czwartek, 12 września 2013

Part 8



Rozdział 8
            Byliśmy z Arturem w trakcie naszych codziennych konwersacji, gdy ktoś wszedł do sali. Było to dość intrygujące, bo zazwyczaj nikt nam nie przeszkadzał. Stałam odwrócona tyłem do wejścia, więc zorientowałam się, że to obca osoba tylko po zaskoczonej minie mojego trenera. On nie przerwał jednak tego, co mówił, a opowiadał właśnie o gwiazdach, które można obserwować nocą, więc i ja za stosowne uznałam nie zawracać sobie głowy nowo przybyłą czy też przybyłym. Usłyszałam jak ktoś stanął na bieżni tuż za mną i zaczął od szybkiego marszu. Artur skończył, a ja nawiązując do gwiazd zaczęłam opowiadać o księżycu, jego fazach, zmierzchu, zaćmieniu i brzasku. Łatwe i niezmiernie przyjemne. Biorąc pod uwagę moją fascynację i to, czym się aktualnie zajmuję. Na koniec każde z nas powtórzyło nowe słówka, które przygotował partner i już Artur wyganiał mnie na wolną bieżnię.
– Pięknie, – uśmiechnął się promiennie, – uczę się przy tobie dużo więcej niż samemu. A teraz bieżnia.
– Tak jest! – Odwzajemniłam uśmiech, po czym się odwróciłam i… Stanęłam jak wryta z otwartą buzią. – Co ty tu robisz?
– Przyszedłem trochę poćwiczyć, – Paweł był wyraźnie rozbawiony moją reakcją.
– I nie mogłeś się wcześniej odezwać? A ty, – spojrzałam z wyrzutem na Artura, – nie mogłeś mi powiedzieć, że to on?
            Zaśmiewali się z mojego zdenerwowania. Postanowiłam, że najlepiej będzie jak ich zignoruję. Weszłam na bieżnię i zaczęłam od lekkiego truchtu. Jak szybko się zmęczę, to może się uspokoję!
– Wyluzuj Julcia! – Popatrzyłam na Artura z nienawiścią, więc zmienił taktykę, – wracam za kwadrans i chcę widzieć zmęczenie i pot.
            Zostaliśmy sami. Paweł przyspieszył i zrównał się tempem ze mną. Miał całkiem dobrą kondycję. A może to ja po prostu jestem cięgle tak kiepska?
– Mam dla ciebie dobrą wiadomość, – zaczął ostrożnie, uważając, żeby nie palnąć czegoś, co mnie znowu rozzłości.
– Czyżby? Ty jesteś tą dobrą wiadomością? – Nie dałam się tak łatwo udobruchać.
– Marek jest chory. Masz cały tydzień wolny od angielskiego, – zerknął na mnie uważniej, – no prawie, – po czym dodał ze zdziwieniem, – co to było z Arturem?
– Uczymy się wspólnie, – westchnęłam, – on jedzie do Australii, a i ja muszę więcej rozmawiać.
– Ciekawy pomysł. Kto na niego wpadł? – Zaśmiał się cichutko. – Zakładam, że ty.
– Oczywiście. – Przez chwilę milczał. Może trochę zbyt agresywnie reaguję? Mam chyba zły dzień. Albo to przez nich! Takie głupie żarty mi robić…
– Słyszałem, że masz do odebrania prawko. Może pojedziemy po treningu? Chyba zdążymy.
            Spojrzałam na niego badawczo. Widać, że starał się być miły. A poza tym to świetny pomysł. Będę miała autko! Adrian się zdziwi. Hm. Czy ja mu będę mogła powiedzieć?
– Kończę o czternastej, – odpowiedziałam zrezygnowana, ale znacznie łagodniej, – muszę wziąć prysznic i tak dalej. Może o wpół do trzeciej uda nam się wyjechać. Jesteś pewien, że zdążymy?
– Jasne.
            Wyjazd z miasta zajął nam trochę więcej czasu niż myśleliśmy z powodu korków i jakiegoś wypadku na wylotówce, ale i tak nie poszło najgorzej. Paweł utrzymywał dobre tempo przez całą drogę, więc nie mogliśmy się spóźnić. Jechał szybciej niż pozwalały na to przepisy i stan drogi, ale samochód świetnie się spisywał, a przy tym zawieszenie nie było tak twarde jak w naszej sportowej astrze, więc droga była całkiem przyjemna. Czułam się równie bezpiecznie jak podczas podróży z Adrianem. Postanowiłam przekazać mu dobrą nowinę.
– Cześć skarbie.
– Cześć, jak urlop?
– Jest cudnie. Żałuj, że cię nie ma!
– Przecież wiesz, że żałuję...
– Wiem, wiem. Właśnie wspinamy się na jakąś górę, żeby dotrzeć do zamku, – zaśmiał się z wysiłkiem, – co byś chciała?
– Pochwalić się, – byłam bardzo podekscytowana i na pewno to wyczuł, – jadę właśnie odebrać prawo jazdy!
– A nie powinnaś być w pracy? – Ups. O tym nie pomyślałam.
– Wyszłam wcześniej. Kolega z pracy zadeklarował się, że mnie podrzuci do domu. Już nie mogę się doczekać, – Paweł zerknął wymownie w górę.
– Cieszę się bardzo. – Pomyślałam, że wcale nie brzmi jakby się cieszył...
– Kończę. Wchodźcie na tą swoją górę.
– Dobra, – zamilkł na chwilę, – uważaj na siebie, proszę.
– Oczywiście, kocham cię bardzo!
            Rozłączyłam się i wciąż szczęśliwa spojrzałam na Pawła. Na jego twarzy malował się dziwny grymas. Złość i może odrobina bólu. Schowałam telefon do torebki i sięgnęłam po kawę, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co zobaczyłam.
– Co jest?
– Nie, nic. – Zauważył, że mu się przyglądam i westchnął, – nie zwracaj na mnie uwagi.
– To bez sensu. Widzę, że coś jest nie tak.
– Julcia, nie chcę psuć naszych relacji. Znowu. Więc uwierz, lepiej, jeśli nie będę się odzywał.
– Mimo wszystko, chcę wiedzieć. – Uparcie wpatrywałam się w jego profil, – nie będę zła. Jeśli nie będziemy ze sobą szczerzy to wszystko nam się posypie. A ja nie zniosę tego po raz drugi! Michał jest cudowny, ale...
            Urwałam i czekałam aż się odezwie. Nie może się tak zachowywać. Po raz kolejny! Następne niedomówienia na pewno nie wyjdą nam na dobre. Podjął dopiero po kilku minutach, kiedy zatrzymaliśmy się przy opuszczonych rogatkach. Właśnie mijał nas jakiś powolny skład z węglem i chyba zbożem.
– Drażni mnie, – mówił bardzo cicho i wolno, – kiedy słyszę, jak mówisz mu, że go kochasz. – Nie patrzył na mnie. Skupiony był całkowicie na kolejnych, ciągnących się za przestarzałą lokomotywą wagonach.
– Ale wiesz, że go kocham, – odpowiedziałam równie cicho.
– Wolałbym nie wiedzieć, – zastanowił się chwilę, – kiedy jestem z tobą…
– Tak? – Ponagliłam go, bo zamilkł na dłuższy moment.
– Kiedy nie ma cię przy mnie, – mówił coraz szybciej, – nie potrafię się skupić, normalnie funkcjonować, działać. Wciąż zastanawiam się, co właśnie robisz, z kim jesteś, czy wszystko jest w porządku, czy się nie poddałaś, czy nic ci nie jest. – Westchnął i w końcu na mnie spojrzał. – Nie potrafię nawet togo opisać.
– Nie wiedziałam, że aż tak to wygląda, – teraz to ja odwróciłam wzrok, – przepraszam. Jeśli…
– Hm? – W końcu ruszyliśmy.
– Jeśli to wszystko jest dla ciebie takie trudne, to dlaczego wróciłeś? Mogłeś zostać w Poznaniu. Dać sobie ze mną spokój. Z tym wszystkim.
– Ale ja chcę być obok ciebie, – jego głos był ledwie słyszalny, – chcę się z tobą spotykać, chcę z tobą pracować, tańczyć…
– A nie uważasz, że to wszystko nie ma sensu, że tracisz czas?
– Nie, – delikatnie pogłaskał mnie po głowie i odgarnął z policzka kosmyki włosów, – nawet nie wiesz, jak żałuję tego czasu, który mogłem spędzić wraz z tobą, a ze swojej głupoty…
            Pod urząd starostwa zajechaliśmy krótko przed zamknięciem. Paweł został w samochodzie pogrążony w rozmowie z Michałem. Ja, uradowana weszłam do środka. Taki mały dokument, a tyle radości! Niesamowite.
Wstąpiliśmy jeszcze na moment odwiedzić moją babcię, która naszą niespodziewaną wizytę przywitała serdecznym uśmiechem i oczywiście wmusiła w nas obiad. Cieszyła się przy tym razem ze mną!
Kiedy wyjechaliśmy za miasto, Paweł zatrzymał samochód na poboczu i wysiadł bez słowa. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, o co chodzi. Obszedł go z przodu i ostrożnie otworzył drzwi po mojej stroni.
– Wysiadaj! – Spojrzałam na niego pytająco, ale tylko powtórzył, – no wysiadaj! Ale już.
            Posłuchałam, chociaż trochę się przestraszyłam. Na jego twarzy nie było widać uśmiechu, tylko pełne wyczekiwania napięcie. Przestraszyłam się, że coś mu odbiło i zaraz zrobi mi krzywdę. Stanęłam w lekkim rozkroku naprzeciw niego i spojrzałam w oczy, dając tym samym znak, że wcale się nie boję! Dopiero teraz zauważyłam przelotny uśmiech. Szybko mnie wyminął i usiadł na moim miejscu.
– Co robisz? – Spytałam niezbyt pewnym jeszcze głosem, kiedy zapinał pasy.
– Mam nadzieję, – teraz już wyraźnie się uśmiechał, – że nie dostałaś prawka za ładne oczka!
– Chcesz, żebym poprowadziła? – Chyba zwariował!
– Jeśli masz dostać służbowy samochód, to muszę mieć pewność, że nie zabijesz się na pierwszym zakręcie, skrzyżowaniu albo przejściu dla pieszych. I, że nie zabijesz nikogo innego, – bezczelnie się ze mnie nabijał.
– Wielkie dzięki, – wściekła powlekłam się, żeby usiąść za kierownicą.
            Siadając, zaczęłam od przesunięcia fotela niemal maksymalnie do przodu. Żałosne, pomyślałam! Od razu widać, że jestem nowicjuszkom. Bałam się. Dobrze, że przynajmniej nie kazał mi tego robić, kiedy odjeżdżaliśmy spod domu. Jakby mi wtedy zgasł silnik, to chyba spaliłabym się ze wstydu!
– Dasz radę Jula! – Mruknęłam sama do siebie z głośnym westchnieniem. Paweł powstrzymał się od śmiechu. Może był sparaliżowany strachem?
            Ruszyłam powoli. Na szczęście nic nie jechało. Na razie. Jeszcze mu pokażę! Potrafię jeździć! Jak on śmie w to wątpić!?
            Cieszyłam się, że do najbliższego miasteczka jest prawie dwadzieścia kilometrów. I miałam  jeszcze nadzieję, że zanim dojadę do Szczecina będę już całkowicie opanowana. Paweł siedział obok przyglądając się moim ruchom. Gdzieś w środku wiedziałam, że to dobry pomysł. Ta jazda. Ale mimo wszystko byłam przerażona. Po kilkunastu minutach miałam spocone ręce, a kiedy dotarło do mnie, że muszę wyprzedzić rowerzystę wpadłam niemal w panikę.
            Później rzeczywiście poszło łatwiej. Co prawda jazda trwała znacznie dłużej niż wtedy, gdy to mój obecny pasażer prowadził, mimo to byłam z siebie dumna. Szło mi naprawdę rewelacyjnie, choć Paweł kilkakrotnie miał strach w oczach.
– Jaki samochód dostanę? – Spytałam, gdy wjeżdżaliśmy do miasta.
– Patrz na drogę!
– Przecież patrzę! – Obruszyłam się, – i sam posadziłeś mnie za kierownicą!
– Jesteś niemożliwa.
– Ale i tak mnie kochasz, – ugryzłam się w język, i spojrzałam na niego. Rozbawienie mieszało się na jego twarzy z rozpaczą, więc szybko dodałam, – przepraszam. Co to będzie?
– Corsa B.
– Cieszę się, – odetchnęłam z ulgą.
– Hm?
– Nie jest aż tyle warta, co na przykład twój mercedes, – spojrzałam na Pawła przelotnie, po czym oboje zaczęliśmy się szczerze śmiać.
– Odwieź się do domu. Wpadnę po ciebie jutro rano i pojedziemy razem na trening, – znowu zerknęłam na niego.
Mam sobie iść? A tak liczyłam na jakieś świętowanie. Na kolację i drinka. Przecież on zdaje sobie sprawę, że nie ma Adriana i jeśli pójdę do domu, to będę siedzieć sama. Może ma mnie już dość na dziś? A może jest zwyczajnie zły?
– Jasne, – odpowiedziałam smutno.
– Coś nie tak?
– Skądże znowu, – próbowałam przyjąć obojętna minę.
– Nie chcesz jechać do domu?
– Nie, nie. Przecież jadę.
            Przyglądał mi się uważnie. Na pewno zauważył zmianę w moim głosie. Co mam poradzić, że tak łatwo ulegam emocjom? Miałam nad tym popracować! Trudno. Może pogadam z Martą. Zaparkowałam pod klatką, wyłączyłam silnik i szybko wysiadłam. Paweł podał mi torbę ze strojem i butami, i odprowadził wzrokiem do wejścia. Wyczuł zmianę w moim nastroju. I chyba do końca nie widział, czym jest ona spowodowana. No nic.
            Włączyłam komputer i wstawiłam pranie. Przebrałam się w obcisłą koszulkę i stare dresy Adriana. Dokładnie zmyłam makijaż i włączyłam komunikator. Niestety Marty nie było. Sprawdziłam pocztę i weszłam na ulubiony portal informacyjny, ale byłam zbyt zła, żeby przejąć się czymkolwiek, co dzieje się teraz na świecie.
            Nie miałam, co ze sobą zrobić. Zazwyczaj po powrocie do domu zabierałam się za obiad i powtórki do Marka. Dziś żadna z tych czynności nie miała większego sensu! Położyłam się, więc na kanapie z kubkiem parującej zielonej herbaty i postanowiłam wykorzystać wolny wieczór na czytanie książki. Nie sprawiało mi to jednak takiej przyjemności, na jaką liczyłam. Wciąż wracałam myślami do tego, że powinnam teraz świętować. Ale przecież świętuję! Tylko nie do końca chciałam, żeby tak to świętowanie wyglądało…
            Obudziłam się przed drugą, w środku nocy. Książka leżała obok mnie a światło lampki raziło w oczy. Włożyłam zakładkę w miejsce, w którym skończyłam czytać i zgasiłam światło. Próbowałam sobie przypomnieć sen, który ulatywał szybko z mojej głowy. Śliczna kremowa suknia z białymi, połyskującymi detalami. I mnóstwo ludzi dookoła. Tylko osoba obok mnie nie do końca dająca się zidentyfikować. Zacisnęłam mocno powieki. Nic z tego. Zdenerwowałam się. Co za głupota! Któż mógłby to niby być! Jest tylko jeden facet, którego pragnę poślubić! Zła na samą siebie nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, przekładałam poduszki, w końcu poszłam do kuchni po szklankę wody.
            Rano czułam się bardziej zmęczona niż przed zaśnięciem. Kilka razy ustawiałam drzemkę w telefonie, choć normalnie nigdy tego nie robię! Dziś nie mogłam jednak otworzyć oczu.
           Zjadłam śniadanie i ubrałam się przeciągając każdą czynność. Wpadające przez okno promienie słońca, oznaczające, że już niedługo nadejdzie prawdziwa wiosna dodawały mi nieco chęci do życia.
Po prostu zapomnij o tym, jak cię wczoraj potraktował! Olej go, — mówiłam sobie kończąc delikatny makijaż.
            Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a i domyśliłam się, że powinnam już schodzić. Z drugiej strony, jeśli chwilkę poczeka, to nic mu nie będzie! Nadal byłam rozdrażniona. Z jakiego powodu Paweł tak się zachował, zachodziłam w głowę.
            Wchodząc do windy odebrałam telefon od Adriana.
Cześ skarbie.
Cześć. Jak tam twoje prawo jazdy?
Paweł pozwolił mi prowadzić, czekałam na jakąś reakcję z jego strony, ale na próżno, więc kontynuowałam, właśnie idę do pracy.
A ja wspinam się na kolejną górę. Do kolejnego zamku. Nie mam już siły, zaśmiał się.
Już nie mogę się doczekać, kiedy znowu będę mogła zasnąć przytulona do ciebie.
Niedługo wracam.
Kocham cię.
Ja też misiu. Zadzwonię później.
            Paweł się niecierpliwił, ale mimo to nie wysiadł z samochodu. Otworzył mi jednak drzwi od środka i z pewnością usłyszał końcówkę rozmowy. Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam się w pas. Mruknęłam: cześć, nawet na niego nie patrząc. On też się nie odzywał. Smutne. Weszliśmy razem do siłowni, ale nastolatek nie pojawił się na sali, gdzie ćwiczyłam z Arturem.
Widziałeś Pawła? Spytałam z poirytowaniem. Na pewno wyczuł, że nie wszystko jest w porządku.
Wyciska, przyjrzał mi się uważniej, na drugiej sali. Coś nie tak między wami?
Nie jestem pewna.
            Po skończonych konwersacjach chciał mnie zostawić, ale poprosiłam, żeby nie odchodził. Zdziwił się. Podczas biegów zawsze zostawiał mnie samą i wracał po kilkunastu minutach.
Jula, zastanowił się chwilę, jeśli chcesz z kimś pogadać, to ja chyba nie jestem najlepszym… Może chcesz, żebym zawołał twojego faceta?
  Nie chcę z nim rozmawiać. Nie wiem, o co mu chodzi!
            Ćwiczyłam bez przerwy, nie chcąc przechodzić do przyległej sali. Artur żartował i mówił o rzeczach mało ważnych i zupełnie błahych. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Rozluźniłam się. Wiedziałam jednak, że wypadałoby wyjaśnić tą dziwną sprawę.
            Dziesięć minut przed końcem treningu, kiedy namiętnie wykonywałam kolejną serię brzuszków, podszedł do nas Paweł. Wątpiłam szczerze, że dziś w ogóle ze sobą porozmawiamy.
– Co byś powiedziała, żebyśmy spędzili jeszcze trochę czasu w saunie? – Spojrzałam na niego uważnie, uśmiechał się nieśmiało.
– Nie wzięłam stroju, ­– odpowiedziałam oschle.
            Artur się zaśmiał, nie mogąc się widocznie powstrzymać.
– Przecież za kilka miesięcy będziecie małżeństwem! Po co ci strój?
– Ach, tak. – Paweł przyglądał mi się badawczo, – no dobrze… jeśli tylko masz ochotę.
– Super.
            Położył się na macie, tuż obok mnie i zaczął wykonywać powtórzenia w moim tempie. Nie wiedziałam, co myśleć o jego propozycji. Wspólne prażenie się w jednym, małym (dwa metry na dwa!) i ciasnym pomieszczeniu. Tak blisko siebie. I z tak małą ilością ubrań na sobie. Nie byłam wcale pewna czy to na pewno dobry pomysł.
            Nauczona doświadczeniem, wzięłam zimny prysznic w bieliźnie i tak właśnie, mokra, położyłam się na najwyższej z drewnianych ławeczek naprzeciwko wejścia, wyścielając ją zawczasu wilgotnym ręcznikiem. Paweł dołączył do mnie po chwili. Zaczął od zalania kamieni wodą, potem zajął miejsce obok. Leżąc twarzami zwróconymi do siebie mierzyliśmy się wzrokiem. Cieszyłam się, że ławeczki nie są na tyle szerokie, żeby pomieścić więcej niż jedną osobę!
– Jesteś na mnie zła, – stwierdził, po czym dodał – domyślam się, że z powodu wczorajszego wieczoru. Wynagrodzę ci to.
– Co? – Nie zrozumiał, – co chcesz mi konkretnie wynagrodzić?
– Głównie to, że nie uczciliśmy należycie odebrania twojego prawa jazdy.
– Obejdzie się – oparłam czoło o ręcznik i zamknęłam oczy.
– Ale ja tego chcę, – zaczął ponownie znacznie ciszej, – po prostu wczoraj…
– Jest mi za gorąco, – przerwałam mu brutalnie, – muszę się trochę schłodzić.
            Nie był zadowolony, że mu przerywam, ale się nie odezwał. Obserwował jak powoli wstaję i owijam się ręcznikiem. Nie miałam zamiaru paradować przed nim prawie nago. Choć, co za różnica, właściwie i tak już zdążył mi się dokładnie przyjrzeć!
            Kiedy wróciłam po zimnym prysznicu, Paweł wciąż leżał na deskach. Nie odezwał się, tylko znowu przyglądał mi się badawczo. Ponownie zwilżony ręcznik rozłożyłam w tym samym miejscu, co wcześniej i wdrapałam się na górę, żeby zająć taką pozycję, w której nie będzie mi zbyt duszno. Ciągle ciężko mi się oddychało.
Mógłbyś znowu polać te kamienie? Nie mogę głęboko odetchnąć, wstał i zrobił, o co go prosiłam, od razu lepiej! – Uśmiechnęłam się przelotnie.
Wczoraj musiałem pozałatwiać kilka spraw, zerknął na mnie sprawdzając jak na to zareaguję, ale przytomnie wpatrywałam się ręcznik, przepraszam, że ci nie powiedziałem. Źle to wszystko wyszło.
Nie musisz się tłumaczyć, odpowiedziałam bardzo oschle, to twoje życie.
Przecież wiesz, że…
­ Co takiego wiem? Co właściwie chcesz mi powiedzieć? Jesteś pewien, że masz mnie, za co przepraszać? Może ta rozmowa w ogóle nie ma sensu? – Rozkręcałam się szybko! – Może to ja za dużo od ciebie wymagam? W końcu nic mi nie obiecywałeś! Jestem egoistką, wiem, ale za…
Przestań, przerwał mi niecierpiącym sprzeciwu tonem, chcę cię przeprosić. I chcę być wobec ciebie szczery. Więc może wysłuchasz mnie przez chwilę?
            Przerwał i czekał na jakąś reakcję z mojej strony. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko skinęłam głową i przyglądałam mu się z gniewem w oczach.
To jest skomplikowane – zaczął.. Nie chcę, żebyś mnie źle oceniała. Między innymi, dlatego nie powiedziałem ci nic wcześniej. Głupio z mojej strony. Ale to ważny, bardzo ważny element mojego życia i chcę, żebyś była tego świadoma – mówił bardzo cicho. Jakby się czegoś wstydził. Nie patrzył mi przy tym w oczy, tylko spoglądał, co jakiś czas, żeby za chwilę odwrócić wzrok.
Widzisz, przerwał na chwilę. Wyczułam, że obawia się, jak zareaguję na to, co chce mi przekazać, kilka lat temu moi rodzice się rozstali. Ojciec wyjechał do Wrocławia. Mama przeniosła się tutaj. Każde postanowiło iść własną drogą i żadne nie zainteresowało się tym, czego ja potrzebuję. A potrzebowałem właśnie zainteresowania… jak każdy nastolatek.
            Przyglądał mi się teraz uważnie a jego głos był przepełniony goryczą. Nie widziałam jednak nic szczególnego w tych wyznaniach. Ja też miałam przeboje w dzieciństwie. Jak wiele innych dzieciaków. Taki już jest ten świat. Ale czekałam na to, do czego wyraźnie dążył.
Miałem wtedy piętnaście lat. Poszedłem na kilka przesłuchań. Udało się. Dobra szkoła, praca, którą kochałem i Michał, który jest moim najlepszym przyjacielem. Zastąpił mi wtedy ojca. Ale ciągle chciałem czegoś więcej. – Mówił teraz bardzo powoli. Ważył każde słowo i zastanawiał się nad każdym kolejnym zdaniem. – Wtedy poznałem Karolinę. Na planie podrzędnego serialu. Była prawie cztery lata starsza. I się zakochałem. Tak mi się wydawało. Pomagała mi. Wspierała.
Znowu zrobił przerwę. Tym razem dłuższą. Nie chciałam mu jednak przeszkadzać, bojąc się, że jeśli to zrobię, to nie dowiem się, co było dalej. A zrobiło się interesująco.
Szybko wylądowaliśmy w łóżku, zerknął mi w oczy, byłem nieletni, więc raczej nie mogliśmy się z tym obnosić. Z naszym dziwnym związkiem i w ogóle. Któregoś dnia nie przyszła na zdjęcia. Reżyser się wściekł. Nie mógł się do niej dodzwonić. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Ja też.
Było mi gorąco. Pawłowi chyba też, ale zignorowałam to, zakładając, że woli skończyć opowieść, zamiast przerywać ją z tak błahego powodu. Zaskoczył mnie jednak i zaproponował prysznic. Stojąc pod zimną wodą zastanawiałam się, jaki to wszystko ma związek z wczorajszym dniem. Po co mi to wszystko mówi, skoro było to tak dawno. Może ta dziewczyna jest chora? A może zginęła i wczoraj była jakaś rocznica… Bez sensu!
– Pojechałem do niej wieczorem, – podjął ponownie, już w saunie. – Chciałem się dowiedzieć, czy nic się nie stało. Jej matka nie chciała mnie wpuścić. Tłumaczyłem, że jesteśmy przyjaciółmi i, że bardzo mi zależy. Przyjrzała mi się wtedy dokładnie i spytała ile mam lat. Gdy odpowiedziałem, że piętnaście, zaśmiała się krótko i pozwoliła mi wejść. Karola leżała zapłakana na łóżku i słuchała jakiejś ponurej muzyki. Nie przywitała się ze mną, nawet się nie podniosła, gdy wszedłem. Kiedy uparcie dopytywałem w czym rzecz, w końcu zrezygnowana wstała i wyjęła z szuflady jakąś zwykłą, białą kopertę. Wziąłem ją niezbyt pewnie, zastanawiając się, co znajdę w środku.
            Przerwał, jakby wspomnienia z tamtego okresu były zbyt ważne, żeby zdradzać je komuś obcemu. Widziałam w jego oczach, że wcale nie chce mi o tym wszystkim opowiadać. Ciągnął jednak uparcie z coraz większym poirytowaniem.
– W kopercie było zdjęcie. Małe. Wyglądało, jakby zostało zrobione polaroidem. Biała, dość szeroka rameczka, a w środku kwadracik w odcieniach szarości. – Czyli jednak była chora, pomyślałam. – Obracałem je i oglądałem pod każdym kątem, ale nie potrafiłem rozpoznać, co na nim jest. Doszedłem do wniosku, że do zdjęcie jakichś organów. Przestraszyłem się, że jest chora. Chora i umrze. I dlatego płacze, została w domu, nie chce nikogo widzieć. Załamany usiadłem na łóżku i niemal też zalałem się łzami. Karola przyglądała mi się dziwnie. Nie takiej reakcji się spodziewała. Poznałem po jej minie, że mam ją wspierać, ale jak niby miałem to robić, skoro ona chciała zostawić mnie samego.
            Po tych słowach zrobiło mi się go żal. Cholera. Zawsze muszę się obrazić przez jakąś głupotę. Czy mi się wydaje, że jestem najważniejszym obiektem we wszechświecie i wszystko powinno kręcić się wokół mnie? Jeśli tak, to z całą pewnością jestem w błędzie! Jak mogłam być taka nieczuła? Paweł nie przerywał.
– Umrzesz? Zapytałem ją wprost. Tylko tego się bałem. Jeśli nie, to poradzimy sobie. Kiedy to powiedziałem, ponownie zalała się łzami. Czyli jednak umrze, pomyślałem. Gdy na mnie spojrzała, wiedziałem, że jednak się mylę, na jej twarzy znowu widziałem wściekłość. Kazała mi zabierać zdjęcie i się wynosić. Powiedziała, że nigdy więcej nie chce mnie widzieć. Że nie przyjdzie więcej na plan. Że mam nie dzwonić. Wyszedłem z kopertą w ręku. Chciałem zapytać jej matkę, ale spanikowałem. A poza tym, po co miałem ją martwić? Chciałem umówić się z Michałem. Nie było go. Spotkaliśmy się dopiero po kilku dniach. Z nikim w tym czasie nie rozmawiałem. Schowałem zdjęcie i starałem się nie myśleć o Karolinie.
– Poszliśmy zagrać w bilard – podjął po przerwie, trwającej zaledwie ułamek sekundy. Na jego twarzy malował się głęboki smutek. – Opowiedziałem mu, co się stało. I pokazałem zdjęcie. Michał był jedyną osobą, która wiedziała, jak blisko jestem z moją przyjaciółką. Nie pochwalał tego. Twierdził, że jestem za młody. Nie rozumiał podstaw naszego związku, ale niczego mi nie zabraniał. Uważał, że nie ma do tego prawa. Byłem mu za to wdzięczny. Przyglądał się zdjęciu w milczeniu. Jego mina nie wyrażała nic. Pomyślałem, że w takim razie musi być fatalnie, że nic już dla Karoliny nie da się zrobić! Załamałem się po raz drugi. A tak na niego liczyłem.
– Wiesz, co to jest? Słowa Michała wdarły się wtedy w moje rozmyślania. Czy wiesz, co przedstawia to zdjęcie? Powtórzył bardziej stanowczo. Był zły. Ale ta złość nie pasowała do sytuacji. Powinien mi współczuć! Dlaczego był na mnie zły? Nie rozumiałem jego zachowania, ale pokiwałem przecząco głową. Wyrok śmierci, zapytałem? Zaczął się śmiać. Ośmielił się śmiać, kiedy ja tak cierpiałem! Nie, to nie jest wyrok śmierci, powiedział po chwili, przynajmniej nie w takim sensie, w jakim ty go rozumiesz. Kiedy zobaczył moją minę ponownie się uśmiechnął, ale tylko na moment. Pamiętam to wszystko doskonale. Powiedział wtedy: to wszystko przez to, że jesteś taki młody, wszystko przez to! Dlatego nic nie rozumiesz!
 Paweł opuścił głowę i oparł ją o wilgotny ręcznik, ale ja pomimo gorąca, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był zły a jednocześnie załamany, szczęśliwy i wściekły.
– Wtedy, po rozmowie z Michałem zmieniło się moje życie. Pojechaliśmy razem do Karoliny następnego dnia. Ona wiedziała, kim jest dla mnie Michał. Niechętnie, ale wpuściła nas obu. Domyśliła się, że w końcu zrozumiałem. Długo rozmawialiśmy. Przepraszałem ją. Ale i tak nic już nigdy nie miało być takie samo. Do tej poty widuję się z Karolą, – znowu mi się przyjrzał, chyba chciał sprawdzić, jak na to zareaguję, ale mi wciąż czegoś brakowało, – ale od tamtego czasu nie jesteśmy parą. Nigdy więcej też ze sobą nie sypialiśmy. Od tej pory łączy nas tylko jedno. Ale za to jak ważne. Łączy nas Tomek, – wciąż nie rozumiałam, co Paweł zauważył, więc po chwili dodał, – Tomek w grudniu skończył trzy latka.
            Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć w to, co mówił. Jaka jestem tępa! Jak się mogłam nie domyślić? To nie było zdjęcia jakichś tam chorych organów! To było usg, a Karolina była w ciąży. Z nim. Z piętnastolatkiem. O ja! Zorientowałam się, że mam otwartą buzię, więc czym prędzej ją zamknęłam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zaskoczył mnie.
– Jesteś na mnie zła?
– Zła? – Spytałam bez sensu, – dlaczego miałabym być zła?
– No, dlatego, że ci o niczym nie powiedziałem. Nie wiem?! Może, dlatego, że dowiadujesz się, że twój przyjaciel, o ile ciągle nim jeszcze jestem, ma dziecko?
– Nie, – uśmiechnęłam się nieśmiało, musiałam to wszystko przemyśleć w domu, w samotności, – nic się między nami nie zmieni. I… i chętnie poznam Tomka, jeśli chcesz…
– Naprawdę? – Ucieszył się, ale i patrzył na mnie z powątpiewaniem, – jesteś tego pewna?
– Oczywiście! W końcu to twój synek!
            Jechaliśmy teraz na Ku Słońcu. Paweł zadzwonił do matki swojego szkraba i umówił się, że zabierze małego na kilka godzin. Zgodziła się bez przeszkód, mimo, że powiedział, iż będzie ze mną.
– Chodź, – otworzył mi drzwi od strony pasażera, – Karolina chce cię poznać.
– Dlaczego? Co jej powiedziałeś? – Uśmiechnął się na widok mojej miny.
– Nic. A przynajmniej nic, co nie byłoby zgodne z prawą.
            Nadal nie byłam pewna czy to dobry pomysł, ale Paweł pochylił się i odpiął pas, po czym pociągnął mnie za rękę.

1 komentarz:

  1. Witam,
    jak się okazało Paweł ma synka, właśnie takie miałam podejrzenia, jak zaczął opowiadać...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń