wtorek, 23 października 2012

Zapomnieć 1



Kolejny samolot wylądował na nowoczesnym lotnisku w Seattle. Tym razem wśród wysiadających był też pewien ostrzyżony na krótko osiemnastolatek. Jego zielone oczy wydawały się zasnute mgiełką bólu i rozczarowań. Rozglądał się uważnie za człowiekiem z którym był umówiony. Wszystkie formalności udało mu się załatwić przez internet.
Dzięki za to Merlinowi.
W tłumie dostrzegł wysokiego, jasnowłosego mężczyznę w drogim garniturze. Skrzywił się, nieco uświadamiając sobie, jak bardzo przypomina mu starszego Malfoya. Używając bardzo delikatnie legilimencji, wniknął do jego umysłu i uśmiechnął się kpiąco przeglądając pobieżnie myśli Roberta.
A więc zastanawiasz się, jak wyciągnąć o mnie więcej informacji.
Stany Zjednoczone były pierwszym miejscem, które przyszło mu do głowy, kiedy myślał o ucieczce z Europy. Dokładnie wybrał miejsce, w którym miał zamiar spędzić resztę swojego życia. Dość już pomógł innym. Teraz nadszedł czas na to, by pomóc samemu sobie.
— Dzień dobry — powiedział uprzejmie, podając dłoń dealerowi samochodowemu. — Nazywam się Harry Potter. Pan Carvalli?
Mężczyzna zamrugał, wyraźnie zdziwiony wiekiem swojego klienta, ale przytaknął z uśmiechem i potrząsnął jego dłonią.
— Pański najnowszy nabytek czeka na parkingu.
Harry ruszył przodem, rozglądając się bez większego zainteresowania. Lotnisko. Nic szczególnego. Mnóstwo spieszących się gdzieś ludzi, którzy potrącali się nawzajem, ignorując zasady dobrego wychowania. Pomyślał, że Severus byłby wściekły, musząc przedzierać się przez te tłumy…
Była połowa listopada. Spędził w Anglii zdecydowanie zbyt wiele czasu, ale nie chciał o tym teraz myśleć. Większość swoich pieniędzy ulokował w różnych europejskich i amerykańskich bankach. Tylko niewielka część pozostała u Gringotta. Nie chciał mieć szczególnie dużo wspólnego z Magiczną Anglią, ale obawiał się całkowitego odcięcia.
Robert próbował z nim rozmawiać przez całą drogę, ale Harry po prostu go ignorował. Kiedy znaleźli się przy czarnym, sportowym Audi, dał mężczyźnie wysoki napiwek i bez słowa odjechał.
Zatrzymał się w najbliższym centrum handlowym, kupując kilka kompletów ubrań, książki i najpotrzebniejsze artykuły spożywcze. W Forks powinien czekać na niego agent nieruchomości, który pomagał mu w kupnie domu. Liczył, że tamten wywiązał się ze wszystkiego, o co go prosił, bo nie miał najmniejszej ochoty samodzielnie się urządzać.
Forks. Mała mieścina, którą wybrał dla siebie. Z dala od ludzi. Z dala od magicznych skupisk na tym kontynencie. Tego właśnie potrzebował.
Jazda zajęła mu zdecydowanie mniej czasu niż powinna, ale nie zwracał na to uwagi. Cieszył się tą namiastką wolności, którą mógł poczuć, pędząc przed siebie z zawrotną prędkością. Przecież nie mógł zginąć. Obiecał mu, że będzie żyć.
Tylko czy trzeba dotrzymywać obietnic, skoro ten, który je wymógł, już nie żyje?
Angelo rzeczywiście wywiązał się ze swoich obowiązków. Dom był idealny. Położony niedaleko lasu, z niewielkim ogródkiem i obszernym garażem na co najmniej trzy samochody. Wnętrze stanowiło doskonałe połączenie nowoczesności i elegancji. Stare meble współgrały z szarymi i zielonymi ścianami. O, tak. Nie pozwoli sobie tak łatwo zapomnieć.
Noc nie była spokojna. Żadna noc od jego śmierci taka nie była. Nie sądził, żeby prędko miało się to zmienić. Kiedy agent wyszedł, Harry założył silne bariery ochronne, uważając, aby ukryć ich istnienie przed innymi czarodziejami. Jeżeli będzie miał szczęście, nikt się nie zorientuje, że to właśnie Wybraniec zamieszkał na tym odludziu. Stany Zjednoczone nie były szczególnie zaangażowane w wojnę z Voldemortem, więc możliwe, że nikt go nigdy nie znajdzie.
Niewyspany, z delikatnymi sińcami pod oczyma, następnego dnia rano zamykał drzwi, kiedy usłyszał głośne powitanie:
— Dzień dobry!
Odwrócił się z szybko bijącym sercem, zastanawiając się, czy już powinien wyjmować różdżkę.
— Och — szepnął, dostrzegając mężczyznę wyjeżdżającego z domu naprzeciwko w oznakowanym radiowozie. — Dzień dobry.
— Nazywam się Charlie Swan — przedstawił się nieznajomy.
— Harry Potter. Wprowadziłem się wczoraj.
Zastanowił się chwilę, czy ten człowiek mógłby mu przysporzyć problemów. Nie wyglądał na takiego, ale nigdy nic nie wiadomo. Nie mógł ryzykować.
— Jadę teraz do szkoły — powiedział, podchodząc do samochodu i uśmiechając się ciepło. — Ale nie znam tu jeszcze nikogo, więc jeżeli miałby pan ochotę, to zapraszam na obiad o siedemnastej. Warto zyskać przychylność sąsiadów.
Mężczyzna otworzył w zdziwieniu usta i przytaknął niepewnie.
— Mieszkasz sam?
— Tak. Jestem pełnoletni, a moi rodzice zginęli dawno temu.
— Przepraszam — mruknął tamten.
— Nie szkodzi. Zapraszam wieczorem, ale teraz naprawdę muszę jechać.
Nie zatrzymywany dłużej otworzył garaż i wyjechał na wąską, oblodzoną nieco drogę. Szkoła nie znajdowała się szczególnie daleko, ale i tak wolał nie chodzić pieszo. Pogoda tutaj była zbyt nieprzewidywalna, a na zaklęcia raczej nie mógł sobie pozwolić. Zaczynał nowe życie. Tego właśnie chciał. Normalności.
W niewielkim sekretariacie dostał rozkład zajęć i sal. Parsknął gorzkim śmiechem, kiedy przeczytał, że będzie chodził na zajęcia sportowe. Jak dziwnie będzie uprawiać jakikolwiek sport, który nie wymaga siedzenia na miotle? Rozglądając się uważnie, wszedł w wąski korytarz, który prowadził do sali chemii.
W czasie przerwy obiadowej siedział sam. Nie wiedział jeszcze, czy potrafi znaleźć przyjaciół wśród tych wszystkich dzieciaków, które go otaczały. Przecież oni nie widzieli śmierci. Nie musieli cierpieć bez powodu. Nigdy nie byli torturowani  Crutiatusem. Nie oglądali wizji zsyłanych przez największego czarnoksiężnika ostatnich czasów. Nigdy nie zabili. Kim on był, żeby zmuszać ich do konieczności obcowania ze sobą? Z drugiej strony właśnie po to tu przyjechał. Jeżeli nie znajdzie nikogo, nie będzie potrafił zapomnieć. A zapomnieć musiał. To był priorytet. Bez tego, nie będzie żadnego sensu z przeprowadzki.
Dokończył posiłek i wyszedł, nie zauważając obserwujących go uważnie złoto-czerwonych oczu kilku uczniów. Przyglądali mu się zresztą wszyscy.
Był przystojny. Jasna karnacja i krótkie, ciemne włosy stanowiły ciekawy kontrast. Zielone, odcinające się wyraźnie źrenice zwracały uwagę. Szerokie barki oraz zgrabne, umięśnione i opięte w ciemny materiał nogi sprawiały, że na jego plecy i pośladki patrzyły niemal wszystkie dziewczyny. I nie tylko one. Co uważniejsi zauważyli też kilka blizn. Ta na czole, w kształcie błyskawicy nie była jedyna. Na lewej dłoni widniał krótki napis: Nie będę opowiadał kłamstw. Prawe przedramię musiało być kiedyś głęboko nacięte, gdyż szrama widoczna była nawet z daleka.
Harry’ego nie obchodziło to, że ktoś może oglądać go tak odsłoniętego. Te blizny nie miały już teraz żadnego znaczenia. Te, ani kilka innych, ukrytych obecnie pod ubraniami. Najgorsze  było rozszarpane serce.
Dobrze, że chociaż dusza jest już tylko moja, pomyślał sarkastycznie.
Zanim dotarł na lekcję biologii, minęła dłuższa chwila. Pobieżnie przyjrzał się klasie i zauważył, że jest tu tylko jedno wolne miejsce. Zapatrzył się na chłopaka siedzącego, jak przypuszczał, w swojej przyszłej ławce.
Potknął się niespodziewanie, zmierzając do biurka nauczyciela. Pomyślał, że jego pech nigdy się nie skończy, kiedy uświadomił sobie, że chłopak, którego obserwował jest najprawdopodobniej wampirem. Opanował ciekawość i nie zwracając uwagi na ciche śmiechy, podał kartę obiegową wykładowcy. Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie, jakby oceniając, po czym skinął i wskazał krzesło obok bruneta.
— Proszę usiąść obok Edwarda.
— Dobrze, profesorze.
Mężczyzna zerknął na niego jeszcze raz, ale nie odezwał się słowem. Uczniowie też patrzyli zaciekawieni, a kilkoro uniosło brwi, wyraźnie zaintrygowani jego słowami. Nie może się rozpraszać, nie był przecież w Hogwarcie.
Jego nowy towarzysz był przystojny. Nie mógł mu tego odmówić. Może nawet potrafiłby określić go mianem pięknego, ale to jedno słowo było już zarezerwowane. Severus był piękny. Wtedy, kiedy się na niego wściekał. Kiedy uczył go eliksirów, trenował czarną i białą magię. Kiedy jęczał cicho jego imię.
Chłopak siedział skupiony, starając się na niego w ogóle nie patrzyć. Jego bardzo jasna cera, odznaczała się wyraźnie na tle wszystkich obecnych w pomieszczeniu osób. Kolor oczu też nie pozostawiał złudzeń. Nie dla kogoś, kto wiedział, czego szukać. Lekki makijaż zdradzał, że uczeń próbował zamaskować jakiś rodzaj zmęczenia. Harry wiedział jaki. Wampir był głodny. Zastanawiał się, jak to możliwe, że w takim stanie może przebywać wśród ludzi, nie robiąc nikomu krzywdy. Słyszał kiedyś o takich przypadkach, ale nigdy nie poznał takiej osoby. I nie sądził, że teraz jest na to odpowiedni czas.
— Harry Potter — powiedział, wyciągając do niego dłoń.
Musiał się upewnić, czy jego podejrzenia są prawdziwe. Jeżeli tak, to życie nie zapowiadało się tak spokojnie, jak to sobie zaplanował. Nie, żeby chciał się jeszcze za kogokolwiek poświęcać. O, nie. W żadnym razie. Dość już przeżył, ale obcowanie z wampirem może być niebezpieczne samo w sobie.
— Edward Cullen.
Chłopak złapał delikatnie jego rękę, jakby bojąc się, że może ją uszkodzić.
Ach, więc jednak wampir.
Skóra na jego dłoni miała niesamowicie dziwną teksturę. Nie przypominała niczego, czego dotykałby wcześniej. Do tego jej twardość mogła się równać wytrzymałości kamienia, który nie pęknie nawet pod naporem nowoczesnych urządzeń. Bił od niego taki chłód, że Harry momentalnie przypomniał sobie swojego kochanka, wykrwawiającego się we Wrzeszczącej Chacie. To był jedyny raz, kiedy mężczyzna był tak zimny. Tak martwy.
Edward przytrzymał jego dłoń zdecydowanie dłużej niż wymagało tego dobre wychowanie. Całkowicie nieświadomie przesuwał kciukiem po wierzchniej części jego dłoni, napawając się ciepłem emanującym od drugiego ciała. Potter wychwycił moment, w którym oczy chłopaka na moment stały się całkowicie czerwone, a on sam pochylił się nieznacznie i wciągnął zapach, który niezaprzeczalnie musiał go upajać. Opanował się jednak szybko, puszczając go, odsuwając się jak najdalej i zaciskając dłonie w pięści.
— No, pięknie — szepnął Harry markotnie, wiedząc, że wampir i tak dosłyszy.
Tylko tego mi brakowało…
Mimo wszystko był pod wrażeniem wytrzymałości chłopaka. Musiał mieć ogromną samokontrolę, żeby powstrzymać chęć ataku. Oczywiście poradziłby sobie z nim, tylko, że wtedy nie mógłby tu zostać, a tego właśnie chciał. Tak to sobie zaplanował. Nie pozwoli, żeby jakiś nieznany drapieżnik zniszczył jego plany.
Po zajęciach wsiadł w samochód i wyjechał z parkingu. Kątem oka dostrzegł jeszcze cztery osoby, które w zadziwiający sposób przypominały Edwarda. Zdziwił go taki widok. Wampiry żyły w klanach, owszem, ale spotkanie aż pięciorga przedstawicieli tego gatunku, którzy byli w stanie zintegrować się z ludźmi wydawało się wręcz nierealne. Musiał zmienić nieco osłony domu. Jeżeli oni nie wiedzieli, że jest czarodziejem, a na razie nic na to nie wskazywało, nie powinien tymczasowo wyprowadzać ich z błędu.
-I-I-I-
O siedemnastej zadzwonił dzwonek do jego drzwi, a w progu stanął komendant miejscowej policji, Charlie.
— Dzień dobry — zaczął chłopak. — Cieszę się, że zgodził się pan przyjść.
Mężczyzna przywitał się uprzejmie, po czym ciekawie rozejrzał po domu. Widać było, że chłopak jest bogaty, co trochę go zastanawiało. Salon i jadalnia, które zdążył obejrzeć, urządzone były ze smakiem. Obserwował przez poprzedni miesiąc prace remontowe prowadzone przez firmę wynajętą z Port Angeles, ale nie przypuszczał, że jego sąsiadem będzie taki dzieciak. Tylko odrobinę starszy od jego córki.
Obiad był przepyszny. Charlie nie potrafił ugotować praktycznie nic, więc Harry śmiejąc się cicho, zaproponował mu, żeby wpadał do niego czasami, to przynajmniej nie będzie musiał jeść w samotności. Swan opowiedział mu co nieco o miejscowych zwyczajach, o ludziach, którzy żyli w miasteczku i problemach, które musiał rozwiązywać jako stróż prawa. Szczególnie uważnie słuchał tego ostatniego, mając nadzieję dowiedzieć się, czy zdarzają się jakieś niewyjaśnione zniknięcia, czy śmierci. Nic takiego jednak nie miało tu miejsca, co z kolei wywołało tylko jego większe zaciekawienie.
— Mogę wiedzieć, jak to możliwe, że stać cię na to wszystko? — zapytał w końcu komendant.
— Moi rodzice byli bardzo bogaci — odpowiedział cicho. Nie chciał do tego wracać, ale wolał mieć tę rozmowę za sobą. — Po ich śmierci wszystko otrzymałem ja, jako ich jedyne dziecko. Przez wiele lat obracano moimi pieniędzmi, a dostęp do całości otrzymałem dopiero w siedemnaste urodziny. Teraz sam inwestuję i pomnażam małą fortunę. Wcześniej miałem dostęp jedynie do części zgromadzonej sumy tak, żebym mógł kupić podręczniki, niezbędne przybory, ubrania, prezenty gwiazdkowe.
Zaśmiał się cicho, przypominając sobie, na co naprawdę wydawał swoje pieniądze.
— Och… — mężczyzna zawahał się wyraźnie. — Kiedy twoi rodzice umarli?
— Hm? Nie umarli — uściślił jego młody rozmówca. — Zostali zamordowani, kiedy miałem niewiele ponad rok. Wkrótce będzie siedemnasta rocznica.
— Bardzo mi przykro.
— Nie szkodzi, nie wiedział pan.
— Charlie. Mów mi Charlie.
— Harry.
Kiedy komendant wyszedł, chłopak zwinął się w kłębek na kanapie, planując kolejne kroki. Musiał zorganizować małe laboratorium w piwnicy i zacząć warzyć mikstury, bo jego zapasy malały w zastraszającym tempie. Potrzebował eliksiru Bezsennego Snu, kilku tych, które zwalczają długoterminowe skutki Crucio i dla pewności powinien też zaopatrzyć się w coś na jad wampirów. Jeżeli Edward jednak polegnie w walce ze sobą, to może się źle dla nich skończyć. Nie chciał ani znosić bólu przemiany, ani zabijać wampira. Był nim zbyt zafascynowany. I całą resztą też, skoro już o tym mowa. Ciągle przetrawiał fakt, że taka istota potrafiła powstrzymać instynkt. Był pewien, co oznaczały jego gesty, postawa, zachowanie. Nie wiedział tylko, czy przebywanie tak blisko niego będzie dobrym pomysłem. Na szczęście potrafił się obronić w razie konieczności, nie, żeby szczególnie miał na to ochotę, ale skoro tego będzie wymagała sytuacja, to nie zamierzał bezczynnie czekać.
Po godzinie zwlókł się z łóżka i wyszukał w internecie najbliższą magiczną aglomerację. Jak bardzo cieszył się, że czarodzieje z Ameryki nie są tak zacofani technologicznie, jak ci z Wielkiej Brytanii. Aportował się do centrum Seattle i bez problemu przeniknął przez energetyczną barierę. Nikt się za nim nie oglądał, nikt nie piszczał, nie krzyczał. Nikt nie wiedział. kim jest.
Jakie to cudowne uczucie, pomyślał.
Z uśmiechem wszedł do znalezionego wcześniej sklepu zielarskiego i zamówił potrzebne składniki. Zirytował się nieco, kiedy sprzedawca podał mu towar z niższej półki.
— Nie przyszedłbym do pana, gdybym nie potrzebował ingrediencji najwyższej jakości — warknął, a sklepikarz sapnął zdziwiony. Nie spodziewał się zbyt dokładnej wiedzy po tak młodym człowieku.
— Przepraszam — powiedział szczerze. — Które składniki mam wymienić?
— Wszystkie — mruknął pojednawczo, a widząc pytający wzrok mężczyzny dodał niechętnie: — Muszę regularnie zażywać zmodyfikowany post-cruciatus, więc będę pana często odwiedzał. Oczekuję zawszę najlepszych ingrediencji, bez względu na to, co będę zamawiał.
Zielarz otworzył szerzej oczy, ale przytaknął i zniknął w swoim kantorku. Po chwili wrócił z torbą zapakowaną fiolkami, słoiczkami i mieszkami.
— Proszę. — Podał mu wszystko, uśmiechając się niepewnie. — Może pan składać zamówienia przez internet, wtedy będą przygotowane, kiedy się pan pojawi. Nie zawsze mam wszystko na miejscu.
— To ułatwi sprawę. — Zastanowił się chwilę, obserwując uważnie starego czarodzieja. — Proszę nikomu o mnie nie mówić.
— Nie mam zamiaru.
— Dziękuję.
Harry zaopatrzył się jeszcze w kilka kociołków, mieszadeł, chochel i innych niezbędnych rzeczy, po czym wrócił do domu. Było zbyt późno, żeby zacząć przygotowania laboratorium, nie wspominając nawet o stworzeniu bazy pod eliksiry. Musiał się przespać. Chociaż kilka godzin, zanim zmuszony będzie wstać i z powrotem udać się do szkoły, do swojego nowego życia.
Życia bez niego. Bez celu.


-I-I-I-

Caathy.x1 cieszę się, że się podoba:) Całość będzie jednak utrzymana w trochę innym tonie, ale mam nadzieję, że nie straci przez to, a może nawet zyska. I też mam nadzieję, że nie będziemy się nudzić:P A kiedy mogę liczyć na kolejny rozdział Zatajonego Dziedzictwa? Mam nadzieję, ze już wszystko dobrze! Całuję:*

12 komentarzy:

  1. Zaczynam być mile... zaintrygowana :)
    Czekam na ciąg dalszy i liczę że pojawi się niedługo :D
    Pozdrawiam KiNyA ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowity rozdział:) Uwielbiam połączenia zmierzch/ Harry Potter, a dotychczas spotkałam się tylko z dwoma takimi opowiadaniami. Harry normalnie zawsze musi mieć pod górkę, ale mam nadzieję, że się ułoży. Nie mogę się doczekać rozwoju akcji i min Cullenów, jak dowiedzą się, że jest czarodziejem, no chyba że już jakimś cudem wiedzą...:D No to Potty ma już jednego kumpla, Charliego:) A co do mojego opowiadania to kurcze nie wiem, mam nadzieję że jak najszybciej. 4 tygodnie nie było mnie w szkole, więc mam 20 spr i kartkówek do napisania;p Ponadrabiam i będzie:) Dzięki za pamięć;)
      Pozdrawiam i weny życzę:)
      Caathy.x1

      Usuń
  2. Niesamowite... zaczynam być mocno zaciekawiona.
    Takiego połączenia jeszcze nie widziałam, ani nie czytałam! Hary chodzi do szkoły i zachowuje się jak noramlny nastolatek. Podoba mi się to, że odrazu zoriętował się kim jest Edward i pozostali Cullenowie! ;) czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie! Masz nowego fana ^^
    Kocham Cross-Overy Harrego ze Zmierzchem a, że jest ich tak strasznie mało... :(... jestem naprawdę zniecierpliwiona i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, bo zpaowiada się naprawdę interesująco.
    Trochę za mało było mi Cullenów, ale mam nadzieje, że pojawią się niedługo. Również ciekawie byłoby przeczytać reakcje ze strony Edwarda na pojawienie się Harrego.
    Pozdrawiam i Życzę weny,
    Seth.

    OdpowiedzUsuń
  4. Musze przyznać że zaskoczyło mnie to opowiadanie a za razem zainteresowało. Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się dalej ta historia.
    Życze dużo weny.
    Ruda

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmierzch?
    Szczerze, nie lubię tej książki, ale podoba mi się twój Harry i chyba tylko dla tego będę dalej czytać. Chociaż myślę, że na pewno napiszesz to w sposób ciekawy i nie odrzuci mnie to tak jak było z książkami S.Mayer
    Pozdrawiam,
    Lau~

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh yeah, oh yeah! to jest świetne! Już nie mogę się doczekać co z tego wyniknie! Życzę mnóstwo weny i czasu!
    Pozdrawiam,
    Karaka

    OdpowiedzUsuń
  7. opowiadanie jest super. tylko czekam aż cullen i harry się lepiej poznają. życzę dużo weny i czasu do pisania ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę świetne opowiadanie.Jest tam parę zgrzytów i kilka literówek ale nie wpływa to jakoś znacząco na cało kształt ficku.Mam nadzieje, że nie będziesz pędzić z fabułą, gdyż bardzo zaszkodziło by to temu dobrze zapowiadającemu się opowiadaniu.

    Pozdrawiam ,
    Kaszalocik

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    świetnie, bardzo mnie ciekawi Edward, jak widać żyją sobie spokojnie wśród ludzi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    świetny rozdział, bardzo ciekawi mnie postać Edwarda, wiodą spokojne życie wśród ludzi, choc zdaje mi się, że długo taka sytuacja nie potrwa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    wspaniale, Edward wydaje się taką ciekawą postacią, mieszkają, żyją spokojnie wśród ludzi... sielanka, ale wydaje mi się, że to już niedługo potrwa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń