Dziękuję za komentarze pod poprzednimi postami i mam nadzieję, że się rozkręcimy, kiedy już całkiem wrócimy do w miarę regularnych publikacji.
A teraz kolejna część! Enjoy!
Zapomnieć 31
Zebranie było nagłe i mimo, że wszyscy się tego spodziewali,
nikt nie przypuszczał, że kiedy już się dowiedzą – zostaną im tylko dwa
tygodnie. Wydawać by się mogło, że czas skurczył się i przelatuje przez palce,
kiedy okazało się, z jaką siłą przyjdzie im się zmierzyć. Było już za późno na
szukanie nowych sprzymierzeńców i teraz każda z osób, która zdecydowała się
wziąć udział w walce, była na wagę złota.
Alice opowiadała o tym, co widziała w wizji i nikomu się to
nie podobało. Spodziewali się, że Volturi przyprowadzą straż przyboczną, może
jakichś wyszkolonych wojowników, ale nikt nie brał pod uwagę grupy ochotników,
która liczyła kilkadziesiąt wampirów, może nawet więcej. Było ich za mało i ta
świadomość uderzała w każdego z osobna.
Siedmioro Cullenów, którzy nawet mając swoje zdolności i
Jaspera, który brał już udział w wampirzych wojnach, nie stanowili zbyt
imponującej liczby.
Dwanaście wilków, bo pozostali byli jeszcze dziećmi i Sam
zwyczajnie nie zgodził się wystawiać ich do walki. Choć już teraz obawiał się,
że będzie musiał zrewidować swój pogląd odnośnie tego, co tak naprawdę okaże
się bezpieczniejsze.
Dwunastu czarodziei, z których zresztą brakowało trójki, choć
Hermiona już zdążyła im wytłumaczyć, gdzie ci się podziali. Byli dobrze
wyszkoleni i doświadczeni, ale pozostałym nadal jawili się jako ludzie. A
ludzie są słabi i bardzo łatwo ich zabić.
Razem ledwie trzydzieści jeden osób i może gdyby mieli
walczyć wyłącznie z ochotnikami, nie mieliby wielkich problemów z przechyleniem
szali zwycięstwa na swoją stronę, ale niestety oprócz tego motłochu, jak
nieustannie nazywał ich Kajusz, byli Volturi ze swoją wyselekcjonowaną idealnie
eskortą. Aro długo poszukiwał wampirów, które miałyby określone zdolności,
które potrafiłyby ranić, oślepiać, odbierać zmysły. Jasper miał co prawda plan,
jak wyeliminować z zabawy mroczne bliźnięta, ale tak naprawdę nikt nie
wiedział, czy rzeczywiście im się to uda. Zaczynali bać się strat, jakie mogą
ponieść. Wygrana, która miała nie być łatwą, a jednak stanowiła jeszcze do niedawna
bardzo osiągalny cel, teraz raptem oddalała się w zastraszającym tempie.
Hermiona wzięła głęboki wdech i postąpiła krok naprzód.
Wiedziała, że nie ona powinna tu stać i o tym mówić, ale skoro miny wszystkich
wskazywały, że poddają się zanim w ogóle spróbowali, musiała to zrobić. Nie
będzie to w końcu pierwszy raz, chociaż zawsze miała kogoś za sobą.
— Co się stało z duchem walki, który prezentowaliście jeszcze
dwa dni temu? — warknęła, zwracając na siebie uwagę zebranych. Pomyślała, że
znienawidzi tę polanę do końca życia i, jeżeli przeżyją, jej noga nigdy więcej
na niej nie postanie. — Przecież jesteśmy silni, chcecie się poddać teraz?
Kiedy wiemy, gdzie to nastąpi i ile czasu nam zostało? — ciągnęła. — Nie po to
trenuję, zarzucając wampiry gradem zaklęć, żebyście teraz wy zrezygnowali.
Przecież to chodzi o wasze rodziny, o przyjaciół. O wasz dom — mówiła z
niedowierzaniem, patrząc na zebranych bez zrozumienia. Może chodziło o to, że
ona od jedenastego roku życia, stojąc u boku Harry’ego Pottera, przygotowywała
się do wojny, może to był za krótki czas, żeby oni potrafili zrozumieć
konsekwencje swojego dzisiejszego wahania.
Podskoczyła lekko, kiedy poczuła dotyk na ramieniu, chwilę po
tym, jak ciche pyknięcie oznajmiło czyjąś aportację. Uśmiechnęła się zdziwiona
widząc Harry’ego i Draco.
— Oni tego jeszcze nie rozumieją, Hermiono — mruknął ten
ostatni, a ona, choć chwilowo zaskoczona, przytaknęła mu w końcu.
Nadal dziwnie się czuła stojąc z nim ramię w ramię. Przejście
Ślizgonów na ich stronę było raczej niespodziewane, a przynajmniej ona i Ron
nie mogli tego pojąć, bo jak się okazało Harry nie widział w tym nic dziwnego.
Zrobił im nawet wykład na temat tego, dlaczego taki Nott czy Malfoy nie będą
chcieli żyć w świecie, który mógłby nastać, jeśli Voldemort wygrałby wojnę. I
może nie były to do końca czyste pobudki, bo kierowało nimi coś zupełnie innego
niż nią – szlamą, czy Ronem – zdrajcą krwi, a jednak wcale nie uważała, że
tamte powody były gorsze. Poza tym wtedy liczył się każdy sprzymierzeniec, tak
samo zresztą jak teraz.
— Nieważne czy się boicie, czy nie, walka i tak się odbędzie
— powiedział z mocą Harry, rozsyłając dookoła pewne spojrzenia. — Przez strach
postawicie sobie ograniczenia, a przez nie wróg będzie miał mniej problemów z
pokonaniem was. Ja wiem, dlaczego tu jestem i wiem, że mogę zginąć — dodał tym
samym tonem i Draco warknął cicho, bo samo słuchanie o tym mu się nie podobało.
— I mimo, że w tej chwili obawiam się o swoich przyjaciół, to kiedy przyjdzie
mi podnieść różdżkę na wroga ten strach zniknie, bo wiem, że każde z nich i
każde z was jest w stanie się obronić, a nawet jeżeli zostaniemy zranieni, mamy
ludzi, którzy pomogą nam wrócić na formy. Ale dopiero po zwycięstwie, bo tylko
ono da nam pokój i tylko dzięki niemu będziemy znowu wolni my i nasze rodziny.
Jasper zaczął używać swojej mocy niedługo po pierwszych
słowach Harry’ego. Nie były one do końca pozytywne, ale jasno wskazywały na to,
że ten już nie raz musiał wygłaszać te śmieszne, motywacyjne przemowy. Nie było
wątpliwości dlaczego ludzie za nim szli, bo choć mówił im, że sam może zginąć,
to jednocześnie przedstawiał wizję świata, która tak bardzo nęciła, świata, w
którym nie będą mieli już takich zmartwień. Spokojnie informował ich, że
owszem, może im się coś stać, ale zawsze obok będzie towarzysz, który wyciągnie
ich z największych kłopotów, a potem poskłada do kupy. I to było to, właściwie
nie potrzebowałby wiele więcej, żeby pójść za nim na każdą wojnę. Był tak inny
od Marii, tak bardzo nie pasował do tego wszystkiego, co go spotykało.
Krótka przemowa chłopaka i uspokajające fluidy blondwłosego
wampira zdziałały cuda i teraz większość kiwała głowami, zgadzając się z
Potterem. To było ich miejsce do życia, nie chcieli jeszcze przed walką
poddawać się, jak tchórze, uciekać, czy chować przed wrogiem.
— Będziemy musieli więcej trenować — wtrącił Draco, wychodząc
jeszcze bardziej do przodu, stając bliżej Harry’ego niż Hermiony i przyglądając
się najpierw Cullenom a potem Sforze, celowo omijając Jackoba. Może i była
szansa na zmianę stosunków, jakie panowały miedzy nimi, ale na pewno Malfoy nie
zamierzał zaprzątać sobie tym głowy właśnie teraz. Naprawdę mieli ważniejsze
rzeczy do roboty niż rozstrzyganie kwestii jego wpojenia. — Jeżeli wiemy już z jakimi przeciwnikami
przyjdzie nam się zmierzyć, możemy opracować bardziej szczegółowe plany, choć i
tak nie można zakładać, że będziemy się ich sztywno trzymać. Ale trzeba chociaż
rozdzielić zadania. Jestem niemal pewien, że podejrzenia Jaspera się sprawdzą i
uda nam się zatrzymać Aleca i Jane, skoro jesteśmy w stanie zablokować Edwardowi
dostęp do naszych głów. Każda z tym umiejętności ma takie same podstawy.
— Myślałem o tym — wtrącił płynnie Ron. — Jeżeli będziemy
mieli osłonić wszystkich, koniecznie będzie trzeba zaangażować w to co najmniej
cztery osoby. Trzy na każdą dziesiątkę walczących i jedną, która wkroczy w
razie przebicia się przez którąś z tarcz albo zranienia kogoś z podstawowej
trójki. Najlepiej by było, gdyby tą czwartą osobą była Ginny, Cho albo Blaise,
bo to pozwoli nam na zmniejszenie, a może całkowite wyeliminowanie jakichś
pierwszych strat. Nie możemy pozwolić sobie na wystawienie w pierwszej linii wszystkich
medyków, bo jeżeli zostaną zranieni nie będzie kto miał udzielać pomocy.
Proponuję jednego do tarcz a pozostałych na skrzydła.
Zastanowił się chwilę, podczas gdy reszta analizowała jego
słowa. Mieli do niego zaufanie w kwestii strategii, bo wiedzieli, że naprawdę
potrafił rozplanować wszystko w taki sposób, aby straty, o ile jakieś przyjdzie
im ponieść, będą zminimalizowane do niemal zera. Nie mieli komfortu robienia
wszystkiego bez przygotowania.
— Myślę, że najlepiej będzie się do tego nadawał Blaise —
przyznał po chwili, jakby z lekką niechęcią. Zapewne wolałby nie narażać
siostry bardziej niż to konieczne, ale priorytetem była teraz wygrana i
przeżycie, a takie rozwiązanie dawało im największą szansę. — Ginny jest w
stanie czarować kompatybilnie z Deanem i nie powinniśmy rezygnować z tak
potężnej broni. Padma, George i Teodor będą stanowić trzon tarcz — ciągnął,
przyglądając się przyjaciołom, wiedząc, że jego błędna decyzja może kosztować
życie kogoś dla niego ważnego. — Dean i Ginny wezmą prawą stronę, Cho i Neville
lewą, a nasza czwórka, ja i Hermiona oraz Harry i Malfoy obstawi środek. W
razie problemów plan będzie można zmienić w międzyczasie, ale na tę chwilę
takie rozwiązanie wydaje się najlepsze.
Potter skinął krótko, w pełni ufając intuicji Rona. Zapewne w
czasie samej walki rzeczywiście będzie trzeba pozmieniać niektóre elementy, ale
najważniejsze będzie zachowanie spokoju i par, w które jego przyjaciel ich
dobrał. Wiedział, że ten wziął pod uwagę to, czy będą w stanie sobie pomóc,
osłonić plecy drugiej osobie i ewentualnie wspólnie podejmować odpowiednie, ze
strategicznego punktu widzenia, decyzje.
— Mam też wstępną propozycję rozmieszczenia pozostałych, ale
chciałbym omówić to wcześniej z Jasperem i Samem — dodał jeszcze, gestem
przepraszając Carlisle’a, ale nawet jeśli ten był głową tej rodziny, na wojnach
jednak znał się mniej niż jego przybrany syn, a rudzielec nie zamierzał
ryzykować, kiedy chodziło o życie jego przyjaciół i rodzeństwa.
Cholerne priorytety.
-I-I-I-
Kiedy dwie godziny wcześniej Mike rzucił się do drzwi, nie
zwracając uwagi na krzyki Draco, nikt jeszcze nie wiedział, że Alice będzie
miała wizję akurat tego dnia. Chłopak chciał jak najszybciej dopaść matkę, bo
co to niby znaczyło, że jego ojciec wcale nim nie był? Nawet nie zwolnił,
wbiegając w strefę działania zaklęć Harry’ego, niemal wpadając na niego,
próbując dostać się do kobiety.
— Kto jest moim ojcem? — wysyczał, czując, że jest
powstrzymywany przez kogoś większego i silniejszego, że jego ręce są splątywane
na placach, a ktoś ramieniem obejmuje jego klatkę piersiową, przyciągając go do
siebie bardzo blisko. — Puszczaj — warknął, starając się wyrwać, choć raczej
nie miało to sensu.
W tym momencie z domu wyszedł Draco, patrząc na niego
wściekle, ale mało go to obchodziło. Chciał znać prawdę.
— Malfoy, czy tak trudno było ci zrozumieć, że masz go przez
chwilę trzymać z daleka? — zapytał z niedowierzaniem Naville, przytrzymując
chłopaka jeszcze ciaśniej, skoro ten tak usilnie próbował pokazać, że jednak
uda mu się wyślizgnąć z jego uchwytu. — Przestań się wiercić, Mike — mruknął. —
Chyba nie myślisz, że któryś z nas pozwoli ci rzucić się na matkę?
— To prawda, daj spokój, Mike — dodał Harry, słysząc dźwięk
telefonu komórkowego. Sięgnął po niego zaskoczony. — Musicie porozmawiać, fakt,
ale nie zapominaj, że to dzięki niej wciąż żyjesz.
Chłopak uspokoił się nieco, za to kobieta patrzyła
podejrzliwie na całą trójkę, choć najbardziej na Draco, prawdopodobnie jednak
kojarząc jego nazwisko i na pewno nie będąc zadowoloną z jego obecności. Co
oznaczało tylko, że widziała więcej, niż by chcieli.
— Słucham, Rose? — zapytał Harry, raczej zdziwiony tym, że
wampirzyca do niego dzwoni. Niedługo mieli się zresztą spotkać. — Cholera,
dobra, zaraz będziemy. Ktoś poszedł po resztę? — Przez chwilę panowała cisza, a
chłopak tylko kiwał głową, w końcu wzdychając i patrząc niepewnie na
pozostałych. — U Mike’a. Dobra, jakoś to załatwię — rozłączył się, zagryzając
wargi. To nie był dobry moment. — Musimy iść — powiedział cicho, naprędce
tłumacząc, co się stało. Nie mogli zostawić teraz Newtonów zupełnie samych.
Neville’owi udało się przekonać Harry’ego i Draco, żeby
poszli na to cholerne spotkanie i zostawili na straży jego, bo ktoś musiał tu
być, żeby nie doszło do jakiejś katastrofy. Najwyraźniej walka, której wszyscy
się tu obawiali miała nastąpić szybciej, niż ktokolwiek by chciał. Nie miał
pojęcia, jak sobie poradzi przeciwko wampirom, ale przynajmniej teraz mieli
możliwość sprawdzenia swoich umiejętności w tej kwestii, nauczenia się, jakich
konkretnie zaklęć muszą używać, czy lepsze będą czary naprowadzające czy serie,
a może zamiast formułek powinni opracować coś swojego, bardziej intencyjnego?
Podejrzewał, że Hermiona wypróbowała już wiele wariantów, ale teraz, kiedy
będzie miała do pomocy także Padmę, powinno im pójść łatwiej. Walcząc przeciwko
Voldemortowi właściwie nie wiedzieli kogo mają się spodziewać. Było oczywiste,
że z Czarnym Panem przyjdą śmierciożercy, mieli też informacje o olbrzymach i
dementorach, ale to właściwie było wszystko. Wszelkie magiczne kreatury, które
mogłyby się pojawić u bogu Riddle’a stanowiły znak zapytania i nastręczały
tylko zgryzot.
Pamiętał dokładnie dzień, w którym postanowił się ukryć.
Pokój Życzeń otworzył się dla niego, choć w środku było zaledwie jedno posłanie,
małe biurko, regał pełen książek i flaga Gryffindoru. Był zdziwiony, ale
niepomiernie szczęśliwy. Problem stanowiło jedynie jego krwawiące ramię i
drżenie mięśni po pieprzonym Cruciatusie. Oczywistym było, że w
pomieszczeniu nie pojawią się eliksiry, tak jak nie pojawiało się tu żadne
jedzenie ani woda. Położył się na łóżku, zamykając oczy i marząc o chwili snu,
odpoczynku od bólu. Wiedział, że nie powinien tego robić, bo rana obficie
krwawiła. Gdzieś w kącie widział bandaże i naprawdę wypadało najpierw się tym
zająć, ale kiedy adrenalina napędzająca jego ciało się wypaliła, kiedy uczucie
ulgi zalało umysł, nie miał siły. Nie sądził też, że utrzymałby jakikolwiek
mały przedmiot, o obwijaniu ręki nie wspominając. Różdżkę zgubił biegnąc na
siódme piętro, ktoś wytrącił ją zaklęciem, ale i tak nie była mu wtedy
potrzebna. Nie był w stanie jej używać przy takim bólu i drżeniu.
Nie zasnął, popadając w jakiś rodzaj bolesnego odrętwienia,
majacząc od czasu do czasu. W bardziej przytomnych momentach, czuł, że
prześcieradło pod nim jest mokre i nie był pewien czy to krew czy pot, zapewne
jedno i drugie zmieszane razem. Pomyślał, że jeśli nie umrze przez upływ krwi,
to sprawi to gorączka.
Przy którymś przebudzeniu, usłyszał kroki i krzątaninę, co
wydawało się całkowicie niedorzeczne. Był w Pokoju Życzeń, niby jakim cudem
komuś udałoby się tu wejść?
— Longbottom, cholera jasna, obudź się, dzieciaku. — Neville
usłyszał znajomy głos i otworzył jedno oko zerkając na mężczyznę, który się nad
nim pochylał, szepcząc jakieś słowa i przesuwając różdżką nad raną. — Zostaną
blizny — powiedział sucho, wiedząc, że ten zaczyna kontaktować, ale chłopakowi
naprawdę było to obojętne.
— Przyszedłeś — wyszeptał, przyglądając się czarodziejowi
nieco przytomniej. — Nie sądziłem, że zaryzykujesz właśnie dla mnie — dodał
ciszej, mniej pewnie, jednocześnie wkładając w to całą wdzięczność na jaką było
go wtedy stać. — Wbrew temu, co zapewne sądzisz, potrafię zrozumieć, dlaczego
Harry cię kocha.
— Bredzisz, Longbottom — warknął mężczyzna, choć patrzył na
Neville’a z jakąś nową emocją w oczach. Może z dumą, jak pomyślał nastolatek,
albo z ulgą.
— Daj spokój, Snape — mruknął Gryfon, sycząc po chwili i
starając się odsunąć od fiolki, którą profesor przystawiał mu do ust. —
Paskudztwo — jęknął.
— Ale zniweluje skutki Crucio — odparł Severus, kładąc
jednocześnie na poduszce chłopaka jego różdżkę i ewidentnie zastanawiając się,
jak postąpić dalej.
— Jeżeli planujesz wyczyścić mi pamięć, zapomnij — burknął
Neville, zerkając na niego podejrzliwie. — Wystarczy, że poproszę Pokój, aby
wyjaśnił mi, jakim sposobem zostałem cudownie uleczony, a on to zrobi.
Bezsensowna strata magii — dodał drwiąco i Severus nie potrafił powstrzymać
lekkiego uśmiechu. — Merlinie, nawet nie wiedziałem, że masz poczucie humoru.
— Dlaczego przyszło mi współpracować właśnie z Gryfonami? —
wyszeptał Snape, wznosząc lekko oczy ku górze i tym razem to chłopak się uśmiechnął.
— Bo wiesz, że jesteśmy lojalni i odważni, nawet jeśli nie
radzimy sobie na eliksirach — odpowiedział, choć pytanie było całkowicie
retoryczne. Patrzył na niego rozpalonym wzrokiem, nie mogąc uwierzyć, że tak
wiele się zmieniło. — Dziękuję, dyrektorze — powiedział miękko, z uczuciem,
sprawiając tym, że Severus wyglądał, jakby na moment stracił oddech.
— Wybacz, Longbottom, że dopiero teraz, ale nie dałem rady
wcześniej — powiedział cicho, jakby w ramach usprawiedliwienia, choć obaj
wiedzieli, że najistotniejsze było to, że w ogóle przyszedł. I zdążył.
— Wiesz, że pojawią się tutaj następni? — zapytał chłopak,
nie będąc pewnym, czy może prosić go o jeszcze jakąś pomoc.
Gdyby Snape się zdekonspirował zapewne jakiś wielki plan
ległby w gruzach. Dla Neville’a najgorsza była jednak perspektywa tego, że
wtedy uczniowie nie mieliby już żadnej pomocy, a Snape, choć zawsze zachowywał
się jak dupek, to nigdy nie posunął się do tortur. Carrowowie to była zupełnie
inna liga. Od razu było widać, że znęcanie się nad słabszymi jest ich pasją.
Nie mieli żadnych zahamowań i nie liczyło się, czy mają przed sobą pierwszaka,
który miesiąc wcześniej dostał różdżkę, profesora, który jawnie sprzeciwił się
nowej idei, czy kogokolwiek innego. Bez Snape’a ta szkoła po prostu nie
przetrwa, bo dzieciaki najprawdopodobniej zaczną umierać.
— Tak — przyznał Severus, na moment zaciskając usta w wąską
kreskę. Nie wiedział, kiedy teraz uda mu się spotkać z Harrym, ani jak idą
poszukiwania. Dobrze, że przynajmniej udawało im się ukrywać. — Jak długo wiesz
o mnie i… — urwał, zdając sobie sprawę, że to nie był najlepszy pomysł pytać o
coś takiego ucznia, kolegę swojego partnera, ale Neville najwidoczniej nie
widział w tym nic złego.
— Od świąt na naszym szóstym roku — odparł spokojnie, bez
żalu czy złości. — Tak wiele się zmieniło.
— Tylko ty będziesz się ze mną kontaktował — powiedział
Severus, podejmując w końcu jedyną możliwą w tych okolicznościach decyzję. — W
Pokoju są dwa obrazy — wskazał dłonią najpierw na jeden, później na drugi,
lekko ukryty. — Nie da się ich zdjąć i oba są niejaką drogą ucieczki. Pierwszy,
z dziewczynką, zaprowadzi cię do Gospody Pod Świńskim Łbem; Aberforth dostarczy
jedzenie. Porozmawiam ze skrzatami, żeby uzupełniały jego zapasy, nie może
raptem zacząć kupować, jak dla oddziału aurorów — mruknął bardziej do siebie,
ale Neville skinął krótko, dając jasno znać, że rozumie.
— A drugi? — zapytał chłopak, przyglądając się płótnu
wiszącemu przy jego łóżku, na którym namalowany był mały stolik, bardzo wąski,
ale wysoki regał i tablica, która w tej chwili lśniła czystością.
— Taki sam obraz wisi w prywatnym biurze dyrektora — odparł.
— Nie w tym ogólnodostępnym, ale w mniejszym, połączonym z komnatami. Jeżeli
będziesz czegoś potrzebował, napisz o tym na tablicy. Postaram się, żeby na
regale stały niezbędne eliksiry, ale musicie ich używać z głową. Jeżeli
zagrożone będzie życie jakiegoś ucznia, pojawię się tu i ci pomogę, ale tylko
wtedy, jeśli nikogo innego tu nie będzie. Rozumiesz, Longbottom?
Oczywiście, że rozumiał. Nie było niczego prostszego w
zrozumieniu, choć niezwykłe dla Neville’a było to, że mężczyzna aż tak mu
zaufał, że wierzył w niego. To dało mu zresztą dodatkową motywację do
działania. Kiedy w Pokoju pojawiali się kolejni uczniowie, nikt nie wylegiwał
się jedynie na swoich łóżkach. Ćwiczyli czary obronne i ofensywne, uczyli się
jak działać w grupie i jak wspólnie czarować. Organizowali akcje sabotażowe, a
w wolnym czasie czytali o strategiach, mrocznych stworzeniach i magii
leczniczej. Severus uzupełniał zapasy eliksirów, od czasu do czasu podsyłając
Neville’owi jakieś ciekawsze książki, których z niewyjaśnionych przyczyn Pokój
Życzeń nie oferował. Musiał poprosić mężczyznę kilka razy o pomoc, ale zawsze
zachowywali szczególną ostrożność. Nikt nie mógł się dowiedzieć.
— Tak bardzo wzbraniasz się przed pokazaniem innym, że jednak
jesteś dobry — powiedział mu pewnego dnia Neville, nie pamiętając nawet kiedy
przeszli na ty i uświadamiając sobie, że podoba mu się ta dziwna przyjaźń.
Severus pokręcił tylko głową, mamrocząc coś o planach wielkich czarodziei i
większym dobrze.
Niedługo po tym nadeszła Ostateczna Bitwa.
O jaaaaaaa
OdpowiedzUsuńZagięło mnie. Kolejny odcinek Zapomnieć po tak krótkim czasie?
Ale ta końcówka...poemat. Po prostu poemat.
Napiszę jedno: DZIĘKUJĘ!!!
Ide wsadzić głowę pod zimny prysznic.
Priori
Witam serdecznie po tak długiej przerwie! :)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście co jakiś czas wchodzę na Twojego bloga, bo tak to bym to zupełnie pominęła :p
Na fb mogłaś chociaż cynka dać, że coś tu jest ! :D Finally mamy "Zapomnieć" :p. Pozwól, że skomentuje tutaj oba rozdziały bo czas mnie goni, jak zwykle zresztą w te wakacje :D.
Nie spodziewałam się, że bitwa będzie tak szybko, no ale cóż się dziwić, Volturi coś postanawiają i nie zwlekają, dobrze chociaż, że z buta idą bo bylo by krucho.
Trochę mało naszych popleczników, ale to przynajmniej pokazuje Twoją własną koncepcję, a nie przykładem Meyer szukałabyś popleczników.
Jak ja uwielbiam Twojego Harry'ego! Jest taki władczy i stanowczy, bo przepraszam ale Pani Rowling zrobiła trochę z niego ciamajdę, ale jako tako wyszedł na ludzi :P. Niesamowicie wykreowany wątek z Mikiem, bohaterem, który w sadze był wspomniany, ale nie przywiązywano do niego wielkiej wagi. Zainteresowała mnie jego historia i czekam na rozwój wypadków.
A końcówka, bezbłędna! Neville jest zdecydowanie świetną postacią i szkoda, że Pani Rowling tak tego nie ukazała.
Koniec sierpnia/ wrzesień jest chyba czasem powrotów, bo sama wzięłam się za dalsze rozdziały mojego opowiadania :D
Czekam z niecerpliwością na kolejne rozdziały :)
Życzę weny, jednak przede wszystkim czasu, żebyś miała kiedy zasiąść do komputera i napisać coś dla nas :)
Pozdrawiam, Caathy.x1
Wróciłaś! Dziękuję za to. Ciesze się bardzo z nowych rozdziałów. Mam nadzieje, ze dasz rade pisać regularnie i nic nie stanie Ci nie przeszkodzie. Tesknilam za tymi opowiadaniami.
OdpowiedzUsuńDużo weny i czasu!
Pozdrawiam
Nirana
P. S. Co do treści to wypowiem się za jakiś czas. Jak znajdę czas na przeczytanie wszystkiego od początku :)
Właśnie skończyłam czytać to opowiadanie od początku kolejny już raz i jak zwykle w takim momencie żałuję, że nie ma następnych rozdziałów do przeczytania..
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystkie Twoje potterowe opowiadania i co jakiś czas do nich powracam :)
Mam nadzieję, że niedługo pojawi się ciąg dalszy tej historii!
Twój Harry jest niesamowity, nie daje sobą pomiatać i jest prawdziwym przywódcą. Po prostu go uwielbiam :D
Z niecierpliwością czekam na przybycie Volturi i liczę na to, że nasza zmiksowana ekipa skopie im tyłki!
Dużo weny więc i do przeczytania wkrótce, oby :)
Pozdrawiam,
saratella
Hej,
OdpowiedzUsuńco, mi się podoba to wspomnienie Nevilla o tym jak Severus mu pomógł i pomagał przed ostateczną walką, Mike i jego reakcja była boska, z Rona jest niezły strateg...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, co? a mi się bardzo podoba to wspomnienie Nevilla, jak Severus mu pomógł i pomagał przed ostateczną walką, no a Mike i jego reakcja była po prostu boska, niezły strateg jest z Rona...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mi się podoba to wspomnienie Nevilla, jak Severus mu pomógł i pomagał przed ostateczną walką... niesamowity strateg jest z Rona...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza