Severus nie wiedział, co właściwie
powinien myśleć. Proste byłoby zrzucenie całej winy za ostatnią kłótnię na
Keitha, tylko nie był pewien, czy to rzeczywiście była jego wina. Ostatecznie w
jego słowach było całkiem sporo racji.
Przecież wiedziałem…
Od dawna zdawał sobie sprawę, że
sypia z nikim innym, tylko z samym Harrym Potterem. Problem polegał jednak na
tym, że kiedy nie musiał o tym myśleć — wypierał to ze swojego umysłu. Łatwiej
było nie przejmować się tą wiedzą. Całą sytuacją i konsekwencjami, które z tego
wynikały.
Z drugiej strony chciał wiedzieć.
Chciał poznać każdy fragment życia tego dzieciaka. A teraz chciał poznać też
pochodzenie każdej z jego blizn.
Kiedy Sokół uspokoił się nieco,
przeniósł go do swojej sypialni i ostrożnie ułożył się obok, obejmując ściśle
mniejsze ciało. Chciał być jak najbliżej. Chciał, żeby dzięki niemu Keith czuł
się bezpiecznie. Dotykał palcami długich, brzydkich zrostów na nadgarstkach,
wpatrując się jednocześnie w poznaczoną twarz.
Ciekawe, czy sam je sobie
zrobił?
Rano okazało się, że nastolatka już
nie ma. Nie było go także na posiłkach i chcąc być szczerym z sobą samym,
musiał przyznać, że trochę go to niepokoi.
— Problemy, Severusie? — zapytała
ironicznie Minerva, kiedy rozglądał się uważnie szukając chłopaka wśród uczniów.
— To raczej nie twoja sprawa,
biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie widziałem cię z kimś obok.
Kobieta spojrzała na niego
wściekle, warknęła coś o starych idiotach i nieodpowiedzialnych nastolatkach,
po czym odeszła.
Irytowała go od momentu, gdy dowiedziała
się kilku faktów z życia Keitha. I obawiał się, że to nie ulegnie zmianie. Znał
ją. Ona też chciała wiedzieć. A najgorsze musiało być to, że już tyle czasu trwała
w niewiedzy. Niestety on także musiał się z tym mierzyć.
Co ty pieprzysz, Sev? Mierzysz
się z tym codziennie, odkrywając coraz to nowe jego tajemnice!
Snape zauważył, że Draco również
unika spotkań. Odwracał się za każdym razem, gdy go widział i choć mistrz
eliksirów postanowił z nim porozmawiać, to Malfoy zdecydowanie mu to utrudniał.
Nie miał co prawda zamiaru go przepraszać, ale mógłby mu ostatecznie
wytłumaczyć, dlaczego wtedy był tak wściekły i, że tak naprawdę wcale nie miał
na myśli tego, co powiedział.
Wciąż zastanawiał się, dlaczego
dzieciak zareagował aż tak gwałtownie.
Czyżby Lucjusz zdążył zrobić
synowi coś złego, przed interwencją Keitha?
Miał szczerą nadzieję, że nie.
Chociaż, jeśli spojrzeć obiektywnie, to młody arystokrata nigdy nie wyrażał się
źle o ojcu, a już szczególnie nie przy ludziach innych niż sam Severus. Zawsze,
od kiedy tylko skończył siedem lat, unikał tematu rodziny.
Dlaczego teraz zareagował w ten
sposób? I właściwie dlaczego wtedy, w Wielkiej Sali nie podszedł do mnie, tylko
do mojego kochanka? Przecież to nie ma sensu…
Analizował wszystko już kolejny raz
i nadal nie mógł znaleźć wystarczająco dobrej odpowiedzi. Draco poznał Sokoła
jako śmierciożercę, który z zimną krwią i kpiną na twarzy torturuje i zabija. Śmierciożercę,
który mówi mu, że będzie go szkolił, ale jednocześnie jest niejako jego panem,
że dostał go w prezencie od Voldemorta. Nie było żadnego racjonalnego
wytłumaczenia.
— Racjonalność stawia ograniczenia
— mruknął do siebie, zmierzając w stronę swoich komnat. — Myśl nieracjonalnie,
Snape!
A może…
Sokoła, po weekendowej awanturze,
zobaczył dopiero w środę. Miał być obecny na zajęciach z siódmym, OWT-owym
rocznikiem. Dwoje Gryfonów, czterech Ślizgonów, jeden Puchon i trzy Krukonki.
Mężczyzna uważał, że to i tak za dużo o co najmniej dwie osoby.
Keith wpadł jak burza do klasy tuż
po zamknięciu drzwi, przepraszając od progu za spóźnienie, ale jak wyjaśniał: pracodawca
go zatrzymał.
Sens tych słów zrozumieli wyłącznie
Severus i Draco. I właśnie obaj wpatrywali się w niego, jakby oczekując, że
wyjaśni im wszystko. Chłopak w zdziwieniu uniósł brew, przeszedł przez salę i
rozejrzał się uważnie po twarzach uczniów. Snape, nadal w stanie lekkiego szoku,
nie rozpoczął jeszcze lekcji, więc uczniowie z ciekawością odwzajemniali jego
spojrzenia. Większość jego rówieśników patrzyła współczująco. Wiedzieli
doskonale, że rozpoczęcie szkolenia u tego konkretnego mistrza eliksirów, z
taką wpadką na samym początku, nie wróżyło najlepiej jego przyszłemu życiu.
Jedynie Ślizgoni mieli zadowolone miny i zerkali pobłażliwie na innych
Hogwartczyków.
Po dokładnym przyjrzeniu się
nastolatkom, Sokół niespiesznie podszedł do biurka nauczyciela i odezwał się
pewnie:
— Nazywam się Keith Duval i, jak
wiecie, robię w Hogwarcie mistrzostwo z kilku przedmiotów. Na pewno będziemy
się często widywać. Mimo, że nie jestem jeszcze profesorem, na zajęciach macie
się do mnie zwracać z szacunkiem.
Po sali przeszedł pomruk
zdziwienia, ale nikt nie ośmielił się odezwać. Jedynie wychowankowie Domu Węża
pozostawali spokojni, ale oni przecież już słyszeli te słowa. Tylko w nieco
bardziej złowróżbnym wydaniu swojego opiekuna.
Lekcja minęła bez większych
problemów. Żaden kociołek nie wybuchł, żaden z uczniów nie stracił jakiejś
istotnej części ciała. A było to duże osiągnięcie, zauważając, że Snape był
ciągle jakby nieobecny i przez całe zajęcia przenosił wzrok z obrażonego
blondyna na chyba ciągle rozgoryczonego kochanka.
Kiedy zabrzmiał gong, uczniowie
pakowali się zadziwiająco wolno i spokojnie. Nie było zwykłego pośpiechu i
rozgardiaszu. Zachowywali się tak, jakby chcieli spędzić jak najwięcej czasu przy
Keithie i zobaczyć, co też ich profesor zrobi młodemu praktykantowi.
— Panie Duval, panie Malfoy. — Obaj
spojrzeli nieprzychylnym wzrokiem na Severusa. — Zostańcie.
W miarę, jak siódmioroczniacy
wychodzili, w klasie powoli robiło się ciszej. Sokół usiadł na stoliku stojącym
najbliżej szafki z ingrediencjami, a Draco oparł się o ścianę tuż przy drzwiach
i z wyraźnym niezadowoleniem patrzył na chrzestnego. Keith nieco zdziwił się,
widząc tak chłodną postawę Ślizgona, zastanawiał się, kiedy ta dwójka zdążyła
się pokłócić i o co właściwie poszło.
— Draco — odezwał się nieprzyjemnie
Snape. — Twój szlaban jest aktualny. Dzisiaj po kolacji w moim gabinecie.
Chłopak skinął głową i wyszedł bez
słowa, wprawiając Sokoła w zmyślenie i niedowierzanie.
— Jaki szlaban? — zapytał cicho. —
Severusie?
Mężczyzna zmarszczył brwi i
wykrzywił twarz w grymasie zdenerwowania.
— Chyba mamy problem — mruknął, po
czym zaczął rzucać zaklęcia wyciszające.
Duval wysłuchał partnera i uznał,
że rzeczywiście mają problem. Duży problem. Szczególnie on sam. Bo o ile
Snepe’a cała sytuacja dotyczyła jedynie pośrednio i właściwie jego jedyną winą
było to, że jest sponsorem, o tyle Keith miał więcej tajemnic. I to takich
tajemnic, które dostając się w niepowołane ręce, mogą spowodować nieodwracalne
szkody. Straci element zaskoczenia, nie będzie mógł szpiegować, a do tego, w
najgorszym razie wyda jeszcze Severusa.
Sytuacja nie była zła. Była wręcz
fatalna.
— Jesteś pewien, że on wie? Może to
jednak był przypadek. — Błagał w myślach, żeby rzeczywiście tak było.
—To niemożliwe. Zbyt dużo elementów
do siebie pasuje. Nie raz powoływałem się wcześniej na Lucjusza, żeby przywołać
go do porządku. Za każdym razem przybierał chłodną i całkowicie obojętną
postawę, ale jego sobotnie zachowanie…
— Masz rację — szepnął. — I jeszcze
to, że podczas tamtego śniadania od razu podszedł do mnie, a nie do ciebie. Nie
zwróciłem na to wtedy uwagi, bo… — Przygryzł nerwowo wargi i opuścił wzrok na
splecione dłonie. — Bo zbyt dużo wydarzyło się później — dokończył.
— Keith, ja…
— Nie, Severusie. Nie ma sensu.
— Co znowu nie ma sensu, głupi
dzieciaku? — warknął.
— Dlaczego zawsze kiedy się
złościsz, nazywasz mnie dzieckiem? — zapytał, wyraźnie zaciekawiony.
— Ponieważ w takich chwilach
zachowujesz się dokładnie jak dziecko — odpowiedział z sarkazmem.
— Och! Wybacz mi moją
niedojrzałość! — zakpił chłopak. — Całe szczęście, że mój kochanek jest
dojrzały za nas dwóch!
Snape już miał zamiar coś
odwarknąć, ale przypomniał sobie, że przecież to miała być spokojna rozmowa.
Wziął kilka głębszych oddechów, powtarzając w myślach: Nie chcę się kłócić.
Nie chcę przez następne dni zastanawiać się, co się dzieje i nie mam zamiaru
spać dłużej w pustym łóżku!
— Nieważne — syknął. — Gdzie byłeś
przez ostatnie dni i co znaczyło, że Tom cię dzisiaj zatrzymał? — zapytał,
przypominając sobie pierwsze słowa Sokoła po wejściu do sali.
— Musiałem odebrać dwie księgi ze
starymi zaklęciami Majów dla Voldemorta i…
Urwał w połowie zdania i przyłożył
dłonie do twarzy. Snape podszedł do niego ostrożnie, niczym do spłoszonego
zwierzęcia i objął ciasno, wodząc palcami po niewidocznych teraz bliznach na
odsłoniętej szyi.
— I?
— I po kilka składników do
eliksirów, które przyjmuję regularnie.
— Jakich składników?
— Wylinka żarararki — zaczął. —
Włos wili i płatki kwiatu agawy.
— Przecież to bardzo rzadkie i
drogi składniki — sapnął mężczyzna. — Po co ci one?
Był tak zaskoczony nazwami, które
wymienił Keith, że nie pomyślał nawet do jakiego eliksiru można użyć ich
wszystkich. Po prostu nie pomyślał…
Poczuł jak pojedyncza łza spływa po
policzku Sokoła, wpadając niespiesznie pomiędzy jego palce. Palce, które wciąż
znajdowały się na bliznach.
Merlinie…
— Keith — odezwał się cicho Snape,
ale chłopak nie zareagował. — Keith, posłuchaj mnie!
Severus stanął naprzeciwko niego i
uniósł do góry jego twarz tak, by móc widzieć znowu niebieskie oczy.
— To niczego nie zmienia —
powiedział twardo.
— To zmienia wszystko — odparł
zrezygnowany.
— Dzieciaku — warknął. — Uwierz!
Jeżeli nie zabiłem nikogo po tym, jak wydałeś mi przypadkiem, kim naprawdę
jesteś, to tym bardziej nie zrobię tego po zobaczeniu blizn na twoim ciele!
— Ale… — zaczął zszokowany przemową
mężczyzny.
Severus nie poznał jednak kolejnych
obiekcji nastolatka, bo w tym momencie drzwi sali otworzyły się z hukiem a w
przejściu stanęła wyraźnie zdenerwowana Minerva.
— Severusie! — powiedziała
dobitnie. — Lekcja zaczęła się piętnaście minut temu. Twoi uczniowie się
niepokoili.
Za McGonagall stał pierwszy rocznik
Krukonów i Puchonów. Patrzyli wystraszeni to na niego, to na nauczycielkę
transmutacji. Keith zerwał się z ławki i wyprostowany stanął u boku kochanka.
— Wybacz, Minervo — zaczął arogancko
mistrz eliksirów. — Musiałem omówić kilka spraw ze swoim praktykantem — mówiąc to,
posłał jej kpiący uśmiech.
— Domyśliłam się — mruknęła
kobieta. — W momencie, kiedy pan Duval, mimo swoich wcześniejszych próśb i
mojej zgody, nie pojawił się na dzisiejszych zajęciach z czwartym rokiem.
Chłopak zrobił przepraszającą minę
i z ciekawością zerknął na uczniów. Widział w ich spojrzeniach niezrozumienie,
niepewność i zaskoczenie. Wiedział, że musi wybrnąć z tej sytuacji, nie
wzbudzając podejrzeń dzieciaków. Na nauczycieli niestety nie miał co liczyć,
byli zbyt zajęci uszczypliwościami względem siebie.
— Przepraszam, profesor McGonagall.
To wyłącznie moja wina. Miałem kilka pytań w sprawie dodatkowych lektur.
Minerva zwęziła niebezpiecznie
oczy, ale skinęła nieznacznie głową. Posłała jeszcze nieprzyjemne spojrzenie
Snape’owi i wyszła bez słowa, a Keith pobiegł za nią.
Kiedy po transmutacji opiekunka
Gryffindoru kazała mu zostać, wcale nie okazał zdziwienia. Był pewny, że teraz
nauczycielka wypyta go o wszystko, co tylko wpadnie jej do głowy. Jednak
pytanie, które padło z jej ust, zdziwiło go szczerze.
— Czy Severus do czegoś cię zmusza?
— Słucham? — zapytał
niedowierzająco po krótkiej chwili.
— Czy jesteś do czegoś zmuszany?
Czy to on nakazał ci zostanie śmierciożercą? Czy wymusił na tobie podjęcie
pracy w Hogwarcie? I w końcu: czy zmusza cię do kontaktów seksualnych? — Każde
kolejne pytanie wypowiadała z coraz większą determinacją i złością.
Keith patrzył na nią oniemiały, nią
mając pojęcia jak w ogóle mogła pomyśleć w ten sposób.
— Na każde z pani pytań odpowiedź
brzmi: nie! — odpowiedział w końcu dość szorstko. — Nie bardzo rozumiem, jak w
ogóle może zadawać mi pani tak dziwne pytania.
Kobieta założyła ręce na klatce
piersiowej i wpatrywał się w niego, niemo żądając konkretnych wyjaśnień.
— Severusa osobiście poznałem na
początku wakacji — zaczął. — Co prawda, wcześniej, kiedy żyli jeszcze moi
rodzice, czasami wspominał o nim Aaron, ale nigdy wspólnie nie zgłębialiśmy
tematu jego brata. Do Zakonu oficjalnie dołączyłem pod koniec zeszłego roku,
wtedy też zacząłem współpracę z Voldemortem.
Minerva sapnęła, a Keith prychnął
pogardliwie.
— Nie boję się wymawiać jego
imienia. I przypominam, że wymawiałem je już przy pani. Strach stwarza tylko
niepotrzebne bariery. — Kolejna cudowna zasada, pomyślał z sarkazmem.
— Od kiedy jesteś w Wewnętrznym
Kręgu i jak to się stało, że jak twierdzisz: nie poznałeś wcześniej Severusa?
Morderstwa dla tego samego człowieka powinny chyba zbliżać — dodała kpiąco.
— Nie słyszałem o tym, jakoby
wspólne rzezie zbliżały ludzi — odparł spokojnie, choć w jego głosie można było
wyczuć nutkę grubiaństwa. — Czy widziała mnie pani kiedyś na spotkaniu Zakonu
Feniksa? — zapytał retorycznie. — Najważniejszym śmierciożercom zostałem
przedstawiony dopiero pod koniec wakacji.
— Dlaczego, panie Duval?
— Ponieważ byłem tajną bronią
Riddle’a. A przy okazji chciał mnie sprawdzić — dodał, wzruszając od niechcenia
ramionami.
— Nie powiesz na ten temat nic
więcej, prawda?
— Przykro mi, ale jeszcze nie
teraz. Nie mogę.
— Dobrze. Co z mistrzostwem?
— Nie rozumiem, pani profesor —
przyznał chłopak.
— Czy to przez Severusa tu jesteś?
— Severus nie miał nic wspólnego z
moją decyzją. A przynajmniej nie w sensie negatywnym. Oczywiście wiedziałem, że
tu pracuje — przerwał na moment, po czym kontynuował: — Po ukończeniu
Kanadyjskiej Akademii Sztuk Magicznych i tak miałem zamiar zacząć doszkalanie z
wybranych przedmiotów. Uzgodniłem wcześniej z Albusem i, o dziwo, również z
Tomem, że od lipca przenoszę się do Wielkiej Brytanii. Hogwart jest najlepszą
szkołą na Wyspach, gdzie więc według pani powinienem pójść? Poza tym będąc
tutaj, jestem na bieżąco ze wszystkimi ważnymi sprawami. A fakt, że Severus
jest obok, bynajmniej nie przeszkadza mi w niczym. Wręcz przeciwnie.
Kobieta patrzyła na niego przez
dłuższą chwilę, zastanawiając się, jak zacząć mówić o tym, co w tej rozmowie
było najważniejsze. Obawiała się o Keitha. W końcu był młody i naiwny. Nieważne
było to, co mówił Dumbledore, czy sam chłopak. Siedemnaście lat to za mało na
związek z dwa razy starszym mężczyzną, za mało na walkę z Ciemną Stroną, a już
szczególnie za mało na tak zaawansowane szpiegostwo i kroczenie u boku Czarnego
Pana. Zabijanie, torturowanie i nauczanie czarnej magii. Nadal była wściekła na
przyjaciela, że w ogóle zaproponował chłopakowi nauczanie tego przedmiotu w
Hogwarcie. Chociaż musiała przyznać, że to z całą pewnością podniesie jego
rangę w szeregach Voldemorta i uwiarygodni jego pozycję, bo przecież jak to
możliwe, że zwykły nastolatek przekonał na wskroś dobrego Albusa do takiego
pomysłu?
Cóż… Nie taki zwykły znowu.
W tym dzieciaku było coś dziwnego.
Coś znajomego. Tylko zupełnie nie potrafiła owego czegoś nazwać.
— Powiedz mi — zaczęła znowu. — Jak
to możliwe, że zupełnie przeciętny czarodziej, zyskał uznanie dwóch
największych osobistości magicznej Europy tego wieku?
— Nie jestem przeciętnym
czarodziejem, pani profesor.
— Panie Duval, nie chodzi mi o to,
co pan osiągnął, bo zdaję sobie sprawę, że jest tego niezwykle dużo — burknęła.
— Mam raczej na myśli pana bardzo przeciętną aurę.
— Czuje pani aury? — zapytał
zdziwiony.
— Owszem. A pana jest nieco
silniejsza niż przeciętnego nastolatka, ale w żaden sposób nie może się równać
z tą Albusa, Severusa, czy choćby moją. — Zawahała się przez chwilę. — Chyba,
że…
Spojrzała niedowierzająco na
chłopaka, ale w końcu tyle rzeczy było w nim nieprzeciętnych, że postanowiła
spróbować. Uniosła nieco różdżkę i zanim nastolatek zdążył się zorientować, co
właściwie kobieta chce zrobić, ta szepnęła mało znane, hebrajskie zaklęcie:
— לחשוף את כוחו של*.
Keith stał przez moment przerażony.
Znał to zaklęcie. To jego odwrócona wersja: להסתיר את עוצמת**, pozwalała mu zataić przed osobami z darem McGonagall swoją
moc. A teraz stał przed nią odsłonięty i całkowicie załamany.
— Pani profesor? — zapytał
ostrożnie, zerkając niepewnie na kobietę.
Oniemiała, oparła się o skraj
biurka i patrzyła na niego pustym wzrokiem. Już wiedziała, skąd zna tą moc,
dlaczego jego sygnatura wydawała się taka bliska, a jednocześnie jakby
zapomniana.
— Kto wie? — wykrztusiła w końcu
przez ściśnięte gardło.
— O mojej mocy? — Skrzywiła się
lekko, nie o moc jej chodziło. Chłopak jednak odpowiedział. — Tylko Severus.
— Kto wie? — powtórzyła.
Keith pokręcił głową, dając do
zrozumienia, że nie rozumie o czym nauczycielka mówi.
— Kto wie? — szepnęła po raz
trzeci, dodając ledwie słyszalne: — Harry.
Nastolatek rozszerzył w zdziwieniu
oczy i zachłysnął się, słysząc swoje prawdziwe imię w jej ustach.
— Skąd? Jak? — pytał spanikowany.
— Znałam cię jako dziecko —
odpowiedziała. — Od naszej pierwszej rozmowy wyczuwałam w tobie coś znajomego,
ale dopóki twoja moc była ukryta, nie mogłam połączyć jej z twoją osobą. Kto
wie? — dociekała nadal Minerva.
Keith spojrzał na nią zrezygnowany
i usiadł niedbale na ławce.
— W Anglii wyłącznie Severus. I
teraz pani. Ale nie może pani nikomu powiedzieć, pani profesor! Nikomu!
— Severus — warknęła. — To dlatego
cię wybrał, prawda? Dla twojej mocy i nazwiska. Zabiję go!
— O czym pani mówi, profesor
McGonagall? — zapytał, wyraźnie nie rozumiejąc Keith.
— O czym? — syknęła. — O tym!
Rzuciła jeszcze jedno krótkie
zaklęcie i powoli uniosła prawy rękaw swojej szaty. Na nadgarstku znajdował się
mały, srebrno-szary tatuaż sokoła.
-I-I-I-I-
* לחשוף את כוחו של — ujawniać, odkrywać
moc
** להסתיר את עוצמת — ukryć siłę,
intensywność
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały, Severus połączył fakty i się zorientował dlaczego Draco tak zareagował, Mcgonagall zorientowała się, ze Keith to Potter i jak się okazało i ona była sokołem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Severus połączył fakty i się zorientował dlaczego to Draco tak zareagował, a nasza Mcgonagall zorientowała się, że Keith to tqk naprawdę Potter i jak się okazało i ona była sokołem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no i Severus połączył fakty i się zorientował dlaczego to Draco tak zareagował ;) a nasza Mcgonagall zorientowała się, że Keith to tak naprawdę Potter (którego poszukują) i jak się okazało i ona była sokołem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza