wtorek, 8 listopada 2016

whl 3



W hogwardzkich lochach 3

Witajcie!
Kompletnie nie planowałam pisać tego rozdziału, ale miałam chwilowy brak weny do Zapomnieć i Sokoła, i oto jest whl! Mam nadzieję, ze Wam się spodoba!  

Teo, po tym jak wybiegł z Pokoju Życzeń, ruszył od razu w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów. Nie miał teraz ochoty na rozmowę z Harrym, a tym bardziej na rozmowę z nim na temat opiekuna swojego domu. Zdążył zbiec do lochów, kiedy poczuł szarpnięcie. Zupełnie się tego nie spodziewał, przez co wylądował w jakiejś starej, nieużywanej klasie, przyciśnięty klatką piersiową do zimnej ściany.
— Możesz mi wyjaśnić, co się zmieniło od naszego ostatniego dnia w hotelu Pana Blue? — zapytał Potter cicho, trzymając jedną z jego rąk wygiętą na plecach. Potrzebował mieć pełną kontrolę.
Nott na sekundę po usłyszeniu jego głosu uspokoił się, ale ten spokój był bardzo krótki. Przez chwilę szarpał się ze swoim chłopakiem, starając się wyrwać ramię z jego chwytu, ale to nie było wykonalne.
Harry może i nie wyglądał na najsilniejszego faceta na świecie, ale przed końcem wojny zadbał o swoją kondycję fizyczną. Poza tym liczne walki które stoczyli, przypominały Teo, że tylko kilka razy udało mu się wyrwać w momencie, kiedy Harry zastosował ten konkretny chwyt.
— Pytasz poważnie? — odparł równie cicho, choć w jego głosie łatwo można było usłyszeć irytację. Nie zamierzał też czekać na odpowiedź. — Chodzi o to, że to Snape — warknął.
Potter kiwnął głową, bo to było oczywiste. Po prostu nie rozumiał implikacji.
— Kiedy się dowiedzieliśmy nie miałeś z tym problemów — przypomniał mu, przesuwając wolną dłonią po jego lekko odstających żebrach. Lubił je.
— Bo wtedy ich nie widziałem — zaperzył się, znowu lekko się szarpiąc, ale po chwili sapnął cicho, kiedy dłoń Pottera przeniosła się na jego brzuch, powoli wyszarpując koszulkę ze spodni.
Zimne palce bez zbędnego pośpiechu przesuwały się po napiętych mięśniach, na końcu wplątując się w pasek miękkich włosków, biegnący w wiadomym kierunku.
— I teraz je zobaczyłeś — stwierdził, bo na pewno nie było to pytanie. Pociągnął lekko za włoski, które trzymał między palcami, a Teo jęknął nisko, będąc tak bardzo wściekłym na samego siebie za reakcję. — Ja niczego nie widzę — dodał, tylko pogłębiając tym irytację chłopaka.
— Och, oczywiście, że niczego nie widzisz. Nie zobaczyłbyś pewnie nawet wtedy, gdyby wlazły ci do łóżka.
Harry warknął przy jego uchu, rozstawiając mu nogi swoją stopą i przysuwając się dużo bliżej, niemal z nim stykając. Przylgnąłby do niego całkiem, ale wciąż trzymał jego wykręconą rękę.
— Może chcesz mnie oświecić? — zapytał z jakąś groźną nutą w głosie. Był zły za sposób, w jaki Teodor traktował go przez ostatnie dwa tygodnie. I chciał uprawiać seks.
Pocałował go w kark, przesuwając się po chwili na bok szyi i szczękę, po czym potarł swoim lekkim zarostem jego niemal gładką skórę.
Nott najpierw przyjął z westchnieniem te miękkie wargi na swoim ciele, wygiął się nawet na tyle, na ile mógł, lgnąc do pocałunków, ale już chwilę później odsunął się, po raz kolejny próbując wyrwać się Harry'emu. W końcu jęknął sfrustrowany, widocznie się poddając i opierając czoło o nierówne, szorstkie kamienie.
— Kocham cię — powiedział miękko, zaskakując kompletnie swojego chłopaka. Ten zresztą w tym samym momencie puścił jego rękę, w zamian obejmując go ściśle i szepcząc ciche: wiem, ja też cię kocham.
Teo pokiwał nieznacznie głową, wtulając się w niego i zbierając się w sobie, żeby powiedzieć to, co zobaczył dawno temu. Po prostu wcześniej nie jawiło mu się to jako zagrożenie. Teraz jednak sytuacja się zmieniła.
— Powiesz mi, o co chodzi? — zapytał Harry, całując go w skroń i gładząc jego biodro. Miał wrażenie, że zgubili się w jakichś odmętach absurdu.
— To zaczęło się kilka miesięcy po tym, jak pomogłeś uratować Snape'a — zaczął z namysłem. — Coraz więcej czasu spędzałeś na treningach z nim, a coraz mniej ze mną. A nawet jeśli się widywaliśmy, byłeś zazwyczaj tak zmęczony, że zasypiałeś na stojąco.
— Wiesz, że te treningi były konieczne — wtrącił Harry, a Teodor skinął krótko, bo owszem, wiedział.
— Tylko, że ta wiedza niczego nie zmieniała — burknął i potrząsnął głową. Nie spodziewał się, że kiedyś będzie musiał stanąć z tym twarzą w twarz.
— Nie rozumiem — przyznał Harry bez skrępowania, bo naprawdę nie widział logiki w wywodzie swojego chłopaka.
— Widzę, że nie rozumiesz i dlatego o tym rozmawiamy — powiedział prześmiewczo. — W innym przypadku właśnie bym na ciebie wrzeszczał. O ile by mi się chciało.
Potter spiął się lekko, ale po chwili wrócił do powolnego głaskania Teo. Wolał go spokojnego. I chciał się wreszcie dowiedzieć, o czym ten mówi.
— Po tej cholernej bitwie nie mogłem nawet chwili posiedzieć przy tobie. Nie sam przynajmniej. Co prawda Ron zabierał mnie za każdym razem, kiedy on i Hermiona szli do skrzydła szpitalnego, ale nawet wtedy ktoś jeszcze był w sali. Jakby bali się, że to ja mogę coś ci zrobić. I to było straszne, fakt, że nikt mi nie ufał, mimo, że broniłem Hogwartu tak samo jak twoi przyjaciele.
Harry objął go mocniej, bardziej wtulając się w jego ciało. Nott nigdy mu o tym nie mówił i usłyszenie tego teraz wcale nie było czymś przyjemnym. Nie wyobrażał sobie takiej sytuacji, gdyby to jego chłopak leżał nieprzytomny, ale to jednak on był tym najważniejszym bohaterem i jakby na to nie spojrzeć, naprawdę mało osób o nich wiedziało. I zapewne dorośli po prostu bali się, że coś jeszcze może mu grozić. Mimo wszystko wolał o tym nie wspominać.
— Ale i tak najgorsze było to, że to Snape siedział przy tobie bez przerwy — powiedział z wyraźnym żalem. — Bo może nikt tego nie widział, chociaż myślę, że Hermiona coś podejrzewała, bo czasami tak dziwnie na mnie patrzyła... — przerwał na chwilę, zastanawiając się nad tym. — Bo nawet ty nie byłeś tego świadomy, ale ja widziałem. Zresztą to było dość oczywiste już wcześniej.
— Teo, ja nadal... — wtrącił Harry, ale Nott przerwał mu niemal natychmiast.
— Tak, tak! Już zmierzam do końca — warknął. — Chodzi o to, że tego nie widziałeś. A Snape wcale nie wyglądał, jakby siedział przy rannym uczniu, nie wyglądał nawet jakby siedział przy przyjacielu, co jeszcze mógłbym zrozumieć, bo wasza relacja, więź, która powstała, była oczywista.
Harry przełknął ślinę, bo miał wrażenie,  że wywód jego chłopaka prowadzi tylko w jednym kierunku, co było niedorzeczne.
— Siedział przy tobie, jak przy swoim kochanku, jak przy partnerze, którego może stracić — dokończył i zapadła między nimi niekomfortowa cisza.
Naprawdę widział to wtedy tak wyraźnie, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Chociaż już wcześniej miał przesłanki do podejrzeń, że Snape czuje coś więcej do Pottera. Wystarczyło dobrze się im przyglądać. Małe, niepozorne uśmiechy, które pojawiały się w najdziwniejszych momentach, to, jak porozumiewali się bez słów, przechodząc obok siebie, albo spojrzenia, które wymieniali na eliksirach. Każda z tych drobnych rzeczy i mnóstwo innych dawała Teo podstawy do zazdrości, której nie chciał czuć i którą początkowo odrzucał. Ale czas, kiedy Harry leżał w skrzydle szpitalnym był najgorszy, bo potwierdzał wszystkiego jego obawy.
— Nie możesz mieć racji — mruknął Gryfon pustym głosem.
— Wiesz, że mam — odparł twardo Teo. — Teraz też to widzisz, nie możesz zaprzeczać.
Harry odetchnął znowu, czując się tak bardzo nie na miejscu w tej rozmowie. Rzeczywiście spostrzeżenia Notta wydawały się prawidłowe, ale to przecież nie mogła być prawda!
— Niczego nie zauważyłem — wyszeptał.
Teo skinął krótko, wyciągając rękę do tyłu i głaszcząc ten fragment jego ciała, do którego miał dostęp w tej pozycji. Simon Sandler był bezpieczny, należał do nich obu, ale Snape już nie. Bo Snape już wybrał i on, Teodor, byłby tylko dodatkiem, a na to nie mógł się zgodzić. Nie chciał się na to zgadzać.
— Co chcesz z tym zrobić? — zapytał cicho Harry, bojąc się właściwie odpowiedzi.
Sam nie wiedział, co byłoby dla nich dobre. Związek ze starszym facetem mógłby być dobry. Seks był dobry na pewno, sprawdzili to, choć żaden nie spodziewał się wtedy, że człowiekiem z którym robią te wszystkie niesamowite rzeczy jest Snape. Nie przeszkadzało mu to, kiedy już się dowiedział, mimo że był naprawdę zdziwiony. Relacje jego i opiekuna Ślizgonów poprawiły się znacznie w ciągu przygotowań do ostatecznej bitwy, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Jak teraz o tym myślał, nie mógł zrozumieć, jakim sposobem niczego nie zauważył. Zapewne chodziło o to, jak bardzo był wtedy zakochany. Zresztą w tej kwestii nic się nie zmieniło, po prostu na ich wspólnym zdjęciu pojawiłaby się kolejna osoba. Podobało mu się trwanie z Simonem i wiedział, że Teo też się podobało, więc to nie tak, że ktoś w tym układzie był pomijamy. Potrafił jednak też spojrzeć na całą sytuację z perspektywy swojego chłopaka. Nie wyobrażał sobie być dla kogokolwiek tylko dodatkiem. To było złe w przyjaźni, w związku miałoby tragiczne skutki.
— Nie wiem — przyznał Nott i w jego głosie pojawiło się coś dziwnego. Coś, czego Harry nie potrafił rozpoznać i prawdę mówiąc nie był też pewien, czy chce. — Na razie chyba nic.
-I-I-I-
Severus siedział w swoich komnatach, pijąc whisky, która, jak się niedawno okazało, była jednak starsza od jego wakacyjnych kochanków.  I lubił jej smak tak samo, jak podobało mu się przebywanie z nimi. Kiedy zrozumiał, że to Potter i Nott, jak dzieciak przestał z nimi rozmawiać. Nie, żeby jako nauczyciel, miał prowadzić pogaduszki z uczniami, jednak wiedział doskonale, że ignoruje ich w dość wyraźny sposób. A przynajmniej wyraźny dla ich trójki.
Albus przyglądał mu się dziwnie przez ostatni tydzień i Snape nie wiedział, czy był to wynik ich infantylnej gierki, którą sam rozpoczął, czy jednak dyrektor zauważył zmianę w jego zachowaniu. A Severus wiedział, że zachowuje się inaczej. Inaczej niż przez ostatnie lata, ale też inaczej niż jeszcze tydzień temu.
Kilka dni temu, tak jak dziś, siedział w swoich komnatach i sprawdzał eseje trzeciego roku Puchonów i Krukonów. Tych drugich uważał za naprawdę inteligentnych, ale chyba tym razem postawił przed nimi zbyt trudne zadanie. Albo te wstrętne bachory uznały, że skoro wojna się skończyła, on przestanie być taki straszny. Niedoczekanie. Tak, czy inaczej siedział przy biurku, kiedy włączył się alarm w jednej ze starych pracowni. Co prawda sala była nieużywana od kilkunastu lat, ale czary monitorujące wciąż działały. Snape właściwie nie wiedział dlaczego, ale skoro alarm już się uruchomił, postanowił zrobić sobie przerwę i sprawdzić, co za idiota narusza osłony.
Okazało się, że idiotów było dwóch. I Severus wcale nie chciał ich spotykać. A mimo to, skoro już tam był, postanowił posłuchać o czym rozmawiają. Rzucił czar wzmacniający ich głos i nie mógł uwierzyć, że są tak nieostrożni, ale już po chwili przełknął ślinę, bo słowa Notta w ogóle mu się nie podobały. Choć były prawdziwe. Wszystkie, a przynajmniej te, które dotyczyły jego. Nie miał pojęcia, że ktoś to zauważył, ale najwyraźniej nie pomyślał, jak chłopak Pottera może odebrać całą sytuację, wszystkie te gesty, które wykonywali względem siebie i całą opiekę, którą Severus obdarzył Harry'ego. Jak teraz o tym myślał, to w czasie, kiedy nastolatek leżał w skrzydle szpitalnym, nawet przez moment nie pomyślał o jego partnerze. Jakby wyparł go ze swojego umysłu, a przecież doskonale wiedział, że ten istnieje.
Ponownie podniósł szklankę, przykładając jej grubo rżnięty brzeg do warg, przypominając sobie ich w tamtej sali. Nott z rozstawionymi nogami, przyparty do ściany, bez możliwości ucieczki, ruchu nawet. I Potter stojący za nim, gładzący bok jego ciała, trzymający jego wygiętą rękę i całujący szyję. Nie sądził, że ta pozycja była wynikiem kłótni. Wyglądali cudownie i jeszcze kilka tygodni wcześniej Simon mógłby na nich patrzyć, mógłby być tam z nimi za ich pozwoleniem, za ich bardzo chętną zgodą. Ale wszystko się zmieniło na początku września. I Snape nie potrafił przejść nad tym do porządku dziennego, bo Nott miał cholerną rację.
On, Simon chciał Andy'ego i Jackoba.
On, Severus jeszcze pół roku temu chciał Harry'ego Pottera.
Na dzień dzisiejszy nie wiedział, czego chce.
Bo to nie tak, że Nott nie był inteligentny, czy przystojny. Po prostu nigdy nie oceniał go w takich kategoriach.
Ciche pukanie przerwało jego rozmyślania, więc podniósł się ze swojego miejsca, odstawiając wcześniej kieliszek na stół i podszedł do drzwi. Ze zdziwieniem uniósł brew, widząc Albusa, ale zamaszystym gestem zaprosił go do środka.
— Skończył ci się proszek Fiuu? — zakpił lekko, ale dyrektor tylko wzruszył ramionami.
— Musiałem pomyśleć — mruknął, poprawiając swoją idiotycznie kolorową szatę. — Nie mam pojęcia, kto może być dziewczyną Harry'ego — dodał, a Severus wydał z siebie ciche prychnięcie. On też nie wiedział, kim ona mogłaby być.
— Masz szansę zgadnąć — powiedział w zamian młodszy mężczyzna, ewidentnie się drocząc.
— Wiem już, że nie jest w wieku Harry'ego — zaczął dyrektor, ale Snape przerwał mu szybko.
— Nazwisko, potem pytanie, potem tydzień ma zastanawianie się — przypomniał.
Albus skrzywił się wyraźnie, niezadowolony ze słów swojego podwładnego. To było nawet zabawne, choć wiedział, że jego mistrz eliksirów musiał mieć jakiegoś asa w rękawie. Inaczej nawet nie zaczęliby tej gry.
— Cho Chang — powiedział, choć naprawdę nie brał jej na poważnie pod uwagę. Zdawał sobie sprawę, że dawno minął okres, kiedy Potter wzdychał do tej dziewczyny.
— Obaj wiemy, że to nie ona, więc to nawet nie tak, że powinienem zaprzeczyć — burknął Severus, zastanawiając się teraz czy ta gra to dobry pomysł. Chyba musiał porozmawiać z pewnymi uczniami, a dopiero potem decydować, co dalej z jego życiem. I ta zabawa, w której pogrywał sobie nie tylko Albusem, ale w pewnym sensie także Nottem, przestała być raptem śmieszna.
Dyrektor przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, widząc, że coś go trapi, ale Snape nie był nigdy szczególnie chętny do zwierzeń. I Albus nie sądził, żeby teraz coś się w tym względzie zmieniło.
— Może nalejesz nam jakąś whisky? — zapytał jednak, bo zawsze warto było spróbować.
Zdziwił się, kiedy Severus skinął głową i podszedł do barku, nalewając mu bursztynowego płynu. Lubili jego smak, a ten rocznik był wyjątkowo dobry.
— To jakaś specjalna okazja? — mruknął, delektując się alkoholem, ale ku jego konsternacji Snape parsknął nieprzyjemne, mamrocząc coś o błędach, które popełnił. I Albus miał przeświadczenie, że to zupełnie inne błędy niż te, o których myślał przez kilkanaście ostatnich lat.
— Możemy porozmawiać o jakichś głupotach, jeżeli masz ochotę, ale jeśli tylko zaczniesz wyciągać ze mnie, co mi jest, wyrzucę cię — warknął młodszy mężczyzna, widząc współczucie na twarzy dyrektora.
Ten zaśmiał się cicho, zaczynając opowiadać o swoich wakacjach, o zebraniu kadry, które odbyło się jeszcze przed początkiem roku szkolnego i o tym, że już dawno nie czuł się tak wolny i tak beztroski, jak teraz.
W międzyczasie Mrużka przyniosła im kolację, a Severus rozlał resztę whisky do szklanek. Było naprawdę miło i po jakiejś godzinie nawet on przestał się zastanawiać, co powinien, a czego zdecydowanie nie powinien robić.
— Jakie jest twoje kolejne pytanie? — zapytał, kiedy naczynia zniknęły już z jego stołu, a w szklankach nie zostało wiele whisky.
— Już mnie wrzucasz, Severusie? — mruknął z udawanym żalem dyrektor, ale Snape tylko zaśmiał się lekko. Czuł się zdecydowanie lepiej niż przed dwiema godzinami.
— Możesz sprawdzić za mnie eseje — podjął. — Jestem ciekaw, jak szybko zirytujesz się głupotą tych dzieciaków.
— Nie może być tak źle.
Severus pokręcił głową z politowaniem i przywołał do siebie jedną z prac. Podał ją zdziwionemu dyrektorowi, którego mina już po chwili zrzedła.
— Mieszając te składniki w takich proporcjach, zniszczyłaby zamek — powiedział z niedowierzaniem, zerkając na nazwisko uczennicy. — O czym miał być ten esej? — zapytał podejrzliwie.
— O eliksirze używanym przy modyfikacji roślin uprawnych — odparł rozbawiony. — To nie tak, że chcę tym dzieciakom wystawiać złe oceny. Ale jeśli oni tak podchodzą do eliksirów, to ja podchodzę w ten sam sposób do nich.
Dyrektor wciąż kręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że można być tak nieodpowiedzialnym. Oddał pergamin drugiemu mężczyźnie, nie chcąc się nawet zastanawiać, co by było, gdyby ten od razu przechodził do warzenia, zamiast zadawać uczniom takie prace.
— Pytanie, Albusie — ponaglił Snape.
— Czy dziewczyna Harry'ego jest Gryfonką?
Severus pokręcił głową, uśmiechając się z kpiną. Bo ta dziewczyna nie była Gryfonką. Nie była też Ślizgonką, Krukonką ani Puchonką. Chodziło o to, że wcale nie była dziewczyną, ale najwyraźniej Albus nie brał takiej opcji pod uwagę. To już był jednak jego problem. Wyglądało na to, że mają co najmniej miesiąc na takie czcze rozważania, chociaż istniała też możliwość, że po tym czasie dyrektor zacznie pytać o uczennice z wymiany. Aż zaśmiał się lekko na taką wizję, na co Albus jedynie się skrzywił, uznając, że jest bardzo daleko od odgadnięcia tego cholernego nazwiska.
— Idę — burknął, podnosząc się z miejsca. — Dobranoc, Severusie, wiesz, gdzie mnie znaleźć w razie potrzeby — dodał jeszcze, na wszelki wypadek, choć szansa na to, że ten facet przyjdzie do niego ze swoimi problemami było bardzo znikoma.

5 komentarzy:

  1. O Boże......już się pododziłam ze świadomością że nie dowiem się jak się wszystko skończy. A tu taka niespodzianka. Rozdział jak zawsze świetny i mam na nowo odzyskaną nadzieje na nowe :)
    Życzę weny i pozdrawiam,ET

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaak! O matko, kiedy już myślę, że Snape zechce być z dawnymi kochankami, nagle oni zmieniają zdanie 😫 Świetny rozdział! Rozbudziłaś moją ciekawość... I ten biedny dyrektor 😁

    Tylko tak dalej!

    Pozdrawiam, BellatriX

    miniaturkidosme.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wantastyczny rozdział, a właściwie trzy, ale będziesz kontynuować te rozdziały? Błaaagaaam powiedz ż etak

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczne trzy rozdziały, ale.... gdzue kolejne???

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się kiedy dyrektor zrozumie, że to nie dziewczyna jest tą osobą, w której Harry jest zskochany ;) och Theo jest zazdrosny, ale może po gadają...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń