piątek, 24 stycznia 2014

Zapomnieć 27


— Nie rozumiesz, Black — odezwał się po długiej ciszy Draco. — Nie znasz ich historii i patrzysz na cały problem jedynie ze strony Harry'ego.
— Więc mi wytłumacz — burknął chłopak.
— Ja, Teo, Blaise i Chang stanęliśmy do walki przeciwko swoim rodzinom. Potter, świadomie, lub nie, pokazał nam, jakie możemy wieść życie, jeśli staniemy z nim w jednym szeregu. Teodor — wskazał ręką chłopaka — dołączył nawet do śmierciożerców i aż do ostatecznej walki nikt nie był pewien, po której stronie stanie. Jest świetny w eliksirach, pomoże Harry’emu, jeśli będzie taka potrzeba. Blaise, Chang i Ginny Weasley są genialni w magii leczniczej, ale potrafią też walczyć. Bardzo skutecznie zresztą. Niekonwencjonalne myślenie George’a i Thomasa pozwoli nam w ułamku sekundy znaleźć słabe punkty przeciwnika. Tak samo, jak strategiczny umysł Rona pomoże w natychmiastowej zmianie taktyki, jeżeli będzie wymagała tego sytuacja. Patil i Granger są przerażająco inteligentne. Mój skrzat dostarczył mi już kilka ksiąg nie tylko z prywatnej biblioteki Malfoyów, ale także z Ministerstwa Magii i Hogwartu. Kilka dni wystarczy im na znalezienie odpowiednich zaklęć. A Neville wciąż ma w swoim posiadaniu miecz Gryffindora. Nie mamy komfortu nie skorzystania z ich pomocy — zakończył stanowczo.
— To nie zmienia faktu, że nie skonsultowałeś tego wszystkiego z Harrym. Co z tego, że są silni, jeżeli…
— Nie chodzi o ich magiczną siłę — warknął Malfoy, przerywając mu w pół słowa. — Chociaż to jedni z silniejszych czarodziei, jakich znam. Chodzi o to, że kiedyś Potter walczył za lepsze życie nas wszystkich, a teraz żadne z nas nie odwróci się do niego plecami, kiedy potrzebuje pomocy.
— Draco ma rację — wtrąciła Cho, chcąc uspokoić nieco chłopców. — Harry zawsze stawał po naszej stronie, nie możemy pozwolić, żeby do tej walki stanął sam.
— Gdyby Draco się z wami nie skontaktował nawet nie wiedzielibyście, że do jakiejkolwiek walki dojdzie — upierał się Indianin.
— Teraz to już i tak nie ma znaczenia — odparła cicho Padma.
Jacob pokręcił tylko głową, nie mając siły się z nimi kłócić. Uważał, że to wszystko jest złym pomysłem.
— Powiedzieliśmy wam przy ognisku, że potrafimy zrobić i robiliśmy takie rzeczy, o których wam się nie śniło — mruknął Draco. — Oni również robili.
-I-I-I-
Rosalie rozmawiała cicho z Emmettem, przyglądając się Hermionie, która starała się zadać jak najwięcej ciosów Edwardowi. Dziewczyna czuła się sfrustrowana dotychczasowymi wynikami i jasno wyrażała swoją dezaprobatę, ale nie przerywała treningu. Wampiry były naprawdę szybkie i już teraz wiedziała, że muszą użyć zaklęć namierzających, żeby zniwelować szansę na uniknięcie ich ataku. Dyszała głośno, zastanawiając się, jak podejść swojego przeciwnika, sprawiając, żeby choć na chwilę się odsłonił i pozwolił jej rzucić czar. A wiedział, że Edward nie wykorzystuje jeszcze całej swojej siły.
— Jesteś za wolna — rzucił Jasper, zbliżając się do niej i patrząc z pewną obawą na stan jej ubrań.
— Wiem — warknęła dziewczyna, ponownie unosząc różdżkę i ciskając serię zaklęć w Edwarda. Wampir zdołał uniknąć kilku pierwszych, ale w którymś momencie upadł na jedno kolano, łapiąc się za głowę i wydając z siebie niemy krzyk, a Gryfonka szepnęła ciche: — W końcu.
Wszyscy odwrócili głowy, kiedy na polanę wjechały dwa terenowe samochody. Ron zareagował pierwszy, odwracając się od Carlisle’a i biegnąc w stronę siostry, witając się z nią uściskiem.
— Jesteście — ucieszyła się Hermiona, uśmiechając się ze zdziwieniem do Draco, za którym stał Jake. — Lot przebiegł dobrze?
— Jak najbardziej! — rzucił uradowany George. — To zdecydowanie zabawniejsze niż podróż za pomocą Fiuu, tylko zajmuje więcej czasu.
— Ale nikt was nie powinien wyśledzić — zauważyła Gryfonka, przyznając mu jednak rację.
— Kiedy będzie Harry? — wtrącił Neville, obserwując uważnie otaczających ich ludzi i mając wrażenie, że pojawili się tutaj nie w porę.
Rosalie patrzyła na wszystkich podejrzliwie, nie przekonana co do planu Malfoya, ale wolała się z tymi myślami nie wychylać. Po kilku minutach na polanie pojawił się Sam wraz z częścią sfory, choć wszyscy byli w swojej ludzkiej postaci.
— To jest nasze wsparcie? — zapytał z nieskrywanym powątpiewaniem, przyglądając się grupce nowoprzybyłych i nie dając im wielkich szans.
— Nie zawiodą cię, Sam — mruknął Ślizgon. — Dzwoniłem do Pottera, powiedział, że niedługo tu będzie — dodał, odwracając się do Longbottoma.
— Myślisz, że obecność nas wszystkich — zaczął Ron, wskazując ręką nie tylko na czarodziei, ale także na wampiry i wilki — pomoże ci przetrwać jego wściekłość?
Blondyn tylko wzruszył ramionami, nie odpowiadając i odsuwając się od grupki. Neville patrzył na niego z zastanowieniem, nie wiedząc, czy powinien do niego podejść, czy spróbować odgadnąć, kim są zgromadzeni tu ludzie i dlaczego niby mają walczyć wspólnie z nimi. W końcu mruknął jakieś przeprosiny do przyjaciół, robiąc krok w stronę Draco, ale w tym momencie usłyszeli zbliżający się samochód, a Malfoy odszedł jeszcze kawałek, wychodząc niemal na środek polany i pozostawiając wokół siebie dużo wolnej przestrzeni. Nie tylko Neville domyślił się, że padnie kilka nieprzyjemnych zaklęć.
— Zostajesz w samochodzie — warknął Harry, kiedy wraz z Mikiem zaparkowali obok lśniącego czernią Suva. Chłopak skinął krótko, ale otworzył okno, chcąc słyszeć przebieg rozmowy.
Newton nadal był u Gryfona, kiedy zadzwonił Malfoy z informacją, że przybyły posiłki. Słyszał ich głośną kłótnię, nie potrafiąc zrozumieć o kim i o czym mówili, ale uparł się, że chce jechać, a Potter naprawdę nie miał siły mu tego zabraniać. Poza tym, skoro Mike był charłakiem, mógł mu bez problemów powiedzieć o wszystkim, co też zamierzał później zrobić. Zgarnął ze swojego laboratorium eliksir wytrzeźwiający, wypijając jedną porcję, a drugą podając chłopakowi. Ten patrzył na niego mętnym wzrokiem, raczej niechętny do wypicia tego specyfiku, ale w końcu się poddał i wychylił całą zawartość fiolki. Czuł, jak kręci mu się w głowie, wzrok wyostrza, a upojenie alkoholowe przechodzi. Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale skinął Potterowi krótko, dając znać, że wszystko jest dobrze.
— Co on tu robi? — zapytała wściekła Rosalie, ale Harry machnął na nią ręką, obiecując, że wyjaśni to później i zmierzając w stronę centralnego punktu polany.
Obrzucił niechętnym wzrokiem przyjaciół, ciskając gromy z oczu na Rona i Hermionę, wiedząc, że ci musieli także pomóc w ich sprowadzeniu do tego miejsca. Miejsca, które niedługo stanie się polem bitwy.
— Jak śmiałeś? — warknął wściekle, stając kilka metrów od Draco i rzucając na niego pierwszą klątwę.
— Nie możesz mi tego zabronić — odwarknął chłopak, także posyłając w niego zaklęcie. — Ani im — dodał, wskazując ręką na stojącą nieopodal grupę.
— Poradzilibyśmy sobie sami — odpowiedział głośno Harry, ciskając kolejną klątwę, sprawiając, że Malfoy zachwiał się mocno, z trudem utrzymując równowagę.
— Jeszcze wczoraj miałeś wątpliwości — krzyknął chłopak, zły, że Potter zareagował dokładnie tak, jak wszyscy się tego spodziewali.
Harry mruknął coś cicho, nie odpowiadając jednak i wystrzeliwując ze swojej różdżki grad zaklęć, Draco nie pozostawał mu dłużny i po krótkiej chwili obaj chwiali się na nogach, zapominając, że obok są nie tylko inni ludzie, ale też magiczne istoty.
Sectumsempra — warknęli w tym samym momencie, jednak klątwy ledwo się o nich otarły, bo zarówno Nott, jak i Longbottom rzucili niemal nieprzepuszczalne tarcze.
Ron wyciągnął dłoń zatrzymując jednego, a Hermiona zrobiła to samo z drugim.
— Oni muszą sami to wyjaśnić — powiedziała spokojnie dziewczyna, choć trzęsła się wewnętrznie, patrząc jak ta dwójka rani się bezmyślnie, jakby zupełnie zapominając, kim dla siebie są.
— Pozabijają się — zapiszczała Cho, robiąc krok do przodu, ale George złapał ją za dłoń, nie pozwalając iść dalej.
— Daj im szansę — mruknął.
Kiedy Draco i Harry ponownie unieśli różdżki, likwidując wcześniej rzucone przez przyjaciół tarcze, z jednej strony pojawił się Edward, a z drugiej Jacob, jeszcze w locie zmieniając się w wilka. Pierwszy zmierzał w stronę Malfoya, drugi miał właśnie zaatakować Pottera, kiedy z dwóch stron padło wykrzyczane:
Tormenta!
Chłopcy spojrzeli na siebie ponad zwijającymi się z bólu istotami, nie przerywając na razie czaru, robiąc za to kilka kroków w swoją stronę.
— Powinni przerwać zaklęcie — wyszeptała Ginny, patrząc wielkimi oczyma na wilka i wampira. Teraz nikt nie miał wątpliwości, że to nie zwyczajni ludzie zgromadzili się na tej polanie.
— Jeszcze nie — powiedział stanowczo Ron, uważając, że obie istoty zasługują na ten ból, że Edward na niego zasługuje. — Muszą to załatwić między sobą.
Wszyscy wymienili zaskoczone spojrzenia, zauważając jednocześnie, że nikt z pozostałych nie reaguje na cierpienia wspomnianej dwójki. Zupełnie, jakby wszyscy mieli takie samo zdanie, jak rudzielec, jakby wszyscy chcieli wymierzyć im w ten sposób jakąś karę.
Harry w końcu przerwał zaklęcie, patrząc gniewnie na Edwarda, a po chwili to samo zrobił Draco, z kpiącym wyrazem twarzy skierowanym na Jacoba, który skomlał cichutko, na powrót stając się człowiekiem.
— Powiedziałem ci, że nie masz prawa krzywdzić moich przyjaciół — wysyczał chłodno Potter, patrząc na wampira z pogardą.
— A ty na pewno usłyszałeś od Sama, co cię spotka za ponowne zaatakowanie Harry’ego — warknął Draco, stając przy Wybrańcu z równie zaciętą, co on, miną.
— Nie potrzebuję twojej pomocy — powiedzieli obaj, nie pomagając im wstać, nie próbując nawet zniwelować skutków rzuconych zaklęć, odwracając od nich spojrzenia.
— Nadal jestem na ciebie wściekły — burknął Gryfon, choć schował różdżkę do pokrowca. — Jeśli coś im się stanie…
— Są silni — przypomniał blondyn.
— Są ludźmi!
— Czarodziejami!
— Ale będą walczyć z Volturi!
— Tak jak ty, ja, Granger i Weasley — nie wytrzymał Malfoy, potrząsając lekko jego ramieniem. — Dlaczego nie masz za złe nam, że chcemy walczyć, a im już tak? — zapytał głośno. — Ich życie ma dla ciebie większe znaczenie?
— Wiesz, że nie o to chodzi — odparł Harry, oburzony słowami, które wypowiedział Ślizgon. — Wy zgłosiliście się na ochotnika, oni…
— Oni zrobiliby to samo, gdybyś dał im możliwość wyboru.
— W Europie byli bezpieczni!
— Posłuchaj mnie, durny Wybrańcze — krzyknął blondyn, patrząc mu prosto w oczy, wiedząc, że Harry nie przyjmie dobrze tego, co chce mu powiedzieć, ale, że ktoś w końcu musi to zrobić. — Każda z tych osób jest twoim przyjacielem. Każde z nich stanie za tobą murem, tak jak ty stałeś latami za nimi. Ty walczyłeś dla nich — powiedział ciszej, ale i tak wystarczająco głośno, żeby każdy go słyszał. — Nie zabraniaj im walczyć dla ciebie.
Harry zawahał się na moment, ale po chwili jego spojrzenie na powrót stało się pewne i nieugięte. Nie mógł się na to zgodzić. Nie zniósłby, gdyby musiał ponownie przechodzić przez okres żałoby. Wiedział, że oni wszyscy, łącznie z Draco i jego pierwszymi w życiu przyjaciółmi, zbliżyli się do siebie po Bitwie o Hogwart. Tylko on pozostawał z boku, zgadzając się jedynie na małe wsparcie ze strony Rona i Hermiony, choć i to wtedy mu się nie podobało. Teraz nie widział przed sobą Gryfonów, Krukonek i Ślizgonów, widział ludzi, którzy walczyli o swoje życie, i którzy będą musieli robić to znowu. I ponownie będą to robić z jego winy. Nie chciał do tego dopuścić.
— Nie pozwolę im się narażać — krzyknął, niemal desperacko, wyrywając ramię z zaciśniętej na nim dłoni Malfoya, chcąc się odwrócić, nakazać im powrót do Anglii, do ich bezpiecznych domów i do rodzin, które tam zostały.
Zanim jednak zdążył to zrobić, poczuł mocne uderzenie w szczękę, od którego zakręciło mu się w głowie i zapewne upadłby, gdyby Malfoy nie złapał go ponownie, starając się załagodzić nieco ból, który mu zadał, delikatnymi muśnięciami swojego kciuka. Gryfon patrzył na niego w szoku, dostrzegając w jego oczach wściekłość i smutek.
— A ja nie pozwolę, żebyś znowu narażał swoje — warknął, nie odrywając od niego spojrzenia. — Śmierć Syriusza to nie była twoja wina, zabiła go Bella. Śmierć Severusa także nie była twoją winą — dodał, a Harry drgnął, ale już nie próbował się wyrywać. Chyba nie docierało do niego jeszcze, że wszyscy to słyszą i, że nikt się temu nie dziwi.
— Mogłem go uratować — szepnął.
— Nie mogłeś — zaprzeczył kategorycznie Draco. — Razem jesteśmy silni — dodał, wskazując na Hogrwartczyków, którzy w szoku słuchali słów tak bardzo niepasujących do typowego zachowania Ślizgona. — Pozwól im stanowić o twojej sile, Harry — powiedział miękko, akcentując wyraźnie jego imię, chcąc mu za wszelką cenę udowodnić, że jest wart tego wszystkiego, że skoro on, Draco Malfoy, chce stanąć z nim do walki, to tym bardziej zrobią to ich przyjaciele.
Chłopak przymknął na moment oczy, analizując słowa swojego wieloletniego szkolnego wroga, w końcu kiwając krótko głową. Wiedział, że teraz, kiedy cała ósemka już tu przybyła, nie było możliwości, aby zmusić ich do powrotu. To byłoby jak walka z wiatrakami, a na taką nie miał ochoty. Mieli ważniejsze rzeczy do roboty.
Draco uśmiechnął się kącikiem ust, ciesząc, że największy kryzys już zażegnany, wyciągając różdżkę i lecząc wielkiego siniaka na szczęce Gryfona.
— Co tu robi Mike? — zapytał, kiedy skończył, widząc, że Newton nie wyszedł z samochodu, patrząc na wszystko szeroko otwartymi oczyma. — Będzie trzeba zmodyfikować mu pamięć — dodał, kierując różdżkę w stronę chłopaka, ale Harry szybko złapał go za rękę, mrugając z rozbawieniem.
— To nie będzie konieczne — odparł, po czym krzyknął do chłopaka, ignorując zaciekawienie wszystkich obecnych: — Mike, chodź do nas.
Zanim ten zdążył podejść, Brytyjczycy przywitali się z Harrym, nie komentując tego, co przed chwilą miało tu miejsca. Blaise i Ginny podeszli do Edwarda i Jacoba, zmniejszając echa bólu, który ci odczuwali.
— Jestem pewna, że obaj na to zasłużyliście — warknęła dziewczyna, patrząc na nich zmrużonymi oczyma. — Ale jednocześnie każdy z was chciał ich chronić — dodała ciszej, nie przerywając swojej pracy. Zabini tylko skinął krótko, zgadzając się z nią i powtarzając jej ruchy. Nie było nic do dodania.
-I-I-I-
Mike w szoku obserwował wszystko to, co działo się tak niedaleko od niego. Nie był pewien, jak się czuł. Na pewno się bał, bo zupełnie nie rozumiał, dlaczego Harry i Draco zaczęli się wzajemnie atakować. Widział, jak ludzie, których kojarzył z licznych zdjęć, obejrzanych podczas ostatniego tygodnia, drżą, patrząc na chłopaków, ale nikt nic nie robił. Nie miał pojęcia, dlaczego ich nie powstrzymają, on sam chętnie by to zrobił, ale wiedział, że nie ma szans, że skoro są rozzłoszczeni, to któryś może go zaatakować, zranić, nawet jeśli nie celowo, to przypadkiem. Obserwował, jak Malfoy przeleciał kilka metrów w tył, trafiony jakimś zaklęciem, uderzając głową o jedno z niewielu rosnących na tej polanie drzew. Zastanawiało go tylko, jak to się dzieje, że mimo tego, iż się ranią, z żadnego zadrapania nie popłynęła nawet stróżka, ba, nawet kropelka krwi. Chyba, że togo nie dostrzegł, ostatecznie był dość daleko.
Wstrzymał oddech, kiedy Jacob i Edward włączyli się do walki. Usłyszał zaklęcie i wiedział, jakie miało skutki, przeczytał wystarczającą ilość artykułów, żeby wiedzieć, co czarodzieje właśnie robili… im. Pojęcia nie miał, kim tak naprawdę są ludzie, których znał przecież od wielu lat. Może i nie byli nigdy w bliskich stosunkach, choć ze względu na szkołę i tak powinien bardziej znać Cullena, niż Jake’a, ale teraz potrafił się jedynie wzdrygnąć i nieco skulić w sobie, bynajmniej nie przestając obserwować.
Nie rozumiał, czemu nikt nie reagował, choć na pewno wiedzieli, co się dzieje. W pewnej chwili przypomniał sobie spotkanie z Blackiem na parkingu szkolnym i jego słowa, że wszystko zależy od Draco, nadal nie wiedział, o co wtedy chodziło, ale zachowanie Indianina było raczej jednoznaczne. Może później zrobił mu coś, i teraz blondyn zwyczajnie się mścił. Przed oczyma miał też świeże blizny na karku Harry’ego, kiedy ten, po długiej nieobecności pojawił się w końcu na zajęciach. Obaj, i on, i Draco, mieli wtedy zwolnienie od Carlisle’a, choć na ogół nie był on lekarzem, od którego można było taki papierek wyciągnąć. Spojrzał na rodzinę Cullenów, dostrzegając zaciętą, choć pewną minę Rosalie, aprobatę i mały, pełen wyższości uśmiech Jaspera, jakąś akceptację w oczach Carlisle’a. Stali zaledwie kilka metrów od samochodu, w którym siedział, więc potrafił to wszystko dostrzec.
Niepewnie odpiął pas i wysiadł, cicho zamykając drzwi, kiedy Harry go zawołał. Teraz czuł większą obawę, chociaż w jego głowie kołatała się myśl, że bez względu na to, jak bardzo nie starałby się uciec, gdyby zaszła taka potrzeba, każda ze zgromadzonych tu osób, byłaby w stanie go znaleźć.
I zabić, dodał ten sam głosik, kiedy stanął nieopodal ludzi, których zaczął kojarzyć. Dziewczyna z hinduskimi korzeniami, Padma Patil, albo jej siostra Parvati, nie był pewien. Japonka, też ją pamiętał, ale nie potrafił przypomnieć sobie jej imienia. Bliźniacy Weasley, ich siostra i brat, który należał do Trójcy Hogwartu, Ron, jego imię zapamiętał, bo on i Hermiona byli tymi, o których wspomniał Draco. Zresztą na ich temat przeczytał bardzo wiele. Chłopak, który odciął łeb wężowi. Neville.
Przełknął ślinę pod ich czujną obserwacją. Byli przyjaciółmi Harry’ego i Draco, nie powinien się ich obawiać, a jednak czuł to samo, co kilka godzin temu, kiedy Potter pojawił się w jego domu. Do tego Cullenowie i Indianie. Wszyscy patrzyli na niego z niechęcią. Jakby nie powinno go tu być, jakby nie mógł być świadkiem zdarzeń, które niedawno miały tu miejsce.
— Mike jest charłakiem — powiedział prosto Potter, kiedy tylko chłopak stanął tuż obok niego, zachowując się, jak wystraszony dzieciak. Wcale mu się nie dziwił.
Draco uniósł do góry brew w wyrazie zdziwienia, ale pozostali Europejczycy pokiwali głowami, rozluźniając się wyraźnie, jakby to jedno zdanie naprawdę ich uspokoiło. Mike nie wierzył, że tak się stało, to była raczej maska, wyuczone zachowanie i był pewien, że później, kiedy jego już z nimi nie będzie, Harry będzie musiał im wiele wyjaśnić.
— Kim jest charłak? — zapytał Sam, podchodząc do grupy, starając się trzymać na dystans od nowoprzybyłych, skupiając swoją uwagę jedynie na dwóch nastolatkach, których znał, jako, że Ron i Hermiona stali nieco dalej. Nie podobała mu się walka, którą ci odbyli, ale przynajmniej zobaczył na własne oczy, że nie są bezbronni.
— To człowiek, który ma w sobie nieaktywny Magiczny Rdzeń — zaczął wyjaśniać Malfoy, nadal patrząc analizująco na Newtona. Jak o tym teraz pomyślał, to był pewien, że widział kiedyś imię Michael, wypalone z jakiegoś gobelinu rodziny czystej krwi. Tylko nie pamiętał, jaka to była rodzina. Musiał się skontaktować ze swoim skrzatem. — Osoba, której przodkowie, rodzice lub w niektórych systematykach także dziadkowie, byli czarodziejami.
— To dziecko czarodziei, które urodziło się mugolem — dodała Hermiona, przysłuchując się zagmatwanej wypowiedzi Draco i przyglądając Mike’owi, który wyglądał, jakby zamknięto go w klatce i oglądano, jak okaz w zoo. — Twoi rodzice są czarodziejami?
Chłopak wzruszył ramionami, myśląc intensywnie o dziwnym zachowaniu matki, kiedy zapytał ją o magię. Pojęcia nie miał, ale jeżeli to prawda, to zupełnie nie rozumiał, dlaczego nikt mu nigdy słowem o tym nie wspomniał.
— Czarodzieje czystej krwi przez wiele stuleci ukrywali to, że w ich rodach narodziło się dziecko pozbawione magii — powiedział cicho Draco, przymykając na chwilę oczy, zastanawiając się mimowolnie, ile takich dzieci zabito, a ile udało się uratować, uciekając i ukrywając je przed innymi. — Skoro nic o tym nie wiesz, to najprawdopodobniej znaczy, że należysz do takiego rodu, a ktoś za wszelką cenę, ryzykując swoje życie, starał się ciebie chronić.
Nott przytaknął Draco, zaciskając mocno szczęki. Pamiętał, jak jego matka była w ciąży, pamiętał, jak powiedzieli mu, że dziecko urodziło się martwe. Wiedział, że kłamali, wiedział, że dziewczynka była pozbawiona magii i dlatego musiała zginąć, usłyszał kłótnię rodziców.
— Jeżeli ród, z którego pochodzisz, służył Voldemortowi, nie mogłeś o niczym wiedzieć — powiedział głośno, analizując dokładnie wszystkie informacje i sposób, w jaki wypowiadał się Draco. Musiał coś podejrzewać, inaczej w ogóle nie zacząłby tego tematu.
— Skąd przypuszczenie, że Mike…? — zaczął zdezorientowany Ron, ale dostrzegając zamyśloną minę Malfoya, przerwał szybko. — Sądzicie, że ktoś, chcąc go chronić wyemigrował do Stanów? — zapytał na wydechu, a echo jego słów niosło się po polanie. — To by znaczyło, że jego rodzice byli smierciożercami — dodał wstrząśnięty.

-I-I-I-
Brygida witam ponownie, cieszę się, że do mnie wróciłaś, i ach, cóż… Mike ma w rodzinie czarodziejaJ Chociaż, w tej chwili będzie tym raczej zaniepokojony:P
Caathy ja też lubię połączenie HP/Twitight. Już nawet nie pamiętam skąd wziął się pomysł, żeby zacząć pisać coś takiego, ale się opłacałoJ Co do rozdziału 24, to długo zastanawiałam się nad tym artykułem, który znalazł Mike. To miała być pierwsza rzecz, którą przeczyta, więc musiała wywoływać emocje. We mnie wywołuje do tej pory, kiedy do niego wracam. Nawet przez chwilę myślałam, żeby go nieco przerobić i zrobić z niego miniaturkę:P A jeśli chodzi o gwiazdkę, to zapomniałam, chodziło o to, że wcześniej pisząc o Jasperze, używałam nazwiska Cullen i jakoś mi to nie przeszkadzało, ale kiedy miałam napisać Cullen o Rosalie, aż się skrzywiłam:P Mhm, mówisz, że uwielbiasz moich Harry’ego i Draco(rozdz.25), wiesz, że ja też? Chciałam po prostu pokazać, że Draco potrafi się zaangażować i, kiedy już komuś zaufa, to mimo, że nadal jest sobą, potrafi też okazywać emocje… a Harry jest kimś, kto tego nie wykorzysta przeciwko niemu, co Draco zrozumiał, kiedy ten mu powiedział, że zarówno on, jak i Sev wiedzieli o powodzie zmiany stron. Co do scenki w domu Mike’a, to kurczę w pewnej chwili pomyślałam, że Harry wychodzi na jakiegoś seksualnego fanatyka:P mam w planach jeszcze jakąś krótką rozmowę Draco/Neville(rozdz.26) i wtedy możesz bić brawo dla tego drugiego:P hihi, jestem paskudna, wiem. A Jake ostatecznie nie jest taki zły… po prostu jest jeszcze szczeniakiem, jak go określił Malfoy.
Black hihi, oj, Mike jeszcze trochę namiesza, kiedy już wszystko zrozumie i kiedy już zostanie zaakceptowany, jeszcze nie wiem, w czyje ramiona(albo szpony) go wepchnąć, ale wkrótce zdecyduję:P akcja z Edwardem planowana na rozdział 28, ewentualnie 29, a Sokół mam nadzieję już wkrótce.

6 komentarzy:

  1. 23 stycznia do północy wchodziłam na stronę i odświeżałam pięćset milionów razy w oczekiwaniu na nową notkę ZAPOMNIEĆ :D. Jednak niestety się nie pojawiła, nie winię Cię, pewnie zatrzymało Cię coś ważnego :) A całkowicie zrekompensowałaś to sobie tym oto rozdziałem! Ta-dam! :)
    Co tu wiele mówić :). Rozdział jak zwykle genialny! Mówiłam Ci już, że masz talent kobieto? Nie? No to mówię! Masz talent i z ogromną przyjemnością czytam Twoje opka. Kiedyś, jak je wszystkie skończysz, wydrukuje je sobie w formie książeczek, i postawię na swojej specjalnej biblioteczce. Jeszcze takiej nie mam, ale kiedyś ją stworze :D.
    Co do samej treści rozdziału. Panna Granger jak zwykle sfrustrowana, gdy coś jej nie wychodzi. Z resztą tutaj jej się jako-tako nie dziwię. Muszą pokonać wampirków, ale potrzebują intensywnego treningu, bo z ich szybkością będzie trudnoo ich (znów powtórzenie 'ich', sorry :p ) trafić. Gniew Harry'ego uważam za w pełni uzasadniony. Ciekawi mnie tylko pewien motyw, Mike pomyślał, że obaj, po zaklęciach jakimi się potraktowali, powinni mieć jakieś rany... Zabezpieczyli się wcześniej jakąś klątwą, żeby nie krwawić w obecności wampirów? Podoba mi się też sposób w jaki ukarałaś Edwarda i Jacoba. Nie żebym była sadystką lub coś, ale w pełni na to zasłużyli. :) Końcówka jak najbardziej interesująca. I znowu pozostawiłaś ten choolerny niedosyt kończąc w ten sposób Małpo! :p. Czyżby Mike był z rodziny śmierciożerców? Jak tak to jakiej? Zmienili mu nazwisko? Ochh.. Nie mogę się doczekać, aż to wyjaśnisz! :) Zastanawia mnie tylko jeszcze jeden fakt. Fred nie żyje tak, jak w oryginale? Bo raz wspominasz o samym Georgu, a pod końcem jest wzmianka bliźniacy Weasley, więc nie wiem :).
    Co do Twojej odpowiedzi pod rozdziałem.. W pełni Ci się udało wywołać emocje tym artykułem, jesteś normalnie artystką! Idealnie też pokazałaś tą nieślizgońską stronę Draco. Jake nawet w sadze pani Mayer był szczeniakiem, więc jako tako przywykłam :p. A co do Mike'a zamierzasz zrobic z niego geja, czy wepchniesz go w łapy którejś pięknej czarownicy? :D Nie mogę się doczekać Sokoła! :) Tak, jak inne Twoje opowiadania potterowskie - UWIELBIAM GO :D.
    Troszku się rozpisałam... :D
    Weny, weny i weny na kolejne, niesamowite rozdziały :)
    Pozdrawiam,
    Caathy.x1

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam że umieszczę to pytanie tutaj i nie napiszę nic na temat 27 rozdziału Zapomnieć ponieważ jestem dopiero przy 13. ( opowiadanie jest świetne :] )
    Czy będziesz kontynuować Oneshot w Forks ?
    Będę wdzięczna za odpowiedz.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa ciekawych pomysłów ( weny, weny i jeszcze raz weny ),
    POGROMCZYNI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Pogromczyni:-)
      Będzie kontynuacja w Forks i będzie obiecany dodatek do Rejsu, ale dajcie mi proszę jeszcze trochę czasu.
      Justusia7850

      Usuń
  3. Hej,
    Potter się wkurzył i to bardzo, czyżby to była prawda i rodzice Mike służyli Voldemortowi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    och Potter się wkurzył i to bardzo... czyżby rodzice Mike naprawdę służyli Voldemortowi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, och Potter się wkurzył i to bardzo... rodzice Mike naprawdę służyli Voldemortowi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń