Strony

czwartek, 12 września 2013

Part 3



Rozdział 3
Prawie się nie przygotowywałam do warsztatów, które miał prowadzić Piotr, a jednak to wprowadzenie do zajęć, które ze mną przeprowadził, pozwoliło mi na bycie najlepszą w grupie. Byłam dumna. I on też. Wiedziałam, że mam ogromną szansę na tę pracę. Ale oprócz zajęć, które Piotr prowadził z moim zespołem, były też inne. A po zakończeniu egzamin dla wszystkich. I sprawdzian umiejętności interpersonalnych. Tego obawiałam się najbardziej. Nie wiedziałam, czy okażę się na tyle dobra, żeby dostać posadę. Z Piotrem spotkałam się jeszcze kilka razy na kawie. A raz nawet poszliśmy na obiad. Były to całkowicie niezobowiązujące spotkania, na których rozmawialiśmy głównie o moich szansach na pracę. Nie zapraszał mnie już do siebie. Zapewne, dlatego, że wrócił Adrian, a on zdał sobie sprawę, że nie powinien liczyć na nic więcej niż przyjaźń. Chociaż podejrzewałam, że jego stosunek do mnie i nasze relacje, mogą zmienić się radykalnie, kiedy już będziemy współpracownikami. Czy raczej, kiedy on będzie moim szefem. Trochę obawiałam się tego, że będę mu tyle zawdzięczać. Ale ostatecznie to on złamał zasady, ucząc mnie i przygotowując poza warsztatami. A tymczasem miałam głowę zajętą czymś innym…
Zmierzch. Ten film stał się niemal moją obsesją. W ciągu pierwszego tygodnia oglądałam go codziennie. Nie mogłam i przede wszystkim nie chciałam przestać. Było moim marzeniem, gdy widziałam napisy oznaczające koniec, włączenie go po raz kolejny. I znowu. I znowu.
            Dochodziło już do takich absurdalnych sytuacji, że postanowiłam odpocząć trochę od maniakalnej miłości. Ale jeszcze raz obejrzeć nie zaszkodzi. Kiedy pod koniec grudnia po raz kolejny, i jak sobie wciąż powtarzałam, ostatni, przynajmniej na jakiś czas, oglądałam całą zekranizowaną do dziś sagę, znałam na pamięć połowę dialogów. Nie wszystkie idealnie. Nie wszystkie dosłownie. Ale znałam! I do tego ta muzyka. Muzyka była piękna. Idealna. Podziwiam osoby, które stworzyły ścieżki dźwiękowe do tych filmów!
            Trochę smutna, trochę zła i troszkę rozbawiona szłam na zakupy. Już dwa dni bez mojego życia, a ja wciąż funkcjonuję! Jakoś mi się udaje, pomyślałam. Może powinnam pojechać dzisiaj do Marty, już dawno się nie widziałyśmy. A jeśli dostanę pracę u Piotra, to pewnie prędko się nie spotkamy. Odeszłam od kasy. Moje zakupy wylądowały w zielonej, szmacianej torbie. Trochę ciężko. Pojadę windą. Choć pewnie będzie dużo ludzi.
            Nie było tak źle. Raptem kilka osób, na pewno się wcisnę. Kiedy czekałam aż na czerwono zaświeci się pierwsze piętro, na którym stałam, przyszło niestety, jak można się było domyślić, więcej ludzi. Jakaś pani z dzieckiem w wózku. I babcia z laską, i torbą dwa razy większą od mojej. Postanowiłam poczekać jeszcze trochę. Na następną windę. Oparłam się o ścianę i zastanawiałam, czy jeśli ja będę kiedyś tego potrzebowała, ktoś ustąpi mi miejsca? Nie byłam tego wcale pewna. I kiedy tak stałam pogrążona w tych przygnębiających myślach, podszedł do mnie chłopak. Miał może dziewiętnaście lat. Nie umiem powiedzieć, z jakiego powodu podszedł właśnie do mnie. Może uznał, że warto mnie sprawdzić. A może to był przypadek. Jeśli tak, to będę wdzięczna losowi do końca mojego życia. Nawet nie zdawałam sobie wtedy sprawy, jak ważny będzie to dla mnie dzień. Na pewno jeden z ważniejszych. Może najważniejszy! Zdecydowanie przełomowy…
            Miałam na sobie popielaty płaszcz i glany. Czarny szalik, trzy razy owinięty wokół szyi. W jednej dłoni zakupy, w drugiej czapkę. Gdy tylko pojawił się w zasięgu mojego wzroku, zwróciłam na niego uwagę. Zresztą nie tylko ja. Przystojny. Szare spodnie i ciemna marynarka czyniły z niego jedyną osobę wartą zainteresowania, w pomieszczeniu, w którym byliśmy. Rozejrzał się i wybrał mnie. Stanął zdecydowanie za blisko, jak na kogoś, kogo nie znałam. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego wielkie oczy, jakbym chciała zapytać, o co chodzi?
Chcę cię chronić, – spojrzał na mnie przelotnie, dziwnie, niemal z uczuciem. – Trzymałem się z daleka, ale kiedy usłyszałem, co sobie myślą te bydlaki…
Usłyszałeś co myślą? – Postanowiłam zagrać z nim w tę grę, ostatecznie byłam całkiem niezła… Czytasz w myślach?
Czytam w myślach każdego człowieka w tej sali, – uśmiechnął się, – z wyjątkiem ciebie. Forsa. Seks. Forsa. Seks. Kot. A u Ciebie nic nie słyszę! To denerwujące…
Coś ze mną nie tak? – Odwzajemniłam ten uśmiech, wiedziałam, że mogę wygrać.
Ja ci mówię, że czytam w myślach, a ty się martwisz, że coś z tobą nie tak? – Westchnienie odebrałam jako dopełnienie…
Co?
Nie mam już siły dłużej, uciekać od Ciebie.
To nie uciekaj.
            Ludzie wokół zaczęli zerkać na nas, przysłuchując się tej intrygującej wymianie zdań. A on brnął w to dalej. Jakby chciał sprawdzić, czy to wszystko nie jest tylko przypadkiem. Zbiegiem okoliczności.
Jesteś niewiarygodnie szybki i silny, – zmiana ról, pomyślałam, żaden problem… – masz bladą i lodowato zimną skórę. Twoje oczy zmieniają kolor. A czasem mówisz, jakbyś był z innej epoki. Nic nie jesz i nie pijesz. Nie wychodzisz na słońce. Ile masz lat?
Siedemnaście, – chyba nie myślał, że się poddam? A może tak.
Od jak dawna masz siedemnaście lat?
Od… jakiegoś czasu.
Wiem, kim jesteś.
To powiedz! – To wszystko nie jest możliwe powtarzałam sobie w duchu, ale do niego mówiłam dalej… Na głos. Powiedz!
Jesteś wampirem.
Boisz się?
Nie.
            To już było zdecydowanie dziwne. Ludzie otoczyli nas dość ciasnym kręgiem. Ja pewnie też bym się zatrzymała. Szczególnie, że mówiliśmy dość głośno. On, jakby chciał sprawdzić, czy nie ulęgnę presji, czy się nie zawstydzę, czy dam radę bawić się z nim na oczach tych wszystkich osób. Ale dla mnie nie istniał nikt prócz niego. Tylko ja i on. Wszystko inne nie miało znaczenia.
            Stał i wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Spełniałam jego oczekiwania. Nie wiedziałam, dlaczego to robi. Dlaczego oboje to robimy? Ale podobało mi się. I wcale nie zamierzałam kończyć.
Musisz mnie zobaczyć w słońcu – ponownie spojrzałam w jego piękne oczy, to mój ulubiony fragment, nie odpuszczę. – Dlatego nie wychodzimy na słońce. Ludzie zorientowaliby się. Taki jestem.
Jak diamenty. Jesteś piękny, – podjął wyzwanie.
Piękny? To skóra zabójcy! – Coraz więcej ludzi… Jestem zabójcą.
Nie wierzę!
Bo wierzysz w pozory! Ale to mój kamuflaż. Jestem najniebezpieczniejszym drapieżnikiem na ziemi, – zaczęłam się zastanawiać, do czego to właściwie mnie zaprowadzi. Wszystko we mnie ma cię do mnie przyciągać. Mój głos. Moja twarz. Nawet mój zapach. – Uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć, no dalej, pokaż, na co cię stać… Chociaż nie wiem po co! Przecież mnie nie prześcigniesz! Przecież mnie nie pokonasz! Jestem maszyną do zabijania.
Nie szkodzi.
Zabijałem ludzi.
To nie ma znaczenia.
Chciałem zabić ciebie. Nigdy nie miałem tak wielkiej ochoty na ludzką krew.
Ufam ci.
To źle!
            Czułam się jak aktorka na scenie, obserwowana przez tysiące ludzi, choć tak naprawdę otaczało nas może trzydzieści osób. Ale tłum gęstniał, a windy odjeżdżały niemal puste. Wszyscy chcieli zobaczyć i usłyszeć. Dookoła panowała cisza. Przypatrywaliśmy się sobie w milczeniu badając się wzrokiem. On znowu się uśmiechnął, ale ja nie mogłam przerwać. Jeszcze nie.
Nie czytam w twoich myślach, – zaczęłam ponownie, nie dając mu dojść do słowa, – musisz mi powiedzieć, co myślisz!
Teraz się boję… Przypatrywał mi się bardzo uważnie. – Nie boję się ciebie. Boję się ciebie stracić. Mam wrażenie, że znikniesz.
Nie wiesz, jak długo na ciebie czekałem, położyłam rękę na jego torsie. Lew zakochał się w owcy.
Głupia owca.
Stuknięty lew masochista.
            Pomyślałam, że jestem wielka. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Nie widziałam celu, w tym, co robię. Ale wiedziałam, że dodaje mi to sił. I wiary w siebie. Cudownie było tak stać i wypowiadać te kwestie.
Umiesz się bawić, – jego wzrok mówił, że w takim razie się zabawimy… więc pożonglujemy. Jeśli…?
Zgoda. Co tylko chcesz.
Na początek postaciami.
            Jeśli wydawało mu się, że w ten sposób mnie pokona, to szybko zorientował się, jak bardzo się mylił. Nie docenił mnie jako przeciwnika. O nie.
Rozpuść włosy.
Myślisz, że to pomoże? Wyczuwam ją z końca boiska, – po moich słowach dostrzegłam lekkie zdziwienie na jego twarzy.
            Po sekundzie zakłopotania, którą chyba tylko ja zauważyłam, kontynuował.
Jestem Lorent, a to Wiktoria i James.
Carlisle, a to moja rodzina. Wasze polowania komplikują nam życie.
            Znowu moment przerwy. Tym razem jeszcze krótszy niż wcześniej.
– Tropiciel zmienił kierunek.
– Dokąd dotrze?
– Do pokoju pełnego luster…
– Podobno wizje nie są pewne? – Ha! I co teraz powiesz?
            Nie mogłam wyjść z podziwu, że aż tyle pamiętam. On najwyraźniej też nie. Choć bardzo chciał znaleźć jakiś słaby punkt. Tylko nie wiedziałam, po co. Po co to całe przedstawienie? Hmm. Może dzięki temu wygram darmowe bilety na premierę kolejnej części? A może chłopak ma problemy z osobowością? Ale wtedy, co powinnam sądzić o sobie? I do tego ci wszyscy ludzie. Ciągle czekają, jakby chcieli sprawdzić, co jeszcze im pokażemy. Może uważają nas za czubków? Albo gorzej…
            Wyglądał, jakby w myślach rozważał, co zrobić dalej. Lustrował mnie spojrzeniem. Nie skupiał się już wyłącznie na mojej twarzy. Zaczęłam czuć się dziwnie. Staliśmy tak kilka chwil.
W takim razie jeszcze trochę zabawy. Tym razem częściami sagi, – patrzył na mnie jak zwycięzca, jak drapieżnik na swoją ofiarę, ale ja nie czułam się słaba. Spróbujesz?
Oczywiście.
            Zaczynaj, pomyślałam, nie masz ze mną szans. A nawet, jeśli rzeczywiście zdarzyłoby się tak, że nie wygram tej bitwy, to i tak będę mogła uważać się za zwycięzcę. Nawet nie przypuszczałeś, podchodząc do mnie, że mogę ci się postawić, że będę godnym przeciwnikiem. A jednak. Jestem. Musisz się z tym pogodzić. I teraz możesz już tylko walczyć i liczyć na moją pomyłkę…
To decyduj siostro! Już czas.
– Owszem, – spojrzałam mu pewnie w oczy. – Albo pozwolimy im robić to, do czego zostali stworzeni, albo ich zlikwidujemy. Decyzje, decyzje…
            Przez chwilę się zastanawiał, po czym ciągnął dalej. Widać było, że irytacja miesza się w nim z czymś innym, czyżby z podziwem?
Mają dobry program naukowy.
Badania nad Edwardem? Sposób, w jaki na ciebie patrzy. Jakby chciał osłonić cię własnym ciałem przed strzałem!
            Przeskakiwał z dialogu na dialog. Sprawdzał mnie.
Dziewczyna wampira?
– A ty? Dziewczyna wilka?
            Z jednej części na drugą.
Przepraszam za wczorajszy wieczór. To musiało być dla ciebie trudne.
Nie znajdzie się w pierwszej dziesiątce najlepszych wieczorów.
Masz taką listę?
Wszystkie spędzone z tobą. Numer jeden, kiedy powiedziałaś, że za mnie wyjdziesz. Pani Cullen.
            Przestał cytować scenariusz i patrzył na mnie chwilę. Jego wzrok był tak przenikliwy, że miałam ochotę uciec. Ludzie zaczęli się rozchodzić, uznawszy zapewne, że to koniec przedstawienia. Usłyszeliśmy kilka braw. Ciche śmiechy. Ktoś zapytał, czy to jakaś akcja happeningowa i na co zbieramy fundusze. A my wciąż staliśmy w ciszy. I patrzyliśmy sobie w oczy. W końcu uznał, że warto się odezwać.
Jesteś niesamowita.
Tak? A dlaczego?
Nawet nie wiesz, jak długo na ciebie czekałem, – założyłam, że bezwiednie powtarza słowa, które już dzisiaj padły w naszej rozmowie.
Myślałam, że już się nie bawimy, – uśmiechnęłam się, że już nie gramy w tę grę. Uważam się za zwycięzcę!
Tak – odwzajemnił mój uśmiech. Masz rację. Wygrałaś.
A jaka jest nagroda? – Taki mały żarcik.
Nagroda?
No tak. Skoro wygrałam, to chcę nagrodę.
Napijesz się ze mną kawy?
Nagroda taka sobie, uśmiechnęłam się ponownie,chyba, że stawiasz.
Kawa to nie jest nagroda, zaczął się śmiać, zorientował się, że ja dalej się świetnie bawię, kawa to tylko propozycja. I skoro zapraszam, to oczywiście płacę.
A więc chętnie wypiję z tobą kawę.
            I poszliśmy. Dołączyła do nas jeszcze jedna osoba. Mężczyzna około trzydziestu lat. Spojrzałam pytająco na mojego nowego znajomego, ale nie uznał za stosowne przedstawić nas sobie. Zresztą nawet sam siebie nie przedstawił, więc postanowiłam po prostu poczekać. Poszliśmy do kawiarenki. W międzyczasie on wykonał jeden telefon. Rozmawiając został trochę z tyłu, ale i tak część jego słów do mnie docierała.
Tak, będzie świetna. Jest zdecydowanie najlepsza. Przecież wiesz ile osób już sprawdziłem. Nie ma sensu szukać dalej. Poza tym, wszystko musi pozostać w tajemnicy. A co, jeśli w końcu ktoś się zorientuje? Jak ją poznasz, jak zobaczysz materiał, sam się przekonasz. Na razie.
            To wszystko nie wydawało mi się to do końca normalne. A już na pewno, co najmniej lekko dziwaczne. Ale uznałam nie poruszać tego tematu, ostatecznie to on chciał ze mną porozmawiać, a ja nie powinnam go podsłuchiwać.
            Usiedliśmy w tym samym miejscu, gdzie kilka tygodni temu spotkałam się z Piotrem. Poczekaliśmy, aż kelnerka przyniesie nasze zamówienie i odejdzie. Po czym odezwał się niespodziewanie towarzysz mojego niedawnego współzawodnika.
Nazywam się Michał Partys, uśmiechnął się bardzo przyjaźnie, czy pani mnie może zna?
Przykro mi bardzo, ale nie, – też postanowiłam się uśmiechnąć. A powinnam?
Niekoniecznie. To nawet lepiej, że nie wie pani, kim jestem.
Naprawdę?
A mój milczący teraz przyjaciel, za stosowne uznał pominąć moja niewiedzę, to Paweł Sztyrny. Zakładam, że jego pani również nie zna.
Rzeczywiście. Nie znam.
            Spojrzałam na Pawła i zaczęłam zastanawiać się, dlaczego właściwie zaprosił mnie do tej kafejki. Może jednak wygram te darmowe bilety? Po raz kolejny przyjrzałam mu się uważnie. Był bardzo zadbany. Idealnie równe brwi. Jasna skóra, na której na pewno dostrzegłam odrobinę pudru. Perfekcyjne paznokcie. I idealnie współgrający ze sobą strój. Nie ma wielu takich mężczyzn, pomyślałam.
Paweł jest naszym testerem, wdarł się w moje myśli Michał.
Testerem? – Niechętnie odwróciłam wzrok od dziewiętnastolatka.
Tak. To długa historia. Nie spieszy ci się nigdzie?
Mam czas, wychwyciłam, że przestał zwracać się do mnie na pani. Chętnie posłucham.
            Testerem, zastanawiałam się, jakim testerem? Mnie miał przetestować? W ogóle nie wiedziałam, co o tym myśleć. Ale może warto dowiedzieć się czegoś więcej. Rozsiadłam się wygodniej, czekając na wyjaśnienia i z każdym kolejnym zdaniem Michała, miałam minę coraz bardziej wyrażającą niedowierzanie, zaskoczenie i poirytowanie. To ostatnie, dlatego, że uważałam wszystko to, co mi opowiadał za kiepski żart.
Wyglądasz, jakbyś nie do końca mi wierzyła, kończył ponad dwadzieścia minut później.
A dziwi cię to?
Wydaje się aż tak nieprawdopodobne?
Zastanówmy się, zrobiłam krótką przerwę. – Chcesz mi powiedzieć, że na całym świecie…
Właściwie to tylko w Europie, Ameryce Północnej i Australii, przerwał mi nieco rozbawiony.
No dobra. Niech będzie, to rzeczywiście trochę mniej niż cały świat.
Sporo mniej.
Mógłbyś mi nie przerywać?
Jasne. Wybacz, uśmiechnął się przepraszająco.
A więc wytwórnia postanowiła zorganizować konkurs, podkreślmy, że jest to konkurs, o którym nikt nie wie! I…
Ależ wie o nim mnóstwo ludzi…
Ale zwykli ludzie nie wiedzą! O to mi chodzi, – już prawie krzyczałam. A poza tym miałeś mi nie przerywać!
Posłuchaj! – Niespodziewanie, pierwszy raz, od kiedy usiedliśmy, odezwał się Paweł, Jula, to jest dla ciebie ogromna szansa. Jesteś najlepsza. Wiem, co mówię…
            Jego głos mnie uspokoił. Na chwilę. Ale to wszystko wydawało się tak nieprawdopodobne. Nie mogłam w to uwierzyć. Gdybym uwierzyła, a wszystko okazałoby się dalszą częścią gry, albo jakąś pokręconą zabawą, w której chodzi o upokorzenie mnie, nie wybaczyłabym sobie tego.
Przykro mi, ale wam nie wierzę. Bardzo bym chciała uwierzyć. I móc zaufać. Ale nie potrafię. A wy nie możecie przedstawić mi żadnych dowodów, że mówicie prawdę. Nic.
Mylisz się, znowu odezwał się Paweł, oczywiście, że możemy.
W takim razie słucham.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy wstałam z miejsca, ale skoro mogą przedstawić mi dowody, pomyślałam… Usiadłam. Poprosiłam kelnerkę o jeszcze jedną kawę. I zastanawiałam się, jaką kolejną bajkę usłyszę. Mogłam wyjść, ale uznałam, że jeśli to jednak nie jest żartem, będę żałować tej decyzji do końca swoich dni. Nie zaszkodzi ich wysłuchać, przekonywałam samą siebie. Uznali moje zachowanie za dobry znak. Michał się uśmiechnął i znowu zaczął opowiadać, a tymczasem Paweł ponownie zamilkł, wpatrując się we mnie i badając moje reakcje na słowa swojego przyjaciela. Zastanawiałam się, dlaczego to nie on ze mną rozmawia. Musiał zdawać sobie sprawę, że jego głos mnie wycisza. Pozwala mi się skupić, że zatracam się w nim. Nie wiem czy było to jego zasługą, czy to on tak na mnie działał, czy może chodziło o to, co przeżyliśmy wspólnie niespełna kilkadziesiąt minut temu.
Argumenty Michała były całkiem przekonujące. Choć nie dawały mi pewności, na której tak bardzo mi zależało.
Posłuchaj Jula. Nikt o tym nie wie, bo takie jest życzenie głównej wytwórni. Ale to daje ci ogromne możliwości. Polską odsłonę konkursu już wygrałaś! A to oznacza stypendium od stycznia do lipca, w wysokości trzech i pół tysiąca złotych miesięcznie. Bardzo intensywny kurs języka angielskiego. Po siedmiu miesiącach musisz mówić, jak rodowita Amerykanka! Musimy też doprowadzić do porządku twoją figurę. Będziesz miała osobistego trenera i dietetyka. Za pół roku twoi przyjaciele cię nie poznają…
Ale ja chcę, żeby mnie pamiętali!
Będą pamiętać, – mówi z przekonaniem, – tylko nie będą mogli uwierzyć, że to naprawdę ty! I oczywiście będziesz miała też lekcje aktorstwa. Pod koniec lutego weźmiesz udział w pierwszym przedstawieniu. Musisz się obyć ze sceną. Choć muszę przyznać, że dzisiaj poradziłaś sobie świetnie. Paweł nadal nie może uwierzyć.
Ja też nie… A co, jeśli się zgodzę? Co po tych siedmiu miesiącach?
Nawet, jeśli nie wygrasz z innymi dziewczynami, które się zakwalifikowały, zyskasz bardzo dużo. Przemyśl to.
Julia, popatrzyłam na Pawła z wyrzutem, nie znoszę być nazywana Julią, zostałem wybrany na testera ponad dwa miesiące temu. Najpierw musiałem nauczyć się wszystkich tekstów. Potem zacząć szukać dziewczyn, które podołają temu zadaniu, które podejmą tę grę. Jeżdżę z Michałem po całej Polsce od sześciu tygodni. Każdego dnia musiałem rozpoczynać tę dziwaczną zabawę, co najmniej dwadzieścia razy. Łatwo policzyć do ilu kobiet już podszedłem. Często podchodziłem do dużo większej liczby dziewczyn, nie mogąc uwierzyć, że żadna nie wie, o czym mówię. Że żadna nie chce podnieść rękawicy. Nie zawsze zaczynałem od tej kwestii, którą podjąłem z tobą. W momentach zmęczenia lub irytacji zaczynałem od czegoś prostszego, np. cześć, ostatnio nie miałem okazji się przedstawić, jestem Edward Cullen, i wiesz, co się wtedy działo? Dziewczyny patrzyły na mnie i też się przedstawiały! To było straszne. Zupełna klapa. Porażka…
            Zaczęłam się śmiać. Wyobraziłam go sobie podchodzącego do takiej wymuskanej laleczki, która mu odpowiada: Ostatnio? To my już się widzieliśmy? Przepraszam, nie pamiętam cię. Jestem Karolina. Albo coś w tym stylu. Ale w końcu nie wszyscy są miłośnikami tego samego.
Co prawda zdarzało się też tak, ciągnął dalej, nie przejmując się moim nagłym rozbawieniem, że panienki wiedziały, że są to dialogi z filmu. Kilka z nich nawet próbowało. Starały się. Ale ja wiedziałem, że producentom to nie wystarczy. A ty. Ty potrafiłaś odczytać każde moje westchnienie. Każdą zmianę w mimice mojej twarzy. Każdy gest. Więcej… sama też je wykonywałaś! Kiedy podszedłem do jednej dziewczyny w Gdyni i stanąłem obok niej mówiąc, nie czytam w twoich myślach, dostałem w twarz! A ty sprostałaś każdemu rzuconemu przeze mnie wyzwaniu! Zagrałaś. Bawiłaś się dialogami. Nie pozwalałaś mi skończyć. Prowokowałaś mnie. Byłaś niesamowita. Nie widzę na tym miejscu nikogo innego. To musisz być ty.
            Cudownie było tego słuchać. Wiedział o tym. Widział to. Ale ja dalej nie byłam przekonana.
Zróbmy tak, ponownie odezwał się Michał. – Damy ci umowę do przeczytania. Nie musisz podpisywać jej tutaj. Zastanów się. Zostaw nam swój numer telefonu. Zadzwonimy jutro. Jeśli się nie zgodzisz, będziemy szukać dalej. Chociaż wiemy, że to nie ma sensu. Znaleźliśmy już odpowiednią osobę. Ty nią jesteś!

1 komentarz:

  1. Witam,
    zgodzi się na to? Zapamiętałe oglądanie zmierzchu się przydało...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń