piątek, 30 marca 2018

W hogwardzkich lochach 4


Cześć!
Dzisiaj, trochę w sumie niespodziewanie, wrzucam rozdział W hogwardzkich lochach:) Miałam wielką ochotę na kolejny rozdział tego i, cóż, całe szczęście, udało się przed świętami, niech to będzie więc taki mały prezent dla Was, skoro nie mam nic więcej!
Bardzo dziękuję Caathy i Basi za ostatnie komentarze i bardzo się cieszę, że podobał Wam się projekt z Teen Wolfa:) Miałam dużą frajdę, pisząc go:)
Mam nadzieję, że ten rozdział będzie dla Was wszystkich przyjemnością, więc zapraszam do czytania!

WHL 4
Harry nie był pewien, jak powinien się teraz zachowywać względem Snape'a. Najprostsza byłaby pewnie rozmowa z nim i ustalenie kilku kwestii, ale jakoś nie mógł się na to zdobyć, szczególnie, że mężczyzna wciąż unikał ich, jak tylko mógł. Dobrze przynajmniej, że pomiędzy nim a Teo znowu było wszystko dobrze, bo to nie tak, że Harry bezproblemowo znosił jakieś odseparowanie od swojego chłopaka. Nie lubił takich sytuacji, nauczył się już, że każdą nurtującą kwestię trzeba przedyskutować, bo z trwania w ciszy nigdy nie wychodziło nic dobrego. Wręcz przeciwnie, problemy tylko się nawarstwiały, a to nie było coś, na co w tej chwili miałby ochotę.
Wciąż zastanawiał się też nad tym wszystkim, co powiedział mu Teodor, i tak, musiał mieć rację, Harry nie miał zamiaru się z nim sprzeczać w tej materii, ale to wcale nie było proste. Nie był też pewien, czy Severus był świadomy swojego zachowania i wynikających z niego implikacji. Nie zdziwiłby się, gdyby nie był, co mogło być ich atutem, ale mogło też być czymś niepożądanym, nie umiał chwilowo zdecydować.
— Możemy porozmawiać? — zapytała Hermiona, łapiąc go przed środowymi zajęciami z rozszerzonej transmutacji.
Skinął głową, myśląc o tym, że później mają jeszcze eliksiry i wcale nie był pewien, czy uda mu się przetrwać zajęcia. Jeżeli Snape będzie nadal ich unikać, to może być nawet gorsze niż faktyczna rozmowa.
— Wszystko już dobrze między wami? — zapytała i chociaż Teodor nie miał z nimi dzisiaj żadnych zajęć i nie było go nigdzie w pobliżu, oczywistym było, że to pytanie odnosiło się właśnie do niego.
— Wygląda na to, że chwilowo tak — przyznał powoli. Niekoniecznie chciał wprowadzać przyjaciółkę we wszystkie swoje problemy już teraz, a nie wiedział, do czego ta dąży.
— Co z dyrektorem? — przeszła do kwestii, która najwidoczniej nurtowała ją w tej chwili najbardziej i Harry westchnął cicho, bo to nieco komplikowało jego postanowienia.
— To musi być potwierdzone już teraz? — mruknął i zauważył moment zawahania na twarzy dziewczyny. — Na kiedy?
— Na pewno przed złożeniem papierów do Ministerstwa — zaczęła, ale widząc, że Harry się rozluźnił, pokręciła głową. — Jeżeli osoba, o której myślicie się nie zgodzi musimy szybko poszukać kogoś innego — dodała wymownie. — Kto to w ogóle jest?
— Nie mogę ci na razie powiedzieć — przyznał niechętnie Harry. — Jeżeli on się nie zgodzi... Albo, jeżeli Teo będzie widział to inaczej... Nie wiem, Hermiono, mam nadzieję, że dam radę przekonać ich obu, ale...
Przyjaciółka patrzyła na niego zdziwiona, ale po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz niedowierzania, a może wątpliwości, Potter nie był pewien. Bezsprzecznie układała sobie właśnie jego wypowiedź w głowie, próbując zrozumieć z niej więcej, niż tak naprawdę chciał jej przekazać. Zmrużyła nawet oczy, szukając czegoś w jego spojrzeniu, ale Harry po prostu odwrócił wzrok.
— Nie pytaj przez jakiś czas, dobrze? — poprosił, bo okłamywanie jej wydawało mu się po prostu złe. — Dasz mi chociaż tydzień?
Przytaknęła powoli, zaciskając usta w cienką kreskę i Harry miał ochotę parsknąć, widząc jak bardzo chciałaby go zasypać pytaniami, a jednak wciąż się powstrzymuje. I robi to tylko dla jego komfortu. Skinął jej w niemym podziękowaniu i wszedł do sali, siadając obok Draco, podczas gdy dziewczyna zajęła swoje miejsce przy Susan Bones. To był pierwszy raz, kiedy to McGonagall wybrała ławki, przy których mieli siedzieć i nie wiedzieli do końca, dlaczego, ale nikomu to szczególnie nie przeszkadzało.
— Wszystko dobrze między wami? — zapytał Ślizgon i akurat od niego nie spodziewał się tego pytania, mimo wiedzy, że Draco uwielbiał mieć informacje na każdy temat.
— A pytasz, ponieważ...?
Draco przewrócił oczyma i uśmiechnął się wymuszenie, po czym wyjął różdżkę i spróbował rzucić zaklęcie, o którym mówiła ich profesor transmutacji. Kiedy kobieta już odeszła w głąb sali, spojrzał znowu na Harry'ego, tym razem mniej pewnie. Jakby miał wątpliwości, czy mówienie o tym, o czym myśli jest dobrym posunięciem.
— Mam już plany związane z tą szkołą i zależy mi na niej tak samo, jak pozostałym — mruknął w końcu i Potter uniósł do góry brew, bo nie miał pojęcia, do czego zmierza Draco. — Mam nadzieję, że wszystko się między wami ułoży, a jeśli nie, to nie zaprzepaścicie swojej i naszej pracy.
I to nie było coś, o czym Harry w ogóle by pomyślał. Może dlatego, że to co się działo między nim a Teo nie było aż tak poważnym problemem, a może dlatego, że nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo ich przyjaciele zaangażowali się w pomysł, na który wpadli.
Uśmiechnął się do Draco, widząc raptem niepewność jego i Hermiony w zupełnie innym świetle. To nie było wciskanie nosa w nie swoje sprawy. To było wciskanie go w sprawy, które dotyczyły ich bardziej, niż Harry to sobie uświadamiał.
— Otworzymy tę szkołę nawet jeżeli to będzie ostatnia rzecz, którą zrobimy wspólnie — odparł po dłuższej chwili i to musiało wyjątkowo zaskoczyć Ślizgona, bo nie zauważył podchodzącej McGonagall.
— Przeszkadzam panu, panie Malfoy? — warknęła i chłopak od razu się wyprostował, starając się wytłumaczyć, ale kobieta nie słuchała, patrząc na niego z niezadowoleniem. — Rozumiem, że skoro prowadzicie tak ożywioną rozmowę, potraficie już rzucić dzisiejsze zaklęcie? — zakpiła, czekając teraz aż obaj wypełnią jej polecenie.
Ku zaskoczeniu nie tylko kobiety, ale także wszystkich innych, zarówno Potter, jak i Malfoy rzucili poprawnie czar i zapewne, gdyby opiekunka Gryfonów nie była tak na nich zła, przyznałaby za to punkty. W tej sytuacji odwróciła się jedynie na pięcie i poszła poprawiać pozostałych.
— Zamierzacie się rozstać? — zapytał Draco, kiedy tylko upewnił się, że nie będzie go słychać, ale Harry jedynie parsknął cicho i pokręcił przecząco głową.
— Planuję spędzić z nim resztę życia — odparł, uświadamiając sobie, że tak właśnie jest, że niczego innego nie jest tak bardzo pewny.
-.-.-
Severus widział, że Potter jest rozproszony podczas jego zajęć i był pewien, że chłopak będzie chciał porozmawiać z nim po eliksirach, dlatego pozbierał próbki dzisiejszej pracy uczniów nieco wcześniej, po czym poinformował ich, że musi wyjść i nie życzy sobie znaleźć w klasie nawet jednej chochli, która nie leżałaby na miejscu do tego przeznaczonym.
Nie miał jeszcze pomysłu, co chce im powiedzieć. Mógłby spróbować wejść w ten cały bałagan z nimi, ale obawiał się tego, że Nott za bardzo go odkrył. Naprawdę nie spodziewał się, że jego zachowanie było poddawane tak dokładnej analizie. Oczywiście mógłby udawać, że on również nie zdawał sobie z niego sprawy, ale to byłoby idiotyczne. I infantylne. A choć mógł powiedzieć o sobie wiele, z całą pewnością nie było wśród tego nic, co chociaż w najmniejszym stopniu miałoby związek z infantylizmem.
Zatrzymał się w korytarzu, prowadzącym do jego komnat, z zaskoczeniem dostrzegając czekającego obok jego drzwi Notta. Uniósł brwi i zacisnął szczękę, bo nie po to wyszedł wcześniej z zajęć, unikając Pottera, żeby teraz musieć rozmawiać z jego chłopakiem.
— Chyba musimy porozmawiać — mruknął jednak Teodor, obserwując każdy jego krok, kiedy mężczyzna zbliżał się do niego.
— O czym, panie Nott? — zakpił i wyminął chłopaka, żeby otworzyć drzwi. Nie zdążył podjąć żadnej decyzji.
— Serio? — burknął prześmiewczo, unosząc do góry własną brew, kopiując gest mistrza eliksirów. — Czy fakt, że ssałem twojego fiuta nie daje mi przywileju słyszenia z twoich ust swojego imienia?
— Nie bądź ordynarny — warknął Snape, rozglądając się, czy na pewno nikt ich nie podsłuchuje, ale w pobliżu nie było żywej duszy. Nieżywej też. — Wchodź — dodał zrezygnowany.
— Jeszcze dwa tygodnie temu ci to nie przeszkadzało — odpowiedział Teo, uśmiechnął się kącikiem ust i skorzystał z tego wymuszonego zaproszenia.
Komnaty Severusa były dość przestronne, z niewielkim stolikiem ustawionym przed stylową kanapą i mnóstwem regałów z książkami. Na kominku dostrzegł plik papierów, które aż za bardzo przypominały mu ich konspekty i projekty zmiany Ustawy o Kształceniu Małoletnich Czarodziejów. Głównie przez to, że to były zwykłe, mugolskie kartki, a jakoś Teodor nie mógł sobie wyobrazić powodu, dla którego Snape miałby trzymać w swoim mieszkaniu coś takiego. Zaśmiał się cicho, kiedy wzrok mężczyzny podążył za jego spojrzeniem. Najwidoczniej przeglądał to niedawno i nie spodziewając się wizyty, zostawił wszystko na wierzchu.
— Napatrzył się pan? — zapytał, drwiną przykrywając swoje zmieszanie. Na pewno nie chciał pokazać, jak bardzo nadal był zainteresowany ich projektem, mimo wiedzy, że to właśnie oni za nim stoją.
— Potrzebujesz, żebym się powtarzał? — burknął, spoglądając na niego spod swoich długich rzęs. — Nie miałeś problemu, mówiąc do mnie Jake.
— Oczywiście, że nie — warknął Snape, dziwiąc się temu, jaki Nott jest pewny, podczas gdy nie tak dawno zachowywał się, jak kupka nerwów. — Wtedy rozmawiałem z Jackobem Moonem, a nie ze swoim uczniem.
Chłopak tylko przewrócił oczyma i usiadł na kanapie, nie zwracając uwagi na skrzywienie Severusa. Musiał to załatwić, inaczej będzie się tym bez sensu zamartwiał. Poczekał aż mężczyzna przyzwyczai się do jego widoku w swojej przestrzeni, wciąż uśmiechając się lekko. Zapewne powinien tu przyjść razem z Harrym, albo chociaż ustalić to z nim wcześniej, ale tak było prościej. I, jak miał nadzieję, da lepsze efekty.
— Mam rzucić zaklęcie, żeby znowu wyglądać, jak swoje alter ego? — zapytał po chwili, kiedy Snape nadal stał na środku salonu, wpatrując się w niego nieodgadnionym wzrokiem.
Ten parsknął cicho i pokręcił głową, po czym usiadł naprzeciwko Teodora, na pasującym do kanapy fotelu.
— To nie miałoby żadnego znaczenia, skoro już wiem, że to ty — odparł, ale zdawał się być nieco bardziej odprężonym. Jakby powiedzenie na głos tego, czego był świadomy od początku roku szkolnego, przyniosło mu ulgę.
— Jak dużo zmienia fakt, że to ja i Harry? — zapytał Teo, nie owijając w bawełnę.
Severus nie był zadowolony z przejścia od razu do sedna sprawy. Z drugiej strony spodziewał się jednak nieco innego pytania i chyba nie udało mu się ukryć zaskoczenia. Zastanawiał się tylko, czy chłopak zagra wszystkimi swoimi kartami, czy jednak zostawi sobie coś na później.
— Nie aż tak dużo, jak sądziłem dwa tygodnie temu — przyznał i uśmiechnął się kpiąco, widząc niedowierzanie na twarzy Notta. Powinien zacząć go nazywać po imieniu nawet w myślach. Albo chociaż w nich.
— Jak dużo zmienia fakt, że jestem w komplecie z Harrym? — spróbował jeszcze raz i to już było trudne, bo jasno wskazywało, że Teodor wiedział o jego uczuciach wcześniej.
Grał więc ostro od początku i mężczyzna naprawdę miał wątpliwości, jak się do tego odnieść. Z drugiej strony udawanie idioty, to nie było coś, co kiedykolwiek praktykował. Wytarł lekko wilgotne dłonie w szatę i na ułamek sekundy spuścił wzrok, zastanawiając się nad swoimi kolejnymi słowami.
— Nie miałem pojęcia, że Potter jest właśnie z tobą — powiedział ostatecznie, decydując, że podzielenie się z chłopakiem częścią informacji, może zostać policzone mu na plus.
Ślizgon wpatrywał się jednak w niego, będąc coraz bardziej oburzonym i Snape, skłamałby, gdyby musiał przyznać teraz, że nie liczył na inną reakcję.
— Wychodzi jednak na to, że wciąż wiedziałeś, że kogoś ma — warknął Teodor, bez słowa przechodząc nad tym, że mężczyzna praktycznie przyznał się do tego, o czym on i tak wiedział.
— Ale jednak wciąż nic z tym nie zrobiłem, prawda? — odparł na powrót zły, że jednak znalazł się w tej sytuacji. — Nie sądzę, żeby Potter się zorientował, czyż nie?
Nott zagryzł dolną wargę i skinął głową. Musiał przyznać, że Snape rzeczywiście nie wykonał żadnego ruchu za swojej strony, a choć Teo dostrzegł te wszystkie drobne gesty, które były między nimi, wszystko nasiliło się dopiero po ostatecznej walce, kiedy Harry leżał w skrzydle szpitalnym i nie miał pojęcia, jak dużo troski mistrz eliksirów okazuje jego nieprzytomnej osobie. Przygryzł wargę, zastanawiając się, czy to coś zmienia. Albo dokładniej, jak dużo zmienia. Oparł głowę o kanapę wyciągając się nieco i odsłaniając swoją długą szyję, ale usłyszawszy, jak Snape wciąga głośno powietrze, otworzył szeroko oczy i natychmiast się wyprostował.
Mężczyzna też siedział wyprostowany jak struna, sam chyba nieco zaskoczony swoją reakcją i wpatrywał się w niego z wyraźnym głodem w oczach. I, prawdę powiedziawszy, Teodor nie spodziewał się, że ten pozwoli mu to dostrzec, że w ogóle pozwoli sobie na taką reakcję, skoro trwali w pewnego rodzaju impasie.
— Podoba ci się — mruknął w końcu wskazując na siebie, wciąż nie spuszczając spojrzenia z Severusa i uśmiechając się trochę krzywo. — To miłe, że ci się podoba — dodał z drwiną, ale, ku jego zdziwieniu, Snape parsknął cicho i na powrót się rozluźnił.
— Trudno, żeby mi się nie podobało, skoro, jak zdążyłeś już dzisiaj zauważyć, całkiem niedawno ssałeś mojego fiuta — powiedział szorstkim, przeszywającym głosem, od którego penis Notta wyraźnie drgnął, a chłopak jęknął cicho, rumieniąc się w tym samym momencie.
Patrzyli teraz na siebie intensywnie, z jakimś pragnieniem i frustracją, z czymś szczególnym, co odczuwają jedynie ludzie, którzy wiedzą, co tracą, nie decydując się na kolejny krok. Teodor przełknął gulę, zalegającą w jego gardle i pokręcił nieznacznie głową. Chciał... nie, on potrzebował teraz tego mężczyzny, a jednocześnie wiedział, że to byłby najgorszy pomysł z możliwych. Snape, zdaje się, też właśnie doszedł do tego wniosku, bo wstał ze swojego fotela, poprawił szatę i podszedł do barku, wyciągając dwie szklanki z ciosanego szkła i napełnił je whisky, po czym jedną z nich podał zaskoczonemu uczniowi.
— Oczywiście, że mi się podoba — przyznał raz jeszcze, lustrując jego sylwetkę. Była trochę inna niż Jake'a, ale wciąż bardzo mu odpowiadała.
— Nie bardzo wiem, co powiedzieć — mruknął chłopak i Severus zaśmiał się cicho. To było bardzo podobne do Simona, a jednocześnie tak bardzo różne od typowego zachowania mistrza eliksirów.
— To kwestia tego, że powiedzieliśmy już sobie wszystko w hotelu Blue — odparł spokojnie, upijając nieco alkoholu. — Gdybyśmy wciąż tam byli, w tej chwili byś się dla mnie...
— Merlinie, nawet nie kończ — przerwał mu Teodor, poprawiając się poruszając się niespokojnie na kanapie. — Jesteśmy w Howarcie, ty jesteś naszym nauczycielem... I wciąż pozostaje kwestia twoich uczuć — dokończył, choć naprawdę nie chciał. To jedno zdanie zresztą skutecznie zniwelowało jego pragnienie.
Severus skrzywił się wyraźnie i wychylił resztę swojej whisky za jednym podejściem, zastanawiając się nad dobrą odpowiedzią na tak przedstawioną sprawę. Odetchnął głęboko, przeczesując długimi palcami włosy i patrząc znowu na Notta. Właściwie to podjął tę decyzję, kiedy zdecydował się zabawić z dyrektorem, ale wcale nie był pewien, czy informowanie o tym dwóch pozostałych ramion tego trójkąta będzie odpowiednie.
— Posłuchaj... Potter był szczęśliwy — zaczął. — Spędziłem z nim wystarczająco dużo czasu podczas treningów, żeby to zauważyć — przerwał na moment, zastanawiając się, czy powiedzenie wszystkiego będzie prawidłowe, ale chyba nie miał zbyt dużego wyboru. — Znalazłem go w Pokoju Życzeń, po jakiejś waszej kłótni. Był załamany, ale pomyślał, że to ty wróciłeś i... zrozumienie czegoś z jego paplaniny było trudne, a jednocześnie, kiedy już dotarło do mnie... Dlatego go później odsunąłem. Przestałem widzieć w nim tylko ucznia, a wcale nie chciałem widzieć nikogo więcej, poza tym... Miał wojnę do wygrania. Wszyscy mieliśmy.
Teo słuchał go z zaciśniętą szczęką, z rozczarowaniem i bólem, który powoli zaczął się przebijać przez wszystkie inne uczucia. Wiedział, że Snape był blisko Harry'ego i zdawał sobie sprawę, jak bardzo blisko to było, a jednak usłyszenie tego od mężczyzny, z którym jeszcze nie tak dawno wiązał plany, sprawiało, że rozpadał się teraz na kawałeczki.
— I wygrał, a ja pierwszy raz od dwudziestu lat miałam normalne wakacje — kontynuował po chwili, bardziej rozdarty niż mogłoby się wydawać. — Na których wpadłem w pułapkę, zastawioną przez dwóch młodych, zaskakujących, gorących i niesamowitych mężczyzn — dodał, patrząc na niego z frustracją. — Seks i rozmowy. Spanie z kimś u boku, coś, czego nie praktykowałem od bardzo dawna. Zaufanie, jakim mnie obdarzyli... I podczas tego miesiąca ani razu nie pomyślałem o Potterze. Nie pomyślałem, że mógłbym być z nim, zamiast z tą parą. Chciałem być z tymi mężczyznami, chciałem tego tak bardzo, że zaproponowałem im pomoc w otwarciu szkoły, w niesamowitym projekcie, który tak dokładnie przygotowali. Byłem pod wrażeniem ich pracy i wysiłku, który musieli w nią włożyć. Praca z tak małymi dziećmi nie jest czymś, co chciałbym robić, a jednak dla nich byłem w stanie się zgodzić — mówił dalej, patrząc intensywnie na siedzącego przed sobą nastolatka. Naprawdę był gotów postawić swój świat do góry nogami, dla ludzi, których tożsamości nie znał. — A potem wróciłem do pracy, do Hogwartu, z wciąż świeżymi wspomnieniami, z radością, którą nie pamiętam, kiedy czułem ostatnio... I okazało się, że Andy to cholerny Potter. Że wszystko to, co się wydarzyło pomiędzy naszą trójką...
Teodor widział zrezygnowanie w oczach Snape'a, wyglądał na oszukanego i wyczerpanego, jakby analizował to wszystko już wielokrotnie. I zapewne właśnie tak było, bo on też od początku roku szkolnego nie myślał właściwie o niczym innym. Rozpatrywał to jednak wyłącznie ze swojego punktu widzenia i nawet mu przez myśl nie przeszło, że Snape może czuć się aż tak oszukanym i tak bardzo nie na miejscu w zaistniałej sytuacji. A zrobili i powiedzieli sobie wystarczająco dużo jako kochankowie, żeby mężczyzna mógł czuć skrępowanie, kiedy już dowiedział się, że sypiał ze swoimi uczniami.
— Co chcesz mi powiedzieć? — zapytał cicho Nott, bo mimo wszystko przekaz nie był do końca jasny. Konkluzją mogło być zarówno to, że mistrz eliksirów chce z nimi być, jak i to, że teraz, kiedy już wie, że to oni, nie ma zamiaru ciągnąć ich romansu.
— Myślę, że warto byłoby sprawdzić, gdzie nas to zaprowadzi, jeżeli obaj wciąż tego chcecie — odparł po dłuższej chwili, a Teo skinął powoli. — Jest jeszcze jedna sprawa... I może ci się nie spodobać — dodał na koniec, krzywiąc się lekko, myśląc o Albusie.

3 komentarze:

  1. Cześć! ;*
    Przyznam szczerze, że jestem cham! Przeczytałam rozdział dzień po dodaniu ale przez zawieruchę świąteczną nie miałam go kiedy skomentować, a później szczerze to zapomniałam :) mam nadzieję, że wybaczysz.
    Uwielbiam to opowiadanie, mimo że Sokół i PP są cudowne i też je kocham to to tak trafiło do mojego serduszka, że szok! Cieszę się, że postanowiłaś zaktualizować akurat to.
    Co do samej treści - cudowna - cóż więcej mam mówić?
    Śmiać mi się chciało, Severus zwiał Harry'emu sprzed nosa, a w gabinecie natknął się na Notta. Dobrze mu tak. Teoś był bardzo bezpośredni, jednak wcale a wcale mu się nie dziwie. Snape jest dorosły, a w tym momencie to on z całej trójki zachowuje się jak smarkacz. Atmosfera w biurze zrobiła się bardzo gorąca i normalnie miałam ochotę Cię udusić za to, że skończyłaś w takim momencie! No jak mogłaś? :D
    Cudowny rozdział, czekam z niecierpliwością na więcej nowości.
    Mi padł laptop, wyświetlacz się rozje*ał :(
    Czeka mnie albo naprawa albo zakup nowego co w roku ślubu nie bardzo mi odpowiada :(
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    kochana trafiłam tutaj och dawno, dawno temu, za siedmioma górami, lasami... ok, to nie ta bajka... ale tak w zasadzie blog raczkował, przynajmniej mi się tak wydaje bo mógł to być 2012 albo nawet 2011 rok... dawno, prawda? dlaczego dopiero teraz coś piszę, prosta sprawa... opowiadania potterowskie mnie nie interesowały, po prostu nie potrafiłam ich czytać... ale zapisywałam linki, ze może kiedyś nadejdzie taki dzień... no i w zasadzie nadszedł... w tym roku właśnie zaczęłam czytać opowiadania potterowskie, no i wracałam to blogów gdzie zapisałam adres... ale koniec tego smecenia...
    jak na razie to jestem w powijakach... bo jedynie przeczytałam "magia sprzątania" i "kolejny monogamiczny alfa", obydwa bardzo mi się spodobały, zabieram się właśnie za czytanie "w hogwardzkich lochach", najprawdopodobniej pod każdym będzie pojawiać się kilka słów ode mnie... wkurza mnie tylko jedna rzecz, no chyba że nie zauważyłam, ale właśnie brak tych dwóch opowiadań w spisie...
    na sam koniec powiem, że czyta mi się lekko i przyjemnie, a historie... nie mam nic przeciwko Stillsowi i Derekowi, bo opowiadania z nimi w roli głównej też od niedawna czytam...
    Multum weny i chęci oraz pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    dobrze, że odbyła sie ta rozmowa wiele Sevetus wyjaśnił i cieszę się z podjętej decyzji...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń