wtorek, 25 września 2012

PP 1



Dwóch, ubranych w długie, czarne szaty mężczyzn, szło wąskim korytarzem, wyłożonym granitem. Dookoła panowała niczym niezmącona cisza, a jedynym towarzyszącym im dźwiękiem było echo powodowane ich niespiesznymi krokami. Ukryte pod obszernymi kapturami twarze dodawały tajemniczości całej sytuacji.
— Nadal uważam, że powinniśmy im powiedzieć — odezwał się niższy z owej dwójki.
— Rozmawialiśmy już o tym.
— Wiem, Tom. Ale musimy to zrobić. Nie mam ochoty oberwać jakąś zbłąkaną klątwą tylko dlatego, że twoi śmierciożercy są ciągle nieświadomi tego, co jest między nami.
— Przesadzasz — odwarknął. — Mają jasne rozkazy. Nikt nie może cię skrzywdzić. Poza tym, świetnie dajesz sobie z nimi radę.
— Tak, oczywiście! Może i znają rozkazy, ale gdyby nie Zakon, to przed wakacjami byłbym już martwy.
— Przypominam ci, że Bella poniosła srogą karę.
— Szkoda tylko, że przez tydzień leżałem nieprzytomny — odpowiedział z sarkazmem.
Tom nie raczył zareagować na to stwierdzenie. Wiedział, że chłopak ma rację. Wiedział, że powinien uświadomić swoich ludzi, a przynajmniej część z nich, jak wygląda prawda.
Doszli do korytarza prowadzącego bezpośrednio na dziedziniec. Tom wychodząc zdjął kaptur, wciągając w płuca rześkie, sierpniowe powietrze. Jego ciemnobrązowe, niemal czarne włosy okalały może dwudziestopięcioletnią twarz. Piwno-miodowe oczy napawały się widokiem ciepłej, soczystej zieleni.
— Nie wiem, czy mogę ufać Snape’owi — podjął, przerwaną jeszcze w zamku, rozmowę.
— Ale ja wiem — odparł nastolatek.
On także odsłonił twarz. Szmaragdowe tęczówki obserwowały uważnie ruchy towarzysza. Czarne, krótkie włosy odstawały na wszystkie strony, a gładko zaczesana grzywka o wystrzępionych końcówkach zasłaniała niemal cały, prawy profil chłopaka. Stał oparty o rozłożysty dąb z rękoma założonymi na klatce piersiowej.
— Wiem, że Severus zdradził cię w przeszłości. Ale nigdy nie zmienił zdania, co do twoich przekonań. Doskonale wiesz, że dużo więcej z jego roli podwójnego szpiega wyciągamy my niż Feniksy. Jestem pewien, że Snape ma wątpliwości, co do poczynań Albusa, tylko… — zastanowił się chwilę zanim podjął ponownie: — On po prostu nadal jest przekonany, że to ty zabiłeś moją matkę. Jej śmierć była dla niego ogromnym ciosem. Kogo miał o to wtedy oskarżyć? Byłeś jedynym, który w jego mniemaniu mógł się do tego posunąć.
— Przeklęty Dumbledore — sarknął wściekle Tom.
— Oj, jeszcze nie. Ale już wkrótce.
Mężczyzna przysunął się niepostrzeżenie do opartego o pień chłopaka i ułożył dłonie na wysokości jego ramion. Po twarzy młodszego przeszedł cień uśmiechu, kiedy próbował zachować powagę.
— Przypomnij mi, Harry — szepnął, przysuwając się bliżej. — Jak to się stało, że od niemal roku grzejesz moje łóżko?
— Sam mnie do tego łóżka zaciągnąłeś — odpowiedział, przesuwając nosem po szczęce Czarnego Pana.
— Nie opierałeś się znowu tak bardzo — zaśmiał się Tom.
— Mam co do tego inne zdanie.
Kolejne słowa, jeżeli nawet padły, zostały zagłuszone cichymi jękami dwóch młodych mężczyzn.
*****
— Za dziesięć minut zjawi się Wewnętrzny Krąg — jęknął Potter czując, że brakuje mu sił.
— Komu chcesz powiedzieć?
Harry wpatrywał się niedowierzająco w świecące oczy Toma. W końcu się zgodził. Po tylu prośbach, kłótniach, poważnych rozmowach i utyskiwaniach.
— Pytasz poważnie, czy tylko po to, żeby mnie zdenerwować?
— Oczywiście, że poważnie. Ale chcę coś w zamian — odpowiedział z podstępnym uśmiechem.
— Domyślam się.
Nastolatek zaśmiał się dźwięcznie i przyciągnął mężczyznę do siebie. Nie ważna była cena. Chciał, żeby w końcu pewne osoby dowiedziały się o tym związku. Chciał przestać obawiać się o swoje życie w najmniej spodziewanych momentach.
— Kto? — ponaglił go Tom.
— Severus, Lucjusz, Rudolfus i Rabastan — zastanowił się chwilę, po czym dodał: — Myślę, że to na początek wszyscy.
— A Bella?
— Nie ufam jej. Ona chce cię dla siebie, mogłoby być jeszcze gorzej.
— Będziemy im musieli wszystko wyjaśnić — zaczął, nie do końca zadowolony z takiej perspektywy.
— Więc wyjaśnimy.
— Chodź, dzieciaku. Większość jest już w salonie.
Harry zarzucił kaptur i dotknął przelotnie dłoni Czarnego Pana. Ruszyli szybkim krokiem, każdy zatopiony we własnych myślach.
Salon z pomalowanymi na szaro i zielono ścianami mógłby pomieścić kilkadziesiąt osób. W tej chwili, na wygodnych kanapach rozlokowanych było zaledwie kilkoro mężczyzn i dwie kobiety. Na widok wchodzącego Voldemorta wszyscy poderwali się szybko i skłonili nisko, ale mężczyzna tylko machnął ręką, nakazując ponowne zajęcie miejsc. Sam usiadł w wygodnym, czerwonym fotelu, a Harry stanął u jego boku, przypatrując się zgromadzonym. Kaptur dokładnie zakrywał jego twarz, a srebrna maska nie pozwalała dojrzeć nawet skrawka skóry.
— Lucjuszu — zaczął Voldemort. — Jak nasze plany w Ministerstwie?
— Świetnie, Panie. — Tom skrzywił się lekko na ten służalczy ton, ale postanowił nie komentować tego teraz. — W grudniu rozpoczyna się kampania wyborcza, ale już w tej chwili mam wystarczająco duże poparcie, żeby bez problemu pokonać Knota. Jeżeli tylko Dumbledore nie wtrąci się za bardzo, nie będzie żadnych komplikacji.
— Rudolfus, Rabastan? — Tom uśmiechnął się na zapewnienia Malfoya i zwrócił do dwóch braci.
— Mój Panie — odezwał się starszy. — Wampiry nie wezmą udziału w wojnie. Mimo to ich przekonania są jednoznaczne. Nie podoba im się polityka obecnego dyrektora Hogwartu, chociażby to, że ich dzieci nie mogą uczęszczać do szkoły. Jeżeli uda nam się to dobrze rozegrać, zyskamy ich poparcie. Do Feniksów nie przyłączą się z całą pewnością.
— Tak myślałem. To dobra wiadomość. — Mężczyzna zamyślił się na moment, po czym spojrzał na kolejnych śmierciożerców. — Yaxley, Nott. Jak wyglądają rozmowy z wilkołakami?
— Niestety ciągle mamy problem. Greyback jest problematycznym przywódcą. Jego żądania są zbyt wygórowane. Nie sądzę, żebyśmy mogli zgodzić się na warunki, które nam stawia. Z kolei druga duża grupa Dzieci Księżyca, skupiona jest wokół Lupina, który próbuje przekonać ich do poglądów Dumbledore’a. Co prawda, nie ufają oni przywódcy Jasnej Strony… — Tu prychnął pogardliwie. — Ale do ciebie, Panie też się nie przyłączą.
— Załatwię to — odezwał się niespodziewanie Harry, odwracając na krótką chwilę twarz od Notta i spoglądając w oczy Toma.
Ten tylko przytaknął, wyraźnie usatysfakcjonowany. Chłopak widząc aprobatę kochanka kontynuował, mówiąc do zajmujących się tą sprawą śmierciżerców:
— Zajmijcie się watahą Greybacka. — Jego słowa były pewne, a głos stanowczy, choć spokojny. — Jego wilczki nie są zadowolone z samozwańczego dowódcy. Spróbujcie wejść w grupę, podzielić ich. Jestem pewien, że sobie poradzicie. Warto byłoby też zdyskredytować tego psychopatę. Może uda się wam wciągnąć go w jakąś aferę.
Wszyscy z zainteresowaniem patrzyli na wciąż nieznanego im, ukrywającego się za srebrną maską człowieka. Widywali go tylko na spotkaniach Wewnętrznego Kręgu, a i to nie zawsze. Pojawił się pierwszy raz niespełna rok temu, ale do tej pory nigdy nie zabierał głosu. Zawsze był blisko Toma. Nigdy nie brał też bezpośredniego udziału w torturach, nie widzieli, żeby rzucał jakiekolwiek zaklęcia. Śmierciożercy często zastanawiali się, jak właściwie powinni się wobec niego zachowywać. Czarny Pan wydawał się cenić jego obecność. Nigdy nie powiedział słowa, jeżeli chłopak się spóźnił lub wpadł na spotkanie jak burza.
Nott i Yaxley skinęli mu głowami, nie słysząc sprzeciwu Voldemorta. Wiedzieli równie dobrze, jak i pozostali, że coś się zmieniło. Zastanawiali się tylko, czy będzie to zmiana na lepsze.
— Bellatrix, Narcyzo — kontynuował, jakby nie wydarzyło się nic dziwnego Riddle. — Udało wam się nawiązać kontakty z szyszymorami i wilami?
— W Wielkiej Brytanii nie ma zbyt wielu wil, Panie — zaczęła blondynka. — Ale ich stanowisko jest identyczne z tym zajmowanym przez wampiry. Jeżeli pokażemy im, że dzięki nam otrzymają pełnię praw, w razie konieczności wesprą twoje idee.
— Świetnie. Wile będą dobrymi sojusznikami. Bella?
— Niestety szyszymory są niechętne do jakichkolwiek rozmów. Obawiam się, że nie poradzę sobie sama — szepnęła niezadowolona kobieta.
— Jesteś po prostu niekompetentna — warknął Tom. — Najpierw nie wykonujesz moich rozkazów — mówił wściekłym głosem, przypominając sobie wcześniejszą rozmowę z Harrym. — Teraz nie jesteś w stanie nawet porozmawiać z naszymi potencjalnymi sprzymierzeńcami. Jeszcze trochę i okaże się, że jesteś mi całkowicie zbędna.
Wszyscy spięli się na słowa Czarnego Pana, ale nikt nie pozwolił sobie na jakikolwiek protest. Doskonale pamiętali karę, jaka spotkała kobietę, kiedy Voldemort dowiedział się, że ta zaatakowała Pottera. Nie wyjaśnił im przyczyny swojej decyzji, ale wtedy właśnie zrozumieli, że Wybraniec jest naprawdę nietykalny. A przynajmniej oni nie mieli zamiaru go krzywdzić i sprowadzać na siebie gniewu tak potężnego czarodzieja.
— Severusie — podjął, uspokajając się Tom. — Co słychać w Zakonie?
— Nie za dobrze — odpowiedział uśmiechając się z kpiną. Szybko jednak jego mina zmieniła się na niepewną. — Potter zniknął.
— Zniknął? — zapytał rozbawiony, wprawiając w zdziwienie zgromadzonych.
— Wczoraj, jak wiesz, były jego siedemnaste urodziny. Feniksy, obawiając się twojego ataku, opracowały plan ewakuacji chłopaka, ale kiedy dotarli do jego domu, okazało się, że dzieciaka tam nie ma. Jego ciotka powiedziała, że spędził u nich jeden dzień, po czym się wyprowadził obiecując, że jeśli tego nie zdradzą, nigdy więcej go nie zobaczą. Zostawił im jeszcze trochę pieniędzy i od tamtej pory go nie widzieli.
— Dobrze. — Uśmiechnął się zwycięsko. — Co na to Dumbledore?
— Jest wściekły. Złote Dziecię mu się wyrwało i starzec nie bardzo wie, co mógłby teraz zrobić. — Severus zobaczywszy, że Voldemort nie złości się na wieść o zaginięciu nastolatka, rozluźnił się i mówił znacznie pewniej. — Wysłał na poszukiwania ludzi, ale podejrzewam, że Wybraniec dobrze się ukrył. Do tego teraz jest pełnoletni, więc może swobodnie używać magii. Nie sądzę, żeby znaleźli go, jeżeli nie będzie sobie tego życzył. Choć ciężko mi to przyznać, to inteligentny dzieciak — skrzywił się, wypowiadając te słowa. — Niesamowicie zmienił się w ciągu ostatniego roku, choć mam wrażenie, że tylko ja to zauważyłem.
Harry patrzył oniemiały na swojego mistrza eliksirów. Komplement. Słyszeć taki komplement z ust tego człowieka graniczyło z cudem. I nie miało żadnego znaczenia, że Snape nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Musiał podeprzeć się fotela, na co Riddle zareagował cichym śmiechem. Omiótł zebranych spojrzeniem. Dziesięciu członków Wewnętrznego Kręgu. Jego najlepsi ludzie. Spotkanie właściwie uważał za skończone, nie było sensu odkładać tego, co postawił. Ucieszył go, choć zdziwił jednocześnie, komentarz szpiega. Może rzeczywiście chłopak miał rację, a on powoli wpadał w paranoję?
— Severusie, Lucjuszu, Rudolfusie i Rabastanie — powiedział cicho, a mężczyźni spojrzeli na niego pytająco. — Zostańcie.
Skinęli mu głowami, kiedy pozostali podnosili się niespiesznie ze swoich miejsc. Zdawali sobie sprawę, że właśnie zostali wyproszeni. Zanim jednak zdążyli zniknąć za masywnymi, bukowymi drzwiami, ponownie odezwał się nieznajomy:
— I Narcyza. — Blondynka odwróciła się do niego z niepewnym spojrzeniem. — Zostań, Narcyzo — dodał chłopak, siadając ostentacyjnie na podłokietniku zajmowanego przez Toma fotela.
Kiedy w pomieszczeniu pozostało tylko pięciu śmierciożerców, Harry wstał i zaczął niespokojnie chodzić po salonie. Rzucił kilka zaklęć wyciszających, jakby obawiając się, że ktoś może ich w tym miejscu podsłuchać.
— Zostaliście tu zaproszeni, bo jestem pewien, że można wam zaufać — zaczął, obserwując uważnie ich reakcje. — Wam wszystkim — dodał, widząc niepewną postawę Snape’a. — I nawet udało mi się do tego przekonać Toma.
Zaśmiał się, słysząc warknięcie Riddle’a i niedowierzające spojrzenia zebranych.
— Myślę, że kiedy będziemy w tym gronie, powinniście przestać mówić do niego: Panie. Może tego nie zauważyliście, ale strasznie go tym irytujecie.
— Przesadzasz, dzieciaku — sarknął Voldemort.
— Och, proszę cię! Nie mam zamiaru przez kolejne dni wysłuchiwać twojego narzekania.
— Do rzeczy — powiedział już spokojniej, uznając, że Harry ma jednak trochę racji.
Śmierciożercy wpatrywali się zaintrygowani w maszerującego w tę i z powrotem chłopaka. Rozmawiał z Czarnym Panem, jak z dobrym przyjacielem, a jemu to wyraźnie nie przeszkadzało. Co więcej, mieli dziwne wrażenie, że po tym spotkaniu oni również otrzymają do tego prawo.
— Nie wiem, od czego zacząć. — Chłopak wzruszył bezradnie ramionami i odwrócił się do Toma, który przewracając oczyma przywołał go do siebie.
Harry podszedł do niego i stanął obok, wpatrując się w podłogę. Wiedział, że dobrze wybrał. Wcześniej miał trochę wątpliwości względem Narcyzy, ale dzisiaj rozwiały się one zupełnie. Kobieta była teraz jego najmniejszym zmartwieniem, najbardziej obawiał się reakcji mistrza eliksirów.
— Skrzeczko — odezwał się cicho Riddle.
— Pan wzywał? — W salonie pojawiło się małe stworzenie, ubrane w nienaganny, szary fartuszek.
— Tak, Skrzeczko. Przynieś mi proszę, myślodsiewnię.
Skrzata zniknęła i wróciła po chwili w towarzystwie dwóch innych przedstawicieli swojego gatunku, niosąc ciężką, pokrytą licznymi runami misę.
— Jesteś pewien? — zapytał zdumiony chłopak.
— Tak — odpowiedział zdecydowanie mężczyzna. — Jeżeli mają poznać prawdę, muszą zrozumieć. Wszystko — dodał.
— Dobrze.
Tom przyłożył różdżkę do skroni i strzepnął kilka długich pasm do ustawionego na stole naczynia. Wyszeptał krótkie zaklęcie, a bezładne myśli zaczęły wirować, układając się w pożądane obrazy.
Wspomnienia dotyczyły jego dzieciństwa. Pierwszego morderstwa i jego powodów. Różnic w poglądach jego i Dumbledore’a. Przepowiedni wypowiedzianej niemal dwadzieścia lat temu. Tej prawdziwej, którą Harry pokazał Tomowi po wyprawie do Ministerstwa, oraz ku niedowierzaniu obecnych tego, co naprawdę stało się w tamtą pamiętną noc, kiedy zginęli Potterowie.
— To nie ty zabiłeś Lily — szepnął zszokowany Severus, patrząc z przerażeniem na Voldemorta, gdy wyłonił się umysłem z myślodsiewni. — Dlaczego tego nie wiedziałem?
Złapał się za głowę i jedna łza pociekła po jego bladym policzku. Tyle lat. Tyle nienawiści, złości i rozgoryczenia.
— Do dzisiaj nie wiedziałem, że to aż tak ważne — odpowiedział spokojnie Riddle. — Do dzisiaj nie rozumiałem…
— Zdradziłem cię, Panie — przerwał mu szybko Snape, sprawiając, że pozostali zamarli. — Zdradzam cię do dziś.
— Nie zdradzasz, Severusie — wtrącił się chłopak. — Wiemy o twojej roli podwójnego szpiega. — Mistrz eliksirów rozszerzonymi oczyma spoglądał na ukrytą pod kapturem postać. — Mimo tego, co robisz nigdy nie zdradziłeś Albusowi więcej niż życzyłby sobie Tom. Nigdy też nie dopuściłeś by któremukolwiek z twoich przyjaciół, czy osób ważnych dla niego — tu wskazał na Voldemorta — stała się krzywda. Nie potrafiłeś zaufać Feniksom, choć oczywiście Dumbledore twierdzi inaczej. Nie uległeś jego manipulacjom, a to już duże osiągnięcie. Jesteś zbyt ważną osobą, a ja za bardzo sobie ciebie cenię, żeby móc poddawać w wątpliwość twoją wierność.
Kończąc, uśmiechnął się do siebie, widząc wdzięczność w oczach nauczyciela. Snape rozumiał, iż to zapewne dzięki tej dziwnej osobie jeszcze żyje, że to właśnie ona postanowiła i jakimś sposobem przekonała do tego Riddle’a, żeby także szpieg znalazł się w tym pokoju. Wraz z innymi najwierniejszymi śmierciożercami.
Pozostali patrzyli niepewnie na każdego z trójki mężczyzn. Voldemort wydawał się zadowolony z zachowania Snape’a. Jakby tego właśnie oczekiwał. Przyznania się do winy, okazania skruchy.
— Panie — zaczął Rabastan poprawiając się szybko, kiedy zobaczył rozgniewany wzrok skierowany na swoją osobę. — Tom — powiedział niepewnie. — Czy to z powodu przepowiedni zmieniłeś rozkazy dotyczące Pottera?
— Po części — odpowiedział zamyślony Riddle. — Ale były też inne okoliczności.
— Dziękujemy ci za twoje zaufanie — odezwał się z wdzięcznością Malfoy. — Bardzo wiele dla nas znaczy.
— Och! — Zaśmiał się Tom. — Nie mnie powinniście dziękować. Gdyby nie on — machnął niedbale dłonią w stronę Harry’ego. — Jeszcze długo byście o tym nie wiedzieli. I nie jestem pewien, czy bylibyśmy tu w takim składzie.
— Dzięki tobie? — szepnęła Narcyza, patrząc z wahaniem na zakapturzoną postać.
Teraz zrozumiałe wydawało jej się, dlaczego to on poprosił ją o pozostanie w salonie. To chłopak wybrał zgromadzonych tu ludzi. Dzięki niemu i zapewne jej dzisiejszej krótkiej przemowie o stanowisku wil, znalazła się w tym gronie. Każdy domyślił się, że to właśnie nieznajomy wybrał starannie odpowiednich członków Wewnętrznego Kręgu. Zdawali sobie sprawę, że jest on kimś ważnym, ale aż do dziś nie wiedzieli, jak ważny jest. Jak ogromny wpływ ma na ich Pana.
— Obserwowałem was od początku, kiedy zacząłem pojawiać się na naszych spotkaniach — zaczął wyjaśnienia chłopak. — Niektórych nawet znacznie dłużej — dodał rozbawiony. — Żadne z was nie stanowi zagrożenia ani dla mnie, ani dla planów Toma. Jesteście dokładnie tymi ludźmi, którzy powinni tu być. Masz rację, Narcyzo — zwrócił się bezpośrednio do kobiety, domyślając się o co dokładnie jej chodziło. — Miałem pewne wątpliwości, jeżeli chodzi o ciebie, ale nie wynikały one z braku zaufania, a jedynie z obawy, że przywiązanie do siostry mogłoby być silniejsze niż to, do idei Czarnego Pana.
— Nie rozumiem — przyznała blondynka.
— Ale ja rozumiem — odezwał się Rudolfus, skupiając na siebie uwagę zebranych. — Bella już od dawna przestała poprawnie funkcjonować. Nie wypełnia poleceń, nie potrafi wykonać najprostszych zadań. Kwestionuje każdą decyzję Toma. — Od dłuższego nic go nie łączyło z żoną, ale nie mógł jej zostawić. Mimo wszystko była użyteczna. — Zauważ, że wszystkie negocjacje mieliśmy prowadzić w parach. Ja i Rabastan, Nott i Yaxley oraz wy dwie. Ty jednak odcięłaś się od Belli, prawdopodobnie wiedząc, że z nią nie osiągnęłabyś niczego. Pokazałaś, choć może nieświadomie, kto jest dla ciebie ważniejszy.
Harry przytaknął z satysfakcją. Ten mężczyzna mimo, że rzadko zabierał głos, zawsze wyciągał właściwe wnioski. Wcale by się nie zdziwił, gdyby Rudolfus już domyślał się, kto jest ukryty pod srebrną maską.
— Wiesz, kim jestem — powiedział pewnie. — Mam rację?
— Tak sądzę — odpowiedział cicho, patrząc jednak nie na niego, a na Toma, który zaśmiał się na to wyznanie.
Pozostali patrzyli na niego z uznaniem. Bez masek, zbędnej oschłości czy nienawiści. Ukrywanie uczuć było w tym miejscu całkowanie niepotrzebne.
— Właśnie w tym celu zostaliście tu zaproszeni — odezwał się ponownie Voldemort. — Choć przypuszczałem, że to nie ty, Rudolfusie domyślisz się jako pierwszy. — Tu zerknął na Severusa, a wtedy to starszy z braci Lestrange zaśmiał się wymownie.
Harry spojrzał niepewnie na swojego partnera, a ten kiwnął przyzwalająco głową.
— Boję się ich reakcji — przyznał cicho, choć i tak każdy usłyszał te słowa.
Tom przygarnął go do siebie i zdejmując kaptur pocałował opiekuńczo w czubek głowy. Śmierciożercy zapatrzyli się na tę scenę, próbując niewątpliwie zrozumieć jej wydźwięk. Po chwili, gdy chłopak wtulił się w pierś Czarnego Pana, jakby szukając wsparcie, po czym szybko podniósł się i stanął u jego boku, w ich oczach błysnęło zrozumienie. Byli razem. To dlatego Tom pozwalał chłopakowi na więcej, dlatego tak ważna była jego obecność i opinie. A oni nieświadomie zyskali jego poparcie, wzmacniając tym samym swoją i tak już dość pewną pozycję u boku Voldemorta.

3 komentarze:

  1. Witam,
    początek wspaniały, Harry i Tom razem, Tom pozwalał Harremu na więcej, och jestem ciekawa miny Severusa jak pozna kim jest ta tajemnicza osoba obok Riddla
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    zaczynam od tego opowiadania, bo nie mogę się od niego oderwać...
    po pierwsze Tom i Harry o tak, o tak, jestem ciekawa miny Severusa jak sie dowie kim jest ta tajemnicza postać obok Riddla...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    uwielbiam taką tematykę, Tom i Harry razem, jestem ciekawa miny Severusa jak pozna kim jest ta tajemnicza postać :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń