Strony

czwartek, 30 marca 2017

Magia sprzątania 2/5

 A to taka, mam nadzieję miła niespodzianka, kolejny rozdział ;)

Magia sprzątania 2/5

Harry spędził dwie ostatnie godziny na czytaniu i już czuł się zupełnie inaczej. Książkę, którą dostał od Hermiony napisała mugolka, ale sposób, w jaki to zrobiła był niesamowity. Nie cierpiał poradników psychologicznych, a tym bardziej magopsychologów, ale ta kobieta była wspaniała. I zajmowała się sprzątaniem. Aż zaśmiał się sam do siebie, bo to było czymś zupełnie innym, niż te wszystkie bzdury, które wmawiali mu po wojnie. I chciał spróbować. Najlepiej od razu.
Przywołał do siebie pergamin i pióro, zastanawiając się tylko przez ułamek sekundy, po którym napisał prośbę o zaległy urlop. Miesiąc. I miał nadzieję, że to mu wystarczy, chociaż książka mówiła o pół roku. Dołączył jeszcze krótką notkę z informacją dla Kingsleya, że wszystko u niego dobrze, ale potrzebuje trochę wolnego, żeby się nie martwił, ale też nie wzywał go bez prawdziwej potrzeby. Przyjrzał się wszystkiemu jeszcze raz, po czym wysłał to do biura swojego szefa, mając nadzieję, że ten nie zacznie poranka od poszukiwania go. A było to bardzo prawdopodobne, bo to chyba pierwszy urlop, o który Harry poprosił od wstąpienia do Akademii Aurorów.
Poszedł do kuchni i zrobił sobie kawę, bo sen nie był teraz jego priorytetem. Chciał skończyć książkę. I naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatnio czytanie sprawiało mu taką przyjemność, ale widocznie Hermiona i tym razem miała rację. Już zapomniał, że warto było jej słuchać, a przecież to było tak bardzo oczywiste.
Po kolejnych dwóch godzinach czuł się pełen życia, mimo że dochodziła trzecia w nocy. Miał wrażenie, że krew w jego żyłach krąży szybciej a serce bije z podekscytowania i na pewno nie było to wynikiem wypitej wcześniej kawy, bo ta już dawno zdążyła zniknąć z jego organizmu. Chciał zacząć od razu. Zastanowił się chwilę, ale właściwie nie widział przeciwwskazań. W książce nie było mowy o tym, żeby przespać się z tymi nowymi informacjami i emocjami i dopiero podjąć decyzję.
Zsunął się z kanapy, siadając na skraju miękkiego dywanu i palcami prawej ręki dotykając drewnianego parkietu. Dzięki zaklęciom ogrzewającym można było chodzić po nim boso przez cały rok.
— Witaj — powiedział cicho, z uśmiechem, czując się dziwnie i wspaniale jednocześnie. — Nie wiem, dlaczego nigdy wcześniej tego nie zrobiłem, przecież często rozmawiałem z Hogwartem — przyznał. — Chyba uznałem, że jako dorosłemu nie wypada mi robić takich rzeczy. A przecież to bzdury. Więc chciałem też przeprosić.
Potarł palcami parkiet, jak głaszcze się ukochane zwierzę i uśmiechnął się znowu. Czuł się trochę jak dziecko, któremu pozwolono się bawić, ale nie zamierzał z tego rezygnować.
— Nazywam się Harry Potter i dziękuję ci, że od dziesięciu lat dajesz mi schronienie. Dziękuję ci za wszystkie wspaniałe chwile, które dzięki tobie przeżyłem. Za to, że mogę tu gościć moich przyjaciół i ich rodziny. Dziękuję, że przyjąłeś tu Steve'a i, że czuł się tu tak dobrze — przerwał, o ułamek sekundy zbyt długo zatapiając się w tym wspomnieniu, po czym westchnął cicho i pokręcił głową. Później, dojdzie do tego później.
Miał wrażenie, że całe otoczenie pulsuje życiem, że dom faktycznie jest mu wdzięczny za te podziękowania. Może uznałby to za irracjonalne, ale był czarodziejem i nie takie rzeczy już robił. Marie Kondo twierdziła, że dom żyje, tak samo jak każda rzecz, która się w nim znajduje. I, o ile ludzie rozmawiali z kwiatami, albo garnkami, o tyle nikt nie mówił do samego domu. Ale Harry wiedział, że od tej pory będą rozmawiać regularnie.
Machnął różdżką, przywołując kolejny kawałek pergaminu i sięgając po pióro, które zostawił na stoliku.
— Chcę czuć się tu lepiej niż do tej pory — zaczął mówić, pisząc jednocześnie wszystko, co przyszło mu do głowy. — Chcę cieszyć się z powrotów do domu, móc tu wypoczywać i odprężyć się po pracy. Chciałbym zacząć naprawdę żyć, pełnią życia, ciesząc się każdą chwilą. Chcę być szczęśliwy — skończył po kilku minutach, zaskoczony swoim odkryciem i tym, że każda z tych rzeczy przybliży go do tego szczęścia.
Chciał być szczęśliwy. To było oczywiste, każdy tego chciał i jeżeli zwykłe sprzątanie miało mu w tym pomóc, mógł zacząć nawet teraz. Rozejrzał się dookoła, czując mimo wszystko zmęczenie. Musiał się chociaż trochę przespać, ale miał wątpliwości, czy mu się uda. Nadal był podekscytowany, jednak wstał z dywanu, wziął szybki prysznic i wszedł do sypialni, kładąc się po chwili na łóżku, nawet nie zapalając wcześniej światła. I naprawdę nie wiedział, kiedy zasnął.
Obudziło go walenie w drzwi, bo zwykłym pukaniem by tego nie nazwał. Odrzucił na bok lekką kołdrę i zbiegł po schodach, zastanawiając się, co się u licha, mogło stać. Zanim zdążył warknąć na gościa, zorientował się, że w progu stoi Kingsley, patrząc na niego zaskoczonym wzrokiem, lustrując przy okazji całą jego sylwetkę.
— Coś się stało? — zapytał Harry, nie bardzo rozumiejąc pojawienie się tu swojego szefa.
— To ja się pytam, czy coś się stało? — odparł mężczyzna, rejestrując od razu stan jego rozebrania. — Ktoś u ciebie jest? — dopytał, a kiedy Harry zaprzeczył, przepchnął się obok niego, bez pytania wchodząc do wnętrza domu.
— Kingsley, co jest? — powtórzył Harry, teraz już wyraźnie zaniepokojony.
— Nic, do cholery, nie ma cię w pracy — warknął.
— Nie ma mnie — powtórzył głupio, a potem coś zaskoczyło w jego mózgu i parsknął cicho. — Napisałem ci, że mnie nie będzie.
— I to niby miało mnie uspokoić? — zapytał Shacklelbot zirytowanym tonem. — Chyba nie sądziłeś, że podanie i ta krótka notka wystarczą? Poza tym nie możesz tak po prostu wziąć urlopu, jak to sobie wyobrażasz? Masz sprawy w toku, kilku nieprzyjemnych typków do złapania.
Harry pokręcił głową, bo tego właśnie chciał uniknąć, wysyłając sową konieczne dokumenty.
— Kingsley, to nie jest nic, czym nie mógłby zająć się Ron, albo Nott. To naprawdę muszę być ja? Potrzebuję wolnego — dodał prosząco i jego szef spojrzał na niego dziwnie.
— Dlaczego?
— Bo muszę odpocząć — mruknął Harry. — I uporządkować kilka spraw.
— I na pewno nikogo u ciebie nie ma? — zapytał jeszcze raz, rozglądając się po salonie, jakby szukał rozrzuconych ubrań, które należałyby do drugiej osoby.
— Nie — odparł, unosząc do góry brew i zastanawiając się, jak grzecznie wyprosić Kingsleya.
— Żadnego marynarza? — spróbował jeszcze, ale Harry tylko zacisnął usta, kręcąc głową. Nie było żadnego marynarza, chociaż nie pogardziłby jednym. I Shacklelbot najwidoczniej o tym wiedział.
— Podzielę twoje obowiązki między nich dwóch — mruknął po chwili mężczyzna. — Chyba się nie pozabijają, co?
.&.&.&.
Harry siedział na środku salonu a obok niego, w niezbyt równych stosikach, leżały wszystkie ubrania, jakie znalazł w domu. Podzielił je mniej więcej według instrukcji z książki, ale musiał dodać kilka własnych kategorii dla magicznych szat. Skrzywił się, widząc to wszystko, obawiając się, że zejdzie mu na tym cały dzień. Nie było jednak sensu robić tego w niewłaściwy sposób, wzruszył więc znowu ramionami, uśmiechając się do siebie jak głupi i złapał za pierwszą koszulkę, która wpadła mu w ręce.
— Czy ona daje mi radość? — zapytał sam siebie i parsknął śmiechem.
Nie dawała. Kiedyś nosił ją dość często, kilka razy w niej spał, ale ostatnimi czasy leżała na dnie jednej z szuflad i zajmowała miejsce. Odrzucił ją szybko do przygotowanego worka, a po chwili to samo zrobił z kilkoma kolejnymi. Nie czuł sentymentu, nic dla niego nie znaczyły. Zatrzymał się dopiero przy jasnozielonej koszuli. Była uszyta ze świetnego materiału i miał ją na sobie tylko kilka razy, więc wciąż wyglądała na nową. Mimo to jej nie lubił. Kupił ją tylko dlatego, że potrzebował koszuli na jakieś spotkanie z mugolskimi urzędnikami, a fakt, że ich aurorskie szaty nieco odstawały od standardowych wojskowych mundurów, nastręczał problemów. Westchnął cicho, ale odrzucił ją do worka. Nie chciał jej więcej wkładać, spełniła swoje zadanie i mógł się jej zwyczajnie pozbyć.
Po trzech godzinach zostało mu dwanaście koszulek, cztery bluzy, dwa swetry, jedna sportowa marynarka i jedna wyjściowa koszula. Stosik był bardzo niewielki, ale Harry czuł się z tym wspaniale. Zostawił też kilka par dresów, w których czasami biegał albo ćwiczył, osiem par dżinsów, jedne spodnie na kancik i trzy pary eleganckich, ale takich, które spokojnie mógłby ubrać także do adidasów. Zapełnił sześć worków niepotrzebnymi ubraniami i jeden butami, a jeszcze zostały mu wszystkie czarodziejskie szaty. Za to się nawet nie zabrał, a mimo że miał na to coraz mniejszą ochotę, książka wyraźnie mówiła, żeby zrobić to od razu.
W międzyczasie wypił trzy kawy i zjadł jakieś kanapki, ale czuł, że jest znowu głodny. I wiedział, że nie będzie mógł się skupić na poprawnym wybieraniu ubrań, jeżeli nie zaspokoi tych bardziej podstawowych potrzeb.
Wyrzucanie wcale nie było łatwe. Początkowo wydawało mu się, że jeżeli będzie miał wybrać rzeczy, które dają mu radość, poradzi sobie bez problemu, ale to nie była do końca prawda. Dla niego, który w dzieciństwie nie miał nic, wyrzucanie dobrych, czasami drogich ubrań tylko dlatego, że ich dotyk nie sprawia mu radości, było jak wyrzucanie jedzenia. I jakaś część jego umysłu buntowała się przeciwko takiemu marnotrawstwu. I chyba dopiero postanowienie, że wszystkie te worki odda do jakiegoś małego domu dziecka, albo lepiej schroniska dla bezdomnych, pozwoliło mu w kryzysowym momencie kontynuować.
Hermiona odwiedziła go trzy dni później, z niedowierzaniem wchodząc do salonu.
— Harry? — zapytała niepewnie, rozglądając się dookoła, widząc poustawiane pod ścianą, zapełnione worki na śmieci.
Jej przyjaciel siedział na dywanie a obok niego piętrzyły się książki. Chyba wszystkie, jakie posiadał. I Hermiona patrząc na to, nie umiała powiedzieć, czy nie ma ich nawet więcej, niż w jej własnym domu.
— Co robisz?
— Sprzątam — odparł po prostu, podnosząc się i idąc w stronę kuchni. — Chcesz herbatę?
Hermiona poszła za nim, kiwając w międzyczasie głową i rzucając krótkie spojrzenie na książkę, którą mu ostatnio podrzuciła. Ta leżała na kanapie, otwarta na jakiejś stronie, a spomiędzy kartek wystawały małe, samoprzylepne karteczki, którymi musiały być oznaczone jakieś istotne dla Harry'ego kwestie.
— Sprzątasz — powtórzyła po nim, ze zdziwieniem rejestrując jego spokój. Zachowywał się zupełnie inaczej niż jeszcze tydzień temu.
— Tak — powiedział z uśmiechem, czując się wyjątkowo dobrze. Wyrzucanie miało w sobie jakąś oczyszczającą moc. — Miałaś rację, ta książka zmieni moje życie.
— Ale... — zaczęła, przerywając na chwilę i kręcąc głową. — Co było w tej książce? — zapytała w końcu, na co Harry odwrócił się w jej stronę z niedowierzaniem.
— Jak to, co było? Nie czytałaś jej?
— Nie miałam czasu — przyznała z zawstydzeniem. — Dostałam ją od mamy z tymi samymi słowami, z którymi podarowałam ją tobie — dodała.
Harry patrzył na nią z zaskoczeniem, w końcu parskając krótkim śmiechem i opowiadając o czym i przede wszystkim, jak pisała autorka. Kiedy skończył, Hermiona patrzyła na niego wyraźnie zaniepokojona.
— Na pewno nie chodziło o to, żeby brać to wszystko tak dosłownie — spróbowała, ale Harry natychmiast zaprzeczył.
— Mylisz się. Chodziło dokładnie o to.
Porozmawiali jeszcze chwilę, ale Potter potrzebował skończyć wyrzucanie książek. Już skontaktował się z mugolską biblioteką w miasteczku nieopodal Londynu i właścicielka powiedziała, że chętnie przyjmą wszystko, co im dostarczy, a w razie, gdyby czegoś nie potrzebowali, roześle to do innych miejsc. Taka opcja odpowiadała mu dużo bardziej niż bezsensowne wyrzucanie. Może jeszcze ktoś skorzysta z jego zbiorów, a nawet jeżeli nie, on się o tym nie dowie. Przynajmniej nie wciskał niczego znajomym.
Obiecał w weekend wpaść do Teddy'ego i zabrać go na kilka godzin, bo jego babcia miała jakieś plany, ale w następnym tygodniu chciał zająć się następnymi punktami, o których mówiła "Magia sprzątania". Miał nadzieję uporać się ze wszystkim w jak najkrótszym czasie i pozwolić sobie na szczęście. Może rzeczywiście przez nagromadzone w ciągu minionych lat rzeczy nie potrafił spojrzeć na pewne sprawy z czystą głową. Może będzie w stanie poukładać sobie życie na nowo, kiedy jego dom przestanie przypominać przechowalnię.
.&.&.&.
— Co robisz, skarbie? — zapytał Ron, wchodząc do biura Hermiony i przyglądając się tworzonej przez nią mapie.
Nie była zbyt duża, kobieta najwyraźniej dopiero zaczynała, ale jej mąż nie wiedział, o jaką sprawę chodzi, bo ta o niczym ostatnio nie wspominała. Miała już zaznaczonych kilka punktów, z tego co Ron się orientował, gdzieś w pobliżu Hawajów, ale to mu zupełnie nic nie mówiło.
Hermiona obejrzała się na niego, zdziwiona jego pojawieniem się i w pierwszej chwili chciała usunąć mapę ze ściany, ale to byłoby głupie. I podejrzane. Westchnęła wiec tylko cicho, uśmiechając się oszczędnie i wpinając kolejną pinezkę, tym razem w jakiś punkt na wyspie. Jej mąż nie widział z daleka nazwy, ale pewnie i tak nie potrafiłby jej wymówić.
— Szukam Steve'a McGarretta — odparła ze zrezygnowaniem.
Ron spiął się natychmiast i przyjrzał uważniej Hermionie, ale ta nadal nie patrzyła na niego. Obiecała Harry'emu, że nikomu nie powie, jak wnikliwie prześledził życie tego mężczyzny, ale nie było tam nic o nieinformowaniu Rona, że sama go szuka.
— Dlaczego? — zapytał cicho, z jakimś dziwnym spokojem, którego się nie spodziewała. — Dlatego wziął urlop?
Hermiona pokręciła głową, uśmiechając się kącikiem ust. Czasami nie doceniała swojego męża, chociaż ten przez lata udowadniał, że w niczym jej nie ustępuje. Po prostu jego wiedza rzadko pochodziła z książek.
— Nie — zaśmiała się po chwili, odwracając w stronę Rona. — Urlop wziął chyba przeze mnie — dodała, a kiedy Ron spojrzał na nią pytająco, wyjaśniła pospiesznie: — Sprząta! —Nadal była tym rozbawiona. — Zniosłam mu w weekend książkę, którą dostałam od mamy i chyba przepadał.
Ron przez moment nie potrafił zorientować się, o czym mówi jego żona, aż sam parsknął głośno, po chwili zanosząc się śmiechem.
— Dałaś "Magię sprzątania" Harry’emu? — niedowierzał, kręcąc przy tym głową i starając się nie śmiać. — Widziałaś ostatnio pokój Wiktorii? — zapytał, pozornie bez związku, a kiedy Hermiona zaprzeczyła, znowu wybuchnął śmiechem. — Wiktoria mówi, że jest teraz zen, cokolwiek miałoby to znaczyć — zaczął. — A jej pokój jest niemal pusty. Bill mówi, że wyrzuciła większość swoich ubrań i książek, posprzątała papiery i gazety, pozbyła się nawet niektórych prezentów i pamiątek, tłumacząc jemu i Fleur, że te rzeczy spełniły już swoje zadanie i ona chce dać im wolność.
Hermiona słuchała tego ze zdumieniem, przypominając sobie poustawiane w salonie Harry'ego pod ścianą worki na śmieci i mając bardzo złe przeczucia.
— Muszę go od tego odwieść — jęknęła, ale Ron, złapał ją za dłoń, kiedy próbowała minąć go w progu, najwyraźniej zamierzając od razu aportować się do ich przyjaciela. — Puść mnie — warknęła i chyba zaczynała panikować.
— Czy ja powiedziałem, że mój brat albo Fleur narzekają? — zapytał, trzymając Hermionę w ramionach, bo ta wciąż próbowała się wyrywać. — Albo, że Wiktoria jest nieszczęśliwa, bo wyrzuciła lalki, którymi nie bawiła się od kilku lat, albo, że płacze, bo teraz nie ma się w co ubrać? Niech Harry robi, co chce, jeżeli uznał, że potrzebuje posprzątać swoje życie, niech to zrobi — skończył, nadal się uśmiechając.
— Sprząta dom — mruknęła, nieprzekonana.
— A to pozwoli mu uporządkować inne sprawy — wtrącił. — Nie wiem, jak to możliwe, że to ty dostałaś tę książkę, a przeczytali ją chyba wszyscy oprócz ciebie właśnie — powiedział, kręcąc lekko głową.
— Nie miałam czasu.
— Ani ochoty — dodał, drażniąc ją tylko trochę.
Po chwili, kiedy był pewien, że nie wywinie mu żadnego numeru, puścił ją i podszedł do mapy. Miał rację, prędzej połamałby sobie język niż wymówił prawidłowo nazwę wyspy, w którą Hermiona wbiła pinezkę.
— To ostatni znany adres, czy co? — zapytał, odwracając się do swojej żony, czekając na jakąś wskazówkę.
— Tak, sprzed dwóch lat — mruknęła. — Potem nie mam nic — dodała sfrustrowana, nie wyobrażając sobie nawet, jak musi czuć się Harry po latach takich poszukiwań. Ona spędziła nad tym tydzień i marzyła o przełomie.
Ron stał przez chwilę, obserwując różne miejsca, które zaznaczyła jego żona, po czym złapał ją za rękę i wyciągnął na korytarz, prowadząc w stronę biura Shacklebolta. Zatrzymał się jednak przed drzwiami Harry’ego i wszedł, wymawiając wcześniej jakieś nieskomplikowane hasło i wpychając Hermionę do środka.
— Co tu robimy? — zapytała kobieta podejrzliwie, ale Ron tylko przewrócił oczami i uśmiechnął się szeroko.
— Podczas urlopu Harry’ego, ja i Nott mamy pełny dostęp do jego akt, przez co musimy mieć też dostęp do tego pokoju — wyjaśnił, po czym machnął różdżką, ujawniając mapę, którą Hermiona widziała już w domu ich przyjaciela. — Miałem zamiar wyjaśnić ci, co to jest, ale po twojej reakcji widzę, że wiesz — mruknął. — Jak długo?
— Tydzień. Ty?
— Prawie rok. Kingsley i Teodor też o niej wiedzą. Kilka razy podsuwaliśmy mu różne tropy, ale facet zapadł się pod ziemię. Albo go zabili.
Hermiona jęknęła głośno, bo to nie wnosiło niczego nowego. Takie same wnioski wysnuł Harry, a chodziło przecież o to, żeby dać mu coś więcej. Najlepiej coś konkretnego.
— Co zaznaczałaś, kiedy wszedłem do twojego biura? — zapytał po chwili Ron, teraz będąc już pewnym, że te pinezki się nie pokrywały.
— Próbowałam spojrzeć na sprawę trochę szerzej — przyznała. — W czasie, kiedy Steve złapał Victora Hesse’a, jego brat przebywał na Oahu — powiedziała, wskazując na mapie miejsce, o którym mówiła. — Udało mi się dowiedzieć, że w jakiś sposób skontaktował się z McGarrettem i groził, że zabije jego ojca, jeżeli Steve nie uwolni Victora.
Ron skrzywił się, bo nie sądził, żeby Steve się ugiął, a jego ojciec przeżył. Zastanowił się nad tym chwilę i wciągnął głośno powietrze, kiedy jedyna możliwa odpowiedź wpadła mu do głowy. I to było tak oczywiste, że aż niemożliwym było, żeby wcześniej na to nie wpadli.
— On jest na Oahu — powiedział Ron pewnie. — Jego ojciec został zamordowany, on przeszedł w stan spoczynku, czy jak to się tam u nich mówi i dlatego nie mamy żadnych wojskowych danych z ostatnich dwóch lat.
Hermiona patrzyła na niego zszokowana, ale to miało sens. Tak jej się przynajmniej wydawało.
— Jest na Oahu — powtórzyła po swoim mężu, ale nie umiała powiedzieć, czy cieszy ją to odkrycie.

5 komentarzy:

  1. Witamy z powrotem!:)
    Widzę kolejna świetna miniaturka :) Cieszę się, że nie zaprzestajesz pisania, jak również musiałabym coś w końcu wstawić :o. Opłaca mi się średnio raz na tydzień odwiedzać Twojego bloga bo nigdy nie przegapię nowości :D
    Apropos miniaturki, standardowo łyknęłam obie części na raz i są świetne, Ginny mnie wkurzyła tym, że mimo iż Harry ją ostrzegał i tak wparowała mu do domu nie przejmując się niczym, niszcząc to co Potter budował z nowym znajomym. Stwierdzam, że też przydałaby mi się taka książka bo też chomikuje mnóstwo rzeczy, mam ogromną szafę komandora, która prawie mi się nie domyka, a noszę jedną dziesiątą tego co mam w szafie a szkoda mi wyrzucić bo może jeszcze się przyda :D. Zaskoczyło mnie to, że Hermiona nie przeczytała jakiejś książki :o a i coś czuję, że polubię tego Rona :))

    Powiem Ci, że postać Steva tak mnie zaciekawiła,że właśnie oglądam drugi odcinek pierwszego sezonu Hawaii 5.0 i coś czuję, że jeszcze trochę dzisiaj obejrzę :D. Całkiem przystojny komandor. :D

    Btw., cieszę się, że wróciłaś :)
    Pozdrawiam,
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Martuś :)

      Ja wracam co jakiś czas, tylko zostać na dłużej nie mogę.

      Jeśli książka Harry'ego Ci się spodobała, to ona ostnieje naprawdę :) i jest świetna! Przeczytałam jednym tchem i przez dwa tygodnie Chodziłam szczęśliwsza, mimo że za sprzątanie nie miałam czasu się wziąć. Polecam, Marie Kondo, Magia sprzątania :)

      A Hawaii 5.0 jest wspaniałe, więc pamiętaj, żeby nie przepaść :)

      I wiedziałam, że na Twoim blogu pustka? Planujesz wrócić w ogóle?

      Buziaki i dzięki :*
      Justa

      Usuń
  2. Hej,
    dzięki, dzięki, że zauważyłaś moją obecność... :) mam trochę zaległości (przez ten brak czasu), ale powoli nadrabiam... mam też nadzieję, że z czasem powrócisz do opowiadania "Prawdziwa przepowiednia", bo mi się bardzo podobało...
    Multum weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś nowego!!! �� nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. Ostatnio coraz rzadziej tu zaglądałam i zaczynałam tracić nadzieję że się jeszcze coś pojawi. A tu proszę. Wchodzę, patrzę i taka niespodzianka. Normalnie nie mogłam uwierzyć. Całość bardzo fajna. Czekam z niecierpliwością na więcej.
    Pozdrawiam F :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    aż to dziwne, że Hermiona nie przeczytała tej książki ;) a Ron taki, lubię go, może ma rację, Harry porządkuje wszystkie swoje sprawy i tak Kinglseyowi nie wystarczył mu ten list musiał osobiście wpaść...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń