Kilka dni później, w tym samym przestronnym salonie,
siedziało czterech ubranych w normalne, czarodziejskie szaty mężczyzn.
Towarzyszyła im ładna, blond włosa kobieta i dwóch siedemnastoletnich chłopców.
Obaj nie rozumieli powodu, dla którego się tu znaleźli. Obaj mieli obawy, co do
tego spotkania. Chociaż każdy zupełnie inne.
Po niespełna dziesięciu minutach drzwi pomieszczenia
otworzyły się cicho i do środka wszedł Voldemort z ukrytym pod kapturem
śmierciożercą. Draco i Rafael wstali szybko i pokłonili się nisko. Ale zarówno
ich rodzice, jak i Severus wraz z Rudolfusem skinęli im tylko głowami.
— Tom? — odezwała się spokojnie Narcyza. — Coś się stało?
Czarny Pan zajął miejsce na jednej z czarnych, skórzanych
kanap, a obok niego stanął Harry. Młodzi arystokraci patrzyli zdziwieni zarówno
na swobodę wypowiedzi kobiety, jak i na nieznaną im, nieco przerażającą i
ukrywającą się z niewiadomych przyczyn postać.
— Nie, Narcyzo. Usiądźcie — rzucił w stronę nastolatków. —
Chcę, żebyście opowiedzieli mi, co według was oznacza bycie śmierciożercą. Czym
jest walka pod moim dowództwem? I co sądzicie o Jasnej Stronie i jej przywódcy?
Mówiąc, przyglądał się uważnie reakcji chłopców. Spięli się
na usłyszane słowa, ale nie odważyli się zaprotestować, czy choćby poruszyć.
Gryfon też patrzył wprost na nich, nie chcąc przegapić najmniejszego ruchu.
Pierwszy odezwał się Malfoy, przeciągając sylaby na swój zblazowany, irytujący
sposób.
— Panie — zaczął. — Od dziecka jesteśmy uczeni czarnej magii
oraz zaklęć i uroków znacznie przewyższających standardy Hogwartu, czy innych
czarodziejskich szkół. Mamy szerszą wiedzę ogólną i potrafimy funkcjonować w
środowisku zarówno politycznym, jak i arystokratycznym. Jesteśmy po prostu
lepsi.
Harry prychnął cicho na to stwierdzenie. Tak bardzo pasowało to
do Draco, taki sposób myślenia był niejako jego integralną częścią. Dokładnie
czegoś takiego się spodziewał, proponując tę rozmowę.
Malfoy spojrzał na niego z obawą, zastanawiając się, czy
powiedział coś niewłaściwego. Rozejrzał się po zebranych, ale ich miny były
nieprzeniknione. Jak zwykle zresztą. Zirytowany chciał ciągnąć dalej, ale tym
razem przerwał mu Lord.
— Czy według was — zaczął, mówiąc do obu chłopców — to, że
jesteście, jak to określił Draco – lepsi – oznacza, że będziecie z
godnością nosić szaty, świadczące o… popieraniu moich ideałów?
— Oczywiście — odpowiedział natychmiast młody Malfoy,
wprawiając tym w osłupienie wszystkich dorosłych i wywołując śmiech u Harry’ego.
— Mówiłem — szepnął do Czarnego Pana.
— Rafael? — odezwał się Rabastan, patrząc znacząco na syna. —
Czy ty też tak sądzisz?
Chłopak zastanawiał się chwilę, dostrzegając ważność tego
pytania, jak i reakcję dorosłych na słowa blondyna. Po chwili odezwał się cicho.
— Czuję się lepszy, będąc arystokratą — przyznał. — Czuję się
też lepszy, będąc twoim synem, ojcze. Synem śmierciożercy należącego do samego
Wewnętrznego Kręgu. Czuję się lepszy, znając chociaż tę namiastkę czarnej
magii, którą już opanowałem. I czuję się silniejszy, potrafiąc więcej niż
przeciętny nastolatek.
Potter analizował słowa chłopaka z dużym zaciekawieniem.
Teoretycznie powiedział on dokładnie to samo, co Draco, ale jakimś sposobem nie
był w stanie odebrać tej wypowiedzi w sposób negatywny.
— Nie sądzę jednak… — kontynuował Rafael. — Nie uważam, żeby
sam fakt tego, że mam większą wiedzę, obycie czy pozycję społeczną miał
świadczyć o godnym reprezentowaniu twojej osoby, Panie.
Teraz już nie tylko Wybrańca ciekawiło do czego dąży chłopak.
Wszystkie twarze zwrócone były bezpośrednio na niego, a on, czując to opuścił
głowę i wpatrywał się w swoje stopy.
— Dlaczego nie? — zapytał niespodziewanie Draco, zwracając na
siebie uwagę.
— Ponieważ… — zaczął, ale przerwał niemal natychmiast.
Ze strachem zapatrzył się w oczy Voldemorta i przełknął
głośno ślinę. Może i Czarny Pan wyglądał w tej postaci łagodniej niż wcześniej,
ale to wcale nie znaczyło, że taki był. A on nie chciał skończyć jako martwy
siedemnastolatek. Albo gorzej – jako martwy, torturowany przed śmiercią
siedemnastolatek!
— Możesz mówić swobodnie — powiedział Tom. Dostrzegł jednak
tylko większe przerażenie w oczach rozmówcy. — Nic, z tego co teraz powiecie
nie zostanie w żaden sposób wykorzystane przeciwko wam. Chcę po prostu wiedzieć,
jak mnie postrzegacie. — Zaczynał się powoli niecierpliwić. — Jeżeli nie powiesz
mi prawdy, po prostu użyję legilimencji, a wtedy ty będziesz cierpiał, a ja i
tak dowiem się wszystkiego. Widzisz w tym sens? — warknął na koniec.
Chłopak szybko pokręcił głową i powiedział niemal szeptem:
— Nie popieram tego, co robisz, Panie. Nie rozumiem twoich
planów i nie wiem, do czego zmierzasz. Nie widzę sensu w zabijaniu mugoli, a
tym bardziej mugolaków. Mam wielu przyjaciół czystej krwi, którzy myślą
podobnie jak ja. Mam też wielu przyjaciół, których rodzice nie są czarodziejami
i boję się o nich. Boję się, że kiedyś, z powodu czegoś, czego nie rozumiem i
czego nie popieram będę musiał ich zabić, bo jeżeli tego nie zrobię… — zawahał
się na moment, ale po krótkiej chwili podniósł wysoko głowę i spojrzał w oczy
Lorda z wyraźnym wyzwaniem. — Wtedy ty, Panie zabijesz mnie. O ile uznasz za wystarczająco
godnego, abym to z twojej ręki zginął.
Tom przyglądał się chłopakowi z wyraźnym wahaniem.
Merlinie, oni nic nie wiedzą!
Przytaknął tylko z cichym westchnieniem i spojrzał wyczekująco
na Malfoya.
— Draco, czy chcesz coś dodać po przemowie Rafaela?
Ten zerknął pytająco w stronę rodziców, ale po ich wyraźnym skinięciu,
rozluźnił się i mówił bez skrępowania.
— Nie zgadzam się z Rafaelem. Moim zdaniem twoje idee, Panie
są jak najbardziej uzasadnione. Mugole plenią się w zastraszającym tempie. Ich
wynalazki są dla nas zagrożeniem, a ich wiedza o nas mogłaby doprowadzić do
katastrofy. Dlatego też rozumiem konieczność eliminacji szlam — wypluł z siebie
z obrzydzeniem. — One są największym problemem. To przez takie osoby, coraz
więcej niemagicznych zna nasze tajemnice. Nie mam i nigdy mieć nie będę
przyjaciół wśród mugolaków, nie są warci mojego czasu i uwagi. Dla mnie nie
muszą istnieć.
Tom patrzył niedowierzająco na jedynego potomka Lucjusza i
Narcyzy. Jeżeli rzeczywiście dzieci członków Wewnętrznego Kręgu myślą w ten
sposób, to co dopiero reszta. W przypływie irytacji złapał się za głowę i
warknął wściekle. Harry położył dłoń na jego ramieniu i ścisnął lekko, próbują
przywołać go do porządku. Mężczyzna wziął głęboki oddech i zerknął na równie zdziwionych
jak on czarodziei.
— Mylisz się, Draco — odezwał się niespodziewanie Severus. —
Przyjaźnisz się z mugolakami. Co najmniej z dwoma.
— Nie przyjaźnię — odpowiedział butnie chłopak.
Snape spojrzał pytająco na Voldemorta, ale ten tylko skinął,
żeby kontynuował. Sam był ciekawy, do czego ten dąży.
— Nott i Zabini są magicznie przysposobieni — powiedział
cicho, wywołując zaskoczone sapnięcia. — Ich rodzice byli mugolami, którzy
zginęli w jakimś konflikcie zbrojnym. Ale oni byli tylko małymi dziećmi, które
zostały bez opiekunów. Magicznymi dziećmi. Pomagałem załatwić adopcję — dodał
przepraszająco, zwracając się na koniec do Riddle’a.
— To niemożliwe — wyszeptał Draco. — Przyjaźnię się ze
szlamami…
— Nawet nie waż się powiedzieć im o tym, że wiesz — warknął
Severus. — Obaj dowiedzieli się dopiero w siedemnaste urodziny. Tak było dla
nich bezpieczniej.
Rafael patrzył niedowierzająco na Snape’a. Nie rozumiał,
dlaczego ten właśnie wydał dwójkę dzieci, która między innymi dzięki niemu
prowadziła takie a nie inne życie.
— Jak mogłeś — burknął w końcu, nie wytrzymując. — Jak mogłeś
ich zdradzić!? Przecież on ich teraz zabije!
Harry znowu się zaśmiał. Tym razem ciepło. Niemal radośnie.
Ten śmiech rozluźnił atmosferę i pozostali też uśmiechnęli się lekko. Tylko
dwóch nastolatków miało niepewne miny.
— I co w tym jest takiego śmiesznego? — naskoczył na Gryfona
Rafael. — Jesteś takim samym psychopatą, jak i on? — Wskazał na Lorda. — Ciebie
też bawi śmierć niewinnych? Zapewne zabiłbyś ich z największą przyjemnością już
teraz. Ale ja ich znam od dzieciństwa. Znam i nie pozwolę skrzywdzić — krzyczał,
stając naprzeciw zamaskowanego Harry’ego. — Mam nadzieję, że zdechniesz w
męczarniach, a później całą wieczność będziesz cierpiał katusze. Morderca! —
syknął mu w twarz.
Początkowo nikt nie zareagował na wybuch nastolatka, ale z
każdym kolejnym słowem czuli coraz większą moc bijącą od Pottera. To było
niepokojące, ale przyciągało ich do niego. Hipnotyzowało. Czuli się bezwolni i
jednocześnie irracjonalnie szczęśliwi. Coś zmieniło się dopiero, kiedy Rafael
wypowiedział ostatnie słowo. Morderca, pobrzmiewało w umysłach
wszystkich. Magia zaczęła wirować niebezpiecznie dookoła. Jakby chciała ich
skrzywdzić, ukarać.
— Synu — warknął wściekły Rabastan, ale chłopak wciąż stał,
wpatrując się z zaciętą miną w osobę przed sobą.
Niespodziewanie twarz nastolatka zmieniła wyraz na
niedowierzający, po czym z jego gardła wydobył się głośny krzyk. Tylko Czarny
Pan pozostał spokojny. Wiedział, co Harry właśnie robił i nie pozwolił nikomu wstać
się z miejsc.
— Pokazuje mu swoją dobroć — szepnął. — Pokazuje mu swoją
miłość, oddanie, wierność. Pokazuje ból, jakiego doświadczał latami, zdrady przyjaciół
i swoje zamiłowanie do czarnej magii. Ale nie takie, które ma służyć
cierpieniu. Takie, które pomoże mu walczyć, o to w co wierzy — wyjaśnił.
Nie wiedzieli, co mogliby na to powiedzieć. Nie rozumieli, w
jaki sposób chłopak to robi. Sami czuli tylko przebłyski co silniejszych emocji
i uczuć. Wybraniec kontrolował się jednak idealnie. To wszystko przeznaczone
było dla Rafaela. Nie dla nich. Oni po prostu byli na tyle blisko, żeby móc
doświadczyć tego niesamowitego wrażenia. Doświadczyć części jego magii.
— Wystarczy, mój mały.
Tom podszedł do kochanka i stając za nim, objął go delikatnie
w pasie. Czuł, jak chłopak się uspokaja. Jak jego mięsnie się rozluźniają, a
umysł powoli wraca do normy. Czuł odpływ silnej magii i szybko bijące serce.
Przysunął się do niego bardziej i gładził z czułością po prawym boku.
Odsłaniając nieco kaptur złożył serię małych pocałunków na jasnej szyi.
Draco z niedowierzaniem wpatrywał się w scenę rozgrywającą
się przed jego oczami.
Co to było? I co właściwie dzieje się teraz?
Kątem oka dostrzegł twarze pozostałych, siedzących wokół
niego osób. Wyglądali na nieco zdziwionych, ale uśmiechali się lekko
wymieniając znaczące spojrzenia. Miał wrażenie, że znalazł się w jakimś
równoległym wszechświecie, w którym wszystko jest poodwracane, zmienione i
nieprawdziwe.
W międzyczasie młody Lestrange upadł na podłogę, ale nikt nie
podszedł, żeby mu pomóc. Po kilku minutach usłyszeli ciche: już dobrze,
dziękuję. Riddle uśmiechnął się, po raz ostatni dotknął wargami szyi
Harry’ego i zajął swoje miejsce. Chłopak tymczasem przykucnął i wyciągnął dłoń
do zwiniętego w kłębek nastolatka. Otarł jedną dłonią łzy, który płynęły
niekontrolowanie z oczu Rafaela i pomógł mu wstać.
— Przepraszam — szepnął, wciąż zapłakany. — Tak bardzo cię przepraszam.
Potter uśmiechnął się ciepło, choć i tak nikt nie mógł tego
zobaczyć. Maska nadal zasłaniała całą jego twarz.
— Nie wiedziałem — tłumaczył dalej chłopak. — Tyle krzywd.
Tyle zła. I Teodor, i Blaise. Wiedziałeś o nich — dodał wstrząśnięty swoim odkryciem.
— Wiedziałeś? — zapytał zdziwiony Tom, na co chłopak skinął
głową. — Skąd?
Harry zerknął na Severusa, ale się nie odezwał. Za bardzo
obawiał się, że Draco mógłby rozpoznać jego głos, a nie był pewien, jakie plany
ma Czarny Pan.
— Z moich wspomnień? — wtrącił cicho Snape, a on przytaknął.
— A nie powiedziałeś mi, bo… ?
Wybraniec znów spojrzał na mistrza eliksirów i opuścił lekko
głowę.
— Bał się, że uznasz to za kolejną moją zdradę — odpowiedział
za niego profesor. — Zauważyłem… — ciągnął nieco rozbawiony. — Cóż. Z ciągle
niezrozumiałych do końca dla mnie przyczyn bardzo mu zależało, żebym został w
to wszystko wtajemniczony. Podejrzewam, że obawiał się, iż taką wiadomość… ehm.
— Zastanowił się chwilę, jak ubrać w słowa swoje myśli. — Fakt, że nie powiedziałem
ci tego osobiście, że ukrywałem to tyle lat, mógłbyś odebrać jako kolejny dowód
na to, że należy mnie raczej zabić niż przyciągać bliżej siebie. Bliżej was —
dodał po chwili, patrząc na Harry’ego i szukając potwierdzenia.
Nastolatek pokiwał głową i zerknął z obawą na Toma, ale ten
tylko lekko zszokowany, pokręcił niedowierzająco głową i uśmiechnął się
nieznacznie.
— Naprawdę nie mogę zrozumieć waszej wcześniejszej niechęci
do siebie — powiedział z sarkazmem. Każdy, kto był świadomy, że to Gryfon
skrywa się pod kapturem, parsknął cicho na tak jawne niedopowiedzenie. — Chyba
nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo podobni do siebie jesteście. Właściwie,
to patrząc obiektywnie na wasze życie, od niemal samego urodzenia. Jakimś cudem
umiecie porozumiewać się za pomocą jednego spojrzenia i niemal zawsze wiecie,
co czuje drugi.
Harry i Severus spojrzeli na siebie i zastanowili nad słowami
Voldemorta. Wiedzieli o tym, że miał rację. Podobne, niełatwe dzieciństwo.
Konieczność dorastania w miejscach, w których nie byli nikomu potrzebni.
Szkoła, w której jeden był samotnikiem z polującą na niego czwórką Huncwotów, a
drugi był wynoszony na piedestał, choć wcale tego nie chciał. Choć tego
nienawidził. Podobne poglądy, tajemnice, skrytość. I wreszcie zamiłowanie do
czarnej magii. Miłość, nad którą trzeba umieć zapanować. Miłość, która może
zniszczyć, ale może też prowadzić. Pomagać.
— To moja wina — szepnął ze skruchą Snape.
— Nie da się ukryć — odpowiedział rozbawiony Lucjusz. — Ale
miałeś swoje powody, a pan… — przerwał nagle, zdając sobie sprawę, że prawie
wydał chłopaka. — Już zostało ci wybaczone — dokończył niepewnie.
Na zająknięcie Malfoya szczególną uwagę zwrócił jego syn i
Rafael. Spojrzeli na siebie i szybko odwrócili wzrok. Właśnie się zorientowali,
że wszyscy poza nimi doskonale wiedzą, kto ukrywa się za maską śmierciożercy.
Kto ma tak dużą siłę, a jednocześnie jest tak niespodziewanie dobry.
Jakim cudem ktoś taki trafił w szeregi Czarnego Pana?
— Panie — zaczął niepewnie Rafael.
Rabastan zawsze zdawał sobie sprawę z tego, że jego dziecko
lubi ryzykować, ale nie chciał znowu patrzyć na cierpienie chłopca.
Szczególnie, jeżeli po raz kolejny wpadnie w swój defensywno-ofensywny nastrój.
Obrona tych, którzy sami nie są w stanie się bronić i atak na tych, których
obrażać z pewnością nie powinien. Dzieciak był taki impulsywny! A przecież próbował
go nauczyć opanowania. Od małego wpajał mu, jak ważna jest umiejętność
ukrywania emocji. Oczywiście nie przyniosło to żadnych rezultatów, przez co nie
raz wściekał się na chłopca. Tylko czasami, kiedy wspominał swoją żonę i
dostrzegał w synu tak wiele jej cech, dochodził do wniosku, że kocha go właśnie
takiego. Roztrzepanego i nieposłusznego. Teraz jednak posłał mu groźne
spojrzenie, które jak niestety wiedział, zupełnie nic nie pomoże.
— Panie — powtórzył nastolatek. — Mam wrażenie, że albo coś
się zmieniło, albo nic nie rozumiem — przyznał, ale znowu się zawahał. Bał się.
Jeżeli taki ból mogła sprawić mu miłość, to co się stanie, kiedy poczuje na
sobie gniew?
— Mów dalej — ponaglił go jednak Lord.
— Panie, nie zrozum mnie źle, ale… Jak to się stało, że ten
człowiek — wskazał na Harry’ego dłonią — jest po twojej stroni? On… Wybacz, ale
nie widzę w tym sensu — dodał, patrząc już na chłopaka.
— Tak — syknął niezadowolony Tom. — Problem polega właśnie na
tym, że żaden z was, ani ty, ani Draco nie rozumie.
Przez moment panowało milczenie, ale w końcu Riddle podniósł
się ze swojego miejsca, objął kochanka w pasie i zwrócił się do pozostałych:
— Nikt poza tym salonem nie zna jego tożsamości — powiedział
i spojrzał z uczuciem na chłopaka. — Pięć osób. Oni — wskazał na dorosłych,
mówiąc teraz wyłącznie do nastolatków — czekali na poznanie prawdy niemal rok.
Rafael sapnął niedowierzająco, ale Draco ciągle zastanawiał
się nad wcześniejszymi słowami Severusa. Słowami o rzekomej zdradzie i
wybaczeniu.
Niby kogo profesor tak nienawidził? Kto miałby największy
problem z wybaczeniem mu, a jednocześnie byłby w stanie to zrobić?
Dopiero po następnych słowach Czarnego Pana, blondyn zaczął
przysłuchiwać się uważniej.
— Jesteś nam jednak obaj potrzebni. Szczególnie Draco. — Tu
uśmiechnął się drapieżnie. — Ale to za chwilę. Najpierw chciałbym wam coś
pokazać.
— Panie? — odezwała się niespokojnie Narcyza.
— Och! Zaraz sami się przekonacie.
Witam,
OdpowiedzUsuńHarry wpadł na genialny plan, dzieciaki nic nie wiedzą, Rafael wybuch i Harry pokazał swą moc, wydaje mi się, że Draco ma już podejrzenia do tego kto ukrywa się za tą maską....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńHarry wpadł na bardzo genialny plan, dzieciaki nic nie wiedzą tak naprawdę, Rafael wybuch i Harry pokazał swą moc, wydaje mi się, że Draco ma już podejrzenia do tego kto ukrywa się za tą maską....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńHarry wpadł na bardzo genialny plan, jaksię okazuje dzieciaki nic nie wiedzą tak naprawdę o działalności voldermorta, Rafael wybuch i Harry pokazał swą moc, wydaje mi się, że Draco ma już podejrzenia do tego kto ukrywa się za tą maską....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga