Rozdział 8
Byliśmy z Arturem w trakcie naszych codziennych konwersacji,
gdy ktoś wszedł do sali. Było to dość intrygujące, bo zazwyczaj nikt nam nie
przeszkadzał. Stałam odwrócona tyłem do wejścia, więc zorientowałam się, że to
obca osoba tylko po zaskoczonej minie mojego trenera. On nie przerwał jednak
tego, co mówił, a opowiadał właśnie o gwiazdach, które można obserwować nocą, więc
i ja za stosowne uznałam nie zawracać sobie głowy nowo przybyłą czy też przybyłym.
Usłyszałam jak ktoś stanął na bieżni tuż za mną i zaczął od szybkiego marszu.
Artur skończył, a ja nawiązując do gwiazd zaczęłam opowiadać o księżycu, jego
fazach, zmierzchu, zaćmieniu i brzasku. Łatwe i niezmiernie przyjemne. Biorąc
pod uwagę moją fascynację i to, czym się aktualnie zajmuję. Na koniec każde z
nas powtórzyło nowe słówka, które przygotował partner i już Artur wyganiał mnie
na wolną bieżnię.
– Pięknie, – uśmiechnął
się promiennie, – uczę się przy tobie dużo więcej niż samemu. A teraz bieżnia.
– Tak jest! –
Odwzajemniłam uśmiech, po czym się odwróciłam i… Stanęłam jak wryta z otwartą
buzią. – Co ty tu robisz?
– Przyszedłem trochę
poćwiczyć, – Paweł był wyraźnie rozbawiony moją reakcją.
– I nie mogłeś się
wcześniej odezwać? A ty, – spojrzałam z wyrzutem na Artura, – nie mogłeś mi
powiedzieć, że to on?
Zaśmiewali się z mojego zdenerwowania. Postanowiłam, że
najlepiej będzie jak ich zignoruję. Weszłam na bieżnię i zaczęłam od lekkiego
truchtu. Jak szybko się zmęczę, to może się uspokoję!
– Wyluzuj Julcia! –
Popatrzyłam na Artura z nienawiścią, więc zmienił taktykę, – wracam za kwadrans
i chcę widzieć zmęczenie i pot.
Zostaliśmy sami. Paweł przyspieszył i zrównał się tempem
ze mną. Miał całkiem dobrą kondycję. A może to ja po prostu jestem cięgle tak
kiepska?
– Mam dla ciebie dobrą
wiadomość, – zaczął ostrożnie, uważając, żeby nie palnąć czegoś, co mnie znowu
rozzłości.
– Czyżby? Ty jesteś tą
dobrą wiadomością? – Nie dałam się tak łatwo udobruchać.
– Marek jest chory.
Masz cały tydzień wolny od angielskiego, – zerknął na mnie uważniej, – no prawie,
– po czym dodał ze zdziwieniem, – co to było z Arturem?
– Uczymy się wspólnie,
– westchnęłam, – on jedzie do Australii, a i ja muszę więcej rozmawiać.
– Ciekawy pomysł. Kto
na niego wpadł? – Zaśmiał się cichutko. – Zakładam, że ty.
– Oczywiście. – Przez
chwilę milczał. Może trochę zbyt agresywnie reaguję? Mam chyba zły dzień. Albo
to przez nich! Takie głupie żarty mi robić…
– Słyszałem, że masz do
odebrania prawko. Może pojedziemy po treningu? Chyba zdążymy.
Spojrzałam na niego badawczo. Widać, że starał się być
miły. A poza tym to świetny pomysł. Będę miała autko! Adrian się zdziwi. Hm.
Czy ja mu będę mogła powiedzieć?
– Kończę o czternastej,
– odpowiedziałam zrezygnowana, ale znacznie łagodniej, – muszę wziąć prysznic i
tak dalej. Może o wpół do trzeciej uda nam się wyjechać. Jesteś pewien, że
zdążymy?
– Jasne.
Wyjazd z miasta zajął nam trochę więcej czasu niż myśleliśmy
z powodu korków i jakiegoś wypadku na wylotówce, ale i tak nie poszło najgorzej.
Paweł utrzymywał dobre tempo przez całą drogę, więc nie mogliśmy się spóźnić.
Jechał szybciej niż pozwalały na to przepisy i stan drogi, ale samochód
świetnie się spisywał, a przy tym zawieszenie nie było tak twarde jak w naszej
sportowej astrze, więc droga była całkiem przyjemna. Czułam się równie
bezpiecznie jak podczas podróży z Adrianem. Postanowiłam przekazać mu dobrą
nowinę.
– Cześć skarbie.
– Cześć, jak urlop?
– Jest cudnie. Żałuj,
że cię nie ma!
– Przecież wiesz, że
żałuję...
– Wiem, wiem. Właśnie
wspinamy się na jakąś górę, żeby dotrzeć do zamku, – zaśmiał się z wysiłkiem, –
co byś chciała?
– Pochwalić się, –
byłam bardzo podekscytowana i na pewno to wyczuł, – jadę właśnie odebrać prawo
jazdy!
– A nie powinnaś być w
pracy? – Ups. O tym nie pomyślałam.
– Wyszłam wcześniej.
Kolega z pracy zadeklarował się, że mnie podrzuci do domu. Już nie mogę się
doczekać, – Paweł zerknął wymownie w górę.
– Cieszę się bardzo. –
Pomyślałam, że wcale nie brzmi jakby się cieszył...
– Kończę. Wchodźcie na
tą swoją górę.
– Dobra, – zamilkł na
chwilę, – uważaj na siebie, proszę.
– Oczywiście, kocham
cię bardzo!
Rozłączyłam się i wciąż szczęśliwa spojrzałam na Pawła.
Na jego twarzy malował się dziwny grymas. Złość i może odrobina bólu. Schowałam
telefon do torebki i sięgnęłam po kawę, zastanawiając się jednocześnie nad tym,
co zobaczyłam.
– Co jest?
– Nie, nic. – Zauważył,
że mu się przyglądam i westchnął, – nie zwracaj na mnie uwagi.
– To bez sensu. Widzę,
że coś jest nie tak.
– Julcia, nie chcę psuć
naszych relacji. Znowu. Więc uwierz, lepiej, jeśli nie będę się odzywał.
– Mimo wszystko, chcę
wiedzieć. – Uparcie wpatrywałam się w jego profil, – nie będę zła. Jeśli nie
będziemy ze sobą szczerzy to wszystko nam się posypie. A ja nie zniosę tego po
raz drugi! Michał jest cudowny, ale...
Urwałam i czekałam aż się odezwie. Nie może się tak
zachowywać. Po raz kolejny! Następne niedomówienia na pewno nie wyjdą nam na
dobre. Podjął dopiero po kilku minutach, kiedy zatrzymaliśmy się przy
opuszczonych rogatkach. Właśnie mijał nas jakiś powolny skład z węglem i chyba
zbożem.
– Drażni mnie, – mówił
bardzo cicho i wolno, – kiedy słyszę, jak mówisz mu, że go kochasz. – Nie
patrzył na mnie. Skupiony był całkowicie na kolejnych, ciągnących się za
przestarzałą lokomotywą wagonach.
– Ale wiesz, że go
kocham, – odpowiedziałam równie cicho.
– Wolałbym nie
wiedzieć, – zastanowił się chwilę, – kiedy jestem z tobą…
– Tak? – Ponagliłam go,
bo zamilkł na dłuższy moment.
– Kiedy nie ma cię przy
mnie, – mówił coraz szybciej, – nie potrafię się skupić, normalnie
funkcjonować, działać. Wciąż zastanawiam się, co właśnie robisz, z kim jesteś,
czy wszystko jest w porządku, czy się nie poddałaś, czy nic ci nie jest. –
Westchnął i w końcu na mnie spojrzał. – Nie potrafię nawet togo opisać.
– Nie wiedziałam, że aż
tak to wygląda, – teraz to ja odwróciłam wzrok, – przepraszam. Jeśli…
– Hm? – W końcu
ruszyliśmy.
– Jeśli to wszystko
jest dla ciebie takie trudne, to dlaczego wróciłeś? Mogłeś zostać w Poznaniu.
Dać sobie ze mną spokój. Z tym wszystkim.
– Ale ja chcę być obok
ciebie, – jego głos był ledwie słyszalny, – chcę się z tobą spotykać, chcę z
tobą pracować, tańczyć…
– A nie uważasz, że to
wszystko nie ma sensu, że tracisz czas?
– Nie, – delikatnie
pogłaskał mnie po głowie i odgarnął z policzka kosmyki włosów, – nawet nie
wiesz, jak żałuję tego czasu, który mogłem spędzić wraz z tobą, a ze swojej
głupoty…
Pod urząd starostwa zajechaliśmy krótko przed
zamknięciem. Paweł został w samochodzie pogrążony w rozmowie z Michałem. Ja, uradowana
weszłam do środka. Taki mały dokument, a tyle radości! Niesamowite.
Wstąpiliśmy
jeszcze na moment odwiedzić moją babcię, która naszą niespodziewaną wizytę
przywitała serdecznym uśmiechem i oczywiście wmusiła w nas obiad. Cieszyła się
przy tym razem ze mną!
Kiedy
wyjechaliśmy za miasto, Paweł zatrzymał samochód na poboczu i wysiadł bez
słowa. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, o co chodzi. Obszedł go z przodu i
ostrożnie otworzył drzwi po mojej stroni.
– Wysiadaj! –
Spojrzałam na niego pytająco, ale tylko powtórzył, – no wysiadaj! Ale już.
Posłuchałam, chociaż trochę się przestraszyłam. Na jego
twarzy nie było widać uśmiechu, tylko pełne wyczekiwania napięcie.
Przestraszyłam się, że coś mu odbiło i zaraz zrobi mi krzywdę. Stanęłam w
lekkim rozkroku naprzeciw niego i spojrzałam w oczy, dając tym samym znak, że
wcale się nie boję! Dopiero teraz zauważyłam przelotny uśmiech. Szybko mnie
wyminął i usiadł na moim miejscu.
– Co robisz? – Spytałam
niezbyt pewnym jeszcze głosem, kiedy zapinał pasy.
– Mam nadzieję, – teraz
już wyraźnie się uśmiechał, – że nie dostałaś prawka za ładne oczka!
– Chcesz, żebym
poprowadziła? – Chyba zwariował!
– Jeśli masz dostać
służbowy samochód, to muszę mieć pewność, że nie zabijesz się na pierwszym
zakręcie, skrzyżowaniu albo przejściu dla pieszych. I, że nie zabijesz nikogo
innego, – bezczelnie się ze mnie nabijał.
– Wielkie dzięki, –
wściekła powlekłam się, żeby usiąść za kierownicą.
Siadając, zaczęłam od przesunięcia fotela niemal
maksymalnie do przodu. Żałosne, pomyślałam! Od razu widać, że jestem nowicjuszkom.
Bałam się. Dobrze, że przynajmniej nie kazał mi tego robić, kiedy odjeżdżaliśmy
spod domu. Jakby mi wtedy zgasł silnik, to chyba spaliłabym się ze wstydu!
– Dasz radę Jula! –
Mruknęłam sama do siebie z głośnym westchnieniem. Paweł powstrzymał się od
śmiechu. Może był sparaliżowany strachem?
Ruszyłam powoli. Na szczęście nic nie jechało. Na razie.
Jeszcze mu pokażę! Potrafię jeździć! Jak on śmie w to wątpić!?
Cieszyłam się, że do najbliższego miasteczka jest prawie
dwadzieścia kilometrów. I miałam jeszcze
nadzieję, że zanim dojadę do Szczecina będę już całkowicie opanowana. Paweł
siedział obok przyglądając się moim ruchom. Gdzieś w środku wiedziałam, że to
dobry pomysł. Ta jazda. Ale mimo wszystko byłam przerażona. Po kilkunastu
minutach miałam spocone ręce, a kiedy dotarło do mnie, że muszę wyprzedzić
rowerzystę wpadłam niemal w panikę.
Później rzeczywiście poszło łatwiej. Co prawda jazda
trwała znacznie dłużej niż wtedy, gdy to mój obecny pasażer prowadził, mimo to
byłam z siebie dumna. Szło mi naprawdę rewelacyjnie, choć Paweł kilkakrotnie
miał strach w oczach.
– Jaki samochód
dostanę? – Spytałam, gdy wjeżdżaliśmy do miasta.
– Patrz na drogę!
– Przecież patrzę! –
Obruszyłam się, – i sam posadziłeś mnie za kierownicą!
– Jesteś niemożliwa.
– Ale i tak mnie
kochasz, – ugryzłam się w język, i spojrzałam na niego. Rozbawienie mieszało
się na jego twarzy z rozpaczą, więc szybko dodałam, – przepraszam. Co to
będzie?
– Corsa B.
– Cieszę się, –
odetchnęłam z ulgą.
– Hm?
– Nie jest aż tyle
warta, co na przykład twój mercedes, – spojrzałam na Pawła przelotnie, po czym
oboje zaczęliśmy się szczerze śmiać.
– Odwieź się do domu.
Wpadnę po ciebie jutro rano i pojedziemy razem na trening, – znowu zerknęłam na
niego.
Mam
sobie iść? A tak liczyłam na jakieś świętowanie. Na kolację i drinka. Przecież
on zdaje sobie sprawę, że nie ma Adriana i jeśli pójdę do domu, to będę
siedzieć sama. Może ma mnie już dość na dziś? A może jest zwyczajnie zły?
– Jasne, –
odpowiedziałam smutno.
– Coś nie tak?
– Skądże znowu, – próbowałam
przyjąć obojętna minę.
– Nie chcesz jechać do
domu?
– Nie, nie. Przecież
jadę.
Przyglądał mi się uważnie. Na pewno zauważył zmianę w
moim głosie. Co mam poradzić, że tak łatwo ulegam emocjom? Miałam nad tym
popracować! Trudno. Może pogadam z Martą. Zaparkowałam pod klatką, wyłączyłam
silnik i szybko wysiadłam. Paweł podał mi torbę ze strojem i butami, i
odprowadził wzrokiem do wejścia. Wyczuł zmianę w moim nastroju. I chyba do
końca nie widział, czym jest ona spowodowana. No nic.
Włączyłam komputer i wstawiłam pranie. Przebrałam się w obcisłą
koszulkę i stare dresy Adriana. Dokładnie zmyłam makijaż i włączyłam
komunikator. Niestety Marty nie było. Sprawdziłam pocztę i weszłam na ulubiony
portal informacyjny, ale byłam zbyt zła, żeby przejąć się czymkolwiek, co
dzieje się teraz na świecie.
Nie miałam, co ze sobą zrobić. Zazwyczaj po powrocie do
domu zabierałam się za obiad i powtórki do Marka. Dziś żadna z tych czynności
nie miała większego sensu! Położyłam się, więc na kanapie z kubkiem parującej zielonej
herbaty i postanowiłam wykorzystać wolny wieczór na czytanie książki. Nie
sprawiało mi to jednak takiej przyjemności, na jaką liczyłam. Wciąż wracałam
myślami do tego, że powinnam teraz świętować. Ale przecież świętuję! Tylko nie
do końca chciałam, żeby tak to świętowanie wyglądało…
Obudziłam się przed drugą, w środku nocy. Książka leżała obok mnie a
światło lampki raziło w oczy. Włożyłam zakładkę w miejsce, w którym skończyłam
czytać i zgasiłam światło. Próbowałam sobie przypomnieć sen, który ulatywał
szybko z mojej głowy. Śliczna kremowa suknia z białymi, połyskującymi detalami.
I mnóstwo ludzi dookoła. Tylko osoba obok mnie nie do końca dająca się
zidentyfikować. Zacisnęłam mocno powieki. Nic z tego. Zdenerwowałam się. Co za
głupota! Któż mógłby to niby być! Jest tylko jeden facet, którego pragnę
poślubić! Zła na samą siebie nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok,
przekładałam poduszki, w końcu poszłam do kuchni po szklankę wody.
Rano czułam się bardziej zmęczona niż przed zaśnięciem. Kilka
razy ustawiałam drzemkę w telefonie, choć normalnie nigdy tego nie robię! Dziś
nie mogłam jednak otworzyć oczu.
Zjadłam
śniadanie i ubrałam się przeciągając każdą czynność. Wpadające przez okno promienie
słońca, oznaczające, że już niedługo nadejdzie prawdziwa wiosna dodawały mi nieco
chęci do życia.
– Po prostu
zapomnij o tym, jak cię wczoraj potraktował! Olej go, — mówiłam sobie kończąc
delikatny makijaż.
Usłyszałam
dźwięk przychodzącego sms-a i domyśliłam się, że powinnam już schodzić. Z
drugiej strony, jeśli chwilkę poczeka, to nic mu nie będzie! Nadal byłam rozdrażniona.
Z jakiego powodu Paweł tak się zachował, zachodziłam w głowę.
Wchodząc do
windy odebrałam telefon od Adriana.
– Cześ skarbie.
– Cześć. Jak tam
twoje prawo jazdy?
– Paweł pozwolił
mi prowadzić, – czekałam na jakąś
reakcję z jego strony, ale na próżno, więc kontynuowałam, – właśnie idę do pracy.
– A ja wspinam
się na kolejną górę. Do kolejnego zamku. Nie mam już siły, – zaśmiał się.
– Już nie mogę
się doczekać, kiedy znowu będę mogła zasnąć przytulona do ciebie.
– Niedługo
wracam.
– Kocham cię.
– Ja też misiu.
Zadzwonię później.
Paweł się
niecierpliwił, ale mimo to nie wysiadł z samochodu. Otworzył mi jednak drzwi od
środka i z pewnością usłyszał końcówkę rozmowy. Usiadłam na miejscu pasażera i
zapięłam się w pas. Mruknęłam: cześć, nawet na niego nie patrząc. On też się
nie odzywał. Smutne. Weszliśmy razem do siłowni, ale nastolatek nie pojawił się
na sali, gdzie ćwiczyłam z Arturem.
– Widziałeś
Pawła? – Spytałam z poirytowaniem.
Na pewno wyczuł, że nie wszystko jest w porządku.
– Wyciska, – przyjrzał mi się uważniej, – na drugiej sali. Coś nie tak między
wami?
– Nie jestem
pewna.
Po
skończonych konwersacjach chciał mnie zostawić, ale poprosiłam, żeby nie
odchodził. Zdziwił się. Podczas biegów zawsze zostawiał mnie samą i wracał po
kilkunastu minutach.
– Jula, – zastanowił się chwilę, – jeśli chcesz z kimś pogadać, to ja
chyba nie jestem najlepszym… Może chcesz, żebym zawołał twojego faceta?
– Nie chcę z nim rozmawiać. Nie wiem, o co
mu chodzi!
Ćwiczyłam
bez przerwy, nie chcąc przechodzić do przyległej sali. Artur żartował i mówił o
rzeczach mało ważnych i zupełnie błahych. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Rozluźniłam się. Wiedziałam jednak, że wypadałoby wyjaśnić tą dziwną sprawę.
Dziesięć
minut przed końcem treningu, kiedy namiętnie wykonywałam kolejną serię
brzuszków, podszedł do nas Paweł. Wątpiłam szczerze, że dziś w ogóle ze sobą
porozmawiamy.
– Co byś powiedziała,
żebyśmy spędzili jeszcze trochę czasu w saunie? – Spojrzałam na niego uważnie,
uśmiechał się nieśmiało.
– Nie wzięłam stroju, –
odpowiedziałam oschle.
Artur się zaśmiał, nie mogąc się widocznie powstrzymać.
– Przecież za kilka
miesięcy będziecie małżeństwem! Po co ci strój?
– Ach, tak. – Paweł
przyglądał mi się badawczo, – no dobrze… jeśli tylko masz ochotę.
– Super.
Położył się na macie, tuż obok mnie i zaczął wykonywać
powtórzenia w moim tempie. Nie wiedziałam, co myśleć o jego propozycji. Wspólne
prażenie się w jednym, małym (dwa metry na dwa!) i ciasnym pomieszczeniu. Tak
blisko siebie. I z tak małą ilością ubrań na sobie. Nie byłam wcale pewna czy
to na pewno dobry pomysł.
Nauczona doświadczeniem, wzięłam zimny prysznic w
bieliźnie i tak właśnie, mokra, położyłam się na najwyższej z drewnianych
ławeczek naprzeciwko wejścia, wyścielając ją zawczasu wilgotnym ręcznikiem.
Paweł dołączył do mnie po chwili. Zaczął od zalania kamieni wodą, potem zajął
miejsce obok. Leżąc twarzami zwróconymi do siebie mierzyliśmy się wzrokiem.
Cieszyłam się, że ławeczki nie są na tyle szerokie, żeby pomieścić więcej niż
jedną osobę!
– Jesteś na mnie zła, –
stwierdził, po czym dodał – domyślam się, że z powodu wczorajszego wieczoru.
Wynagrodzę ci to.
– Co? – Nie zrozumiał,
– co chcesz mi konkretnie wynagrodzić?
– Głównie to, że nie
uczciliśmy należycie odebrania twojego prawa jazdy.
– Obejdzie się –
oparłam czoło o ręcznik i zamknęłam oczy.
– Ale ja tego chcę, –
zaczął ponownie znacznie ciszej, – po prostu wczoraj…
– Jest mi za gorąco, –
przerwałam mu brutalnie, – muszę się trochę schłodzić.
Nie był zadowolony, że mu przerywam, ale się nie odezwał.
Obserwował jak powoli wstaję i owijam się ręcznikiem. Nie miałam zamiaru
paradować przed nim prawie nago. Choć, co za różnica, właściwie i tak już
zdążył mi się dokładnie przyjrzeć!
Kiedy wróciłam po zimnym prysznicu, Paweł wciąż
leżał na deskach. Nie odezwał się, tylko znowu przyglądał mi się badawczo.
Ponownie zwilżony ręcznik rozłożyłam w tym samym miejscu, co wcześniej i
wdrapałam się na górę, żeby zająć taką pozycję, w której nie będzie mi zbyt
duszno. Ciągle ciężko mi się oddychało.
– Mógłbyś znowu
polać te kamienie? Nie mogę głęboko odetchnąć, – wstał i zrobił, o co go prosiłam, – od razu lepiej! – Uśmiechnęłam się przelotnie.
– Wczoraj
musiałem pozałatwiać kilka spraw, –
zerknął na mnie sprawdzając jak na to zareaguję, ale przytomnie wpatrywałam się
ręcznik, – przepraszam, że ci nie
powiedziałem. Źle to wszystko wyszło.
– Nie musisz się
tłumaczyć, – odpowiedziałam bardzo
oschle, – to twoje życie.
– Przecież
wiesz, że…
– Co takiego
wiem? Co właściwie chcesz mi powiedzieć? Jesteś pewien, że masz mnie, za co
przepraszać? Może ta rozmowa w ogóle nie ma sensu? – Rozkręcałam się szybko! –
Może to ja za dużo od ciebie wymagam? W końcu nic mi nie obiecywałeś! Jestem
egoistką, wiem, ale za…
– Przestań, – przerwał mi niecierpiącym sprzeciwu
tonem, – chcę cię przeprosić. I
chcę być wobec ciebie szczery. Więc może wysłuchasz mnie przez chwilę?
Przerwał i
czekał na jakąś reakcję z mojej strony. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc
tylko skinęłam głową i przyglądałam mu się z gniewem w oczach.
– To jest
skomplikowane – zaczął.. Nie chcę,
żebyś mnie źle oceniała. Między innymi, dlatego nie powiedziałem ci nic wcześniej.
Głupio z mojej strony. Ale to ważny, bardzo ważny element mojego życia i chcę,
żebyś była tego świadoma – mówił bardzo cicho. Jakby się czegoś wstydził. Nie
patrzył mi przy tym w oczy, tylko spoglądał, co jakiś czas, żeby za chwilę
odwrócić wzrok.
– Widzisz, – przerwał na chwilę. Wyczułam, że
obawia się, jak zareaguję na to, co chce mi przekazać, – kilka lat temu moi rodzice się rozstali. Ojciec wyjechał do
Wrocławia. Mama przeniosła się tutaj. Każde postanowiło iść własną drogą i
żadne nie zainteresowało się tym, czego ja potrzebuję. A potrzebowałem właśnie
zainteresowania… jak każdy nastolatek.
Przyglądał
mi się teraz uważnie a jego głos był przepełniony goryczą. Nie widziałam jednak
nic szczególnego w tych wyznaniach. Ja też miałam przeboje w dzieciństwie. Jak
wiele innych dzieciaków. Taki już jest ten świat. Ale czekałam na to, do czego
wyraźnie dążył.
– Miałem wtedy
piętnaście lat. Poszedłem na kilka przesłuchań. Udało się. Dobra szkoła, praca,
którą kochałem i Michał, który jest moim najlepszym przyjacielem. Zastąpił mi
wtedy ojca. Ale ciągle chciałem czegoś więcej. – Mówił teraz bardzo powoli.
Ważył każde słowo i zastanawiał się nad każdym kolejnym zdaniem. – Wtedy
poznałem Karolinę. Na planie podrzędnego serialu. Była prawie cztery lata
starsza. I się zakochałem. Tak mi się wydawało. Pomagała mi. Wspierała.
Znowu zrobił przerwę. Tym razem dłuższą.
Nie chciałam mu jednak przeszkadzać, bojąc się, że jeśli to zrobię, to nie
dowiem się, co było dalej. A zrobiło się interesująco.
– Szybko
wylądowaliśmy w łóżku, – zerknął
mi w oczy, – byłem nieletni, więc
raczej nie mogliśmy się z tym obnosić. Z naszym dziwnym związkiem i w ogóle. Któregoś
dnia nie przyszła na zdjęcia. Reżyser się wściekł. Nie mógł się do niej
dodzwonić. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Ja też.
Było mi gorąco. Pawłowi chyba też, ale zignorowałam
to, zakładając, że woli skończyć opowieść, zamiast przerywać ją z tak błahego
powodu. Zaskoczył mnie jednak i zaproponował prysznic. Stojąc pod zimną wodą
zastanawiałam się, jaki to wszystko ma związek z wczorajszym dniem. Po co mi to
wszystko mówi, skoro było to tak dawno. Może ta dziewczyna jest chora? A może
zginęła i wczoraj była jakaś rocznica… Bez sensu!
– Pojechałem do niej
wieczorem, – podjął ponownie, już w saunie. – Chciałem się dowiedzieć, czy nic
się nie stało. Jej matka nie chciała mnie wpuścić. Tłumaczyłem, że jesteśmy przyjaciółmi
i, że bardzo mi zależy. Przyjrzała mi się wtedy dokładnie i spytała ile mam
lat. Gdy odpowiedziałem, że piętnaście, zaśmiała się krótko i pozwoliła mi
wejść. Karola leżała zapłakana na łóżku i słuchała jakiejś ponurej muzyki. Nie
przywitała się ze mną, nawet się nie podniosła, gdy wszedłem. Kiedy uparcie
dopytywałem w czym rzecz, w końcu zrezygnowana wstała i wyjęła z szuflady jakąś
zwykłą, białą kopertę. Wziąłem ją niezbyt pewnie, zastanawiając się, co znajdę
w środku.
Przerwał, jakby wspomnienia z tamtego okresu były zbyt
ważne, żeby zdradzać je komuś obcemu. Widziałam w jego oczach, że wcale nie
chce mi o tym wszystkim opowiadać. Ciągnął jednak uparcie z coraz większym
poirytowaniem.
– W kopercie było
zdjęcie. Małe. Wyglądało, jakby zostało zrobione polaroidem. Biała, dość
szeroka rameczka, a w środku kwadracik w odcieniach szarości. – Czyli jednak
była chora, pomyślałam. – Obracałem je i oglądałem pod każdym kątem, ale nie
potrafiłem rozpoznać, co na nim jest. Doszedłem do wniosku, że do zdjęcie
jakichś organów. Przestraszyłem się, że jest chora. Chora i umrze. I dlatego
płacze, została w domu, nie chce nikogo widzieć. Załamany usiadłem na łóżku i
niemal też zalałem się łzami. Karola przyglądała mi się dziwnie. Nie takiej
reakcji się spodziewała. Poznałem po jej minie, że mam ją wspierać, ale jak
niby miałem to robić, skoro ona chciała zostawić mnie samego.
Po tych słowach zrobiło mi się go żal. Cholera. Zawsze
muszę się obrazić przez jakąś głupotę. Czy mi się wydaje, że jestem
najważniejszym obiektem we wszechświecie i wszystko powinno kręcić się wokół
mnie? Jeśli tak, to z całą pewnością jestem w błędzie! Jak mogłam być taka
nieczuła? Paweł nie przerywał.
– Umrzesz? Zapytałem ją
wprost. Tylko tego się bałem. Jeśli nie, to poradzimy sobie. Kiedy to
powiedziałem, ponownie zalała się łzami. Czyli jednak umrze, pomyślałem. Gdy na
mnie spojrzała, wiedziałem, że jednak się mylę, na jej twarzy znowu widziałem
wściekłość. Kazała mi zabierać zdjęcie i się wynosić. Powiedziała, że nigdy
więcej nie chce mnie widzieć. Że nie przyjdzie więcej na plan. Że mam nie
dzwonić. Wyszedłem z kopertą w ręku. Chciałem zapytać jej matkę, ale spanikowałem.
A poza tym, po co miałem ją martwić? Chciałem umówić się z Michałem. Nie było
go. Spotkaliśmy się dopiero po kilku dniach. Z nikim w tym czasie nie
rozmawiałem. Schowałem zdjęcie i starałem się nie myśleć o Karolinie.
– Poszliśmy zagrać w
bilard – podjął po przerwie, trwającej zaledwie ułamek sekundy. Na jego twarzy
malował się głęboki smutek. – Opowiedziałem mu, co się stało. I pokazałem
zdjęcie. Michał był jedyną osobą, która wiedziała, jak blisko jestem z moją
przyjaciółką. Nie pochwalał tego. Twierdził, że jestem za młody. Nie rozumiał
podstaw naszego związku, ale niczego mi nie zabraniał. Uważał, że nie ma do
tego prawa. Byłem mu za to wdzięczny. Przyglądał się zdjęciu w milczeniu. Jego
mina nie wyrażała nic. Pomyślałem, że w takim razie musi być fatalnie, że nic
już dla Karoliny nie da się zrobić! Załamałem się po raz drugi. A tak na niego
liczyłem.
– Wiesz, co to jest?
Słowa Michała wdarły się wtedy w moje rozmyślania. Czy wiesz, co przedstawia to
zdjęcie? Powtórzył bardziej stanowczo. Był zły. Ale ta złość nie pasowała do
sytuacji. Powinien mi współczuć! Dlaczego był na mnie zły? Nie rozumiałem jego
zachowania, ale pokiwałem przecząco głową. Wyrok śmierci, zapytałem? Zaczął się
śmiać. Ośmielił się śmiać, kiedy ja tak cierpiałem! Nie, to nie jest wyrok
śmierci, powiedział po chwili, przynajmniej nie w takim sensie, w jakim ty go
rozumiesz. Kiedy zobaczył moją minę ponownie się uśmiechnął, ale tylko na
moment. Pamiętam to wszystko doskonale. Powiedział wtedy: to wszystko przez to,
że jesteś taki młody, wszystko przez to! Dlatego nic nie rozumiesz!
Paweł opuścił głowę i oparł ją o wilgotny
ręcznik, ale ja pomimo gorąca, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był zły a
jednocześnie załamany, szczęśliwy i wściekły.
– Wtedy, po rozmowie z
Michałem zmieniło się moje życie. Pojechaliśmy razem do Karoliny następnego
dnia. Ona wiedziała, kim jest dla mnie Michał. Niechętnie, ale wpuściła nas
obu. Domyśliła się, że w końcu zrozumiałem. Długo rozmawialiśmy. Przepraszałem
ją. Ale i tak nic już nigdy nie miało być takie samo. Do tej poty widuję się z
Karolą, – znowu mi się przyjrzał, chyba chciał sprawdzić, jak na to zareaguję,
ale mi wciąż czegoś brakowało, – ale od tamtego czasu nie jesteśmy parą. Nigdy
więcej też ze sobą nie sypialiśmy. Od tej pory łączy nas tylko jedno. Ale za to
jak ważne. Łączy nas Tomek, – wciąż nie rozumiałam, co Paweł zauważył, więc po
chwili dodał, – Tomek w grudniu skończył trzy latka.
Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć w to, co mówił.
Jaka jestem tępa! Jak się mogłam nie domyślić? To nie było zdjęcia jakichś tam
chorych organów! To było usg, a Karolina była w ciąży. Z nim. Z
piętnastolatkiem. O ja! Zorientowałam się, że mam otwartą buzię, więc czym
prędzej ją zamknęłam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zaskoczył mnie.
– Jesteś na mnie zła?
– Zła? – Spytałam bez
sensu, – dlaczego miałabym być zła?
– No, dlatego, że ci o
niczym nie powiedziałem. Nie wiem?! Może, dlatego, że dowiadujesz się, że twój
przyjaciel, o ile ciągle nim jeszcze jestem, ma dziecko?
– Nie, – uśmiechnęłam
się nieśmiało, musiałam to wszystko przemyśleć w domu, w samotności, – nic się
między nami nie zmieni. I… i chętnie poznam Tomka, jeśli chcesz…
– Naprawdę? – Ucieszył
się, ale i patrzył na mnie z powątpiewaniem, – jesteś tego pewna?
– Oczywiście! W końcu
to twój synek!
Jechaliśmy teraz na Ku Słońcu. Paweł zadzwonił do matki
swojego szkraba i umówił się, że zabierze małego na kilka godzin. Zgodziła się
bez przeszkód, mimo, że powiedział, iż będzie ze mną.
– Chodź, – otworzył mi
drzwi od strony pasażera, – Karolina chce cię poznać.
– Dlaczego? Co jej
powiedziałeś? – Uśmiechnął się na widok mojej miny.
– Nic. A przynajmniej
nic, co nie byłoby zgodne z prawą.
Nadal nie byłam pewna czy to dobry pomysł, ale Paweł
pochylił się i odpiął pas, po czym pociągnął mnie za rękę.
Witam,
OdpowiedzUsuńjak się okazało Paweł ma synka, właśnie takie miałam podejrzenia, jak zaczął opowiadać...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia