wtorek, 1 września 2015

Zapomnieć 31

Witajcie, kochani!
Dziękuję za komentarze pod poprzednimi postami i mam nadzieję, że się rozkręcimy, kiedy już całkiem wrócimy do w miarę regularnych publikacji.
A teraz kolejna część! Enjoy!


Zapomnieć 31




Zebranie było nagłe i mimo, że wszyscy się tego spodziewali, nikt nie przypuszczał, że kiedy już się dowiedzą – zostaną im tylko dwa tygodnie. Wydawać by się mogło, że czas skurczył się i przelatuje przez palce, kiedy okazało się, z jaką siłą przyjdzie im się zmierzyć. Było już za późno na szukanie nowych sprzymierzeńców i teraz każda z osób, która zdecydowała się wziąć udział w walce, była na wagę złota.
Alice opowiadała o tym, co widziała w wizji i nikomu się to nie podobało. Spodziewali się, że Volturi przyprowadzą straż przyboczną, może jakichś wyszkolonych wojowników, ale nikt nie brał pod uwagę grupy ochotników, która liczyła kilkadziesiąt wampirów, może nawet więcej. Było ich za mało i ta świadomość uderzała w każdego z osobna.
Siedmioro Cullenów, którzy nawet mając swoje zdolności i Jaspera, który brał już udział w wampirzych wojnach, nie stanowili zbyt imponującej liczby.
Dwanaście wilków, bo pozostali byli jeszcze dziećmi i Sam zwyczajnie nie zgodził się wystawiać ich do walki. Choć już teraz obawiał się, że będzie musiał zrewidować swój pogląd odnośnie tego, co tak naprawdę okaże się bezpieczniejsze.
Dwunastu czarodziei, z których zresztą brakowało trójki, choć Hermiona już zdążyła im wytłumaczyć, gdzie ci się podziali. Byli dobrze wyszkoleni i doświadczeni, ale pozostałym nadal jawili się jako ludzie. A ludzie są słabi i bardzo łatwo ich zabić.
Razem ledwie trzydzieści jeden osób i może gdyby mieli walczyć wyłącznie z ochotnikami, nie mieliby wielkich problemów z przechyleniem szali zwycięstwa na swoją stronę, ale niestety oprócz tego motłochu, jak nieustannie nazywał ich Kajusz, byli Volturi ze swoją wyselekcjonowaną idealnie eskortą. Aro długo poszukiwał wampirów, które miałyby określone zdolności, które potrafiłyby ranić, oślepiać, odbierać zmysły. Jasper miał co prawda plan, jak wyeliminować z zabawy mroczne bliźnięta, ale tak naprawdę nikt nie wiedział, czy rzeczywiście im się to uda. Zaczynali bać się strat, jakie mogą ponieść. Wygrana, która miała nie być łatwą, a jednak stanowiła jeszcze do niedawna bardzo osiągalny cel, teraz raptem oddalała się w zastraszającym tempie.
Hermiona wzięła głęboki wdech i postąpiła krok naprzód. Wiedziała, że nie ona powinna tu stać i o tym mówić, ale skoro miny wszystkich wskazywały, że poddają się zanim w ogóle spróbowali, musiała to zrobić. Nie będzie to w końcu pierwszy raz, chociaż zawsze miała kogoś za sobą.
— Co się stało z duchem walki, który prezentowaliście jeszcze dwa dni temu? — warknęła, zwracając na siebie uwagę zebranych. Pomyślała, że znienawidzi tę polanę do końca życia i, jeżeli przeżyją, jej noga nigdy więcej na niej nie postanie. — Przecież jesteśmy silni, chcecie się poddać teraz? Kiedy wiemy, gdzie to nastąpi i ile czasu nam zostało? — ciągnęła. — Nie po to trenuję, zarzucając wampiry gradem zaklęć, żebyście teraz wy zrezygnowali. Przecież to chodzi o wasze rodziny, o przyjaciół. O wasz dom — mówiła z niedowierzaniem, patrząc na zebranych bez zrozumienia. Może chodziło o to, że ona od jedenastego roku życia, stojąc u boku Harry’ego Pottera, przygotowywała się do wojny, może to był za krótki czas, żeby oni potrafili zrozumieć konsekwencje swojego dzisiejszego wahania.
Podskoczyła lekko, kiedy poczuła dotyk na ramieniu, chwilę po tym, jak ciche pyknięcie oznajmiło czyjąś aportację. Uśmiechnęła się zdziwiona widząc Harry’ego i Draco.
— Oni tego jeszcze nie rozumieją, Hermiono — mruknął ten ostatni, a ona, choć chwilowo zaskoczona, przytaknęła mu w końcu.
Nadal dziwnie się czuła stojąc z nim ramię w ramię. Przejście Ślizgonów na ich stronę było raczej niespodziewane, a przynajmniej ona i Ron nie mogli tego pojąć, bo jak się okazało Harry nie widział w tym nic dziwnego. Zrobił im nawet wykład na temat tego, dlaczego taki Nott czy Malfoy nie będą chcieli żyć w świecie, który mógłby nastać, jeśli Voldemort wygrałby wojnę. I może nie były to do końca czyste pobudki, bo kierowało nimi coś zupełnie innego niż nią – szlamą, czy Ronem – zdrajcą krwi, a jednak wcale nie uważała, że tamte powody były gorsze. Poza tym wtedy liczył się każdy sprzymierzeniec, tak samo zresztą jak teraz.
— Nieważne czy się boicie, czy nie, walka i tak się odbędzie — powiedział z mocą Harry, rozsyłając dookoła pewne spojrzenia. — Przez strach postawicie sobie ograniczenia, a przez nie wróg będzie miał mniej problemów z pokonaniem was. Ja wiem, dlaczego tu jestem i wiem, że mogę zginąć — dodał tym samym tonem i Draco warknął cicho, bo samo słuchanie o tym mu się nie podobało. — I mimo, że w tej chwili obawiam się o swoich przyjaciół, to kiedy przyjdzie mi podnieść różdżkę na wroga ten strach zniknie, bo wiem, że każde z nich i każde z was jest w stanie się obronić, a nawet jeżeli zostaniemy zranieni, mamy ludzi, którzy pomogą nam wrócić na formy. Ale dopiero po zwycięstwie, bo tylko ono da nam pokój i tylko dzięki niemu będziemy znowu wolni my i nasze rodziny.
Jasper zaczął używać swojej mocy niedługo po pierwszych słowach Harry’ego. Nie były one do końca pozytywne, ale jasno wskazywały na to, że ten już nie raz musiał wygłaszać te śmieszne, motywacyjne przemowy. Nie było wątpliwości dlaczego ludzie za nim szli, bo choć mówił im, że sam może zginąć, to jednocześnie przedstawiał wizję świata, która tak bardzo nęciła, świata, w którym nie będą mieli już takich zmartwień. Spokojnie informował ich, że owszem, może im się coś stać, ale zawsze obok będzie towarzysz, który wyciągnie ich z największych kłopotów, a potem poskłada do kupy. I to było to, właściwie nie potrzebowałby wiele więcej, żeby pójść za nim na każdą wojnę. Był tak inny od Marii, tak bardzo nie pasował do tego wszystkiego, co go spotykało.
Krótka przemowa chłopaka i uspokajające fluidy blondwłosego wampira zdziałały cuda i teraz większość kiwała głowami, zgadzając się z Potterem. To było ich miejsce do życia, nie chcieli jeszcze przed walką poddawać się, jak tchórze, uciekać, czy chować przed wrogiem.
— Będziemy musieli więcej trenować — wtrącił Draco, wychodząc jeszcze bardziej do przodu, stając bliżej Harry’ego niż Hermiony i przyglądając się najpierw Cullenom a potem Sforze, celowo omijając Jackoba. Może i była szansa na zmianę stosunków, jakie panowały miedzy nimi, ale na pewno Malfoy nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy właśnie teraz. Naprawdę mieli ważniejsze rzeczy do roboty niż rozstrzyganie kwestii jego wpojenia.  — Jeżeli wiemy już z jakimi przeciwnikami przyjdzie nam się zmierzyć, możemy opracować bardziej szczegółowe plany, choć i tak nie można zakładać, że będziemy się ich sztywno trzymać. Ale trzeba chociaż rozdzielić zadania. Jestem niemal pewien, że podejrzenia Jaspera się sprawdzą i uda nam się zatrzymać Aleca i Jane, skoro jesteśmy w stanie zablokować Edwardowi dostęp do naszych głów. Każda z tym umiejętności ma takie same podstawy.
— Myślałem o tym — wtrącił płynnie Ron. — Jeżeli będziemy mieli osłonić wszystkich, koniecznie będzie trzeba zaangażować w to co najmniej cztery osoby. Trzy na każdą dziesiątkę walczących i jedną, która wkroczy w razie przebicia się przez którąś z tarcz albo zranienia kogoś z podstawowej trójki. Najlepiej by było, gdyby tą czwartą osobą była Ginny, Cho albo Blaise, bo to pozwoli nam na zmniejszenie, a może całkowite wyeliminowanie jakichś pierwszych strat. Nie możemy pozwolić sobie na wystawienie w pierwszej linii wszystkich medyków, bo jeżeli zostaną zranieni nie będzie kto miał udzielać pomocy. Proponuję jednego do tarcz a pozostałych na skrzydła.
Zastanowił się chwilę, podczas gdy reszta analizowała jego słowa. Mieli do niego zaufanie w kwestii strategii, bo wiedzieli, że naprawdę potrafił rozplanować wszystko w taki sposób, aby straty, o ile jakieś przyjdzie im ponieść, będą zminimalizowane do niemal zera. Nie mieli komfortu robienia wszystkiego bez przygotowania.
— Myślę, że najlepiej będzie się do tego nadawał Blaise — przyznał po chwili, jakby z lekką niechęcią. Zapewne wolałby nie narażać siostry bardziej niż to konieczne, ale priorytetem była teraz wygrana i przeżycie, a takie rozwiązanie dawało im największą szansę. — Ginny jest w stanie czarować kompatybilnie z Deanem i nie powinniśmy rezygnować z tak potężnej broni. Padma, George i Teodor będą stanowić trzon tarcz — ciągnął, przyglądając się przyjaciołom, wiedząc, że jego błędna decyzja może kosztować życie kogoś dla niego ważnego. — Dean i Ginny wezmą prawą stronę, Cho i Neville lewą, a nasza czwórka, ja i Hermiona oraz Harry i Malfoy obstawi środek. W razie problemów plan będzie można zmienić w międzyczasie, ale na tę chwilę takie rozwiązanie wydaje się najlepsze.
Potter skinął krótko, w pełni ufając intuicji Rona. Zapewne w czasie samej walki rzeczywiście będzie trzeba pozmieniać niektóre elementy, ale najważniejsze będzie zachowanie spokoju i par, w które jego przyjaciel ich dobrał. Wiedział, że ten wziął pod uwagę to, czy będą w stanie sobie pomóc, osłonić plecy drugiej osobie i ewentualnie wspólnie podejmować odpowiednie, ze strategicznego punktu widzenia, decyzje.
— Mam też wstępną propozycję rozmieszczenia pozostałych, ale chciałbym omówić to wcześniej z Jasperem i Samem — dodał jeszcze, gestem przepraszając Carlisle’a, ale nawet jeśli ten był głową tej rodziny, na wojnach jednak znał się mniej niż jego przybrany syn, a rudzielec nie zamierzał ryzykować, kiedy chodziło o życie jego przyjaciół i rodzeństwa.
Cholerne priorytety.
-I-I-I-
Kiedy dwie godziny wcześniej Mike rzucił się do drzwi, nie zwracając uwagi na krzyki Draco, nikt jeszcze nie wiedział, że Alice będzie miała wizję akurat tego dnia. Chłopak chciał jak najszybciej dopaść matkę, bo co to niby znaczyło, że jego ojciec wcale nim nie był? Nawet nie zwolnił, wbiegając w strefę działania zaklęć Harry’ego, niemal wpadając na niego, próbując dostać się do kobiety.
— Kto jest moim ojcem? — wysyczał, czując, że jest powstrzymywany przez kogoś większego i silniejszego, że jego ręce są splątywane na placach, a ktoś ramieniem obejmuje jego klatkę piersiową, przyciągając go do siebie bardzo blisko. — Puszczaj — warknął, starając się wyrwać, choć raczej nie miało to sensu.
W tym momencie z domu wyszedł Draco, patrząc na niego wściekle, ale mało go to obchodziło. Chciał znać prawdę.
— Malfoy, czy tak trudno było ci zrozumieć, że masz go przez chwilę trzymać z daleka? — zapytał z niedowierzaniem Naville, przytrzymując chłopaka jeszcze ciaśniej, skoro ten tak usilnie próbował pokazać, że jednak uda mu się wyślizgnąć z jego uchwytu. — Przestań się wiercić, Mike — mruknął. — Chyba nie myślisz, że któryś z nas pozwoli ci rzucić się na matkę?
— To prawda, daj spokój, Mike — dodał Harry, słysząc dźwięk telefonu komórkowego. Sięgnął po niego zaskoczony. — Musicie porozmawiać, fakt, ale nie zapominaj, że to dzięki niej wciąż żyjesz.
Chłopak uspokoił się nieco, za to kobieta patrzyła podejrzliwie na całą trójkę, choć najbardziej na Draco, prawdopodobnie jednak kojarząc jego nazwisko i na pewno nie będąc zadowoloną z jego obecności. Co oznaczało tylko, że widziała więcej, niż by chcieli.
— Słucham, Rose? — zapytał Harry, raczej zdziwiony tym, że wampirzyca do niego dzwoni. Niedługo mieli się zresztą spotkać. — Cholera, dobra, zaraz będziemy. Ktoś poszedł po resztę? — Przez chwilę panowała cisza, a chłopak tylko kiwał głową, w końcu wzdychając i patrząc niepewnie na pozostałych. — U Mike’a. Dobra, jakoś to załatwię — rozłączył się, zagryzając wargi. To nie był dobry moment. — Musimy iść — powiedział cicho, naprędce tłumacząc, co się stało. Nie mogli zostawić teraz Newtonów zupełnie samych.
Neville’owi udało się przekonać Harry’ego i Draco, żeby poszli na to cholerne spotkanie i zostawili na straży jego, bo ktoś musiał tu być, żeby nie doszło do jakiejś katastrofy. Najwyraźniej walka, której wszyscy się tu obawiali miała nastąpić szybciej, niż ktokolwiek by chciał. Nie miał pojęcia, jak sobie poradzi przeciwko wampirom, ale przynajmniej teraz mieli możliwość sprawdzenia swoich umiejętności w tej kwestii, nauczenia się, jakich konkretnie zaklęć muszą używać, czy lepsze będą czary naprowadzające czy serie, a może zamiast formułek powinni opracować coś swojego, bardziej intencyjnego? Podejrzewał, że Hermiona wypróbowała już wiele wariantów, ale teraz, kiedy będzie miała do pomocy także Padmę, powinno im pójść łatwiej. Walcząc przeciwko Voldemortowi właściwie nie wiedzieli kogo mają się spodziewać. Było oczywiste, że z Czarnym Panem przyjdą śmierciożercy, mieli też informacje o olbrzymach i dementorach, ale to właściwie było wszystko. Wszelkie magiczne kreatury, które mogłyby się pojawić u bogu Riddle’a stanowiły znak zapytania i nastręczały tylko zgryzot.
Pamiętał dokładnie dzień, w którym postanowił się ukryć. Pokój Życzeń otworzył się dla niego, choć w środku było zaledwie jedno posłanie, małe biurko, regał pełen książek i flaga Gryffindoru. Był zdziwiony, ale niepomiernie szczęśliwy. Problem stanowiło jedynie jego krwawiące ramię i drżenie mięśni po pieprzonym Cruciatusie. Oczywistym było, że w pomieszczeniu nie pojawią się eliksiry, tak jak nie pojawiało się tu żadne jedzenie ani woda. Położył się na łóżku, zamykając oczy i marząc o chwili snu, odpoczynku od bólu. Wiedział, że nie powinien tego robić, bo rana obficie krwawiła. Gdzieś w kącie widział bandaże i naprawdę wypadało najpierw się tym zająć, ale kiedy adrenalina napędzająca jego ciało się wypaliła, kiedy uczucie ulgi zalało umysł, nie miał siły. Nie sądził też, że utrzymałby jakikolwiek mały przedmiot, o obwijaniu ręki nie wspominając. Różdżkę zgubił biegnąc na siódme piętro, ktoś wytrącił ją zaklęciem, ale i tak nie była mu wtedy potrzebna. Nie był w stanie jej używać przy takim bólu i drżeniu.
Nie zasnął, popadając w jakiś rodzaj bolesnego odrętwienia, majacząc od czasu do czasu. W bardziej przytomnych momentach, czuł, że prześcieradło pod nim jest mokre i nie był pewien czy to krew czy pot, zapewne jedno i drugie zmieszane razem. Pomyślał, że jeśli nie umrze przez upływ krwi, to sprawi to gorączka.
Przy którymś przebudzeniu, usłyszał kroki i krzątaninę, co wydawało się całkowicie niedorzeczne. Był w Pokoju Życzeń, niby jakim cudem komuś udałoby się tu wejść?
— Longbottom, cholera jasna, obudź się, dzieciaku. — Neville usłyszał znajomy głos i otworzył jedno oko zerkając na mężczyznę, który się nad nim pochylał, szepcząc jakieś słowa i przesuwając różdżką nad raną. — Zostaną blizny — powiedział sucho, wiedząc, że ten zaczyna kontaktować, ale chłopakowi naprawdę było to obojętne.
— Przyszedłeś — wyszeptał, przyglądając się czarodziejowi nieco przytomniej. — Nie sądziłem, że zaryzykujesz właśnie dla mnie — dodał ciszej, mniej pewnie, jednocześnie wkładając w to całą wdzięczność na jaką było go wtedy stać. — Wbrew temu, co zapewne sądzisz, potrafię zrozumieć, dlaczego Harry cię kocha.
— Bredzisz, Longbottom — warknął mężczyzna, choć patrzył na Neville’a z jakąś nową emocją w oczach. Może z dumą, jak pomyślał nastolatek, albo z ulgą.
— Daj spokój, Snape — mruknął Gryfon, sycząc po chwili i starając się odsunąć od fiolki, którą profesor przystawiał mu do ust. — Paskudztwo — jęknął.
— Ale zniweluje skutki Crucio — odparł Severus, kładąc jednocześnie na poduszce chłopaka jego różdżkę i ewidentnie zastanawiając się, jak postąpić dalej.
— Jeżeli planujesz wyczyścić mi pamięć, zapomnij — burknął Neville, zerkając na niego podejrzliwie. — Wystarczy, że poproszę Pokój, aby wyjaśnił mi, jakim sposobem zostałem cudownie uleczony, a on to zrobi. Bezsensowna strata magii — dodał drwiąco i Severus nie potrafił powstrzymać lekkiego uśmiechu. — Merlinie, nawet nie wiedziałem, że masz poczucie humoru.
— Dlaczego przyszło mi współpracować właśnie z Gryfonami? — wyszeptał Snape, wznosząc lekko oczy ku górze i tym razem to chłopak się uśmiechnął.
— Bo wiesz, że jesteśmy lojalni i odważni, nawet jeśli nie radzimy sobie na eliksirach — odpowiedział, choć pytanie było całkowicie retoryczne. Patrzył na niego rozpalonym wzrokiem, nie mogąc uwierzyć, że tak wiele się zmieniło. — Dziękuję, dyrektorze — powiedział miękko, z uczuciem, sprawiając tym, że Severus wyglądał, jakby na moment stracił oddech.
— Wybacz, Longbottom, że dopiero teraz, ale nie dałem rady wcześniej — powiedział cicho, jakby w ramach usprawiedliwienia, choć obaj wiedzieli, że najistotniejsze było to, że w ogóle przyszedł. I zdążył.
— Wiesz, że pojawią się tutaj następni? — zapytał chłopak, nie będąc pewnym, czy może prosić go o jeszcze jakąś pomoc.
Gdyby Snape się zdekonspirował zapewne jakiś wielki plan ległby w gruzach. Dla Neville’a najgorsza była jednak perspektywa tego, że wtedy uczniowie nie mieliby już żadnej pomocy, a Snape, choć zawsze zachowywał się jak dupek, to nigdy nie posunął się do tortur. Carrowowie to była zupełnie inna liga. Od razu było widać, że znęcanie się nad słabszymi jest ich pasją. Nie mieli żadnych zahamowań i nie liczyło się, czy mają przed sobą pierwszaka, który miesiąc wcześniej dostał różdżkę, profesora, który jawnie sprzeciwił się nowej idei, czy kogokolwiek innego. Bez Snape’a ta szkoła po prostu nie przetrwa, bo dzieciaki najprawdopodobniej zaczną umierać.
— Tak — przyznał Severus, na moment zaciskając usta w wąską kreskę. Nie wiedział, kiedy teraz uda mu się spotkać z Harrym, ani jak idą poszukiwania. Dobrze, że przynajmniej udawało im się ukrywać. — Jak długo wiesz o mnie i… — urwał, zdając sobie sprawę, że to nie był najlepszy pomysł pytać o coś takiego ucznia, kolegę swojego partnera, ale Neville najwidoczniej nie widział w tym nic złego.
— Od świąt na naszym szóstym roku — odparł spokojnie, bez żalu czy złości. — Tak wiele się zmieniło.
— Tylko ty będziesz się ze mną kontaktował — powiedział Severus, podejmując w końcu jedyną możliwą w tych okolicznościach decyzję. — W Pokoju są dwa obrazy — wskazał dłonią najpierw na jeden, później na drugi, lekko ukryty. — Nie da się ich zdjąć i oba są niejaką drogą ucieczki. Pierwszy, z dziewczynką, zaprowadzi cię do Gospody Pod Świńskim Łbem; Aberforth dostarczy jedzenie. Porozmawiam ze skrzatami, żeby uzupełniały jego zapasy, nie może raptem zacząć kupować, jak dla oddziału aurorów — mruknął bardziej do siebie, ale Neville skinął krótko, dając jasno znać, że rozumie.
— A drugi? — zapytał chłopak, przyglądając się płótnu wiszącemu przy jego łóżku, na którym namalowany był mały stolik, bardzo wąski, ale wysoki regał i tablica, która w tej chwili lśniła czystością.
— Taki sam obraz wisi w prywatnym biurze dyrektora — odparł. — Nie w tym ogólnodostępnym, ale w mniejszym, połączonym z komnatami. Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, napisz o tym na tablicy. Postaram się, żeby na regale stały niezbędne eliksiry, ale musicie ich używać z głową. Jeżeli zagrożone będzie życie jakiegoś ucznia, pojawię się tu i ci pomogę, ale tylko wtedy, jeśli nikogo innego tu nie będzie. Rozumiesz, Longbottom?
Oczywiście, że rozumiał. Nie było niczego prostszego w zrozumieniu, choć niezwykłe dla Neville’a było to, że mężczyzna aż tak mu zaufał, że wierzył w niego. To dało mu zresztą dodatkową motywację do działania. Kiedy w Pokoju pojawiali się kolejni uczniowie, nikt nie wylegiwał się jedynie na swoich łóżkach. Ćwiczyli czary obronne i ofensywne, uczyli się jak działać w grupie i jak wspólnie czarować. Organizowali akcje sabotażowe, a w wolnym czasie czytali o strategiach, mrocznych stworzeniach i magii leczniczej. Severus uzupełniał zapasy eliksirów, od czasu do czasu podsyłając Neville’owi jakieś ciekawsze książki, których z niewyjaśnionych przyczyn Pokój Życzeń nie oferował. Musiał poprosić mężczyznę kilka razy o pomoc, ale zawsze zachowywali szczególną ostrożność. Nikt nie mógł się dowiedzieć.
— Tak bardzo wzbraniasz się przed pokazaniem innym, że jednak jesteś dobry — powiedział mu pewnego dnia Neville, nie pamiętając nawet kiedy przeszli na ty i uświadamiając sobie, że podoba mu się ta dziwna przyjaźń. Severus pokręcił tylko głową, mamrocząc coś o planach wielkich czarodziei i większym dobrze.
Niedługo po tym nadeszła Ostateczna Bitwa.

7 komentarzy:

  1. O jaaaaaaa
    Zagięło mnie. Kolejny odcinek Zapomnieć po tak krótkim czasie?
    Ale ta końcówka...poemat. Po prostu poemat.
    Napiszę jedno: DZIĘKUJĘ!!!
    Ide wsadzić głowę pod zimny prysznic.

    Priori

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie po tak długiej przerwie! :)
    Całe szczęście co jakiś czas wchodzę na Twojego bloga, bo tak to bym to zupełnie pominęła :p
    Na fb mogłaś chociaż cynka dać, że coś tu jest ! :D Finally mamy "Zapomnieć" :p. Pozwól, że skomentuje tutaj oba rozdziały bo czas mnie goni, jak zwykle zresztą w te wakacje :D.
    Nie spodziewałam się, że bitwa będzie tak szybko, no ale cóż się dziwić, Volturi coś postanawiają i nie zwlekają, dobrze chociaż, że z buta idą bo bylo by krucho.
    Trochę mało naszych popleczników, ale to przynajmniej pokazuje Twoją własną koncepcję, a nie przykładem Meyer szukałabyś popleczników.
    Jak ja uwielbiam Twojego Harry'ego! Jest taki władczy i stanowczy, bo przepraszam ale Pani Rowling zrobiła trochę z niego ciamajdę, ale jako tako wyszedł na ludzi :P. Niesamowicie wykreowany wątek z Mikiem, bohaterem, który w sadze był wspomniany, ale nie przywiązywano do niego wielkiej wagi. Zainteresowała mnie jego historia i czekam na rozwój wypadków.
    A końcówka, bezbłędna! Neville jest zdecydowanie świetną postacią i szkoda, że Pani Rowling tak tego nie ukazała.
    Koniec sierpnia/ wrzesień jest chyba czasem powrotów, bo sama wzięłam się za dalsze rozdziały mojego opowiadania :D
    Czekam z niecerpliwością na kolejne rozdziały :)
    Życzę weny, jednak przede wszystkim czasu, żebyś miała kiedy zasiąść do komputera i napisać coś dla nas :)
    Pozdrawiam, Caathy.x1

    OdpowiedzUsuń
  3. Wróciłaś! Dziękuję za to. Ciesze się bardzo z nowych rozdziałów. Mam nadzieje, ze dasz rade pisać regularnie i nic nie stanie Ci nie przeszkodzie. Tesknilam za tymi opowiadaniami.
    Dużo weny i czasu!
    Pozdrawiam
    Nirana

    P. S. Co do treści to wypowiem się za jakiś czas. Jak znajdę czas na przeczytanie wszystkiego od początku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie skończyłam czytać to opowiadanie od początku kolejny już raz i jak zwykle w takim momencie żałuję, że nie ma następnych rozdziałów do przeczytania..
    Uwielbiam wszystkie Twoje potterowe opowiadania i co jakiś czas do nich powracam :)
    Mam nadzieję, że niedługo pojawi się ciąg dalszy tej historii!
    Twój Harry jest niesamowity, nie daje sobą pomiatać i jest prawdziwym przywódcą. Po prostu go uwielbiam :D
    Z niecierpliwością czekam na przybycie Volturi i liczę na to, że nasza zmiksowana ekipa skopie im tyłki!
    Dużo weny więc i do przeczytania wkrótce, oby :)
    Pozdrawiam,
    saratella

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    co, mi się podoba to wspomnienie Nevilla o tym jak Severus mu pomógł i pomagał przed ostateczną walką,  Mike i jego reakcja była boska, z Rona jest niezły strateg...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, co? a mi się bardzo podoba to wspomnienie Nevilla, jak Severus mu pomógł i pomagał przed ostateczną walką, no a Mike i jego reakcja była po prostu boska, niezły strateg jest z Rona...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mi się podoba to wspomnienie Nevilla, jak Severus mu pomógł i pomagał przed ostateczną walką... niesamowity strateg jest z Rona...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń