Rozdział 10
Kiedy otworzyłam oczy, dochodziła szósta. Zmarzłam.
Chciałam podkręcić kaloryfer albo owinąć się szczelniej kołdrą. Minęła chwila
zanim uświadomiłam sobie gdzie właściwie jestem. Wciąż leżałam na skórzanej
sofie. Ktoś, zapewne Paweł przykrył mnie cienkim kocem. Poduszkę, która jak
pamiętałam oddzielała mnie od chłopaka, zlokalizowałam na podłodze. Musiałam
przespać całą noc z głową na jego kolanach i ręką owiniętą wokół jego talii. Paweł
zapewne odpłynął tak samo jak ja, bo telewizor był ciągle włączony. Hm.
Przyjrzałam mu się dokładniej, chyba nie było mu zbyt wygodnie. Półleżał
dotykając plecami oparcia kanapy, z nogami wyciągniętymi na pufie. Jedną dłoń
trzymał tuż przy moich włosach, drugą opartą o moje łopatki. Niedobrze…
Wstałam ostrożnie, nie chcąc go obudzić. Dzięki swojej
przezorności w torebce zawsze nosiłam szczoteczkę do zębów, więc szybko
postanowiłam pozbyć się nieprzyjemnego posmaku alkoholu. Później wzięłam
prysznic i wyprałam tunikę, która przez moją nieuwagę miała kilka plam po
winie. W łazience było ciepło, miałam nadzieję, że szybko przeschnie, a
tymczasem narzuciłam na siebie Pawła koszulę.
Kawa, pomyślałam. Gdzie mogą być kapsułki? Po
przeszukaniu kilku półek znalazłam to, czego szukałam. Latte. Warto byłoby mieć
ten dom dla samego posiadania cudownego wynalazku firmy Krups! Usiadłam na
szerokim parapecie przy oknie i wpatrywałam się w powoli budzące się do życia
drzewa. Widać już było pierwsze zielone listki. A gdzieniegdzie przez resztki
śniegu przebijały się nieśmiało krokusy. To zadziwiające, że śródmieście nie
chciało się jeszcze otworzyć na wiosnę, a tu tak zachłannie wkraczała ona w
zimowy krajobraz.
Z tych rozmyślań wyrwał mnie krótki dzwonek do drzwi.
Paweł się nie ocknął, więc pobiegłam otworzyć, nie chcąc, żeby się obudził. Chyba
nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co robię.
– Julka?
– Eee… Cześć Michał.
– Co ty tu… – przyglądał
mi się podejrzliwie.
Mokre
włosy, kubek parującej kawy w dłoni, męska koszula i brak spodni… hm, no tak,
brawo Jula! Jesteś mistrzynią w robieniu sobie kłopotów. Każdy pomyślałby o tym
samym. Uśmiechnęłam się niepewnie, gotowa odeprzeć ataki. Przecież nic się nie
stało!
– Gdzie Paweł? – Ostry
głos wdarł się w zakamarki mojej świadomości.
– Śpi. – Dalej się we
mnie wpatrywał, postanowiłam więc uściślić swoją wypowiedź. – Śpi na kanapie.
Oglądaliśmy wczoraj filmy do późna i zasnęłam. A on… no… chyba nie chciał mnie
budzić. A później sam zasnął. Zresztą możesz sprawdzić.
– Zasnęłaś? – Wcale nie
wydawał się przekonany! Obejrzał mnie całą.
– Jestem tak ubrana, –
westchnęłam, – bo właśnie wzięłam prysznic.
– A co by było, gdybym
nie przyszedł? Wiesz, co on…
– Liczyłam na to, –
przerwałam mu z dezaprobatą, – że zdążę się ogarnąć zanim Paweł się obudzi.
– Czyżby?
– Michał, proszę cię. Nie
przeginaj.
Uśmiechnął się w końcu, ale nie wyglądał wcale na
zadowolonego. Nie dziwię mu się. Był jego przyjacielem, troszczył się o niego.
A ja naciągałam do granic możliwości ramy zaufania i z własnej woli stwarzałam
sytuacje problemowe.
– Po prostu, – Michał
zerknął na dziwną pozycję Pawła i chyba ostatecznie uwierzył w moją wersję, –
nie chcę, żeby cierpiał.
– Wiem. Ale ja też nie
chcę. Tylko, że mam wrażenie, iż już samo przebywanie ze mną sprawia mu ból,
rozumiesz? – Widziałam w jego spojrzeniu, że wie, do czego dążę, – mimo to nie
potrafię z niego zrezygnować. Musisz mi wybaczyć. Zdaję sobie sprawę, że potem
to ty będziesz musiał doprowadzać jego… Jego życie do normalności.
Usiedliśmy w kuchni. Złe wrażenie postanowiłam zatrzeć
robiąc mu espresso. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że oboje mamy rację. Paweł
będzie cierpiał, ja będę go wykorzystywać a Michał będzie musiał wszystko
naprawiać. Nie było innego scenariusza.
Usłyszałam przeprosiny za nieobecność podczas mojego
debiutu scenowego. Już niemal zapomniałam o tym rozczarowaniu. Wszystko, co
wydarzyło się później miało teraz dla mnie większe znaczenie. Przypomniałam
sobie, że jeszcze tydzień temu rozpaczałam z powodu zachowania Pawła. Jego
nagłego zniknięcia z mojego życia. A dziś? Dziś obudziłam się o świcie tuż obok
niego!
Około ósmej Michał uznał, że dość spania i kopniakiem
odsunął niziutki stołeczek spod Pawła stóp. Obudził się natychmiast i tak jak
ja, potrzebował chwili na dojście do siebie.
– Co ty tu robisz?
– Sprawdzam cię, –
uśmiechnął się złośliwie, – i chyba dobrze robię, skoro drzwi otworzyła mi
Julia.
– Ej! Umawialiśmy się
chyba! – Krzyknęłam z łazienki na piętrze.
– Myślałem, że nie usłyszysz!
– Odkrzyknął i zaczął się śmiać, – Jaki ma dobry słuch, nie?
Kiedy schodziłam po schodach siedzieli już razem w
kuchni, rozmawiając podejrzanie cicho. Zdziwiło mnie to. Czyżby chcieli ukryć coś
przede mną? Wrażenie to spotęgowało się jeszcze, gdy zamilkli w momencie, w
którym pojawiłam się w zasięgu ich wzroku. Wróciła paranoja?
– Doszliście już do
jakiegoś porozumienia? – Zapytałam z dobrze udawanym rozbawieniem.
– Co? A w jakiej
sprawie?
– No nie wiem, a o czym
szeptaliście tak cichutko, żebym czasami nie usłyszała? – Spojrzałam na nich z
wyrzutem, – nie jestem aż taka nawiana. Co znowu dla mnie szykujecie?
– Nie tak chciałem ci o
tym powiedzieć, – zaczął Michał.
– Trudno, widocznie
właśnie tak miało być, – starałam się być dzielna… – no mów! Co jeszcze
wymyślili?
– Wierzysz, że to nie
nasza wina? Naprawdę nie mieliśmy na to wpływu!
– Mów!
– Musimy trochę
zaktualizować plan na najbliższe miesiące, – spojrzeli na mnie obaj obawiając
się widocznie mojej reakcji. Pomyślałam, że musieli ze mną już dużo przejść… –
Ale nie będzie najgorzej. Przede wszystkim musisz nauczyć się kobiecych ról z
trzeciej części Zmierzchu. Dokładnie. Musisz nauczyć się je zagrać.
– Dobra. W jakim celu?
– Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec.
– Wszystkie finalistki
wezmą udział w przesłuchaniach, które będzie nadzorował ktoś z góry. Nie wiemy jeszcze,
kto.
– Do kiedy mam to
opanować?
– Jak najszybciej. Na
początku czerwca musisz być całkowicie gotowa na wygraną.
– Szybko… – kiedy ja
znajdę na to czas? – Ok., co jeszcze? Widzę po waszych twarzach, że to nie
wszystko, co dla mnie przygotowaliście.
– Rzeczywiście. Masz
rację. Jest jeszcze coś. Ale będziesz wściekła, – Michał patrzył na mnie
niepewnie a Paweł odwrócił wzrok i przyglądał się wzorom na panelach
podłogowych.
– Proszę cię! Im dłużej
przeciągasz powiedzenie mi tego, co jest konieczne, tym bardziej wszyscy się
męczymy. Mów natychmiast!
– Racja, – zastanowił
się chwilę, jak przejść do rzeczy, – widzisz, chodzi o to, że z całego grona
uczestniczek… na początku czerwca zostaną wybrane trzy. I one w połowie
miesiąca pojadą na czterotygodniowe kursy do Wielkiej Brytanii. Tajemnicą jest
na razie, co będziecie tam robiły. Oczywiście nie jedziecie same. W twoim
przypadku, będziesz skazana na mnie lub Pawła. A stamtąd jedna, dwie lub
wszystkie na początku sierpnia wylecą do Stanów.
– Na początku sierpnia?
– A jednak mnie zaskoczyli… – Ale miało być inaczej!
– Wiem. Trochę się
wszystko skomplikowało.
– Tak. Odrobinę, –
zauważyłam konsternacje na ich twarzach, gdy wyraz mojej z niedowierzania
powoli zmieniał się w obojętność. – To i tak nie ma znaczenia.
– Jak to? – Paweł był
tak zdziwiony, że przestał wpatrywać się w podłogę.
– Nie ma znaczenia, bo
i tak nie dam rady, – uśmiechnęłam się, – nawet, jeśli zdołam opanować
wszystkie role, to padnie nam pozostała część. Figura, taniec, angielski. Od
początku wiedzieliśmy, że mamy mało czasu, a teraz…
– Jesteś niesamowita! –
Michał był zirytowany, – zaraz obejrzymy wspólnie nagrania. Sama zobaczysz, jak
bardzo różnisz się od osoby, którą poznaliśmy trzy miesiące temu. Mamy jeszcze
czas. Chodzi tylko o to, czy zgadzasz się na nowe warunki. Jeśli tak. Nie widzę
żadnego problemu. Poradzisz sobie. W ostateczności będziesz miała jeszcze
więcej pracy, ale chyba już się przyzwyczaiłaś do tego, jak teraz wygląda twoje
życie, prawda?
Zastanowiłam
się nad jego słowami. Tak. Już dawno podjęłam decyzję. I chociaż nie wierzyłam
w siebie zbyt mocno, oni wierzyli za mnie. I choć sama przed sobą nie chciałam
się przyznać zaczynałam przypuszczać, że może mi się udać. Jakże będę
rozczarowana, jeśli mimo starań nie dostanę się choćby na te kursy na Wyspach.
– Prawda –
odpowiedziałam pewnie. – Kto będzie ze mną ćwiczył role?
– Uf… Myślałem, że
przyjmiesz to znacznie gorzej, – uśmiechnęli się do siebie, – chyba Julka
powoli dorasta to zadania, które tak niespodziewanie postawił przed nią los.
– Nie przeginaj! Kto?
– Na początek Marek.
Musisz opanować tekst. Masz na to tydzień, może dwa. Później Marek będzie
sprawdzał wymowę, akcenty, rozumienie. Wszystko. Musicie się sprężać i być
gotowi w połowie kwietnia.
– Mało czasu mi dajesz.
– Mylisz się. Wiem, że
sobie poradzisz. Twój nauczyciel jest zachwycony postępami, które zrobiłaś,
więc dasz radę. Później znajdziemy kogoś, kto będzie z tobą ćwiczył grę. I
musisz jeszcze popracować nad emocjami. Ciągle coś jest nie tak.
– Nawet wiem, co. Ja.
Ale czynnik ludzki jakoś wyeliminujemy.
Kiedy będę miała chwilę dla siebie? I jak to wszystko
przyjmie Adrian? Już i tak nie ma mnie w domu prawie przez cały czas. Może
powiem, że biorę więcej godzin w siłowni? Więcej godzin, więcej kasy. Może
przejdzie. I w ogóle przestanę się spotykać ze znajomymi, a już i tak niemal
nikogo nie widuję! I jeszcze Kamil. Miał wkrótce przyjechać, nawet dla niego nie
będę miała czasu. Może zaproponuje, żeby przyjechał z Agnieszką. Wtedy mieliby
siebie i nie będą potrzebowali mnie…
– O czym myślisz? –
Paweł przerwał moją masochistyczną wyliczankę.
– O tym, – uśmiechnęłam
się ponuro, – czy naprawdę warto stawiać całe swoje życie na szali, która tak
łatwo może przechylić się w złą stronę.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Tak, teraz już byłam pewna,
że im ufam. Z nimi wszystko jest możliwe. Dzięki nim pierwszy raz od bardzo
dawna czuję, że mogę, potrafię, że poradzę sobie bez względu na przeciwności.
Praca ze mną musi być ciężka, pomyślałam. Jestem marudna i niepewna swoich
możliwości. Czasem arogancka. Często po prostu wredna. Zazwyczaj uważam, że
wiem wszystko najlepiej. Nie lubię krytyki. Chyba nawet nie za bardzo lubię
siebie. Nie poprawiło mi to nastroju.
Zjedliśmy śniadanie, a chwilę później wpadł spóźniony
trener na dzisiejsze aktorstwo. Oglądanie mojej przemiany musieliśmy odłożyć na
inny dzień. Byłam świetna. I tak też się bawiłam. Jakaś nowa moc pozwoliła mi
na odkrycie w sobie pokładów entuzjazmu. Cieszyłam się jak siedmiolatka
recytująca wierszyk z okazji dnia babci.
Po południu zadzwonił Adrian.
– Cześć skarbie.
– Cześć. Chciałem tylko
powiedzieć, że wracam jutro wieczorem, ewentualnie w niedzielę rano. Dam ci
jeszcze znać, – przerwał na chwilę, – idziemy dzisiaj do kina.
– Naprawdę? Przecież
nie znasz niemieckiego aż tak dobrze.
– Nie nabijaj się!
Wiesz, że prawie wcale nie znam języka! Ale obiecałem chłopcom. Oni wybrali
jakąś bajkę, więc może nie będzie tak źle.
– Dasz radę!
– Miło, że we mnie
wierzysz! – Zaśmiał się przeuroczo.
– Ucałuj maluchów ode
mnie.
– Oczywiście. Kocham
cię.
– Ja też. Buzi.
– Pa.
Paweł wymyślił, że skoro jest piątek, a ja i tak nie mam
planów, to najpierw potańczymy, a później pójdziemy do jakiegoś klubu. Znowu
potańczyć. Kiedy bawiłam się w aktoreczkę, wyskoczyli z Michałem na zakupy.
Dostałam kilka nowych ubrań do ćwiczeń. Chyba nie miałam prędko wrócić do
swoich czterech ścian. Po lekcji doszłam do wniosku, że jeszcze trochę czasu
spędzonego z tym nastolatkiem na ćwiczeniach i znienawidzę wszelkie zabawy!
Wyszliśmy jednak. Nie chciałam, żebyśmy byli sami, więc zabrał się z nami
Michał i ku mojemu zaskoczeniu Karolina. Miałam duże wątpliwości, jeżeli chodzi
o nią, ale było naprawdę miło. Siedzieliśmy przy kolacji i winie rozmawiając o
dzieciach, studiach, aktorstwie, planach na przyszłość i podobnych sprawach. Przed
dziesiątą Michał zadeklarował się, że odwiezie Karolę do domu. A my wsiedliśmy
do taksówki Zorientowałam się, że nie jedziemy do mnie dopiero, gdy musieliśmy
wysiąść.
– Co jest? Dlaczego tu
jestem?
– A nie chcesz? –
Zapytał rozbawiony.
– Czego nie chcę? –
Chyba alkohol zrobił swoje, pomyślałam. Panuj nad sobą, Jula!
– Przecież Adrian wróci
dopiero jutro. Daj spokój, – pociągnął mnie za rękę, – chodź, tu jest zimno.
Poszłam. Poszłabym z nim w tamtej chwili wszędzie. Byłam
na siebie zła, że już drugi raz pakuje się w taką samą sytuację. I to w
przeciągu zaledwie jednaj doby! Ale tego chciałam. Paweł w ostatnim czasie
dawał mi to, czego już dawno nie dostawałam od Adriana. Wiedziałam, że to nie
ma sensu, że wyrządzam krzywdę obu, a jednak…
Usiedliśmy na tej samej kanapie, co wczoraj. Z lampkami
wypełnionymi białym winem słuchaliśmy jakichś powolnych kawałków mało znanej
kapeli. Nie potrafiłam rozszyfrować połowy słów. Rozmawialiśmy o mnie i o moich
przyjaciołach. O tym, co tu pozostawię i jak dam sobie z tym wszystkim radę.
Nagle Paweł wstał i podał mi rękę, zapraszając tym samym do tańca. Popatrzyłam
niepewnie.
– Nie znam kroków.
– Ale ja znam. Są
proste, chociaż spróbuj.
Rzeczywiście. Nie były trudne, ale po ilości alkoholu,
jaką dzisiaj w siebie wlaliśmy nie byłam w stanie skoncentrować się
wystarczająco mocno, aby nie popełniać błędów, a on nie miał odpowiednio dużo
cierpliwości, żeby się bawić w nauczyciela. Zrezygnował szybko z podstaw walca
i przyciągnął mnie do siebie. Ułożył moje dłonie na swoich ramionach, a swoje
splótł na moich plecach. Nie chcąc patrzyć mu w oczy, położyłam głowę na jego
piersi. Było mi wspaniale. Nie chciałam, żeby piosenka się skończyła.
– Dobrze mi z tobą, –
szepnęłam. Nie odpowiadał przez chwilę.
– Jesteś zaręczona,
pamiętasz?
– O tak. Pamiętam
bardzo dobrze.
– To, dlaczego tu ze
mną jesteś? – Zapytał po chwili. Nie oczekiwał odpowiedzi. Cieszył się.
Tak. Właśnie! Mam faceta. Spróbowałam wyrwać się z objęć
Pawła, ale tylko przycisnął mnie mocniej do siebie i oparł głowę na mojej.
– Nie odchodź. Przecież
nie zrobię ci krzywdy. Nie zrobię nic, na co mi nie pozwolisz.
– Problem w tym, –
poddałam się i przylgnęłam do niego jeszcze mocniej, – że dziś mogę pozwolić ci
na więcej niż powinnam. I boję się konsekwencji.
– Nie zrobię ci
krzywdy, – powtórzył.
Och! Po co mi to wszystko! Co ja najlepszego wyrabiam? Ostatnie
takty muzyki milkły, a my wróciliśmy na swoje miejsca. Odsunęłam się jak mogłam
najdalej, ale na niewiele to się zdało. Paweł wrócił z napełnionymi kieliszkami,
butelkę postawił na stoliku i usiadł tuż obok. O nie! Ja już nie piję! Jeszcze
wpadnę na jakiś dziwny pomysł! Walczyłam ze swoim sumieniem. Pij! Jutro o
niczym nie będziesz pamiętać! Przecież tego właśnie chcesz… Wypiłam. Byłam
słaba. Jak zawsze. Nie skrzywdzi cię! Powiedział, że nie skrzywdzi!
– Jesteś chyba
zmęczona, – zaczął, kiedy po opróżnieniu lampki niemal jednym haustem, nie
potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
– Nie. Posiedź ze mną
jeszcze, – powiedziałam tak cicho, że mógł udać, iż nie słyszy.
Uśmiechnął się, dolał wina i przytulił mnie do siebie.
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy. O niczym ważnym. W pewnym momencie zaczął
gładzić mnie po nadgarstku. Nie odsunęłam się. Nie powiedziałam nic.
– Mogę przestać –
szepnął.
– Nie musisz.
– Chcesz tego?
– Nie wiem, czego chcę.
– Mogę poczekać.
– Na co chciałbyś
czekać? – Z trudem podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy, – na co? Aż wyjdę
za mąż? Aż wyjadę?
Uśmiechnął się i przewrócił oczami. Tkwiliśmy tak kilka
minut. Był coraz śmielszy. Ale wiedziałam, że wciąż wszystko zależy tylko ode
mnie. Po jakimś czasie odstawił kieliszek. Rozmawialiśmy szeptem, jakby
obawiając się, że ktoś nas usłyszy, że ktoś nam przeszkodzi. Paweł wolną ręką
odgarnął włosy z mojej twarzy. Pochylił się i musnął ustami mój bark. Nie byłam
w stanie się poruszyć. Uznał to za przyzwolenie. Dotknął mojego policzka, potem
powoli przesuwał dłoń ku mojej brodzie i szyi. Całował coraz pewniej.
Zachłannie, w obawie, że go powstrzymam. Nie powstrzymałam. Nie potrafiłam. Obdarzał
mnie tymi pieszczotami przez kilka chwil. W końcu oswobodził drugą dłoń i ujął
moją twarz. Już nie pytał. W pewnym momencie posadził mnie na swoich kolanach.
Zwrócona twarzą do niego, wpatrzona w jego chciwe spojrzenie, usilnie pragnąca więcej…
zaczęłam się zastanawiać, co ja, do cholery robię?!
– Paweł, – z trudem,
ostrożnie wyswobodziłam się z jego uścisku.
– Hm?
Miał
zamknięte oczy, gładził mnie nieprzerwanie po twarzy i ramionach, ciesząc się
bliskością. Kiedy nie odpowiedziałam niechętnie uniósł powieki. Wiedział.
– Mogę przestać, –
powiedział cicho, – mam przestać? – Dodał rozczarowany z westchnieniem.
– Myślę, że tak będzie
najlepiej, – popatrzyłam na jego zbolałą twarz, – przepraszam, to moja wina…
– Nie, – przesunął mnie
delikatnie i wstał, – to ja przepraszam. Nie powinienem.
– Myślę, – opuściłam
wzrok, nie mogłam spojrzeć mu w oczy, – że powinnam jechać do siebie.
– Przestań! Przecież
jesteś u siebie. Tu jest wystarczająco dużo pokoi.
– Na pewno?
– Oczywiście –
odpowiedział ozięble.
Źle spałam. Właściwie wcale. A czekał mnie przecież
kolejny ciężki dzień. Miałam tylko nadzieję, że Paweł nie zostawi mnie po tym,
co się stało. Nad ranem, zła na siebie, doszłam do wniosku, że leżenie mnie
denerwuje. Z gorącą kawą poszłam na siłownię. Ćwiczyłam już około godziny,
mechanicznie odtwarzając schemat Artura, gdy do pomieszczenia wszedł Paweł.
– Co tu robisz? Wiesz,
że nie ma jeszcze siódmej? – Przyjrzał mi się dokładnie. Byłam mokra i
wykończona. – Jak długo tu jesteś?
– Nie wiem dokładnie, –
uśmiechnęłam się, dając wyraz tego, jak bardzo się cieszę, że ze mną rozmawia, –
myślę, że ponad godzinę.
– Jesteś niesamowita…
Pokiwał z niedowierzaniem głową, po czym wskoczył na
bieżnię, którą niedawno opuściłam. Przypatrywałam się pracy jego mięsni.
Dlaczego wczoraj kazałam mu przestać? Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt wiele.
Każde pochłonięte swoimi myślami. Każde, co było niemal pewne, tymi samymi.
– Julcia, – odezwał się
kiedy zegar pokazał dziesięć po ósmej, – czas pod prysznic, bo się
przeforsujemy, a mamy trochę zaplanowanej pracy.
– Brzmi interesująco, –
nie zrozumiał, więc uniosłam brwi w wyrazie dezaprobaty dla jego tempa myślenia
o poranku, – razem? – Dodałam z najpiękniejszym ze swoich uśmiechów.
– Nie kokietuj, – pojął,
– bo dziś nie będę potrafił się powstrzymać.
– Nie obiecuj, –
śmialiśmy się oboje, – bo jeszcze uwierzę!
Podszedł do mnie i pomógł mi zejść z ławeczki. Opuszkami
palców badał moje usta. Niczym niewidomy, chcący poznać swojego rozmówcę. Znowu
zamarłam. Jego dotyk hipnotyzował. Choć pewnie tylko mnie, wpadło mi do głowy. Dlaczego
on tak bardzo postanowił utrudniać mi życie? Nie mógłby się mną nie interesować?
Byłoby znacznie prościej!
– Mam przestać? – Chyba
zobaczył niepokój w moich oczach.
– Och! – Żachnęłam się
i powiedziałam z wyrzutem: – Czy ty zawsze musisz pytać?
Po czym wspięłam się na palce i zaczęłam go całować.
Mocno. Namiętnie. Jak kochanka po wielotygodniowym rozstaniu. I nie mogłam już
tego niczym usprawiedliwiać. Byłam całkowicie trzeźwa. Zupełnie nad sobą
panowałam. To był mój wybór. Moja decyzja. Wpijałam paznokcie w jego muskularne
ramiona i tors, wplątywałam palce w jego krótkie włosy. Nie mogłam oderwać od
niego wzroku. Podniósł mnie i nie przerywając pocałunków przeniósł na kanapę w
salonie. Ułożył mnie delikatnie i odsunął się na kilkanaście centymetrów.
– Nie ruszaj się, –
szepnął mi do ucha.
– Czemu, – spojrzałam
na niego z niedowierzaniem i rozbawieniem, – jesteś wampirem?
– Hm… – rozbawiłam go,
uświadamiając, że oto znowu nieświadomie powtarza wyuczone kwestie, – nie. Ale
mogę być, jeśli tylko tego chcesz.
Całował moje dłonie i przedramiona, moją szyję i
obojczyki. Przesuwał silne ręce wzdłuż mojego ciała. Uniosłam się i szybkim ruchem
zdjęłam z niego koszulkę. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, po czym położył
moje ręce za głową i przytrzymał je w nadgarstkach.
– Tak bardzo chciałbym,
– powiedział, podciągając do góry mój sportowy top i całując mnie metodycznie w
każdy skrawek niemal zupełnie już płaskiego brzucha, – żebyś była moja.
Witam,
OdpowiedzUsuńno, no i teraz co dalej, no przy Pawle czuła się zupełnie inaczej niż przy Adrianie, doceniona, rozpieszczona....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia