Dwóch, ubranych w długie, czarne szaty mężczyzn, szło wąskim
korytarzem, wyłożonym granitem. Dookoła panowała niczym niezmącona cisza, a
jedynym towarzyszącym im dźwiękiem było echo powodowane ich niespiesznymi
krokami. Ukryte pod obszernymi kapturami twarze dodawały tajemniczości całej
sytuacji.
— Nadal uważam, że powinniśmy im powiedzieć — odezwał się
niższy z owej dwójki.
— Rozmawialiśmy już o tym.
— Wiem, Tom. Ale musimy to zrobić. Nie mam ochoty oberwać
jakąś zbłąkaną klątwą tylko dlatego, że twoi śmierciożercy są ciągle
nieświadomi tego, co jest między nami.
— Przesadzasz — odwarknął. — Mają jasne rozkazy. Nikt nie
może cię skrzywdzić. Poza tym, świetnie dajesz sobie z nimi radę.
— Tak, oczywiście! Może i znają rozkazy, ale gdyby nie Zakon,
to przed wakacjami byłbym już martwy.
— Przypominam ci, że Bella poniosła srogą karę.
— Szkoda tylko, że przez tydzień leżałem nieprzytomny —
odpowiedział z sarkazmem.
Tom nie raczył zareagować na to stwierdzenie. Wiedział, że
chłopak ma rację. Wiedział, że powinien uświadomić swoich ludzi, a przynajmniej
część z nich, jak wygląda prawda.
Doszli do korytarza prowadzącego bezpośrednio na dziedziniec.
Tom wychodząc zdjął kaptur, wciągając w płuca rześkie, sierpniowe powietrze.
Jego ciemnobrązowe, niemal czarne włosy okalały może dwudziestopięcioletnią
twarz. Piwno-miodowe oczy napawały się widokiem ciepłej, soczystej zieleni.
— Nie wiem, czy mogę ufać Snape’owi — podjął, przerwaną
jeszcze w zamku, rozmowę.
— Ale ja wiem — odparł nastolatek.
On także odsłonił twarz. Szmaragdowe tęczówki obserwowały
uważnie ruchy towarzysza. Czarne, krótkie włosy odstawały na wszystkie strony,
a gładko zaczesana grzywka o wystrzępionych końcówkach zasłaniała niemal cały,
prawy profil chłopaka. Stał oparty o rozłożysty dąb z rękoma założonymi na
klatce piersiowej.
— Wiem, że Severus zdradził cię w przeszłości. Ale nigdy nie
zmienił zdania, co do twoich przekonań. Doskonale wiesz, że dużo więcej z jego
roli podwójnego szpiega wyciągamy my niż Feniksy. Jestem pewien, że Snape ma
wątpliwości, co do poczynań Albusa, tylko… — zastanowił się chwilę zanim podjął
ponownie: — On po prostu nadal jest przekonany, że to ty zabiłeś moją matkę.
Jej śmierć była dla niego ogromnym ciosem. Kogo miał o to wtedy oskarżyć? Byłeś
jedynym, który w jego mniemaniu mógł się do tego posunąć.
— Przeklęty Dumbledore — sarknął wściekle Tom.
— Oj, jeszcze nie. Ale już wkrótce.
Mężczyzna przysunął się niepostrzeżenie do opartego o pień
chłopaka i ułożył dłonie na wysokości jego ramion. Po twarzy młodszego przeszedł
cień uśmiechu, kiedy próbował zachować powagę.
— Przypomnij mi, Harry — szepnął, przysuwając się bliżej. —
Jak to się stało, że od niemal roku grzejesz moje łóżko?
— Sam mnie do tego łóżka zaciągnąłeś — odpowiedział, przesuwając
nosem po szczęce Czarnego Pana.
— Nie opierałeś się znowu tak bardzo — zaśmiał się Tom.
— Mam co do tego inne zdanie.
Kolejne słowa, jeżeli nawet padły, zostały zagłuszone cichymi
jękami dwóch młodych mężczyzn.
*****
— Za dziesięć minut zjawi się Wewnętrzny Krąg — jęknął Potter
czując, że brakuje mu sił.
— Komu chcesz powiedzieć?
Harry wpatrywał się niedowierzająco w świecące oczy Toma. W
końcu się zgodził. Po tylu prośbach, kłótniach, poważnych rozmowach i
utyskiwaniach.
— Pytasz poważnie, czy tylko po to, żeby mnie zdenerwować?
— Oczywiście, że poważnie. Ale chcę coś w zamian —
odpowiedział z podstępnym uśmiechem.
— Domyślam się.
Nastolatek zaśmiał się dźwięcznie i przyciągnął mężczyznę do
siebie. Nie ważna była cena. Chciał, żeby w końcu pewne osoby dowiedziały się o
tym związku. Chciał przestać obawiać się o swoje życie w najmniej spodziewanych
momentach.
— Kto? — ponaglił go Tom.
— Severus, Lucjusz, Rudolfus i Rabastan — zastanowił się
chwilę, po czym dodał: — Myślę, że to na początek wszyscy.
— A Bella?
— Nie ufam jej. Ona chce cię dla siebie, mogłoby być jeszcze
gorzej.
— Będziemy im musieli wszystko wyjaśnić — zaczął, nie do
końca zadowolony z takiej perspektywy.
— Więc wyjaśnimy.
— Chodź, dzieciaku. Większość jest już w salonie.
Harry zarzucił kaptur i dotknął przelotnie dłoni Czarnego Pana.
Ruszyli szybkim krokiem, każdy zatopiony we własnych myślach.
Salon z pomalowanymi na szaro i zielono ścianami mógłby
pomieścić kilkadziesiąt osób. W tej chwili, na wygodnych kanapach rozlokowanych
było zaledwie kilkoro mężczyzn i dwie kobiety. Na widok wchodzącego Voldemorta
wszyscy poderwali się szybko i skłonili nisko, ale mężczyzna tylko machnął ręką,
nakazując ponowne zajęcie miejsc. Sam usiadł w wygodnym, czerwonym fotelu, a
Harry stanął u jego boku, przypatrując się zgromadzonym. Kaptur dokładnie
zakrywał jego twarz, a srebrna maska nie pozwalała dojrzeć nawet skrawka skóry.
— Lucjuszu — zaczął Voldemort. — Jak nasze plany w
Ministerstwie?
— Świetnie, Panie. — Tom skrzywił się lekko na ten służalczy
ton, ale postanowił nie komentować tego teraz. — W grudniu rozpoczyna się
kampania wyborcza, ale już w tej chwili mam wystarczająco duże poparcie, żeby
bez problemu pokonać Knota. Jeżeli tylko Dumbledore nie wtrąci się za bardzo,
nie będzie żadnych komplikacji.
— Rudolfus, Rabastan? — Tom uśmiechnął się na zapewnienia
Malfoya i zwrócił do dwóch braci.
— Mój Panie — odezwał się starszy. — Wampiry nie wezmą
udziału w wojnie. Mimo to ich przekonania są jednoznaczne. Nie podoba im się
polityka obecnego dyrektora Hogwartu, chociażby to, że ich dzieci nie mogą
uczęszczać do szkoły. Jeżeli uda nam się to dobrze rozegrać, zyskamy ich
poparcie. Do Feniksów nie przyłączą się z całą pewnością.
— Tak myślałem. To dobra wiadomość. — Mężczyzna zamyślił się
na moment, po czym spojrzał na kolejnych śmierciożerców. — Yaxley, Nott. Jak
wyglądają rozmowy z wilkołakami?
— Niestety ciągle mamy problem. Greyback jest problematycznym
przywódcą. Jego żądania są zbyt wygórowane. Nie sądzę, żebyśmy mogli zgodzić
się na warunki, które nam stawia. Z kolei druga duża grupa Dzieci Księżyca,
skupiona jest wokół Lupina, który próbuje przekonać ich do poglądów
Dumbledore’a. Co prawda, nie ufają oni przywódcy Jasnej Strony… — Tu prychnął
pogardliwie. — Ale do ciebie, Panie też się nie przyłączą.
— Załatwię to — odezwał się niespodziewanie Harry, odwracając
na krótką chwilę twarz od Notta i spoglądając w oczy Toma.
Ten tylko przytaknął, wyraźnie usatysfakcjonowany. Chłopak
widząc aprobatę kochanka kontynuował, mówiąc do zajmujących się tą sprawą
śmierciżerców:
— Zajmijcie się watahą Greybacka. — Jego słowa były pewne, a
głos stanowczy, choć spokojny. — Jego wilczki nie są zadowolone z samozwańczego
dowódcy. Spróbujcie wejść w grupę, podzielić ich. Jestem pewien, że sobie
poradzicie. Warto byłoby też zdyskredytować tego psychopatę. Może uda się wam
wciągnąć go w jakąś aferę.
Wszyscy z zainteresowaniem patrzyli na wciąż nieznanego im,
ukrywającego się za srebrną maską człowieka. Widywali go tylko na spotkaniach
Wewnętrznego Kręgu, a i to nie zawsze. Pojawił się pierwszy raz niespełna rok
temu, ale do tej pory nigdy nie zabierał głosu. Zawsze był blisko Toma. Nigdy
nie brał też bezpośredniego udziału w torturach, nie widzieli, żeby rzucał
jakiekolwiek zaklęcia. Śmierciożercy często zastanawiali się, jak właściwie
powinni się wobec niego zachowywać. Czarny Pan wydawał się cenić jego obecność.
Nigdy nie powiedział słowa, jeżeli chłopak się spóźnił lub wpadł na spotkanie
jak burza.
Nott i Yaxley skinęli mu głowami, nie słysząc sprzeciwu
Voldemorta. Wiedzieli równie dobrze, jak i pozostali, że coś się zmieniło.
Zastanawiali się tylko, czy będzie to zmiana na lepsze.
— Bellatrix, Narcyzo — kontynuował, jakby nie wydarzyło się
nic dziwnego Riddle. — Udało wam się nawiązać kontakty z szyszymorami i wilami?
— W Wielkiej Brytanii nie ma zbyt wielu wil, Panie — zaczęła
blondynka. — Ale ich stanowisko jest identyczne z tym zajmowanym przez wampiry.
Jeżeli pokażemy im, że dzięki nam otrzymają pełnię praw, w razie konieczności
wesprą twoje idee.
— Świetnie. Wile będą dobrymi sojusznikami. Bella?
— Niestety szyszymory są niechętne do jakichkolwiek rozmów.
Obawiam się, że nie poradzę sobie sama — szepnęła niezadowolona kobieta.
— Jesteś po prostu niekompetentna — warknął Tom. — Najpierw
nie wykonujesz moich rozkazów — mówił wściekłym głosem, przypominając sobie wcześniejszą
rozmowę z Harrym. — Teraz nie jesteś w stanie nawet porozmawiać z naszymi
potencjalnymi sprzymierzeńcami. Jeszcze trochę i okaże się, że jesteś mi
całkowicie zbędna.
Wszyscy spięli się na słowa Czarnego Pana, ale nikt nie
pozwolił sobie na jakikolwiek protest. Doskonale pamiętali karę, jaka spotkała
kobietę, kiedy Voldemort dowiedział się, że ta zaatakowała Pottera. Nie
wyjaśnił im przyczyny swojej decyzji, ale wtedy właśnie zrozumieli, że
Wybraniec jest naprawdę nietykalny. A przynajmniej oni nie mieli zamiaru go
krzywdzić i sprowadzać na siebie gniewu tak potężnego czarodzieja.
— Severusie — podjął, uspokajając się Tom. — Co słychać w
Zakonie?
— Nie za dobrze — odpowiedział uśmiechając się z kpiną.
Szybko jednak jego mina zmieniła się na niepewną. — Potter zniknął.
— Zniknął? — zapytał rozbawiony, wprawiając w zdziwienie
zgromadzonych.
— Wczoraj, jak wiesz, były jego siedemnaste urodziny.
Feniksy, obawiając się twojego ataku, opracowały plan ewakuacji chłopaka, ale
kiedy dotarli do jego domu, okazało się, że dzieciaka tam nie ma. Jego ciotka
powiedziała, że spędził u nich jeden dzień, po czym się wyprowadził obiecując,
że jeśli tego nie zdradzą, nigdy więcej go nie zobaczą. Zostawił im jeszcze
trochę pieniędzy i od tamtej pory go nie widzieli.
— Dobrze. — Uśmiechnął się zwycięsko. — Co na to Dumbledore?
— Jest wściekły. Złote Dziecię mu się wyrwało i starzec nie
bardzo wie, co mógłby teraz zrobić. — Severus zobaczywszy, że Voldemort nie
złości się na wieść o zaginięciu nastolatka, rozluźnił się i mówił znacznie
pewniej. — Wysłał na poszukiwania ludzi, ale podejrzewam, że Wybraniec dobrze
się ukrył. Do tego teraz jest pełnoletni, więc może swobodnie używać magii. Nie
sądzę, żeby znaleźli go, jeżeli nie będzie sobie tego życzył. Choć ciężko mi to
przyznać, to inteligentny dzieciak — skrzywił się, wypowiadając te słowa. —
Niesamowicie zmienił się w ciągu ostatniego roku, choć mam wrażenie, że tylko
ja to zauważyłem.
Harry patrzył oniemiały na swojego mistrza eliksirów.
Komplement. Słyszeć taki komplement z ust tego człowieka graniczyło z cudem. I
nie miało żadnego znaczenia, że Snape nie zdawał sobie sprawy z jego obecności.
Musiał podeprzeć się fotela, na co Riddle zareagował cichym śmiechem. Omiótł
zebranych spojrzeniem. Dziesięciu członków Wewnętrznego Kręgu. Jego najlepsi
ludzie. Spotkanie właściwie uważał za skończone, nie było sensu odkładać tego,
co postawił. Ucieszył go, choć zdziwił jednocześnie, komentarz szpiega. Może
rzeczywiście chłopak miał rację, a on powoli wpadał w paranoję?
— Severusie, Lucjuszu, Rudolfusie i Rabastanie — powiedział
cicho, a mężczyźni spojrzeli na niego pytająco. — Zostańcie.
Skinęli mu głowami, kiedy pozostali podnosili się
niespiesznie ze swoich miejsc. Zdawali sobie sprawę, że właśnie zostali wyproszeni.
Zanim jednak zdążyli zniknąć za masywnymi, bukowymi drzwiami, ponownie odezwał
się nieznajomy:
— I Narcyza. — Blondynka odwróciła się do niego z niepewnym
spojrzeniem. — Zostań, Narcyzo — dodał chłopak, siadając ostentacyjnie na
podłokietniku zajmowanego przez Toma fotela.
Kiedy w pomieszczeniu pozostało tylko pięciu śmierciożerców,
Harry wstał i zaczął niespokojnie chodzić po salonie. Rzucił kilka zaklęć
wyciszających, jakby obawiając się, że ktoś może ich w tym miejscu podsłuchać.
— Zostaliście tu zaproszeni, bo jestem pewien, że można wam
zaufać — zaczął, obserwując uważnie ich reakcje. — Wam wszystkim — dodał,
widząc niepewną postawę Snape’a. — I nawet udało mi się do tego przekonać Toma.
Zaśmiał się, słysząc warknięcie Riddle’a i niedowierzające spojrzenia
zebranych.
— Myślę, że kiedy będziemy w tym gronie, powinniście przestać
mówić do niego: Panie. Może tego nie zauważyliście, ale strasznie go tym
irytujecie.
— Przesadzasz, dzieciaku — sarknął Voldemort.
— Och, proszę cię! Nie mam zamiaru przez kolejne dni
wysłuchiwać twojego narzekania.
— Do rzeczy — powiedział już spokojniej, uznając, że Harry ma
jednak trochę racji.
Śmierciożercy wpatrywali się zaintrygowani w maszerującego w
tę i z powrotem chłopaka. Rozmawiał z Czarnym Panem, jak z dobrym przyjacielem,
a jemu to wyraźnie nie przeszkadzało. Co więcej, mieli dziwne wrażenie, że po
tym spotkaniu oni również otrzymają do tego prawo.
— Nie wiem, od czego zacząć. — Chłopak wzruszył bezradnie ramionami
i odwrócił się do Toma, który przewracając oczyma przywołał go do siebie.
Harry podszedł do niego i stanął obok, wpatrując się w
podłogę. Wiedział, że dobrze wybrał. Wcześniej miał trochę wątpliwości względem
Narcyzy, ale dzisiaj rozwiały się one zupełnie. Kobieta była teraz jego
najmniejszym zmartwieniem, najbardziej obawiał się reakcji mistrza eliksirów.
— Skrzeczko — odezwał się cicho Riddle.
— Pan wzywał? — W salonie pojawiło się małe stworzenie,
ubrane w nienaganny, szary fartuszek.
— Tak, Skrzeczko. Przynieś mi proszę, myślodsiewnię.
Skrzata zniknęła i wróciła po chwili w towarzystwie dwóch
innych przedstawicieli swojego gatunku, niosąc ciężką, pokrytą licznymi runami
misę.
— Jesteś pewien? — zapytał zdumiony chłopak.
— Tak — odpowiedział zdecydowanie mężczyzna. — Jeżeli mają
poznać prawdę, muszą zrozumieć. Wszystko — dodał.
— Dobrze.
Tom przyłożył różdżkę do skroni i strzepnął kilka długich
pasm do ustawionego na stole naczynia. Wyszeptał krótkie zaklęcie, a bezładne
myśli zaczęły wirować, układając się w pożądane obrazy.
Wspomnienia dotyczyły jego dzieciństwa. Pierwszego morderstwa
i jego powodów. Różnic w poglądach jego i Dumbledore’a. Przepowiedni
wypowiedzianej niemal dwadzieścia lat temu. Tej prawdziwej, którą Harry pokazał
Tomowi po wyprawie do Ministerstwa, oraz ku niedowierzaniu obecnych tego, co
naprawdę stało się w tamtą pamiętną noc, kiedy zginęli Potterowie.
— To nie ty zabiłeś Lily — szepnął zszokowany Severus,
patrząc z przerażeniem na Voldemorta, gdy wyłonił się umysłem z myślodsiewni. —
Dlaczego tego nie wiedziałem?
Złapał się za głowę i jedna łza pociekła po jego bladym
policzku. Tyle lat. Tyle nienawiści, złości i rozgoryczenia.
— Do dzisiaj nie wiedziałem, że to aż tak ważne —
odpowiedział spokojnie Riddle. — Do dzisiaj nie rozumiałem…
— Zdradziłem cię, Panie — przerwał mu szybko Snape, sprawiając,
że pozostali zamarli. — Zdradzam cię do dziś.
— Nie zdradzasz, Severusie — wtrącił się chłopak. — Wiemy o
twojej roli podwójnego szpiega. — Mistrz eliksirów rozszerzonymi oczyma
spoglądał na ukrytą pod kapturem postać. — Mimo tego, co robisz nigdy nie
zdradziłeś Albusowi więcej niż życzyłby sobie Tom. Nigdy też nie dopuściłeś by
któremukolwiek z twoich przyjaciół, czy osób ważnych dla niego — tu wskazał na
Voldemorta — stała się krzywda. Nie potrafiłeś zaufać Feniksom, choć oczywiście
Dumbledore twierdzi inaczej. Nie uległeś jego manipulacjom, a to już duże
osiągnięcie. Jesteś zbyt ważną osobą, a ja za bardzo sobie ciebie cenię, żeby
móc poddawać w wątpliwość twoją wierność.
Kończąc, uśmiechnął się do siebie, widząc wdzięczność w
oczach nauczyciela. Snape rozumiał, iż to zapewne dzięki tej dziwnej osobie
jeszcze żyje, że to właśnie ona postanowiła i jakimś sposobem przekonała do
tego Riddle’a, żeby także szpieg znalazł się w tym pokoju. Wraz z innymi
najwierniejszymi śmierciożercami.
Pozostali patrzyli niepewnie na każdego z trójki mężczyzn.
Voldemort wydawał się zadowolony z zachowania Snape’a. Jakby tego właśnie
oczekiwał. Przyznania się do winy, okazania skruchy.
— Panie — zaczął Rabastan poprawiając się szybko, kiedy
zobaczył rozgniewany wzrok skierowany na swoją osobę. — Tom — powiedział
niepewnie. — Czy to z powodu przepowiedni zmieniłeś rozkazy dotyczące Pottera?
— Po części — odpowiedział zamyślony Riddle. — Ale były też
inne okoliczności.
— Dziękujemy ci za twoje zaufanie — odezwał się z
wdzięcznością Malfoy. — Bardzo wiele dla nas znaczy.
— Och! — Zaśmiał się Tom. — Nie mnie powinniście dziękować.
Gdyby nie on — machnął niedbale dłonią w stronę Harry’ego. — Jeszcze długo
byście o tym nie wiedzieli. I nie jestem pewien, czy bylibyśmy tu w takim
składzie.
— Dzięki tobie? — szepnęła Narcyza, patrząc z wahaniem na zakapturzoną
postać.
Teraz zrozumiałe wydawało jej się, dlaczego to on poprosił ją
o pozostanie w salonie. To chłopak wybrał zgromadzonych tu ludzi. Dzięki niemu
i zapewne jej dzisiejszej krótkiej przemowie o stanowisku wil, znalazła się w
tym gronie. Każdy domyślił się, że to właśnie nieznajomy wybrał starannie
odpowiednich członków Wewnętrznego Kręgu. Zdawali sobie sprawę, że jest on kimś
ważnym, ale aż do dziś nie wiedzieli, jak ważny jest. Jak ogromny wpływ ma na
ich Pana.
— Obserwowałem was od początku, kiedy zacząłem pojawiać się
na naszych spotkaniach — zaczął wyjaśnienia chłopak. — Niektórych nawet
znacznie dłużej — dodał rozbawiony. — Żadne z was nie stanowi zagrożenia ani dla
mnie, ani dla planów Toma. Jesteście dokładnie tymi ludźmi, którzy powinni tu
być. Masz rację, Narcyzo — zwrócił się bezpośrednio do kobiety, domyślając się
o co dokładnie jej chodziło. — Miałem pewne wątpliwości, jeżeli chodzi o
ciebie, ale nie wynikały one z braku zaufania, a jedynie z obawy, że
przywiązanie do siostry mogłoby być silniejsze niż to, do idei Czarnego Pana.
— Nie rozumiem — przyznała blondynka.
— Ale ja rozumiem — odezwał się Rudolfus, skupiając na siebie
uwagę zebranych. — Bella już od dawna przestała poprawnie funkcjonować. Nie
wypełnia poleceń, nie potrafi wykonać najprostszych zadań. Kwestionuje każdą
decyzję Toma. — Od dłuższego nic go nie łączyło z żoną, ale nie mógł jej
zostawić. Mimo wszystko była użyteczna. — Zauważ, że wszystkie negocjacje
mieliśmy prowadzić w parach. Ja i Rabastan, Nott i Yaxley oraz wy dwie. Ty
jednak odcięłaś się od Belli, prawdopodobnie wiedząc, że z nią nie osiągnęłabyś
niczego. Pokazałaś, choć może nieświadomie, kto jest dla ciebie ważniejszy.
Harry przytaknął z satysfakcją. Ten mężczyzna mimo, że rzadko
zabierał głos, zawsze wyciągał właściwe wnioski. Wcale by się nie zdziwił,
gdyby Rudolfus już domyślał się, kto jest ukryty pod srebrną maską.
— Wiesz, kim jestem — powiedział pewnie. — Mam rację?
— Tak sądzę — odpowiedział cicho, patrząc jednak nie na
niego, a na Toma, który zaśmiał się na to wyznanie.
Pozostali patrzyli na niego z uznaniem. Bez masek, zbędnej
oschłości czy nienawiści. Ukrywanie uczuć było w tym miejscu całkowanie
niepotrzebne.
— Właśnie w tym celu zostaliście tu zaproszeni — odezwał się
ponownie Voldemort. — Choć przypuszczałem, że to nie ty, Rudolfusie domyślisz
się jako pierwszy. — Tu zerknął na Severusa, a wtedy to starszy z braci
Lestrange zaśmiał się wymownie.
Harry spojrzał niepewnie na swojego partnera, a ten kiwnął
przyzwalająco głową.
— Boję się ich reakcji — przyznał cicho, choć i tak każdy
usłyszał te słowa.
Tom przygarnął go do siebie i zdejmując kaptur pocałował
opiekuńczo w czubek głowy. Śmierciożercy zapatrzyli się na tę scenę, próbując niewątpliwie
zrozumieć jej wydźwięk. Po chwili, gdy chłopak wtulił się w pierś Czarnego
Pana, jakby szukając wsparcie, po czym szybko podniósł się i stanął u jego
boku, w ich oczach błysnęło zrozumienie. Byli razem. To dlatego Tom pozwalał chłopakowi
na więcej, dlatego tak ważna była jego obecność i opinie. A oni nieświadomie
zyskali jego poparcie, wzmacniając tym samym swoją i tak już dość pewną pozycję
u boku Voldemorta.
Witam,
OdpowiedzUsuńpoczątek wspaniały, Harry i Tom razem, Tom pozwalał Harremu na więcej, och jestem ciekawa miny Severusa jak pozna kim jest ta tajemnicza osoba obok Riddla
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńzaczynam od tego opowiadania, bo nie mogę się od niego oderwać...
po pierwsze Tom i Harry o tak, o tak, jestem ciekawa miny Severusa jak sie dowie kim jest ta tajemnicza postać obok Riddla...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńuwielbiam taką tematykę, Tom i Harry razem, jestem ciekawa miny Severusa jak pozna kim jest ta tajemnicza postać :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga