W Forks
Część trzecia: Decyzje, które podjąłeś
(Znajdzie sie może jakaś dobra dusza, chętna do zbetowania wszystkich czterech części tego krótkiego tekstu?)
Edward przez chwilę stał bez najmniejszego nawet ruchu,
uporczywie ignorując spojrzenia członków swojej rodziny. Słowa Harry’ego z
trudem docierały do jego umysłu. Chciał tego. Wiedział, że jego magia domaga
się połączenia z dwojgiem mężczyzn, którzy swoim pojawieniem się, zburzyli cały
porządek jego życia. To byłoby tak proste. Podejść do nich, ponownie ułożyć
dłoń na brzuchu blondyna, pocałować jego męża. Tylko, co będzie dalej? On odda
im cząstkę siebie, a oni wyjadą? Mieli rodziny, przyjaciół, swój własny,
uporządkowany świat, do którego on, wampir, zupełnie nie pasował.
Draco wyglądał na zaniepokojonego wahaniem Edwarda, ale
Potter z pytaniem z oczach spojrzał na Carlisle’a. Ten wzruszył ramionami, choć
uśmiech nie schodził z jego warg.
— Ubierz się, Draco — mruknął, wstając szybko ze swojego
miejsca i podchodząc do drzwi, chwycił dłoń swojego pierwszego syna,
wyprowadzając go z pomieszczenia.
Esme uśmiechnęła się samym kącikiem ust, mamrocząc szybko coś
niezrozumiałego i wyszła za mężem. Z odrętwienia pierwszy wyrwał się Emmet, dla
którego wszystko to było największym szokiem.
— Alice? — zaczął. — Masz dla nas jakieś ciekawe informacje?
Dziewczyna zaprzeczyła, zagryzając lekko wargi i przechylając
głowę na bok.
— Widziałam ich przez chwilę we trójkę — szepnęła, wskazując
na dwóch czarodziejów. — Ale nie widzę ani przyszłości dzieci, ani nie mam
pewności co do decyzji Edwarda. Dopóki on sam jej nie podejmie, nie będę nic
wiedzieć.
-I-I-I-
Trójka wampirów siedziała w gabinecie Carlisle’a, rozmawiając
przyciszonymi głosami. Edward pozbył się resztek krwi ze swojej twarzy,
opowiadając rodzicom, co czuł w chwili, w której zobaczył dwóch młodych
mężczyzn. Nigdy wcześniej jego natura nie była taka niespokojna, ani taka
rozdarta, gdy wyruszył zapolować.
— Decyzja należy do ciebie — szepnęła wampirzyca.
Ona straciła swoje dziecko i rozumiała ból, który towarzyszył
Malfoyowi. Ale rozumiała też rozterki swojego syna. Jeżeli zgodziłby się na ich
prośbę, jeżeli uległby swojej magii a później wszystko stracił, nie przeżyłby
tego. Nie znała czarodziei na tyle dobrze, żeby mieć pewność, jakie zachowanie
będzie najlepsze.
— Nie dam sobie rady, jeżeli oni odejdą — powiedział Edward.
— Jeżeli odejdą później? — zapytał niepewnie doktor, a
młodszy Cullen skinął sztywno. — A co, jeżeli odejdą teraz?
Edward burknął coś cicho, po chwili jednak podnosząc głowę i
prostując, zgarbioną lekko do tej pory, sylwetkę.
— Też nie — przyznał, wstając pospiesznie i wracając do
pokoju, w którym badali Ślizgona.
-I-I-I-
Draco i Harry zostali sami, kiedy pozostali członkowie
wampirzego klanu opuścili go po słowach Alice. Nie mieli pewności, co do
decyzji Edwarda, choć jego pierwsza reakcja na ich pojawienie się była raczej
oczywista. Od tamtego czasu minęła jednak prawie godzina, w czasie której tak
łatwo byłoby zmienić zdanie. Potrzebowali go. Potter wiedział o tym, już w
momencie, kiedy wampir odsunął się od jego męża, ale teraz nie miał już żadnych
wątpliwości. Wciąż zastanawiał się, jak poradzą sobie w sytuacji, kiedy Cullen
jednak nie podejmie ryzyka. Jeśli nie zgodzi się podzielić swoją magią.
— Wszystko w porządku? — zapytał cicho Gryfon, kiedy Malfoy
jęknął słabo, wtulając się w jego klatkę piersiową.
— Nie mam pojęcia — odszepnął blondyn. — Rdzenie domagają się
więcej energii, której ja nie mogę im dać, bo jej po prostu nie posiadam.
Harry pogładził go lekko po plecach, a jego umysł na nowo
opanowały wątpliwości. Trwało to jednak bardzo krótko, bo po chwili usłyszeli
ciche klikniecie zamka w drzwiach i głos Edwarda:
— Ale ja tak.
Spojrzenie dwóch par oczu natychmiast skierowało się na właściciela
tego ciepłego i przepełnionego zdecydowaniem głosu.
— Jesteś pewien? — mruknął Ślizgon. — Nie wiemy, co się
stanie, jeśli to zrobisz.
Wampir wzruszył lekceważąco ramionami, podchodząc do
siedzącej na łóżku pary i przesunął delikatnie palcami po jego policzku.
— Jeżeli tylko nie odejdziecie, kiedy nie będę wam już
potrzebny… — zamilkł w połowie zdania, widząc groźne błyski w zielonych i
szarych tęczówkach
— Dzieci potrzebują rodziców — warknął Harry. — Nawet jeżeli
miałoby być ich trzech.
— Uspokój się — mruknął cicho Malfoy. — On nie wie. Nie
rozumie.
Potter zerknął na niego i przytaknął, biorąc przy tym głęboki
wdech. Oczyścił umysł z wszelkich niepotrzebnych, a wypływających teraz w
nadmiarze, wspomnień i cień uśmiechu pojawił się na jego wargach.
— Jeżeli wiesz, na co się decydujesz, chyba musimy wprowadzić
ciebie i twoją rodzinę w naszą przeszłość.
— Nie trzeba — odparł szybko wampir, przesuwając wzrokiem po
szczupłej sylwetce blondyna i na krótki moment zatrzymując się na wysokości
jego krocza.
Draco prychnął i niedbale odrzucił włosy do tyłu.
— Trzeba — zadecydował. — Musicie wiedzieć, na co się
godzicie i jakie konsekwencje będzie to za sobą niosło. Wolę, żebyś zrezygnował
teraz, niż żałował swojej decyzji do końca życia.
Wampir mruknął cicho, dziwiąc się determinacją w głosie
chłopaka. Był przekonany, że akurat on będzie chciał jak najszybciej
doprowadzić wszystko do końca, żeby mieć pewność, że bliźniaki przeżyją. Draco
zawarczał pod nosem, widząc nieodgadnioną minę na twarzy Edwarda, ale uspokoił
się w następnej sekundzie, kiedy mąż położył mu dłoń na ramieniu.
— Tak, jak mówiłeś, on po prostu nie rozumie. Nie zna naszej
przeszłości. Nawet Carlisle nie zna jej zbyt dokładnie, chociaż zdradziłem mu
kilka szczegółów.
Ślizgon skinął z wahaniem, po czym podniósł się i wstając
podszedł szybko do drzwi.
— Miejmy to już za sobą. Chcę wiedzieć, na czym stoimy.
Pospiesznie zeszli do salonu, w którym czekała już na nich
reszta rodziny. Byli raczej zdziwieni zdecydowaniem Malfoya, choć każdy chciał
usłyszeć historię, którą im opowiedzą. Draco usiadł w fotelu, a Harry
przycupnął na jego podłokietniku. Edward zajął krzesło stojące najbliżej nich i
przyglądał się wszystkim z uwagą. Nie mógł zaprzeczyć, że wolałby być teraz sam
z tą dwójką, ale skoro potrzebowali tej rozmowy, zamierzał ich wysłuchać.
— Jeżeli macie stać się częścią naszej rodziny musicie
wiedzieć o nas wszystko — powiedział szorstko Potter. — Kiedy miałem rok, moi
rodzice zostali zamordowani. — Zauważył, że wampiry zamarły na moment. — Z
mojego powodu — dodał z żalem. — W Wielkiej Brytanii od lat toczyła się krwawa
wojna pomiędzy czarodziejami o skrajnych poglądach. Jej losy były już niemal
przesądzone, kiedy została wypowiedziana przepowiednia, dotycząca narodzin
dziecka, które pokona Czarnego Pana. Vldemort zdecydował, że tym dzieckiem,
będę właśnie ja.
Zapadła chwila nieprzyjemnej ciszy, kiedy to Harry na moment
zatopił się we wspomnieniach, a Cullenowie patrzyli na siebie z niepewnością.
Nagle zrozumiałe stało się wzdrygnięcie gości, kiedy Carlisle powiedział im, że
Alice widzi przyszłość.
— Czarny Pan nie znał jednak drugiej części przepowiedni i
kiedy przyszedł do naszego domu i starał się zabić, po uśmierceniu moich
rodziców, także mnie, zaklęcie odbiło się i na wiele lat wyrwało jego
pokaleczoną duszę z ciała. Ja zostałem okrzyknięty bohaterem i umieszczony u
wujostwa, gdzie byłem traktowany gorzej niż śmieć, podczas gdy czarodzieje
świętowali wygraną.
— Śmierciożercy — wtrącił Draco, a zauważając zagubienie w
oczach słuchaczy wyjaśnił: — Poplecznicy Voldemorta wierzyli, że ich Pan
powróci. W czystokrwistych rodach panowało przekonanie, że każdy potomek musi
podążać śladami swoich rodziców. Ja byłem takim dzieckiem — dodał gorzko. — Od
urodzenia uczonym nienawiści do ludzi niemagicznych lub czarodziei urodzonych w
takich rodzinach. Szedłem drogą wskazaną mi przez ojca, choć bez względu na to,
co robiłem, nigdy nie byłem w stanie sprostać jego wymaganiom. Nigdy nie czułem
się kochany, zawsze niedoceniony, karany surowiej niż inni. Ojciec nigdy nie
był ze mnie dumny. Nie byłem w stanie go zadowolić, nawet wtedy, gdy już przyjąłem
Mroczny Znak.
Odsłonił przedramię ukazując wyblakły nieco tatuaż,
przedstawiający czaszkę i wijącego się wokół niej węża. Carlisle sapnął głośno,
przypominając sobie rozmowę z Harrym na temat prób usunięcia tego piętna.
— To symbol przynależności do śmierciożerców — mruknął
Malofoy w ramach wyjaśnień. — To symbol mojego zniewolenia. Mojej hańby i moich
daremnych prób przypodobania się ojcu. Mój największy w życiu błąd.
Gorycz w tonie jego głosu, przywodziła na myśl smutne
dziecko, które zawiodło się na wszystkich osobach, które miały je wspierać i
prowadzić. Był to głos człowieka, który żałuje swoich czynów, choć nie może zmienić
przeszłości.
— Czarny Pan odrodził się dziesięć lat temu, przy użyciu
mojej krwi — podjął Harry. — Udało mi się uciec wyłącznie dzięki szczęściu. Rok
później walczyłem z nim znowu, a przez moją głupotę zginęła kolejna osoba.
Pokonałem go wtedy. To był czwarty raz, kiedy wygrałem bitwę i piąty, kiedy
stałem z nim twarzą w twarz. Niedługo potem Daco przyłączył się do
śmierciożerców. Na szóstym roku prawie go zabiłem, bezmyślnie używając
zaklęcia, którego nie znałem.
— Zlecono mi zabicie dyrektora naszej szkoły — kontynuował
Malfoy, kiedy jego mężowi lekko załamał się głos. — Jedynej osoby, o której
mówiono, że Czarny Pan boi się stanąć z nią do otwartej walki. Bałem się to
zrobić, choć miałem ku temu idealną okazję. Zabił za mnie inny śmierciżerca, szpieg
Jasnej Strony, choć wtedy nikt o tym nie wiedział, a ja go za to nienawidziłem.
Odebrał mi jedyną możliwość stania dumnie przed ojcem.
Potter pochylił się lekko nad partnerem i z czułością złożył
mały pocałunek na jego czole. To były trudne wspomnienia i żaden nie chciał
szczególnie mocno do nich wracać, ale sytuacja wymagała zdradzenia prawdy.
Edward przyglądał im się z zaciekawieniem, najwyraźniej zastanawiając się, jak
doszło do tego, że teraz są parą. Alice mocno ściskała za rękę Jaspera, który
czując emocje czarodziei zaciskał ściśle zęby. Fale tak różnych, zmieniających
się co chwila doznań, przytłaczały go w sposób, którego dawno nie czuł i
którego nie chciał pamiętać. Najgorszy był smutek, żal i rozczarowanie, które
tak silnie przebijały się przez słowa młodych mężczyzn. Rosalie siedział
wtulona w Emmeta, cicho powarkując od czasu do czasu. Carlisle tylko kręcił
głową, jakby nie chcąc dopuścić do siebie tego wszystkiego, o czym opowiadali
małżonkowie.
— Zabiłem go siedem lat temu — mówił znowu Potter. — Przez
rok szukałem z przyjaciółmi cząstek jego podzielonej duszy, odcinając po kolei
więzy łączące go ze światem żywych. Ostateczna Bitwa rozegrała się w naszej
szkole, a ja patrzyłem na śmierć moich znajomych, obrońców Hogwartu, ludzi,
których uważałem za rodzinę. Od naszego szpiega dowiedziałem się, co muszę
zrobić, żeby wygrać. To było tak proste, a jednocześnie tak straszne.
— Ja próbowałem mu przeszkodzić — szepnął Draco. — Chciałem
odebrać mu to, czego zniszczenie przybliżyłoby go do zwycięstwa. Uratował mi
wtedy życie. On, a później jego przyjaciel, mój kolejny wróg. Ktoś o zupełnie
odmiennych priorytetach, o zupełnie innych poglądach na życie i świat, w którym
żyliśmy. Osoba, której zawsze nienawidziłem, zdrajca krwi. Po prostu mi pomógł,
warcząc przy tym, że to ostatni raz, kiedy to robi i, żebym się zastanowił nad
tym, czego chcę w życiu. Wtedy jeszcze nie byłem pewien.
— Nigdy nie znaleźliśmy zrozumienia u swoich rodzin, u ludzi,
którzy mieli nas wychować. Nigdy nie czuliśmy się chcianymi dziećmi. Nigdy nas
nie pocieszono, nikt nie był z nas dumny, nikt nie pochwalił. Kolejne zakazy i
nakazy, utwierdzały nas w przekonaniu, że stanowimy jedynie problem lub
inwestycję. Nic więcej. Żadnych uczuć, żadnego wsparcia, żadnej miłości. To
wszystko znaleźliśmy dopiero wśród przyjaciół. To oni byli tymi, którzy
nauczyli nas, za co warto walczyć i jaka jest cena poświęcenia.
— W naszym świecie panuje teraz pokój — dodał Draco. — Ale
jeżeli pojawi się kolejny Czarny Pan, obaj będziemy walczyć. Tak samo, jak nasi
najbliżsi. Obaj jesteśmy nadal narażeni na niebezpieczeństwo. Ja przez zdradę
Czarnego Pana, Harry przez to, że wygrał wojnę. Kiedy jesteśmy w kraju,
nieustannie towarzyszą nam aurorzy. Nasz dom jest pod specjalnymi barierami
ochronnymi, poczta od nieautoryzowanych odbiorów jest stale sprawdzana, piszą o
nas nasze gazety. Każde nowonarodzone dziecko poznaje prędzej, czy później
historię wojny, wciąż powstają dziesiątki nowych książek. Jesteśmy do
dyspozycji na każdą prośbę Ministerstwa Magii, my i nasi przyjaciele, którzy
walczyli w Ostatecznej Bitwie. Bierzemy udział w szkoleniach i szkolimy innych.
Cullenowie patrzyli na nich z szokiem wymalowanym na twarzy.
Tylko Carlisle wiedział o wojnie, choć Potter podał mu zaledwie kilka
najważniejszych informacji. O tym, że była i, że jego strona wygrała. Nie
spodziewał się, że jego przyjaciel był aż tak we wszystko zaangażowany, że
nadal jest.
— Jesteście wampirami, magicznymi stworzeniami, według naszej
systematyki — kontynuował Gryfon. — Wasze pojawienie się przy naszym… —
zastanowił się chwilę. — Przy moim boku, wzbudzi powszechną dyskusję. Jedni was
pokochają, inni znienawidzą. Nie raz spotkacie się z uprzedzeniami i wrogością.
Już zawsze będziecie narażeni na niebezpieczeństwo. Jeżeli ktoś zechce skrzywdzić
nas, postara się najpierw zlikwidować naszą rodzinę. Będą na was polować
dziennikarze, pisarze i płatni zabójcy. Będziecie w świetle reflektorów, nikt
nie będzie obojętny. Musicie wiedzieć, na co się decydujecie. Ty musisz
wiedzieć, Edwardzie — skończył Harry z lekkim wahaniem.
Wampir wpatrywał się przez chwilę w jego oczy, czując, że
jego świat zachwiał się w posadach. Zastanawiał się, czy da radę, czy odważy
się zrobić ten jeden, tylko jeden krok. Nie będzie mógł się wycofać, nie będzie
mógł zostawić dzieci i okazać się takim samym płytkim człowiekiem, jak
opiekunowie siedzących przy nim czarodziei. Czy był gotowy narażać swoją
rodzinę? Na pewno był gotów ją chronić.
— Nie boję się — mruknął w końcu. — Moja rodzina jest silna.
Carlisle uśmiechnął się do niego smutno, myśląc o tym, jak
trudno wybrać pomiędzy niełatwym życiem, które prowadził dotychczas, a tym o
wiele bardziej ryzykownym, które przyjdzie mu wieść.
— Nie zostawimy cię z tym samego — powiedział wyraźnie, a
pozostali Cullenowie pokiwali twierdząco głowami. — Jesteś moim synem. Radziłem
już sobie z większymi problemami.
Edward skinął z wdzięcznością i przeniósł wzrok z powrotem na
małżonków. Ich poważne twarze, kazały mu przemyśleć wszystko jeszcze kilka
razy, ale on już wiedział. Nie potrzebował więcej czasu i nie potrzebował
zastanawiać się nad swoimi wyborami. Chciał tego, jego natura tego chciała,
instynkty podpowiadały, że to najlepsza dla niego droga. Gdyby teraz
zrezygnował jego życie rozpadłoby się na kawałeczki. Nie wybaczyłby sobie, tak
samo, jak nie wybaczyliby mu jego bliscy. Rosalie by go zabiła, a Esme zapewne
by jej pomogła.
— To niczego nie zmienia — mruknął po chwili, wstając szybko
ze swojego miejsca i podchodząc do fotela, w którym siedział Draco. — To, co
powiedzieliście nie ma żadnego znaczenia. Nie zmienię swojej decyzji.
Położył dłoń na, wciąż jeszcze raczej płaskim, brzuchu
blondyna, czując jak fale energii przepływają przez opuszki jego palców. Malfoy
sapnął ze zdziwienia, kiedy nowe rdzenie zaczęły ponownie niebezpiecznie
pulsować. Przez chwilę wahał się, czy dopuszczenie do nich wampirzej magii,
będzie na pewno dobrym pomysłem, ale kiedy Harry pochylił się nad nim,
uspokajająco głaszcząc jego kark, rozluźnił się nieco i spojrzał w oczy
Edwardowi.
— Nie będziesz mógł zrezygnować.
— Wiem — odparł.
— Większość czasu będziemy spędzać wśród magicznej
społeczności.
— Wiem.
— Twoja rodzina będzie narażona na niebezpieczeństwo.
— To także wiem.
Potter pochylił się, całując kochanka głęboko, odcinając go
na moment od twarzy wampira. Widać było, że blondyn nadal ma wątpliwości, choć
oczy świeciły mu radosnymi iskierkami.
— Pozwól mu, kochanie — szepnął Harry. — Dopuść go do nich.
Ślizgon skinął nieznacznie, łapiąc dłoń męża i układając ją
obok tej, którą Edward wciąż trzymał na jego brzuchu. Przesunął je obie na
wysokość splotu słonecznego, a jego własna magia wzburzyła się i zawrzała,
wywołując głośny jęk. Czuł pasma energii, na które powolnie otwierały się
rdzenie jego dzieci. Jego potomków.
Żaden z nich nie zauważył niebieskawej kuli, która z wolna
formowała się wokół nich, przywodząc na myśl, niemożliwie wręcz, powiększone
cząsteczki materii, z której składał się wszechświat. Alice zaśmiała się
radośnie, czym przyciągnęła uwagę Cullenów.
— Widzę dwóch chłopców — mruknęła. — Dwóch ślicznych
chłopców. Jednego trzymam na rękach. — Przymknęła na moment oczy, żeby po
chwili otworzyć je szeroko, zastanawiając się nad czymś głęboko.
— Coś się stało, skarbie? — zwrócił się do niej cicho Jasper.
Zauważenie zmiany w postawie Alice nie było niczym trudnym także dla
pozostałych.
— Myślę, że musimy stąd jak najszybciej wyjechać — szepnęła
spięta.
— Dlaczego? — zapytała z zainteresowaniem Esme.
— Żeby nie dopuścić do rozłamu naszej rodziny — mruknęła
wampirzyca.
Nie podobała jej się wizja dziewczyny, którą właśnie
zobaczyła. Jeszcze wczoraj ucieszyłaby się zapewne widząc to, dziś napawało ją
to lękiem. Przyszłość zawsze może się zmienić. I ona właśnie zamierzała w tej
zmianie pomóc. Skoro Edward podjął decyzję, córka komendanta będzie musiała znaleźć
szczęście w innym miejscu.
-I-I-I-
Shana89 ach, dziękuje za wybaczenie! Ano się przyzwyczajają, ale tak, jak mówisz, to miał być krótki, słodkawy i mdły tekst, w którym będzie dużo seksu... Do tego ostatniego jakość dojść nie mogę, ale zbieram się, zbieram...
wera hihi, a dziękuję, dziekuję:)
Cathy.x1 niom jakoś musiałam go wcisnąć do tej kochającej się rodzinki, nie?:P Tak po prostu by się na trójkącik nie zgodzili...
black663 za dużo pytań:P Jeszcze tylko jedna część została i wybacz, ale o humorkach Draco już raczej nie wspomnę. za to będą miłe(mam nadzieję...)scenki.
Ano bo ja zawsze tak kończę:P Proszę, oto ciąg dalszy.
Miki nie umieraj! Nie chce być winna niczyjej śmierci:) Ano będzie, a co tam!
Justusia, oto odpowiedź na Twój apel: Z chęcią poćwiczę korektę tekstów, dlatego zgłaszam się do zbetowania Twojego dzieła. Jeżeli jesteś zdecydowana napisz do mnie na gg (nr 7195221).
OdpowiedzUsuńCzekam na Twoją decyzję i pozdrawiam,
JessicaKallina
Hej, super, odezwę się dzisiaj po 22 albo jutro rano. Bedę bardzo wdzięczna!
UsuńŚwietny kawałek;] Cieszę się, że Eddy podjął taką, a nie inną decyzję;) Historia okrojona, ale wszystkie najważniejsze szczegóły zawierała;] Ooo... Czyżby nasza słodka Bella? Alice ma racje, muszą się wynieść, bo to się dobrze nie skończy:)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością do jutra:D
Pozdrawiam i weny!
Caathy.x1;)
OŻYŁAM!!!! świetne to po prostu nie mam słów:) Właśnie ostatnio wzięło mnie na parkę Draco Harry czytam wszystko co tylko mi się z nimi nawinie:) (takie moje nowe zboczenie:)) Dobrze że Edwart się zgodził inaczej obdarłabym go żywcem ze skóry Bella nie będzie miała swojego księcia z bajki? o jakże mi "przykro" zawsze mnie irytowała na szczęście Alice zarządziła ewakuacje:)
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejną część
Miki
Jestem ciekawa co się wydarzy dalej.Jak zareaguje świat na ten związek,a za razem ciekawi mnie jak sobie poradzą.
OdpowiedzUsuńŻycze dużo weny
Ruda
Błagam kobieto napisz część dalszą bo OSZALEJĘ!!!!!!! plis
OdpowiedzUsuńCo to ma znaczyć, gdzie czwarta część!!! Ja chcę więcej fluffu i ten trójkącik! Mrauu. A Bella niech mi się nawet na oczy nie pokazuje. Tekst naprawdę fajny, lekki. Bardzo fajna odskocznia od poważniejszych tekstów.
OdpowiedzUsuńKiedy będzie (jeżeli w końcu będzie) czwarta część? Minął już ponad rok od dodania trzeciej części i miło bybyło zobaczyć czwartą. Chociaż nie pogardzę nowymi rozdziałami np. Zapomnieć, czy też PP, albo świątecznej kontynuacji Rejsu o ktorej wspominałaś. Pozdrawiam, Tri.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniały, wszyscy poznali ich historię, Edward nie zrezygnował ani z Draco, ani z Harrego... chce z nimi być... z tego co wiedziałam jest czwarta część tego, proszę dodaj ją...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia