Witajcie!
Prawdę mówiąc byłam pewna, że nowy rozdział Prawdziwej Przepowiedni wywoła większe emocje...
Mam nadzieję, że ten Wam się spodoba:)
Enjoy, kochani!
Mike wrócił do domu, zastanawiając się, co dokładnie
oznaczała scena na parkingu. Nie rozumiał słów Draco, bo o ile wcześniej
rozważał tylko udział jego i Harry’ego w jakiejś walce na starym kontynencie,
to teraz już był niemal pewien, że dojdzie do kolejnej, tutaj. I najwyraźniej
wezmą w niej udział nie tylko jego nowi znajomi, ale także Cullenowie, co
dawało więcej do myślenia. No i był jeszcze Jacob, który ponad wszelką
wątpliwość też miał walczyć, zapewne razem z członkami swojego plemienia, choć
po dzisiejszym oświadczeniu Malfoya, chyba nic z tego nie wyjdzie.
Chłopak potrząsnął głową, starając się uporządkować myśli.
Dlaczego Draco nazwał Indianina wilkiem? I czy Cullenowie zaakceptowali jego i
Pottera dlatego, że mają wspólnego wroga? Miał wrażenie, że coś istotnego umyka
jego uwadze, nie pierwszy raz zresztą. Jak przez mgłę przypominał sobie, że
Harry zaatakował go niedługo po przyjeździe do Forks, tylko nie pamiętał
dlaczego to zrobił, ani co stało się później. Wiedział jedynie, że był wtedy
przerażony, choć miał nikłą świadomość, że chłopak zrobił to raczej odruchowo.
Otworzył laptopa, stukając nerwowo palcami w blat biurka, chcąc już zacząć
szukać jakichś informacji, choć nie wiedział od czego właściwie powinien
zacząć. Kiedy, po kilku naprawdę długich chwilach pokazała się strona
wyszukiwarki, zaczął wpisywać pojedyncze frazy, mając nadzieję, że szybko coś
znajdzie: europejskie wojny + lata 90’ dwudziestego wieku, współczesne
brytyjskie gangi, wojna domowa. Po pół godzinie, kiedy nie znalazł żadnej
przydatnej informacji, zaczął dodawać kolejne wskaźniki: Harry Potter, Draco
Malfoy, Severus, a nawet Ron i Hermiona. Setki wyskakujących stron były
całkowicie bezużyteczne, aż w końcu przypomniał sobie, że w dniu, kiedy w ich
szkole pojawił się Draco, nazwał Pottera irytującym Gryfonem. Nie rozumiał tego
wtedy, ale chłopak zaśmiał się, potakując krótko i odpowiadając, że mimo
wszystko miał w swoim życiu dużą styczność z pedantycznymi Ślizgonami. Mike aż
się zdziwił, że zapamiętał te nazwy, ale były tak chwytliwe, że nie sposób było
wyrzucić ich z pamięci. Przypomniał sobie też, że kiedy jeszcze rozmawiali na
lekcji, nie starając się w ogóle, by nie zwracano na nich uwagi, padły inne
słowa: Moja krew do niego śpiewa. Tego też nie potrafił pojąć, ale z
całą pewnością odnosiło się to do Edwarda i Newton musiał odkryć, o co w tym
wszystkim chodzi.
Zirytowany nieco dotychczasową porażką, odstawił komputer i
zszedł do kuchni po szklankę soku i jakąś przekąskę, ignorując burczenie
swojego żołądka na widok kurczaka w ziołach, którego wystarczyłoby włożyć do
mikrofalówki. Wrócił do siebie, tym razem układając się wygodnie na łóżku,
podkładając pod plecy kilka poduszek i podłączając kabel ładowarki do innego
gniazdka. Miał nadzieję, że teraz uda mu się coś znaleźć.
— Harry Potter + Gryfon + Wielka Brytania —
mruczał do siebie, wpisując kolejne słowa. — Znajdź coś porządnego, cholera.
Po kilku sekundach wyskoczyło zaledwie kilka stron, które
spełniałyby wszystkie warunki wyszukiwania, a chłopak aż wstrzymał oddech. Przy
jednym była mała ikona, przedstawiająca jakiś herb i z całą pewnością jednym z
tworzących je zwierząt był Gryf. Kliknął na nią szybko, wierząc, że w końcu mu
się udało, ale przeklął głośno, kiedy strona się załadowała. Na ekranie migała
krótka informacja o tym, że aby uzyskać pełen dostęp należy poprawnie
odpowiedzieć na trzy pytania. Mike zastanawiał się przez chwilę, ale w końcu
kliknął zielonego ptaszka, zgadzając się, przecież jeżeli nie odpowie, nic
złego się nie stanie. Jako, że nie rozumiał poniektórych słów, zignorował uwagę
pod spodem: Jeżeli udzielisz błędnych odpowiedzi, jedna z grup zadaniowych
znajdzie Cię za pomocą adresu IP, a na Twoje wspomnienia zostanie rzucone
Obliviate. Zostałeś ostrzeżony, mugolu.
Z niepokojąco szybko bijącym sercem, wpatrywał się w ekran,
czekając na pojawienie się pierwszego pytania, ale kiedy je zobaczył uśmiechnął
się kącikiem ust.
— Jak nazywają siebie uczniowie Domów Hogwartu, wymień dwie
nazwy — przeczytał głośno, odpowiadając niemal natychmiast. Podejrzewał, że Hogwart
jest nazwą szkoły, do której musieli uczęszczaj jego znajomi, choć pewności
żadnej nie miał. — Gryfoni i Ślizgoni — wymruczał, czując jak rozpiera go
radość, kiedy jego odpowiedzi zamigotały na zielono, a strona przeskoczyła do
kolejnego pytania.
W tym momencie jednak wstrzymał oddech, bo przed oczyma
zobaczył zarys zamku, przed którym najwyraźniej doszło do krwawej rzezi. Gdzieś
z przodu dostrzegł jakiegoś powalonego stwora, którego głowa leżała kilka
metrów dalej, a jakiś chłopak z zakrwawionym mieczem stał nad nim, dysząc z
wysiłku. Mike przełknął ślinę, odrywając wzrok od obrazka i pospiesznie
czytając polecenie.
— Oznacz dwoje ludzi — sapnął ze zdziwieniem.
Miał niby poznać kogoś na tej miniaturowej fotografii?
Przyjrzał się jej uważniej, dostrzegając w rogu przycisk pozwalający powiększyć
scenkę, zrobił to niechętnie, nie mając na to najmniejszej ochoty. Przeszukiwał
fragment po fragmencie obraz, z niedowierzaniem dostrzegając w końcu Draco,
który chwiał się na nogach najwyraźniej walcząc z jakimś dorosłym mężczyzną.
Mężczyzną, który zaskakująco mocno go przypominał. Zacisnął zęby, klikając na
chłopaka i wpisując jego imię i nazwisko w dymek, który pojawił się nad jego
sylwetką. Miał tylko nadzieję, że w całej tej scenie uda mu się znaleźć Harry’ego
albo Severusa, bo nie miał pojęcia jak wyglądają inni znajomi Pottera. Po kilku
minutach rzeczywiście znalazł tego pierwszego. Wyglądał jak śmierć, w jego
oczach płonął taki gniew i taka tęsknota, że aż się bał pomyśleć, co mogło się
stać, co mogło doprowadzić go do takiego stanu. Nie chcąc przyglądać się dłużej
całej tej scenie, wpisał szybko odpowiednie dane i z napięciem czekał, aż ekran
zamigocze na zielono. W końcu, po dużo dłuższej chwili niż wcześniej, obrazek
zniknął, a w jego miejsce pojawiło się krótkie pytanie, ostatnie, jak z ulgą
powtarzał sobie Mike.
— Wymień imiona Złotej Trójcy Hogwartu, pokolenia Drugiej
Wojny z Sam-Wiesz-Kim — przeczytał i wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu. — Co
do cholery? — warknął do siebie. — Skąd mam niby wiedzieć z kim? — wymamrotał
już znacznie ciszej.
Przez dłuższy czas zastanawiał się, czy w ogóle słyszał
określenie Złotej Trójcy, ale uznał, że jednak nie, więc przeszedł do Drugiej
Wojny, licząc, że druga, była jednocześnie ostatnią, która miała miejsce, a
zatem, to z niej było poprzednie zdjęcie. Oznaczył na nim Harry’ego i Draco,
ale miał dziwne wrażenie, że ten drugi jednak nie pasował do tej układanki,
szczególnie, iż blondyn powiedział mu dzisiaj, że jeszcze niedawno byli z
Potterem wrogami. Problem polegał na tym, że z przeszłości Harry’ego znał w
sumie cztery osoby, z których jedna nie zgadzała się pokoleniowo, a na oczy
widział i tak tylko Malfoya.
— Ale powiedział, że to jego przyjaciele — burknął,
odgarniając niedbale włosy.
To wydawało się zbyt proste. Jakim cudem wszystkie pytania,
które dostał miałyby się odnosić, akurat do tego, co było mu znajome chociaż
przez słyszenie? Warknął, zły na siebie, bo chyba zaczął się obawiać
początkowego ostrzeżenia, ale ostatecznie wpisał trzy imiona w wyznaczone pola,
na sekundę zaciskając powieki, jakby obawiając się, że ci ludzie znajdą go już,
natychmiast.
Otworzył jedno oko, zerkając ciekawie na monitor, po czym
wypuścił wstrzymywane dotychczas powietrze.
— Udało się — szepnął. — Udało się! Udało! — krzyknął, zaciskając
dłoń w pięść i uderzając kilkukrotnie o narzutę.
Dopiero po chwili zwrócił uwagę na ozdobiony jakimiś
fikuśnymi wzorkami nagłówek: Witamy na oficjalnej stronie Brytyjskiego
Magicznego Konsulatu. Przeczytał to trzy razy, mając wrażenie, że źle
widzi, ale to jedno, cholerne słowo nie chciało zniknąć, więc dał sobie
chwilowo z nim spokój, uznając to za żart, albo dobrą robotę hakerów i
przeszedł do dalszej części.
-I-I-I-
Edward zatrzymał samochód tak gwałtownie, że Harry niemal
uderzył głową w deskę rozdzielczą. Spojrzał na niego z niedowierzaniem,
zastanawiając się, o co też wampirowi znowu chodzi, ale ten patrzył przed
siebie z nieodgadnioną miną, zaciskając lekko dłonie w pięści.
— Czy mogę cię pocałować? — zapytał cicho po chwili, a Potter
aż otworzył szerzej oczy na irracjonalność tego pytania.
— A co się stało, że w ogóle o to pytasz? Rano tego nie
zrobiłeś — mruknął z przekąsem.
Edward wzruszył ramionami nadal na niego nie patrząc.
Wyglądał, jakby myślami był bardzo daleko od tego miejsca.
— Nie wiem, na co mogę sobie pozwolić — odparł bezbarwnie. —
Nie chciałbym oberwać jakimś paskudnym zaklęciem, jeśli coś ci się nie spodoba.
Harry nie spuszczał z niego wzroku, coraz bardziej
poirytowany tą rozmową, tonem jego głosu i ukrytą w tym krótkim stwierdzeniu
ironią. W końcu odetchnął głęboko, dochodząc do wniosku, że lepiej będzie nie
przejmować się humorkami wampira.
— Możesz mnie całować — powiedział szorstko. — Możesz mnie
dotykać, głaskać, przytulać się, czy co tam jeszcze chcesz. Masz po prostu nie
wystawiać mojego życia na widok publiczny. Jeżeli jednak będziesz potrzebował
mojej obecności w szkole, czy w jakimkolwiek innym miejscu, w którym znajdują
się też obcy ludzie, powiedz mi o tym. Ale jeśli będziesz musiał po prostu mieć
mnie blisko, to zawsze możesz podejść, usiąść z moimi przyjaciółmi, czy przyjść
do mojego domu. Osłony i tak cię przepuszczają — dodał bardziej do siebie niż
do niego.
Cullen zerknął na niego ze zdziwieniem, sądząc raczej, że
chłopak będzie chciał ograniczyć ich kontakt do minimum, czyli zapewne do
sporadycznego seksu. Ostatecznie to, co powiedział jeszcze nie tak dawno dawało
mu jasny obraz jego podejścia.
— Czyli mogę cię pocałować? — zapytał mimo wszystko, a Harry
aż warknął, słysząc niepewność w jego głosie.
Wampir uśmiechnął się kącikiem ust, pochylając nad chłopakiem
i składając delikatny pocałunek na jego gorących wargach. Nie potrafił przy nim
jasno myśleć i bardzo mu się to nie podobało. Tak samo jak brak kontroli nad
sytuacją. Od kiedy Carlisle go przemienił czuł kontrolę. Nawet jeżeli na samym
początku się buntował i zabijał ludzi, nie chcąc podążać za filozofią swojego
ojca, to nawet w tamtym czasie miał poczucie władzy nad własnym losem. A teraz
czuł, że to stracił i miał problem z odnalezieniem się w nowej sytuacji.
Harry pogłębił pocałunek, czując chłód od ciała Edwarda.
Podobało mu się, że jego nowy kochanek był tak inny od Severusa. Chyba nie
zniósłby sytuacji, gdyby w trakcie seksu przypomniał sobie swojego partnera. Na
szczęście z wampirem mu to nie groziło. Popchnął go lekko z powrotem na jego
fotel i niezdarnie wdrapał się na jego kolana. Niewielka przestrzeń
zdecydowanie mu tego nie ułatwiała, ale nie przejmował się tym w ogóle. Poczuł,
jak twarde i zimne ramiona obejmują jego talię i przylgnął mocniej do klatki
piersiowej Edwarda.
Wampir oddychał równomiernie, całując metodycznie jego
szczękę, szyję i obojczyk, przesuwając dłońmi po jego karku, plecach i udach.
Tak bardzo chciał mieć pewność, że chłopak z nim zostanie, że mu wybaczy, że
poczuje do niego coś więcej.
Prychnął w myślach, kiedy w jego głowie pojawiło się
wspomnienie tego, jak Harry mówił, że jest dla niego ważny. Chyba tylko w
łóżku, pomyślał gorzko, ale w następnej sekundzie uświadomił sobie, że tak
właściwie i do tego nie byłby mu wcale potrzebny.
— Mieliśmy jechać do twojego domu — szepnął Potter, odrywając
się od niego na chwilę i patrząc intensywnie w jego oczy. W sumie mógłby go tu
wziąć, ale nie chciał ryzykować, że ktoś ich zobaczy, albo prędzej: usłyszy.
— Za chwilę — warkną Edward, chwytając go silniej za ramię i
obnażając niebezpiecznie kły, będąc już podnieconym do granic i nie chcąc
wracać w tym stanie do domu.
Gryfon spojrzał na niego z zastanowieniem, dochodząc do
wniosku, że trochę się zapędzili, a on jednak nadal będzie musiał uważać.
Reakcje wampira może i były już lepsze niż jeszcze kilka dni temu, ale na pewno
nie powinien go lekceważyć. Widział, jak bursztynowe tęczówki zmieniają powoli
odcień, przechodząc przez czerń i z wolna klarującą się czerwień. Wiedział, że
Edward walczy z pragnieniem, z instynktami i ze śpiewem jego krwi, ale nie miał
jeszcze pewności, że uda mu się tę walkę wygrać. Niemal niewidocznym ruchem
wyszarpnął z pokrowca różdżkę, rzucając na niego niewerbalne zaklęcie i
przytwierdzając jego ciało do fotela, na którym ten siedział. Edward zapatrzył
się na niego ze zdziwieniem, nie do końca rozumiejąc co się stało.
— Uspokój się — mruknął spokojnie czarodziej, nie chcąc, żeby
wampir zaczął szarpać się z fotelem, bo ten nie był w żadnym stopniu wzmocniony
i na pewno nie skończyłoby się to dla niego dobrze. — To tylko środki
zabezpieczające — dodał w ramach wyjaśnień.
Uniósł się lekko nad nim, rozpinając najpierw swój, później
jego rozporek, drugą ręką machając różdżką i wyciszając wnętrze samochodu. Na
sekundę przed tym, jak go pocałował szepnął jeszcze:
— Tylko nie gryź.
Edward przez moment miał nieobecny wyraz twarzy, ale po
chwili postarał się uspokoić, przymykając na długie sekundy powieki i
wstrzymując oddech. Musiał nad sobą panować, bo inaczej znowu go skrzywdzi, co
zapewne tym razem przypłaci życiem, jak obiecał mu niedawno chłopak.
-I-I-I-
Mike zirytowany zamknął laptopa.
— Jakieś, kurwa, żarty — warknął do siebie, słysząc, że jego
rodzice chyba wrócili już z pracy.
Zszedł na dół, mając wrażenie, że zaraz trafi go szlag.
Przejrzał tylko pobieżnie stronę, na którą udało mu się wejść, ale szybko sobie
darował, bo słowa magia i czarodzieje powtarzały się tam zbyt dużą ilość razy.
Musiał się uspokoić, a wtedy może uda mu się podejść do tego na chłodno. Nie
miał pojęcia dlaczego właściwie tak go to zdenerwowało, chyba chodziło głównie
o to, że miał nadzieję znaleźć jakieś naprawdę konkretne informacje, a zamiast tego
wszedł na stronę prowadzoną przez jakiegoś dziwaka. Nie mógł tylko zrozumieć,
dlaczego dostęp do niej był tak dobrze zabezpieczony, a do tego wspomnienia
krwawej jatki przed starym zamczyskiem żywo majaczyły przed jego oczyma.
Zszedł na dół zaglądając do kuchni i obserwując krzątającą
się po niej matkę. Ojca nie było jeszcze w domu, widocznie musiał załatwić
jakieś ważne sprawy i wróci bóg wie kiedy. Mike się tym nie przejmował.
— Mamo, czy uważasz, że na świcie żyją czarodzieje? — zapytał
na wydechu, właściwie nie wiedząc dlaczego to robi, ale chcąc poznać jej opinię
na ten temat.
Kobieta zamarła na moment, przymykając powieki i wstrzymując
oddech. Co niby miała mu powiedzieć? Na pewno nie prawdę.
Chłopak patrzył uważnie na jej reakcję, mając pewność, że nie
spodziewała się, że kiedykolwiek zada jej to pytanie, a przynajmniej nie, od
kiedy skończył sześć lat. Wcale jej się nie dziwił, to było irracjonalne.
— Mamo? — powtórzył, kiedy kobieta nie odpowiedziała.
— Ile ty masz lat, dziecko, żeby mnie pytać o czarodziei? —
odparła spokojnie, choć Mike wyczuł coś dziwnego w jej głosie. Miał wrażenie,
że jest przestraszona, ale zupełnie tego nie rozumiał.
— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie — zauważył, zaciskając
szczęki. Coś wyraźnie było nie tak i nie wiedział, co o tym myśleć. Czyżby jego
matka uważała, że magia, taka prawdziwa, a nie tylko tanie sztuczki, które
można było obejrzeć w telewizyjnych programach, istniała?
— I nie zamierzam — warknęła kobieta, a Mike aż rozszerzył
oczy, nie wierząc tej reakcji. — Odbyliśmy już tę rozmowę, kiedy byłeś mały.
Nie chcę słyszeć słowa o magii — dodała i obróciwszy się na pięcie wyszła w
kuchni, trzaskając drzwiami.
Chłopak patrzył w pustą już teraz przestrzeń, znowu mając
wrażenie, że świat zwariował, bo skoro jego matka zachowywała się w taki, a nie
inny sposób, to działo się coś dziwnego. W końcu wywrócił oczyma, prychnął
głośno i wstał, wyciągając z lodówki wczorajszego kurczaka. Zioła pachniały
intensywnie i chciał móc już zatopić zęby w czymś pożywnym, żeby wrócić na
górę, zamknąć pokój na klucz i ponownie otworzyć tę przeklętą stronę.
— Brytyjski Magiczny Konsulat — mruknął cicho, zastanawiając
się, od czego zacząć przeszukiwanie witryny i nie zawracając sobie głowy tym,
że jeszcze kwadrans temu uważał to za stratę czasu i zwykłą głupotę.
Jak ja się cieszę, że pojawił się kolejny rozdział. Dzisiaj postanowiłam sprawdzić, czy może jest coś nowego na blogu, a tu taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńMike ma w rodzinie czarodzieja? Może sam nim jest?
Weny życzę i cieszę się, że jesteś już z nami.
Pozdrawiam brygida
Wróciłaś, wróciłaś, wróciłaś! :) Rozdział genialny! Nie mogłam się wprost doczekać Twojego powrotu. Muszę przyznać, że jesteś jedną z niewielu autorek, których opowiadania czytam z ogromną radością i z wyczekiwaniem czekam na kolejne rozdziały. Oj Mike Mike... Ten wątek z jego mamą mnie zaskoczył... Czyżby pani Newton coś wiedziała o magii? Podejrzane :p
OdpowiedzUsuńRozmowa między Edwardem a Harrym, szczerze mówiąc, mnie rozbawiła :D "Mogę Cię pocałować?" :p Oni są niesamowici razem, uwielbiam połączenia Potter&Zmierzch.
Całe szczęście, że Mike jest troszkę, że tak ujmę tępy :D
Genialny rozdział, weny życzę w pisaniu i czekam na kolejne :)
Pozdrawiam, Caathy.x1
Hej,
OdpowiedzUsuńzabezpieczenia do bani, ale też powinni uważać co mówią i gdzie, może jego matka jest czarodziejką albo ojciec, fakt że wie o co chodzi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, te zabezpieczenia są do bani, ale powinni uważać co mówią i gdzie... a może jego matka jest czarodziejem albo ojciec... bo właśnie nic nie powinien widzieć...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, zabezpieczenia to są do bani... powinni jednak uważać co mówią ale tak się zastanawiam bo może jego matka jest czarownicą albo ojciec czarodziejem... bo właściwie to nic nie powinien widzieć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza