wtorek, 25 września 2012

PP 3



Kilka dni później, w tym samym przestronnym salonie, siedziało czterech ubranych w normalne, czarodziejskie szaty mężczyzn. Towarzyszyła im ładna, blond włosa kobieta i dwóch siedemnastoletnich chłopców. Obaj nie rozumieli powodu, dla którego się tu znaleźli. Obaj mieli obawy, co do tego spotkania. Chociaż każdy zupełnie inne.
Po niespełna dziesięciu minutach drzwi pomieszczenia otworzyły się cicho i do środka wszedł Voldemort z ukrytym pod kapturem śmierciożercą. Draco i Rafael wstali szybko i pokłonili się nisko. Ale zarówno ich rodzice, jak i Severus wraz z Rudolfusem skinęli im tylko głowami.
— Tom? — odezwała się spokojnie Narcyza. — Coś się stało?
Czarny Pan zajął miejsce na jednej z czarnych, skórzanych kanap, a obok niego stanął Harry. Młodzi arystokraci patrzyli zdziwieni zarówno na swobodę wypowiedzi kobiety, jak i na nieznaną im, nieco przerażającą i ukrywającą się z niewiadomych przyczyn postać.
— Nie, Narcyzo. Usiądźcie — rzucił w stronę nastolatków. — Chcę, żebyście opowiedzieli mi, co według was oznacza bycie śmierciożercą. Czym jest walka pod moim dowództwem? I co sądzicie o Jasnej Stronie i jej przywódcy?
Mówiąc, przyglądał się uważnie reakcji chłopców. Spięli się na usłyszane słowa, ale nie odważyli się zaprotestować, czy choćby poruszyć. Gryfon też patrzył wprost na nich, nie chcąc przegapić najmniejszego ruchu. Pierwszy odezwał się Malfoy, przeciągając sylaby na swój zblazowany, irytujący sposób.
— Panie — zaczął. — Od dziecka jesteśmy uczeni czarnej magii oraz zaklęć i uroków znacznie przewyższających standardy Hogwartu, czy innych czarodziejskich szkół. Mamy szerszą wiedzę ogólną i potrafimy funkcjonować w środowisku zarówno politycznym, jak i arystokratycznym. Jesteśmy po prostu lepsi.
Harry prychnął cicho na to stwierdzenie. Tak bardzo pasowało to do Draco, taki sposób myślenia był niejako jego integralną częścią. Dokładnie czegoś takiego się spodziewał, proponując tę rozmowę.
Malfoy spojrzał na niego z obawą, zastanawiając się, czy powiedział coś niewłaściwego. Rozejrzał się po zebranych, ale ich miny były nieprzeniknione. Jak zwykle zresztą. Zirytowany chciał ciągnąć dalej, ale tym razem przerwał mu Lord.
— Czy według was — zaczął, mówiąc do obu chłopców — to, że jesteście, jak to określił Draco – lepsi – oznacza, że będziecie z godnością nosić szaty, świadczące o… popieraniu moich ideałów?
— Oczywiście — odpowiedział natychmiast młody Malfoy, wprawiając tym w osłupienie wszystkich dorosłych i wywołując śmiech u Harry’ego.
— Mówiłem — szepnął do Czarnego Pana.
— Rafael? — odezwał się Rabastan, patrząc znacząco na syna. — Czy ty też tak sądzisz?
Chłopak zastanawiał się chwilę, dostrzegając ważność tego pytania, jak i reakcję dorosłych na słowa blondyna. Po chwili odezwał się cicho.
— Czuję się lepszy, będąc arystokratą — przyznał. — Czuję się też lepszy, będąc twoim synem, ojcze. Synem śmierciożercy należącego do samego Wewnętrznego Kręgu. Czuję się lepszy, znając chociaż tę namiastkę czarnej magii, którą już opanowałem. I czuję się silniejszy, potrafiąc więcej niż przeciętny nastolatek.
Potter analizował słowa chłopaka z dużym zaciekawieniem. Teoretycznie powiedział on dokładnie to samo, co Draco, ale jakimś sposobem nie był w stanie odebrać tej wypowiedzi w sposób negatywny.
— Nie sądzę jednak… — kontynuował Rafael. — Nie uważam, żeby sam fakt tego, że mam większą wiedzę, obycie czy pozycję społeczną miał świadczyć o godnym reprezentowaniu twojej osoby, Panie.
Teraz już nie tylko Wybrańca ciekawiło do czego dąży chłopak. Wszystkie twarze zwrócone były bezpośrednio na niego, a on, czując to opuścił głowę i wpatrywał się w swoje stopy.
— Dlaczego nie? — zapytał niespodziewanie Draco, zwracając na siebie uwagę.
— Ponieważ… — zaczął, ale przerwał niemal natychmiast.
Ze strachem zapatrzył się w oczy Voldemorta i przełknął głośno ślinę. Może i Czarny Pan wyglądał w tej postaci łagodniej niż wcześniej, ale to wcale nie znaczyło, że taki był. A on nie chciał skończyć jako martwy siedemnastolatek. Albo gorzej – jako martwy, torturowany przed śmiercią siedemnastolatek!
— Możesz mówić swobodnie — powiedział Tom. Dostrzegł jednak tylko większe przerażenie w oczach rozmówcy. — Nic, z tego co teraz powiecie nie zostanie w żaden sposób wykorzystane przeciwko wam. Chcę po prostu wiedzieć, jak mnie postrzegacie. — Zaczynał się powoli niecierpliwić. — Jeżeli nie powiesz mi prawdy, po prostu użyję legilimencji, a wtedy ty będziesz cierpiał, a ja i tak dowiem się wszystkiego. Widzisz w tym sens? — warknął na koniec.
Chłopak szybko pokręcił głową i powiedział niemal szeptem:
— Nie popieram tego, co robisz, Panie. Nie rozumiem twoich planów i nie wiem, do czego zmierzasz. Nie widzę sensu w zabijaniu mugoli, a tym bardziej mugolaków. Mam wielu przyjaciół czystej krwi, którzy myślą podobnie jak ja. Mam też wielu przyjaciół, których rodzice nie są czarodziejami i boję się o nich. Boję się, że kiedyś, z powodu czegoś, czego nie rozumiem i czego nie popieram będę musiał ich zabić, bo jeżeli tego nie zrobię… — zawahał się na moment, ale po krótkiej chwili podniósł wysoko głowę i spojrzał w oczy Lorda z wyraźnym wyzwaniem. — Wtedy ty, Panie zabijesz mnie. O ile uznasz za wystarczająco godnego, abym to z twojej ręki zginął.
Tom przyglądał się chłopakowi z wyraźnym wahaniem.
Merlinie, oni nic nie wiedzą!
Przytaknął tylko z cichym westchnieniem i spojrzał wyczekująco na Malfoya.
— Draco, czy chcesz coś dodać po przemowie Rafaela?
Ten zerknął pytająco w stronę rodziców, ale po ich wyraźnym skinięciu, rozluźnił się i mówił bez skrępowania.
— Nie zgadzam się z Rafaelem. Moim zdaniem twoje idee, Panie są jak najbardziej uzasadnione. Mugole plenią się w zastraszającym tempie. Ich wynalazki są dla nas zagrożeniem, a ich wiedza o nas mogłaby doprowadzić do katastrofy. Dlatego też rozumiem konieczność eliminacji szlam — wypluł z siebie z obrzydzeniem. — One są największym problemem. To przez takie osoby, coraz więcej niemagicznych zna nasze tajemnice. Nie mam i nigdy mieć nie będę przyjaciół wśród mugolaków, nie są warci mojego czasu i uwagi. Dla mnie nie muszą istnieć.
Tom patrzył niedowierzająco na jedynego potomka Lucjusza i Narcyzy. Jeżeli rzeczywiście dzieci członków Wewnętrznego Kręgu myślą w ten sposób, to co dopiero reszta. W przypływie irytacji złapał się za głowę i warknął wściekle. Harry położył dłoń na jego ramieniu i ścisnął lekko, próbują przywołać go do porządku. Mężczyzna wziął głęboki oddech i zerknął na równie zdziwionych jak on czarodziei.
— Mylisz się, Draco — odezwał się niespodziewanie Severus. — Przyjaźnisz się z mugolakami. Co najmniej z dwoma.
— Nie przyjaźnię — odpowiedział butnie chłopak.
Snape spojrzał pytająco na Voldemorta, ale ten tylko skinął, żeby kontynuował. Sam był ciekawy, do czego ten dąży.
— Nott i Zabini są magicznie przysposobieni — powiedział cicho, wywołując zaskoczone sapnięcia. — Ich rodzice byli mugolami, którzy zginęli w jakimś konflikcie zbrojnym. Ale oni byli tylko małymi dziećmi, które zostały bez opiekunów. Magicznymi dziećmi. Pomagałem załatwić adopcję — dodał przepraszająco, zwracając się na koniec do Riddle’a.
— To niemożliwe — wyszeptał Draco. — Przyjaźnię się ze szlamami…
— Nawet nie waż się powiedzieć im o tym, że wiesz — warknął Severus. — Obaj dowiedzieli się dopiero w siedemnaste urodziny. Tak było dla nich bezpieczniej.
Rafael patrzył niedowierzająco na Snape’a. Nie rozumiał, dlaczego ten właśnie wydał dwójkę dzieci, która między innymi dzięki niemu prowadziła takie a nie inne życie.
— Jak mogłeś — burknął w końcu, nie wytrzymując. — Jak mogłeś ich zdradzić!? Przecież on ich teraz zabije!
Harry znowu się zaśmiał. Tym razem ciepło. Niemal radośnie. Ten śmiech rozluźnił atmosferę i pozostali też uśmiechnęli się lekko. Tylko dwóch nastolatków miało niepewne miny.
— I co w tym jest takiego śmiesznego? — naskoczył na Gryfona Rafael. — Jesteś takim samym psychopatą, jak i on? — Wskazał na Lorda. — Ciebie też bawi śmierć niewinnych? Zapewne zabiłbyś ich z największą przyjemnością już teraz. Ale ja ich znam od dzieciństwa. Znam i nie pozwolę skrzywdzić — krzyczał, stając naprzeciw zamaskowanego Harry’ego. — Mam nadzieję, że zdechniesz w męczarniach, a później całą wieczność będziesz cierpiał katusze. Morderca! — syknął mu w twarz.
Początkowo nikt nie zareagował na wybuch nastolatka, ale z każdym kolejnym słowem czuli coraz większą moc bijącą od Pottera. To było niepokojące, ale przyciągało ich do niego. Hipnotyzowało. Czuli się bezwolni i jednocześnie irracjonalnie szczęśliwi. Coś zmieniło się dopiero, kiedy Rafael wypowiedział ostatnie słowo. Morderca, pobrzmiewało w umysłach wszystkich. Magia zaczęła wirować niebezpiecznie dookoła. Jakby chciała ich skrzywdzić, ukarać.
— Synu — warknął wściekły Rabastan, ale chłopak wciąż stał, wpatrując się z zaciętą miną w osobę przed sobą.
Niespodziewanie twarz nastolatka zmieniła wyraz na niedowierzający, po czym z jego gardła wydobył się głośny krzyk. Tylko Czarny Pan pozostał spokojny. Wiedział, co Harry właśnie robił i nie pozwolił nikomu wstać się z miejsc.
— Pokazuje mu swoją dobroć — szepnął. — Pokazuje mu swoją miłość, oddanie, wierność. Pokazuje ból, jakiego doświadczał latami, zdrady przyjaciół i swoje zamiłowanie do czarnej magii. Ale nie takie, które ma służyć cierpieniu. Takie, które pomoże mu walczyć, o to w co wierzy — wyjaśnił.
Nie wiedzieli, co mogliby na to powiedzieć. Nie rozumieli, w jaki sposób chłopak to robi. Sami czuli tylko przebłyski co silniejszych emocji i uczuć. Wybraniec kontrolował się jednak idealnie. To wszystko przeznaczone było dla Rafaela. Nie dla nich. Oni po prostu byli na tyle blisko, żeby móc doświadczyć tego niesamowitego wrażenia. Doświadczyć części jego magii.
— Wystarczy, mój mały.
Tom podszedł do kochanka i stając za nim, objął go delikatnie w pasie. Czuł, jak chłopak się uspokaja. Jak jego mięsnie się rozluźniają, a umysł powoli wraca do normy. Czuł odpływ silnej magii i szybko bijące serce. Przysunął się do niego bardziej i gładził z czułością po prawym boku. Odsłaniając nieco kaptur złożył serię małych pocałunków na jasnej szyi.
Draco z niedowierzaniem wpatrywał się w scenę rozgrywającą się przed jego oczami.
Co to było? I co właściwie dzieje się teraz?
Kątem oka dostrzegł twarze pozostałych, siedzących wokół niego osób. Wyglądali na nieco zdziwionych, ale uśmiechali się lekko wymieniając znaczące spojrzenia. Miał wrażenie, że znalazł się w jakimś równoległym wszechświecie, w którym wszystko jest poodwracane, zmienione i nieprawdziwe.
W międzyczasie młody Lestrange upadł na podłogę, ale nikt nie podszedł, żeby mu pomóc. Po kilku minutach usłyszeli ciche: już dobrze, dziękuję. Riddle uśmiechnął się, po raz ostatni dotknął wargami szyi Harry’ego i zajął swoje miejsce. Chłopak tymczasem przykucnął i wyciągnął dłoń do zwiniętego w kłębek nastolatka. Otarł jedną dłonią łzy, który płynęły niekontrolowanie z oczu Rafaela i pomógł mu wstać.
— Przepraszam — szepnął, wciąż zapłakany. — Tak bardzo cię przepraszam.
Potter uśmiechnął się ciepło, choć i tak nikt nie mógł tego zobaczyć. Maska nadal zasłaniała całą jego twarz.
— Nie wiedziałem — tłumaczył dalej chłopak. — Tyle krzywd. Tyle zła. I Teodor, i Blaise. Wiedziałeś o nich — dodał wstrząśnięty swoim odkryciem.
— Wiedziałeś? — zapytał zdziwiony Tom, na co chłopak skinął głową. — Skąd?
Harry zerknął na Severusa, ale się nie odezwał. Za bardzo obawiał się, że Draco mógłby rozpoznać jego głos, a nie był pewien, jakie plany ma Czarny Pan.
— Z moich wspomnień? — wtrącił cicho Snape, a on przytaknął.
— A nie powiedziałeś mi, bo… ?
Wybraniec znów spojrzał na mistrza eliksirów i opuścił lekko głowę.
— Bał się, że uznasz to za kolejną moją zdradę — odpowiedział za niego profesor. — Zauważyłem… — ciągnął nieco rozbawiony. — Cóż. Z ciągle niezrozumiałych do końca dla mnie przyczyn bardzo mu zależało, żebym został w to wszystko wtajemniczony. Podejrzewam, że obawiał się, iż taką wiadomość… ehm. — Zastanowił się chwilę, jak ubrać w słowa swoje myśli. — Fakt, że nie powiedziałem ci tego osobiście, że ukrywałem to tyle lat, mógłbyś odebrać jako kolejny dowód na to, że należy mnie raczej zabić niż przyciągać bliżej siebie. Bliżej was — dodał po chwili, patrząc na Harry’ego i szukając potwierdzenia.
Nastolatek pokiwał głową i zerknął z obawą na Toma, ale ten tylko lekko zszokowany, pokręcił niedowierzająco głową i uśmiechnął się nieznacznie.
— Naprawdę nie mogę zrozumieć waszej wcześniejszej niechęci do siebie — powiedział z sarkazmem. Każdy, kto był świadomy, że to Gryfon skrywa się pod kapturem, parsknął cicho na tak jawne niedopowiedzenie. — Chyba nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo podobni do siebie jesteście. Właściwie, to patrząc obiektywnie na wasze życie, od niemal samego urodzenia. Jakimś cudem umiecie porozumiewać się za pomocą jednego spojrzenia i niemal zawsze wiecie, co czuje drugi.
Harry i Severus spojrzeli na siebie i zastanowili nad słowami Voldemorta. Wiedzieli o tym, że miał rację. Podobne, niełatwe dzieciństwo. Konieczność dorastania w miejscach, w których nie byli nikomu potrzebni. Szkoła, w której jeden był samotnikiem z polującą na niego czwórką Huncwotów, a drugi był wynoszony na piedestał, choć wcale tego nie chciał. Choć tego nienawidził. Podobne poglądy, tajemnice, skrytość. I wreszcie zamiłowanie do czarnej magii. Miłość, nad którą trzeba umieć zapanować. Miłość, która może zniszczyć, ale może też prowadzić. Pomagać.
— To moja wina — szepnął ze skruchą Snape.
— Nie da się ukryć — odpowiedział rozbawiony Lucjusz. — Ale miałeś swoje powody, a pan… — przerwał nagle, zdając sobie sprawę, że prawie wydał chłopaka. — Już zostało ci wybaczone — dokończył niepewnie.
Na zająknięcie Malfoya szczególną uwagę zwrócił jego syn i Rafael. Spojrzeli na siebie i szybko odwrócili wzrok. Właśnie się zorientowali, że wszyscy poza nimi doskonale wiedzą, kto ukrywa się za maską śmierciożercy. Kto ma tak dużą siłę, a jednocześnie jest tak niespodziewanie dobry.
Jakim cudem ktoś taki trafił w szeregi Czarnego Pana?
— Panie — zaczął niepewnie Rafael.
Rabastan zawsze zdawał sobie sprawę z tego, że jego dziecko lubi ryzykować, ale nie chciał znowu patrzyć na cierpienie chłopca. Szczególnie, jeżeli po raz kolejny wpadnie w swój defensywno-ofensywny nastrój. Obrona tych, którzy sami nie są w stanie się bronić i atak na tych, których obrażać z pewnością nie powinien. Dzieciak był taki impulsywny! A przecież próbował go nauczyć opanowania. Od małego wpajał mu, jak ważna jest umiejętność ukrywania emocji. Oczywiście nie przyniosło to żadnych rezultatów, przez co nie raz wściekał się na chłopca. Tylko czasami, kiedy wspominał swoją żonę i dostrzegał w synu tak wiele jej cech, dochodził do wniosku, że kocha go właśnie takiego. Roztrzepanego i nieposłusznego. Teraz jednak posłał mu groźne spojrzenie, które jak niestety wiedział, zupełnie nic nie pomoże.
— Panie — powtórzył nastolatek. — Mam wrażenie, że albo coś się zmieniło, albo nic nie rozumiem — przyznał, ale znowu się zawahał. Bał się. Jeżeli taki ból mogła sprawić mu miłość, to co się stanie, kiedy poczuje na sobie gniew?
— Mów dalej — ponaglił go jednak Lord.
— Panie, nie zrozum mnie źle, ale… Jak to się stało, że ten człowiek — wskazał na Harry’ego dłonią — jest po twojej stroni? On… Wybacz, ale nie widzę w tym sensu — dodał, patrząc już na chłopaka.
— Tak — syknął niezadowolony Tom. — Problem polega właśnie na tym, że żaden z was, ani ty, ani Draco nie rozumie.
Przez moment panowało milczenie, ale w końcu Riddle podniósł się ze swojego miejsca, objął kochanka w pasie i zwrócił się do pozostałych:
— Nikt poza tym salonem nie zna jego tożsamości — powiedział i spojrzał z uczuciem na chłopaka. — Pięć osób. Oni — wskazał na dorosłych, mówiąc teraz wyłącznie do nastolatków — czekali na poznanie prawdy niemal rok.
Rafael sapnął niedowierzająco, ale Draco ciągle zastanawiał się nad wcześniejszymi słowami Severusa. Słowami o rzekomej zdradzie i wybaczeniu.
Niby kogo profesor tak nienawidził? Kto miałby największy problem z wybaczeniem mu, a jednocześnie byłby w stanie to zrobić?
Dopiero po następnych słowach Czarnego Pana, blondyn zaczął przysłuchiwać się uważniej.
— Jesteś nam jednak obaj potrzebni. Szczególnie Draco. — Tu uśmiechnął się drapieżnie. — Ale to za chwilę. Najpierw chciałbym wam coś pokazać.
— Panie? — odezwała się niespokojnie Narcyza.
— Och! Zaraz sami się przekonacie.

3 komentarze:

  1. Witam,
    Harry wpadł na genialny plan, dzieciaki nic nie wiedzą, Rafael wybuch i Harry pokazał swą moc, wydaje mi się, że Draco ma już podejrzenia do tego kto ukrywa się za tą maską....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    Harry wpadł na bardzo genialny plan, dzieciaki nic nie wiedzą tak naprawdę, Rafael wybuch i Harry pokazał swą moc, wydaje mi się, że Draco ma już podejrzenia do tego kto ukrywa się za tą maską....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    Harry wpadł na bardzo genialny plan, jaksię okazuje dzieciaki nic nie wiedzą tak naprawdę o działalności voldermorta, Rafael wybuch i Harry pokazał swą moc, wydaje mi się, że Draco ma już podejrzenia do tego kto ukrywa się za tą maską....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń