— Zwariuję przez tego dzieciaka!
Edward wpadł do domu wzburzony, od razu kierując się w stronę
Jaspera. Domownicy patrzyli zaintrygowani na jego nadal czerwone tęczówki i
wściekłe spojrzenie. Mięśnie były spięte, a cała postawa sugerowała najwyższą
chęć ataku. Blondyn przypadł do niego w ułamku sekundy, uspokajając go miarowo
i wyciszając instynkty.
— Muszę wziąć prysznic — warknął po chwili na wszystkich i
zniknął we własnej łazience.
— Co mu się stało? — mruknął zdezorientowany Emmet.
— Harry — odpowiedziała z pewnością Rosalie.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią, ale dziewczyna
tylko wzruszyła ramionami. Nie miała wątpliwości, kto był zdolny do togo, żeby
doprowadzić jej brata do takiego stanu. Tylko ten zielonooki chłopak tak na
niego działał. Wciąż gdzieś w jej świadomości pobrzmiewały jego słowa: Nie
wszystkim byłem w życiu w stanie pomóc. Wiedziała, że chłopak jest
silniejszy niż im początkowo pokazał, chociaż nadal nie do końca rozumiała ową
siłę. Nie obawiała się go jednak. Każdy ma swoje tajemnice, oni też nie
zdradzili mu o sobie wszystkiego.
Edward wrócił do salonu po dwudziestu minutach. Miał na sobie
świeże ubrania, a kolor oczu niemal wrócił do normy.
— Muszę dzisiaj zapolować — szepnął, siadając ciężko na
skórzanej kanapie. Jej intensywny zapach pozwalał mu się skupić.
— Już? — zdziwił się Emmet. — Co ten bachor ci zrobił?
Chłopak potoczył po nich nie do końca przytomnym wzrokiem,
zauważając, że Jasper znowu siedzi tuż obok. Uśmiechnął się do niego z
wdzięcznością i przeniósł spojrzenie na Carlisle’a.
— Prawie go dzisiaj zabiłem — szepnął zrozpaczony.
Rodzina patrzyła na niego w stanie głębokiego szoku, nie
odzywając się przez chwilę. Dopiero kiedy opuszkami palców przesunął po swoich
wargach, Rosalie wciągnęła głęboko powietrze.
— Chciałeś go ugryźć? — Emmet niedowierzał.
— Pocałował cię? — Niemal równocześnie zapytała jego
partnerka.
Alice wbrew rozsądkowi zaśmiała się, brzmiąc na wyjątkowo
szczęśliwą i przylgnęła do niego, obejmując ciasno ramionami.
— Tak się cieszę — mówiła. — Wiedziałam, że w końcu spotkasz
kogoś odpowiedniego.
— Jakiego odpowiedniego, Alice? — warknął, odsuwając ją od
siebie stanowczo i zaczynając krążyć po jasnym pomieszczeniu. — Zabiję go przy
najbliższej okazji! Nawet nie jestem pewien, czy mogę wrócić do szkoły, skoro
on tam jest — dodał niezadowolony.
— Co się dzisiaj stało?
— Ja… On… Och! — burknął, zatrzymując się i patrząc na swoją
rodzinę. — Chciałem się dowiedzieć, co zaszło pomiędzy nim a Rose.
— Mówiłam, żebyś tego nie drążył — wtrąciła dziewczyna, ale
Edward machnął tylko zbywająco dłonią.
— I przypadkiem wydałem mu, że jestem w stanie czytać w
myślach! — dokończył.
— I uwierzył? — zapytał ze zwątpieniem Jasper. — Niby
dlaczego ktoś miałby w to uwierzyć?
— Tak, też się zdziwiłem. Od razu. Odsunął się ode mnie, natychmiast zaprzestając jakichkolwiek prowokacji. A później wyszliśmy razem z sali i mówił o czymś, co nazwał legilimencją. I pytał o naturę mojego daru, czy widzę wspomnienia — uściślił.
— Tak, też się zdziwiłem. Od razu. Odsunął się ode mnie, natychmiast zaprzestając jakichkolwiek prowokacji. A później wyszliśmy razem z sali i mówił o czymś, co nazwał legilimencją. I pytał o naturę mojego daru, czy widzę wspomnienia — uściślił.
— Czym jest legilimencja? — podchwyciła Esme, przenosząc
spojrzenie z adoptowanego syna na męża, ale obaj tylko wzruszyli ramionami. —
To cię tak wyprowadziło z równowagi?
— Nie — sapnął i ponownie dotknął warg. — Pocałował mnie. I…
Och, cholera! Myślałem, że się tam na niego rzucę i zabiję zanim chociażby
zdąży się odsunąć. Zupełnie straciłem kontrolę — mruknął załamany.
— Ale nic mu nie zrobiłeś — powiedziała Alice, a na pytające
spojrzenia dodała: — Nadal widzę to jego spotkanie z jakimś chłopakiem.
— Nie, nie zrobiłem — przyznał. — Ale nie ma w tym mojej
zasługi.
Przypomniał sobie swoje zdezorientowanie, kiedy Harry nagle
zniknął z jego pola widzenia. Nie był go w stanie wyczuć żadnym zmysłem. Jakby
przestał istnieć, albo oddalił się bardzo daleko, dając mu czas na uspokojenie
się, na powściągnięcie swojego temperamentu. Już chyba nic go nie zdziwi.
— Co się stało? — powtórzył Carlisle.
— Zniknął — powiedział z lekką paniką w głosie. — W jednej
chwili stał przede mną, widząc, że szykuję się do ataku, a w następnej już go
nie było. Nie mam po…
Jego wypowiedź przerwał telefon Rosalie, który
niespodziewanie rozdzwonił się cichym sygnałem. Dziewczyna sięgnęła do kieszeni
i wyjmując komórkę, uśmiechnęła się wyjątkowo zadowolona. Domownicy przyglądali
jej się nieco niepewnie, kiedy odbierała.
— Witaj, Harry — mruknęła rozbawiona. — Mamy przez ciebie
naradę rodzinną.
Wszyscy usłyszeli tłumiony śmiech nastolatka.
— Mam nadzieję, że Edward wrócił i nie zabił nikogo po
drodze. Nie chciałbym mieć kolejnych ludzi na sumieniu.
Spięli się na to, jak jego głos z przyjaznego i ciepłego
śmiechu, zmienił się w twarde i gorzkie słowa.
— Wszystko w porządku — uspokoiła wampirzyca.
— Dobrze. Do zobaczenia, Rose — mruknął i zakończył
połączenie.
Dziewczyna odłożyła telefon na niski, szklany stolik i
czekała na jakąś reakcję rodziny. Kiedy nikt się nie odezwał, choć wszyscy
wpatrywali się w nią wyczekująco, skapitulowała.
— Nie sądzę, żeby był zadowolony, gdyby komuś stała się
krzywda z jego winy. Nawet pośrednio — wyjaśniła. — Musiał się upewnić.
— Rose — warknął Emmet. — To nie ma sensu. Rozwścieczył
wampira, a skoro wie, kim jesteśmy, musiał też wiedzieć, jakie będą tego
konsekwencje.
— Widocznie ufa nam bardziej, niż myślimy — uciął Carlisle.
Podszedł do Edwarda i złapał go za dłoń. — Zapolujmy.
-I-I-I-
Zaczął się kolejny weekend, a Harry przygotował i oddał już
wszystkie zamówione eliksiry. Kilka kolejnych bulgotało na spokojnym ogniu,
czekając na dodanie w odpowiedniej chwili właściwych składników. Te były
bardziej skomplikowane i chłopak wiedział, że musi zostawić je w takim stanie
na kilka najbliższych dni. Nie miał niestety żadnych planów i już zastanawiał
się, czy nie zadzwonić do Mike’a i nie spotkać się z nim na kolejną kolację bez
zobowiązań. Obawiał się tylko, żeby chłopak nie pomyślał, że angażuje się w to
bardziej niż powinien. Jego rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, więc
zdziwiony wszedł po wąskich schodach i zablokował magicznie swoje laboratorium.
— Cześć — mruknął, raczej niepewnie, chłopak stojący właśnie
na jego werandzie.
— Cześć? — Bardziej zapytał niż odpowiedział na powitanie.
— Jestem Jacob.
Harry przyjrzał się uważnie swojemu nieznanemu gościowi. Był
wysoki i dobrze zbudowany. Jego opalona skóra idealnie pasowała do głębokich,
brązowych oczu. Podejrzewał, że jest młodszy od niego, ale niewiele. Miał w
sobie jeszcze coś z dziecka, rysy twarzy pokazywały to bardzo wyraźnie.
Jednocześnie wyglądał jak wojownik, jak wyspecjalizowana maszyna do walki.
Szerokie barki i rozwinięte ponad wiek mięśnie, schowane były pod obcisłą,
czarną koszulką bez rękawków. Spodnie, trochę szersze niż Potter by sobie
życzył, układały się luźno na jego nogach. Aż oblizał usta, wyczuwając w nim
coś niezwykłego. Zupełnie innego niż u Edwarda, ale jednocześnie tak bardzo
podobnego. Jakąś siłę, której natury nie potrafił jeszcze zidentyfikować.
— Harry. — Wyciągnął dłoń w geście powitania. — Dlaczego tu
jesteś? — dodał po chwili rozbawiony, kiedy chłopak wpatrywał się w niego
równie uważnie, co on jeszcze chwilę temu.
— Och! Charlie mnie przysłał — powiedział z lekkim
zmieszaniem.
Harry uniósł brwi w nieco kpiącym geście, wyrażając swoje
zdziwienie i jednocześnie czekając na dalsze wyjaśnienia. Jacob zawstydził się jeszcze
bardziej, a na jego policzkach zarysowały się niewielkie rumieńce, powodując
ciche parsknięcie Wybrańca.
— Wejdziesz? — mruknął w końcu, nie spodziewając się, że
chłopak szybko odzyska głos.
Ten tylko kiwnął głową i przekroczył nieco niepewnie próg
domu. Potter zamknął drzwi i skierował się do kuchni, gdzie chwycił za dwa
kieliszki i wino. Było już późno, a on musiał się trochę odstresować.
Edward trzymał się ostatnio jak najdalej od niego. Nie
przychodził też na lekcje biologii, co nieustannie go drażniło, ale postanowił
dać mu jeszcze trochę czasu. Kilka dni, nie więcej. W tym czasie zaczął spędzać
przerwy z rodziną wampirów. A raczej z jej częścią, bo Emmet systematycznie
znikał gdzieś z bratem. Rosalie okazała się naprawdę świetną dziewczyną i to
ona przyprowadziła go, już następnego dnia po tym, jak niemal zmusił Edwarda do
ataku na siebie, do ich stolika. Zapierał się i narzekał, ale wampirzyca była
nieugięta i w końcu spędził z nimi te kilkadziesiąt minut. Z nią, Alice i
Jasperem. A następnego dnia podszedł już do nich sam.
— Ile właściwie masz lat? — zapytał gościa, trzymając w
dłoniach kieliszki i butelkę.
Przyjrzał mu się jeszcze raz i uznał, że dawanie mu alkoholu,
wiedząc, że jest w jakiś sposób powiązany z komendantem, nie będzie najlepszym
pomysłem.
— Szesnaście — odpowiedział niechętnie, widząc, że Harry
odstawia jedno z naczyń.
— Naprawdę? Byłem pewien, że więcej — powiedział zdziwiony.
Chłopak uśmiechnął się lekko i przyjął od niego szklankę z
jakimś naprędce znalezionym sokiem. Jego ojciec wraz z Charliem oglądali
kolejny etap mistrzostw, a on nad wyraz znudzony ich towarzystwem, nie
wiedział, co ze sobą zrobić.
— Mieszkasz tu? — Potter zaczynał się lekko irytować
zachowaniem chłopaka. Może nie miał planów na wieczór, ale już wolał nic nie
robić, niż próbować utrzymać rozmowę z Jacobem, który nie wykazywał do tego
żadnych chęci. — Nie widziałem cię w szkole.
— W La Push.
— Tak? Jesteś Quileute’em?
Zerknął na niego uważniej. Czytał miejscowe legendy o tym
plemieniu, ale był pewien, że chłopak nie jest wilkołakiem. Za dużo czasu
spędził z Remusem, żeby nie wyczuć specyficznej, mrocznej cząstki magii, która
w nich tkwiła. Chociaż nadal był pewien, że coś jest w tym dzieciaku.
— Owszem, jestem — przyznał. — A ty? Charlie powiedział, że
mieszkasz tu sam. I to od niedawna. Co robiłeś wcześniej?
— Uczyłem się — odpowiedział wymijająco.
— Doprawdy? — zaśmiał się cicho.
— Dlaczego tu jesteś? — powtórzył swoje pierwsze pytanie, a
chłopak wzruszył bezradnie ramionami.
— Tata i Charlie oglądają mecz i chyba im przeszkadzałem.
Potter parsknął cicho i skarcił się wewnętrznie za bycie
niemiłym. Nie musiał odstraszać ludzi. W końcu ten chłopak nie zrobili mu
niczego złego. Jacob był młody, ale może właśnie takich przyjaciół powinien
sobie także poszukać. Choć perspektywa tego, że kiedyś musiałby go bronić, nie
do końca mu się podobała.
Przeszli do salonu, gdzie szesnastolatek rozsiadł się
wygodnie na kanapie, zajmując ją w całości i włączając telewizor na kanał, na
którym leciał wspomniany wcześniej przez niego mecz. Potter już chciał warknąć
na takie zachowanie, kiedy usłyszał, kolejny już tego wieczoru, dzwonek do
drzwi. Mruknął jakieś przeprosiny i poszedł otworzyć. Na progu, ku jego
zdziwieniu, stał Mike i Jessica. Tuż za nimi była jeszcze Angela, z którą jak
do tej pory nie miał okazji porozmawiać i jeszcze jeden chłopak, którego
imienia nawet nie pamiętał.
— Stwierdziliśmy, że jesteś wystarczająco samotny, żebyśmy
mogli pojawić się bez zapowiedzi — zaczęła z szerokim uśmiechem blondynka,
przepychając się przez drzwi i wchodząc bez zaproszenia do kuchni.
Za nią podążyła reszta, nie dając Harry’emu nawet dojść do
słowa i paplając głośno. Mike, jako jedyna osoba, która już kiedyś przebywała w
jego domu, sięgnął do szafki po szklane miski i kieliszki, pokazując mu kupione
wino. Takie, jakie pili ostatnio, na ich kolacji – nie randce.
Potter przypatrywał się temu wszystkiemu z kilkoma zmarszczkami
na twarzy, nie do końca rozumiejąc, co się właściwie dzieje. Nie odezwał się
też ani słowem, ale najwyraźniej jego znajomi nie widzieli w tym żadnego
problemu. Kiedy wszystko, co przynieśli było już przełożone na różne podstawki,
miseczki i talerzyki, ruszyli gromadnie do jego salonu.
I zamarli.
Tak jak Jacob.
I Harry.
Chłopak stał na środku pokoju z jego srebrną ramką. Dłonie lekko
mu się trzęsły, a niepewny jeszcze chwilę temu wyraz twarzy, zmienił się na coś
w rodzaju gniewu, czy też może bardziej niedowierzania, połączonego z pewnym,
dziwnym rozżaleniem. Harry przyglądał się temu, ciekawy, jak chłopak zareaguje.
I jak zareaguje reszta, bo przecież oprócz Mike’a nikt nie wiedział, że jest
gejem. Nie obnosił się z tym zbytnio, pomijając jedynie wampiry, które zapewne
od swojego brata dowiedziały się, że zdążył go pocałować już dwukrotnie. Ale im
to nie przeszkadzało. Najwyraźniej.
— Kto to jest? — warknął Indianin, wymachując fotografią.
— Severus — odpowiedział bardzo cicho, z jakimś napięciem w
głosie.
— Myślałem, że gustujesz w starszych facetach — mruknął Mike
tak cicho, że gdyby Jacob, stojący dość daleko od nich, był zwykłym
człowiekiem, nie miałby prawa tego usłyszeć.
Ale usłyszał. Oczywiście, że tak.
Usłyszały też dziewczyny i Erick, bo Potter w przypływie
natchnienia, przypomniał sobie, jak ten ma na imię. Nie, żeby to było teraz
ważne.
Oczy szesnastolatka na chwilę zasnuły się jakąś dziwną mgłą,
a on sam wydał z siebie gardłowy warkot. Bardzo podobny do tego, który wydawał
wcześniej Edward. I bardzo podobny do charczenia Lupina, kiedy zamienił się na
jego trzecim roku w wilkołaka. Ale nadal inny.
— Nie masz się czym martwić — rzucił dla rozładowania
napięcia Newton. — Oni nie są już razem — dodał.
Nieszczególnie pomogło to uspokoić chłopaka, bo warknął raz
jeszcze i roztrzaskał ramkę na kawałeczki, rzucając nią w najbliższą ścianę.
Harry najpierw rozszerzył w szoku oczy, a po chwili podszedł do niego i uderzył
pięścią w twarz. Mocno. Wkładając w to całą swoją siłę.
I poczuł, jak pękają mu kości dłoni, a wyraz twarzy Jacoba
zmienia się na kpiący. Nie robiąc sobie z tego zupełnie nic, Potter zamachnął
się drugą ręką, tym razem w uderzenie wkładając sporo swojej, buzującej
niebezpiecznie od pewnego czasu, magii.
I powalił chłopaka na podłogę. A właściwie na stół, który
załamał się pod jego ciężarem i siłą, którą Harry włożył w cios.
Pozostali patrzyli na to oniemiali i nikt nie śmiał się
odezwać. Potter był wściekły, już dawno się tak nie czuł. Początkowo przeważały
żal po stracie kochanka i tęsknota za wszystkimi aspektami życia z nim. Później
przerodziło się to w niekontrolowany ból, przeplatany chwilami odrętwienia i
walki o jego dobre imię. Ostatnio oprócz tego bólu przyszedł też czas na coś
nowego. Odciął się od Anglii, ale nie od ideałów Severusa. Poznanie Edwarda i
uzmysłowienie sobie, że znowu może o coś walczyć, że znowu ma możliwość żyć,
było jednocześnie ukojeniem i rozczarowaniem. Ale wiedział, że Snape nie
pozwoliłby mu zrezygnować z takiej walki. Szczególnie, jeśli nagroda miałaby aż
taką wartość. Podjął ją więc. Dla siebie. I dla niego.
— Wynoś się z mojego domu — krzyknął, kątem oka zauważając,
że w salonie pojawił się komendant i jakiś mężczyzna na wózku inwalidzkim. —
Wynoś się i nie wracaj, dopóki nie dorośniesz do życia.
Jacob wstał chwiejnie, trzymając dłoń na lewej stronie twarzy.
Z rozciętej wargi kapała krew, a kość policzkowa wyglądała na pękniętą, ale
Harry nie przejmował się nim w tej chwili. Podszedł do ściany, u podstawy
której leżały rozrzucone fragmenty jego ulubionego zdjęcia. Miał ich więcej
oczywiście. Miał magiczną kliszę, a właściwie kilka. Nie zmieniało to jednak
faktu, że nienawidził teraz chłopaka z całego serca.
— Kim ty jesteś? — zapytał z wahaniem Jacob.
Harry odwrócił się do niego powoli i stanął na wyciągnięcie
ręki. Pięści miał znowu zaciśnięte, a wyraz jego twarzy nie wyrażał
zadowolenia. Chłopak instynktownie cofnął się kilka kroków, odsłaniając
dokładnie sylwetkę swojego ojca. Potter patrzył na niego przez dłuższą chwilę,
zupełnie nierozumiejącym wzrokiem. Wyczuwał coś bardzo znajomego wokół niego.
Jakąś energię, która przywodziła na myśl nie tylko Jacoba, ale jeszcze jedną
osobą. Bardzo ważną.
Jego dłonie automatycznie się rozluźniły, a źrenice zwęziły.
Po minucie, podczas której wszyscy go obserwowali, mruknął cicho:
— To nie może być Syriusz, nie jest do niego nawet podobny.
-I-I-I-
wera ja też lubię, kiedy Harry jest taki:D
Seth nasz tajemniczy przybysz z przeszłości pojawi się
już wkrótce, więc zaspokoisz swoją ciekawość:P Myślę, że słowa Carlisle
najlepiej oddają sens Twoich wątpliwości względem pewnej bezmyślności
Harry’ego.
Caathy.x1
a ja tu taka wredna i zamiast ciągnąć wątek z wampirami przerzucam się chwilowo
na wilkołaki:P
Lau~ Tak
sobie myślę, że gdyby kanoniczny Harry nie był uroczy to nigdy nie powstałoby
aż tyle ff na podstawie jego historii… Choćby i autorzy woleli go takiego, jak
my:D Obiecuję specjalnie dla takich ciekawskich, stworzyć wkrótce miłą scenkę z
tym jak Edward traci kontrolę. Tak do końca… może gdzieś w okolicach dziesiątej
części, ale na pewno nie wcześniej. Ach i wyłączyłam kody:P
~Tirea
prawda, że Harry jest wspaniałym Ślizgonem? Hihi… Edward wg pani Meyer właśnie
nigdy nie teges, więc skoro już tak strasznie kaleczę jej kanon, to chociaż to
jedno zostawiłam:P I jak pisałam już Lau~, będzie taka scenka. Skoro tak ładnie
prosicie:D
NigrumLotus
hej, Skarbie:* Nie, jeszcze nie wspominałaś, że lubisz wampiry, ale nie trudno
było się domyślić, czytając o Marco:D Ach, bo czytałam ostatnio jakiegoś crossa
i był kiepski, ale nic fajniejszego nie mogłam znaleźć, to sama postanowiłam
coś napisać. A co! I super, że się w końcu przeniosłaś, prawda, że tutaj
przytulniej:D?
black663
hm… wiesz, że ten pomysł z ćwiczeniami jest bardzo dobry? Skorzystam z niego,
trochę przerobię i myślę, że to się znajdzie gdzieś pod koniec ósmego
rozdziału, ewentualnie na początku dziewiatego:)
Ano hej!
Podaj jakąś ksywkę przy następnym komie, proszę;) Rose jest inna… trzeba ją
było nieco uczłowieczyć. A Edward w końcu straci kontrolę, to już ustalone:P
Ale to za jakiś czas dopiero. Ja lubię silnego Harry’ego. Więc takim go tworzę.
Miki
więc… Cullenowie generalnie zdają sobie sprawę, że Harry taki normalny to do
końca nie jest. Oni sami nie są, więc do wszystkich dziwnych rzeczy podchodzą z
dystansem. A z miłością, cóż poczekamy – zobaczymy.
O!
OdpowiedzUsuńWkurzyłabym się na meijscu Harrego. Też mam ten problemu, że ludzie wjeżdżają mi na chatę bez zapowiedzi xd
Jacob mnie wkurzył. Wydaje się być właśnie takim typem rozpuszczonego bachora którym Severus by pogardził.
On raczej się nie wpoił w Harrego, nie?
Mam nadzieje, że Potter nieźle mu dokopie ;]
I o co kaman z Syriuszem na końcu? Że niby ojca Jacoba coś z nim łączy...? Mam nadzieje, że tak. Nawet jeśli Jac jest nie fajny to może z jego ojcem Harruś się dogada.
Pzdr i Weny :)
Z niecierpwliwością oczekuje kolejnego rozdziału.
Seth.
Heh czyżby Potter był jak Bella i i Jacob i Edward są nim zainteresowani? :D Normalnie nie mogę:D Ale rozdział genialny, niesamowicie poprawił mi humor po czekaniu na stopa w deszczu;p Kurcze, Emmet był dla mnie zawsze takim fajnym misiem, który lubił raczej wszystkich, więc czemu nie lubi Harrusia??? Mam nadzieję, że się zmieni:D Nie ma to jak brygada nowych znajomych wpada w odwiedziny;)) Albo go polubili, alboo... Są ciekawi, co w przypadku Jessicy było by trafniejsze;] Czyżby Black był bliski przemiany? Oo motyw ze złamaną ręką:D Czy dr. Cullen ją uleczy, a może Potty zrobi to sam;D No cóż, trzeba mi czekać do kolejnego rozdziału:D Końcówka boska i normalnie chyba Cię uduszę, za kończenie w ten sposób!;p Moja ciekawość jest na granicy;D Świetny, świetny świetny:)
OdpowiedzUsuńTak 'apropo rozdział nowy u mnie, oczywiście nic tak szczególnego, jak u Ciebie;)
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy:)
Pozdrawiam i weeeny!
Caathy
Reakcje Edwarda są genialne. No koń by się uśmiał. :)
OdpowiedzUsuńAlice była moją ulubioną bohaterką w oryginale. Cieszę się, że nie zmieniłaś jej zachowania. Jasper jest taki swój sam w sobie, Ross - nic dodać, nic ująć i tylko z Emmentem jest jakiś problem, jak widzę. Mam nadzieję, że się jeszcze do Harry'ego przekona. I wtedy będzie dym. Mówię wam las pójdzie na drzazgi jk nic. xD
Jacob. Co on tam robi? o.O Powiedzieli mu, że obok mieszka chłopak tylko trochę od niego starszy, że mieszka sam a on od tak poprostu wbija mu na chatę? Czy to przypadkiem nie powinno być podejrzane? A jak chcieli kogoś wysłać na przeszpiegi, to naprawdę sami mogli się pofatygować. Beznadzieja.
Ta nie zapowidziana wizyta była, na bank i nie powiesz mi, że nie, pomysłem Jess. Takie wpadnięcie jednak było niezbyt miłę i ja bym się wkurzyła i to nieźle. to, że mieszka sam nie znaczy, że nie ma nic do roboty i siedzi na dupsku z kuflem piwa przy TV. No ludzie, litości.
Ja tam się nie dziwię, że Harry coś tam u Jacoba wyczuł. W końcu ma w sobie krew wilkołaka, tylko nie przekazaną, a dziedziczoną. Bardzo możliwe, że jeszcze się w nim nie przebudziła. A jako, że Harry to Harry, to oczywiście od razu wszystko wyniuchał. Brawo. Sevi był by z Ciebie dumny. Wiesz wszystko o wszystkich i wszystkim pierwszy. Brawo.
Jacob jest tutaj inny niż w książce. Taki dzieciak z za dużym ego. Nawet się ucieszyłam, że mu Harry dowalił. tylko dlaczego on się tak wściekł, gdy zobaczył to zdjęcie? o.O Przecież jeśli nie pasi mu kumplować się z gejem to mógł poprostu wyjść. Nie musiał rzucać jak dziecko kretyna zdjęcia zrozbjając ramke w pył. O co tu chodzi?? *drapie się pogłowie*
I co wspólnego ma z tym wszystkim Syriusz, wspomniany na końcu tego rozdziału? Potrzebuję odpowiedzi. Szybko.
Weny i chęci!
Strzałka,
~Tirea
Ja bym powiedziała, że Jackob już się przekształcił w końcu Harry zrobił sobie coś z ręką jak go uderzył:)
Usuńmiki
Tak, ja też lubię Twojego silnego Harrego, choć tęsknię za nową notką Sokoła.
OdpowiedzUsuńRozhisterowany Edward hihi Fajnie się czyta. A Rosa zaprzyjaźnia się z Harrym??
O tak, nie wiem o co dokładnie chodzi z Jacobem ale byłam ciekawa czy jego tez wstawisz. O co chodzi z tym Syriuszem i jego wściekłością na zdjęcie??
Nie lubię Jessiki i uważam że Harry powinien ja przystopować.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
KiNyA
PS. Nie podpisałam się ponieważ wcisnęłam Opublikuj zamiast zamierzonego poglądu :/ Gapa ze mnie ;p
Bo super bohater-sierota przyciąga jak nic. Rowling wiedziała co napisać ;D
OdpowiedzUsuńTak późno? Jak śmiesz ;P
Chciałam Jacoba, nie chcę Jacoba. Bęcwał jeden, aż mam ochotę mu sama dowalić. Normalnie nie rozumiem. Może i był zły (nikt nie wie na co i na kogo), ale przyszedł do obcego sobie chłopaka i rozwala mu ramkę ze zdjęciem, gdzie wiadomo, że w ramkach trzyma się zdjęcia bliskich. Normalnie wkurzyło mnie to.
Edward poskarżył się rodzince xd? Hahaha ;D
I jak śmiałaś skończyć w takim momencie? Zrodziłaś tyle pytań w moim małym móżdżku, że nawet sobie nie wyobrażasz. Skąd tam do cholery jasnej pojawił się Syriusz? Czemu te wilkołaki są inne? I czemu Edzio nie rzuci się na Harrego, czy tam na odwrót xD
Ogólnie rzecz biorąc, czekam na ciąg dalszy.
Znad krzaczastych brwi,
Lau~
Ps. Dzięki, zaoszczędziłaś mi trudów życia. Te kody po prostu robiły mi na złość >.<
Witaj, dopiero dziś znalazłam Twojego bloga i muszę powiedzieć, że przykół moją uwagę, a to opowiadanie w szczególności.
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką "Zmierzchu" i tylko przypadek sprawił, że po przeczytaniu kilku wyrwanych z kontekstu zdań postanowiłam przeczytać wszystko. Powiem, tak Twój ff bardziej mi się podoba niż Saga, bo Pottera byłam fanką od dawna.
Mam nadzieję, że zachowasz Harrego jako silnego i dominującego jak do tej pory, bo jakoś to w Twoim opowiadaniu do niego pasuje.
Co tego rozdziału (bo powinnam go skomentować) podoba mi się rozwijająca przyjaźń Harrego i Ros [chyba tak to można nazwać] oraz wyprowadzania Edwarda z równowagi:) Potter powinnień potraktować Jacoba jakąś złośliwą klątwą (ja był tak zrobiła).
Podsumowując nie mam się do czego przyczepić (czyli dobrze) bo zyskałaś następną osobę z niecierpliwością czekającą na nowy rozdział.
Życzę weny. Pozdrowionka
O tak, tutaj jest zdecydowanie sympatyczniej;) Muszę przyznać, że jestem zadowolona z przeniesienia.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że sama całkiem niedawno zastanawiałam się nad napisaniem jakiegoś crossa? Myślałam o Kuroshitsuji (znasz?). Zobaczymy, może coś mi kiedyś z tego wyjdzie.
A co do rozdziału... Uch, ale namieszałaś! Skupię się na końcówce, bo strasznie mnie zaintrygowała. Na początku za bardzo nie ogarniałam i głowiłam się dosyć długo nad tym, co też mi umknęło, bo byłam pewna, że coś na pewno pominęłam, aż nagle przyszło oświecenie. Przecież Jacob ma na nazwisko Black! Teraz będę się zadręczać tym, co ciekawego wymyśliłaś, więc dodawaj szybciutko kolejny rozdział, bo już czuję jak mój mózg powoli zbliża się do eksplozji od nadmiaru pomysłów.
Ach, nawiążę jeszcze do zachowania Jacoba i nowych znajomych Pottera. Kurde, to jakbym widziała swoich kumpli.
Ostatnio zrobili mi właśnie podobny "nalot". Nim się obejrzałam, już nawet sobie coś tam pichcili w kuchni. Po prostu niewiarygodne.
No nic, to do kolejnego rozdziału, co?;)
(A kiedy Sokół lub Prawdziwa Przepowiednia?)
TO ... ROZJEBAŁO MÓJ SYSTEM ! Ja nie mogę ogarnąć genialności tego ficka! Jestem w tym momencie za bardzo rozchwiana psychicznie żeby napsać coś sensownego, wybacz O.O Napisze tylko ,że cię kocham i chcę więcej !! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńwow ale masz tępo pisania:) zirytowany Edward zachowujący się jak przestraszony królik:) poezja dla moich oczek Jackob mnie wku.... zresztą nigdy go nie lubiłam jest strasznie chamski wchodzi ci do domu rozwala się na kanapie i włącza telewizor bez pozwolenia? a podobno ten mecz go nudził niech się chłopak zdecyduje czego chce a nie dość że tak się zachowuje to jeszcze zdjęciem Sevcia o ścianę rzuca wrrr sama mam ochotę mu przyłożyć no dobrze koniec mojej irytacji Harry powinien mu kazać oddać kasę za ramkę do zdjęcia i wykopać na zbity pysk teraz powinna przyjść Ros z resztą żeby uspokoić Harrego i jeszcze bardziej wkurzyć tego psa:)
OdpowiedzUsuńMiki
Hej,
OdpowiedzUsuńkim jest Jackob, że w zasadzie po pierwszym uderzeniu nic mu się nie stało, i co to jest Syriusz czy tak się wydaje, och Edward unika teraz Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, zastanawiam się kim jest Jackob, że w zasadzie po pierwszym uderzeniu nic mu się nie stało, to jest Syriusz czy tak się tylko wydaje, ech Edward unika teraz Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, kim jest Jackob, bo po pierwszym uderzeniu nic mu się nie stało, to jest Syriusz czy tak się tylko wydaje, Edward unika teraz Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga