— Muszę go nauczyć oklumencji — odezwał się cicho Keith,
kiedy Malfoy zniknął za drzwiami. — To aż nieprawdopodobne, że arystokratyczne
dziecko tego nie potrafi.
— Lucjuszowi było wygodniej nie uczyć go. Dzięki temu miał
pełen dostęp do jego wspomnień.
— Wykorzystywał to?
— A jak myślisz? — odparł sarkastycznie.
Chłopak przytaknął i rozsiadł się w jedynym fotelu,
przywołując do siebie dwa kieliszki i czerwone, kalifornijskie wino.
— Jak poszło z Minervą? — zapytał cicho, kiedy napełnił oba
naczynia, a Severus położył się na miękkiej sofie.
— Kazałem jej złożyć przysięgę.
Snape spodziewał się, że McGonagall będzie się wzbraniać i
protestować, ale było tak jak mówił Sokół. Zgodziła się bez słowa. Nie był
pewien, czy chciała tym pokazać, że jednak mu ufa, czy może uznała zwyczajnie,
że posiadanie wroga w prawdopodobnie najpotężniejszym czarodzieju ich czasów
może być problematyczne. Nie chciał wymuszać na niej Przysięgi Wieczystej.
Zresztą nie było sensu tego robić. Była inteligenta i wierna. A nie wątpił, że
jej oddanie może im się przydać w późniejszych etapach, bo cokolwiek planował
Keith, nie zamierzał podzielić się tym z Dumbledore’em. To nadal wydawało mu
się dziwne. Dla niego starzec był ważny, był jego ratunkiem i pocieszycielem.
Nie mógł odmówić mu też siły charakteru, dobroci i wiary w ludzi. Inna sprawa,
że czasami zawierzał niewłaściwym osobom, ale… Każdy popełnia błędy.
Wypili całą butelkę. Wino miało głęboki, mocny smak. Keith po
drugim kieliszku przesiadł się na kanapę i teraz, zupełnie rozluźniony przesuwał
palcami prawej dłoni po napiętym udzie mężczyzny.
— W sobotę zabierzesz Draco do Michaela — powiedział cicho.
— Dlaczego?
— Nie chcę, żeby przypadkiem ktoś go przyłapał na
poszukiwaniu informacji. A niestety jestem pewien, że szukać ich będzie.
— Pewnie masz rację — przyznał, czując już powoli skutki
działania alkoholu. — Dlaczego ja?
— Bo ja muszę się zająć dwójką zdrajców.
— Słucham? — warknął Snape niezadowolony.
Nastolatek odwrócił się do niego i przez moment studiował
wyraz jego twarzy, po chwili uśmiechając się nieznacznie.
— Mówiłem ci, że mam pewne zadanie na weekend.
— Ale nie mówiłeś, że będziesz zabijał kolejnych czarodziei,
starających się pokrzyżować plany Czarnego Pana.
— I wcale nie zamierzam tego robić! — syknął chłopak, a Snape
spojrzał na niego nieodgadnionym wzorkiem, czekając na dalszą część wypowiedzi.
— To zdrajcy Jasnej Strony. Wstąpili w szeregi Toma jakieś pół roku temu i
niestety bardzo starają się spełnić wszystkie jego standardy. Powiedziałbym, że
nawet aż za bardzo. Ale dałem mu dowody na to, że go szpiegują. Choć
nieprawdziwe.
— Jak?
— Mam swoje sposoby, a on mi ufa — powiedział spokojniej,
wzruszając ramionami. — A ci ludzie sprawiali mi kłopoty. Lepiej, żeby zginęli
oni niż ktoś inny.
— Jesteś wrednym bachorem, wiesz?
— I tak mnie kochasz.
Harry mówiąc to zaśmiał się uroczo, układając głowę na
ramieniu mężczyzny i nie zauważając przy tym jego miny. Jego szoku.
Kocham?
On nie kochał nigdy. I nigdy nie pozwolił kochać siebie. Czy
kochał teraz? Nie. Zdecydowanie nie. Miłość była przereklamowana. Nieprawdziwa.
Przynosiła tylko ból i niepewność. Ograniczała. Więziła. Trawiła od środka.
Uniemożliwiała racjonalne myślenie i ogłupiała. Z całą pewnością nie kochał.
— Nie kocham cię — odpowiedział po około dziesięciu minutach.
Keith poruszył się niespokojnie, otwierając oczy i zwracając
lekko nieprzytomne spojrzenie w stronę kochanka.
— Słucham?
— Nie kocham cię — powtórzył Snape.
Chłopak wpatrywał się w niego przez chwilę zagubiony,
rozszerzając po chwili oczy i uchylając usta. Pokręcił głową, jakby chciał
odegnać niechciane myśli i na powrót zatonął w czarnych tęczówkach Severusa.
— Mówisz mi o tym z jakiegoś konkretnego powodu? — warknął po
chwili ze złością. — Czy po prostu postanowiłeś mi przypomnieć, że jestem tylko
dziwką, która na miłość nie zasługuje?
Mężczyzna spiął się na wybuch Sokoła, ale nie pozwolił mu się
odsunąć. Dość miał kłótni, szczególnie tych, które wynikały z jakichś dziwnych
nieporozumień. A prawdę mówiąc, wszystkie ich kłótnie były właśnie takie.
— Uspokój się, do cholery! — burknął, trzymając go w ciasnym
uścisku. — Po prostu chciałem cię uświadomić, że wbrew temu, co powiedziałeś,
nie kocham cię.
Dzieciak szarpał się jeszcze przez moment, by po chwili
zrezygnować i znów zerknąć na mistrza eliksirów.
— O czym ty mówisz? Nigdy nie twierdziłem, że mnie kochasz.
— Owszem, jakiś kwadrans temu. Powiedziałeś, że i tak cię
kocham. Uznałem więc…
Ale zanim dokończył wyraz twarzy nastolatka się zmienił, a po
chwili Keith wybuchnął głośnych, niekontrolowanym śmiechem i wspiął się na
kolana partnera. Severus nieco zaskoczony jego reakcją, uniósł do góry brew i
czekał spokojnie na wyjaśnienia. Chłopak jednak zamiast wyjaśnień zaczął
delikatnie całować jego szyję i linię szczęki. Pocałunki były delikatne i
działały zdecydowanie pobudzająco. Jęknął głośno, kiedy dłonie o długich, tak
znajomych już, jasnych palcach sięgnęły do zapięcia jego koszuli.
To był chyba ich najszybszy, wspólny seks. Po zaledwie kilku
minutach Sokół oparł się bez sił o starszego czarodzieja, chowając głowę w
zagłębieniu jego szyi i próbował unormować oddech. Czuł jak mężczyzna pod nim
robi dokładnie to samo, gładząc przy tym nieświadomie jego nadgarstki.
Dokładnie po bliznach, pomyślał zaalarmowany i
przesunął wargi na ucho kochanka. Kilka drobnych pocałunków odwróciło uwagę
mężczyzny, który na powrót skupił się na jego biodrach i pośladkach.
— Wiem, że mnie nie kochasz — wyszeptał, a Snape zaprzestał
swoich działań. — Jesteśmy związani tylko umową. Nie śmiałbym liczyć na nic więcej.
-I-I-I-
— Keith! Jak miło, że jesteś.
Uśmiech, który rozciągnął się na twarzy Voldemorta był
zwyczajnie straszny, a oglądanie go przy każdej wizycie wzbudzało w chłopaku
coraz większe obawy.
— Witaj, Tom — odpowiedział spokojnie, pochylając nieznacznie
głowę. — Przyprowadziłem twoje wierne sługi.
Dwóch młodych mężczyzn, z uwielbieniem wyrysowanym na
twarzach przyklęknęło na prawych kolanach i skłoniło się nisko. Nie wiedzieli,
dlaczego się tu znaleźli. Zaledwie kilka minut wcześniej, wyższy rangą
śmierciożerca pojawił się w ich małym mieszkaniu i po prostu aportował się z
nimi. Nie wiedzieli również, gdzie teraz są. Budynek zdecydowanie nie wyglądał
jak miejsce któregokolwiek z wcześniejszych spotkań, a uczestniczyli już w
wielu. Riddle wydawał się jednak zadowolony zarówno z ich widoku, jak i z
widoku człowieka, który ich tu przyprowadził. Z pewnością siebie czekali na
pozwolenie podniesienia się z twardej i zimnej podłogi.
Ich rodziny od zawsze stały po stronie Dumbledore’a. Po
Jasnej Stronie. Do tej pory zastanawiali się, dlaczego właściwie tak było. Oni
się odcięli, choć nie od razu. Najpierw podążyli za nim jak wszyscy inni.
Tylko, że szybko okazało się, że praca dla Zakonu nie jest tak fascynująca, jak
przypuszczali na początku. Zostali oddelegowani do nudnych zadań, które w żaden
sposób nie mogły zaspokoić ich głodu. Ich potrzeb. Przewodnictwo byłego
dyrektora też okazało się mizerne. Nie robił właściwie nic, aby powstrzymywać
ataki, czy intrygi Czarnego Pana, nawet jeśli o nich wiedział. Oni pragnęli
więcej.
Początkowo chcieli zinfiltrować szeregi śmierciożerców.
Szybko jednak okazało się, że tortury i zabijanie przynoszą o wiele więcej
emocji niż przekładanie papierków i tworzenie nieracjonalnych planów. Zostali.
— Myślę, że czas na nagrodę — mruknął Tom. — Keith, czyń honory.
Długo to trwało. Rozdzierające krzyki bólu i niezrozumienia
wibrowały w niewielkim pomieszczeniu, w którym znajdowała się cała czwórka.
Kiedy w końcu ponownie zapanowała cisza, Sokół jednym zaklęciem pozbył się
dwóch ciał.
— Jak się rozwijają twoje relacje z Severusem? — mruknął Lord,
zadowolony z efektywnego działania nastolatka.
— Zaskakująco dobrze — przyznał Keith, a na jego ustach
pojawił się słaby uśmiech.
— Wciąż nie rozumiem, dlaczego wybrałeś jego…
— Jest po twojej stronie, dzięki czemu mogę z nim otwarcie
rozmawiać o większości spraw — zaczął. — Jest bogaty, więc nie muszę się
martwić o próby uszczuplenia mojego majątku. Jest też cholernie zmysłowy, a pod
tą jego plątaniną szat kryje się bardzo przyjemne ciało.
Voldemort zaśmiał się nieprzyjemnie, przyjmując argumenty
swojego, prawdopodobnie najbardziej potężnego i bezwzględnego śmierciożercy.
Przez myśl przeszło mu, że wskutek przysięgi, o której mówił mu na początku
lipca chłopak, stracił możliwość sprawdzenia, czy Snape rzeczywiście jest taki,
jakim opisuje go dzieciak.
— Dokładnie przemyślałeś ten wybór.
— Oczywiście — mruknął kpiąco. — Chyba nie myślałeś, że
wybiorę niesprawdzoną osobę. Severus jest idealny, a poza tym… — zawahał się na
moment, chcąc wywrzeć lepszy efekt. Wyglądał, jakby zastanawiał się, czy warto
podjąć przerwany temat.
— Tak? — ponaglił Tom.
— Poza tym, przebywając z nim dłuższy czas mógłbym łatwo
stwierdzić, czy jest szpiegiem, którego tak usilnie próbujesz namierzyć.
— Myślisz, że mógłby nim być? — warknął ostrzegawczo Lord. —
Osobiście sprawdzałem go kilka razy.
— Nie wątpię. — Skłonił nieznacznie głowę, nie chcąc
rozzłościć człowieka siedzącego przed nim. — Ale ja podejrzewałem wszystkich, a
więc i jego. Ale bez obaw. Jest czysty jak łza. — Zaśmiał się cicho, choć dość
mrocznie jak na siebie. — Być może w tym przypadku to nie całkiem adekwatne
określenie.
Riddle przytaknął zadowolony. Sam miał sporo wątpliwości w
sprawie mistrza eliksirów, ale testował go wielokrotnie, wymagając od niego
rzeczy niemal niemożliwych. Był pewien. Snape był jedną z niewielu osób,
których naprawdę był pewien. Właściwie to całkiem dobrze się złożyło, że ta
dwójka, Keith i Severus, jest razem. Obaj dostarczają mu cennych informacji, a
wspólnie mogą zdziałać więcej. Wiedział, ile znaczy wzajemne zaufanie na
powierzanych śmierciożercom akcjach, a jeżeli będzie wysyłać ich razem,
powinien spodziewać się najlepszych efektów. Chociaż nie mógł zaprzeczyć, że
każdy z osobna był niezastąpiony.
— Chcę was widzieć za tydzień w Malfoy Manor. Lucjusz ma
jakieś kłopoty. Znowu.
— Wybacz, że to powiem, ale… Ten człowiek jest po prostu niekompetentny.
Jesteś pewien, że on jest ci niezbędny?
— Coraz częściej się nad tym zastanawiam — odparł i, z
iskrzącymi niebezpiecznie oczyma, zwrócił się w stronę okna. — Idź. Niech nikt
nie powiąże twoich zniknięć.
— Bez obaw. Nie dopuszczę do tego.
Keith uśmiechnął się pewnie i nie zawracając sobie głowy
ukłonem czy innym pożegnaniem, zniknął z pomieszczenia, pojawiając się po
chwili w swoich komnatach w Hogwarcie. Długi prysznic przyniósł planowane
efekty, zmywając z niego poczucie winy i wstręt. Mógł zabijać. Nauczono go
robić to na wiele sposobów. Nie żałował ludzi, którzy nie zasłużyli na życie,
którzy zaprzedali siebie. Problem polegał na tym, że służba u Czarnego Pana
była inna. Wymagała kunsztu i inteligencji. Nowych metod. Musiał pokonać odruch
szybkiego i bezbolesnego zabijania ludzi. Musiał się bawić ich śmiercią,
cierpieniem.
Bawił się więc, sprawiając przyjemność Voldemortowi i nie
dając mu szansy na zakwestionowanie swojej lojalności, swojej wierności.
Jeszcze tylko kilka miesięcy. Może krócej niż myślę.
Plan był opracowany w najdrobniejszych szczegółach. Brakowało
mu już tylko kilku elementów, w tym tych dwóch najważniejszych. Jeden był
obecnie w posiadaniu Toma i zdobyciem go nie zaprzątał sobie głowy. Kiedy
będzie już potrzebny, przejęcie go zajmie zaledwie chwilę. Drugi posiadał
Dumbledore i tu pojawiał się problem. Nie był pewien, czy bez zdradzenia
Albusowi swoich planów, tożsamości i przeszłości będzie w stanie przejąć to, co
stanowi ostatni fragment układanki. Nie potrafił do końca zaufać dyrektorowi.
Wciąż miał wątpliwości związane z jego osobą, a już sam fakt, że był w
posiadaniu tak silnego artefaktu i nie potrafił, lub nie chciał wykorzystać go
w należyty sposób, był podejrzany. Dlatego tak pilnował, żeby starzec nie
dowiedział się, kim jest naprawdę. Początkowo obawiał się, że McGonagall może
go wydać, ale kiedy kobieta opowiedziała mu o swoim życiu… O braku działań ze
strony człowieka, który powinien być ikoną dobra, wiedział już, że ona nie
zdradzi jego sekretów. Po namyśle doszedł do wniosku, że przejście Minervy na
jego stronę może znacznie ułatwić mu sprawę.
Będę musiał omówić to z Severusem…
Niemal godzinę po powrocie wszedł do salonu Snape’a. Mężczyzna
krążył po pokoju, wyglądając jak denerwujący się egzaminami uczniak. Kiedy
dostrzegł Sokoła, zatrzymał się, a na jego ustach zagościł na krótką chwilę
nikły uśmiech.
— Jesteś — mruknął i, podchodząc do kominka, zabrał z niego
szklankę z brunatnym alkoholem. — Dlaczego to tyle trwało?
— Ponieważ Tom musiał być zadowolony — szepnął, podchodząc do
partnera i składając niewinny pocałunek na wąskich wargach. — Nie chcesz mi
chyba powiedzieć, że się martwiłeś?
Mistrz eliksirów nie uznał za stosowne odpowiedzieć na
pytanie młodego kochanka. W zamian złapał go zaborczo za podbródek,
przyciągając na powrót twarz Keitha do swojej.
— Nie lubię, kiedy chodzisz do niego sam, bez względu na to,
jak potężny byś nie był — warknął i przygryzł dolną wargę chłopaka, wywołując
tym cichy jęk. — Chodź.
Wyszli z ciepłej komnaty i, podążając ciemnym korytarzem,
zatrzymali się na moment przed pokojem wspólnym Ślizgonów. Severus wywołał
Malfoya, który podszedł do nich z pochyloną lekko głową i zarumienionymi
policzkami. Profesor bez słowa wskazał mu, żeby szedł za nimi. Keith niejasno
przypominał sobie, że dwójka jego towarzyszy miała się dzisiaj udać do
Michaela, ale zupełnie o tym zapomniał podczas godzin spędzonych z Czarnym Panem.
— Gdzie idziemy? — zapytał, kiedy pokonywali kolejne piętra
zamku.
— Myślę, że Draco chciałby cię przeprosić, a ja znam idealne
do tego miejsce.
Sokół zerknął niepewnie na blondyna, ale ten nadal unikał
jego spojrzenia. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się przyspieszając, by zrównać
krok z partnerem.
Może jednak się uda…
Kiedy całą trójką stanęli przed małymi, obskurnymi drzwiami,
Keith nie krył swojego zdziwienia. Snape tylko uśmiechnął się krzywo i
wyszeptał jakieś skomplikowane hasło, którego nie był w stanie usłyszeć żaden z
nastolatków.
— Merlinie! Co to za miejsce? — wydyszał Sokół.
— To, mój drogi, jest łazienka — odparł kpiąco mężczyzna.
Draco prychnął nieznacznie i przeszedł w głąb pomieszczenia,
przyglądając się dokładniej głębokiej, wpuszczonej w podłogę wannie, na której
brzegach widniały emblematy wszystkich założycieli Hogwartu. Obok stało
wygodne, skórzane łóżko do masażu i jedna, podwójna umywalka. Kilka niskich
szafeczek i ułożone w zgrabny stosik ręczniki umieszczono przy jednej ze ścian.
Łazienka utrzymana była w różnych odcieniach beżu i ciepłego brązu, a wiekowe
zdobienia idealnie współgrały z nowocześniejszą stylistyką wyposażenia.
— Po co tu przyszliśmy? — zainteresował się brunet.
— Rozbierz się — odpowiedział Snape.
Keith uniósł pytająco brew nie wykonując żadnego innego
ruchu. Severus podszedł do niego i zaczął powoli rozpinać koszulę, popychając
go jednocześnie w stronę Draco. Kiedy chłopak został w samych bokserkach,
wskazał dłonią łóżko, na którym ten nadal zdezorientowany, usiadł.
— Połóż się.
Głos Malfoya był cichy i słychać w nich było jakieś słabo
kontrolowane emocje, ale kiedy Sokół ułożył się wygodnie na brzuchu, wyraz
twarzy blondyna zmienił się na profesjonalny. Draco, ze stojącej nieopodal
szafki, wyjął kilka buteleczek o różnych kształtach i ustawił je na niskim,
drewnianym stoliku. Odkorkowując pierwszą, o intensywnie malinowym zapachu
spojrzał pytająco na swojego chrzestnego, ale ten tylko kiwnął przyzwalająco i
rozsiadł się w transmutowanym z miękkiego ręcznika fotelu.
— Byliśmy dzisiaj w
restauracji — zaczął mistrz eliksirów, kiedy Sokół jęknął przeciągle, czując
delikatne palce powoli wcierające olejek w jego wciąż zesztywniałe barki. —
Spotkaliśmy Sokolników.
— Och! Rzadko się pokazują, może ktoś był umówiony — mruknął,
zastanawiając się, czym sobie zasłużył na cudowny masaż, który właśnie za
przyzwoleniem kochanka fundował mu rówieśnik. — Rozmawialiście z Michaelem?
— Tak — wtrącił Malfoy. — Wyjaśnił mi wszystko. Chyba nawet
więcej niż chciałeś, żebym wiedział.
— Hm? Nie rozumiem.
— To prawda — przyznał Severus. — Zdaje się, że zdradził nam
coś, o czym jeszcze nie zdążyłeś mi powiedzieć.
Keith uniósł lekko głowę słysząc tłumiony gniew w głosie
partnera. Było wiele rzeczy, o których ten jeszcze nie wiedział, ale tylko
kilka, których świadomy był Michael.
— Poinformowałem go, jak wyglądają nasze relacje — burknął
nieco obronnie. — Oraz o tym, że nie musi przed tobą niczego ukrywać.
Snape na moment otworzył szerzej oczy, po czym podejrzliwie
przymknął powieki.
— Ale Draco niekoniecznie powinien był się tego dowiedzieć —
warknął.
Sokół przełknął nerwowo ślinę, przyznając mu w duchu rację.
Malfoy już i tak zbyt dużo wiedział.
Chociaż, jeśli obiecałby mi taką przyjemność raz w
tygodniu, mógłbym mu zdradzić niemal wszystko…
Dłonie chłopaka przesuwały się teraz w dół pleców Duvala.
Każdy, fragment skóry palił pod elektryzującym dotykiem, a palce wciąż i wciąż
zsuwały się niżej, aż do niezbyt ciasnej gumki jego czarnych bokserek. Kolejny
niekontrolowany jęk wyrwał się z piersi nastolatka, kiedy Ślizgon delikatnie
umieścił kciuki pod ową gumką i opuścił bieliznę Keitha nieco niżej.
— Co takiego powiedział? — sapnął w końcu.
— Draco zapytał go, dlaczego właściwie jesteś Sokołem, skoro
nie potrzebujesz profitów związanych z tą… — chwilę szukał odpowiedniego słowa.
— Z tą działalnością.
— I?
— Odpowiedział mi, że skoro jesteś nadzieją świata i
jednocześnie jego dowódcą, to musi wypełniać twoje rozkazy — dokończył Malfoy,
czując jednocześnie napinające się na powrót mięsnie Keitha i słysząc
niedowierzające sapnięcie.
Witam,
OdpowiedzUsuńchociaż chciałabym, aby Severus zakochał się w Keithie, ciekawe z czym ma problem Lucjusz i ten masaż...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia