— Kogo dla niego wybrałeś?
Był niedzielny poranek. Keith leżał wtulony w pierś kochanka
i niespiesznie przesuwał palce po jego Mrocznym Znaku.
— Hm?
— Kogo, Severusie?
Po dłuższej chwili ciszy Sokół warknął groźnie i usiadł na
biodrach Snape’a. Jego ruchy były powolne, mające za zadanie pobudzić, ale nie
dać spełnienie. Mężczyzna jęknął cicho i przyciągnął chłopaka do siebie,
układając go na swojej klatce piersiowej i gładząc niespiesznie nagie plecy.
— Wiesz, że po prostu mogę skontaktować się z Michaelem —
szepnął.
— Wiem. — Przedłużająca się cisza zaczynała drażnić. — Skąd…?
— Och! Proszę cię! Myślałam, że zdążyłeś zauważyć, że jestem
inteligentnym człowiekiem — mruknął. — Obaj wiemy, że to, co się wydarzyło
wczoraj wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby nie chodziło o Sokolników.
— Weasley — syknął w końcu, kiedy Keith ugryzł go z wrednym
uśmiechem w sutek.
Chłopak musiał być usatysfakcjonowany odpowiedzią, bo
powiercił się chwilę na ciele partnera, mrucząc z aprobatą. Moment później
podniósł się, ignorując protesty mistrza eliksirów i przyjrzał się uważnie jego
pewnemu spojrzeniu.
— Dobrze — przyznał, po czym z psotnym wyrazem twarzy
pochylił się, składając szereg drobnych pocałunków na torsie i brzuchu
starszego czarodzieja.
Severus jęknął ponownie, wplatając dłonie w ciemne włosy i
przyciągając nastolatka wyżej. Całował prawy obojczyk i szyję, zastanawiając
się, czy rzeczywiście chce się z kimś dzielić tym szczególnym Sokołem.
Wczorajszy wieczór był dobry. Temu nie mógł zaprzeczyć. Widok
Keitha klęczącego przed jego chrześniakiem był niezwykle erotyczny. Nie, żeby
sam Draco nie prezentował się wspaniale ze swoim nabrzmiałym członkiem,
wsuwającym się pomiędzy wargi jego kochanka. Chciał pieprzyć Malfoya. Keith też
tego chciał. Skończyło się nieco inaczej niż to sobie zaplanował, ale bez
wątpienia Ślizgon zrozumiał kilka rzeczy. A przecież o to głównie chodziło.
Czyżby, Severusie? Tylko o to?
— Chodźmy pod prysznic. — Cichy szept w okolicach jego warg
skutecznie przypomniał mu, że to właśnie tu chce być.
-I-I-I-
— Dziękuję.
Wchodzili właśnie do Wielkiej Sali, kiedy to krótkie słowo
padło z ust Duvala. Ich widok, idących ramię w ramię, wciąż zdumiewał większość
uczniów. A fakt, że mistrz eliksirów zdawał się w tym roku być nieco mniej
ponurym i nieco bardziej nieobliczalnym, pobudzał Hogwartczyków do tworzenia
coraz to nowszych plotek.
— Za co? — spytał zdziwiony, zerkając w stronę chłopaka.
— Za wczoraj — odparł po prostu.
Snape przyjrzał mu się uważnie i przytaknął, mimo
zaciśniętych ust.
Usiedli przy stole prezydialnym i zauważyli przyglądającego
im się Malfoya. Chłopak zarumienił się nieznacznie, skinął w ich stronę głową i
wrócił do cichej rozmowy z Blaise’em.
— Kiedy chcesz…? — Keith urwał w połowie zdania, dostrzegając
starego puchacza lecącego w stronę stołu Gryfonów.
Czarna koperta niesiona przez ptaka zwróciła uwagę większości
zebranych w pomieszczeniu osób. Zwierzę niezgrabnie zatrzymało się przed parą
rudzielców, a uczniowie z obawą obserwowali, jak Ron Weasley odwiązuje
przesyłkę. Zanim zdążył ją otworzyć, mistrz eliksirów mrugnął dwa razy i
odwrócił się w stronę kochanka.
— Percy?
Najbliżej siedząca Severusa Minerva też spojrzała pytająco na
Sokoła, a w jej oczach doskonale widoczne były ślady bólu.
Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, Ron wydał tryumfalny
okrzyk i zaśmiał się, wyraźnie szczęśliwy. Chwilę później w jego twarz trafiła
pięść siostry.
— On wiedział — szepnął niedowierzająco Keith. — Dobrze. To
ułatwi sprawę.
Zastanowił się chwilę, przyglądając się kłótni pomiędzy
rodzeństwem. Rona szybko poparła siedząca obok niego, brązowowłosa dziewczyna.
Chwilę później młodsza Gryfonka wybiegła z płaczem, a na twarz jej brata
powrócił uśmiech.
— Muszę z nimi porozmawiać — mruknął Sokół i zaczął podnosić
się z miejsca.
— Oni nie są w Zakonie — warknęła profesor transmutacji,
patrząc groźnie na przytakującego kochankowi Snape’a.
— Nie widzę problemu — odpowiedział chłodno Keith. — Wiedzą
wystarczająco dużo, a biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie oni dostrzegli
prawdę, byłbym bardziej skłonny zaufać im niż chociażby twojemu sponsorowi.
— Przestań — burknął mistrz eliksirów. — Jeszcze chwila i
wszyscy będziemy mieli problemy.
— Nieszczególnie mnie to teraz obchodzi — warknął. — Powiedz
Draco, że dzisiaj o szesnastej chcę go widzieć w moich komnatach. I skontaktuj
się z Michaelem — dodał po chwili.
Severus uniósł pytająco brew, a chłopak przytaknął na
niezbadane pytanie.
— Przyjdź proszę do mnie o osiemnastej — zwrócił się jeszcze
do McGonagall i czym prędzej wyszedł za dwójką uczniów.
Dogonił ich dopiero dwa piętra wyżej. Nadal byli w dobrych
humorach i prawdopodobnie zmierzali w miejsce, w którym nikt nie mógłby ich
podsłuchać.
— Panno Granger, panie Weasley — zaczął Sokół. Dwoje Gryfonów
odwróciło się szybko, słysząc swoje nazwiska. — Pozwólcie ze mną.
Jego głos był szorstki i nie dało się w nim usłyszeć
cieplejszych nut. Para spojrzała na siebie z lekką obawą, ale nie pytając o
nic, ruszyli w stronę lochów.
Mimo, że widywali Keitha od niemal miesiąca, nie wiedzieli o
nim właściwie nic, poza tym, że najczęściej widywany był z mistrzem eliksirów.
Co prawda po powitalnej uczcie przeanalizowali dokładnie obie tegoroczne pieśni
Tiary Przydziału i mieli pewne podejrzenia związane z młodym praktykantem, ale
nie podzielili się z nikim swoimi przemyśleniami. Wciąż irytowało ich to, że
nie pozwolono dołączyć im do Zakonu, ale teraz nie byli już tak przekonani, co
do pojmowanych przez tę organizację działań. Jeżeli Keith Duval chciał z nimi
porozmawiać z własnej inicjatywy, mogli się tylko cieszyć.
Chłopak przeprowadził ich przez drzwi swoich pokoi i wskazał
kanapę, na której bez słowa usiedli. Przygotował trzy kubki herbaty i,
ustawiając je na szklanym stoliku, zajął miejsce naprzeciwko uczniów.
— Mówcie do mnie Keith — zaczął. — Muszę z wami porozmawiać…
— przerwał, kiedy zerknęli na siebie z małymi uśmiechami. — Ale chyba najpierw
muszę wam trochę wyjaśnić. Wiem, że nie wcielono was w szeregi Zakonu Feniksa,
choć wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego. — Dostrzegł szok na twarzach uczniów, ale
nie przejął się tym zbytnio.
— Mówią, że jesteśmy za młodzi — warknął Ron, za co oberwał
po głowie od dziewczyny.
— Tego też nie rozumiem. Kiedy zaczęła się pierwsza wojna,
wcielano wszystkich, a teraz… Zresztą to nie czas, żeby rozmawiać o sposobie
zarządzania Zakonem.
Wstał z fotela i zaczął krążyć po pokoju. Po chwili ciszy
zerknął na uczniów i, podejmując decyzję, wyjął z barku trzy niskie szklaneczki
i butelkę szkockiej. Machnięciem różdżki przelewitował już niemal puste kubki po
herbacie do kuchni i rozlał do czystych naczyń alkohol, wzbudzając zdziwienie
Gryfonów.
— To będzie trudniejsze niż mi się wydawało — mruknął.
— Panie profesorze?
— Keith — wtrącił. — Mam tyle samo lat, co wy. Kiedy będziemy
w tym pokoju, mówcie do mnie Keith.
Hermiona skinęła krótko, a Ron patrzył na niego nieodgadnionym
wzrokiem.
— O czym chcesz z nami porozmawiać?
— Obserwowałem was od dłuższego czasu. Od niemal roku —
dodał, kiedy chcieli coś wtrącić. — Wtedy oficjalnie wstąpiłem do Zakonu —
wyjaśnił. — Jesteś chyba najbardziej inteligentną osobą swojego pokolenia —
zwrócił się do dziewczyny. — A ty — mówił dalej do jej przyjaciela. — Ty
uzupełniasz ją idealnie. Jesteś pomysłowy, sprytny, stosujesz różne strategie,
potrafisz sprzeciwić się autorytetom i złamać zasady, kiedy sytuacja tego
wymaga.
Para zarumieniła się lekko, słysząc pochwały Sokoła, ale
nadal nie wiedzieli, do czego to wszystko zmierza. Nastała krótka chwila ciszy,
po której Keith, uważnie przyglądając się reakcjom gości, zapytał pewnie:
— Skąd wiedzieliście, że Percy jest śmierciożercą?
Hermiona rozszerzyła ze zdziwienia oczy, a Ron zachłysnął się
pitym właśnie alkoholem.
— Jak? Ty…? — Gryfonka nie była w stanie dokończyć.
— Odpowiem na wszystkie wasze pytania, obiecuję. Ale najpierw
chcę poznać odpowiedź na swoje.
— Dlaczego mielibyśmy ci zaufać? — szepnęła jeszcze
dziewczyna, ale brunet tylko wzruszył ramionami. — Dobrze — podjęła po chwili.
— Percy zaczął się zmieniać kilka miesięcy temu. Chyba w momencie, kiedy
wynajął mieszkanie z Cormackiem McLaggenem.
— Na początku pomyśleliśmy, że są parą i Percy boi się
powiedzieć rodzicom. I nam wszystkim — dodał z pogardą Weasley.
— Przeszkadzałoby wam to, że jest gejem? — wtrącił Sokół.
Spojrzeli na siebie przelotnie i oboje pokręcili głowami.
Początkowo Ron chciał zrobić o to awanturę bratu, ale Hermiona spędziła sporo
czasu na tłumaczeniach i przytaczaniu zarówno prawa, jak i fragmentów swoich
psychologicznych książek, wpajając Gryfonowi, że nie ma w tym nic złego, a
czarodziejskie społeczeństwo jest w tym względzie bardzo tolerancyjne.
— Dobrze. Mówcie dalej.
— Odwiedzaliśmy ich wspólnie kilka razy, chcąc wybadać, czy
mamy rację, ale uznaliśmy, że kryją się z powodu strachu przed odrzuceniem. Jednak,
kiedy aportowaliśmy się do nich w połowie sierpnia, wydarzyło się coś, co
przekonało nas, że byliśmy w błędzie.
— Rozmawialiśmy właśnie o nadchodzącym roku szkolnym, kiedy
obaj wzdrygnęli się znacznie i z sykiem złapali za przedramiona — kontynuował
Ron, kiedy dziewczynie nieznacznie załamał się głos. — Widzieliśmy to
wystarczającą ilość razy w przypadku Snape’a, choć on potrafi to doskonale
ukryć, żeby od razu zrozumieć, co się stało.
Keith słuchał ich uważnie, zastanawiając się, jak dwóch śmierciożerców
mogło być aż tak nieostrożnymi. Moment przyzywania był bolesny, ale opanowanie
odruchu sięgnięcia do Znaku było pierwszą rzeczą, jakiej uczył się każdy nowy
członek. Pamiętał, jak po odkryciu przez Severusa, gdzie znajduje się jego
piętno, ten śmiał się wielokrotnie i mówił, że przynajmniej nie musi się
martwić o to, iż ktoś zacznie coś podejrzewać, kiedy będzie chciał go dotknąć.
— Percy rzucił Obliviate — ciągnęła ciszej Hermiona. —
Znalazłam jednak zaklęcie, dzięki któremu, osoba rzucająca czar jest
przekonana, że zadziałał, ale ofiary po niespełna godzinie odzyskują
wspomnienia. Wypróbowaliśmy go kilka razy wcześniej, żeby sprawdzić, czy
rzeczywiście działa, a kiedy to potwierdziliśmy, zmodyfikowałam czar tak, że
nie trzeba go zbyt często odnawiać.
Chłopak był pod sporym wrażeniem. Znał to zaklęcie.
Amerykańskie służby, w których odbywał szkolenie, uczyły go na jednym z
pierwszych, niebojowych zajęć. Jego i kilku innych, równie przydatnych. Będzie
musiał włączyć to do swojego małego kursu. Już zdecydował, że nie podejmie się
szkolenia wszystkich chętnych. To byłoby zbyt ryzykowne, a i tak nie
przyniosłoby nic dobrego. Zbierze grupę ludzi, którzy skupią się wokół niego, a
nie Dumbledore’a i im przekaże swoją wiedzę. Tylko w ten sposób będzie miał
pewność, że nic nie zostanie wykorzystane przeciwko niemu.
— Zaskoczyłaś mnie — przyznał. — Nie podejrzewałem nawet, że
będziesz w stanie odkryć ten czar, nie mówiąc już o odpowiedniej modyfikacji.
Później nauczę was lepszej wersji tej klątwy.
— Lepszej? — zapytała zszokowana.
— Tak. Ale porozmawiamy o tym wieczorem — przerwał
dziewczynie, zanim zdążyła zabrnąć dalej w swoich dociekaniach. — Teraz wasza
kolej na pytania.
Przez moment patrzyli na niego niepewnie, ale po kilkunastu
sekundach Gryfonka ścisnęła dłoń siedzącego obok rudzielca i ten odezwał się,
próbując zachować spokój.
— Skąd wiedziałeś, że Percy jest śmierciożercą? — powtórzył
pytanie, które Keith zadał im pierwszy. — Powiedzieliśmy o tym kilku osobom z
Zakonu, ale nikt nam nie uwierzył — dodał z wyrzutem.
Sokół przyjrzał im się uważnie i podejmując ryzyko, wyznał
prawdę.
— Ponieważ też jestem śmierciożercą — powiedział z sarkazmem,
zastanawiając się, jak na to zareagują. — I sam go zabiłem.
Ku jego zdziwieniu uczniowie, mimo, że po pierwszym zdaniu
spięli się nieznacznie, ostatecznie uśmiechnęli się do niego i przytaknęli. Nie
było żadnych krzyków, pytań ani obelg. Nawet krzywych spojrzeń czy oczekiwanego
szoku. Nic. Dwójka całkowicie opanowanych nastolatków siedziała przed nim,
jakby codziennie dowiadywali się, że ich rówieśnik, przyszły profesor, członek
Zakonu – zabija, by później o tym opowiedzieć.
— Mieliśmy jednak nadzieję, że go przekonasz… — szepnął Ron,
opuszczając nieco głowę. — Nie mogłeś czegoś zrobić? — dodał z nikłą nadzieją w
brązowych oczach.
— Nie — warknął. — Percy zbyt dobrze się czuł w nowej roli,
żeby dotarły do niego jakiekolwiek argumenty. Uwierzcie mi, nie chcielibyście
oglądać jego ofiar — mruknął.
Weasley kiwnął sztywno głową i zapatrzył się na białe kwiaty,
ustawione na kominku.
— My… Ja… Hermi…
Sokół zaśmiał się cicho z niepewności chłopaka, co rozluźniło
nieco atmosferę. Gryfoni spojrzeli na niego i również uśmiechnęli się
nieznacznie, a Ron odetchnął głęboko i zaczął ponownie, tym razem trochę
pewniej.
— Po uczcie powitalnej zastanawialiśmy się kim jesteś i jakie
konsekwencje będzie miało twoje pojawienie się w naszej szkole, a w Anglii w
ogóle. Znalezienie o tobie jakichkolwiek informacji graniczy niemal z cudem,
już łatwiej było znaleźć coś o młodym Tomie Riddle’u, co wydawało nam się wcześniej
zupełnie nieprawdopodobne — przerwał, dostrzegając drgnięcie Keitha, więc dodał
szybko: — Z nikim nie podzieliliśmy się żadnym z naszych odkryć.
Sokół przytaknął, choć wcale nie poczuł się uspokojony.
Pogratulował sobie pomysłu rozmowy z tą dwójką i powiedzenia im chociaż części
prawdy. Dzięki temu wiedzieli, że ich nie okłamuje, że jeżeli oni będą
szczerzy, on odpłaci się tym samym.
Mogliby być bardzo niebezpieczni, gdyby kiedykolwiek stanęli
po stronie innej, niż moja własna.
— Hermiona powiedziała mi rano, że nosisz szkła kontaktowe, ale
zauważyła je dopiero na dzisiejszym śniadaniu, kiedy wchodziłeś do sali ze
Snape’em.
Sokół przeklął głośno, po czym wysłał szybko patronusa,
zaczynając nerwowo chodzić po komnacie.
— Ron ich nie widzi — mruknęła cicho dziewczyna.
— Nie — przyznał Gryfon. — Ja widzę fragment twojego
Mrocznego Znaku.
Keith zatrzymał się na środku pokoju i patrzył oniemiały na
niepozornych nastolatków.
To nie może się znowu dziać! Severus to co innego, ale
dlaczego oni?
— Panie Duval?
Drzwi otworzyły się cicho i do salonu wszedł mistrz eliksirów
ze swoją zwyczajową maską strasznego profesora. Kiedy jego kochanek nie
zareagował, a uczniowie zerwali się z kanapy i próbowali skulić w sobie, uznał,
że musiało stać się coś złego.
— Keith? — powiedział głośniej, wyrywając chłopaka z letargu.
— Severusie — odparł nieco uspokojony i zrobił krok w stronę
mężczyzny.
Zatrzymał się jednak chwilę później, jakby przypominając
sobie, że nie są sami. Snape prychnął, podszedł do niego wolno i obejmując
lekko, złożył krótki pocałunek na czubku głowy.
— Panna Granger jest na tyle inteligentna, że nawet jeśli do
tej pory nie zauważyła, że jesteśmy razem, to biorąc pod uwagę fakt, że od dziś
ta dwójka będzie się z nami widywała znacznie częściej, dostrzeże to prędzej
czy później. Ukrywanie przed nimi czegoś takiego, nie ma najmniejszego sensu.
— Ale… — zaczął Sokół niedowierzająco.
— Panno Granger — Severus zwrócił się w stronę dziewczyny,
która przyglądała się im z wahaniem.
Wciąż obawiała się reakcji mężczyzn na słowa swoje i Rona,
ale komplement, który padł z ust opiekuna Slytherinu, wywarł na niej większe
wrażenie niż cokolwiek innego w jej krótkim życiu. Zawsze sądziła, że ten
człowiek nią gardzi, mimo nieco lepszych stosunków w ostatnim czasie. Tak, jak
gardził wszystkimi Gryfonami. Co prawda w którymś momencie zorientowali się, że
Snape jest szpiegiem Zakonu i tak naprawdę jest bardzo oddany Dumbledore’owi, a
większość jego codziennego zachowania jest po prostu konieczną maską, ale to,
co działo się teraz i tak było niepokojące.
— Czy wiedziała pani o nas? — dokończył.
— Podejrzewaliśmy to od pierwszego dnia szkoły — mruknął Ron,
bo Hermiona nie była w stanie się odezwać.
Mistrz eliksirów skinął z aprobatą głową i odsuwając się od
partnera, zajął opuszczony przez niego fotel i przywołał do siebie kolejną
szklankę, po czym do wszystkich czterech nalał więcej szkockiej.
— Jak wnioskuję z tego — wskazał na alkohol — wprowadziłeś
ich już nie tylko w sprawy Zakonu Feniksa, ale także Voldemorta. W czym więc problem?
— zapytał spokojnie.
— Hermiona dzisiaj zauważyła moje soczewki — odpowiedział
cicho Keith, a Severus drgnął lekko, ale po chwili rozluźnił się znacznie.
— Ciekawe, czym to jest spowodowane? — zamyślił się. —
Dopiero od dzisiaj je pani widzi, panno Granger?
Dziewczyna potwierdziła szybkim skinieniem, a mężczyzna
spojrzał na Rona, który instynktownie cofnął się krok do tyłu, jakby chcąc
ukryć się za przyjaciółką.
— A pan, panie Weasley?
Gryfon zaprzeczył ruchem głowy, ale nie powiedział słowa,
cofając się jeszcze kawałek.
— Ron widzi Mroczny Znak — szepnął, niemal z przerażeniem
Keith. — Widział go od początku.
— Och… — mruknął Severus. — Jestem pod wrażeniem.
Spojrzał na dwójkę uczniów z czymś, co wszystkim skojarzyło
się z niechętnym, acz łatwym do odczytana uznaniem.
— Usiądźcie — warknął do całej trójki. — Ja również widzę
szkła kontaktowe, panno Granger. Natomiast nie dane jest mi oglądać Znaku —
zwrócił się do Rona. — Nie sądzę, żeby to wszystko było problemem. Widocznie
jest powód, dla którego oni to widzą — powiedział, kładąc dłoń na udzie
kochanka. — Zastanawiałeś się czasami, dlaczego Albus nie może dostrzec żadnej
z twoich ukrytych cech?
Sokół pokręcił przecząco głową i uspokojony brakiem obaw ze
strony partnera, przysiadł na oparciu fotela. Kiedy pierwszy szok minął,
postanowił nie zaprzątać sobie głowy tym, że Snape wie, jakiego koloru są jego
oczy. To nie miało już wtedy znaczenia. Ale teraz, kiedy kolejne osoby mówiły
mu, że dostrzegają coś, co powinno być bardzo starannie ukryte pod silnymi
zaklęciami, wróciły pytania i niepewność.
— Może twoja magia pomaga ci w szukaniu sojuszników —
szepnęła z wahaniem Gryfonka.
Opowiadanie jest świetne, miałaś naprawdę interesujący pomysł z adopcją Harry'ego i Sokołami:)
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę intersujący. Zdobycie nowych sojuszników w osobach Hermiony i Rona, których zakonnicy nie docenili. Ich strata, a zysk Keith'a. Jestem ciekawa jak rozwinie się ta rozmowa, a także tego kto zostanie postawiony u boku Draco:)
Niecierpliwie czekam na nowy rozdział, na który mam nadzieję nie karzesz nam długo czekać. Życzę weny i czasu potrzebnego do pisania:)
Pozdrawim K
Przeniosłam swój komentarz z onetu też tutaj:)
UsuńPozdrawiam K
Witam,
OdpowiedzUsuńHermiona widzi soczewki, a Ron mroczny znak u Keitha, może jednak coś jest w tym co mówi Hermiona, że jego magia pomaga szukać sojuszników...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia