wtorek, 25 września 2012

Sokół część 10



Severus nie wiedział, co właściwie powinien myśleć. Proste byłoby zrzucenie całej winy za ostatnią kłótnię na Keitha, tylko nie był pewien, czy to rzeczywiście była jego wina. Ostatecznie w jego słowach było całkiem sporo racji.
Przecież wiedziałem…
Od dawna zdawał sobie sprawę, że sypia z nikim innym, tylko z samym Harrym Potterem. Problem polegał jednak na tym, że kiedy nie musiał o tym myśleć — wypierał to ze swojego umysłu. Łatwiej było nie przejmować się tą wiedzą. Całą sytuacją i konsekwencjami, które z tego wynikały.
Z drugiej strony chciał wiedzieć. Chciał poznać każdy fragment życia tego dzieciaka. A teraz chciał poznać też pochodzenie każdej z jego blizn.
Kiedy Sokół uspokoił się nieco, przeniósł go do swojej sypialni i ostrożnie ułożył się obok, obejmując ściśle mniejsze ciało. Chciał być jak najbliżej. Chciał, żeby dzięki niemu Keith czuł się bezpiecznie. Dotykał palcami długich, brzydkich zrostów na nadgarstkach, wpatrując się jednocześnie w poznaczoną twarz.
Ciekawe, czy sam je sobie zrobił?
Rano okazało się, że nastolatka już nie ma. Nie było go także na posiłkach i chcąc być szczerym z sobą samym, musiał przyznać, że trochę go to niepokoi.
— Problemy, Severusie? — zapytała ironicznie Minerva, kiedy rozglądał się uważnie szukając chłopaka wśród uczniów.
— To raczej nie twoja sprawa, biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie widziałem cię z kimś obok.
Kobieta spojrzała na niego wściekle, warknęła coś o starych idiotach i nieodpowiedzialnych nastolatkach, po czym odeszła.
Irytowała go od momentu, gdy dowiedziała się kilku faktów z życia Keitha. I obawiał się, że to nie ulegnie zmianie. Znał ją. Ona też chciała wiedzieć. A najgorsze musiało być to, że już tyle czasu trwała w niewiedzy. Niestety on także musiał się z tym mierzyć.
Co ty pieprzysz, Sev? Mierzysz się z tym codziennie, odkrywając coraz to nowe jego tajemnice!
Snape zauważył, że Draco również unika spotkań. Odwracał się za każdym razem, gdy go widział i choć mistrz eliksirów postanowił z nim porozmawiać, to Malfoy zdecydowanie mu to utrudniał. Nie miał co prawda zamiaru go przepraszać, ale mógłby mu ostatecznie wytłumaczyć, dlaczego wtedy był tak wściekły i, że tak naprawdę wcale nie miał na myśli tego, co powiedział.
Wciąż zastanawiał się, dlaczego dzieciak zareagował aż tak gwałtownie.
Czyżby Lucjusz zdążył zrobić synowi coś złego, przed interwencją Keitha?
Miał szczerą nadzieję, że nie. Chociaż, jeśli spojrzeć obiektywnie, to młody arystokrata nigdy nie wyrażał się źle o ojcu, a już szczególnie nie przy ludziach innych niż sam Severus. Zawsze, od kiedy tylko skończył siedem lat, unikał tematu rodziny.
Dlaczego teraz zareagował w ten sposób? I właściwie dlaczego wtedy, w Wielkiej Sali nie podszedł do mnie, tylko do mojego kochanka? Przecież to nie ma sensu…
Analizował wszystko już kolejny raz i nadal nie mógł znaleźć wystarczająco dobrej odpowiedzi. Draco poznał Sokoła jako śmierciożercę, który z zimną krwią i kpiną na twarzy torturuje i zabija. Śmierciożercę, który mówi mu, że będzie go szkolił, ale jednocześnie jest niejako jego panem, że dostał go w prezencie od Voldemorta. Nie było żadnego racjonalnego wytłumaczenia.
— Racjonalność stawia ograniczenia — mruknął do siebie, zmierzając w stronę swoich komnat. — Myśl nieracjonalnie, Snape!
A może…
Sokoła, po weekendowej awanturze, zobaczył dopiero w środę. Miał być obecny na zajęciach z siódmym, OWT-owym rocznikiem. Dwoje Gryfonów, czterech Ślizgonów, jeden Puchon i trzy Krukonki. Mężczyzna uważał, że to i tak za dużo o co najmniej dwie osoby.
Keith wpadł jak burza do klasy tuż po zamknięciu drzwi, przepraszając od progu za spóźnienie, ale jak wyjaśniał: pracodawca go zatrzymał.
Sens tych słów zrozumieli wyłącznie Severus i Draco. I właśnie obaj wpatrywali się w niego, jakby oczekując, że wyjaśni im wszystko. Chłopak w zdziwieniu uniósł brew, przeszedł przez salę i rozejrzał się uważnie po twarzach uczniów. Snape, nadal w stanie lekkiego szoku, nie rozpoczął jeszcze lekcji, więc uczniowie z ciekawością odwzajemniali jego spojrzenia. Większość jego rówieśników patrzyła współczująco. Wiedzieli doskonale, że rozpoczęcie szkolenia u tego konkretnego mistrza eliksirów, z taką wpadką na samym początku, nie wróżyło najlepiej jego przyszłemu życiu. Jedynie Ślizgoni mieli zadowolone miny i zerkali pobłażliwie na innych Hogwartczyków.
Po dokładnym przyjrzeniu się nastolatkom, Sokół niespiesznie podszedł do biurka nauczyciela i odezwał się pewnie:
— Nazywam się Keith Duval i, jak wiecie, robię w Hogwarcie mistrzostwo z kilku przedmiotów. Na pewno będziemy się często widywać. Mimo, że nie jestem jeszcze profesorem, na zajęciach macie się do mnie zwracać z szacunkiem.
Po sali przeszedł pomruk zdziwienia, ale nikt nie ośmielił się odezwać. Jedynie wychowankowie Domu Węża pozostawali spokojni, ale oni przecież już słyszeli te słowa. Tylko w nieco bardziej złowróżbnym wydaniu swojego opiekuna.
Lekcja minęła bez większych problemów. Żaden kociołek nie wybuchł, żaden z uczniów nie stracił jakiejś istotnej części ciała. A było to duże osiągnięcie, zauważając, że Snape był ciągle jakby nieobecny i przez całe zajęcia przenosił wzrok z obrażonego blondyna na chyba ciągle rozgoryczonego kochanka.
Kiedy zabrzmiał gong, uczniowie pakowali się zadziwiająco wolno i spokojnie. Nie było zwykłego pośpiechu i rozgardiaszu. Zachowywali się tak, jakby chcieli spędzić jak najwięcej czasu przy Keithie i zobaczyć, co też ich profesor zrobi młodemu praktykantowi.
— Panie Duval, panie Malfoy. — Obaj spojrzeli nieprzychylnym wzrokiem na Severusa. — Zostańcie.
W miarę, jak siódmioroczniacy wychodzili, w klasie powoli robiło się ciszej. Sokół usiadł na stoliku stojącym najbliżej szafki z ingrediencjami, a Draco oparł się o ścianę tuż przy drzwiach i z wyraźnym niezadowoleniem patrzył na chrzestnego. Keith nieco zdziwił się, widząc tak chłodną postawę Ślizgona, zastanawiał się, kiedy ta dwójka zdążyła się pokłócić i o co właściwie poszło.
— Draco — odezwał się nieprzyjemnie Snape. — Twój szlaban jest aktualny. Dzisiaj po kolacji w moim gabinecie.
Chłopak skinął głową i wyszedł bez słowa, wprawiając Sokoła w zmyślenie i niedowierzanie.
— Jaki szlaban? — zapytał cicho. — Severusie?
Mężczyzna zmarszczył brwi i wykrzywił twarz w grymasie zdenerwowania.
— Chyba mamy problem — mruknął, po czym zaczął rzucać zaklęcia wyciszające.
Duval wysłuchał partnera i uznał, że rzeczywiście mają problem. Duży problem. Szczególnie on sam. Bo o ile Snepe’a cała sytuacja dotyczyła jedynie pośrednio i właściwie jego jedyną winą było to, że jest sponsorem, o tyle Keith miał więcej tajemnic. I to takich tajemnic, które dostając się w niepowołane ręce, mogą spowodować nieodwracalne szkody. Straci element zaskoczenia, nie będzie mógł szpiegować, a do tego, w najgorszym razie wyda jeszcze Severusa.
Sytuacja nie była zła. Była wręcz fatalna.
— Jesteś pewien, że on wie? Może to jednak był przypadek. — Błagał w myślach, żeby rzeczywiście tak było.
—To niemożliwe. Zbyt dużo elementów do siebie pasuje. Nie raz powoływałem się wcześniej na Lucjusza, żeby przywołać go do porządku. Za każdym razem przybierał chłodną i całkowicie obojętną postawę, ale jego sobotnie zachowanie…
— Masz rację — szepnął. — I jeszcze to, że podczas tamtego śniadania od razu podszedł do mnie, a nie do ciebie. Nie zwróciłem na to wtedy uwagi, bo… — Przygryzł nerwowo wargi i opuścił wzrok na splecione dłonie. — Bo zbyt dużo wydarzyło się później — dokończył.
— Keith, ja…
— Nie, Severusie. Nie ma sensu.
— Co znowu nie ma sensu, głupi dzieciaku? — warknął.
— Dlaczego zawsze kiedy się złościsz, nazywasz mnie dzieckiem? — zapytał, wyraźnie zaciekawiony.
— Ponieważ w takich chwilach zachowujesz się dokładnie jak dziecko — odpowiedział z sarkazmem.
— Och! Wybacz mi moją niedojrzałość! — zakpił chłopak. — Całe szczęście, że mój kochanek jest dojrzały za nas dwóch!
Snape już miał zamiar coś odwarknąć, ale przypomniał sobie, że przecież to miała być spokojna rozmowa. Wziął kilka głębszych oddechów, powtarzając w myślach: Nie chcę się kłócić. Nie chcę przez następne dni zastanawiać się, co się dzieje i nie mam zamiaru spać dłużej w pustym łóżku!
— Nieważne — syknął. — Gdzie byłeś przez ostatnie dni i co znaczyło, że Tom cię dzisiaj zatrzymał? — zapytał, przypominając sobie pierwsze słowa Sokoła po wejściu do sali.
— Musiałem odebrać dwie księgi ze starymi zaklęciami Majów dla Voldemorta i…
Urwał w połowie zdania i przyłożył dłonie do twarzy. Snape podszedł do niego ostrożnie, niczym do spłoszonego zwierzęcia i objął ciasno, wodząc palcami po niewidocznych teraz bliznach na odsłoniętej szyi.
— I?
— I po kilka składników do eliksirów, które przyjmuję regularnie.
— Jakich składników?
— Wylinka żarararki — zaczął. — Włos wili i płatki kwiatu agawy.
— Przecież to bardzo rzadkie i drogi składniki — sapnął mężczyzna. — Po co ci one?
Był tak zaskoczony nazwami, które wymienił Keith, że nie pomyślał nawet do jakiego eliksiru można użyć ich wszystkich. Po prostu nie pomyślał…
Poczuł jak pojedyncza łza spływa po policzku Sokoła, wpadając niespiesznie pomiędzy jego palce. Palce, które wciąż znajdowały się na bliznach.
Merlinie…
— Keith — odezwał się cicho Snape, ale chłopak nie zareagował. — Keith, posłuchaj mnie!
Severus stanął naprzeciwko niego i uniósł do góry jego twarz tak, by móc widzieć znowu niebieskie oczy.
— To niczego nie zmienia — powiedział twardo.
— To zmienia wszystko — odparł zrezygnowany.
— Dzieciaku — warknął. — Uwierz! Jeżeli nie zabiłem nikogo po tym, jak wydałeś mi przypadkiem, kim naprawdę jesteś, to tym bardziej nie zrobię tego po zobaczeniu blizn na twoim ciele!
— Ale… — zaczął zszokowany przemową mężczyzny.
Severus nie poznał jednak kolejnych obiekcji nastolatka, bo w tym momencie drzwi sali otworzyły się z hukiem a w przejściu stanęła wyraźnie zdenerwowana Minerva.
— Severusie! — powiedziała dobitnie. — Lekcja zaczęła się piętnaście minut temu. Twoi uczniowie się niepokoili.
Za McGonagall stał pierwszy rocznik Krukonów i Puchonów. Patrzyli wystraszeni to na niego, to na nauczycielkę transmutacji. Keith zerwał się z ławki i wyprostowany stanął u boku kochanka.
— Wybacz, Minervo — zaczął arogancko mistrz eliksirów. — Musiałem omówić kilka spraw ze swoim praktykantem — mówiąc to, posłał jej kpiący uśmiech.
— Domyśliłam się — mruknęła kobieta. — W momencie, kiedy pan Duval, mimo swoich wcześniejszych próśb i mojej zgody, nie pojawił się na dzisiejszych zajęciach z czwartym rokiem.
Chłopak zrobił przepraszającą minę i z ciekawością zerknął na uczniów. Widział w ich spojrzeniach niezrozumienie, niepewność i zaskoczenie. Wiedział, że musi wybrnąć z tej sytuacji, nie wzbudzając podejrzeń dzieciaków. Na nauczycieli niestety nie miał co liczyć, byli zbyt zajęci uszczypliwościami względem siebie.
— Przepraszam, profesor McGonagall. To wyłącznie moja wina. Miałem kilka pytań w sprawie dodatkowych lektur.
Minerva zwęziła niebezpiecznie oczy, ale skinęła nieznacznie głową. Posłała jeszcze nieprzyjemne spojrzenie Snape’owi i wyszła bez słowa, a Keith pobiegł za nią.
Kiedy po transmutacji opiekunka Gryffindoru kazała mu zostać, wcale nie okazał zdziwienia. Był pewny, że teraz nauczycielka wypyta go o wszystko, co tylko wpadnie jej do głowy. Jednak pytanie, które padło z jej ust, zdziwiło go szczerze.
— Czy Severus do czegoś cię zmusza?
— Słucham? — zapytał niedowierzająco po krótkiej chwili.
— Czy jesteś do czegoś zmuszany? Czy to on nakazał ci zostanie śmierciożercą? Czy wymusił na tobie podjęcie pracy w Hogwarcie? I w końcu: czy zmusza cię do kontaktów seksualnych? — Każde kolejne pytanie wypowiadała z coraz większą determinacją i złością.
Keith patrzył na nią oniemiały, nią mając pojęcia jak w ogóle mogła pomyśleć w ten sposób.
— Na każde z pani pytań odpowiedź brzmi: nie! — odpowiedział w końcu dość szorstko. — Nie bardzo rozumiem, jak w ogóle może zadawać mi pani tak dziwne pytania.
Kobieta założyła ręce na klatce piersiowej i wpatrywał się w niego, niemo żądając konkretnych wyjaśnień.
— Severusa osobiście poznałem na początku wakacji — zaczął. — Co prawda, wcześniej, kiedy żyli jeszcze moi rodzice, czasami wspominał o nim Aaron, ale nigdy wspólnie nie zgłębialiśmy tematu jego brata. Do Zakonu oficjalnie dołączyłem pod koniec zeszłego roku, wtedy też zacząłem współpracę z Voldemortem.
Minerva sapnęła, a Keith prychnął pogardliwie.
— Nie boję się wymawiać jego imienia. I przypominam, że wymawiałem je już przy pani. Strach stwarza tylko niepotrzebne bariery. — Kolejna cudowna zasada, pomyślał z sarkazmem.
— Od kiedy jesteś w Wewnętrznym Kręgu i jak to się stało, że jak twierdzisz: nie poznałeś wcześniej Severusa? Morderstwa dla tego samego człowieka powinny chyba zbliżać — dodała kpiąco.
— Nie słyszałem o tym, jakoby wspólne rzezie zbliżały ludzi — odparł spokojnie, choć w jego głosie można było wyczuć nutkę grubiaństwa. — Czy widziała mnie pani kiedyś na spotkaniu Zakonu Feniksa? — zapytał retorycznie. — Najważniejszym śmierciożercom zostałem przedstawiony dopiero pod koniec wakacji.
— Dlaczego, panie Duval?
— Ponieważ byłem tajną bronią Riddle’a. A przy okazji chciał mnie sprawdzić — dodał, wzruszając od niechcenia ramionami.
— Nie powiesz na ten temat nic więcej, prawda?
— Przykro mi, ale jeszcze nie teraz. Nie mogę.
— Dobrze. Co z mistrzostwem?
— Nie rozumiem, pani profesor — przyznał chłopak.
— Czy to przez Severusa tu jesteś?
— Severus nie miał nic wspólnego z moją decyzją. A przynajmniej nie w sensie negatywnym. Oczywiście wiedziałem, że tu pracuje — przerwał na moment, po czym kontynuował: — Po ukończeniu Kanadyjskiej Akademii Sztuk Magicznych i tak miałem zamiar zacząć doszkalanie z wybranych przedmiotów. Uzgodniłem wcześniej z Albusem i, o dziwo, również z Tomem, że od lipca przenoszę się do Wielkiej Brytanii. Hogwart jest najlepszą szkołą na Wyspach, gdzie więc według pani powinienem pójść? Poza tym będąc tutaj, jestem na bieżąco ze wszystkimi ważnymi sprawami. A fakt, że Severus jest obok, bynajmniej nie przeszkadza mi w niczym. Wręcz przeciwnie.
Kobieta patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, jak zacząć mówić o tym, co w tej rozmowie było najważniejsze. Obawiała się o Keitha. W końcu był młody i naiwny. Nieważne było to, co mówił Dumbledore, czy sam chłopak. Siedemnaście lat to za mało na związek z dwa razy starszym mężczyzną, za mało na walkę z Ciemną Stroną, a już szczególnie za mało na tak zaawansowane szpiegostwo i kroczenie u boku Czarnego Pana. Zabijanie, torturowanie i nauczanie czarnej magii. Nadal była wściekła na przyjaciela, że w ogóle zaproponował chłopakowi nauczanie tego przedmiotu w Hogwarcie. Chociaż musiała przyznać, że to z całą pewnością podniesie jego rangę w szeregach Voldemorta i uwiarygodni jego pozycję, bo przecież jak to możliwe, że zwykły nastolatek przekonał na wskroś dobrego Albusa do takiego pomysłu?
Cóż… Nie taki zwykły znowu.
W tym dzieciaku było coś dziwnego. Coś znajomego. Tylko zupełnie nie potrafiła owego czegoś nazwać.
— Powiedz mi — zaczęła znowu. — Jak to możliwe, że zupełnie przeciętny czarodziej, zyskał uznanie dwóch największych osobistości magicznej Europy tego wieku?
— Nie jestem przeciętnym czarodziejem, pani profesor.
— Panie Duval, nie chodzi mi o to, co pan osiągnął, bo zdaję sobie sprawę, że jest tego niezwykle dużo — burknęła. — Mam raczej na myśli pana bardzo przeciętną aurę.
— Czuje pani aury? — zapytał zdziwiony.
— Owszem. A pana jest nieco silniejsza niż przeciętnego nastolatka, ale w żaden sposób nie może się równać z tą Albusa, Severusa, czy choćby moją. — Zawahała się przez chwilę. — Chyba, że…
Spojrzała niedowierzająco na chłopaka, ale w końcu tyle rzeczy było w nim nieprzeciętnych, że postanowiła spróbować. Uniosła nieco różdżkę i zanim nastolatek zdążył się zorientować, co właściwie kobieta chce zrobić, ta szepnęła mało znane, hebrajskie zaklęcie:
לחשוף את כוחו של*.
Keith stał przez moment przerażony. Znał to zaklęcie. To jego odwrócona wersja:  להסתיר את עוצמת**, pozwalała mu zataić przed osobami z darem McGonagall swoją moc. A teraz stał przed nią odsłonięty i całkowicie załamany.
— Pani profesor? — zapytał ostrożnie, zerkając niepewnie na kobietę.
Oniemiała, oparła się o skraj biurka i patrzyła na niego pustym wzrokiem. Już wiedziała, skąd zna tą moc, dlaczego jego sygnatura wydawała się taka bliska, a jednocześnie jakby zapomniana.
— Kto wie? — wykrztusiła w końcu przez ściśnięte gardło.
— O mojej mocy? — Skrzywiła się lekko, nie o moc jej chodziło. Chłopak jednak odpowiedział. — Tylko Severus.
— Kto wie? — powtórzyła.
Keith pokręcił głową, dając do zrozumienia, że nie rozumie o czym nauczycielka mówi.
— Kto wie? — szepnęła po raz trzeci, dodając ledwie słyszalne: — Harry.
Nastolatek rozszerzył w zdziwieniu oczy i zachłysnął się, słysząc swoje prawdziwe imię w jej ustach.
— Skąd? Jak? — pytał spanikowany.
— Znałam cię jako dziecko — odpowiedziała. — Od naszej pierwszej rozmowy wyczuwałam w tobie coś znajomego, ale dopóki twoja moc była ukryta, nie mogłam połączyć jej z twoją osobą. Kto wie? — dociekała nadal Minerva.
Keith spojrzał na nią zrezygnowany i usiadł niedbale na ławce.
— W Anglii wyłącznie Severus. I teraz pani. Ale nie może pani nikomu powiedzieć, pani profesor! Nikomu!
— Severus — warknęła. — To dlatego cię wybrał, prawda? Dla twojej mocy i nazwiska. Zabiję go!
— O czym pani mówi, profesor McGonagall? — zapytał, wyraźnie nie rozumiejąc Keith.
— O czym? — syknęła. — O tym!
Rzuciła jeszcze jedno krótkie zaklęcie i powoli uniosła prawy rękaw swojej szaty. Na nadgarstku znajdował się mały, srebrno-szary tatuaż sokoła.

-I-I-I-I-
* לחשוף את כוחו של ­— ujawniać, odkrywać moc
** להסתיר את עוצמת — ukryć siłę, intensywność

3 komentarze:

  1. Witam,
    wspaniały, Severus połączył fakty i się zorientował dlaczego Draco tak zareagował, Mcgonagall zorientowała się, ze Keith to Potter i jak się okazało i ona była sokołem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Severus połączył fakty i się zorientował dlaczego to Draco tak zareagował, a nasza Mcgonagall zorientowała się, że Keith to tqk naprawdę Potter i jak się okazało i ona była sokołem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no i Severus połączył fakty i się zorientował dlaczego to Draco tak zareagował ;) a nasza Mcgonagall zorientowała się, że Keith to tak naprawdę Potter (którego poszukują) i jak się okazało i ona była sokołem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń