— Nie rozumiesz, Black — odezwał się po długiej ciszy Draco. — Nie znasz ich historii i patrzysz na cały problem jedynie ze strony Harry'ego.
— Więc mi wytłumacz — burknął chłopak.
— Ja, Teo, Blaise i Chang stanęliśmy do walki przeciwko swoim
rodzinom. Potter, świadomie, lub nie, pokazał nam, jakie możemy wieść życie,
jeśli staniemy z nim w jednym szeregu. Teodor — wskazał ręką chłopaka —
dołączył nawet do śmierciożerców i aż do ostatecznej walki nikt nie był pewien,
po której stronie stanie. Jest świetny w eliksirach, pomoże Harry’emu, jeśli
będzie taka potrzeba. Blaise, Chang i Ginny Weasley są genialni w magii
leczniczej, ale potrafią też walczyć. Bardzo skutecznie zresztą. Niekonwencjonalne
myślenie George’a i Thomasa pozwoli nam w ułamku sekundy znaleźć słabe punkty
przeciwnika. Tak samo, jak strategiczny umysł Rona pomoże w natychmiastowej
zmianie taktyki, jeżeli będzie wymagała tego sytuacja. Patil i Granger są
przerażająco inteligentne. Mój skrzat dostarczył mi już kilka ksiąg nie tylko z
prywatnej biblioteki Malfoyów, ale także z Ministerstwa Magii i Hogwartu. Kilka
dni wystarczy im na znalezienie odpowiednich zaklęć. A Neville wciąż ma w swoim
posiadaniu miecz Gryffindora. Nie mamy komfortu nie skorzystania z ich pomocy —
zakończył stanowczo.
— To nie zmienia faktu, że nie skonsultowałeś tego
wszystkiego z Harrym. Co z tego, że są silni, jeżeli…
— Nie chodzi o ich magiczną siłę — warknął Malfoy,
przerywając mu w pół słowa. — Chociaż to jedni z silniejszych czarodziei,
jakich znam. Chodzi o to, że kiedyś Potter walczył za lepsze życie nas
wszystkich, a teraz żadne z nas nie odwróci się do niego plecami, kiedy
potrzebuje pomocy.
— Draco ma rację — wtrąciła Cho, chcąc uspokoić nieco
chłopców. — Harry zawsze stawał po naszej stronie, nie możemy pozwolić, żeby do
tej walki stanął sam.
— Gdyby Draco się z wami nie skontaktował nawet nie
wiedzielibyście, że do jakiejkolwiek walki dojdzie — upierał się Indianin.
— Teraz to już i tak nie ma znaczenia — odparła cicho Padma.
Jacob pokręcił tylko głową, nie mając siły się z nimi kłócić.
Uważał, że to wszystko jest złym pomysłem.
— Powiedzieliśmy wam przy ognisku, że potrafimy zrobić i
robiliśmy takie rzeczy, o których wam się nie śniło — mruknął Draco. — Oni
również robili.
-I-I-I-
Rosalie rozmawiała cicho z Emmettem, przyglądając się
Hermionie, która starała się zadać jak najwięcej ciosów Edwardowi. Dziewczyna
czuła się sfrustrowana dotychczasowymi wynikami i jasno wyrażała swoją
dezaprobatę, ale nie przerywała treningu. Wampiry były naprawdę szybkie i już
teraz wiedziała, że muszą użyć zaklęć namierzających, żeby zniwelować szansę na
uniknięcie ich ataku. Dyszała głośno, zastanawiając się, jak podejść swojego
przeciwnika, sprawiając, żeby choć na chwilę się odsłonił i pozwolił jej rzucić
czar. A wiedział, że Edward nie wykorzystuje jeszcze całej swojej siły.
— Jesteś za wolna — rzucił Jasper, zbliżając się do niej i
patrząc z pewną obawą na stan jej ubrań.
— Wiem — warknęła dziewczyna, ponownie unosząc różdżkę i
ciskając serię zaklęć w Edwarda. Wampir zdołał uniknąć kilku pierwszych, ale w
którymś momencie upadł na jedno kolano, łapiąc się za głowę i wydając z siebie
niemy krzyk, a Gryfonka szepnęła ciche: — W końcu.
Wszyscy odwrócili głowy, kiedy na polanę wjechały dwa
terenowe samochody. Ron zareagował pierwszy, odwracając się od Carlisle’a i
biegnąc w stronę siostry, witając się z nią uściskiem.
— Jesteście — ucieszyła się Hermiona, uśmiechając się ze
zdziwieniem do Draco, za którym stał Jake. — Lot przebiegł dobrze?
— Jak najbardziej! — rzucił uradowany George. — To zdecydowanie
zabawniejsze niż podróż za pomocą Fiuu, tylko zajmuje więcej czasu.
— Ale nikt was nie powinien wyśledzić — zauważyła Gryfonka,
przyznając mu jednak rację.
— Kiedy będzie Harry? — wtrącił Neville, obserwując uważnie
otaczających ich ludzi i mając wrażenie, że pojawili się tutaj nie w porę.
Rosalie patrzyła na wszystkich podejrzliwie, nie przekonana
co do planu Malfoya, ale wolała się z tymi myślami nie wychylać. Po kilku
minutach na polanie pojawił się Sam wraz z częścią sfory, choć wszyscy byli w
swojej ludzkiej postaci.
— To jest nasze wsparcie? — zapytał z nieskrywanym
powątpiewaniem, przyglądając się grupce nowoprzybyłych i nie dając im wielkich
szans.
— Nie zawiodą cię, Sam — mruknął Ślizgon. — Dzwoniłem do
Pottera, powiedział, że niedługo tu będzie — dodał, odwracając się do
Longbottoma.
— Myślisz, że obecność nas wszystkich — zaczął Ron, wskazując
ręką nie tylko na czarodziei, ale także na wampiry i wilki — pomoże ci
przetrwać jego wściekłość?
Blondyn tylko wzruszył ramionami, nie odpowiadając i
odsuwając się od grupki. Neville patrzył na niego z zastanowieniem, nie
wiedząc, czy powinien do niego podejść, czy spróbować odgadnąć, kim są
zgromadzeni tu ludzie i dlaczego niby mają walczyć wspólnie z nimi. W końcu
mruknął jakieś przeprosiny do przyjaciół, robiąc krok w stronę Draco, ale w tym
momencie usłyszeli zbliżający się samochód, a Malfoy odszedł jeszcze kawałek, wychodząc
niemal na środek polany i pozostawiając wokół siebie dużo wolnej przestrzeni.
Nie tylko Neville domyślił się, że padnie kilka nieprzyjemnych zaklęć.
— Zostajesz w samochodzie — warknął Harry, kiedy wraz z
Mikiem zaparkowali obok lśniącego czernią Suva. Chłopak skinął krótko, ale
otworzył okno, chcąc słyszeć przebieg rozmowy.
Newton nadal był u Gryfona, kiedy zadzwonił Malfoy z
informacją, że przybyły posiłki. Słyszał ich głośną kłótnię, nie potrafiąc
zrozumieć o kim i o czym mówili, ale uparł się, że chce jechać, a Potter
naprawdę nie miał siły mu tego zabraniać. Poza tym, skoro Mike był charłakiem,
mógł mu bez problemów powiedzieć o wszystkim, co też zamierzał później zrobić.
Zgarnął ze swojego laboratorium eliksir wytrzeźwiający, wypijając jedną porcję,
a drugą podając chłopakowi. Ten patrzył na niego mętnym wzrokiem, raczej niechętny
do wypicia tego specyfiku, ale w końcu się poddał i wychylił całą zawartość
fiolki. Czuł, jak kręci mu się w głowie, wzrok wyostrza, a upojenie alkoholowe
przechodzi. Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale skinął Potterowi krótko,
dając znać, że wszystko jest dobrze.
— Co on tu robi? — zapytała wściekła Rosalie, ale Harry machnął
na nią ręką, obiecując, że wyjaśni to później i zmierzając w stronę centralnego
punktu polany.
Obrzucił niechętnym wzrokiem przyjaciół, ciskając gromy z
oczu na Rona i Hermionę, wiedząc, że ci musieli także pomóc w ich sprowadzeniu
do tego miejsca. Miejsca, które niedługo stanie się polem bitwy.
— Jak śmiałeś? — warknął wściekle, stając kilka metrów od
Draco i rzucając na niego pierwszą klątwę.
— Nie możesz mi tego zabronić — odwarknął chłopak, także
posyłając w niego zaklęcie. — Ani im — dodał, wskazując ręką na stojącą
nieopodal grupę.
— Poradzilibyśmy sobie sami — odpowiedział głośno Harry,
ciskając kolejną klątwę, sprawiając, że Malfoy zachwiał się mocno, z trudem
utrzymując równowagę.
— Jeszcze wczoraj miałeś wątpliwości — krzyknął chłopak, zły,
że Potter zareagował dokładnie tak, jak wszyscy się tego spodziewali.
Harry mruknął coś cicho, nie odpowiadając jednak i
wystrzeliwując ze swojej różdżki grad zaklęć, Draco nie pozostawał mu dłużny i
po krótkiej chwili obaj chwiali się na nogach, zapominając, że obok są nie
tylko inni ludzie, ale też magiczne istoty.
— Sectumsempra — warknęli w tym samym momencie, jednak
klątwy ledwo się o nich otarły, bo zarówno Nott, jak i Longbottom rzucili
niemal nieprzepuszczalne tarcze.
Ron wyciągnął dłoń zatrzymując jednego, a Hermiona zrobiła to
samo z drugim.
— Oni muszą sami to wyjaśnić — powiedziała spokojnie
dziewczyna, choć trzęsła się wewnętrznie, patrząc jak ta dwójka rani się
bezmyślnie, jakby zupełnie zapominając, kim dla siebie są.
— Pozabijają się — zapiszczała Cho, robiąc krok do przodu,
ale George złapał ją za dłoń, nie pozwalając iść dalej.
— Daj im szansę — mruknął.
Kiedy Draco i Harry ponownie unieśli różdżki, likwidując
wcześniej rzucone przez przyjaciół tarcze, z jednej strony pojawił się Edward,
a z drugiej Jacob, jeszcze w locie zmieniając się w wilka. Pierwszy zmierzał w
stronę Malfoya, drugi miał właśnie zaatakować Pottera, kiedy z dwóch stron
padło wykrzyczane:
— Tormenta!
Chłopcy spojrzeli na siebie ponad zwijającymi się z bólu
istotami, nie przerywając na razie czaru, robiąc za to kilka kroków w swoją
stronę.
— Powinni przerwać zaklęcie — wyszeptała Ginny, patrząc wielkimi
oczyma na wilka i wampira. Teraz nikt nie miał wątpliwości, że to nie zwyczajni
ludzie zgromadzili się na tej polanie.
— Jeszcze nie — powiedział stanowczo Ron, uważając, że obie
istoty zasługują na ten ból, że Edward na niego zasługuje. — Muszą to załatwić
między sobą.
Wszyscy wymienili zaskoczone spojrzenia, zauważając
jednocześnie, że nikt z pozostałych nie reaguje na cierpienia wspomnianej
dwójki. Zupełnie, jakby wszyscy mieli takie samo zdanie, jak rudzielec, jakby
wszyscy chcieli wymierzyć im w ten sposób jakąś karę.
Harry w końcu przerwał zaklęcie, patrząc gniewnie na Edwarda,
a po chwili to samo zrobił Draco, z kpiącym wyrazem twarzy skierowanym na
Jacoba, który skomlał cichutko, na powrót stając się człowiekiem.
— Powiedziałem ci, że nie masz prawa krzywdzić moich
przyjaciół — wysyczał chłodno Potter, patrząc na wampira z pogardą.
— A ty na pewno usłyszałeś od Sama, co cię spotka za ponowne
zaatakowanie Harry’ego — warknął Draco, stając przy Wybrańcu z równie zaciętą,
co on, miną.
— Nie potrzebuję twojej pomocy — powiedzieli obaj, nie
pomagając im wstać, nie próbując nawet zniwelować skutków rzuconych zaklęć,
odwracając od nich spojrzenia.
— Nadal jestem na ciebie wściekły — burknął Gryfon, choć
schował różdżkę do pokrowca. — Jeśli coś im się stanie…
— Są silni — przypomniał blondyn.
— Są ludźmi!
— Czarodziejami!
— Ale będą walczyć z Volturi!
— Tak jak ty, ja, Granger i Weasley — nie wytrzymał Malfoy,
potrząsając lekko jego ramieniem. — Dlaczego nie masz za złe nam, że chcemy
walczyć, a im już tak? — zapytał głośno. — Ich życie ma dla ciebie większe
znaczenie?
— Wiesz, że nie o to chodzi — odparł Harry, oburzony słowami,
które wypowiedział Ślizgon. — Wy zgłosiliście się na ochotnika, oni…
— Oni zrobiliby to samo, gdybyś dał im możliwość wyboru.
— W Europie byli bezpieczni!
— Posłuchaj mnie, durny Wybrańcze — krzyknął blondyn, patrząc
mu prosto w oczy, wiedząc, że Harry nie przyjmie dobrze tego, co chce mu
powiedzieć, ale, że ktoś w końcu musi to zrobić. — Każda z tych osób jest twoim
przyjacielem. Każde z nich stanie za tobą murem, tak jak ty stałeś latami za
nimi. Ty walczyłeś dla nich — powiedział ciszej, ale i tak wystarczająco
głośno, żeby każdy go słyszał. — Nie zabraniaj im walczyć dla ciebie.
Harry zawahał się na moment, ale po chwili jego spojrzenie na
powrót stało się pewne i nieugięte. Nie mógł się na to zgodzić. Nie zniósłby,
gdyby musiał ponownie przechodzić przez okres żałoby. Wiedział, że oni wszyscy,
łącznie z Draco i jego pierwszymi w życiu przyjaciółmi, zbliżyli się do siebie
po Bitwie o Hogwart. Tylko on pozostawał z boku, zgadzając się jedynie na małe
wsparcie ze strony Rona i Hermiony, choć i to wtedy mu się nie podobało. Teraz
nie widział przed sobą Gryfonów, Krukonek i Ślizgonów, widział ludzi, którzy
walczyli o swoje życie, i którzy będą musieli robić to znowu. I ponownie będą
to robić z jego winy. Nie chciał do tego dopuścić.
— Nie pozwolę im się narażać — krzyknął, niemal desperacko,
wyrywając ramię z zaciśniętej na nim dłoni Malfoya, chcąc się odwrócić, nakazać
im powrót do Anglii, do ich bezpiecznych domów i do rodzin, które tam zostały.
Zanim jednak zdążył to zrobić, poczuł mocne uderzenie w
szczękę, od którego zakręciło mu się w głowie i zapewne upadłby, gdyby Malfoy
nie złapał go ponownie, starając się załagodzić nieco ból, który mu zadał,
delikatnymi muśnięciami swojego kciuka. Gryfon patrzył na niego w szoku,
dostrzegając w jego oczach wściekłość i smutek.
— A ja nie pozwolę, żebyś znowu narażał swoje — warknął, nie
odrywając od niego spojrzenia. — Śmierć Syriusza to nie była twoja wina, zabiła
go Bella. Śmierć Severusa także nie była twoją winą — dodał, a Harry drgnął,
ale już nie próbował się wyrywać. Chyba nie docierało do niego jeszcze, że
wszyscy to słyszą i, że nikt się temu nie dziwi.
— Mogłem go uratować — szepnął.
— Nie mogłeś — zaprzeczył kategorycznie Draco. — Razem
jesteśmy silni — dodał, wskazując na Hogrwartczyków, którzy w szoku słuchali
słów tak bardzo niepasujących do typowego zachowania Ślizgona. — Pozwól im
stanowić o twojej sile, Harry — powiedział miękko, akcentując wyraźnie jego imię,
chcąc mu za wszelką cenę udowodnić, że jest wart tego wszystkiego, że skoro on,
Draco Malfoy, chce stanąć z nim do walki, to tym bardziej zrobią to ich
przyjaciele.
Chłopak przymknął na moment oczy, analizując słowa swojego
wieloletniego szkolnego wroga, w końcu kiwając krótko głową. Wiedział, że
teraz, kiedy cała ósemka już tu przybyła, nie było możliwości, aby zmusić ich
do powrotu. To byłoby jak walka z wiatrakami, a na taką nie miał ochoty. Mieli
ważniejsze rzeczy do roboty.
Draco uśmiechnął się kącikiem ust, ciesząc, że największy
kryzys już zażegnany, wyciągając różdżkę i lecząc wielkiego siniaka na szczęce
Gryfona.
— Co tu robi Mike? — zapytał, kiedy skończył, widząc, że
Newton nie wyszedł z samochodu, patrząc na wszystko szeroko otwartymi oczyma. —
Będzie trzeba zmodyfikować mu pamięć — dodał, kierując różdżkę w stronę
chłopaka, ale Harry szybko złapał go za rękę, mrugając z rozbawieniem.
— To nie będzie konieczne — odparł, po czym krzyknął do
chłopaka, ignorując zaciekawienie wszystkich obecnych: — Mike, chodź do nas.
Zanim ten zdążył podejść, Brytyjczycy przywitali się z
Harrym, nie komentując tego, co przed chwilą miało tu miejsca. Blaise i Ginny
podeszli do Edwarda i Jacoba, zmniejszając echa bólu, który ci odczuwali.
— Jestem pewna, że obaj na to zasłużyliście — warknęła
dziewczyna, patrząc na nich zmrużonymi oczyma. — Ale jednocześnie każdy z was
chciał ich chronić — dodała ciszej, nie przerywając swojej pracy. Zabini tylko
skinął krótko, zgadzając się z nią i powtarzając jej ruchy. Nie było nic do
dodania.
-I-I-I-
Mike w szoku obserwował wszystko to, co działo się tak
niedaleko od niego. Nie był pewien, jak się czuł. Na pewno się bał, bo zupełnie
nie rozumiał, dlaczego Harry i Draco zaczęli się wzajemnie atakować. Widział,
jak ludzie, których kojarzył z licznych zdjęć, obejrzanych podczas ostatniego
tygodnia, drżą, patrząc na chłopaków, ale nikt nic nie robił. Nie miał pojęcia,
dlaczego ich nie powstrzymają, on sam chętnie by to zrobił, ale wiedział, że
nie ma szans, że skoro są rozzłoszczeni, to któryś może go zaatakować, zranić,
nawet jeśli nie celowo, to przypadkiem. Obserwował, jak Malfoy przeleciał kilka
metrów w tył, trafiony jakimś zaklęciem, uderzając głową o jedno z niewielu
rosnących na tej polanie drzew. Zastanawiało go tylko, jak to się dzieje, że
mimo tego, iż się ranią, z żadnego zadrapania nie popłynęła nawet stróżka, ba,
nawet kropelka krwi. Chyba, że togo nie dostrzegł, ostatecznie był dość daleko.
Wstrzymał oddech, kiedy Jacob i Edward włączyli się do walki.
Usłyszał zaklęcie i wiedział, jakie miało skutki, przeczytał wystarczającą
ilość artykułów, żeby wiedzieć, co czarodzieje właśnie robili… im. Pojęcia nie
miał, kim tak naprawdę są ludzie, których znał przecież od wielu lat. Może i
nie byli nigdy w bliskich stosunkach, choć ze względu na szkołę i tak powinien
bardziej znać Cullena, niż Jake’a, ale teraz potrafił się jedynie wzdrygnąć i
nieco skulić w sobie, bynajmniej nie przestając obserwować.
Nie rozumiał, czemu nikt nie reagował, choć na pewno
wiedzieli, co się dzieje. W pewnej chwili przypomniał sobie spotkanie z
Blackiem na parkingu szkolnym i jego słowa, że wszystko zależy od Draco, nadal
nie wiedział, o co wtedy chodziło, ale zachowanie Indianina było raczej
jednoznaczne. Może później zrobił mu coś, i teraz blondyn zwyczajnie się mścił.
Przed oczyma miał też świeże blizny na karku Harry’ego, kiedy ten, po długiej
nieobecności pojawił się w końcu na zajęciach. Obaj, i on, i Draco, mieli wtedy
zwolnienie od Carlisle’a, choć na ogół nie był on lekarzem, od którego można było
taki papierek wyciągnąć. Spojrzał na rodzinę Cullenów, dostrzegając zaciętą,
choć pewną minę Rosalie, aprobatę i mały, pełen wyższości uśmiech Jaspera,
jakąś akceptację w oczach Carlisle’a. Stali zaledwie kilka metrów od samochodu,
w którym siedział, więc potrafił to wszystko dostrzec.
Niepewnie odpiął pas i wysiadł, cicho zamykając drzwi, kiedy
Harry go zawołał. Teraz czuł większą obawę, chociaż w jego głowie kołatała się
myśl, że bez względu na to, jak bardzo nie starałby się uciec, gdyby zaszła
taka potrzeba, każda ze zgromadzonych tu osób, byłaby w stanie go znaleźć.
I zabić, dodał ten sam głosik, kiedy stanął nieopodal
ludzi, których zaczął kojarzyć. Dziewczyna z hinduskimi korzeniami, Padma Patil,
albo jej siostra Parvati, nie był pewien. Japonka, też ją pamiętał, ale nie
potrafił przypomnieć sobie jej imienia. Bliźniacy Weasley, ich siostra i brat,
który należał do Trójcy Hogwartu, Ron, jego imię zapamiętał, bo on i Hermiona
byli tymi, o których wspomniał Draco. Zresztą na ich temat przeczytał bardzo
wiele. Chłopak, który odciął łeb wężowi. Neville.
Przełknął ślinę pod ich czujną obserwacją. Byli przyjaciółmi
Harry’ego i Draco, nie powinien się ich obawiać, a jednak czuł to samo, co
kilka godzin temu, kiedy Potter pojawił się w jego domu. Do tego Cullenowie i Indianie.
Wszyscy patrzyli na niego z niechęcią. Jakby nie powinno go tu być, jakby nie
mógł być świadkiem zdarzeń, które niedawno miały tu miejsce.
— Mike jest charłakiem — powiedział prosto Potter, kiedy
tylko chłopak stanął tuż obok niego, zachowując się, jak wystraszony dzieciak.
Wcale mu się nie dziwił.
Draco uniósł do góry brew w wyrazie zdziwienia, ale pozostali
Europejczycy pokiwali głowami, rozluźniając się wyraźnie, jakby to jedno zdanie
naprawdę ich uspokoiło. Mike nie wierzył, że tak się stało, to była raczej
maska, wyuczone zachowanie i był pewien, że później, kiedy jego już z nimi nie
będzie, Harry będzie musiał im wiele wyjaśnić.
— Kim jest charłak? — zapytał Sam, podchodząc do grupy,
starając się trzymać na dystans od nowoprzybyłych, skupiając swoją uwagę
jedynie na dwóch nastolatkach, których znał, jako, że Ron i Hermiona stali
nieco dalej. Nie podobała mu się walka, którą ci odbyli, ale przynajmniej
zobaczył na własne oczy, że nie są bezbronni.
— To człowiek, który ma w sobie nieaktywny Magiczny Rdzeń —
zaczął wyjaśniać Malfoy, nadal patrząc analizująco na Newtona. Jak o tym teraz
pomyślał, to był pewien, że widział kiedyś imię Michael, wypalone z jakiegoś
gobelinu rodziny czystej krwi. Tylko nie pamiętał, jaka to była rodzina. Musiał
się skontaktować ze swoim skrzatem. — Osoba, której przodkowie, rodzice lub w
niektórych systematykach także dziadkowie, byli czarodziejami.
— To dziecko czarodziei, które urodziło się mugolem — dodała
Hermiona, przysłuchując się zagmatwanej wypowiedzi Draco i przyglądając
Mike’owi, który wyglądał, jakby zamknięto go w klatce i oglądano, jak okaz w
zoo. — Twoi rodzice są czarodziejami?
Chłopak wzruszył ramionami, myśląc intensywnie o dziwnym
zachowaniu matki, kiedy zapytał ją o magię. Pojęcia nie miał, ale jeżeli to
prawda, to zupełnie nie rozumiał, dlaczego nikt mu nigdy słowem o tym nie
wspomniał.
— Czarodzieje czystej krwi przez wiele stuleci ukrywali to,
że w ich rodach narodziło się dziecko pozbawione magii — powiedział cicho
Draco, przymykając na chwilę oczy, zastanawiając się mimowolnie, ile takich
dzieci zabito, a ile udało się uratować, uciekając i ukrywając je przed innymi.
— Skoro nic o tym nie wiesz, to najprawdopodobniej znaczy, że należysz do
takiego rodu, a ktoś za wszelką cenę, ryzykując swoje życie, starał się ciebie
chronić.
Nott przytaknął Draco, zaciskając mocno szczęki. Pamiętał, jak
jego matka była w ciąży, pamiętał, jak powiedzieli mu, że dziecko urodziło się
martwe. Wiedział, że kłamali, wiedział, że dziewczynka była pozbawiona magii i
dlatego musiała zginąć, usłyszał kłótnię rodziców.
— Jeżeli ród, z którego pochodzisz, służył Voldemortowi, nie
mogłeś o niczym wiedzieć — powiedział głośno, analizując dokładnie wszystkie
informacje i sposób, w jaki wypowiadał się Draco. Musiał coś podejrzewać,
inaczej w ogóle nie zacząłby tego tematu.
— Skąd przypuszczenie, że Mike…? — zaczął zdezorientowany
Ron, ale dostrzegając zamyśloną minę Malfoya, przerwał szybko. — Sądzicie, że
ktoś, chcąc go chronić wyemigrował do Stanów? — zapytał na wydechu, a echo jego
słów niosło się po polanie. — To by znaczyło, że jego rodzice byli
smierciożercami — dodał wstrząśnięty.
-I-I-I-
Brygida witam ponownie, cieszę się, że do mnie
wróciłaś, i ach, cóż… Mike ma w rodzinie czarodziejaJ Chociaż, w tej chwili
będzie tym raczej zaniepokojony:P
Caathy ja też lubię połączenie HP/Twitight. Już nawet
nie pamiętam skąd wziął się pomysł, żeby zacząć pisać coś takiego, ale się
opłacałoJ
Co do rozdziału 24, to długo zastanawiałam się nad tym artykułem, który znalazł
Mike. To miała być pierwsza rzecz, którą przeczyta, więc musiała wywoływać
emocje. We mnie wywołuje do tej pory, kiedy do niego wracam. Nawet przez chwilę
myślałam, żeby go nieco przerobić i zrobić z niego miniaturkę:P A jeśli chodzi
o gwiazdkę, to zapomniałam, chodziło o to, że wcześniej pisząc o Jasperze,
używałam nazwiska Cullen i jakoś mi to nie przeszkadzało, ale kiedy miałam
napisać Cullen o Rosalie, aż się skrzywiłam:P Mhm, mówisz, że uwielbiasz moich
Harry’ego i Draco(rozdz.25), wiesz, że ja też? Chciałam po prostu pokazać, że
Draco potrafi się zaangażować i, kiedy już komuś zaufa, to mimo, że nadal jest
sobą, potrafi też okazywać emocje… a Harry jest kimś, kto tego nie wykorzysta
przeciwko niemu, co Draco zrozumiał, kiedy ten mu powiedział, że zarówno on, jak
i Sev wiedzieli o powodzie zmiany stron. Co do scenki w domu Mike’a, to kurczę
w pewnej chwili pomyślałam, że Harry wychodzi na jakiegoś seksualnego
fanatyka:P mam w planach jeszcze jakąś krótką rozmowę Draco/Neville(rozdz.26) i
wtedy możesz bić brawo dla tego drugiego:P hihi, jestem paskudna, wiem. A Jake
ostatecznie nie jest taki zły… po prostu jest jeszcze szczeniakiem, jak go
określił Malfoy.
Black hihi, oj, Mike jeszcze trochę namiesza, kiedy
już wszystko zrozumie i kiedy już zostanie zaakceptowany, jeszcze nie wiem, w
czyje ramiona(albo szpony) go wepchnąć, ale wkrótce zdecyduję:P akcja z
Edwardem planowana na rozdział 28, ewentualnie 29, a Sokół mam nadzieję już
wkrótce.
23 stycznia do północy wchodziłam na stronę i odświeżałam pięćset milionów razy w oczekiwaniu na nową notkę ZAPOMNIEĆ :D. Jednak niestety się nie pojawiła, nie winię Cię, pewnie zatrzymało Cię coś ważnego :) A całkowicie zrekompensowałaś to sobie tym oto rozdziałem! Ta-dam! :)
OdpowiedzUsuńCo tu wiele mówić :). Rozdział jak zwykle genialny! Mówiłam Ci już, że masz talent kobieto? Nie? No to mówię! Masz talent i z ogromną przyjemnością czytam Twoje opka. Kiedyś, jak je wszystkie skończysz, wydrukuje je sobie w formie książeczek, i postawię na swojej specjalnej biblioteczce. Jeszcze takiej nie mam, ale kiedyś ją stworze :D.
Co do samej treści rozdziału. Panna Granger jak zwykle sfrustrowana, gdy coś jej nie wychodzi. Z resztą tutaj jej się jako-tako nie dziwię. Muszą pokonać wampirków, ale potrzebują intensywnego treningu, bo z ich szybkością będzie trudnoo ich (znów powtórzenie 'ich', sorry :p ) trafić. Gniew Harry'ego uważam za w pełni uzasadniony. Ciekawi mnie tylko pewien motyw, Mike pomyślał, że obaj, po zaklęciach jakimi się potraktowali, powinni mieć jakieś rany... Zabezpieczyli się wcześniej jakąś klątwą, żeby nie krwawić w obecności wampirów? Podoba mi się też sposób w jaki ukarałaś Edwarda i Jacoba. Nie żebym była sadystką lub coś, ale w pełni na to zasłużyli. :) Końcówka jak najbardziej interesująca. I znowu pozostawiłaś ten choolerny niedosyt kończąc w ten sposób Małpo! :p. Czyżby Mike był z rodziny śmierciożerców? Jak tak to jakiej? Zmienili mu nazwisko? Ochh.. Nie mogę się doczekać, aż to wyjaśnisz! :) Zastanawia mnie tylko jeszcze jeden fakt. Fred nie żyje tak, jak w oryginale? Bo raz wspominasz o samym Georgu, a pod końcem jest wzmianka bliźniacy Weasley, więc nie wiem :).
Co do Twojej odpowiedzi pod rozdziałem.. W pełni Ci się udało wywołać emocje tym artykułem, jesteś normalnie artystką! Idealnie też pokazałaś tą nieślizgońską stronę Draco. Jake nawet w sadze pani Mayer był szczeniakiem, więc jako tako przywykłam :p. A co do Mike'a zamierzasz zrobic z niego geja, czy wepchniesz go w łapy którejś pięknej czarownicy? :D Nie mogę się doczekać Sokoła! :) Tak, jak inne Twoje opowiadania potterowskie - UWIELBIAM GO :D.
Troszku się rozpisałam... :D
Weny, weny i weny na kolejne, niesamowite rozdziały :)
Pozdrawiam,
Caathy.x1
Przepraszam że umieszczę to pytanie tutaj i nie napiszę nic na temat 27 rozdziału Zapomnieć ponieważ jestem dopiero przy 13. ( opowiadanie jest świetne :] )
OdpowiedzUsuńCzy będziesz kontynuować Oneshot w Forks ?
Będę wdzięczna za odpowiedz.
Pozdrawiam i życzę mnóstwa ciekawych pomysłów ( weny, weny i jeszcze raz weny ),
POGROMCZYNI
Witaj, Pogromczyni:-)
UsuńBędzie kontynuacja w Forks i będzie obiecany dodatek do Rejsu, ale dajcie mi proszę jeszcze trochę czasu.
Justusia7850
Hej,
OdpowiedzUsuńPotter się wkurzył i to bardzo, czyżby to była prawda i rodzice Mike służyli Voldemortowi?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch Potter się wkurzył i to bardzo... czyżby rodzice Mike naprawdę służyli Voldemortowi?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Potter się wkurzył i to bardzo... rodzice Mike naprawdę służyli Voldemortowi?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza