Strony

sobota, 3 listopada 2018

Zapomnieć 34

Cześć!
Dziękuję za komentarze, wrzucam rozdział na szybko, więc mam nadzieję, że wszystko będzie ok:) Miłego czytania!



Sam zawarczał jeszcze głośniej, machając przy tym swoją wielką, wilczą łapą i odpychając Draco tak mocno, że ten wylądował na znajdującym się kilka dobrych metrów dalej drzewie. Osunął się obolały na ziemię, czując strużki krwi płynące po jego plecach. Przeklął cicho, prosząc jedynie w duchu, żeby Cullenowie rzeczywiście nie mieli ochoty na jego krew. Żeby Edward, w przypływie jakichś cholernych wampirzych instynktów, nakazujących mu walczyć o swoje, nie postanowił go nagle rozszarpać.
Potrząsnął głową, kiedy usłyszał rozpaczliwe wycie i skierował swoje spojrzenie na dwa walczące basiory. To było istotniejsze w tej chwili.
Jacob wygrywał. A przynajmniej tak to wyglądało, chociaż właściwie Draco nazwałby to inaczej, bardziej dosadnie. Był niemal pewien, że Sam stracił jedynie ułamki sekund na usunięcie go z drogi, ale już dawno podejrzewał, że Black może być dużo silniejszy niż dotychczas pokazał. Potter wspominał, że w jego żyłach płynie krew wilków Alfa i zapewne jedynie młody wiek spowodował tę dysharmonię w hierarchii sfory. To jednak nie był dobry czas na jej zmianę i Draco po prostu musiał coś zrobić, żeby uratować Sama. Problem polegał jednak na tym, że uderzenie w Jacoba kolejnym zaklęciem torturującym może nie skończyć się za dobrze. Bo, o ile Draco właściwie zrozumiał to, co chciał mu przekazać Sam, zwierzęca forma Jake'a właśnie próbowała przejąć nad nim kontrolę. I nastolatek powinien dogadać się ze swoim wpojonym, żeby na powrót odzyskać równowagę. To wydawało się dość oczywiste, tylko przy okazji całkowicie niemożliwe do zrealizowania w tej sytuacji. A jednak Cruciatus teraz mógł wywołać jeszcze więcej szkód, jeśli wilk uzna, że Draco go odrzuca. I to komplikowało dosłownie wszystko, bo Ślizgon nie wiedział, jak się zachować.
Wingardium Leviosa — wrzasnął w końcu, bo Samowi udało się na niego spojrzeć, ale Malfoy nawet nie chciał zgadywać, co mężczyzna teraz czuje. Jego pysk był rozszarpany tak bardzo, że dziwił się, jakim cudem facet wciąż pozostaje przytomny.
Jake uniósł się w powietrze, całkowicie bezwolny, wyraźnie wytrącony z równowagi. Było widać, że się miota i próbuje wyrwać spod działania zaklęcia. A Draco wciąż nie wiedział, co powinien zrobić. Utrzymywał czar z trudem, wiedząc, że bez cofnięcia go, nie może rzucić następnego. Sam zmieniał się z wolna w człowieka, ale wyglądał raczej jak kawał rozszarpanego mięcha i Malfoy był pewien, że jeśli wypuści Jacoba chociaż na chwilę, ten dokończy to, co zaczął i rzuci się na mężczyznę. I zapewne tym razem zdąży go zabić, zanim on zareaguje.
Niespodziewanie na polanę wbiegli Edward z Jasperem, a zaraz za nimi Quil i Seth, jeden z młodszych wilków. Draco miał ochotę odetchnąć z ulgą, a chwilę potem wzdrygnąć się, bo chyba żaden z nich nie zinterpretował właściwie sytuacji. Wszyscy byli gotowi do walki, ale każdy z nich skupiał się na innej osobie, nie wiedząc, kto jest winien obrażeniom Sama, ani o co w tym naprawdę chodzi. Draco wcale się temu nie dziwił, więc opuścił szybko osłony, licząc, że jego myśli nie są zbyt zagmatwane i Edward będzie potrafił zrozumieć wszystkie zawiłości ich położenia.
Mogli się nie lubić, a jednak Draco był pewien, że ten nie cofnie się nawet o krok, pomagając mu za wszelką cenę. Kiedy walczyli, Edward miał dobry powód i dobrą wymówkę, żeby wyżyć się na nim bardziej niż to było konieczne, ale to nie tak, że on postąpiłby w jego sytuacji inaczej. Nigdy nie zgadzał się na zabieranie mu czegokolwiek, co powinno należeć do niego i dlatego tak bardzo był wściekły na Pottera, kiedy okazało się, że ten zabrał mu Severusa. I nie miało znaczenia, że mężczyzna nigdy nie był jego.
Odetchnął cicho, zerkając na Edwarda, zauważając jego zszokowane spojrzenie, kiedy ten zrozumiał, co dzieje się z Jacobem i w jak fatalnym stanie jest Sam. Natychmiast zatrzymał wilki, które warczały coraz głośniej, to na Draco, to na Jacoba, szykując się do ataku. Nakazał im powrót do reszty, wahając się jeszcze przez chwilę, ale w końcu poprosił Jaspera, żeby ten zaniósł Sama do Carlisle'a. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego brat jest silniejszy od niego, ale słyszał jego myśli i wiedział, że ten nie do końca radzi sobie z zapachem krwi, którą Malfoy wręcz ociekał, ani z emocjami, którymi musieli emanować zmienny i jego wpojony.
Jasper w końcu podniósł pokiereszowane ciało Sama z ziemi i ruszył przed siebie z taką prędkością, że młode wilki miały problem z dotrzymaniem mu kroku.
— Powiedz mi, jak mam ci pomóc? — zapytał wampir, kiedy zostali na polanie we trzech.
Jacob wciąż lewitował w powietrzu, rzucając się na wszystkie strony, za wszelką cenę chcąc się wyrwać spod czaru.
Draco był wykończony. Nigdy nie przypuszczał, że to zaklęcie będzie zużywać tak dużo jego mocy, ale może miało to związek z siłą, którą dysponował wilk. Nie miał pojęcia i to nie było ważne. Problem leżał w tym, że czar był przeznaczony do unoszenia drobnych przedmiotów na krótki czas i Draco mimowolnie poczuł zazdrość, kiedy przypomniał sobie, że na ich pierwszym roku Weasley za pomocą tego samego zaklęcia uniósł górskiego trolla. Nie sądził, że jemu by się to wtedy udało.
— Draco, skup się — warknął Edward, najwyraźniej cały czas czytając z jego myśli.
Cóż, Draco sam to sobie zrobił, opuszczając osłony. Przynajmniej wychodziło na to, że wampir zorientował się, że nie bardzo jest w stanie mówić. Zaklęcie traciło moc po wydaniu najcichszego dźwięku.
— Co mam robić? — przypomniał o sobie po raz kolejny Edward i to zaczynało być trochę irytujące.
Severus potrafił z nich czytać, jak z otwartych ksiąg ze swoimi ukochanymi eliksirami. Podejrzewał, że z niego czy Weasleya tak samo dobrze, jak z Pottera, więc pieprzenie nie miało z tym wiele wspólnego. Jego nigdy w końcu nie dotknął, a Draco naprawdę chciał poczuć w sobie te długie palce. Nie, żeby te Harry'ego mu nie odpowiadały, mogły nie być tak smukłe, ale nie miał porównania. Tak, czy inaczej, Severus by wiedział, że Draco nie może się teraz odezwać i potrafiłby mu pomóc, a nie tylko stałby obok, jak spetryfikowany i warczał na niego coraz głośniej. Rzuciłby pewnie w Jake'a jakimś paskudnym, czarnomagicznym zaklęciem i wtedy wszyscy byliby w czarnej dupie. Nie, żeby teraz nie byli. Nie miał pojęcia, czy uda mu się przekonać do czegoś Jacoba, ale świadomość tego, że Edward będzie go osłaniał była uspokajająca. To było dość irracjonalne, ale Draco naprawdę mu ufał. O wiele bardziej niż Jacobowi, choć może to wynikało z tego, że wampir nigdy nie mógłby go skrzywdzić w sposób, w jaki kiedyś może to zrobić Jake. Draco nie był mistrzem w tych emocjonalnych bzdurach, ale oglądał rozpacz Pottera wystarczająco długo, żeby bać się tak intensywnej miłości. Gdzieś w głębi siebie chciałby jej doświadczyć, ale to wcale nie znaczyło, że nie czuł strachu. Lepiej więc było zbudować mur i trzymać za nim wilka; tak przynajmniej wydawało mu się jeszcze wczoraj. A teraz wszystko się tak bardzo skomplikowało, że nie umiał nawet zapanować nad tym cholernym natłokiem myśli.
Edward wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, bo prawdę mówiąc do tej pory sądził, że chłopak jest ucieleśnieniem chłodnej głowy i spokoju. Nie zastanawiał się nawet chwili, kiedy pomagał Harry'emu po tym, co on mu zrobił, a jednak teraz był kłębkiem nerwów. Może trochę przez to, że uważał się za chociaż częściowo winnego tej sytuacji.
— To nie twoja wina — powiedział cicho wampir, podchodząc do niego i kładąc mu ostrożnie dłoń na ramieniu.
Starał się zignorować każdą jego myśl o Harrym, czy Harrym i Severusie, mimo że nie było to wcale proste. A jednak wiara, którą Malfoy w nim pokładał dawała mu tak potężnego kopa, jak dawno nic w jego życiu.
— Draco — zaczął jeszcze raz, ściskając jego ramię, bo chłopak był chyba we własnym świecie. — Stan, w którym jest Jake to nie twoja wina — kontynuował powoli, kiedy Malfoy w końcu spojrzał na niego przytomniej. — To jest jego wina — dodał twardo i pewnie, i Draco wziął głęboki wdech, kiwając głową na zgodę.
To była wina Jacoba. To on nie mógł się pogodzić z faktem, że wpoił sobie mężczyznę, że seks nie będzie się odbywał na warunkach, jakie postawi wilk. To była wina Jacoba, że nie przyszedł do niego i nie powiedział, czego potrzebuje, że nie przyznał, jak bardzo druga natura go pochłania, zawłaszcza jego tożsamość. To była wina Jacoba, że był zazdrosny o Harry'ego, bo przecież Edward też nie mógł czuć się z tym wszystkim komfortowo. A jednak potrafił znieść jego towarzystwo, jego zapach na Potterze. Pogodził się z tym i umiał poprosić o pomoc, kiedy jej potrzebował; o dotyk czy obecność. I to była cholerna wina Jacoba, że ten nie przyszedł do niego i nie powiedział mu, że jego wilk jest tak silny. Mogliby wymyślić coś wspólnie, ale widocznie Jake nie uważał go za wystarczająco dobrego dla siebie i nie chciał z nim rozmawiać. I to wszystko było jego winą...
— Nie nakręcaj się tak — warknął Edward, stając za Malfoyem i pozwalając mu się oprzeć o swoje ciało, z czego ten skwapliwie skorzystał. I jeżeli to nie było dowodem zaufania, wampir nie wiedział, co mogłoby nim być. — Draco, nie masz siły — przypomniał. — Co mam zrobić? — zapytał jeszcze raz, licząc, że chłopak w końcu się pozbiera.
I kiedy przypłynęła do niego tylko jedna myśl, "przytrzymaj go, kiedy zdejmę zaklęcie", przytaknął nieuważnie, odsunął się od niego i stanął w pozycji gotowej do ataku. Wiedział, że da radę pokonać Jacoba, ale nie sądził, żeby ten poddał się bez walki. On by się nie poddał.
Draco pomyślał, że unieruchomi Jacoba, ale to zajmie mu chwilę, więc Edward po prostu będzie musiał trzymać go z daleka od niego. Dać mu czas na rzucenie zaklęcia, później spróbuje po prostu z nim porozmawiać. Nic innego się nie sprawdzi, tego był pewien.
I kiedy ostatecznie zdjął czar, prawie upadł na trawę, mając wrażenie, że jego magiczny rdzeń się wyczerpał. Jakby stał znowu na hogwardzkich błoniach po rzuceniu Avady w ojca. Nie miał sił, a jednocześnie to jeszcze nie był koniec, musiał walczyć dalej. Tym razem nie zabijać, ale jednak nic miało nie być proste.
Usłyszał potężny huk tuż obok i przez chwilę obserwował, jak Edward i Jake starli się w bezsensownej walce, do której w ogóle nie powinno dojść, do której by nie doszło, gdyby jego wilk nie był takim tchórzem. I może był młody, ale Draco miał to głęboko gdzieś, siła zobowiązywała. On, mając tyle samo lat, odrzucił całe swoje ówczesne życie i podążył za światłem, nawet jeżeli jego pobudki nie były wtedy zbyt czyste. Chciał Severusa i skoro jedyną opcją na prawdziwe zbliżenie się do niego było stanie w jednym szeregu z Potterem, zrobił to. Musiał przewartościować całe swoje życie, nauczyć się ufać ludziom, których od zawsze uważał za wrogów. Czasami do tej pory nie mógł uwierzyć, że tak chętnie go przyjęli, że udało mu się z nimi zaprzyjaźnić. Może nie zdobył Severusa, ale zrobił tak dużo, jak mógł, żeby to się stało. Jacob nie zrobił nic i za to Draco był najbardziej wściekły.
Podniósł różdżkę, czując jak złość się w nim buduje, jak odbiera mu dech i zdolność racjonalnego myślenia. Wilk go wybrał, stawiając pod ścianą i nie dając żadnej możliwości ucieczki. Cały czas czegoś żądał, nie oferując w zamian niczego, co miałoby dla Draco jakieś znaczenie. Iluzja uczucia, które mogło się kiedyś pojawić nie była warta jakiegokolwiek poświęcenia, nie była warta nawet tej walki, która zresztą wciąż pozostawała nierozstrzygnięta.
— Petrificus Totalus — wykrzyknął, kiedy Edward złapał Jacoba w stalowym uścisku, z całą pewnością podduszając go wystarczająco mocno, żeby ten był bliski utraty przytomności.
— Co mu zrobiłeś? — zapytał zszokowany wampir, natychmiast puszczając wielki wilczy kark, kiedy poczuł, jak ciało, które tak kurczowo ściskał, przestało się poruszać.
I chyba był nieco przerażony, bo myśli Malfoya jeszcze chwilę temu zmierzały tylko w jednym kierunku i to nie był ten kierunek, który sobie wyznaczyli, zgadzając się na wspólną walkę przeciwko Volturi. Edward mógł nie pałać miłością do wilków, ale żyli wspólnie i do tej pory udawało im się dogadywać. Nawet jeżeli nie wiedzieli o sobie wszystkiego. Rozumiał potrzebę zatrzymania Jacoba, ale chłopak przez chwilę wyglądał na martwego; jego funkcje życiowe się po prostu wyłączyły i Edward nawet nie chciał myśleć o bitwie, która z tego powodu stoczy się między nimi a sforą. To było fatalne, to była tragedia, szczególnie teraz.
— Unieruchomiłem go — uspokoił go Draco i już w następnej chwili Edward zauważył, że wielka klatka piersiowa Jake'a się porusza, a do jego uszu dotarł cichy oddech wilka.
Draco jeszcze przez chwilę stał, przyglądając się ogromnemu cielsku, pokrytemu sierścią i zastanawiał się, co powinien zrobić. Nie był szczęśliwy, że to on musi sprzątać bałagan, którego narobił wilk, ale wiedział, że inaczej nie pójdą do przodu. Przez chwilę myślał o odesłaniu stąd Edwarda, ale to nie miało sensu, wampir i tak już wszystko wiedział. Znał każdą jego obawę i rozumiał wszystkie wątpliwości, każdą, nawet najmniejszą niesprawiedliwość. I był po jego stronie, co chyba było najważniejsze. Nie miał pojęcia, jakim cudem doszli do tego punktu w relacjach, które między nimi panowały, ale to się stało i ostatecznie Draco chyba bardziej potrzebował, żeby Edward z nim został niż, żeby go teraz zostawił samego z Jacobem.
Podszedł powoli do wilka, dotykając jego futra na karku i głaszcząc je przez chwilę delikatnie. Było cudownie miękkie w dotyku i Ślizgon odprężał się, wykonując nieskomplikowane ruchy w dół, aż do masywnego uda.
— Musisz ze mną rozmawiać, Jake — powiedział cicho, przytulając się do boku jego ciała, wplatając palce w jasno brązową sierść. — Musisz mi mówić, jeśli coś jest nie tak, nie siedzę w twojej głowie.
Wilk zaskomlał cicho, ale nie zrobił nic więcej, nie będąc w stanie wyrwać się spod działania klątwy. Draco jednak nie zamierzał zdejmować jej tak szybko, wszystko musiało zostać powiedziane właśnie teraz, nawet jeżeli nie bardzo mu się to podobało.
— Twój wilk, twoja druga jaźń mnie chce i rozumiem to, jestem wspaniały — powiedział i zaśmiał się cicho, słysząc z tyłu parsknięcie Edwarda. — Ale zrzuciłeś na mnie coś, czego wcale nie chciałem, po czym się odsunąłeś. Skąd miałem wiedzieć, czego ode mnie oczekujesz?
Odsunął się i obszedł wilka dookoła. Był naprawdę ogromny; wielkie mięśnie, zastygłe teraz w bezruchu, łapska, którymi mógłby zgnieść jego głowę bez najmniejszego wysiłku. Zawsze fascynowała go siła, a w tej formie Jake wcale nie wyglądał jak zagubiony nastolatek, który dopiero godzi się ze swoimi preferencjami. Wyglądał jak cholerna maszyna do zabijania i Draco czuł satysfakcję, że to on potrafił go zatrzymać. Nawet jeżeli miał w tym swój udział wampir.
Pytanie Harry'ego o to, czy Draco chciałby być topem wróciło nagle i niespodziewanie, podsuwając mu przy okazji wspomnienia seksu, który wtedy mieli. Wiedział, że jego oddech przyspieszył, a serce wali jak oszalałe, ale to nie było coś nad czym był w stanie zapanować. Seks z Potterem zawsze był cholernie intensywny i to na pewno nie był dobry czas na tego typu przemyślenia, ale to się po prostu działo. Może powinien postawić z powrotem osłony, ale Edward naprawdę o nich wiedział, nie sądził więc, że odcinanie go teraz będzie dobrym posunięciem. I jednocześnie, kiedy Draco pomyślał, że mógłby mieć Jacoba w taki sposób, w jaki brał go Potter, bez ograniczeń, z cholerną siłą, a jednocześnie niewyobrażalną troską, skupiając się tylko na jego przyjemności, miał ochotę po prostu zdjąć zaklęcie z wilka, pozwolić mu się przemienić w człowieka i rzucić czar jeszcze raz. Mógłby całkowicie kontrolować sytuację, mógłby zrobić wszystko bez najmniejszej obawy. Zaraz jednak w jego głowie pojawił się obraz nieprzytomnego Harry'ego, po tym jak potraktował go Edward za tym pierwszym razem. I on też był wtedy pewny, że panuje nad sytuacją, że wystarczy jedno zaklęcie i uda mu się trzymać wampira w ryzach.
Odetchnął głęboko i ochłonął w tym samym momencie. Mieli rozmawiać. Zapędził się, a przecież doskonale wiedział, że nie było nic przyjemnego w przymusie. W końcu połowa jego życia się na tym opierała i było mu niedobrze na samo wspomnienie. Tak naprawdę podziwiał Pottera, że ten wciąż potrafił zachowywać się z czułością w stosunku do Edwarda, mimo tego, co się między nimi wydarzyło. I Gryfon mógł twierdzić, co tylko chciał, Draco nigdy nie uwierzy, że nie zależy mu na Edwardzie bardziej niż próbował wszystkim wmówić. I to wszystko musiało mieć związek z Severusem. Harry bał się do końca zaangażować, wejść w nowy związek całkowicie, bo albo nie chciał znowu tak bardzo cierpieć, albo wciąż nie do końca poradził sobie z faktem, że Severusa nie ma już przy nim.
Ale Severus nie żył.
Edward wydał z siebie jakiś niezrozumiały dźwięk, coś pomiędzy jękiem a wyciem i Draco natychmiast wrócił do rzeczywistości. Na twarzy wampira nie drgnął nawet jeden mięsień i teraz obaj, on i Jake wyglądali na spetryfikowanych.
— Nie wiedziałeś — uświadomił sobie Draco i skrzywił się lekko, ale złe już się stało. A może dobre, jeśli tylko Edward będzie potrafił podejść do tego odpowiednio. W końcu obaj chcieli szczęścia Pottera.
— Teraz skup się na swoim szczęściu — odparł cicho Edward. — On jest już bardziej sobą niż kilka minut temu — dodał. — Mów do niego i dotykaj go.
Wściekłość po wcześniejszych myślach Draco odeszła całkowicie, co było naprawdę dobre, bo jego instynkty szalały. Rozumiał to wszystko, co działo się między Harrym i Malfoyem, a przynajmniej starał się zrozumieć, ale pierwotne prawa były najwyraźniej ważniejsze niż logiczne myślenie. Musiał jednak to wszystko od siebie odsunąć, przynajmniej chwilowo, bo byli tu z powodu Jacoba, a takie sprawy nie rozwiązywały się same.
— Wychodzi na to, że jestem tu dla ciebie, Jake — mruknął Draco, przesuwając się tak, żeby patrzyć wilkowi w oczy. — Mogę być dupkiem przez większość czasu, ale to nie znaczy, że pozwolę ci się całkowicie zmienić — dodał, krzywiąc się lekko. — Możemy porozmawiać z Hermioną, zawsze jest szansa, że ona znajdzie jakieś rozwiązanie na problem waszej wspólnej jaźni. Może da się to blokować. Może... — zaczął i przerwał niemal od razu, zastanawiając się nad swoim pomysłem. Edward z uznaniem kiwał głową, więc pomysł był chyba całkiem niezły.
— Powiedz mu, on ci ufa — wtrącił się wampir. — Ufał ci nawet jako zwierzę, dlatego zaatakował Sama.
Draco spojrzał na Edwarda z niedowierzaniem, ale natychmiast przypomniała mu się sytuacja sprzed szkoły i to, jak Jake wtedy zgubił się w swoich nowych zmysłach, które szalały na punkcie wpojonego i nakazywały bronić go ze wszystkich sił. Nawet jeśli on wcale nie potrzebował żadnej ochrony, nawet jeśli nie był w niebezpieczeństwie. Skinął, bo to właściwie układało się w logiczną całość.
— Może mógłbyś stworzyć drugą sforę? — zaproponował w końcu, odwracając się na powrót do Jacoba. Pogładził go po pysku i prztyknął w nos. — Jesteś piękny — dodał niespodziewanie, słysząc jednocześnie zaskoczone sapnięcie wampira.

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twoje opowiadania. Co jakis czas zawsze tu zaglądam sprawdzić czy coś dodałas i jakie było moje dzisiejsze zaskoczenie, że są aż dwa nowe rozdziały. Bardzo Ci dziękuje za Twoją prace i mimo tego, że na pewno masz mnóstwo innych zajęć znajdujesz czas żeby wrzucić jakiś rozdział.
    Pozdrswiam i życzę weny. ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    może troszkę spóźnione (ale dopiero dzisiaj dostałam się do komputera), ale, ale właśnie chciałam życzyć Tobie Wesołych i spokojnych Świąt, oraz radości i szczęścia w nadchodzącym roku...
    no i weny, chęci i pomysłów na kontynuowanie opowiadań
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe opowiadanie ❤❤ i czekam z niecierpliwością na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    jak dobrze, że Draco rozmawia z Jack'iem, to go uspokaja, ta walka między Jack'iem a Samem była bardzo zaciekła...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, jak dobrze, że Draco jednak rozmawia z Jack'iem, to go uspokaja...  walka między Jack'iem, a Samem bardzo zaciekła...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, dobrze, że Draco rozmawia z Jack'iem, to go uspokaja...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń