wtorek, 25 września 2012

Sokół część 11



Severus od dłuższego czasu czekał na swojego kochanka. Nie było go na kolacji w Wielkiej Sali i zaczął się obawiać, o czym ten tak długo może rozmawiać z McGonagall. Kiedy drzwi do jego gabinetu się otworzyły, nikły uśmiech przebiegł przez jego twarz, ale już po chwili mężczyzna zastąpił go uniesionymi pytająco brwiami.
— Keith, do cholery! Wiesz, że czekamy na Dra… — urwał, zobaczywszy, że za chłopakiem wchodzi nauczycielka transmutacji.
Nastolatek podszedł do niego szybko i wtulił się w jego pierś. Snape, mając złe przeczucia, otoczył go silnymi ramionami i przycisnął do siebie.
— Co się stało? — warknął groźnie w kierunku McGonagall. — Coś ty mu powiedziała?
Opiekunka Gryffindoru zdziwiła się nieco, słysząc złość w jego głosie, choć powinna była zrozumieć, że relacje panujące pomiędzy tą dwójką są bardziej skomplikowane niż pierwotnie założyła. Sokół wiele jej wyjaśnił, posuwając się nawet do rzucenia Silencio i jakiejś słabszej formy Petrificus Totalus, kiedy chciała biec i zabić Severusa niczym rozsierdzona kotka.
— Pani profesor wie wszystko — szepnął chłopak.
— Co wie, Keith?
Dzieciak na chwilę przylgnął do niego silniej i wziął kilka uspokajających oddechów. Po chwili uciążliwej ciszy, uspokoił się i odsunął od partnera, pozostając jednak u jego boku.
— Minervo? — zapytał ostro mistrz eliksirów.
— Wiem, że jesteś jego sponsorem — odpowiedziała spokojnie kobieta.
Severus ze zdziwienia rozszerzył oczy i przenosił wzrok od McGonagall do kochanka, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Kiedy żadne nie nadeszły, wrzasnął:
— Po co tu przyszłaś? Nie wierzę, że Keith ci się skarżył, bo nie miał ku temu podstaw.
Zastanowił się chwilę, czy ich ostatnia kłótnia mogłaby sprawić, że dzieciak pobiegnie do kogoś się wyżalić.
Nie! To niemożliwe…
Był pewien, że Sokół nie powiedziałby nikomu. Rozmawiali o tym wcześniej i obaj wiedzieli, jak mogłoby się to skończyć.
— Czego więc od nas chcesz? — syknął przez zaciśnięte zęby. — Będziesz mnie szantażować? Jeżeli rozumiesz, na czym polega nasza umowa, to powinnaś wiedzieć, że nawet jeżeli byśmy chcieli, nie możemy jej zerwać.
— Nie o to chodzi, Severusie — powiedział cicho Keith, gładząc mężczyznę po dłoni. — Profesor McGonagall — zwrócił się do kobiety. — Proszę mu pokazać.
Minerva skrzywiła się wyraźnie, ale skinęła głową i zapatrzyła się przez chwilę w jego oczy. W końcu podeszła bliżej Snape’a i szepnęła to samo zaklęcie, które jeszcze niedawno w swojej klasie. Mistrz eliksirów stał przez chwilę zdezorientowany, nie rozumiejąc co miał pokazać rzucony czar. McGonagall nadal stała blisko niego. Bardzo blisko. Po chwili zrobiła mały krok w tył, opuściła powieki i wyciągnęła do niego prawą dłoń. Severus nadal niczego nie rozumiejąc, ujął ją niepewnie, obserwując przy tym niewyrażającą żadnych uczuć twarz kobiety. Dopiero, gdy ta ścisnęła lekko jego palce, skierował swoje spojrzenie w dół i wciągnął głęboko powietrze.
— Byłaś Sokołem? — sapnął zaskoczony. — Dlaczego?
— Jestem — odpowiedziała ledwie słyszalnie.
Snape patrzył na nią niedowierzająco. Nie pojmował, jak w takim wieku, mogła być jeszcze Sokołem. Umowy były czasowe, a nie wyobrażał sobie, jak ktoś mając do wyboru nastolatkę i kobietę kilka razy starszą, wybrał tą drugą. Zerknął pytająco na Keitha.
— Zanim Michael przejął restaurację, umowy wyglądały trochę inaczej — zaczął niepewnie chłopak. — Tylko Sokół musiał dochować wierności i nigdy nie mógł samodzielnie przerwać partnerstwa.
— Kto? — zapytał zaniepokojony mistrz eliksirów.
Minerva pokręciła tylko głową, a w oczach na bardzo krótką chwilę zaszkliły się łzy wściekłości.
— Jeden z członków Zakonu — odpowiedział za kobietę nastolatek. Widać było, jak powstrzymuje się od ataku złości.
— Dumbledore wie? — zadał inne pytanie, na które odpowiedziało mu szybkie skinienie głową.
Co za obłudnik! Mi prawi kazania, a w swoich szeregach ma kogoś o wiele gorszego!
— Profesor McGonagall chciała tu przybiec i boleśnie pozbawić cię życia — wtrącił się znowu Keith. Tym razem w jego głosie słychać było nutki rozbawienia.
— Dlaczego?
Rozumiał, że zastępczyni dyrektora może nie mieć najmilszych wspomnień, ale chyba powinna wiedzieć, że chłopak zrobiłby wszystko, żeby go ochronić.
Tylko ze względu na umowę, Severusie, podszeptywał niechciany głosik w jego umyśle.
— Nigdy nie byłam traktowana zbyt dobrze — powiedziała, podnosząc oczy i patrząc twardo na mężczyznę.
Snape aż wzdrygnął się na to spojrzenie. Było pełne bólu i negatywnych emocji. Nie wątpił, że wielokrotnie musiała żałować podjętej w młodości decyzji.
— Pani profesor pomyślała, że wybrałeś mnie ze względu na moją moc i nazwisko.
— Słucham? — zapytał sztywno Severus. — Nie zapominaj, że to ty… — zamilkł w pół słowa, analizując usłyszane słowa, ale przerwała mu kobieta.
— Co ty, Keith? — spytała McGonagall.
— Ehm… — wymamrotał. — Michael to mój kontakt, nie zostałem przyjęty na zwykłych zasadach — tłumaczył. — Mogłem się nie zgodzić na sponsora.
— Co miałaś na myśli mówiąc o mocy i nazwisku? — warknął Snape, zanim Minerva zdążyła zareagować.
— Widzę aury, Severusie — odparła, po raz kolejny wprawiając go w zdziwienie. — Twoja zawsze była silna, ale od niedawna stała się niewiele słabsza od tej Albusa — powiedziała, widząc szok na twarzy mistrza eliksirów. — Keith powiedział mi, że nie jest przeciętnym czarodziejem, a ja instynktownie wyczułam, że coś się za tym kryje i dość impulsywnie postanowiłam sprawdzić, czy mam rację. Jego aura jest potężna. Myślę, że z jakiegoś powodu zasila też twoją moc.
Snape odwrócił się do kochanka i dostrzegł nikłe rumieńce na jego twarzy. Chłopak zerknął na niego i przytaknął nieznacznie, potwierdzając słowa McGonagall.
— Jak? — zapytał cicho mistrz eliksirów.
— Nie chcę, żeby stała ci się krzywda.
— Nie stanie — odwarknął.
— Teraz z całą pewnością nie — syknął Keith.
— Kiedy zobaczyłam pełnię jego mocy — wtrąciła się kobieta, przerywając im pojedynek na spojrzenia. — Rozpoznałam też jego sygnaturę. Tak dobrze mi znajomą sygnaturę syna dwójki moich wychowanków.
Severus zacisnął groźnie wargi i patrzył na nią z wściekłością. Teraz stanowiła zagrożenie. Zagrożenie dla niego samego i dla jego kochanka. Jeżeli ta wiadomość dotrze w jakiś pokrętny sposób do Voldemorta, to cała przykrywka Sokoła nie będzie nic warta. Tak samo jak i ich praca jako szpiegów.
— Jeżeli komuś powiesz… — Znalazł się obok niej w ułamku sekundy, wbijając jej różdżkę w gardło. — Osobiście cię zabiję.
Niespodziewanie dla całej trójki do gabinetu wszedł niezadowolony Draco. Przystanął tuż za drzwiami, wpatrując się w rozgrywaną scenę i próbując zrozumieć sens usłyszanych słów. Na środku gabinetu dwóch wściekłych nauczycieli, opiekunka Gryffindoru i celujący w nią jego ojciec chrzestny, a niedaleko nich, zastygły w pół kroku Keith, wyciągający przed siebie różdżkę.
— Nikt cię nie nauczył pukać? — warknął Sokół, mierząc teraz w Ślizgona. — Nie pozabijajcie się — jęknął błagalnie, zwracając się do dorosłych. — Jeśli uważasz to za konieczne, niech pani profesor złoży przysięgę, zgodziła się.
Severus skinął i odszedł na kilka kroków od kobiety, która odetchnęła uspokojona.
— Będziemy w moich komnatach — dodał i pociągnął brutalnie ucznia za ramię, wyprowadzając go zdenerwowanego z pomieszczenia. — Zawsze musisz wleźć w najmniej odpowiednim momencie? — syknął na rówieśnika.
— Ja… — zaczął słabo Draco.
— Zamknij się. Po prostu się nie odzywaj, bo zrobię ci krzywdę. Już i tak mam przez ciebie same kłopoty.
Malfoy cieszył się, że nie spotkali nikogo w drodze do pokojów Keitha. Czuł się upokorzony takim traktowaniem. Nie zapukał, bo nie pukał nigdy. Kiedy Snape się z nim umawiał, zawsze był sam. Spodziewał się co prawda, że dzisiaj zobaczy także jego kochanka, ale w życiu nie pomyślałby o tej irytującej kobiecie.
Dlaczego Severus jej groził?
Po kilku minutach zatrzymali się przed prostymi drzwiami i Sokół szepnął kilka słów posługując się mową węży. Wepchnął drugiego nastolatka do salonu i poinstruował żmiję, wijącą się na obrazie, żeby wpuściła mistrza eliksirów, gdy tylko się pojawi.
Draco rozglądał się ciekawie po niewielkim pomieszczeniu, w którym się znalazł. Szary dywan pokrywał niemal połowę kamiennej podłogi. Stylowa, czerwona kanapa stała przodem do kominka, na którym znajdował się miniaturowy wazonik z kwitnącymi konwaliami. Tuż obok znajdował się wygodny fotel do kompletu i mały, szklany stolik ze srebrnymi ozdobami. Dwa wielkie, wypełnione szczelnie książkami regały zajmowały niemal całą ścianę.
— Napatrzyłeś się już? — Ślizgon zerknął na Keitha i stwierdził, że ten był wyraźnie w podłym nastroju. Skinął krótko głową, nie odrywając spojrzenia od trzymanej przez chłopaka różdżki. — Świetnie. Może wytłumaczysz mi swoje sobotnie zachowanie.
— Ja… — jęknął cicho.
— Tak, Draco! Ty! — przerwał mu zirytowany. — Właśnie ty mogłeś spieprzyć całą moją pracę jednym głupim zachowaniem. W ogóle pomyślałeś o tym, co robisz? Masz szczęście, że Severus zdołał wszystko wyjaśnić, bo inaczej miałbyś ogromny problem.
— A teraz nie mam? — mruknął cicho blondyn, ale dostrzegając skierowane na siebie, wściekłe spojrzenie, dodał szybko: — Przepraszam. Ja…
— Ty! Ty! Kurwa, Draco! Ciągle tylko ty! Nie jesteś jedyną osobą na tym świecie! Nawet sobie nie wyobrażasz, ile rzeczy mogłeś zniszczyć! I ile zdołałeś, też nie. Pomyślałeś, co by się stało, gdyby podczas tamtego śniadania w Wielkiej Sali było choćby jedno dziecko śmierciożercy? Gdyby wśród nauczycieli był szpieg?
Malfoy to wszystko wiedział doskonale. Wiedział to teraz, ale wtedy był zbyt poruszony, żeby przejmować się takimi szczegółami. Wtedy po prostu chciał im pokazać, że im zaufał, że pozwoli na wszystko, byle tylko mu pomogli. Potrzebował ich. Nie myślał o konsekwencjach.
— Dlaczego przyszedłeś do nas właśnie wtedy? — Opanowany głos Keitha rozszedł się po salonie. — Dlaczego nie poszedłeś z tym do Severusa? Dlaczego to byłem ja?
Był zły. Najpierw podejrzenia kochanka względem Malfoya, później ciężka rozmowa z McGonagall. Jej odkrycia i żądza mordu na Severusie. O tak! Długo musiał jej tłumaczyć i wyjaśniać. Miał nadzieję, że w końcu zrozumiała i teraz jakoś się dogadają. Dopiero, kiedy kobieta opowiedziała mu o tym, jak jest traktowana od dziesięcioleci, zrozumiał jej zachowanie. Tylko, że Severus nigdy taki nie był. Taki, jak jej sponsor. Nigdy go nie skrzywdził, a przynajmniej nie w sposób, w który krzywdzona była nauczycielka. Nigdy go nie wykorzystał. Poza ostatnią kłótnią nigdy go nawet nie zranił. A i to było wynikiem raczej nieporozumienia i jego charakteru niż rzeczywistej chęci zadania mu bólu. Zresztą sam się zdecydował na pokazanie mu blizn. Przecież nie musiał. Chłopak był pewien, że może mu zaufać. Co prawda ich umowa trwała zaledwie kilka tygodni, ale to nie miało znaczenia. Snape wiedział o nim więcej niż ktokolwiek inny, a przynajmniej niż ktokolwiek w Wielkiej Brytanii. A jednak nie odsunął się od niego. Ani po spotkaniu z Riddle’em, ani teraz. Mógł go wydać, obnażyć jego tajemnice. Mógł go zniszczyć bez najmniejszych skrupułów. Ale on wiedział, że ten mężczyzna tego nie zrobi. I miał nadzieję, że teraz wie to również Minerva.
Odkrycie przez McGonagall jego prawdziwej tożsamości też nie było mu na rękę, ale już teraz nic nie mógł z tym zrobić. Nie podejrzewał, że nawet jeżeli ktoś użyje tego zaklęcia, to rozpozna jego prawdziwą sygnaturę. Bo niby, jaka jest szansa, że trafi na kogoś takiego? Osób widzących aury była zaledwie garstka na całym świecie. Ale oczywiście trafił. Za pierwszym razem.
A na sam koniec jeszcze Draco, wchodzący w sam środek awantury. Złość to za mało. Może i zależało mu na chłopaku, ale na pewno nie zamierzał puszczać mu płazem jego zachowania. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak mogło się to wszystko skończyć.
— Masz zamiar odpowiedzieć? — warknął, kiedy blondyn nie odzywał się przez kilka chwil. — Nie? Pamiętaj, że nie jestem twoim kolegą z dormitorium.
Zerknął jeszcze na rówieśnika, ale widząc, że ten zamarł ze strachu czy oczekiwania, machnął różdżką jakby od niechcenia i wyszeptał: Legilimens.
Żadnych barier, żadnego muru. Warknął gniewnie, usłyszawszy cichy krzyk zaskoczenia. Szukał tylko jednego konkretnego wspomnienia, ale kiedy do niego dotarł, kiedy potwierdziły się podejrzenia Severus, był zbyt wściekły, żeby nad sobą zapanować.
Durny, niedojrzały dzieciak!
Pojawił się moment, w którym Draco wpadł do ich sypialni, jego głodne oczy skierowane na nich i zaskoczenie po pocałunku ojca chrzestnego. On sam owinięty jedynie prześcieradłem i pochylający się nad blondynem, przyciskający po chwili dłoń do piersi. Draco zastanawiający się, kim są Sokoły i pytanie w jego umyśle: skąd wziął się ból? Poszukiwania informacji w bibliotece.
Kurwa!
Wspomnienie się zmieniło i teraz przerażony Malfoy stał przed Czarnym Panem i patrzył, jak Keith torturuje aurora, a chwilę później, w kolejnym przebłysku, jak słyszy od Sokoła, że należy do niego. Reakcja jego organizmu na dotyk i niepewność, co do motywów Keitha. Moment, w którym wychodząc z komnat Severusa, słyszy dźwięk rozrywanych szat i krótki przebłysk myśli dotyczący tego, że mógł zostać z nimi, że chciałby zostać.
Następna scena formowała się nieco dłużej, jakby chłopak próbował się z tego wyrwać, wyrzucić Sokoła ze swoich wspomnień, ale nie był w stanie sobie poradzić.
Nauczę cię tego, choćbyś miał obrywać klątwą za każdym razem… Inaczej będziesz stanowił zbyt duże zagrożenie.
Obraz się uformował i Keith zobaczył fragment wspomnienia, którego miał nadzieję już nigdy w życiu nie oglądać. Wycofał się natychmiast z umysłu nastolatka, który łkał teraz niekontrolowanie, leżąc na dywanie.
— Wstawaj — syknął przez zaciśnięte zęby.
Ale Ślizgon nie był w stanie się podnieść. Sokół podszedł do niego i brutalnie postawił na nogi.
— Wiesz, że mogłem pozwolić ci tam zostać — mruknął jadowicie z ustami tuż przy jego uchu. — Może nawet byłaby to dobra kara za podsłuchiwanie cudzych rozmów. Choć nie wiem, czy nie za łagodna.
Malfoy gwałtownie podniósł głowę i spojrzał mu w oczy. Nie widział w nich tego ciepła, które go ogrzewało od soboty. Nie widział nic prócz wstrętu i obrzydzenia.
— Mógłbym cię teraz zabić — szepnął Keith. — Powinienem cię zabić — dodał po krótkiej chwili.
Był wściekły. Już dawno nie odczuwał takiej złości. Nie wliczał starcia z Severusem, ono miało inne podłoże i konsekwencje z tamtego starcia mogłyby spaść wyłącznie na niego. Ale Snape był świadomy jego roli jako agenta, siły i częściowo także celu. Malfoy stanowił wyłącznie problem. Keith wiedział, że jeżeli Czarny Pan dowie się, że w jakiś sposób może go kontrolować, to magiczna Anglia będzie zgubiona. A może i cały magiczny świat. Kto wie, co taki szaleniec mógłby zrobić?
Flagello. — Niemal bez zastanowienia skierował różdżkę w stronę nastolatka, wyrywając z niego głośny krzyk i powodując upadek. — Nawet nie potrafisz w ciszy znosić bólu — syknął kpiąco. — Silencio.
Pokój stał się ponownie cichy, a o cierpieniu blondyna świadczyły jedynie płynące powoli łzy i pojawiające się gdzieniegdzie strużki jasnoczerwonej krwi.
— Podnieś się. — Sokół zatrzymał zaklęcie i stanął tuż przy chłopaku.
Draco, nie chcąc ryzykować otrzymania kolejnej kary, wykonał szybko polecenie. Stał na drżących nogach z opuszczoną nisko głową i zaciętym wyrazem twarzy. Bał się spojrzeć mu w oczy. Bał się kolejnej klątwy, która mogła na niego spaść.
— Złożysz Wieczystą Przysięgę.
— Nie ­— wyrwało się Malfoyowi.
— Nie? — zapytał spokojnie Keith. — Jesteś pewien? Tormenta.
Kolejny głośny krzyk. Tym razem Sokół wyciszył salon, pozwalając chłopakowi słyszeć własne wrzaski. Zaklęcie nie trwało długo, ale w połączeniu z efektami Flagello wystarczyło, żeby ponownie powalić nastolatka na kolana.
— Złożysz — warknął Duval. — Albo będziesz musiał zginąć — dodał zimno.
Kiedy Draco sztywno przytaknął, do pomieszczenia wszedł poirytowany Snape. Zatrzymał się na chwilę w progu, dostrzegając kulącego się na podłodze chrześniaka i sączącą się z różnych części ciała krew. Gdzieniegdzie poznaczony był nią także dywan, a ubranie nastolatka wyglądało przerażająco. Uniósł pytająco brew, kierując spojrzenie na kochanka.
Draco oczekując pomocy, patrzył z błaganiem w oczach na mistrza eliksirów. Ten zatrzymał się jednak przy Keithie i objął go opiekuńczo ramieniem, składając na jego skroni niewielki pocałunek.
— Miałem rację — powiedział z doskonale słyszalna pogardą. Sokół skinął głową i nakazał Malfoyowi wstać. — Będę waszym gwarantem.
Blondyn spojrzał na niego niedowierzająco, ale widząc jego zaciętą minę oraz całkowitą obojętność, opuścił wzrok i wyciągnął przed siebie dłoń. Przysięga była krótka i z całą pewnością wiążąca. Nigdy nie zdradzi sekretów Keitha i Severusa. Zawsze będzie wykonywał ich polecenia. Nikomu nie wyjawi swojej roli i pozycji w trwającej wojnie.
Kiedy trzeci promień opuścił różdżkę mistrza eliksirów i oplótł dwa poprzednie, Sokół przyglądał się przez chwilę Ślizgonowi, ale ostatecznie wyszedł do sypialni, wracając po minucie z niewielkim słoiczkiem maści w kolorze brudnej zieleni. Snape rozsiadł się wygodnie na kanapie i przyglądał w milczeniu kochankowi, który jednym zaklęciem pozbył się niemal wszystkich ubrań nastolatka, powodując tym u niego głośne wciągniecie powietrza i skrajne przerażenie na twarzy. Keith tymczasem wyszeptał kilka zaklęć uzdrawiających i zamknął wszystkie rozcięcia na skórze nastolatka, a następnie powolnymi ruchami zaczął nakładać kleistą substancję na miejsca, które nie zasklepiły się całkowicie przy użyciu czaru.

2 komentarze:

  1. Witam,
    Minewra wciąż jest sokołem, kiedyś były umowy zupełnie inne, ciekawe kto w zakonie jest jej „sponsorem”, Keith był bardzo zdenerwowany..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, jaki Keith zdenerwowany, jak się okazuje Minewra nadal jest sokołem, kiedyś umowy były inne... no i ciekawe kto w zakonie jest jej "spobsorem"...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń