnie przekonani, chociaż nie mieliśmy okazji się poznać. Myślą zresztą podobnie jak wy.
            Nie rozumiał. A ja brnęłam w kłamstwo coraz głębiej.
– Kasa, – spojrzałam wymownie w sufit. – Jakaś głupia dziewczyna z małego miasta uwiodła ich syna, bo chce mieć rozpoznawalne nazwisko i pokaźną sumę na koncie. Ale to nieprawda.
            Bo niby jakże mogłoby być prawdą…
– Paweł to wspaniały chłopak. Młody. To fakt. Ale kiedy go poznałam, nie wiedziałam, że jest bogaty. Nie miałam o tym pojęcia! Nie wiedziałam też, że to wszystko się tak ułoży. I wcale nie chciałam tego ślubu. To znaczy, nie tak szybko. Nie zależy mi. To jemu zależy.
– W takim razie, dlaczego właściwie się pobieracie? Kochasz go?
– On mnie poprosił, a ja się zgodziłam. Na początku byłam przekona, że to żart. Gdy okazało się, że nie, byłam pewna, że to wszystko… ten ślub odbędzie się za kilka lat. Pamiętasz moją minę, gdy powiedziałeś mi, że to już w lipcu? – Pokiwał głową. – Byłam wściekła. Jak mógł podjąć taką decyzję beze mnie? Ale podjął.
– To twoje życie, – powiedział szorstkim głosem, – zawsze możesz wszystko zmienić.
– Nie mogę Artur. To już za daleko zaszło. Nie mogę.
            Nie odpowiedział. Ja ćwiczyłam dalej zastanawiając się, o czym myśli. Martwił się o mnie. Chyba nie podobało mu się to, co powiedziałam. Ale taka była prawda. Nie mogłam już nic zmienić. I nie chodziło mi bynajmniej o ślub, a o decyzję, którą podjęłam, podpisując umowę. Teraz mogłam mieć tylko nadzieję, że kiedyś wszyscy, których kocham, wybaczą mi to, co zamierzałam zrobić.
– Dlaczego nie okazujecie sobie uczuć? – Zaczął ponownie, nie mógł pogodzić się z moją decyzją. A może uznał, że nie mówię mu prawdy?
– Paweł… – eh, zamorduję go, że musze tak kłamać! – Nie chce, żeby ktoś się o nas dowiedział. Nie chce żadnego skandalu, plotek, podejrzeń. To ma być cichy i mały ślub. Chociaż i tak za jakiś czas pewnie przeczytasz o mnie w gazecie, – zaśmiałam się, kiedy pomyślałam o kontekście, w jakim znajdzie moje nazwisko, – albo usłyszysz coś w wiadomościach. Nie złość się wtedy na mnie. Pomyśl, że bardzo pomogłeś mi stać się nową osobą. Nawet nie wiesz, jak wiele ci już zawdzięczam.
– Nie rozumiem, – spojrzał na mnie pytająco, – czemu miałbym się złościć?
– Nie ważne. Tak tylko powiedziałam.
– Ej, Jula. Mów!
– Artur, nie mogę. Przykro mi.
– Rozumiem, że zatajasz przede mną coś bardzo istotnego?
– Tak. Coś bardzo ważnego dla mnie.

3 komentarze:

  1. Chcę kontynuację Prawdziwej Przepowiedni!!! Błagam...To jedno z moich ulubionych opowiadań

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie jest fantastyczne!!! Dopiero dzisiaj odważyłam się je przeczytać i się zakochałam. Do tej pory czytałam głównie o Harrym, ale widzę, że to mój błąd. Nie spodziewałam się, że można stworzyć tak interesującą opowieść o Polce!!! Mam nadzieję, że będziesz kontynuować Ucieczkę, bo jest naprawdę fantastyczna :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    ech było tak pięknie, Adrian wcześniej sie zjawił, było miło, a potem już kłótnia....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń