Dzień dobry!
Blog nadal działa, ale teksty będą pojawiać się rzadko. Niestety nie mam czasu na regularne pisanie. Bardzo mi przykro i przepraszam szczególnie tych z Was, którzy mnie regularnie czytali, a teraz nie mają co czytać. Nadal utrzymuję, że wszystkie teksty zostaną dokończone, ale potrzebuję czasu. Dziękuję za wszystkie Wasze komentarza i kocham Was za to, ze czekacie. Priori, dzięki Twojemu komentarzowi się spięłam i udało mi się wygospodarować trochę czasu. Mam nadzieję, że się spodoba.
Tytuł: Proszę o jej rękę
Autor: justusia7850
Pairing: HP/BW
Raiting: +18
Ostrzeżenia: Trochę fetyszowo
Wszystkie postacie należą do J.K.R., a ja nie czerpię z
tego opowiadania żadnych korzyści.
Harry ostatni raz przełknął ślinę, zamknął oczy i uniósł dłoń
chcąc zapukać w te przeklęte drzwi. Tak naprawdę wcale by się nie obraził,
gdyby Bill go wystawił i po prostu nie przyszedł. Nadal nie mógł zrozumieć tej
idiotycznej tradycji, która akurat musiała przetrwać. Na ogół ubóstwiał fakt,
że jest czarodziejem, ale to ich zacofanie, ta zaściankowość doprowadzały go
momentami do szaleństwa. Naprawdę za taką Brytanię walczył? Tego chciał dla
siebie i swoich dzieci? Których właściwie jeszcze nie miał i o ile nie zbierze
się na odwagę i nie otworzy tych przeklętych drzwi, mieć nie będzie.
Chciał ożenić się z Ginny. A przynajmniej tak mu się
wydawało.
Nie widział żadnej innej opcji, wojna skończyła się kilka lat
temu, a on doszedł do wniosku, że wypadałoby się ustatkować. I Hermiona truła
mu dupę od jakichś trzech lat. I Ron też krzywo na nich patrzył, bo niby żyli
pod jednym dachem, dzielili się obowiązkami i wspólnie płacili rachunki, a
jednak małżeństwem nie byli, potomstwa więc mieć też nie mogli.
Bo tak stanowiło jakieś durne, średniowieczne prawo, które
nadal obowiązywało!
Harry nie raz się zastanawiał, jak to się stało, że rewolucja
dotarła w niemal każdy zakątek świata, a ominęła angielskie, czystokrwiste
rody. Bo, czy tego chciał, czy nie, Weasleyowie byli czystokrwiści. I nie miało
żadnego znaczenia to, że Artur tak uwielbiał wszelkie mugolskie śmieci.
Niektóre reguły były traktowane niemal jak świętość i oczywiście Harry chcąc
mieć dzieci z Giny musiał ich przestrzegać. A to oznaczało ślub. I o ile sama
ta perspektywa nie była jeszcze najgorsza, o tyle fakt, że musiał prosić o jej
rękę głowę rodu nastręczał już pewnych problemów. Właśnie dlatego się tu
znalazł, bo pech chciał, że Molly i Artur zginęli niedługo po wojnie, a właśnie
Bill był pierwszy w kolejności starszeństwa.
Po bardzo długiej, a jednak jak mu się wydawało wciąż
zdecydowanie zbyt krótkiej chwili, zapukał cicho i poczekał na zaproszenie. Jak
na złość drzwi uchyliły się po kilku sekundach a on wszedł do pomieszczenia,
które wyglądało jak połączenie nowoczesnego salonu i zacisznego biura.
Usiadł na cholernej, skórzanej kanapie i nie miał pojęcia,
jak powinien się zachowywać. Może istniało jakieś dodatkowe prawo, o którym nic
nie wiedział, a które wykorzysta Bill nakazując mu zostawić Ginny. I wtedy ze
ślubu nici. Oczywiście nadal będą mogli ze sobą mieszkać i udawać, że tworzą
rodzinę. Ginny nigdy nie zajdzie w ciążę, a o nigdy nie będzie ojcem. A
przecież tylko o to w tym chodziło.
Bill patrzył na niego wyzywająco, wyraźnie oczekując jakiegoś
ruchu. Jego oczy świeciły niebezpiecznym blaskiem i Harry właśnie uświadomił
sobie, że powinien lepiej przygotować się do tego spotkania. Mężczyzna
wyglądał, jakby czekał na jego najmniejsze potknięcie, jakby bawił się jego
stresem. I, jak pomyślał Potter, zapewne właśnie tak było, bo od czasu pogrzebu
państwa Weasley, Bill stał się zwyczajnie dziwny. Co prawda nadal mieszkał w
Muszelce, poświęcając swój czas zarówno Fleur, jak i ich córeczce, ale jednak
wszędzie poza własnym domem był kimś innym, niż człowiek, którego Harry
pamiętał jeszcze z czasów wojny.
Był głową czystokrwistego rodu. Odnowił jakieś stare śluby i
przysięgi, które przez wiele pokoleń zaniedbywali jego przodkowie, w tym pan
Weasley, który co prawda przestrzegał starożytnych praw, których niestety
obejść się nie dało, ale odcinał się jednocześnie od wszystkiego, co mu się nie
podobało, a obejść się dało. I Potter wiedział, że gdyby Artur żył, także
musiałby uzyskać jego pozwolenie, ale cała rozmowa nie byłaby obarczona
ceremoniałem zakończonym magiczną umową.
Harry nie wiedział, dlaczego Bill zdecydował się na bycie
czystokrwistym dupkiem, ale wspólnie z Charliem, Georgem i Ronem, unikali go
jak tylko mogli. Niestety dziś nadszedł dzień, w którym musiał przeprowadzić tę
cholerną rozmowę i wcale nie był z tego powodu zadowolony.
— Już myślałem, że nie zdecydujesz się przyjść — zaczął
mężczyzna i Harry musiał przyznać, że ten wyglądał dużo lepiej od niego samego.
Co zaskakujące miał na sobie stalowoszary, mugolski i na
pewno bardzo drogi garnitur, bo materiał układał się na nim w sposób, którego
nie dało się uzyskać inaczej, niż szyjąc ubrania na miarę w najlepszych
pracowniach krawieckich. Buty lśniły nowością a pod marynarką widać było
czarną, wyglądającą na równie drogą, co cała reszta stroju, koszulę. Przez
moment przeleciało Harry’emu przez głowę, że Bill ubrał się tak specjalnie na
spotkanie z nim, ale szybko wyrzucił tę myśl z głowy. Była niedorzeczna.
— Przyszedłem, bo się umówiliśmy, a to dla mnie bardzo ważne,
Bill — odparł, kiedy już zlustrował Weasleya, ale ten skrzywił się na jego
odpowiedź i Potter po prostu wiedział, że powiedział coś nieodpowiedniego.
Bill przez chwilę nic nie mówił, a potem podniósł się tak
zgrabnie, jakby ten ruch ćwiczył całymi godzinami i w dwóch krokach stanął
przed swoim gościem, górując nad nim i ewidentnie chcąc w ten sposób pokazać,
jaka hierarchia obowiązuje na tym konkretnym spotkaniu. A może i na każdym
kolejnym, ciężko było na razie stwierdzić.
— Chyba się zapominasz, Potter — syknął, patrząc na niego zmrużonymi
oczyma, widocznie odczuwając satysfakcję z przewagi, jaką posiada, z mieszanych
uczuć, które pojawiają się na twarzy jego rozmówcy. — Umówiliśmy się na
spotkanie, żebyś mógł oficjalnie poprosić mnie o rękę mojej jedynej siostry. I
musisz uwierzyć mi na słowo, ale ostatnio mam mnóstwo oficjalnych spotkań i po
pierwsze nikt, powtarzam nikt nie przychodzi na nie ubrany tak… — przez moment
szukał odpowiedniego słowa, po czym niemal wypluł z niesmakiem: — niechlujnie,
jak ty.
Harry przełknął głośno ślinę, bo prawdę mówiąc nie pomyślał o
jakimś bardziej eleganckim stroju. Miał na sobie zwykłe, choć bardzo dopasowane
dżinsy, zielone adidasy jakiejś znanej mugolskiej marki i tego samego koloru
longsleeve. Wyglądał normalnie. Ich pokolenie praktycznie zrezygnowało z
typowych czarodziejskich szat na rzecz mody preferowanej przez niemagiczne
społeczeństwo. Zresztą w całej Anglii powstawały wyspecjalizowane punkty, w
których mugolską garderobę można było nafaszerować różnymi zaklęciami, od tych
chroniących przed brudem czy deszczem, do tych, które tworzyły minimalne osłony
wokół właściciela.
— A po drugie — ciągnął o wiele chłodniejszym tonem Bill,
kiedy na twarzy chłopaka zauważył rumieńce zawstydzenia — jeśli myślisz, że
dzisiaj, na tym spotkaniu wolno ci zwracać się do mnie po imieniu, to znaczy,
że nie przeczytałeś dokumentów, które dostarczyłem Ginewrze. I, że marnujesz
mój cenny czas — dodał, odwracając się i powoli wracając na swoje miejsce.
Harry odetchnął kilka razy, czując się zdecydowanie lepiej,
kiedy Bill się odsunął. Przecież przeczytał te cholerne dokumenty. A
przynajmniej Ginny je przeczytała i powiedziała mu o najważniejszych sprawach.
I rzeczywiście było tam coś o godnym stroju (Potter za właśnie taki uważał
swoje zielone, oryginalne adidasy), okazywaniu szacunku i wykonywaniu poleceń.
Nie zastanawiał się za bardzo nad tymi warunkami, bo stres jaki przeżywał
czekając na to spotkanie sprawił, że jego mózg najwyraźniej wyparował.
— Mam do ciebie mówić Pan? — zapytał niedowierzająco,
starając się ukryć obawę pod płaszczykiem lekkiej kpiny, ale wzrok mężczyzny
był tak przeszywający, że postanowił nie popełniać dzisiaj już więcej błędów. —
Oczywiście, że tak, co za głupie pytanie — wymruczał. — Przepraszam, Panie
Weasley — dodał polubownie, zauważając jednocześnie, jak Bill uśmiecha się
kącikiem ust. I to było straszne.
Bill się tak nie uśmiechał. On śmiał się całym sobą, jego
tęczówki skrzyły się niczym te należące do Dumbledore’a, uszy unosiły się lekko
do góry, a wokół oczu tworzyły się malutkie zmarszczki. Pojęcia nie miał skąd
to wie, ale właśnie takiego Billa poznał wiele lat temu. Co, do diabła stało
się z tamtym człowiekiem?
Mężczyzna czekał, najwyraźniej nie zamierzając ułatwiać mu
czegokolwiek. Jego wzrok prześlizgiwał się po niezbyt szerokich ramionach
Harry’ego, na dłużej zatrzymał się na jego biodrach, przenosząc ostatecznie na
umięśnione uda i łydki. Chłopak czuł się osaczony tym spojrzeniem, zupełnie
zapominając, że kilka minut temu sam oceniał w ten sposób Billa.
— Chciałbym ożenić się z Ginny — zaczął, po ułamku sekundy
się reflektując i dodając niezbyt przekonującym tonem: — panie Weasley.
Chciałbym, żeby przyjęła moje nazwisko zarówno ona, jak i dzieci narodzone z
tego związku. Chciałbym prosić pana o jej rękę, duszę, ciało i łono, oferując w
zamian swoje oddanie, majątek, duszę i ciało — dokończył, mając nadzieję, że wybrał
odpowiednie zobowiązania.
Zorientował się, że coś jest nie tak w momencie, kiedy Bill
uśmiechnął się niczym drapieżca. Harry znał takie uśmiechy i nigdy nie wróżyły
nic dobrego. Pamiętał ten jeden raz, kiedy w ten sposób wyglądała Bellatrix i
naprawdę wolałby nie porównywać mężczyzny siedzącego przed nim z dawno martwą
psychopatką. Odetchnął, zastanawiając się, gdzie popełnił błąd, mając nadzieję
jeszcze go naprawić, ale Bill ewidentnie z pełną premedytacją zaczął oficjalną
odpowiedź, uniemożliwiając mu jakąkolwiek zmianę:
— Ja, głowa Czystokrwistego Rodu Weasley, wyrażam zgodę na
związek Harry’ego Jamesa Pottera z Ginewrą Molly Weasley. Jednocześnie
nakazuję, aby zarówno Ginewra, jak i dzieci zrodzone z tego związku nosiły
nazwiska obojga rodziców.
Potter miał wrażenie, że każde słowo, które wypowiada Bill
jest całkowicie i kompletnie ostateczne. Co prawda przychodząc tu wiedział, że
już nie będzie mógł się wycofać, ale jednocześnie dopiero w tej chwili poczuł
nieuchronność swojego losu. Właśnie pozamykał sobie wszelkie drogi i jeżeli
kiedykolwiek chciałby rozstać się z Ginny, po prostu nie mógłby tego zrobić.
Był pewien, że magia by mu to uniemożliwiła. Teraz mogła rozdzielić ich już
tylko śmierć i przerażające było to, że Harry nie uważał tego za romantyczne,
podchodząc do sprawy tak beznadziejnie pragmatycznie. Bo to chyba nie było
normalne, żeby pytając kogoś o rękę, jednocześnie myśleć o rozstaniu, nawet
jeżeli to miałoby nastąpić za kilka czy kilkanaście lat.
— Oddaję ci rękę, duszę, ciało i łono Ginewry — kontynuował
Bill, a Harry wypuścił powietrze, które nie wiedział nawet, kiedy wstrzymał.
Zgoda Billa sprawiała, że Ginny urodzi mu dzieci. I tylko to
się liczyło. Choć musiał przyznać, że jeszcze kilka lat temu był zachwycony
faktem, iż bez błogosławieństwa głowy swojego Rodu jego dziewczyna nie zajdzie
w ciążę. Idealna antykoncepcja, jak wtedy żartowali.
— Przyjmuję w zamian twoje oddanie i ciało — powiedział mężczyzna
z tak jawną kpiną, że Potter ponownie się spiął, nie rozumiejąc, co się dzieje,
ale mając jak najgorsze przeczucia. — Ginewra będzie w zamian dzielić z tobą
majątek.
I tyle. Bill skończył i wszystko było cholernie jasne. Harry
nie doprecyzował formuły swojej prośby, a mężczyzna to wykorzystał. I Potter
nie mógł już teraz nic z tym zrobić, mógł mieć jedynie nadzieję, że Weasley
nigdy nie będzie chciał wykorzystać władzy, którą właśnie sam sobie przyznał.
Wszystko zostało przypieczętowane. Magiczny kontrakt został spisany i trafił w
jego ręce. Mężczyzna przed nim, człowiek, którego znał niemal dekadę, mający
żonę i dziecko, będący zawsze kimś w rodzaju jego rodziny, trzymał drugi
egzemplarz sprawdzając, czy wszystko jest rzeczywiście tak, jak powinno.
Harry z niedowierzaniem wpatrywał się w umowę. Nie potrafił
nawet wykrzesać z siebie złości, będąc kompletnie zszokowanym. Bo to było
niedorzeczne.
— Oddanie i ciało — szepnął z nutką paniki w głosie.
Już wiedział, że Ginny nigdy, przenigdy nie zobaczy tego dokumentu.
Do tej pory żyli ze sobą jako równorzędni partnerzy, ale teraz Bill oddał mu
siostrę niemal bezwarunkowo. Dziewczyna nie dostawała praktycznie nic w zamian,
podczas gdy Potter miał ją całą. Kto tak robił? Kto robił to komuś, kogo
kochał?
Chłopak zamknął na chwilę oczy, podnosząc w następnym
momencie głowę i patrząc z dystansem na Weasleya. Ten musiał wierzyć, że Harry
nie zrobi krzywdy jego siostrze, bo w innym wypadku ta umowa wyglądałaby
zupełnie inaczej. Albo sam, w razie potrzeby będzie wymuszał na nim różne
postawy. Może o to chodziło, kiedy powiedział, że przyjmuje od niego oddanie i
ciało. Pierwsze mogłoby ustawiać go do pionu, drugie pozwalałoby go ukarać.
— Dziękuję, Bill — powiedział, uspokajając oddech i
przysięgając sobie, że Ginny nigdy nie ucierpi przez postanowienia swojego
brata. Zerknął w górę, łapiąc wzrok mężczyzny i spiął mięśnie w oczekiwaniu na
wybuch złości. — Przepraszam — szepnął z roztargnieniem, zastanawiając się
jednocześnie skąd pochodzi ten irracjonalny strach. — Dziękuję panu — poprawił
się, ale siedzący przed nim Bill nie wydawał się usatysfakcjonowany.
Harry nawet pomyślał, że mężczyzna wygląda, jakby już teraz
chciał wykorzystać przewagę, którą nad nim zdobył. Nie miał problemu z
dostrzeżeniem, jak wzrok Billa ponownie skupia się na nim. Na rozczochranych, jak
za dawnych lat włosach, na młodzieżowych ubraniach, na dłoniach, które od
samego początku pociły się w stresie.
— Uklęknij — padł ewidentny rozkaz i Harry nie mógł uwierzyć
w to, co słyszy. — Uklęknij — powtórzył gospodarz już wyraźnie zirytowanym
głosem.
I Potter chyba właśnie w tej chwili zorientował się, że coś
znowu nie działa w sposób, w jaki powinno. Magia nie miała prawa zostawiać mu
wyboru, ale był pewien, że go ma. Bill chyba jeszcze tego nie wiedział i właściwie
Potter postanowił, że może ugrać coś dla siebie nie informując go teraz o tym.
Miał spore wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł, ale nie widział
obecnie innego rozwiązania. Zsunął się z kanapy z dość niefrasobliwą miną,
klękając tuż przed nią, nie podsuwając się nawet o milimetr w stronę mężczyzny.
Ten patrzył na niego podejrzliwie, ale po chwili na jego twarz wstąpił ten
nieprzyjemny uśmiech, który już dzisiaj zdążył zademonstrować. Harry’ego
przeszedł nieprzyjemny dreszcz, ale nie odezwał się słowem.
— Każdy wie, że pieprzysz moją siostrę od lat — zaczął Bill
tak konwersacyjnym tonem, jakby prowadzili niezobowiązującą pogawędkę o
pogodzie. — Chyba nie zaprzeczysz?
— Nie — burknął, reflektując się i dodając: — proszę pana.
— I jesteś dobry — mruknął mężczyzna.
Potter zerknął na niego nie mając pojęcia, czy ten oczekuje
jakiejś odpowiedzi. Wzruszył więc tylko ramionami, ale ponownie opuścił głowę.
Jeżeli miał się nie zdradzić, nie powinien utrzymywać zbyt długiego kontaktu
wzrokowego.
— Rozmasuj mi stopy — powiedział mężczyzna, pozornie
porzucając temat, nie patrząc na klęczącego chłopaka.
Harry wstrzymał oddech, mając nadzieję, że się przesłyszał,
ale kiedy prawy but Billa oparł się o szklaną ławę, wiedział, że to nie jest
żart, że on faktycznie tego od niego oczekuje. Przełknął ślinę, w gruncie
rzeczy nie wiedząc, dlaczego właściwie w to brnie i powoli sięgnął do lśniącego
czernią mokasyna. Ociągając się rozwiązał sznurówkę, po czym ostrożnie ściągnął
but, przytrzymując Billa za kostkę.
Absurd. Tylko to jedno słowo przelatywało przez jego myśli,
kiedy faktycznie ujął stopę mężczyzny w obie dłonie, zaczynając początkowo
delikatny masaż. Mina Weasleya była nieodgadniona, chociaż teraz wpatrywał się
już w niego intensywnie, nawet nie udając, że nie chce tego oglądać. Harry
nawet przez chwilę zastanowił się, czy nie chodzi o jakiś rodzaj zemsty, ale
nie był do końca pewien, za co ten mógłby się mścić. Teoretycznie coś można by
znaleźć, ale nie podejrzewał Billa o tak niskie pobudki. Zresztą nie było to
chyba teraz najważniejsze, bo mężczyzna położył na jego udach drugą stopę,
ewidentnie nie zamierzając się powtarzać, ale oczekując od Harry’ego, że
poświęci jej tyle samo uwagi, co tej prawej. Patrzył teraz na niego z większą
intensywnością, jakby chcąc znaleźć w jego twarzy złość, strach czy odrazę.
Potter starał się jednak kontrolować i był pewien, że żadna z tych emocji nie
odzwierciedla się w jego spojrzeniu. Co wcale nie znaczyło, że czuł się
normalnie.
— Zdejmij mi skarpetki — wydał kolejne polecenie Bill i
uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy chłopak zesztywniał na ułamek sekundy.
Harry pozbierał się jednak szybko, opierając prawą kostkę
mężczyzny na ramieniu i niespiesznie podwijając nogawkę spodni niemal do
podudzia. Przełknął ślinę, bo szczupła łydka Billa, wciśnięta w skarpetę
sięgającą kolana wyglądała… zachęcająco. Sięgając palcami do ściągacza i
opuszczając ją w dół, nie próbował nawet unikać kontaktu z lekko opaloną, nagrzaną
skórą. Był pewien, że Billowi to nie przeszkadza, ale jemu chyba cała sytuacja
także przestała jawić się, jako coś złego. Pozbył się obu skarpetek, po czym
bez czekania na kolejny nakaz zaczął ugniatać nagą skórę.
Spiął się po raz kolejny, kiedy mężczyzna niemal wyszarpnął
stopę z jego dłoni, dołączając ją do drugiej, spoczywającej na jego udach.
Krótko patrzył na niego z zastanowieniem, ale ostatecznie potrząsnął głową, a
kpiący uśmieszek powrócił. I Harry zaczynał go nienawidzić, bo zwiastował
kolejne polecenie Biila, które zresztą padło bardzo szybko, jakby mężczyzna
obawiał się, że jeśli będzie zwlekał, nie uda mu się zrealizować swojego planu.
Albo, że się rozmyśli.
— Zdejmij koszulkę.
Harry powoli przestawał się dziwić czemukolwiek.
Irracjonalnie pogratulował sobie w duchu niewielkich, ale ładnie zarysowanych
mięśni brzucha, którymi mógł się pochwalić. Aprobata i błysk jakiejś nie do
końca zdrowej fascynacji w oczach Weasleya mile połechtała jego ego.
Odłożył koszulkę na kanapę, ponownie wracając dłońmi do
jednej ze stóp, a w tym czasie Bill sunął drugą po jego klatce piersiowej,
żebrach i podbrzuszu. Uczucie było dziwne, tym bardziej, że mężczyzna wyglądał,
jakby podejmował kolejną decyzję i Harry tylko czekał na ten przeklęty uśmiech,
który tym razem miał przynieść większe kłopoty.
— Poliż — mruknął cicho, ale pewnie i Potter ponownie zastygł
w szoku.
Bo do jasnej cholery, ale właśnie klęczał na środku gabinetu
czy biura, nadal nie był pewien, brata swojej przyszłej żony i wykonywał jego
polecenia. Polecenia, które nieubłaganie prowadziły w jednym kierunku, nawet jeżeli
do tej pory próbował oszukać swój własny umysł, wmawiając mu, że wcale tak nie
jest.
Wpatrywał się bez sensu w podeszwę lewej stopy Billa,
zastanawiając, jak powinien się zachować, kłócąc się wewnętrznie z samym sobą,
chcąc wstać i wyjść z tego pomieszczenia, a jednocześnie mając ogromną potrzebę
pozostania tu i sprawdzenia na własnej skórze, co stanie się później, za
chwilę, za godzinę.
Ostrożnie wystawił język, zaledwie koniuszkiem przesuwając po
miejscu, w które z takim uporem wpatrywał się zaledwie chwilę temu. Niemal
natychmiast poczuł, jak fala upokorzenia uderza w jego ego i już podjął decyzję
o przerwaniu tego, wstaniu i wyjściu, kiedy usłyszał cichy, zduszony jęk Billa.
Zastygł w bezruchu tylko po to, żeby moment później powtórzyć ten sam ruch,
przesuwając język jeszcze kawałek dalej, dochodząc do przestrzeni między
palcami, ale nie kontynuując, napawając się kolejnym jękiem mężczyzny. Tym
razem głośniejszym, mniej ukrytym, jakby przeznaczonym specjalnie dla niego,
wynagradzającym mu to, co zrobił dotychczas.
I to było dobre. Było tak cholernie dobre, że Harry bez
ociągania lizał śródstopie i piętę, płynnie przechodząc w podgryzanie,
przesuwając nie do końca ostrymi zębami po tych niewielu krzywiznach chcąc
dalej słyszeć przyspieszony oddech mężczyzny, bo to i krótkie jęki, które
wydobywały się spomiędzy jego warg robiły niesamowite rzeczy z jego penisem,
który, do cholery jasnej ale dlaczego?, nadal był schowany w jego wąskich
dżinsach.
Prawdziwy jęk usłyszał jednak dopiero wtedy, gdy jego język
przesunął się pomiędzy palcami mężczyzny. Do tego wystarczył rzut oka na Billa,
żeby miał pewność, iż ten jest podniecony. Może nie było to jeszcze podniecenie
na granicy orgazmu, ale na pewno dużo do tego nie brakowało. I Potter
przełykając ślinę uznał, że tak to się skończy, jeśli tylko bardziej się
postara. Jego usta objęły, przypominające kształtem małe beczułki, palce, a
język niemal natychmiast znalazł miejsce między największym z nich a kolejnym. Harry
poruszył sugestywnie głową, czując jak nadmiar śliny wypływa małą strużką z
kącika jego warg. I to było tak cholernie sugestywne, że nie mógł się
powstrzymać przed tym, żeby samemu nie jęknąć.
Nie odważył się spojrzeć na Billa, kiedy jego prawa ręka sięgnęła
do rozporka. Musiał coś zrobić ze swoją erekcją, bo miał wrażenie, że inaczej
spuści się w spodnie. A ta perspektywa była jeszcze bardziej żenująca, niż to,
co właśnie robił.
— Nawet się nie waż — warknął jednak mężczyzna, odpychając
drugą stopą jego dłoń i umieszczając ją na jego kroczu.
Harry jęknął po raz kolejny, wprawiając swoje biodra w ruch,
chcąc chociaż ocierać się, skoro Bill nie pozwalał mu na nic innego. Mężczyzna
patrzył na niego zafascynowany, co Potter zauważył wyłącznie dlatego, że na
ułamek sekundy pozwolił sobie spojrzeć na jego twarz.
Jęczenie chyba nie było zbyt męskie, ale prawdę mówiąc miał
to w dupie. Patrzenie, jak Bill rozpina własny rozporek, wyciąga penisa i
obciąga sobie w rytmie, w którym Harry pieprzył swoje usta jego stopą, to było
za dużo. Niemal zakrztusił się z przyjemności, zastygając w bezruchu,
przyciskając krocze do stropy mężczyzny i czując, jak sperma rozlewa się po
jego bieliźnie. Doszedł jak nastolatek, pomijając oczywiście całą otoczkę. Bill
skończył chwilę później.
Mężczyzna wstał, zapiął spodnie i sięgnął po różdżkę,
czyszcząc zarówno siebie, jak i Harry’ego, za co ten był bardzo wdzięczny.
Podszedł do chłopaka i schylił się, łapiąc go za brodę i podnosząc do pionu. Na
jego ustach znowu pojawił się ten nieprzyjemny uśmiech, kiedy przyglądał się
zażenowaniu goszczącemu na twarzy Pottera.
— Za tydzień o tej samej porze — powiedział jeszcze,
wskazując mu drzwi i odwracając się na pięcie podszedł do barku, z którego
wyjął wódkę i mały kieliszek.
Harry przyglądał się, jak wypija zawartość krzywiąc się przy
tym, po czym chowa wszystko na swoje miejsce. Zawahał się jeszcze przy
drzwiach, ale właściwie nie wiedział, co miałby mu powiedzieć.
Za pół roku miał być ślub jego i Ginny.
Chciał mieć dzieci.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi i aportując się do swojego
domu.
— Wystarczyło powiedzieć, Bill — mruknął do siebie,
uśmiechając się w sposób, w jaki robił to Weasley. — Zamiast starać się
wskrzesić jakieś stare, durne prawa.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńO jesteś super!
I to opowiadanie i parring mrau
Witamy po tak długiej nieobecności! :)
OdpowiedzUsuńCiesze się niezmiernie, że zaglądam tu co dwa dni bo inaczej bym to przegapiła :p rozumiem powody Twojej nieobecnośći, więc nie popędzam :) ja zawszę będę czekać na nowe wpisy, chociażby miało się to ciągnąć latami :p
Co do miniaturki... Bill był przedstawiony niż w każdym opowiadaniu,innym, które czytałam :p taki dziwny, troche inny niż zawsze ale jednocześnie całkiem mhmmm, nie umiem tego określić, ale wydawał mi się taki bardziej Malfoyowski. Stare prawa, rytuały etc. to jest coś czego nie lubię, ale Potty lekko z tego wybrnął :p
W sumie to nawet fajnie całość wyszła, czemu się wcale nie dziwie bo w końcu Ty jesteś autorem :*
czekam z niecierpliwością na nowości, jeśli tylko znajdziesz czas :).
Pozdrawiam, Caathy,x1
Aaaaa wróciłas! I to w jakim stylu! Miniaturka mi się podoba, chociaż Bill przedstawiony trochę inaczej niż zwykle, to mimo wszystko cudowny (tak uwielbiam go <3 prawie tak samo jak Seva). Cóż nie umiem pisać komentarzy, ale chcę abyś wiedziała że czekam na nowe teksty i często tutaj zaglądam ;)
OdpowiedzUsuńOoooo Boziu! Jak ja się cieszę, że wrzuciłaś coś, ありがとう! Łaaaaaaaa! :D
OdpowiedzUsuńNo i jedziem z tym koksem :)
OdpowiedzUsuńRozpoczęły się wakacje , a w związku z tym mam wreszcie trochę czasu, aby na spokojnie usiąść i napisać coś w miarę sensownego i zrozumiałego, choć miniaturkę przeczytałam prawie od razu po wstawieniu. Przepraszam za zwłokę ;/
Mogę chyba napisać ,że jestem z siebie zadowolona? Za późno, jestem :) Bardzo mnie ucieszyła odezwa , to naprawdę fajne uczucie.
Co do samej miniaturki, to nie wiem co napisać ;p
Podobała mi się, tylko nie do końca wiem jak się ustosunkować...
To może tak. Zdziwiła mnie trochę uległość Pottera, haha. I wyobrażałam sobie ten błysk samozadowolenia w oczach Billa...i powtórzę słowa Caathy- Weasley taki Malfoyowy ^^
Jak zwykle nie mam żadnych uwag, to aż przykre...nie móc się do niczego doczepić ;/
Ale to świadczy o tobie jak najlepiej :)
Z niecierpliwością czekam na dalsze notki (szczególnie na Zapomnieć, boże jak ja kocham ten tekst!). Rozumiem brak czasu, sama zbierałam się miesiąc żeby tylko SKOMENTOWAĆ więc nie będę hipokrytką, aczkolwiek wiedz , że czekam i czekać będę :)
Życzę więc dużo weny i dużo czasu, aby mieć kiedy tę wenę wykorzystać. Nie zapominaj o nas, i my też cię kochamy <3
Do (mam nadzieję szybkiego) zobaczyska
Z całusami
Priori, wierna czytelniczka
Niech moc będzie z tobą, mój Miszczu!
czuję wielki niedosyt, chciałabym coś więcej... Bill coś mi się wydaje, że był zainteresowany Harrym i zrobił to wszystko tylko w tym celu :)
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia