Kolejny samolot wylądował na nowoczesnym lotnisku w Seattle. Tym
razem wśród wysiadających był też pewien ostrzyżony na krótko osiemnastolatek.
Jego zielone oczy wydawały się zasnute mgiełką bólu i rozczarowań. Rozglądał
się uważnie za człowiekiem z którym był umówiony. Wszystkie formalności udało
mu się załatwić przez internet.
Dzięki za to Merlinowi.
W tłumie dostrzegł wysokiego, jasnowłosego mężczyznę w drogim
garniturze. Skrzywił się, nieco uświadamiając sobie, jak bardzo przypomina mu
starszego Malfoya. Używając bardzo delikatnie legilimencji, wniknął do jego
umysłu i uśmiechnął się kpiąco przeglądając pobieżnie myśli Roberta.
A więc zastanawiasz się, jak wyciągnąć o mnie więcej
informacji.
Stany Zjednoczone były pierwszym miejscem, które przyszło mu
do głowy, kiedy myślał o ucieczce z Europy. Dokładnie wybrał miejsce, w którym
miał zamiar spędzić resztę swojego życia. Dość już pomógł innym. Teraz nadszedł
czas na to, by pomóc samemu sobie.
— Dzień dobry — powiedział uprzejmie, podając dłoń dealerowi
samochodowemu. — Nazywam się Harry Potter. Pan Carvalli?
Mężczyzna zamrugał, wyraźnie zdziwiony wiekiem swojego
klienta, ale przytaknął z uśmiechem i potrząsnął jego dłonią.
— Pański najnowszy nabytek czeka na parkingu.
Harry ruszył przodem, rozglądając się bez większego
zainteresowania. Lotnisko. Nic szczególnego. Mnóstwo spieszących się gdzieś
ludzi, którzy potrącali się nawzajem, ignorując zasady dobrego wychowania.
Pomyślał, że Severus byłby wściekły, musząc przedzierać się przez te tłumy…
Była połowa listopada. Spędził w Anglii zdecydowanie zbyt
wiele czasu, ale nie chciał o tym teraz myśleć. Większość swoich pieniędzy
ulokował w różnych europejskich i amerykańskich bankach. Tylko niewielka część
pozostała u Gringotta. Nie chciał mieć szczególnie dużo wspólnego z Magiczną
Anglią, ale obawiał się całkowitego odcięcia.
Robert próbował z nim rozmawiać przez całą drogę, ale Harry
po prostu go ignorował. Kiedy znaleźli się przy czarnym, sportowym Audi, dał
mężczyźnie wysoki napiwek i bez słowa odjechał.
Zatrzymał się w najbliższym centrum handlowym, kupując kilka
kompletów ubrań, książki i najpotrzebniejsze artykuły spożywcze. W Forks
powinien czekać na niego agent nieruchomości, który pomagał mu w kupnie domu.
Liczył, że tamten wywiązał się ze wszystkiego, o co go prosił, bo nie miał
najmniejszej ochoty samodzielnie się urządzać.
Forks. Mała mieścina, którą wybrał dla siebie. Z dala od
ludzi. Z dala od magicznych skupisk na tym kontynencie. Tego właśnie
potrzebował.
Jazda zajęła mu zdecydowanie mniej czasu niż powinna, ale nie
zwracał na to uwagi. Cieszył się tą namiastką wolności, którą mógł poczuć,
pędząc przed siebie z zawrotną prędkością. Przecież nie mógł zginąć. Obiecał
mu, że będzie żyć.
Tylko czy trzeba dotrzymywać obietnic, skoro ten, który je
wymógł, już nie żyje?
Angelo rzeczywiście wywiązał się ze swoich obowiązków. Dom
był idealny. Położony niedaleko lasu, z niewielkim ogródkiem i obszernym garażem
na co najmniej trzy samochody. Wnętrze stanowiło doskonałe połączenie
nowoczesności i elegancji. Stare meble współgrały z szarymi i zielonymi
ścianami. O, tak. Nie pozwoli sobie tak łatwo zapomnieć.
Noc nie była spokojna. Żadna noc od jego śmierci taka nie
była. Nie sądził, żeby prędko miało się to zmienić. Kiedy agent wyszedł, Harry
założył silne bariery ochronne, uważając, aby ukryć ich istnienie przed innymi
czarodziejami. Jeżeli będzie miał szczęście, nikt się nie zorientuje, że to
właśnie Wybraniec zamieszkał na tym odludziu. Stany Zjednoczone nie były
szczególnie zaangażowane w wojnę z Voldemortem, więc możliwe, że nikt go nigdy
nie znajdzie.
Niewyspany, z delikatnymi sińcami pod oczyma, następnego dnia
rano zamykał drzwi, kiedy usłyszał głośne powitanie:
— Dzień dobry!
Odwrócił się z szybko bijącym sercem, zastanawiając się, czy
już powinien wyjmować różdżkę.
— Och — szepnął, dostrzegając mężczyznę wyjeżdżającego z domu
naprzeciwko w oznakowanym radiowozie. — Dzień dobry.
— Nazywam się Charlie Swan — przedstawił się nieznajomy.
— Harry Potter. Wprowadziłem się wczoraj.
Zastanowił się chwilę, czy ten człowiek mógłby mu przysporzyć
problemów. Nie wyglądał na takiego, ale nigdy nic nie wiadomo. Nie mógł
ryzykować.
— Jadę teraz do szkoły — powiedział, podchodząc do samochodu
i uśmiechając się ciepło. — Ale nie znam tu jeszcze nikogo, więc jeżeli miałby
pan ochotę, to zapraszam na obiad o siedemnastej. Warto zyskać przychylność
sąsiadów.
Mężczyzna otworzył w zdziwieniu usta i przytaknął niepewnie.
— Mieszkasz sam?
— Tak. Jestem pełnoletni, a moi rodzice zginęli dawno temu.
— Przepraszam — mruknął tamten.
— Nie szkodzi. Zapraszam wieczorem, ale teraz naprawdę muszę
jechać.
Nie zatrzymywany dłużej otworzył garaż i wyjechał na wąską,
oblodzoną nieco drogę. Szkoła nie znajdowała się szczególnie daleko, ale i tak
wolał nie chodzić pieszo. Pogoda tutaj była zbyt nieprzewidywalna, a na
zaklęcia raczej nie mógł sobie pozwolić. Zaczynał nowe życie. Tego właśnie
chciał. Normalności.
W niewielkim sekretariacie dostał rozkład zajęć i sal.
Parsknął gorzkim śmiechem, kiedy przeczytał, że będzie chodził na zajęcia
sportowe. Jak dziwnie będzie uprawiać jakikolwiek sport, który nie wymaga
siedzenia na miotle? Rozglądając się uważnie, wszedł w wąski korytarz, który
prowadził do sali chemii.
W czasie przerwy obiadowej siedział sam. Nie wiedział
jeszcze, czy potrafi znaleźć przyjaciół wśród tych wszystkich dzieciaków, które
go otaczały. Przecież oni nie widzieli śmierci. Nie musieli cierpieć bez
powodu. Nigdy nie byli torturowani Crutiatusem.
Nie oglądali wizji zsyłanych przez największego czarnoksiężnika ostatnich
czasów. Nigdy nie zabili. Kim on był, żeby zmuszać ich do konieczności
obcowania ze sobą? Z drugiej strony właśnie po to tu przyjechał. Jeżeli nie
znajdzie nikogo, nie będzie potrafił zapomnieć. A zapomnieć musiał. To był
priorytet. Bez tego, nie będzie żadnego sensu z przeprowadzki.
Dokończył posiłek i wyszedł, nie zauważając obserwujących go
uważnie złoto-czerwonych oczu kilku uczniów. Przyglądali mu się zresztą
wszyscy.
Był przystojny. Jasna karnacja i krótkie, ciemne włosy
stanowiły ciekawy kontrast. Zielone, odcinające się wyraźnie źrenice zwracały
uwagę. Szerokie barki oraz zgrabne, umięśnione i opięte w ciemny materiał nogi
sprawiały, że na jego plecy i pośladki patrzyły niemal wszystkie dziewczyny. I
nie tylko one. Co uważniejsi zauważyli też kilka blizn. Ta na czole, w
kształcie błyskawicy nie była jedyna. Na lewej dłoni widniał krótki napis: Nie
będę opowiadał kłamstw. Prawe przedramię musiało być kiedyś głęboko
nacięte, gdyż szrama widoczna była nawet z daleka.
Harry’ego nie obchodziło to, że ktoś może oglądać go tak
odsłoniętego. Te blizny nie miały już teraz żadnego znaczenia. Te, ani kilka
innych, ukrytych obecnie pod ubraniami. Najgorsze było rozszarpane serce.
Dobrze, że chociaż dusza jest już tylko moja, pomyślał
sarkastycznie.
Zanim dotarł na lekcję biologii, minęła dłuższa chwila.
Pobieżnie przyjrzał się klasie i zauważył, że jest tu tylko jedno wolne
miejsce. Zapatrzył się na chłopaka siedzącego, jak przypuszczał, w swojej
przyszłej ławce.
Potknął się niespodziewanie, zmierzając do biurka
nauczyciela. Pomyślał, że jego pech nigdy się nie skończy, kiedy uświadomił
sobie, że chłopak, którego obserwował jest najprawdopodobniej wampirem.
Opanował ciekawość i nie zwracając uwagi na ciche śmiechy, podał kartę obiegową
wykładowcy. Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie, jakby oceniając, po czym skinął
i wskazał krzesło obok bruneta.
— Proszę usiąść obok Edwarda.
— Dobrze, profesorze.
Mężczyzna zerknął na niego jeszcze raz, ale nie odezwał się
słowem. Uczniowie też patrzyli zaciekawieni, a kilkoro uniosło brwi, wyraźnie
zaintrygowani jego słowami. Nie może się rozpraszać, nie był przecież w
Hogwarcie.
Jego nowy towarzysz był przystojny. Nie mógł mu tego odmówić.
Może nawet potrafiłby określić go mianem pięknego, ale to jedno słowo było już
zarezerwowane. Severus był piękny. Wtedy, kiedy się na niego wściekał. Kiedy uczył
go eliksirów, trenował czarną i białą magię. Kiedy jęczał cicho jego imię.
Chłopak siedział skupiony, starając się na niego w ogóle nie
patrzyć. Jego bardzo jasna cera, odznaczała się wyraźnie na tle wszystkich
obecnych w pomieszczeniu osób. Kolor oczu też nie pozostawiał złudzeń. Nie dla
kogoś, kto wiedział, czego szukać. Lekki makijaż zdradzał, że uczeń próbował
zamaskować jakiś rodzaj zmęczenia. Harry wiedział jaki. Wampir był głodny.
Zastanawiał się, jak to możliwe, że w takim stanie może przebywać wśród ludzi,
nie robiąc nikomu krzywdy. Słyszał kiedyś o takich przypadkach, ale nigdy nie
poznał takiej osoby. I nie sądził, że teraz jest na to odpowiedni czas.
— Harry Potter — powiedział, wyciągając do niego dłoń.
Musiał się upewnić, czy jego podejrzenia są prawdziwe. Jeżeli
tak, to życie nie zapowiadało się tak spokojnie, jak to sobie zaplanował. Nie,
żeby chciał się jeszcze za kogokolwiek poświęcać. O, nie. W żadnym razie. Dość
już przeżył, ale obcowanie z wampirem może być niebezpieczne samo w sobie.
— Edward Cullen.
Chłopak złapał delikatnie jego rękę, jakby bojąc się, że może
ją uszkodzić.
Ach, więc jednak wampir.
Skóra na jego dłoni miała niesamowicie dziwną teksturę. Nie
przypominała niczego, czego dotykałby wcześniej. Do tego jej twardość mogła się
równać wytrzymałości kamienia, który nie pęknie nawet pod naporem nowoczesnych
urządzeń. Bił od niego taki chłód, że Harry momentalnie przypomniał sobie
swojego kochanka, wykrwawiającego się we Wrzeszczącej Chacie. To był jedyny
raz, kiedy mężczyzna był tak zimny. Tak martwy.
Edward przytrzymał jego dłoń zdecydowanie dłużej niż wymagało
tego dobre wychowanie. Całkowicie nieświadomie przesuwał kciukiem po
wierzchniej części jego dłoni, napawając się ciepłem emanującym od drugiego
ciała. Potter wychwycił moment, w którym oczy chłopaka na moment stały się
całkowicie czerwone, a on sam pochylił się nieznacznie i wciągnął zapach, który
niezaprzeczalnie musiał go upajać. Opanował się jednak szybko, puszczając go,
odsuwając się jak najdalej i zaciskając dłonie w pięści.
— No, pięknie — szepnął Harry markotnie, wiedząc, że wampir i
tak dosłyszy.
Tylko tego mi brakowało…
Mimo wszystko był pod wrażeniem wytrzymałości chłopaka.
Musiał mieć ogromną samokontrolę, żeby powstrzymać chęć ataku. Oczywiście
poradziłby sobie z nim, tylko, że wtedy nie mógłby tu zostać, a tego właśnie
chciał. Tak to sobie zaplanował. Nie pozwoli, żeby jakiś nieznany drapieżnik
zniszczył jego plany.
Po zajęciach wsiadł w samochód i wyjechał z parkingu. Kątem
oka dostrzegł jeszcze cztery osoby, które w zadziwiający sposób przypominały
Edwarda. Zdziwił go taki widok. Wampiry żyły w klanach, owszem, ale spotkanie
aż pięciorga przedstawicieli tego gatunku, którzy byli w stanie zintegrować się
z ludźmi wydawało się wręcz nierealne. Musiał zmienić nieco osłony domu. Jeżeli
oni nie wiedzieli, że jest czarodziejem, a na razie nic na to nie wskazywało,
nie powinien tymczasowo wyprowadzać ich z błędu.
-I-I-I-
O siedemnastej zadzwonił dzwonek do jego drzwi, a w progu
stanął komendant miejscowej policji, Charlie.
— Dzień dobry — zaczął chłopak. — Cieszę się, że zgodził się
pan przyjść.
Mężczyzna przywitał się uprzejmie, po czym ciekawie rozejrzał
po domu. Widać było, że chłopak jest bogaty, co trochę go zastanawiało. Salon i
jadalnia, które zdążył obejrzeć, urządzone były ze smakiem. Obserwował przez
poprzedni miesiąc prace remontowe prowadzone przez firmę wynajętą z Port
Angeles, ale nie przypuszczał, że jego sąsiadem będzie taki dzieciak. Tylko
odrobinę starszy od jego córki.
Obiad był przepyszny. Charlie nie potrafił ugotować
praktycznie nic, więc Harry śmiejąc się cicho, zaproponował mu, żeby wpadał do
niego czasami, to przynajmniej nie będzie musiał jeść w samotności. Swan
opowiedział mu co nieco o miejscowych zwyczajach, o ludziach, którzy żyli w
miasteczku i problemach, które musiał rozwiązywać jako stróż prawa. Szczególnie
uważnie słuchał tego ostatniego, mając nadzieję dowiedzieć się, czy zdarzają
się jakieś niewyjaśnione zniknięcia, czy śmierci. Nic takiego jednak nie miało
tu miejsca, co z kolei wywołało tylko jego większe zaciekawienie.
— Mogę wiedzieć, jak to możliwe, że stać cię na to wszystko?
— zapytał w końcu komendant.
— Moi rodzice byli bardzo bogaci — odpowiedział cicho. Nie
chciał do tego wracać, ale wolał mieć tę rozmowę za sobą. — Po ich śmierci
wszystko otrzymałem ja, jako ich jedyne dziecko. Przez wiele lat obracano moimi
pieniędzmi, a dostęp do całości otrzymałem dopiero w siedemnaste urodziny. Teraz
sam inwestuję i pomnażam małą fortunę. Wcześniej miałem dostęp jedynie do
części zgromadzonej sumy tak, żebym mógł kupić podręczniki, niezbędne przybory,
ubrania, prezenty gwiazdkowe.
Zaśmiał się cicho, przypominając sobie, na co naprawdę
wydawał swoje pieniądze.
— Och… — mężczyzna zawahał się wyraźnie. — Kiedy twoi rodzice
umarli?
— Hm? Nie umarli — uściślił jego młody rozmówca. — Zostali
zamordowani, kiedy miałem niewiele ponad rok. Wkrótce będzie siedemnasta
rocznica.
— Bardzo mi przykro.
— Nie szkodzi, nie wiedział pan.
— Charlie. Mów mi Charlie.
— Harry.
Kiedy komendant wyszedł, chłopak zwinął się w kłębek na
kanapie, planując kolejne kroki. Musiał zorganizować małe laboratorium w
piwnicy i zacząć warzyć mikstury, bo jego zapasy malały w zastraszającym
tempie. Potrzebował eliksiru Bezsennego Snu, kilku tych, które zwalczają
długoterminowe skutki Crucio i dla pewności powinien też zaopatrzyć się
w coś na jad wampirów. Jeżeli Edward jednak polegnie w walce ze sobą, to może
się źle dla nich skończyć. Nie chciał ani znosić bólu przemiany, ani zabijać
wampira. Był nim zbyt zafascynowany. I całą resztą też, skoro już o tym mowa.
Ciągle przetrawiał fakt, że taka istota potrafiła powstrzymać instynkt. Był
pewien, co oznaczały jego gesty, postawa, zachowanie. Nie wiedział tylko, czy
przebywanie tak blisko niego będzie dobrym pomysłem. Na szczęście potrafił się
obronić w razie konieczności, nie, żeby szczególnie miał na to ochotę, ale
skoro tego będzie wymagała sytuacja, to nie zamierzał bezczynnie czekać.
Po godzinie zwlókł się z łóżka i wyszukał w internecie
najbliższą magiczną aglomerację. Jak bardzo cieszył się, że czarodzieje z
Ameryki nie są tak zacofani technologicznie, jak ci z Wielkiej Brytanii.
Aportował się do centrum Seattle i bez problemu przeniknął przez energetyczną
barierę. Nikt się za nim nie oglądał, nikt nie piszczał, nie krzyczał. Nikt nie
wiedział. kim jest.
Jakie to cudowne uczucie, pomyślał.
Z uśmiechem wszedł do znalezionego wcześniej sklepu
zielarskiego i zamówił potrzebne składniki. Zirytował się nieco, kiedy
sprzedawca podał mu towar z niższej półki.
— Nie przyszedłbym do pana, gdybym nie potrzebował
ingrediencji najwyższej jakości — warknął, a sklepikarz sapnął zdziwiony. Nie
spodziewał się zbyt dokładnej wiedzy po tak młodym człowieku.
— Przepraszam — powiedział szczerze. — Które składniki mam
wymienić?
— Wszystkie — mruknął pojednawczo, a widząc pytający wzrok
mężczyzny dodał niechętnie: — Muszę regularnie zażywać zmodyfikowany
post-cruciatus, więc będę pana często odwiedzał. Oczekuję zawszę najlepszych
ingrediencji, bez względu na to, co będę zamawiał.
Zielarz otworzył szerzej oczy, ale przytaknął i zniknął w
swoim kantorku. Po chwili wrócił z torbą zapakowaną fiolkami, słoiczkami i
mieszkami.
— Proszę. — Podał mu wszystko, uśmiechając się niepewnie. —
Może pan składać zamówienia przez internet, wtedy będą przygotowane, kiedy się
pan pojawi. Nie zawsze mam wszystko na miejscu.
— To ułatwi sprawę. — Zastanowił się chwilę, obserwując
uważnie starego czarodzieja. — Proszę nikomu o mnie nie mówić.
— Nie mam zamiaru.
— Dziękuję.
Harry zaopatrzył się jeszcze w kilka kociołków, mieszadeł,
chochel i innych niezbędnych rzeczy, po czym wrócił do domu. Było zbyt późno,
żeby zacząć przygotowania laboratorium, nie wspominając nawet o stworzeniu bazy
pod eliksiry. Musiał się przespać. Chociaż kilka godzin, zanim zmuszony będzie
wstać i z powrotem udać się do szkoły, do swojego nowego życia.
Życia bez niego. Bez celu.
-I-I-I-
Caathy.x1 cieszę się, że się podoba:) Całość będzie jednak utrzymana w trochę innym tonie, ale mam nadzieję, że nie straci przez to, a może nawet zyska. I też mam nadzieję, że nie będziemy się nudzić:P A kiedy mogę liczyć na kolejny rozdział Zatajonego Dziedzictwa? Mam nadzieję, ze już wszystko dobrze! Całuję:*
Zaczynam być mile... zaintrygowana :)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy i liczę że pojawi się niedługo :D
Pozdrawiam KiNyA ;)
Niesamowity rozdział:) Uwielbiam połączenia zmierzch/ Harry Potter, a dotychczas spotkałam się tylko z dwoma takimi opowiadaniami. Harry normalnie zawsze musi mieć pod górkę, ale mam nadzieję, że się ułoży. Nie mogę się doczekać rozwoju akcji i min Cullenów, jak dowiedzą się, że jest czarodziejem, no chyba że już jakimś cudem wiedzą...:D No to Potty ma już jednego kumpla, Charliego:) A co do mojego opowiadania to kurcze nie wiem, mam nadzieję że jak najszybciej. 4 tygodnie nie było mnie w szkole, więc mam 20 spr i kartkówek do napisania;p Ponadrabiam i będzie:) Dzięki za pamięć;)
UsuńPozdrawiam i weny życzę:)
Caathy.x1
Niesamowite... zaczynam być mocno zaciekawiona.
OdpowiedzUsuńTakiego połączenia jeszcze nie widziałam, ani nie czytałam! Hary chodzi do szkoły i zachowuje się jak noramlny nastolatek. Podoba mi się to, że odrazu zoriętował się kim jest Edward i pozostali Cullenowie! ;) czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam ;)
Świetne opowiadanie! Masz nowego fana ^^
OdpowiedzUsuńKocham Cross-Overy Harrego ze Zmierzchem a, że jest ich tak strasznie mało... :(... jestem naprawdę zniecierpliwiona i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, bo zpaowiada się naprawdę interesująco.
Trochę za mało było mi Cullenów, ale mam nadzieje, że pojawią się niedługo. Również ciekawie byłoby przeczytać reakcje ze strony Edwarda na pojawienie się Harrego.
Pozdrawiam i Życzę weny,
Seth.
Musze przyznać że zaskoczyło mnie to opowiadanie a za razem zainteresowało. Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się dalej ta historia.
OdpowiedzUsuńŻycze dużo weny.
Ruda
Zmierzch?
OdpowiedzUsuńSzczerze, nie lubię tej książki, ale podoba mi się twój Harry i chyba tylko dla tego będę dalej czytać. Chociaż myślę, że na pewno napiszesz to w sposób ciekawy i nie odrzuci mnie to tak jak było z książkami S.Mayer
Pozdrawiam,
Lau~
Oh yeah, oh yeah! to jest świetne! Już nie mogę się doczekać co z tego wyniknie! Życzę mnóstwo weny i czasu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karaka
opowiadanie jest super. tylko czekam aż cullen i harry się lepiej poznają. życzę dużo weny i czasu do pisania ;D
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetne opowiadanie.Jest tam parę zgrzytów i kilka literówek ale nie wpływa to jakoś znacząco na cało kształt ficku.Mam nadzieje, że nie będziesz pędzić z fabułą, gdyż bardzo zaszkodziło by to temu dobrze zapowiadającemu się opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ,
Kaszalocik
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, bardzo mnie ciekawi Edward, jak widać żyją sobie spokojnie wśród ludzi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, bardzo ciekawi mnie postać Edwarda, wiodą spokojne życie wśród ludzi, choc zdaje mi się, że długo taka sytuacja nie potrwa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Edward wydaje się taką ciekawą postacią, mieszkają, żyją spokojnie wśród ludzi... sielanka, ale wydaje mi się, że to już niedługo potrwa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga