Witajcie!
Pod rozdziałem, jeśli Was to interesuje, w ramach
odpowiedzi do komentarza Caathy, jest wyjaśnienie takiej długiej przerwy od
rozdziału siódmego, aż do teraz. Wiem, że notka miała być w środę, ale się nie
wyrobiłam. Miłego czytania, enjoy!
Kiedy skończyło się ogólne spotkanie, Tom nakazał zostać
dłużej Wewnętrznemu Kręgowi i kilku innym osobom, czym zdziwił część swoich
popleczników. Nie wyjaśnił nic, bo nie miał w zwyczaju tego robić,
przyzwyczajony do natychmiastowego wykonywania swoich rozkazów. Nikt zresztą
nigdy nie kwestionował jego woli, nawet wtedy, gdy priorytety Voldemorta uległy
zmianie, a ten, zamiast wysyłać ludzi do walki z Zakonem Feniksa, czy urządzać
rzezie charłaków, regularnie uczestniczących w obrządkach, zaczął polować na
dziecko Potterów. Wśród jego zwolenników panowało przekonanie, że chłopiec
stanie się ich wrogiem, silnym i potężnym czarodziejem, pomagającym
Dumbledore’owi w pozyskiwaniu ofiar do rytuałów, niszcząc tym samym ich
wieloletni wysiłek. I narażając na śmierć ich dzieci i wnuki, a może nawet ich
samych.
Harry obserwował, jak Wewnętrzny Krąg rozsiada się na kilku
kanapach, które wróciły na swoje miejsca, kiedy tylko odprawieni śmierciożercy
przekroczyli próg Czarnego Dworu. Severus pociągnął Lupina na fotel ustawiony
obok swojego, nie pozwalając mu wyróżniać się i nadal stać, jak robili to
pozostali, w szatach o nieco jaśniejszej barwie. Wiedział, że jest wśród nich
Rafael i Draco, miał wrażenie, że wie też, kim jest trójka stojących obok nich
mężczyzn, ale tożsamości pozostałej piątki nie był w stanie odgadnąć.
— Bella — powiedział spokojnie Tom, ściągając na siebie uwagę
wszystkich zgromadzonych.
Kobieta jedynie skinęła głową, czekając na pytania lub
rozkazy. Nawet jeżeli ktoś się zdziwił obecnością nowego, wysoko postawionego
członka na wewnętrznym spotkaniu, nikt nie powiedział na ten temat słowa.
— Odkryłem powód, przez który Yaxley i Nott mają tak duży
problem z przekonaniem wilkołaków do opowiedzenia się po mojej stronie — dodał
już nieco mniej spokojnie, z nutką złości w głosie, choć jeszcze całkowicie
panując nad swoją wściekłością.
Bellatrix na ułamek sekundy wstrzymała oddech, rozszerzając w
panice oczy, ale już po chwili rozluźniła się na powrót, odgarniając niedbale
włosy z czoła i uśmiechając się niebezpiecznie, patrzyła pewnie na Czarnego
Pana.
— Jaki to powód, Panie? — zapytała.
— Podobno ktoś sabotuje ich działania, namawiając wilkołaki
do żądania przywilejów, na które nie możemy się zgodzić — zawiesił na moment
głos, patrząc na nią uważniej, zauważając kątem oka, jak śmierciożercy, którzy
zajmowali się tymi konkretnymi negocjacjami wpatrują się w niego z
wyczekiwaniem. — Żądając w zamian tylko jednej przysługi — wysyczał na koniec,
a Harry niemal zobaczył, jak ciałem kobiety wstrząsa dreszcz przerażenia.
Bella nie spodziewała się, że Voldemort będzie miał aż tak
dokładną wiedzę na temat jej działań. Robiła to dla niego. I dla siebie
oczywiście. Chciała, żeby w końcu przejrzał na oczy i pozwolił jej zabić
dzieciaka, który był ich największym zagrożeniem. Już raz był przyczyną jego
klęski i jej zamknięcia w Azkabanie, więc nie rozumiała dlaczego Czarny Pan tak
nagle zmienił decyzję.
— Kto, mój Panie? — wyszeptała.
Tom warknął głośno, licząc wcześniej na to, że jednak się
przyzna, że powie prawdę i wyjaśni swoje postępowanie. Nic takiego jednak się
nie stało, a jemu przed oczyma stanął obraz poranionego Harry’ego, kiedy
jeszcze przed wakacjami Bella go zaatakowała, zadając szereg obrażeń, po
których kurował się kilka tygodni.
— Crucio! — mruknął cicho, niemal z przyjemnością i po
sali rozszedł się najpierw niemy syk, a później głośny krzyk kobiety.
Utrzymał zaklęcie dłużej niż zazwyczaj, ale czuł się w pełni
usprawiedliwiony. Już nie pamiętał, kiedy któregokolwiek innego członka
Wewnętrznego Kręgu ukarałby tą klątwą. Chyba było to tego samego dnia, kiedy
się odrodził, a jego wściekłość na nich musiała wtedy znaleźć ujście. Oczekiwał
od niej więcej wytrzymałości, ale najwyraźniej dementorzy zrobili swoje i złamali
ją, nawet jeśli nie była tego całkowicie świadoma.
— Czy jesteś zdrajcą, Bellatrix? — zapytał po zakończeniu
zaklęcia. Z odrazą przyglądał się jej ciału, zwiniętemu w kłębek u stóp kanapy,
na której przed momentem siedziała. — Czy naprawdę mnie zdradziłaś?
Uniósł rękę, kiedy chciała odpowiedzieć, zaprzeczyć solennie,
wyprzeć się wszystkiego, wiedząc, że i tak otrzyma kolejną karę, że Tom nie
odpuści jej tak łatwo, że nadal jest wściekły za atak na Wybrańca.
— Zanim zaczniesz się usprawiedliwiać chciałbym, żebyś
poznała mojego szpiega w szeregach wilkołaków — powiedział spokojnie, jakby nie
rzucił przed momentem na nią żadnej klątwy. Jakby nie czuł złości i chęci
wyżycia się na niej.
Remus wstał ze swojego miejsca, czekając na polecenie Toma, o
zdjęciu maski i pokazaniu kobiecie swojej prawdziwej twarzy, ale nic takiego
się nie stało. Bellatrix wciągnęła jednak głośno powietrze, patrząc na niego z
nienawiścią, wiedząc już teraz, że nie ma szans na obronę, że bez względu na
to, co powie, jej słowa nie zostaną przyjęte z aprobatą. Czarny Pan nie
tolerował sprzeciwiania się jego decyzjom, a ona dokładnie to zrobiła.
— Powiedz mi — zaczął znowu Tom. Jego ton był tym razem
zupełnie pozbawiony emocji, jakby nie miało już znaczenia, co powie lub zrobi
kobieta. — Dlaczego po raz kolejny kwestionujesz moje rozkazy? Dlaczego tak
zależy ci na śmierci Pottera?
Bella z zaciętym wyrazem twarzy, uniosła się z posadzki.
Stanęła prosto, patrząc roziskrzonym wzrokiem na pozostałych zgromadzonych tu
popleczników, na szpiega, o którym nie miała pojęcia i na postać stojącą obok Toma.
Czuła się oszukana, bo to ona powinna zajmować tamto miejsce. To ona zawsze
była tą wierna i to ona spędziła kilkanaście lat w Azkabanie, nadal robiąc to,
czego nie robili już inni, gdy zabrakło Czarnego Pana. A jednak nikt nie
potrafił tego docenić, Tom nie potrafił tego zrobić. Jej mąż uważał ją za
psychopatkę, a siostra oddalała się z każdym kolejnym spotkaniem. Wiedziała, że
aby wrócić do łask musi zrobić coś spektakularnego i tym czymś miała być
właśnie śmierć Pottera. Wtedy jej Pan zrozumiałby, że popełnił błąd zakazując
im ataku na niego, a ona ponownie stałaby się na tyle istotna, żeby stać obok
niego.
Tom, niezadowolony z jej milczenia, machnął kolejny raz
różdżką, wdzierając się do jej umysłu. Zalała go fala wstrętu do jego kochanka,
innych śmierciożerców, wilkołaków i właściwie wszystkich magicznych stworzeń.
Wyglądało to niemal tak, jakby Bella wpisała się idealnie w jego doktrynę.
Tyle, że nie tę prawdziwą, a tę stworzoną przez Dumbledore’a w celu pokazania
magicznemu społeczeństwu, jakim tyranem i szaleńcem jest Tom i jego zwolennicy.
Aż sapnął, czując, jak przez ten wstręt, umysł kobiety płynnie przechodzi do
przyjemności, jaką odczuwa z zabijania. Jak nie liczy się dla niej to, komu
zadaje ból, jeżeli zwykłemu mugolowi, nie mającemu o niczym pojęcia, to nawet
lepiej.
Tom opuścił rękę, zrywając połączenie z jej umysłem, patrząc
na nią niedowierzająco, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, co właśnie się
wydarzyło. Nie miał pojęcia, czy to wina więzienia, czy zawsze taka była,
ostatecznie nigdy wcześniej jej nie sprawdzał. Nigdy nie widział ku temu
powodów.
— Incarcerous! — powiedział spokojnie, wiążąc ją
ściśle i mrucząc coś do Harry’ego, który podszedł do niej natychmiast, łapiąc
za jedną z pętli i deportując się do lochów. Nie lubił tam przebywać, ale Tom
wyglądał na wstrząśniętego, więc nie chciał zwlekać z wykonaniem jego prośby.
-I-I-I-
Tom wydał kilka poleceń, odprawiając zaraz po tym piątkę
nieznajomych. W salonie zostali członkowie Wewnętrznego Kręgu bez Belli,
Weasleyowie, Draco i Rafael. Mężczyzna nie odezwał się do nikogo, siadając
ponownie w swoim fotelu, czekając na powrót kochanka. Severus wzruszył
ramionami, przesuwając dłonią przed twarzą i sprawiając, że jego maska się
zdematerializowała. Czarny Pan tylko uśmiechnął się kącikiem ust, nie mając nic
przeciwko temu. I tak chciał z nimi wszystkimi dzisiaj porozmawiać. Wyjaśnić
kilka kwestii.
— Lupin, zdejmij maskę — mruknął, a chwilę po tym Harry
zamknął za sobą drzwi, wracając do pomieszczenia w normalny sposób.
— Przedstawiasz kolejne osoby, Tom? — mruknął prześmiewczo,
podchodząc niespiesznie do Voldemorta i siadając na podłokietniku jego fotela.
Lubił mieć go blisko siebie, a teraz czuł, że partner też
potrzebuje jego obecności. Nie miał pojęcia, co znalazł w umyśle Belli, ale nie
mógł też ukrywać, że nie cieszy się z jej zamknięcia. Nawet jeżeli Tom jej nie
zabije, to przynajmniej wyczyści jej pamięć.
— Draco, Rafael — odezwał się ponownie, kiedy Lord położył
władczo dłoń na jego kolanie. — Wy też zdejmijcie maski. I Wewnętrzny Krąg —
dodał po chwili.
— Czy pozwolicie im wziąć udział w walce, czy chcecie, żeby
najpierw przeszli pełne szkolenie? — zapytał Tom Lucjusza, Narcyzę i Rabastana,
zupełnie ignorując niedowierzające spojrzenie młodego Malfoya, który wpatrywał
się w wilkołaka.
Dorośli zerknęli na siebie, obecnością Remusa nie przejmując
się w ogóle. Skoro nosił Czarne Szaty, oznaczało to, że Tom ufał mu całkowicie.
— Najpierw szkolenie — odparł w końcu Lucjusz, nie chcąc
ryzykować życia swojego dziecka, wiedząc, że ten jeszcze nie rozumie
wszystkiego, co się dzieje, a może po prostu nie potrafi jeszcze tego
zaakceptować.
Wolał się upewnić, że Draco nie wpadnie na jakiś idiotyczny
pomysł w czasie wtorkowej akcji. To było zbyt ważne, żeby puścić tam tych dwóch
dzieciaków i pozwolić im zginąć, zanim nauczą się odpowiednio o siebie zadbać.
Wiedział, że będzie niebezpiecznie, a jeżeli miałby jeszcze uważać na syna,
wszystko tylko dodatkowo by się skomplikowało. To było niepotrzebne ryzyko,
którego nie chciał na polu walki.
— Zgoda — odmruknął Czarny Pan. — Od jutra zaczynacie
szkolenie — dodał jeszcze do chłopców, wypraszając ich chwilę później, wzywając
Skrzeczkę i nakazując jej zaprowadzić ich na górę.
— Harry, zdejmij maskę — powiedział cicho do kochanka, który
w tym momencie posłał mu zdziwione spojrzenie, choć uśmiechnął się lekko,
patrząc na niego z aprobatą.
Nie obawiał się Notta, choć do Yaxleya i Averego miał pewne
obiekcje. Nie na tyle jednak duże, żeby im nie zaufać w tej sprawie. Skinął
lekko głową, powtarzając wcześniejszy ruch Severusa i bez użycia różdżki
pozbywając się maski. Trzech wspomnianych mężczyzn wciągnęło gwałtownie
powietrze, ale Severus nie zdziwił się za bardzo zauważając, że pozostała
trójka, w jaśniejszych szatach, nie jest zdziwiona widokiem twarzy Wybrańca.
— Nie zostaliście wtajemniczeni ostatnim razem, ponieważ nie
miałem co do was pewności — powiedział spokojnie Voldemort, patrząc na nich z
powagą. — Mam nadzieję, że nie zniszczycie zaufania, którym was teraz obdarzam.
Bella już pokazała, że jest do tego zdolna — warknął na koniec, ale Harry
położył mu miękko dłoń na ramieniu, rozumiejąc to, jak musi być teraz wściekły,
mimo maski opanowania, którą starał się przybrać. — Lupin, cieszę się, że
przyszedłeś. Co cię zatrzymało?
— Dumbledore — odpowiedział, czując się już teraz niemal
zupełnie pewnie.
Miał wrażenie, że to irracjonalne uczucie, bo przecież niemożliwym
było, żeby czuł spokój w salonie wypełnionym śmierciożercami, ludźmi z którymi
walczył przez całe swoje dorosłe życie, ale jednak atmosfera była tu tak
specyficzna, że nie sposób było się denerwować.
Harry, małym ruchem ręki wskazał Weasleyom, żeby także usiedli,
bo zanim Tom przejdzie do sprawy ich tożsamości, miną zapewne długie minuty.
Fred usiadł od razu, zajmując jedną z wygodniejszych kanap, mimowolnie
zauważając, że Charlie zajął takie miejsce, które pozwalało mu obserwować
profil Snape’a. Naprawdę wolałby być nieświadomy i nadal nie rozumieć
zachowania brata, ale prawda była, jaka była, a fakt, że Snape już wiedział, że
to Harry jest partnerem Voldemorta dodawał mu jakoś otuchy. Widocznie ich
przyjaciel rzeczywiście mu ufał.
Lupin opowiedział Tomowi o planach Zakonu, który miał za wszelką
cenę znaleźć Harry’ego, ale miał też kilka dodatkowych informacji, które udało
mu się zdobyć przypadkiem, znajdując w jednym z pokoi zapieczętowany pergamin.
— Oliwer Wodd, Marcus Flint i Penelopa Clearwater złożyli
przysięgę Zakonowi. Pierwsza dwójka miała przy podpisach czerwone punkty, przy
Penelopie był fiolet.
Krótki syk przeszedł po salonie, kiedy ludzie przyswajali tę
informację. Nie było dobrze, jeżeli dyrektor werbował już takich młodych ludzi,
a już na pewno kolor czerwony nie był dobry dla pierwszej dwójki.
— Lupin, czy ty też podpisywałeś kiedyś jakiś dokument? —
zapytał zaciekawiony. Mężczyzna przytaknął, ale podkreślił, że nie miał koloru,
albo po prostu nic o tym nie wiedział.
— Czerwoni nie wiedzą, że są oznaczani — powiedział cicho
Harry, otrzymując niepewne spojrzenie od Lupina. — Fiolet to Strażnik, kolor
czerwony oznacza Ofiarę Paschalną — dodał niespokojnie, już zastanawiając się,
jak wyciągnąć Wooda z bagna, do którego ten nieświadomie wdepnął.
— Zabiją ich? — wyszeptał, jakby na nowo wstrząśnięty taką
możliwością.
— Nie zdążą — odparł Tom. — Ich magia osiągnie apogeum za
cztery, pięć lat, dopiero wtedy złożenie ich w ofierze będzie miało sens. Do
tego czasu będą wpuszczani jedynie na nieformalne zebrania Zakonu — wyjaśnił,
będąc jednocześnie pewnym, że do tego czasu wojna będzie już tylko wspomnieniem.
— Więc po co…? — zaczął, ale natychmiast sam sobie
odpowiedział: — Mają być zwykłymi szeregowcami, którzy będą walczyć ze
śmierciożercami? — warknął, nie mogąc uwierzyć, że Dumbledore posuwa się do
takich rzeczy, że wciąga w to wszystko ochotników, hodując ich tylko po to,
żeby potem samodzielnie zabić. — Z nami? — dodał, kiedy zdał sobie sprawę, że
znajdzie sposób na odkrycie wszystkich czarodziei oznaczonych pieprzoną,
czerwoną kropką.
Harry uśmiechnął się lekko na ostatnie słowo Remusa. To
udowadniało, że mężczyzna, choć może się nie zgadzać ze wszystkimi sposobami
działania jego kochanka, to jednak jest po ich stronie.
— Charlie, Fred, George — powiedział Tom, zwracając się do
trójki, która nadal miała zasłonięte twarze. — Zdejmijcie maski.
Kiedy to zrobili, Lucjusz zapatrzył się na nich z
niedowierzaniem niemal równym temu, które pojawiło się na twarzy Lupina.
Powiedzieć, że obaj byli wstrząśnięci to za mało, ale Remus wykazał się także
podejrzliwością godną wilkołaka, wyciągając różdżkę i celując w najstarszego z
trójki rudzielców.
— Widziałem cię na spotkaniu Zakonu — warknął, zrywając się
ze swojego miejsca i patrząc chłopakowi prosto w oczy, nie zwracając uwagi na
wysoko uniesione brwi Czarnego Pana i zaskoczoną minę Harry’ego.
— Opuść różdżkę, Lupin — burknął Snape, łapiąc go za prawe
przedramię i ściągając z powrotem na fotel. — Mnie też widziałeś w Zakonie —
dodał obojętnie.
— Ale o tobie od początku wiedziałem — odpowiedział, nawet na
niego nie patrząc, nadal mierząc wzrokiem pogromcę smoków. — Jesteś szpiegiem,
po prostu okazało się, że nie tej strony, o której myślałem — wymamrotał
nieskładnie, wywołując kilka chichotów.
— Zauważ, że pojawiłeś się tu dzisiaj pierwszy raz — zaczął
Severus i tym razem jego głos zdradzał lekkie poirytowanie. — Mimo to, kiedy
zdjąłeś maskę, nikt do ciebie nie celował, chociaż wszyscy powinni mieć
wątpliwości. Oni — wskazał na Weasleów — pojawiają się na spotkaniach od kilku
miesięcy, więc ktoś mógłby pomyśleć, że bardziej ufamy im niż tobie.
Remus zerknął na niego, starając się zrozumieć, co ten chce
mu przekazać, ale potrząsnął tylko głową, odganiając od siebie niechciane
myśli. Molly i Artur byli w Zakonie, wiedział, że bliźniaków nie udało się
zwerbować, ale był pewien, że Charlie miał złożyć przysięgę. Podsłuchał jego
rozmowę jakieś pół roku temu.
— Do cholery jasnej, Lupin — powiedział w końcu stanowczo
Snape, wyszarpując własną różdżkę i mierząc w zaskoczonego wilkołaka. —
Przestań celować w tego dzieciaka i wysłuchaj, co ma do powiedzenia, zanim
zasłużysz sobie na gniew syna swoich przyjaciół i Toma.
Remus patrzył na niego niedowierzająco, nie mogąc pojąć, jak
mistrz eliksirów może bronić kogoś innego, na dodatek kogoś, kto jest Weasleyem
i kto, chyba zaczął się rumienić pod ostrzałem kierowanych na niego spojrzeń.
— Dziękuję, Severusie — powiedział cicho Charlie, posyłając
mu takie spojrzenie, że Fred jęknął mimowolnie, za co natychmiast został zgromiony
wzrokiem przez bliźniaka.
— Bardzo proszę, panie Weasley — odparł spokojnie mistrz
eliksirów, zerkając na niego przelotnie, ze zdziwieniem zauważając pogłębiający
się rumieniec, tak typowy dla wszystkich członków tej rodziny.
— Charlie przyszedł do mnie pod koniec lutego — zaczął
wyjaśnienia Harry, nie chcąc dopuścić do eskalacji problemu, który tak naprawdę
problemem nawet nie był. — Błagał mnie, żebym nie zgadzał się na wstąpienie do
Zakonu Feniksa i na złożenie przysięgi Dumbledore’owi. Wtedy, już od przeszło
pół roku współpracowałem i szkoliłem się z Tomem, o czym nikt nie wiedział.
Charlie nie chciał mi niczego wyjaśnić, ale widziałem, że był czymś
wstrząśnięty.
Rudzielec dobrze pamiętał ten moment, aportował się wtedy do
Hogsmade i starał wymyślić jakiś sposób dostania się do zamku i porozmawiania z
Potterem. Musiał dostać się do środka i przypomniał sobie, jak Ron wspomniał mu
kiedyś o tunelu biegnącym z Wrzeszczącej Chaty do Wierzby Bijącej. To nie było
najbezpieczniejsze, ale dawało mu jako takie szanse. Nie zastanawiając się nad
tym długo, udał się do starego domu i znalazł ledwo zakamuflowane przejście.
Tunel był niski i brudny, w niektórych miejscach korzenie drzew blokowały
dalszą drogę, a gdzie indziej osuwająca się ziemia niemal uniemożliwiała
dostrzeżenie właściwego korytarza. Kiedy w końcu dotarł na błonia, cudem
unikając ramion Wierzby, musiał wymyślić, jak dostać się do pokoju wspólnego
Gryfonów. Zanim wpadł na jakiś pomysł, zauważył zbliżającą się do niego śnieżną
sowę, którą ciężko byłoby pomylić z jakąkolwiek inną.
— Hedwiga — szepnął z wdzięcznością, wyczarowując naprędce
kawałek pergaminu i kreśląc na nim szybko kilka słów, o tym, że to pilne i, że
czeka na boisku quidditcha.
Harry pojawił się tam niecałe dziesięć minut później, co
chłopak przyjął ze zdziwieniem, na moment zapominając, po co w ogóle się tam
pojawił.
Pamiętał swoją desperację, kiedy prosił Gryfona, żeby nie
ufał dyrektorowi. Błagał go wręcz o to, ale jednocześnie obawiał się
opowiedzieć mu o tym, czego byli dzisiaj świadkami. Tak bardzo bał się wtedy,
że Potter mu nie uwierzy, że może już jest za późno i, że ten doskonale wie,
czym zajmuje się Dumbledore. Mogła czekać go śmierć, ale nie mógł zapomnieć
przerażonej twarzy tamtego nastolatka. Nie chciał jej zapomnieć.
— Czy ufasz mi, Charlie? — zapytał wtedy chłopak, wprawiając
rudzielca w zdziwienie.
Skinął głową. Ufał mu, inaczej nigdy by tu nie przyszedł.
— Wiesz o tym, że Ron i Hermiona mnie zdradzili? — zapytał
cicho Gryfon, patrząc na niego przenikliwie.
Charlie otworzył na moment usta, nie rozumiejąc do czego ten
dąży, ale po chwili pokręcił przecząco głową. Był pewien, że ta trójką jest
nadal przyjaciółmi.
— Chodź — mruknął w końcu Harry, prowadząc go do Bijącej
Wierzby, przez tunel i do Hogsmade, skąd aportował ich do Czarnego Dworu.
— Umiesz się teleportować? — zapytał zdziwiony, kątem oka
zauważając jakich ruch po swojej prawej stronie.
— Tak — rzucił mimochodem chłopak, przywołując do siebie
skrzatkę, która ukłoniła mu się lekko, patrząc podejrzliwie na jego gościa. —
Poproś do nas Toma, Skrzeczko.
Stworzonko ukłoniło się ponownie i zniknęło z głośnym
pyknięciem, a Charlie patrzył z niedowierzaniem, jak po kilku chwilach do
pomieszczenia wchodzi jakiś młody mężczyzna, którego nigdy nie widział na oczy.
— Weasley? — zapytał przybyły zdziwionym tonem, patrząc
uważnie jednak nie na rudzielca, a na swojego kochanka.
— Zdaje się, że Charlie przypadkiem był świadkiem rytuału,
jak podejrzewam w tym kościółku w Rumunii, o którym ostatnio rozmawialiśmy, a
który mieści się nieopodal Rezerwatu Smoków? — zwrócił się na koniec do młodego
mężczyzny, który nieświadomie przytaknął, zdając sobie raptem sprawę, że Harry
wie znacznie więcej od niego. — Ostrzegł mnie przed składaniem przysięgi
Zakonowi — dodał ciszej, a rudzielec z zaskoczeniem zauważył, jak wzrok Toma przenosi
się na niego, stając się łagodniejszy, wyrażający aprobatę i jakieś ciepłe
uczucia.
— Cieszę się w takim razie — mruknął Lord, podchodząc do
Charliego, w naturalnym i zupełnie prostym geście wyciągając do niego dłoń. —
Tom Riddle — przedstawił się, widząc szok na twarzy chłopaka.
Charlie jeszcze długo dochodził do siebie po tym spotkaniu.
Harry opowiedział mu, jak to się stało, że dowiedział się prawdy, opowiedział
mu o kłamstwach dyrektora, o prawdziwej przepowiedni, i o tym, że jest
wdzięczny, że wszystko przyjął tak spokojnie. Kilka dni później we wszystko
wprowadzili wspólnie bliźniaków, po miesiącu Weasleyowie wzięli udział w
pierwszym starciu pod wodzą Rudolfusa, ratując kilkumiesięcznego chłopca i
paląc jeden z kościołów w Irlandii. I Charlie wiedział, że podjął słuszną
decyzję.
-I-I-I-
Caathy prawdę mówiąc bardzo długo zastanawiałam się
nad formą rytuałów, jakie umieścić w tym opowiadaniu. Rozdział 8 był
najtrudniejszy do napisania, bo obiecałam sobie, że będzie w nim pierwszy opis.
Najpierw miały być obrządki celtyckie, myślałam o runach, o mitologii greckiej,
Wikingach, Merlinie i jego czasach, a nawet o legendach polskich. Aż któregoś
dnia przypomniał mi się film, który widziałam parę lat temu. Człowiek z
Ziemi, genialna produkcja, w której nic się nie dzieje, nie ma żadnej
akcji. Ludzie siedzą i słuchają opowieści człowieka, który twierdzi, że urodził
się jako neandertalczyk i przeżył. Żył, kiedy inni umierali. Film pokazuje w
bardzo specyficzny sposób, że religia katolicka może być traktowana(i pewnie
przez wielu jest) jak mitologia, np. rzymska, słowiańska, czy jakakolwiek inna.
Byłam nim zafascynowana. I kiedy sobie o tym przypomniałam postanowiłam wpleść
motyw Jezusa w to ff. I bałam się, jak to zostanie odebrane. Dlatego ten
rozdział wisiał gdzieś i nie był publikowany… tyle w ramach wyjaśnień.
Jeżeli chodzi o Draco i Rafaela, to cóż, mam jeszcze kilka
wątpliwości, jak to rozwiązać, ale mam nadzieję, że się spodobaJ
av. witaj i dziękuję, że się odezwałaś! Cieszę
się, że podoba Ci się opowiadanie i przepraszam, że tak wolno się rozwija. Za
dużo rzeczy chciałam naraz napisać i oto skutki. Cztery rozpoczęte opowiadania
i żadne jeszcze niezakończone, a w międzyczasie piszę jeszcze one-schoty! Ale
czasem tak bywa, ze mną często… Następny rozdział, albo jeszcze nastepny będzie
o Harrym i Tomie, obiecuję:P
Trzymam Cię za słowo! Czekam na Toma i Harry'ego ;)
OdpowiedzUsuńHah, to mi się coraz bardziej podoba. Zwłaszcza Potter przejmujący inicjatywę i wprowadzający Charliego do Czarnego Dworu ;D
Następnym razem nie bój się publikować! Hejty są wszechobecne, a poza tym rozdział był idealny
Pozdrawiam i życzę duużo wena ;*
GENIALNIE! Uwielbiam jak opisujesz zebrania Wewnętrznego Kręgu ;) Będziesz jeszcze pisać coś o Draco i Rafaelu? Chciałabym żeby oni byli razem. I chciałabym jeszcze przeczytać coś takiego jak w ostatnich rozdziałach kiedy Harry uwodził Draco >S:D Nie mogę się już doczekać nexta, byle jak najszybciej! Weny!!
OdpowiedzUsuńsuper! mogłabyś mnie jakoś powiadamaić o nowych rozdziałach PP?
OdpowiedzUsuńTwoje pomysły zawsze trafiają w mój gust, więc nie masz co się martwić :D W tym opowiadaniu słowo "zakon" nabiera nowego znaczenia :p zakon jakiś psychoreligijnych dupków:p. Co do dzisiejszego rozdziału, genialny był, Czyżby Charlie podkochiwał się w Severusie? Uuuuu! To może być interesujące ;). Bella dostała za swoje, niby nie jestem sadystą ani nic, ale mam nadzieję, że ją zabiją, zawadza tylko i utrudnia. A jeden problem w postaci Dumbledore'a wystarczy ;). Nott, uwielbiam to nazwisko ;). Oko, nie rozpisuję się za wiele, bo zaraz mi laptop padnie :p
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity! Przepraszam, że komentuje dopiero dziś, ale brak czasu! ;/
Pozdrawiam i weny życzę :)
Caathy.x1
Proszę o kolejny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne. Dziś je znalazłam i również dziś przeczytałam całe. Szkoda mi tylko że trzeba tak długo czekać na kolejny odcinek, jednak mam nadzieje że już niedługo się go doczekam!
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńWOO - HOO!
OdpowiedzUsuńJutro już 2015.01.01. <3
Czekam..! :D
Infinity ∞
O nieeee, skonczylo sie! To jest swietne, czytalam z zapartym tchem, chce wiecej! Na bardziej konstruktywny komentarz mnie nie stac bo targaja mna taaaakie emocje. Licz na cos wiecej pod nastepnym rozdzialem (ktory musisz napiac)!
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńo tak czyżby Severus i Charlie byli parą, dobrze tak Belatrix, no tak składają przysięgę i stają się ofiarami rytualnymi... mam nadzieję, że powrócisz do tego opowiadania, bo to mnie naprawdę wciągnęło...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyżby Severus i Charlie byli parą? bardzo dobrze tak Belatrix, składają przysięgę, która doprowadza ich do stania się ofiarami rytualnymi...
mam nadzieję droga autorko, że powrócisz do tego opowiadania, bo mnie naprawdę zaintrygowała ta historia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, och czyżby Severus i Charlie zostali parą? i bardzo dobrze tak Belatrix, nie za bardzo za nią przepadam, no składają przysięgę, która doprowadza ich do stania się ofiarami rytualnymi...
droga autorko mam nadzieję, że powrócisz do tego opowiadania, bo mnie naprawdę zaintrygowała ta historia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga