piątek, 20 grudnia 2013

Zapomnieć 24



Witajcie!
Jak na razie jesteście zgodni, co do tego, że przed świętami chcecie Prawdziwą Przepowiednię.
Jeśli nic się nie zmieni(tzn., jeśli nie zmienicie zdania) w poniedziałek dodam kolejny rozdział.
A teraz miłej lektury kolejnej części Zapomnieć.
Enjoy!



Rosalie i Jasper zerkali na siebie podczas jazdy w stronę domu, nie bardzo potrafiąc zareagować na to, co stało się niedawno na parkingu. Draco siedział z tyłu, nie odzywając się do nich słowem, co jakiś czas mrucząc pod nosem, niezrozumiałe nawet dla nich słowa, albo powarkując z irytacji. Nie trudno było zauważyć, że nadal jest wściekły i jeśli podejrzenia wampirów miały okazać się prawdą, to wcale mu się nie dziwili.
— Potrzebujemy wilków — powiedziała w końcu dziewczyna, przerywając nieprzyjemną ciszę i zaciskając palce na kierownicy. W rzeczywistości wolałaby tego nie mówić, ale w sytuacji, w której obecnie się znajdowali, sfora mogła okazać się naprawdę ważnym sprzymierzeńcem.
— Nie obchodzi mnie twoja opinia, Hale* — odburknął Malfoy, nawet nie unosząc na nią spojrzenia. Myślami wciąż był przy Jacobie i tym, w jaki sposób ten go potraktował. Jak cholerną kartę przetargową. — Kurwa!
— Co tam się właściwie stało? — zapytał spokojnie Jasper i Draco mimowolnie zaczął się odprężać, czując, jak ten sprawnie manipuluje jego emocjami. Nie był pewien, czy w tej chwili mu się to podoba, bo chyba chciał podtrzymywać w sobie złość na zmiennego.
— Czego wy ode mnie chcecie? — Nie wytrzymał w końcu, krzycząc głośniej, niżby wypadało. — I co was to obchodzi? Ach, no tak — odpowiedział sam sobie. — Przez moje zachowanie straciliście cennego sojusznika w nadchodzącej walce — dodał z ironią, choć jego głos podniósł się odrobinę z irytacji.
— Wolimy po naszej stronie Harry’ego i ciebie niż stado wilków — odparła Rosalie, uspokajając tym stwierdzeniem i siebie, i jego. Dopiero, kiedy powiedziała to głośno, uświadomiła sobie, że jest tego całkowicie pewna tego, bez względu na to, że spory pomiędzy Draco a Jacobem rzeczywiście mogą przysporzyć im kilku dodatkowych problemów.
Chłopak przyjrzał się jej uważniej, słysząc zdecydowanie w jej głosie. Wiedział, że była zła, ale mimo to w pewnym stopniu zaakceptowała jego decyzję. Przez chwilę pomyślał, że może obawiała się, iż Potter stanie po jego stronie i zrezygnuje z walki, jeżeli wampiry go odepchną, ale gdzieś w głębi świadomości miał całkowitą pewność, że to nie o to jej chodziło.
Do domu dojechali już w spokoju, nie odzywając się więcej, nie próbując zrozumieć swoich motywów, zastanawiając się tylko nad czekającym ich starciem. Walką tym trudniejszą, że pozbawioną wsparcia Indian.
— Jesteście wreszcie — przywitał się Harry, wychodząc przed dom i łapiąc Draco za rękę, ciągnąc go do środka i nie przestając mówić: — Ron i Hermiona przyjechali pół godziny temu, udało im się wynająć dom, chociaż podejrzewam, że i tak większość czasu będziemy spędzać w jednym miejscu. Musimy ustalić kilka rzeczy. Na szczęście Sam też już dotarł. Sfora pomoże nam w walce — stwierdził na koniec z uśmiechem i Ślizgon aż się na niego zapatrzył z niedowierzaniem.
— Co ci się, do cholery, stało? — warknął, wyswobadzając palce z jego uścisku, nie chcąc ryzykować jeszcze dzisiaj kłótni z Edwardem. — Jesteś na jakichś mugolskich prochach?
— Co? — mruknął zaskoczony Harry, ale blondyn tylko pokręcił głową, stukając się palcem w czoło i wymijając go. Zatrzymał się jednak po zaledwie kilku krokach, kiedy sens ostatnich słów Wybrańca dotarł do jego mózgu.
— Mylisz się, sfora nam nie pomoże — powiedział chłodno, opuszczając powieki i czekając na wybuch złości, czy jakąkolwiek inną reakcję.
— Oczywiście, że pomoże — zaprzeczył natychmiast Gryfon.
— Potter, czego nie rozumiesz, kiedy mówię, że nie pomoże? — burknął, odwracając się do niego i patrząc na niego ze złością.
— Malfoy — syknął, łapiąc go silnie za ramię, nie rozumiejąc jego zapalczywości i złości.
Przyjrzał się uważniej jego zwężonym w nerwowym geście powiekom, napiętym mięśniom twarzy, czując, jak cały jest spięty, wyraźnie czymś poruszony. Oczywistym było, że podczas tych kilku godzin, podczas których się nie widzieli coś musiało się stać i Harry miał tylko nadzieję, że nie spowoduje to powrotu dawnego Draco, bo jeżeli Jacob mu coś zrobił, to Potter był gotów biec i boleśnie ukarać wilka, bez względu na pakty i umowy.
— Co ci zrobił? — zapytał cicho, wręcz opiekuńczo, poluzowując uścisk i nie spuszczając z niego spojrzenia.
Malfoy drgnął, wyraźnie nie spodziewając się, że Gryfon tak szybko połączy fakty, nie bardzo chcąc mu mówić, co naprawdę się stało.
— Nie jestem pieprzonym narzędziem — powiedział jeszcze ciszej, patrząc na niego intensywnie, nie mogąc się powstrzymać przed zaciśnięciem warg i powiek.
Czuł się taki słaby, taki odsłonięty. Nie miał pojęcia, dlaczego właściwie ktoś taki, jak Potter o niego dba, przejmuje się jego samopoczuciem. Może miało to związek ze wspólnymi wojennymi przeżyciami, albo z tym, że kochali tego samego mężczyznę. Może po prostu Potter już tak miał i martwił się o każdego ze swoich przyjaciół, a był pewien, że za kogoś takiego go właśnie uważał. Jak się nad tym głębiej zastanowił, to mieli ze sobą więcej wspólnego, niż ktokolwiek mógłby pomyśleć. Wybraniec i syn jednego z najważniejszych smierciożerców.
— Nie jesteś — przyznał Harry, przenosząc dłoń wyżej, dotykając w czułym geście jego szczęki, kciukiem przesuwając po policzku.
Draco uniósł głowę, otwierając oczy i patrząc na niego z zastanowieniem. Podobały mu się te gesty, ale chyba nigdy się do nich nie przyzwyczai. Były takie niewymuszone, spontaniczne. Potter nie robił tego, żeby mu się przypodobać, czy żeby coś zyskać, w przeciwieństwie do jego starych znajomych, do Pansy chociażby. On robił to dlatego, że tego chciał i Ślizgon przełknął dyskretnie ślinę zastanawiając się mimowolnie, czy gdyby spotkali się w innym miejscu, gdzieś gdzie nie byłoby Edwarda i Jacoba, mogłoby być między nimi coś więcej. Nie wiedział, czy by tego chciał, ale szybko przypomniał sobie, że to właśnie tu i właśnie dzięki wampirowi, Harry zaczął powracać do swojego dawnego ja. Co prawda był teraz inny, bardziej stanowczy, pewny siebie, zachowywał większy dystans i chronił swoje tajemnice, jak jeszcze nigdy, ale powoli wracał do normalności, do stanu sprzed śmierci Severusa.
Blondyn otrząsnął się z zamyślenia, nie wiedząc nawet kiedy przysunął się do niego bliżej, jakby szukając podpory, czy pocieszenia. Mimowolnie przylgnął policzkiem do wnętrza jego dłoni, chcąc czuć jej ciepło.
— Już nigdy nie będziesz narzędziem — szepnął Harry, mając świadomość, że i tak wszyscy, z wyjątkiem Rona i Hermiony słyszą ich rozmowę.
Malfoy uchylił tylko lekko powieki, ale Gryfon i tak zobaczył w nich mnóstwo emocji. Był pod wrażeniem tego, jak chłopak zmienił się w przeciągu kilku lat, ale to jak zachowywał się od kiedy pojawił się w Forks zaskakiwało go nieustannie. W jego spojrzeniu było wszystko, od złości i strachu, przez niepewność, ból i jakąś stratę, aż po uległość i wdzięczność.
I Harry wiedział, że Draco nikomu innemu nie pozwoliłby tego zobaczyć.
-I-I-I-
Mike zamknął drzwi, przekręcając klucz w zamku i ponownie wchodząc na łóżko. Położył laptopa na kolanach, już mniej pewny tego, co miał zrobić, niż jeszcze dziesięć minut temu, na dole, w kuchni, po rozmowie z matką.
Po prawej stronie ekranu zauważył pogrubiony nagłówek: Prorok Codzienny, więc kliknął na niego, wchodząc najwyraźniej na stronę jakieś gazety. Przeczytał uważnie zasady korzystania, ciesząc się, że tutaj już nikt mu niczym nie grozi, zastanawiając się jednocześnie, czy zapłacić tych kilka dolarów, żeby móc przeczytać artykuły z przeciągu ostatniego roku, czy po prostu wejść na numery archiwalne, albo najpierw przejrzeć dokładniej stronę z której go tu przerzuciło. Ostatecznie wzruszył ramionami, włączając subskrypcję i wybierając ikonę z bankiem, w którym miał założone konto. Kwota wcale nie była duża, więc nie było mu szkoda pieniędzy, za to miał nadzieję, że zrozumie zachowanie matki i dowie się, kim naprawdę są jego nowi przyjaciele.
Po chwili ponownie wszedł na zakładkę Proroka i, ku swojemu zaskoczeniu, zobaczył ludzi ubranych w dziwne, długie szaty, trochę jak sędziowskie togi, tyle, że w najróżniejszych kolorach. Postanowił, że czas na dziwienie się wszystkiemu będzie później, więc wpisał w miejscu przeznaczonym do wyszukiwania artykułów: Harry Potter.
Zdenerwowany, że wszystko trwa dłużej niżby chciał, sięgnął po kurczaka, ale zamarł niemal natychmiast, kiedy pojawiły się wyniki.
— Trzy tysiące dwieście sześć artykułów — przeczytał z niedowierzaniem.
Były ułożone chronologicznie, ostatni był zaledwie sprzed dwóch dni, a pierwszy z 1981 roku. Mike wpatrywał się w to oniemiały, mając wrażenie, że to jakiś żart, albo, że żyło naprawdę wielu znanych mężczyzn o tym nazwisku. Potrząsnął głową, nie bardzo wiedząc od czego zacząć, w końcu kasując wcześniejszy wpis, zastępując go imieniem i nazwiskiem drugiego Brytyjczyka. Pokazało się o wiele mniej pozycji, chociaż, jak chłopak ze zdziwieniem zauważył i tak było ich kilkadziesiąt.
— Kim wy, do cholery jasnej, jesteście? — mruknął niedowierzająco.
Czy naprawdę było możliwe, żeby te wszystkie teksty było o tej dwójce, która niedawno się tu sprowadziła? To wydawało się wysoce nieprawdopodobne, ale jednocześnie Mike miał wrażenie, że pasowałoby do nich. Otrząsnął się wreszcie z letargu, po raz kolejny usuwając dane do wyszukania i na ich miejsce wpisując: Zakończenie Drugiej Wojny z Sam-Wiesz-Kim. Wydawało mu się to nie tylko głupie, ale i infantylne, mimo to z zapartym tchem czekał na wyniki. Kiedy te się pojawiły, przeklął głośno, widząc ilość pozycji, ale zaczął czytać nagłówki, dochodząc w końcu do jednego, który wydawał mu się na tyle interesujący, żeby zachęcić go do przeczytania artykułu.

Bohaterowie Drugiej Wojny z Voldemortem
Od kilkunastu lat nasz świat był pogrążony w wojnie i choć wielu potężnych czarodziei kilku ostatnich pokoleń starało się powstrzymać jednego szaleńca, który zebrał grupę podwładnych sobie ludzi, nie byliśmy w stanie się podnieść i wyjść spod jarzma strachu i terroru. Pierwsze apogeum miało miejsce niemal dwadzieścia lat temu, kiedy Ten, którego Imienia Nie Wolno (było…) Wymawiać osiągnął, jak wszyscy wtedy sądziliśmy, szczyt swoich możliwości. Podczas przerażających tortur i bezsensownych rzezi ginęli nie tylko nic nierozumiejący mugole, ale także ich obrońcy, członkowie Zakonu Feniksa, aurorzy i zwykli czarodzieje. Magiczna Anglia popadała w ruinę, a kiedy nikt nie czuł się bezpiecznie, śmierciożercy pokazywali swoją prawdziwą naturę, brocząc w krwi niewinnych ofiar.
Trzydziestego pierwszego października 1981 roku wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Wieść o tym, że największy, od czasów Grindewalda, czarnoksiężnik został pokonany przyjęliśmy na początku z dużą dozą niepewności, ale już po kilku godzinach świętowaniu zwycięstwa nie było końca. Wszyscy zadawaliśmy sobie podstawowe pytanie: Jakim cudem jednoroczne dziecko pokonało Czarnego Lorda?
Siedemnaście lat później znamy już odpowiedź. Czternaście lat spokoju, rok wyśmiewania bohatera i jego mentora, rok strachu przed powrotem do tego, co się działo podczas Pierwszej Wojny i rok ukrywania się, walki, ucieczki, płaczu, braku nadziei, przerażenia i wszechogarniającej śmierci.
Kiedy na początku maja dostałem informację, że Bank Gringotta został okradziony, a złodzieje uciekli na jednym ze smoków, po prostu się roześmiałem. To był mój pierwszy prawdziwy śmiech od wielu miesięcy. Nie umiałem wyobrazić sobie większego absurdu, wiedząc, że budynek jest teraz strzeżony nie tylko przez gobliśkich wojowników, ale także przez śmierciożerców, którzy od przeszło pół roku nie nosili masek. Nie było w końcu takiej potrzeby. Mimo to udałem się na miejsce, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, mając nadzieję, że kiedyś będę mógł napisać prawdę. Kiedyś, kiedy Ministerstwo Magii, Hogwart, Święty Mungo i Prorok Codzienny przestaną być inwigilowane i kontrolowane przez śmierciożerców. Z niedowierzaniem patrzyłem na zburzone ściany, leżące dookoła odłamki, poranione gobliny i przerażonych ludzi. Smoka oczywiście nigdzie nie było, ale zacząłem podejrzewać, że historia jest jednak prawdziwa.
I była, jak się szybko okazało, bo jakiś kilkuletni chłopczyk złapał mnie za skraj szaty, szepcząc cichutko i pytając niepewnie, czy teraz, kiedy Harry Potter ma już jednego smoka, to pokona złego pana, o którym mama zabroniła mu mówić. Wpatrywałem się w dziecko z zachwytem, bijąc się z myślami, czy aby na pewno nie postradałem zmysłów i sobie nie wyobraziłem tego, co ten powiedział, ale kiedy zacząłem przysłuchiwać się poszczególnym czarodziejom, zauważyłem coś dziwnego. Coś, co do tej pory można było poczuć tylko słuchając Potterwarty. Poczułem nadzieję.
Kilkanaście godzin później usłyszałem, że dyrektor Horwartu, Severus Snape, jeden z prominentnych śmierciożeców i zdrajca Jasnej Strony, zabójca Albusa Dumbledore’a uciekł ze szkoły, która najwyraźniej pod cichym przywództwem Harry’ego Pottera i jego przyjaciół postanowiła stawić czoła Voldemortowi i bronić się za cenę własnego życia. Stawką była jednak wolność…
Poczułem się jak śmieć. Oto dzieci pokazały więcej cywilnej odwagi niż my, dorośli, niektórzy może i trochę podstarzali, ale rzetelnie wykształceni, wyszkoleni magowie. Oto nasze dzieci, a często i wnuki postanowiły walczyć i pokonać śmierć, która panoszyła się po naszym kraju, która odbierała nam wszystko, co człowiekowi niezbędne do życia. Zastanowiłem się wtedy, co ja zrobiłem, żeby pokonać Voldemorta, co zrobiłem, żeby powstrzymać śmierciożerców?
Odpowiedź była tak samo prosta, co żałosna. Nic. Te trzy litery uświadomiły mi, jakim byłem ignorantem, jakim tchórzem, a przecież chodziło też o moją wolność, o moje życie i o moje dziecko.
Nie piszę tego artykułu po to, żeby opowiedzieć Wam, w jaki sposób młodzi czarodzieje ginęli na polu walki. Nie piszę go też po to, żeby uświadomić Wam, jak bardzo zawiniliśmy, nie podejmując wcześniej walki, zgadzając się potulnie na to, co się wokół nas działo. Nie muszę, ponieważ wszyscy to wiecie. Wiecie to, tak samo dobrze, jak ja.
Mimo to wciąż widzę Neville’a Longbottoma, tego niepozornego chłopca, o którym dwa lata wcześniej moja córka opowiadała, że jest największą niedojdą w szkole, jak dzierży dumnie w dłoniach miecz Godryka Griffindora, ucinając łeb Nagini, zrywając ostatni z więzów łączący Voldemorta z jego podzieloną duszą. Widzę go i nie mogę wyjść z podziwu dla jego odwagi, siły charakteru i męstwa. I przestaje być ważne cokolwiek wcześniej o nim słyszałem, bo ten chłopak już na zawsze pozostanie moim bohaterem.
Gdy zamykam ponownie oczy, widzę kilku Ślizgonów, którzy z wyciągniętymi różdżkami stoją naprzeciw własnych rodzin. Widzę blond czuprynę Draco Malfoya, który na śmierć i życie walczy ze swoim ojcem, przyjmując grad zaklęć z jego różdżki. I jest mi wstyd, bo jeszcze chwilę wcześniej chciałem go zaatakować, a on uratował mi tyłek, powalając na ziemię innego śmierciożercę. Uratował mnie, podczas gdy ja mierzyłem do niego różdżką. Widzę, jak upada i mam wrażenie, że to koniec, że ten dzielny dzieciak już nie wstanie, że przez to, iż postanowił mi pomóc, sam straci życie, ale on, wbrew rozsądkowi, wbrew logice się podnosi, szukając kogoś wzrokiem i wykorzystując chwilę nieuwagi ojca, powala go na ziemię, zabijając bez wyrzutów sumienia. I jego oczy przestają nagle świecić, zamiast tego widać w nich jakiś żal i tęsknotę, a ja zamiast walczyć, nadal stoję i patrzę niedowierzająco, jak chłopak likwiduje kolejnych wrogów. Naszych wspólnych, jak się okazało.
Widzę też Hermionę Granger i Rona Weasleya, którzy stoją do siebie placami, ciskając zaklęciami w przeciwników. Ochraniają się wzajemnie, jakby nie mogąc pozwolić, żeby druga osoba oberwała chociaż najmniejszą klątwą. Dostrzegam, jak Gryfonka przesuwa się, co jakiś czas pół kroku do tyłu chcąc wyczuć swojego chłopaka i wiem, że robi to po to, żeby mieć pewność, że on nadal żyje, a ona ma jeszcze po co walczyć, że ma kogoś, o kogo walczyć warto.
Jestem rozdarty obserwując to wszystko. Przełykam łzy, kiedy widzę, jak kolejny uczeń umiera, jak kolejna śmiertelna klątwa uderza w członka Zakonu Feniksa, w domowego skrzata i w centaura. Nie mamy szans, myślę, mimo to, przedzieram się do przodu, biorąc przykład z tych dzieci, bo to moi bohaterowie, bo wiem, że oni walczyliby nawet, gdyby mnie tu nie było, chociaż robią to też dla mnie, bardziej lub mniej świadomie.
Uzmysławiam sobie, że nigdy nikogo nie zabiłem, kiedy jakiś czwartoroczniak przyjmuje na siebie wymierzoną we mnie klątwę, posyłając jeszcze w kierunku przeciwnika zielony promień. Nie mam pojęcia skąd wziął na to siłę, i to zarówno tę psychiczną, jak i czysto magiczną. Przecież to dzieciak, nie mógłby… Nie może pan zostawić Agnes, szepnął jeszcze, patrząc na mnie z jakąś nostalgią, wymawiając z czułością imię mojej córeczki, mojego jedynego dziecka i dopiero wtedy wstępuje we mnie wściekłość i już się niczym nie przejmuję, już tylko walczę i tylko zabijam.
W końcu widzę jego, Harry’ego Pottera. Jest w otoczeniu swoich przyjaciół, walka wyraźnie dobiega końca, już tylko pojedynczy śmierciożercy są żywi, ale i tak większość z nich leży gdzieś związana, unieruchomiona i zakneblowana. Ku mojemu zdziwieniu czuję, że mamy szansę wygrać, że wygramy, jeśli tylko On zrobi to, czego udało mu się dokonać kilkanaście lat temu. Liczę na niego. Ja i setki zgromadzonych na hogwardzkich błoniach ludzi i magicznych stworzeń. Bo tylko On może to zakończyć, tylko On może dać mi upragnioną wolność. Tym razem prawdziwą, choć, co przyznaję z rosnącym wstydem, nie pogardziłbym wtedy także czymś pośrednim.
Tak bardzo się bałem, że jednak mu się nie uda. Patrzyłem na jego twarz i widziałem w niej śmierć. Widziałem jego wściekłość, jego niemoc. Miałem wrażenie, że przeżywa upadek każdego obrońcy zamku, że dostrzega każdą ranę zadaną przez śmierciożerców, ale to jeszcze nie był czas na opłakiwanie zmarłych. To nadal był czas walki o wolność. I wszyscy wiedzieliśmy, że oto, po raz kolejny, powierzamy nasz los w kruche dłonie dziecka. Dziecka, któremu udawało się przeżyć ile razy nie stanąłby z Voldemortem twarzą w twarz, na co my, zwykli śmiertelnicy nie mieliśmy nawet odwagi.
Płakałem z innymi i śmiałem się przez łzy, kiedy truchło martwego już, Czarnego Pana zostało doszczętnie spalone, nie zasługując nawet na miejsce w ziemi, grób czy epitafium. Ściskałem moją małą córeczkę, która przerażonym wzrokiem szukała swojego przyjaciela, tego samego, który poświęcił swoje życie dla mnie, nie mając jeszcze siły powiedzieć jej prawdy. Widziałem ludzi, którzy płakali nad zwłokami, widziałem szkolną pielęgniarkę i lekarzy ze Świętego Munga pomagających rannym. W oczach większości dostrzegałem żal za tymi, którym się nie udało, ale na wszystkich twarzach była ulga. I tylko jedna osoba wyglądała na zrozpaczoną. Tylko jedna osoba stała samotnie, nie mogąc zdecydować się, czy powinna do kogokolwiek podejść, z kimkolwiek porozmawiać.
Był największym bohaterem, kluczem do naszego zwycięstwa, naszą wspólną, zbiorową inspiracją. I wiem, że gdyby nie pojawił się tamtego dnia w Hogwarcie, nikt by tam wówczas nie zginął, ale nie wygralibyśmy też wojny, nie bylibyśmy wolni. Próbowałem zrozumieć wtedy, co czuje, czy obwinia się za stratę tych wszystkich ludzi? Czy uważa, że to on sam powinien zginąć w samotnej walce, nie wystawiając nikogo na niebezpieczeństwo?
W pierwszym oficjalnym oświadczeniu, które został zmuszony wydać już po kilku godzinach, choć ciała nie zdążyły jeszcze ostygnąć, choć radość nie zwyciężyła jeszcze nad smutkiem, powiedział tylko kilka zdań, sprawiając, że po raz kolejny poczułem się nic nie wartym dyletantem.
Żałuję każdej śmierci, każdego jednego życia, którego nie byłem w stanie uratować, zarówno dzisiaj, jak i przez kilka ostatnich lat. Dziękuję Wam, że stanęliście po mojej stronie, przepraszam, że przez to Wasze rodziny są teraz rozdarte. Moja również. Zginęła dziś najważniejsza dla mnie osoba, osoba dzięki której Wasze dzieci nie zostały zabite w ciągu ostatniego roku w szkole. Osoba, która starała się chronić je wszelkimi sposobami, ryzykując swoje życie nie tylko przez ostatnie miesiące, ale przez niemal dwadzieścia lat.
Słuchałem jego słów i nie miałem pojęcia, o kim ten chłopak mówi. Zastanawiałem się, czy Agnes wspomniała mi kiedyś o jakimś człowieku, który chronił ich przed Carrowami czy Snape’em, aż dotarło do mnie to, czego wtedy jeszcze chyba nikt nie rozumiał, choć szybko miało się to zmienić. Przejmowanie szlabanów od Alecto, odciąganie uwagi Amycusa i to, że dyrektor, jedyna osoba, której Zamek musiał być poddany, nie potrafiła odnaleźć Pokoju Życzeń, który zmienił się w bazę wypadową zbuntowanych uczniów. To było tak oczywiste, a jednocześnie tak bardzo nieprawdopodobne.
Człowiek, który był najlepszym szpiegiem i największym przyjacielem Albusa od czasu Pierwszej Wojny, człowiek, który uratował moje życie niezliczoną ilość razy, który wyszkolił nie tylko mnie, ale i moich przyjaciół, który pomagał nam przez cały ubiegły rok, kontaktował się ze mną regularnie i dbał o mnie, jak nie robił tego nikt przed nim. Najważniejszy mężczyzna w Magicznej Brytanii, ważniejszy ode mnie, bo to dzięki niemu miałem dzisiaj siłę walczyć, bo dzięki niemu miałem ją przez minione dwa lata. Severus Snape.
Nadal widziałem rozpacz w jego oczach, ale teraz już ją rozumiałem. Jakim byłem głupcem myśląc, że świat jest czarno-biały, jakim ignorantem…

4 komentarze:

  1. Rozdział przepiękny... Powiem Ci szczerze, że na końcu nawet miałam łzy w oczach. A ten artykuł? Normalnie mistrzostwo. Szkoda tylko, że nie opisałaś reakcji Mike'a na końcu, ale podejrzewam, że chcesz nam zrobić niespodziankę w następnym rozdziale:). Potter na prawdę jest bohaterem... Przyjął tyle bólu i cierpienia na swoje barki, każdą śmierć odczuwał jako swoją osobistą porażkę, a mimo to jest dobry..
    Przykładem tego jest początek rozdziału, czyli rozmowa z Draco. Uspokoił byłego wroga, okazując mu tyle czułości, normalnie jestem pod wrażeniem.
    Jestem też pod wrażeniem oddania Rosalie i Jaspera, tylko nie wyjaśniłaś czemu przy nazwisku Hale zrobiłaś * :)
    Rozdział niesamowity, tyle emocji ile ukazałaś w tym krótkim tekście to normalnie cud :).
    Mistrzyni! :)
    Pozdrawiam i weny życzę;)
    Caathy.x1

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ech, zabezpieczenia powinny być zdecydowanie lepsze, Harry jak widać bardzo troszczy się o Draco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniale, te zabezpieczenia powinny być zdecydowanie lepsze, Harry troszczy się o Draco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniale, cudowne Harry troszczy się o Draco... ale te zabezpieczenia powinny być zdecydowanie lepsze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń