Dziękuję za komentarze, wrzucam rozdział na szybko, więc mam nadzieję, że wszystko będzie ok:) Miłego czytania!
Sam zawarczał jeszcze głośniej, machając
przy tym swoją wielką, wilczą łapą i odpychając Draco tak mocno, że ten
wylądował na znajdującym się kilka dobrych metrów dalej drzewie. Osunął się
obolały na ziemię, czując strużki krwi płynące po jego plecach. Przeklął cicho,
prosząc jedynie w duchu, żeby Cullenowie rzeczywiście nie mieli ochoty na jego
krew. Żeby Edward, w przypływie jakichś cholernych wampirzych instynktów,
nakazujących mu walczyć o swoje, nie postanowił go nagle rozszarpać.
Potrząsnął głową, kiedy usłyszał
rozpaczliwe wycie i skierował swoje spojrzenie na dwa walczące basiory. To było
istotniejsze w tej chwili.
Jacob wygrywał. A przynajmniej tak to
wyglądało, chociaż właściwie Draco nazwałby to inaczej, bardziej dosadnie. Był
niemal pewien, że Sam stracił jedynie ułamki sekund na usunięcie go z drogi,
ale już dawno podejrzewał, że Black może być dużo silniejszy niż dotychczas
pokazał. Potter wspominał, że w jego żyłach płynie krew wilków Alfa i zapewne
jedynie młody wiek spowodował tę dysharmonię w hierarchii sfory. To jednak nie
był dobry czas na jej zmianę i Draco po prostu musiał coś zrobić, żeby uratować
Sama. Problem polegał jednak na tym, że uderzenie w Jacoba kolejnym zaklęciem
torturującym może nie skończyć się za dobrze. Bo, o ile Draco właściwie
zrozumiał to, co chciał mu przekazać Sam, zwierzęca forma Jake'a właśnie
próbowała przejąć nad nim kontrolę. I nastolatek powinien dogadać się ze swoim
wpojonym, żeby na powrót odzyskać równowagę. To wydawało się dość oczywiste,
tylko przy okazji całkowicie niemożliwe do zrealizowania w tej sytuacji. A
jednak Cruciatus teraz mógł wywołać
jeszcze więcej szkód, jeśli wilk uzna, że Draco go odrzuca. I to komplikowało
dosłownie wszystko, bo Ślizgon nie wiedział, jak się zachować.
— Wingardium
Leviosa — wrzasnął w końcu, bo Samowi udało się na niego spojrzeć, ale
Malfoy nawet nie chciał zgadywać, co mężczyzna teraz czuje. Jego pysk był
rozszarpany tak bardzo, że dziwił się, jakim cudem facet wciąż pozostaje
przytomny.
Jake uniósł się w powietrze, całkowicie
bezwolny, wyraźnie wytrącony z równowagi. Było widać, że się miota i próbuje
wyrwać spod działania zaklęcia. A Draco wciąż nie wiedział, co powinien zrobić.
Utrzymywał czar z trudem, wiedząc, że bez cofnięcia go, nie może rzucić następnego.
Sam zmieniał się z wolna w człowieka, ale wyglądał raczej jak kawał
rozszarpanego mięcha i Malfoy był pewien, że jeśli wypuści Jacoba chociaż na
chwilę, ten dokończy to, co zaczął i rzuci się na mężczyznę. I zapewne tym
razem zdąży go zabić, zanim on zareaguje.
Niespodziewanie na polanę wbiegli Edward z
Jasperem, a zaraz za nimi Quil i Seth, jeden z młodszych wilków. Draco miał
ochotę odetchnąć z ulgą, a chwilę potem wzdrygnąć się, bo chyba żaden z nich
nie zinterpretował właściwie sytuacji. Wszyscy byli gotowi do walki, ale każdy
z nich skupiał się na innej osobie, nie wiedząc, kto jest winien obrażeniom
Sama, ani o co w tym naprawdę chodzi. Draco wcale się temu nie dziwił, więc
opuścił szybko osłony, licząc, że jego myśli nie są zbyt zagmatwane i Edward
będzie potrafił zrozumieć wszystkie zawiłości ich położenia.
Mogli się nie lubić, a jednak Draco był
pewien, że ten nie cofnie się nawet o krok, pomagając mu za wszelką cenę. Kiedy
walczyli, Edward miał dobry powód i dobrą wymówkę, żeby wyżyć się na nim
bardziej niż to było konieczne, ale to nie tak, że on postąpiłby w jego
sytuacji inaczej. Nigdy nie zgadzał się na zabieranie mu czegokolwiek, co
powinno należeć do niego i dlatego tak bardzo był wściekły na Pottera, kiedy
okazało się, że ten zabrał mu Severusa. I nie miało znaczenia, że mężczyzna
nigdy nie był jego.
Odetchnął cicho, zerkając na Edwarda,
zauważając jego zszokowane spojrzenie, kiedy ten zrozumiał, co dzieje się z Jacobem
i w jak fatalnym stanie jest Sam. Natychmiast zatrzymał wilki, które warczały
coraz głośniej, to na Draco, to na Jacoba, szykując się do ataku. Nakazał im
powrót do reszty, wahając się jeszcze przez chwilę, ale w końcu poprosił
Jaspera, żeby ten zaniósł Sama do Carlisle'a. Zdawał sobie sprawę z tego, że
jego brat jest silniejszy od niego, ale słyszał jego myśli i wiedział, że ten
nie do końca radzi sobie z zapachem krwi, którą Malfoy wręcz ociekał, ani z emocjami,
którymi musieli emanować zmienny i jego wpojony.
Jasper w końcu podniósł pokiereszowane
ciało Sama z ziemi i ruszył przed siebie z taką prędkością, że młode wilki
miały problem z dotrzymaniem mu kroku.
— Powiedz mi, jak mam ci pomóc? — zapytał
wampir, kiedy zostali na polanie we trzech.
Jacob wciąż lewitował w powietrzu,
rzucając się na wszystkie strony, za wszelką cenę chcąc się wyrwać spod czaru.
Draco był wykończony. Nigdy nie
przypuszczał, że to zaklęcie będzie zużywać tak dużo jego mocy, ale może miało
to związek z siłą, którą dysponował wilk. Nie miał pojęcia i to nie było ważne.
Problem leżał w tym, że czar był przeznaczony do unoszenia drobnych przedmiotów
na krótki czas i Draco mimowolnie poczuł zazdrość, kiedy przypomniał sobie, że
na ich pierwszym roku Weasley za pomocą tego samego zaklęcia uniósł górskiego
trolla. Nie sądził, że jemu by się to wtedy udało.
— Draco, skup się — warknął Edward,
najwyraźniej cały czas czytając z jego myśli.
Cóż, Draco sam to sobie zrobił,
opuszczając osłony. Przynajmniej wychodziło na to, że wampir zorientował się,
że nie bardzo jest w stanie mówić. Zaklęcie traciło moc po wydaniu najcichszego
dźwięku.
— Co mam robić? — przypomniał o sobie po
raz kolejny Edward i to zaczynało być trochę irytujące.
Severus potrafił z nich czytać, jak z
otwartych ksiąg ze swoimi ukochanymi eliksirami. Podejrzewał, że z niego czy
Weasleya tak samo dobrze, jak z Pottera, więc pieprzenie nie miało z tym wiele
wspólnego. Jego nigdy w końcu nie dotknął, a Draco naprawdę chciał poczuć w
sobie te długie palce. Nie, żeby te Harry'ego mu nie odpowiadały, mogły nie być
tak smukłe, ale nie miał porównania. Tak, czy inaczej, Severus by wiedział, że
Draco nie może się teraz odezwać i potrafiłby mu pomóc, a nie tylko stałby
obok, jak spetryfikowany i warczał na niego coraz głośniej. Rzuciłby pewnie w
Jake'a jakimś paskudnym, czarnomagicznym zaklęciem i wtedy wszyscy byliby w
czarnej dupie. Nie, żeby teraz nie byli. Nie miał pojęcia, czy uda mu się
przekonać do czegoś Jacoba, ale świadomość tego, że Edward będzie go osłaniał
była uspokajająca. To było dość irracjonalne, ale Draco naprawdę mu ufał. O
wiele bardziej niż Jacobowi, choć może to wynikało z tego, że wampir nigdy nie
mógłby go skrzywdzić w sposób, w jaki kiedyś może to zrobić Jake. Draco nie był
mistrzem w tych emocjonalnych bzdurach, ale oglądał rozpacz Pottera
wystarczająco długo, żeby bać się tak intensywnej miłości. Gdzieś w głębi
siebie chciałby jej doświadczyć, ale to wcale nie znaczyło, że nie czuł
strachu. Lepiej więc było zbudować mur i trzymać za nim wilka; tak przynajmniej
wydawało mu się jeszcze wczoraj. A teraz wszystko się tak bardzo skomplikowało,
że nie umiał nawet zapanować nad tym cholernym natłokiem myśli.
Edward wpatrywał się w niego z
niedowierzaniem, bo prawdę mówiąc do tej pory sądził, że chłopak jest
ucieleśnieniem chłodnej głowy i spokoju. Nie zastanawiał się nawet chwili,
kiedy pomagał Harry'emu po tym, co on mu zrobił, a jednak teraz był kłębkiem
nerwów. Może trochę przez to, że uważał się za chociaż częściowo winnego tej
sytuacji.
— To nie twoja wina — powiedział cicho
wampir, podchodząc do niego i kładąc mu ostrożnie dłoń na ramieniu.
Starał się zignorować każdą jego myśl o
Harrym, czy Harrym i Severusie, mimo że nie było to wcale proste. A jednak
wiara, którą Malfoy w nim pokładał dawała mu tak potężnego kopa, jak dawno nic
w jego życiu.
— Draco — zaczął jeszcze raz, ściskając
jego ramię, bo chłopak był chyba we własnym świecie. — Stan, w którym jest Jake
to nie twoja wina — kontynuował powoli, kiedy Malfoy w końcu spojrzał na niego
przytomniej. — To jest jego wina — dodał twardo i pewnie, i Draco wziął głęboki
wdech, kiwając głową na zgodę.
To była wina Jacoba. To on nie mógł się
pogodzić z faktem, że wpoił sobie mężczyznę, że seks nie będzie się odbywał na
warunkach, jakie postawi wilk. To była wina Jacoba, że nie przyszedł do niego i
nie powiedział, czego potrzebuje, że nie przyznał, jak bardzo druga natura go
pochłania, zawłaszcza jego tożsamość. To była wina Jacoba, że był zazdrosny o
Harry'ego, bo przecież Edward też nie mógł czuć się z tym wszystkim komfortowo.
A jednak potrafił znieść jego towarzystwo, jego zapach na Potterze. Pogodził
się z tym i umiał poprosić o pomoc, kiedy jej potrzebował; o dotyk czy
obecność. I to była cholerna wina Jacoba, że ten nie przyszedł do niego i nie
powiedział mu, że jego wilk jest tak silny. Mogliby wymyślić coś wspólnie, ale
widocznie Jake nie uważał go za wystarczająco dobrego dla siebie i nie chciał z
nim rozmawiać. I to wszystko było jego winą...
— Nie nakręcaj się tak — warknął Edward,
stając za Malfoyem i pozwalając mu się oprzeć o swoje ciało, z czego ten
skwapliwie skorzystał. I jeżeli to nie było dowodem zaufania, wampir nie
wiedział, co mogłoby nim być. — Draco, nie masz siły — przypomniał. — Co mam
zrobić? — zapytał jeszcze raz, licząc, że chłopak w końcu się pozbiera.
I kiedy przypłynęła do niego tylko jedna
myśl, "przytrzymaj go, kiedy zdejmę zaklęcie", przytaknął nieuważnie,
odsunął się od niego i stanął w pozycji gotowej do ataku. Wiedział, że da radę
pokonać Jacoba, ale nie sądził, żeby ten poddał się bez walki. On by się nie
poddał.
Draco pomyślał, że unieruchomi Jacoba, ale
to zajmie mu chwilę, więc Edward po prostu będzie musiał trzymać go z daleka od
niego. Dać mu czas na rzucenie zaklęcia, później spróbuje po prostu z nim
porozmawiać. Nic innego się nie sprawdzi, tego był pewien.
I kiedy ostatecznie zdjął czar, prawie upadł
na trawę, mając wrażenie, że jego magiczny rdzeń się wyczerpał. Jakby stał znowu
na hogwardzkich błoniach po rzuceniu Avady
w ojca. Nie miał sił, a jednocześnie to jeszcze nie był koniec, musiał walczyć
dalej. Tym razem nie zabijać, ale jednak nic miało nie być proste.
Usłyszał potężny huk tuż obok i przez
chwilę obserwował, jak Edward i Jake starli się w bezsensownej walce, do której
w ogóle nie powinno dojść, do której by nie doszło, gdyby jego wilk nie był
takim tchórzem. I może był młody, ale Draco miał to głęboko gdzieś, siła
zobowiązywała. On, mając tyle samo lat, odrzucił całe swoje ówczesne życie i
podążył za światłem, nawet jeżeli jego pobudki nie były wtedy zbyt czyste.
Chciał Severusa i skoro jedyną opcją na prawdziwe zbliżenie się do niego było
stanie w jednym szeregu z Potterem, zrobił to. Musiał przewartościować całe
swoje życie, nauczyć się ufać ludziom, których od zawsze uważał za wrogów.
Czasami do tej pory nie mógł uwierzyć, że tak chętnie go przyjęli, że udało mu
się z nimi zaprzyjaźnić. Może nie zdobył Severusa, ale zrobił tak dużo, jak
mógł, żeby to się stało. Jacob nie zrobił nic i za to Draco był najbardziej
wściekły.
Podniósł różdżkę, czując jak złość się w
nim buduje, jak odbiera mu dech i zdolność racjonalnego myślenia. Wilk go
wybrał, stawiając pod ścianą i nie dając żadnej możliwości ucieczki. Cały czas
czegoś żądał, nie oferując w zamian niczego, co miałoby dla Draco jakieś
znaczenie. Iluzja uczucia, które mogło się kiedyś pojawić nie była warta
jakiegokolwiek poświęcenia, nie była warta nawet tej walki, która zresztą wciąż
pozostawała nierozstrzygnięta.
— Petrificus Totalus — wykrzyknął, kiedy
Edward złapał Jacoba w stalowym uścisku, z całą pewnością podduszając go
wystarczająco mocno, żeby ten był bliski utraty przytomności.
— Co mu zrobiłeś? — zapytał zszokowany
wampir, natychmiast puszczając wielki wilczy kark, kiedy poczuł, jak ciało,
które tak kurczowo ściskał, przestało się poruszać.
I chyba był nieco przerażony, bo myśli
Malfoya jeszcze chwilę temu zmierzały tylko w jednym kierunku i to nie był ten
kierunek, który sobie wyznaczyli, zgadzając się na wspólną walkę przeciwko
Volturi. Edward mógł nie pałać miłością do wilków, ale żyli wspólnie i do tej
pory udawało im się dogadywać. Nawet jeżeli nie wiedzieli o sobie wszystkiego.
Rozumiał potrzebę zatrzymania Jacoba, ale chłopak przez chwilę wyglądał na
martwego; jego funkcje życiowe się po prostu wyłączyły i Edward nawet nie
chciał myśleć o bitwie, która z tego powodu stoczy się między nimi a sforą. To
było fatalne, to była tragedia, szczególnie teraz.
— Unieruchomiłem go — uspokoił go Draco i
już w następnej chwili Edward zauważył, że wielka klatka piersiowa Jake'a się
porusza, a do jego uszu dotarł cichy oddech wilka.
Draco jeszcze przez chwilę stał,
przyglądając się ogromnemu cielsku, pokrytemu sierścią i zastanawiał się, co
powinien zrobić. Nie był szczęśliwy, że to on musi sprzątać bałagan, którego
narobił wilk, ale wiedział, że inaczej nie pójdą do przodu. Przez chwilę myślał
o odesłaniu stąd Edwarda, ale to nie miało sensu, wampir i tak już wszystko
wiedział. Znał każdą jego obawę i rozumiał wszystkie wątpliwości, każdą, nawet
najmniejszą niesprawiedliwość. I był po jego stronie, co chyba było
najważniejsze. Nie miał pojęcia, jakim cudem doszli do tego punktu w relacjach,
które między nimi panowały, ale to się stało i ostatecznie Draco chyba bardziej
potrzebował, żeby Edward z nim został niż, żeby go teraz zostawił samego z Jacobem.
Podszedł powoli do wilka, dotykając jego
futra na karku i głaszcząc je przez chwilę delikatnie. Było cudownie miękkie w
dotyku i Ślizgon odprężał się, wykonując nieskomplikowane ruchy w dół, aż do
masywnego uda.
— Musisz ze mną rozmawiać, Jake —
powiedział cicho, przytulając się do boku jego ciała, wplatając palce w jasno
brązową sierść. — Musisz mi mówić, jeśli coś jest nie tak, nie siedzę w twojej
głowie.
Wilk zaskomlał cicho, ale nie zrobił nic
więcej, nie będąc w stanie wyrwać się spod działania klątwy. Draco jednak nie
zamierzał zdejmować jej tak szybko, wszystko musiało zostać powiedziane właśnie
teraz, nawet jeżeli nie bardzo mu się to podobało.
— Twój wilk, twoja druga jaźń mnie chce i
rozumiem to, jestem wspaniały — powiedział i zaśmiał się cicho, słysząc z tyłu
parsknięcie Edwarda. — Ale zrzuciłeś na mnie coś, czego wcale nie chciałem, po
czym się odsunąłeś. Skąd miałem wiedzieć, czego ode mnie oczekujesz?
Odsunął się i obszedł wilka dookoła. Był
naprawdę ogromny; wielkie mięśnie, zastygłe teraz w bezruchu, łapska, którymi
mógłby zgnieść jego głowę bez najmniejszego wysiłku. Zawsze fascynowała go
siła, a w tej formie Jake wcale nie wyglądał jak zagubiony nastolatek, który
dopiero godzi się ze swoimi preferencjami. Wyglądał jak cholerna maszyna do
zabijania i Draco czuł satysfakcję, że to on potrafił go zatrzymać. Nawet
jeżeli miał w tym swój udział wampir.
Pytanie Harry'ego o to, czy Draco chciałby
być topem wróciło nagle i niespodziewanie, podsuwając mu przy okazji
wspomnienia seksu, który wtedy mieli. Wiedział, że jego oddech przyspieszył, a
serce wali jak oszalałe, ale to nie było coś nad czym był w stanie zapanować.
Seks z Potterem zawsze był cholernie intensywny i to na pewno nie był dobry
czas na tego typu przemyślenia, ale to się po prostu działo. Może powinien
postawić z powrotem osłony, ale Edward naprawdę o nich wiedział, nie sądził
więc, że odcinanie go teraz będzie dobrym posunięciem. I jednocześnie, kiedy
Draco pomyślał, że mógłby mieć Jacoba w taki sposób, w jaki brał go Potter, bez
ograniczeń, z cholerną siłą, a jednocześnie niewyobrażalną troską, skupiając
się tylko na jego przyjemności, miał ochotę po prostu zdjąć zaklęcie z wilka,
pozwolić mu się przemienić w człowieka i rzucić czar jeszcze raz. Mógłby
całkowicie kontrolować sytuację, mógłby zrobić wszystko bez najmniejszej obawy.
Zaraz jednak w jego głowie pojawił się obraz nieprzytomnego Harry'ego, po tym
jak potraktował go Edward za tym pierwszym razem. I on też był wtedy pewny, że
panuje nad sytuacją, że wystarczy jedno zaklęcie i uda mu się trzymać wampira w
ryzach.
Odetchnął głęboko i ochłonął w tym samym
momencie. Mieli rozmawiać. Zapędził się, a przecież doskonale wiedział, że nie
było nic przyjemnego w przymusie. W końcu połowa jego życia się na tym opierała
i było mu niedobrze na samo wspomnienie. Tak naprawdę podziwiał Pottera, że ten
wciąż potrafił zachowywać się z czułością w stosunku do Edwarda, mimo tego, co
się między nimi wydarzyło. I Gryfon mógł twierdzić, co tylko chciał, Draco
nigdy nie uwierzy, że nie zależy mu na Edwardzie bardziej niż próbował
wszystkim wmówić. I to wszystko musiało mieć związek z Severusem. Harry bał się
do końca zaangażować, wejść w nowy związek całkowicie, bo albo nie chciał znowu
tak bardzo cierpieć, albo wciąż nie do końca poradził sobie z faktem, że
Severusa nie ma już przy nim.
Ale Severus nie żył.
Edward wydał z siebie jakiś niezrozumiały
dźwięk, coś pomiędzy jękiem a wyciem i Draco natychmiast wrócił do
rzeczywistości. Na twarzy wampira nie drgnął nawet jeden mięsień i teraz obaj,
on i Jake wyglądali na spetryfikowanych.
— Nie wiedziałeś — uświadomił sobie Draco
i skrzywił się lekko, ale złe już się stało. A może dobre, jeśli tylko Edward
będzie potrafił podejść do tego odpowiednio. W końcu obaj chcieli szczęścia
Pottera.
— Teraz skup się na swoim szczęściu —
odparł cicho Edward. — On jest już bardziej sobą niż kilka minut temu — dodał. —
Mów do niego i dotykaj go.
Wściekłość po wcześniejszych myślach Draco
odeszła całkowicie, co było naprawdę dobre, bo jego instynkty szalały. Rozumiał
to wszystko, co działo się między Harrym i Malfoyem, a przynajmniej starał się
zrozumieć, ale pierwotne prawa były najwyraźniej ważniejsze niż logiczne
myślenie. Musiał jednak to wszystko od siebie odsunąć, przynajmniej chwilowo,
bo byli tu z powodu Jacoba, a takie sprawy nie rozwiązywały się same.
— Wychodzi na to, że jestem tu dla ciebie,
Jake — mruknął Draco, przesuwając się tak, żeby patrzyć wilkowi w oczy. — Mogę
być dupkiem przez większość czasu, ale to nie znaczy, że pozwolę ci się
całkowicie zmienić — dodał, krzywiąc się lekko. — Możemy porozmawiać z
Hermioną, zawsze jest szansa, że ona znajdzie jakieś rozwiązanie na problem
waszej wspólnej jaźni. Może da się to blokować. Może... — zaczął i przerwał
niemal od razu, zastanawiając się nad swoim pomysłem. Edward z uznaniem kiwał
głową, więc pomysł był chyba całkiem niezły.
— Powiedz mu, on ci ufa — wtrącił się
wampir. — Ufał ci nawet jako zwierzę, dlatego zaatakował Sama.
Draco spojrzał na Edwarda z
niedowierzaniem, ale natychmiast przypomniała mu się sytuacja sprzed szkoły i
to, jak Jake wtedy zgubił się w swoich nowych zmysłach, które szalały na punkcie
wpojonego i nakazywały bronić go ze wszystkich sił. Nawet jeśli on wcale nie
potrzebował żadnej ochrony, nawet jeśli nie był w niebezpieczeństwie. Skinął,
bo to właściwie układało się w logiczną całość.
— Może mógłbyś stworzyć drugą sforę? —
zaproponował w końcu, odwracając się na powrót do Jacoba. Pogładził go po pysku
i prztyknął w nos. — Jesteś piękny — dodał niespodziewanie, słysząc
jednocześnie zaskoczone sapnięcie wampira.
Uwielbiam Twoje opowiadania. Co jakis czas zawsze tu zaglądam sprawdzić czy coś dodałas i jakie było moje dzisiejsze zaskoczenie, że są aż dwa nowe rozdziały. Bardzo Ci dziękuje za Twoją prace i mimo tego, że na pewno masz mnóstwo innych zajęć znajdujesz czas żeby wrzucić jakiś rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrswiam i życzę weny. ��
Hej,
OdpowiedzUsuńmoże troszkę spóźnione (ale dopiero dzisiaj dostałam się do komputera), ale, ale właśnie chciałam życzyć Tobie Wesołych i spokojnych Świąt, oraz radości i szczęścia w nadchodzącym roku...
no i weny, chęci i pomysłów na kontynuowanie opowiadań
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wspaniałe opowiadanie ❤❤ i czekam z niecierpliwością na następny rozdział
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńjak dobrze, że Draco rozmawia z Jack'iem, to go uspokaja, ta walka między Jack'iem a Samem była bardzo zaciekła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jak dobrze, że Draco jednak rozmawia z Jack'iem, to go uspokaja... walka między Jack'iem, a Samem bardzo zaciekła...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dobrze, że Draco rozmawia z Jack'iem, to go uspokaja...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza