środa, 19 grudnia 2012

W Forks: Decyzje, które podjąłeś



W Forks
Część trzecia: Decyzje, które podjąłeś
(Znajdzie sie może jakaś dobra dusza, chętna do zbetowania wszystkich czterech części tego krótkiego tekstu?)
 
Edward przez chwilę stał bez najmniejszego nawet ruchu, uporczywie ignorując spojrzenia członków swojej rodziny. Słowa Harry’ego z trudem docierały do jego umysłu. Chciał tego. Wiedział, że jego magia domaga się połączenia z dwojgiem mężczyzn, którzy swoim pojawieniem się, zburzyli cały porządek jego życia. To byłoby tak proste. Podejść do nich, ponownie ułożyć dłoń na brzuchu blondyna, pocałować jego męża. Tylko, co będzie dalej? On odda im cząstkę siebie, a oni wyjadą? Mieli rodziny, przyjaciół, swój własny, uporządkowany świat, do którego on, wampir, zupełnie nie pasował.
Draco wyglądał na zaniepokojonego wahaniem Edwarda, ale Potter z pytaniem z oczach spojrzał na Carlisle’a. Ten wzruszył ramionami, choć uśmiech nie schodził z jego warg.
— Ubierz się, Draco — mruknął, wstając szybko ze swojego miejsca i podchodząc do drzwi, chwycił dłoń swojego pierwszego syna, wyprowadzając go z pomieszczenia.
Esme uśmiechnęła się samym kącikiem ust, mamrocząc szybko coś niezrozumiałego i wyszła za mężem. Z odrętwienia pierwszy wyrwał się Emmet, dla którego wszystko to było największym szokiem.
— Alice? — zaczął. — Masz dla nas jakieś ciekawe informacje?
Dziewczyna zaprzeczyła, zagryzając lekko wargi i przechylając głowę na bok.
— Widziałam ich przez chwilę we trójkę — szepnęła, wskazując na dwóch czarodziejów. — Ale nie widzę ani przyszłości dzieci, ani nie mam pewności co do decyzji Edwarda. Dopóki on sam jej nie podejmie, nie będę nic wiedzieć.
-I-I-I-
Trójka wampirów siedziała w gabinecie Carlisle’a, rozmawiając przyciszonymi głosami. Edward pozbył się resztek krwi ze swojej twarzy, opowiadając rodzicom, co czuł w chwili, w której zobaczył dwóch młodych mężczyzn. Nigdy wcześniej jego natura nie była taka niespokojna, ani taka rozdarta, gdy wyruszył zapolować.
— Decyzja należy do ciebie — szepnęła wampirzyca.
Ona straciła swoje dziecko i rozumiała ból, który towarzyszył Malfoyowi. Ale rozumiała też rozterki swojego syna. Jeżeli zgodziłby się na ich prośbę, jeżeli uległby swojej magii a później wszystko stracił, nie przeżyłby tego. Nie znała czarodziei na tyle dobrze, żeby mieć pewność, jakie zachowanie będzie najlepsze.
— Nie dam sobie rady, jeżeli oni odejdą — powiedział Edward.
— Jeżeli odejdą później? — zapytał niepewnie doktor, a młodszy Cullen skinął sztywno. — A co, jeżeli odejdą teraz?
Edward burknął coś cicho, po chwili jednak podnosząc głowę i prostując, zgarbioną lekko do tej pory, sylwetkę.
— Też nie — przyznał, wstając pospiesznie i wracając do pokoju, w którym badali Ślizgona.
-I-I-I-
Draco i Harry zostali sami, kiedy pozostali członkowie wampirzego klanu opuścili go po słowach Alice. Nie mieli pewności, co do decyzji Edwarda, choć jego pierwsza reakcja na ich pojawienie się była raczej oczywista. Od tamtego czasu minęła jednak prawie godzina, w czasie której tak łatwo byłoby zmienić zdanie. Potrzebowali go. Potter wiedział o tym, już w momencie, kiedy wampir odsunął się od jego męża, ale teraz nie miał już żadnych wątpliwości. Wciąż zastanawiał się, jak poradzą sobie w sytuacji, kiedy Cullen jednak nie podejmie ryzyka. Jeśli nie zgodzi się podzielić swoją magią.
— Wszystko w porządku? — zapytał cicho Gryfon, kiedy Malfoy jęknął słabo, wtulając się w jego klatkę piersiową.
— Nie mam pojęcia — odszepnął blondyn. — Rdzenie domagają się więcej energii, której ja nie mogę im dać, bo jej po prostu nie posiadam.
Harry pogładził go lekko po plecach, a jego umysł na nowo opanowały wątpliwości. Trwało to jednak bardzo krótko, bo po chwili usłyszeli ciche klikniecie zamka w drzwiach i głos Edwarda:
— Ale ja tak.
Spojrzenie dwóch par oczu natychmiast skierowało się na właściciela tego ciepłego i przepełnionego zdecydowaniem głosu.
— Jesteś pewien? — mruknął Ślizgon. — Nie wiemy, co się stanie, jeśli to zrobisz.
Wampir wzruszył lekceważąco ramionami, podchodząc do siedzącej na łóżku pary i przesunął delikatnie palcami po jego policzku.
— Jeżeli tylko nie odejdziecie, kiedy nie będę wam już potrzebny… — zamilkł w połowie zdania, widząc groźne błyski w zielonych i szarych tęczówkach
— Dzieci potrzebują rodziców — warknął Harry. — Nawet jeżeli miałoby być ich trzech.
— Uspokój się — mruknął cicho Malfoy. — On nie wie. Nie rozumie.
Potter zerknął na niego i przytaknął, biorąc przy tym głęboki wdech. Oczyścił umysł z wszelkich niepotrzebnych, a wypływających teraz w nadmiarze, wspomnień i cień uśmiechu pojawił się na jego wargach.
— Jeżeli wiesz, na co się decydujesz, chyba musimy wprowadzić ciebie i twoją rodzinę w naszą przeszłość.
— Nie trzeba — odparł szybko wampir, przesuwając wzrokiem po szczupłej sylwetce blondyna i na krótki moment zatrzymując się na wysokości jego krocza.
Draco prychnął i niedbale odrzucił włosy do tyłu.
— Trzeba — zadecydował. — Musicie wiedzieć, na co się godzicie i jakie konsekwencje będzie to za sobą niosło. Wolę, żebyś zrezygnował teraz, niż żałował swojej decyzji do końca życia.
Wampir mruknął cicho, dziwiąc się determinacją w głosie chłopaka. Był przekonany, że akurat on będzie chciał jak najszybciej doprowadzić wszystko do końca, żeby mieć pewność, że bliźniaki przeżyją. Draco zawarczał pod nosem, widząc nieodgadnioną minę na twarzy Edwarda, ale uspokoił się w następnej sekundzie, kiedy mąż położył mu dłoń na ramieniu.
— Tak, jak mówiłeś, on po prostu nie rozumie. Nie zna naszej przeszłości. Nawet Carlisle nie zna jej zbyt dokładnie, chociaż zdradziłem mu kilka szczegółów.
Ślizgon skinął z wahaniem, po czym podniósł się i wstając podszedł szybko do drzwi.
— Miejmy to już za sobą. Chcę wiedzieć, na czym stoimy.
Pospiesznie zeszli do salonu, w którym czekała już na nich reszta rodziny. Byli raczej zdziwieni zdecydowaniem Malfoya, choć każdy chciał usłyszeć historię, którą im opowiedzą. Draco usiadł w fotelu, a Harry przycupnął na jego podłokietniku. Edward zajął krzesło stojące najbliżej nich i przyglądał się wszystkim z uwagą. Nie mógł zaprzeczyć, że wolałby być teraz sam z tą dwójką, ale skoro potrzebowali tej rozmowy, zamierzał ich wysłuchać.
— Jeżeli macie stać się częścią naszej rodziny musicie wiedzieć o nas wszystko — powiedział szorstko Potter. — Kiedy miałem rok, moi rodzice zostali zamordowani. — Zauważył, że wampiry zamarły na moment. — Z mojego powodu — dodał z żalem. — W Wielkiej Brytanii od lat toczyła się krwawa wojna pomiędzy czarodziejami o skrajnych poglądach. Jej losy były już niemal przesądzone, kiedy została wypowiedziana przepowiednia, dotycząca narodzin dziecka, które pokona Czarnego Pana. Vldemort zdecydował, że tym dzieckiem, będę właśnie ja.
Zapadła chwila nieprzyjemnej ciszy, kiedy to Harry na moment zatopił się we wspomnieniach, a Cullenowie patrzyli na siebie z niepewnością. Nagle zrozumiałe stało się wzdrygnięcie gości, kiedy Carlisle powiedział im, że Alice widzi przyszłość.
— Czarny Pan nie znał jednak drugiej części przepowiedni i kiedy przyszedł do naszego domu i starał się zabić, po uśmierceniu moich rodziców, także mnie, zaklęcie odbiło się i na wiele lat wyrwało jego pokaleczoną duszę z ciała. Ja zostałem okrzyknięty bohaterem i umieszczony u wujostwa, gdzie byłem traktowany gorzej niż śmieć, podczas gdy czarodzieje świętowali wygraną.
— Śmierciożercy — wtrącił Draco, a zauważając zagubienie w oczach słuchaczy wyjaśnił: — Poplecznicy Voldemorta wierzyli, że ich Pan powróci. W czystokrwistych rodach panowało przekonanie, że każdy potomek musi podążać śladami swoich rodziców. Ja byłem takim dzieckiem — dodał gorzko. — Od urodzenia uczonym nienawiści do ludzi niemagicznych lub czarodziei urodzonych w takich rodzinach. Szedłem drogą wskazaną mi przez ojca, choć bez względu na to, co robiłem, nigdy nie byłem w stanie sprostać jego wymaganiom. Nigdy nie czułem się kochany, zawsze niedoceniony, karany surowiej niż inni. Ojciec nigdy nie był ze mnie dumny. Nie byłem w stanie go zadowolić, nawet wtedy, gdy już przyjąłem Mroczny Znak.
Odsłonił przedramię ukazując wyblakły nieco tatuaż, przedstawiający czaszkę i wijącego się wokół niej węża. Carlisle sapnął głośno, przypominając sobie rozmowę z Harrym na temat prób usunięcia tego piętna.
— To symbol przynależności do śmierciożerców — mruknął Malofoy w ramach wyjaśnień. — To symbol mojego zniewolenia. Mojej hańby i moich daremnych prób przypodobania się ojcu. Mój największy w życiu błąd.
Gorycz w tonie jego głosu, przywodziła na myśl smutne dziecko, które zawiodło się na wszystkich osobach, które miały je wspierać i prowadzić. Był to głos człowieka, który żałuje swoich czynów, choć nie może zmienić przeszłości.
— Czarny Pan odrodził się dziesięć lat temu, przy użyciu mojej krwi — podjął Harry. — Udało mi się uciec wyłącznie dzięki szczęściu. Rok później walczyłem z nim znowu, a przez moją głupotę zginęła kolejna osoba. Pokonałem go wtedy. To był czwarty raz, kiedy wygrałem bitwę i piąty, kiedy stałem z nim twarzą w twarz. Niedługo potem Daco przyłączył się do śmierciożerców. Na szóstym roku prawie go zabiłem, bezmyślnie używając zaklęcia, którego nie znałem.
— Zlecono mi zabicie dyrektora naszej szkoły — kontynuował Malfoy, kiedy jego mężowi lekko załamał się głos. — Jedynej osoby, o której mówiono, że Czarny Pan boi się stanąć z nią do otwartej walki. Bałem się to zrobić, choć miałem ku temu idealną okazję. Zabił za mnie inny śmierciżerca, szpieg Jasnej Strony, choć wtedy nikt o tym nie wiedział, a ja go za to nienawidziłem. Odebrał mi jedyną możliwość stania dumnie przed ojcem.
Potter pochylił się lekko nad partnerem i z czułością złożył mały pocałunek na jego czole. To były trudne wspomnienia i żaden nie chciał szczególnie mocno do nich wracać, ale sytuacja wymagała zdradzenia prawdy. Edward przyglądał im się z zaciekawieniem, najwyraźniej zastanawiając się, jak doszło do tego, że teraz są parą. Alice mocno ściskała za rękę Jaspera, który czując emocje czarodziei zaciskał ściśle zęby. Fale tak różnych, zmieniających się co chwila doznań, przytłaczały go w sposób, którego dawno nie czuł i którego nie chciał pamiętać. Najgorszy był smutek, żal i rozczarowanie, które tak silnie przebijały się przez słowa młodych mężczyzn. Rosalie siedział wtulona w Emmeta, cicho powarkując od czasu do czasu. Carlisle tylko kręcił głową, jakby nie chcąc dopuścić do siebie tego wszystkiego, o czym opowiadali małżonkowie.
— Zabiłem go siedem lat temu — mówił znowu Potter. — Przez rok szukałem z przyjaciółmi cząstek jego podzielonej duszy, odcinając po kolei więzy łączące go ze światem żywych. Ostateczna Bitwa rozegrała się w naszej szkole, a ja patrzyłem na śmierć moich znajomych, obrońców Hogwartu, ludzi, których uważałem za rodzinę. Od naszego szpiega dowiedziałem się, co muszę zrobić, żeby wygrać. To było tak proste, a jednocześnie tak straszne.
— Ja próbowałem mu przeszkodzić — szepnął Draco. — Chciałem odebrać mu to, czego zniszczenie przybliżyłoby go do zwycięstwa. Uratował mi wtedy życie. On, a później jego przyjaciel, mój kolejny wróg. Ktoś o zupełnie odmiennych priorytetach, o zupełnie innych poglądach na życie i świat, w którym żyliśmy. Osoba, której zawsze nienawidziłem, zdrajca krwi. Po prostu mi pomógł, warcząc przy tym, że to ostatni raz, kiedy to robi i, żebym się zastanowił nad tym, czego chcę w życiu. Wtedy jeszcze nie byłem pewien.
— Nigdy nie znaleźliśmy zrozumienia u swoich rodzin, u ludzi, którzy mieli nas wychować. Nigdy nie czuliśmy się chcianymi dziećmi. Nigdy nas nie pocieszono, nikt nie był z nas dumny, nikt nie pochwalił. Kolejne zakazy i nakazy, utwierdzały nas w przekonaniu, że stanowimy jedynie problem lub inwestycję. Nic więcej. Żadnych uczuć, żadnego wsparcia, żadnej miłości. To wszystko znaleźliśmy dopiero wśród przyjaciół. To oni byli tymi, którzy nauczyli nas, za co warto walczyć i jaka jest cena poświęcenia.
— W naszym świecie panuje teraz pokój — dodał Draco. — Ale jeżeli pojawi się kolejny Czarny Pan, obaj będziemy walczyć. Tak samo, jak nasi najbliżsi. Obaj jesteśmy nadal narażeni na niebezpieczeństwo. Ja przez zdradę Czarnego Pana, Harry przez to, że wygrał wojnę. Kiedy jesteśmy w kraju, nieustannie towarzyszą nam aurorzy. Nasz dom jest pod specjalnymi barierami ochronnymi, poczta od nieautoryzowanych odbiorów jest stale sprawdzana, piszą o nas nasze gazety. Każde nowonarodzone dziecko poznaje prędzej, czy później historię wojny, wciąż powstają dziesiątki nowych książek. Jesteśmy do dyspozycji na każdą prośbę Ministerstwa Magii, my i nasi przyjaciele, którzy walczyli w Ostatecznej Bitwie. Bierzemy udział w szkoleniach i szkolimy innych.
Cullenowie patrzyli na nich z szokiem wymalowanym na twarzy. Tylko Carlisle wiedział o wojnie, choć Potter podał mu zaledwie kilka najważniejszych informacji. O tym, że była i, że jego strona wygrała. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel był aż tak we wszystko zaangażowany, że nadal jest.
— Jesteście wampirami, magicznymi stworzeniami, według naszej systematyki — kontynuował Gryfon. — Wasze pojawienie się przy naszym… — zastanowił się chwilę. — Przy moim boku, wzbudzi powszechną dyskusję. Jedni was pokochają, inni znienawidzą. Nie raz spotkacie się z uprzedzeniami i wrogością. Już zawsze będziecie narażeni na niebezpieczeństwo. Jeżeli ktoś zechce skrzywdzić nas, postara się najpierw zlikwidować naszą rodzinę. Będą na was polować dziennikarze, pisarze i płatni zabójcy. Będziecie w świetle reflektorów, nikt nie będzie obojętny. Musicie wiedzieć, na co się decydujecie. Ty musisz wiedzieć, Edwardzie — skończył Harry z lekkim wahaniem.
Wampir wpatrywał się przez chwilę w jego oczy, czując, że jego świat zachwiał się w posadach. Zastanawiał się, czy da radę, czy odważy się zrobić ten jeden, tylko jeden krok. Nie będzie mógł się wycofać, nie będzie mógł zostawić dzieci i okazać się takim samym płytkim człowiekiem, jak opiekunowie siedzących przy nim czarodziei. Czy był gotowy narażać swoją rodzinę? Na pewno był gotów ją chronić.
— Nie boję się — mruknął w końcu. — Moja rodzina jest silna.
Carlisle uśmiechnął się do niego smutno, myśląc o tym, jak trudno wybrać pomiędzy niełatwym życiem, które prowadził dotychczas, a tym o wiele bardziej ryzykownym, które przyjdzie mu wieść.
— Nie zostawimy cię z tym samego — powiedział wyraźnie, a pozostali Cullenowie pokiwali twierdząco głowami. — Jesteś moim synem. Radziłem już sobie z większymi problemami.
Edward skinął z wdzięcznością i przeniósł wzrok z powrotem na małżonków. Ich poważne twarze, kazały mu przemyśleć wszystko jeszcze kilka razy, ale on już wiedział. Nie potrzebował więcej czasu i nie potrzebował zastanawiać się nad swoimi wyborami. Chciał tego, jego natura tego chciała, instynkty podpowiadały, że to najlepsza dla niego droga. Gdyby teraz zrezygnował jego życie rozpadłoby się na kawałeczki. Nie wybaczyłby sobie, tak samo, jak nie wybaczyliby mu jego bliscy. Rosalie by go zabiła, a Esme zapewne by jej pomogła.
— To niczego nie zmienia — mruknął po chwili, wstając szybko ze swojego miejsca i podchodząc do fotela, w którym siedział Draco. — To, co powiedzieliście nie ma żadnego znaczenia. Nie zmienię swojej decyzji.
Położył dłoń na, wciąż jeszcze raczej płaskim, brzuchu blondyna, czując jak fale energii przepływają przez opuszki jego palców. Malfoy sapnął ze zdziwienia, kiedy nowe rdzenie zaczęły ponownie niebezpiecznie pulsować. Przez chwilę wahał się, czy dopuszczenie do nich wampirzej magii, będzie na pewno dobrym pomysłem, ale kiedy Harry pochylił się nad nim, uspokajająco głaszcząc jego kark, rozluźnił się nieco i spojrzał w oczy Edwardowi.
— Nie będziesz mógł zrezygnować.
— Wiem — odparł.
— Większość czasu będziemy spędzać wśród magicznej społeczności.
— Wiem.
— Twoja rodzina będzie narażona na niebezpieczeństwo.
— To także wiem.
Potter pochylił się, całując kochanka głęboko, odcinając go na moment od twarzy wampira. Widać było, że blondyn nadal ma wątpliwości, choć oczy świeciły mu radosnymi iskierkami.
— Pozwól mu, kochanie — szepnął Harry. — Dopuść go do nich.
Ślizgon skinął nieznacznie, łapiąc dłoń męża i układając ją obok tej, którą Edward wciąż trzymał na jego brzuchu. Przesunął je obie na wysokość splotu słonecznego, a jego własna magia wzburzyła się i zawrzała, wywołując głośny jęk. Czuł pasma energii, na które powolnie otwierały się rdzenie jego dzieci. Jego potomków.
Żaden z nich nie zauważył niebieskawej kuli, która z wolna formowała się wokół nich, przywodząc na myśl, niemożliwie wręcz, powiększone cząsteczki materii, z której składał się wszechświat. Alice zaśmiała się radośnie, czym przyciągnęła uwagę Cullenów.
— Widzę dwóch chłopców — mruknęła. — Dwóch ślicznych chłopców. Jednego trzymam na rękach. — Przymknęła na moment oczy, żeby po chwili otworzyć je szeroko, zastanawiając się nad czymś głęboko.
— Coś się stało, skarbie? — zwrócił się do niej cicho Jasper. Zauważenie zmiany w postawie Alice nie było niczym trudnym także dla pozostałych.
— Myślę, że musimy stąd jak najszybciej wyjechać — szepnęła spięta.
— Dlaczego? — zapytała z zainteresowaniem Esme.
— Żeby nie dopuścić do rozłamu naszej rodziny — mruknęła wampirzyca.
Nie podobała jej się wizja dziewczyny, którą właśnie zobaczyła. Jeszcze wczoraj ucieszyłaby się zapewne widząc to, dziś napawało ją to lękiem. Przyszłość zawsze może się zmienić. I ona właśnie zamierzała w tej zmianie pomóc. Skoro Edward podjął decyzję, córka komendanta będzie musiała znaleźć szczęście w innym miejscu.
-I-I-I-

Shana89 ach, dziękuje za wybaczenie! Ano się przyzwyczajają, ale tak, jak mówisz, to miał być krótki, słodkawy i mdły tekst, w którym będzie dużo seksu... Do tego ostatniego jakość dojść nie mogę, ale zbieram się, zbieram...
wera hihi, a dziękuję, dziekuję:) 
Cathy.x1 niom jakoś musiałam go wcisnąć do tej kochającej się rodzinki, nie?:P Tak po prostu by się na trójkącik nie zgodzili...
black663 za dużo pytań:P Jeszcze tylko jedna część została i wybacz, ale o humorkach Draco już raczej nie wspomnę. za to będą miłe(mam nadzieję...)scenki.
Ano bo ja zawsze tak kończę:P Proszę, oto ciąg dalszy.
Miki nie umieraj! Nie chce być winna niczyjej śmierci:) Ano będzie, a co tam!
 

9 komentarzy:

  1. Justusia, oto odpowiedź na Twój apel: Z chęcią poćwiczę korektę tekstów, dlatego zgłaszam się do zbetowania Twojego dzieła. Jeżeli jesteś zdecydowana napisz do mnie na gg (nr 7195221).
    Czekam na Twoją decyzję i pozdrawiam,
    JessicaKallina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, super, odezwę się dzisiaj po 22 albo jutro rano. Bedę bardzo wdzięczna!

      Usuń
  2. Świetny kawałek;] Cieszę się, że Eddy podjął taką, a nie inną decyzję;) Historia okrojona, ale wszystkie najważniejsze szczegóły zawierała;] Ooo... Czyżby nasza słodka Bella? Alice ma racje, muszą się wynieść, bo to się dobrze nie skończy:)
    Czekam z niecierpliwością do jutra:D
    Pozdrawiam i weny!
    Caathy.x1;)

    OdpowiedzUsuń
  3. OŻYŁAM!!!! świetne to po prostu nie mam słów:) Właśnie ostatnio wzięło mnie na parkę Draco Harry czytam wszystko co tylko mi się z nimi nawinie:) (takie moje nowe zboczenie:)) Dobrze że Edwart się zgodził inaczej obdarłabym go żywcem ze skóry Bella nie będzie miała swojego księcia z bajki? o jakże mi "przykro" zawsze mnie irytowała na szczęście Alice zarządziła ewakuacje:)
    Czekam niecierpliwie na kolejną część
    Miki

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa co się wydarzy dalej.Jak zareaguje świat na ten związek,a za razem ciekawi mnie jak sobie poradzą.
    Życze dużo weny

    Ruda

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam kobieto napisz część dalszą bo OSZALEJĘ!!!!!!! plis

    OdpowiedzUsuń
  6. Co to ma znaczyć, gdzie czwarta część!!! Ja chcę więcej fluffu i ten trójkącik! Mrauu. A Bella niech mi się nawet na oczy nie pokazuje. Tekst naprawdę fajny, lekki. Bardzo fajna odskocznia od poważniejszych tekstów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy będzie (jeżeli w końcu będzie) czwarta część? Minął już ponad rok od dodania trzeciej części i miło bybyło zobaczyć czwartą. Chociaż nie pogardzę nowymi rozdziałami np. Zapomnieć, czy też PP, albo świątecznej kontynuacji Rejsu o ktorej wspominałaś. Pozdrawiam, Tri.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    wspaniały, wszyscy poznali ich historię, Edward nie zrezygnował ani z Draco, ani z Harrego... chce z nimi być... z tego co wiedziałam jest czwarta część tego, proszę dodaj ją...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń