środa, 7 marca 2018

Kolejny mizoginiczny alfa 5/5 (epilog)


Derek wysiadł z samochodu, odpiął małą Laurę z fotelika i wziął ją na ręce, przyciskając do swojej szerokiej klatki piersiowej.
— Możesz zostać — mruknął Stiles, patrząc na niego niepewnie, ale Derek tylko pokręcił głową, łapiąc dziewczynkę pewniej i głaszcząc ją po małej główce.
— Nic jej nie będzie, jest alfą — odparł, przewracając oczyma i ruszył pierwszy w stronę centrum handlowego.
Musieli kupić jakieś specjalne emolienty do kąpieli i mleko początkowe, bo jego ciało, na całe szczęście, jednak go nie produkowało.
— Wciąż nie mogę uwierzyć, że już jest na świecie — powiedział Stiles, przysuwając się do nich i całując najpierw dziecko, a chwilę później Dereka.
— Nie byłoby jej wcale, gdybyś nie udawał omegi — mruknął, ale to nie tak, że miał mu to za złe.
Wyjaśnili sobie wszystko w przeciągu minionych miesięcy i Derek podejrzewał, że gdyby nie zaszedł w ciążę podczas tego pierwszego pieprzenia, w końcu spotkaliby się ponownie w Beyond the World i jeszcze raz wylądowali w jednym łóżku. I wtedy on chciałby więcej, więc prędzej czy później wyszłoby na jaw, jak bardzo obaj się pomylili, oceniając swoje orientacje. I tak, John miał rację, Derek nie był kimś, kto powinien oceniać innych po wyglądzie a jednak robił tak od swoich siedemnastych urodzin.
— Nie byłoby jej też, gdybyś nie udawał alfy — zakpił Stiles i przyglądał mu się nieco zaniepokojony, jakby uważał, że wciąż jest za słaby, żeby nieść na rękach ich dziecko.
Co było niedorzeczne, bo poród przebiegł szybko i bezproblemowo. Ciążę prowadziła ta sama lekarka, która zajęła się nim, kiedy zemdlał i wylądował w szpitalu z Johnem. I datę mieli ustaloną od dwóch miesięcy, mogli więc przygotować się nie tylko psychicznie, ale zrobić też wszystko inne, co w takich sytuacjach robią przyszli rodzice. Sam zabieg nie trwał nawet pół godziny, a skoro wypuścili ich dzisiaj ze szpitala z jego szwami też było wszystko w porządku.
— Nikogo nie udawałem. Po prostu twoje założenie było błędne — wytknął mu Derek.
— No, co ty nie powiesz — zaśmiał się młodszy mężczyzna i pierwszy przeszedł przez drzwi galerii, zwracając na siebie uwagę tych nielicznych osób, które przed południem robiły tam zakupy. — Co widać na załączonym obrazku, twoje założenia też nie były najlepsze.
Derek zarumienił się lekko, ale postanowił nie odpowiadać na prowokację. Zastanawiał się, czy Laura będzie kiedyś taka gadatliwa, jak Stiles, ale to nie było teraz aż tak istotne.
— To twoje plemniki...
— Nawet nie kończ — warknął Stiles i pierwszy raz od wyjścia z samochodu wyglądał na lekko poirytowanego. — Wystarczyło razem z poślizgiem z szuflady wyjąć gumki.
Derek wzruszył tylko ramionami, bo tak, to rzeczywiście wydawało się teraz dość oczywiste. Szczególnie, że używał ich zawsze sypiając z ludźmi. Jak wspominał ich pierwszy raz, pojęcia nie miał dlaczego właściwie z nich zrezygnowali. To musiało być jakieś chwilowe zaćmienie umysłu. Albo po prostu obaj chcieli spróbować wszystkiego, skoro to miał być ten jeden jedyny raz.
— Dlaczego kłócimy się o to, skoro wyszło z tego coś wspaniałego? — zapytał w zamian i Stiles przez chwilę wyglądał na pokonanego.
— Ja się wcale nie kłócę — odparł i wyszczerzył się szeroko, na co Derek jedynie przewrócił oczyma i wskazał aptekę, do której doszli po kilku chwilach.
A kiedy tylko przekroczyli jej próg, Derek szczerze pożałował, że jednak nie został w samochodzie, bo za szybą stała Kira. Ta sama, która uważała go za zidiociałego alfę. Zatrzymał się w miejscu, kiedy ich spojrzenia się spotkały i nie był w stanie ruszyć, mimo że dziewczyna przeniosła wzrok najpierw na dziecko w jego ramionach a później na Stilesa. Musiała pamiętać ich spotkanie tak samo dobrze, jak on je pamiętał i to naprawdę nie było przyjemne. Była pierwszą osobą, która wiedziała o ciąży, nawet jeżeli wtedy nie miała pojęcia, że to on ją nosi.
— Derek? — zapytał Stiles, przerywając swoją paplaninę o niczym i natychmiast wrócił do niego. — Wszystko dobrze? Wezmę Laurę — zaczął panikować i wyjął mu z rąk dziecko.
A Derek bez sprzeciwów oddał mu dziewczynkę, bo przez szok chyba zaczęły mu się trząść ręce. I było mu gorąco, ale woda została w samochodzie. I na pewno nie powinien tak reagować, bo Kira nie była nikim ważnym, przetrwał rozmowę z Chrisem, ten mu nawet pogratulował, więc reakcja jego ciała na spotkanie z babką z apteki z całą pewnością nie powinna...
— Hej, Derek? — spróbował zaniepokojony Stiles, łapiąc go za ramię i potrząsając lekko. — Cholera, wiedziałem, że jest za wcześnie — warknął, wyciągając telefon i machając mu nim przed twarzą. — Jeżeli zemdlejesz, najpierw cię zabiję, a potem zadzwonię do ojca — zagroził.
— A nie do szpitala? — zakpił po chwili, bo ostatnie słowa jego partnera były na tyle idiotyczne, że wyszedł ze stuporu.
— Może być do szpitala — przyznał, wciąż zdenerwowany. — Wszystko dobrze?
Mężczyzna zarumienił się znowu i pochylił do Laury, składając drobnego całusa na jej ciemnych włoskach. Unikał przy tym wzroku Kiry, jak tylko mógł.
— Daj mi Laurę — poprosił i wyciągnął ręce do dziewczynki, ale Stiles pokręcił głową i przytulił małą bardziej do siebie.
— Nie ma potrzeby ryzykować — wyszeptał i Derek po prostu nie mógł mu powiedzieć, że to nie kwestia tego, że nie wrócił do normy po cesarskim cięciu, tylko spotkania, którego zwyczajnie się nie spodziewał.
— Stiles — burknął, bo nawet jeżeli podobała mu się jego troska, nie była w tej chwili czymś koniecznym.
— Pana partner ma rację — wtrąciła się Kira, wychodząc zza kontuaru i stając w pewnym oddaleniu od nich. Jakby jednak się trochę bała, co było bez sensu.
Obaj spojrzeli na nią zaskoczeni, czekając na jej następne słowa, więc dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zrobiła jeszcze krok do przodu. Fakt, że akceptowała dwóch facetów z dzieckiem, z których jeden musiał być omegą, podnosił Dereka lekko na duchu.
— Dziecko ma chyba kilka dni? — zapytała i Stiles automatycznie skinął. — Nie ma więc sensu ryzykować zerwania szwów — powiedziała i z całą pewnością chciała coś dodać, ale Stiles znowu energicznie pokiwał głową.
— Widzisz, nawet ta miła pani jest tego zdania, co ja — wtrącił i Derek zacisnął dłonie w pięści.
— Nic mi nie jest — burknął, starając się utrzymać spokój, ale to było coraz trudniejsze, kiedy oboje wpatrywali się w niego z tym dziwnym niepokojem.
— Niech pan odda partnerowi małą — spróbowała jeszcze raz Kira, stając teraz obok Stilesa i dotykając lekko jego łokcia.
A ten zapatrzył się na nią bez zrozumienia, zupełnie jak Derek, który jednak po chwili parsknął śmiechem, rozluźniając się zupełnie. Ta sytuacja była idiotyczna.
— Słyszałeś, Stiles? — zakpił, bo chłopak najwyraźniej dalej nie rozumiał.
— Ale przecież sama mówiłaś, że szwy... — zaczął i zrozumienie, które pojawiło się raptem na jego twarzy było nie do przeoczenia. I był przy tym tak bardzo podobny do swojego ojca, że Derek przez chwilę zastanowił się, jakim cudem nigdy wcześniej nie dostrzegł tego podobieństwa. — Może i wyglądam na omegę, ale zapewniam cię, że to on ma szwy — mruknął złośliwie, bo Derek ciągle się śmiał.
Kira aż drgnęła zaskoczona i spojrzała najpierw na Laurę, a później na niego i Derek po prostu wzruszył ramionami, bo cóż, taka była właśnie prawda.
I może nie grał zbyt uczciwie, ale kpiący uśmiech nie mógł zejść z jego twarzy, kiedy dziewczyna zarumieniła się wściekle, próbując wykrztusić jakieś przeprosiny, a później pakując im mleko, emulsję do kąpieli i jakąś maść na te nieszczęsne szwy.
— Herbatki rzeczywiście pomogły — powiedział jeszcze Derek, kiedy już wychodzili z apteki i Kira wyglądała, jakby chciała się schować i zniknąć im z oczu.
— Co? — zapytał Stiles, ale Derek tylko pochylił się, całując znowu Laurę i cmokając go przelotnie, pokręcił głową.
— Nieistotne.

2 komentarze:

  1. Nie mogłam się doczekać końcówki więc przeczytałam na ao3, teraz tylko nadrabiam z komentowaniem :D
    Przyjemne zakończenie, małe słodkości w postaci Laury i zaskoczenie złośliwej aptekarki, która też chyba żyła stereotypami o alfach i omegach. Jej mina pewnie musiała być bezcenna, jak dowiedziała się kto w rzeczywistości nosił maleństwo ;).
    Bardzo przyjemna miniaturka, z chęcią przeczytam wszystko co wyjdzie spod Twojego pióra, więc czekam na więcej :).

    Czasu, czasu i jeszcze raz czasu, bo z tego co widzę to weny nie brak :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och mają wspaniałą córkę alfe, ta scena przy tej aptece było cudowne, wzięła Stillsa za omege ;) pięknie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń