Rozdział 11
Nie potrafiłam tego zatrzymać. Każde muśnięcie jego warg
i każdy kolejny dotyk sprawiały, że chciałam go bardziej, że chciałam być
bliżej. Przestało się liczyć wszystko. Byliśmy tylko ja i on. Szaleni. Szczęśliwi.
Niedbający o przyszłość.
– Mieliśmy iść pod
prysznic, – szepnęłam, śmiejąc się serdecznie, – może warto byłoby się
doprowadzić do porządku po dwóch godzinach ćwiczeń.
– Hm… – Nie odrywał od
mojego ciała ani swoich ust, ani oczu, – ja ćwiczyłem tylko godzinkę, –
uśmiechnął się i jednak zerknął na moją twarz, – boję się, że uciekniesz. Albo
zmienisz zda…
Brutalnie. W połowie, przerwał nam telefon. Mój. Wibrował
nachalnie i dzwonił na stoliku. Był na wyciągnięcie ręki.
– Nie odbieraj, –
powiedział błagalnie, wiedział, kto to, ja też, – proszę.
– Muszę, – szepnęłam i
wyciągnęłam dłoń.
Złapał ją w połowie drogi, przyciągnął do siebie i zaczął
całować. Spojrzałam na niego z mieszaniną czułości i zdenerwowania.
– Paweł, muszę odebrać.
Puścił mnie zrezygnowany i podał komórkę.
– Cześć. – Uznał chyba,
że nie przeszkadza mu, iż rozmawiam i wrócił do mojego brzucha.
– Gdzie jesteś? –
Adrian był zły.
– Coś się stało? –
Paweł głaskał moją szyję, a jego usta wędrowały coraz wyżej.
– Pytałem, gdzie
jesteś?
– Dobra, o co ci
chodzi? Mógłbyś mówić jaśniej, zamiast się na mnie wydzierać?
– Mówiłem, żebyś nie
odbierała… – powiedział cicho mój kochanek.
– Jestem u Danieli, –
poddałam się, uważając, że Adrian nie powie mi, co się dzieję, – byłyśmy na imprezie
i nie chciałam wracać sama. O co chodzi?
– Czekam na ciebie w
domu.
– Słucham? – Wyrwałam
się z objęć Pawła, – miałeś przyjechać dopiero wieczorem.
– Ale przyjechałem
wcześniej. Chciałem ci zrobić niespodziankę.
– Cholera. Będę za
dwadzieścia minut.
Spanikowana, zastanawiałam się, od czego zacząć.
Zadzwoniłam do mojej koleżanki. Miałam tylko nadzieję, że uprzedzę Adriana, że
nie telefonował wcześniej do niej. Zajęte. O nie!
– Wyluzuj, – Paweł
przyciągnął mnie do siebie, powinnam ruszyć się z miejsca, biec, a ja naiwnie
wtulałam się w jego ramiona, – odwiozę cię.
– Nie da rady. A co,
jak cię zobaczy?
– Nie zobaczy.
Wysiądziesz wcześniej. Leć po rzeczy.
Jechaliśmy szybko. Była sobota rano, więc ruch na głównych
ulicach niewielki. Łatwo przebiliśmy się przez centrum. Daniela w końcu
odebrała.
– Cześć! Właśnie miałam
dzwonić. Co się dzieję? Adrian był wściekły!
– Był u ciebie? –
Głupia! Głupia!
– Nie, tylko dzwonił, –
zamilkła na ułamek sekundy. – Co jest grane?
– I co mu powiedziałaś?
– Daniele się nie odzywała. O nie! – Skarbie! Co mu powiedziałaś?
– Eee… wymyśliłam
naprędce, że byłyśmy na imprezie i nie chciało ci się wracać do domu.
– Dziękuję! Wynagrodzę
ci to! – Zastanowiłam się, – nie chciał mnie do telefonu?
– Powiedziałam, że już
wyszłaś. I że jestem zmęczona i idę spać.
– Jak ja ci się
odwdzięczę?
– Zacznij od
powiedzenia, o co chodzi. Gdzie byłaś?
– To nie rozmowa na
telefon. Odezwę się wieczorem i się umówimy. Co ty na to?
– Jasne.
– Jeszcze raz dziękuję.
Ratujesz mi życie.
– Daj spokój. Buziaki.
Będzie dobrze, powtarzałam w duchu. Musi być. Nic nie
zrobiłaś. Na nic nie jest za późno.
– Tak bardzo chciałbym,
– Paweł pocałował mnie delikatnie w policzek na pożegnanie i powtórzył słowa
sprzed telefonu Adriana, – żebyś była moja.
– Muszę lecieć.
Szybko wbiegłam po kilku schodkach i natarczywie
naciskałam przycisk przywołujący windę.
– Co jest! – Krzyknęłam
ze złością.
– Nie ma prądu, musi
pani iść po schodach. – Odezwała się jakaś staruszka schodząca z góry.
– Hm. Dziękuję.
Przeskakiwałam po dwa stopnie, byle tylko znaleźć się jak
najszybciej w domu. Miałam nadzieję, że Adrian uwierzy w bajeczkę o zabawie i
nie będzie mnie zanadto wypytywał.
Wpadłam do domu jak strzała. Nie zamknęłam nawet za sobą
drzwi, tylko od razu pobiegłam do pokoju i rzuciłam mu się w ramiona.
– Jesteś! – Wyszeptałam
mu do ucha, – tak bardzo tęskniłam!
– Czyżby? – Odepchnął
mnie lekko od siebie, – nie wyglądasz jakbyś była wczoraj na imprezie.
– Słucham? – Spojrzałam
na siebie. Miałam dresy i przepocony top, na który w pośpiechu zarzuciłam
kurtkę. – Wyglądam świetnie! Spodnie zostały u Danieli. Jak zadzwoniłeś nawet
się nie przebierałam, – wskazałam na swój sportowy strój i uśmiechnęłam się, –
w tym spałam.
– Ok. Już dobrze. W
końcu miałem przyjechać wieczorem.
– No właśnie! Chciałam
przygotować kolację! Nie dałeś mi się wykazać!
– Mam cos dla ciebie, –
rozpromienił się i nie skomentował moich wyrzutów, – długo się zastanawiałem,
co ci przywieźć, ale myślę, że to będzie idealne.
Wzięłam do ręki paczuszkę. Prezent… jak miło. Jaką jestem
hipokrytką! On wyjeżdża na dwa tygodnie a ja tak łatwo się zapominam.
– Coś nie tak? –
Przyglądał mi się badawczo. Na mojej twarzy musiała malować się rozpacz.
– Kocham cię, wiesz?
– Wiem, – pocałował
mnie delikatnie.
– Co jest w środku?
– Sprawdź.
Odwiązałam kokardkę i zdarłam niebieski papier. W środku
znalazłam… książki. Byłam wniebowzięta. Dwie z nich autorstwa Wojciecha
Cejrowskiego, dwie Nicholasa Sparksa. Choć obaj pisali w zupełnie inny sposób,
każdego z nich czytałam z przyjemnością. Pierwszy zachwycał mnie swoim ciętym humorem
i spostrzegawczością, trafnością uwag i sarkazmem. Jego słowa kazały mi się
zawsze zastanowić nad tym, czego chcę i czy potrafiłabym podjąć ryzyko. Do tej
pory byłam przekonana, że nie! A teraz? A teraz dużo się działo w moim życiu…
Sparks z kolei niezmiennie doprowadzał mnie do łez. Po przeczytaniu kilku jego
pozycji potrafiłam bezbłędnie, po kilkudziesięciu stronach przewidzieć przyszłe
wydarzenia. Nie przeszkadzało mi to jednak. Lubiłam jego styl. Tak samo jak filmy
powstające bezustannie na podstawach jego powieści.
– Dziękuję, –
pocałowałam Adriana z czułością.
– Wiedziałem, że ci się
spodoba, – uśmiechnął się, – choć nie potrafię tego zrozumieć! Wolałbym kupić
ci jakieś fajne gry, ale…
– Wolę książki, a te
bardzo chciałam mieć.
Przez pół dnia Adrian opowiadał mi o swoim urlopie. Dużo
tego było. Cieszyłam się niezmiernie, że jest już przy mnie. Jednocześnie nie
mogłam pojąć, dlaczego dzisiaj rano zachowałam się w taki sposób. Dlaczego
sprowokowałam Pawła? Gdyby nie ten śmieszny konkurs, on nawet nie zwróciłby na
mnie uwagi. A Adrian jest ze mną od kilku lat. Zna mnie dobrze. Moje wady,
których było zdecydowanie więcej niż zalet. Moje przyzwyczajenia. Był przy mnie
zawsze wtedy, gdy go potrzebowałam. Nigdy mnie nie zranił. Dawał mi poczucie
bezpieczeństwa. Tylko ta rutyna…
– Jesteś jakaś
nieobecna, – stwierdził, gdy nie zaśmiałam się z opowiadanej właśnie przez
niego anegdotki.
– Przepraszam. Jestem
zmęczona, – musiałam szybko coś wymyślić! – Kiedy cię nie było, brałam więcej
godzin w pracy. I jeszcze ta impreza wczoraj.
– Chcesz się położyć?
– Chyba żartujesz! –
Uśmiechnęłam się przelotnie, – od kiedy to śpię w dzień?
– Hm. W nowy rok
przespałaś całą dobę.
– Ej! Nie wypominaj!
To był naprawdę miły dzień. Zupełnie inny od kilku
ostatnich. Bez pośpiechu i bez bieganiny. Bez konieczności robienia
czegokolwiek.
Wieczorem zdobyłam się wreszcie na to, żeby zadzwonić do
Pawła. Chciałam go przeprosić. Za wszystko. Nie za to, że musiałam jechać.
Raczej za to, że pozwoliłam mu mieć nadzieję. Jak mogłam być taką egoistką.
Odebrał dopiero za drugim razem.
– Cześć Jula, –
usłyszałam w słuchawce, ale miałam wrażenie, że coś mi się nie zgadza.
– Cześć Paweł, chyba
musimy porozmawiać, – powiedziałam ostrożnie.
– Taty nie ma. To ja,
Tomek.
– Cześć mały, – spojrzałam
na zegarek, było dziesięć po jedenastej. – Nie powinieneś już spać?
– Powinienem, – zaczął
śmiać się do słuchawki, – ale jestem z babcią, a ona sama usnęła, słyszysz jak
chrapie?
Chyba podszedł do niej z komórką, bo aż wystraszyłam się
dźwięku, jaki wydobył się z mojej. Też zaczęłam się śmiać, ale byłam dziwnie
poirytowana.
– A gdzie twoja mama,
że zostałeś z babcią?
– Tata przyjechał i
gdzieś wyszli, – był wyraźnie szczęśliwy. – Zapomniał telefonu.
– Aha.
Tylko
tyle byłam w stanie powiedzieć. Ale czego właściwie mogłam oczekiwać? Miał niby
na mnie czekać? Ostatecznie dzwoniłam, żeby mu powiedzieć, że sytuacja z rana
nie powinna, nie może nawet się powtórzyć. Ale Karolina? Dlaczego właśnie ona?
– Powiedzieć tacie, że
dzwoniłaś? – Chyba mu się znudziło czekanie, aż powiem coś więcej.
– Nie Tomek. To nic
ważnego. Ale kładź się już może lepiej, co?
– Muszę?
– Chyba powinieneś!
– No dobra, –
Odpowiedział ze smutkiem.
– Dobrej nocy kochanie,
buziaki.
– Pa.
Nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok.
Starałam się nie myśleć ani o Pawle, ani o Karolinie. O tym jak wiele ich łączy,
czy łączyło. O tym, gdzie teraz są i co robią. Ale marnie mi szło. I byłam na
siebie wściekła.
– Masz Adriana! Uspokój się, – pomyślałam, że
powiedzenie tego na głos jakoś pomoże… Nie pomogło!
Całą niedzielę spędziliśmy bezproduktywnie. Zakupy,
spacer, filmy. I rozmowy. Godziny rozmów. Niestety już wieczorem doszło do
pierwszej sprzeczki. Nawet nie wiem, od czego się zaczęło. Za to wiem, na czym
stanęło… Zapewne przez całe dwa tygodnie balowałam, bo przecież tak rzadko
dzwoniłam. Pozwoliłam sobie na wyjazd do domu i to jeszcze z jakimś chłopakiem,
którego on nie zna, pewnie ludzie już o tym plotkują. W domu nieporządek, a
przecież powinnam o to zadbać. Do tego nowe ubrania, jakbym nie miała ich już dostatecznie
dużo. Wszystko. Wszystko go drażniło. Poszłam spać do drugiego pokoju. Czar
wczorajszego dnia prysł. Żałowałam, że odebrałam telefon.
Poniedziałkowy
poranek przypomniał mi, że dziś wraca Marek a ja prawie nic nie powtarzałam.
Przeżywałam jednak wciąż niedawną kłótnię i nie miałam głowy do porządnej
nauki. Adrian wyszedł nie pożegnawszy się ze mną, co jeszcze bardziej mnie
rozzłościło.
Czy to naprawdę jest moja wina? Ostatecznie, jego wczorajsze
wyrzuty były śmieszne. Nie mogłam zrozumieć, co nim kierowało.
Pod klatką przypomniało mi się, że przecież mam samochód!
Na siłowni byłam piętnaście minut przed czasem. Już miałam zacząć poszukiwania
parkomatu, gdy na przedniej szybie zauważyłam nalepkę abonamentową. No, no.
Michał się postarał. Będę musiała mu podziękować.
Czekając na Artura zastanawiałam się, jakie niespodzianki
przyniesie mi dzisiejszy dzień. Nie podobało mi się to, w jaki sposób Adrian
mnie wczoraj potraktował. Może i na to zasługiwałam, ale on nie mógł o tym
wiedzieć.
– Coś ty taka
zamyślona?
– Cześć, – podniosłam
głowę, – długo tu stoisz nade mną?
– Nie, – Artur
uśmiechnął się serdecznie, jak pierwszego dnia, kiedy to uświadamiał mnie, co
przede mną, – dopiero wszedłem. Jakaś Corsa zajęła moje miejsce.
– Corsa? – Spojrzałam
na niego, – Corsa B?
– Tak.
– Ups. To chyba ja. Ale
mogę przestawić. Nie wiedziałam, że to twoje miejsce.
– Nic nie musisz
przestawiać, – znowu się uśmiechnął, – już znalazłem inne.
– Naprawdę nie
wiedziałam… – próbowałam sobie przypomnieć czy nie było tam jakichś oznaczeń.
– Bo oficjalnie nie
jest moje. Ale do tej pory nikt tam nie stawał – zamyślił się na ułamek sekundy.
– Nie ważne. Idziemy.
– Tak jest!
Trening przebiegł nadzwyczaj spokojnie. Minęło już tyle
czasu, od kiedy zaczęłam ćwiczyć, że teraz nie potrafiłam wyobrazić sobie życia
bez Artura. Od czasu do czasu wpadałam w zamyślenie, kiedy to niespodziewanie w
moje myśli wkradał się Paweł albo Adrian. Byłam zła na obu. Na pierwszego
irracjonalnie, ale…
– Jesteś trochę
nieobecna, – podjął trener, – Paweł dzisiaj nie przyjdzie?
– Chyba nie, – zmusiłam
się do uśmiechu, ale Artur nie dał się nabrać, – skoro go nie ma.
– Mogę cię o coś
zapytać?
– Hm. Słucham?
– Dlaczego właściwie
jesteście razem?
No tak. Dlaczego? Dziwne, że to pytanie padło dopiero
teraz. Po wielu miesiącach znajomości. I co niby mam odpowiedzieć? Że go
kocham?
– A jak myślisz?
– Właśnie problem w
tym, że nie wiem. Nie potrafię zrozumieć, – zabawne, pomyślałam, ja też.
– A chodzi ci bardziej
o mnie czy o niego? – Spojrzałam na niego, ale chyba nie do końca zrozumiał,
więc dodałam, – pytasz mnie, dlaczego jestem z Pawłem, czy raczej, co on widzi
we mnie?
Było dla mnie oczywiste, że chodzi mu o uczucia Pawła,
ale potrzebowałam czasu na wymyślenie mądrych odpowiedzi. Och. Głupia ja.
– Na początku, – Artur
był wyraźnie zmieszany, mówił powoli, starannie dobierając każde słowo, – nie
potrafiliśmy zrozumieć, dlaczego się na to wszystko zgodziłaś. Jeszcze zanim
się pojawiłaś. Co to w ogóle za pomysł? Kiedy pierwszy raz przyszłaś…
– Proszę, mów, –
odezwałam się, bo zrobił dłuższą przerwę, – nie będę zła. Chcę wiedzieć.
Wszystko. A potem postaram się odwdzięczyć za szczerość, – Uśmiechnęłam się,
tym razem bardzo prawdziwie.
– Kiedy pierwszy raz
przyszłaś, pomyśleliśmy, że to jakiś żart. Po pierwsze na wstępie dało się
zauważyć różnice między wami. Różnicę wieku. Jesteś kilka lat starsza, co tobą
kieruje? Odpowiedzieliśmy sobie od razu… wybacz – spojrzał na mnie
przepraszająco, – kasa. Nic innego. Ale wtedy nasunęło się pytanie, co widzi w
tobie Paweł? I kolejna różnica, wygląd. On to niemal książe z bajki, idealny. A
ty? Uznaliśmy, że może twoja „przemiana” była jakimś warunkiem waszego ślubu.
Ale to absurd.
Oto moje lęki z pierwszego dnia powróciły. Wszyscy uznali
mnie za dziwaczkę, która leci na pieniądze i dla nich jest w stanie zmienić się
całkowicie. Wiedziałam, wiedziałam!
– Tylko, że później
poznałem cię lepiej, – Artur kontynuował, – miałem dużo czasu. Godziny, które
spędzaliśmy wspólnie, pozwoliły mi na inne spojrzenie na tą dziwną sytuację. Jesteś
świetną dziewczyną. Mogę przy tobie śmiać się i płakać. Mogę ci zaufać. Zawsze
wiesz, gdy mam problem. I zawsze potrafisz mi pomóc. Tylko… Nie znam Pawła zbyt
dobrze, wydaje się miłym dzieciakiem – podkreślił szczególnie to ostatni słowo!
– Ale nie potrafię odgadnąć relacji, jakie między wami panują. Chociażby to, że
prawie nigdy o nim nie mówisz. To, że nigdy nie pocałował cię w naszej
obecności. Nie objął, nie przytulił cię do siebie. Nigdy nie widziałem,
żebyście trzymali się za ręce.
Czyżby to wszystko było aż tak bardzo widoczne? Nawet nie
zdawałam sobie z tego sprawy. To oczywiste, że nikt nie mógł dostrzec takich
prostych gestów. Byliśmy przyjaciółmi, jak więc mogliśmy publicznie okazywać
sobie miłość? I co ja mam niby odpowiedzieć?
Artur wpatrywał się we mnie wyczekująco. Był wobec mnie
szczery. Teraz moja kolej. Ale przecież nie mogę powiedzieć mu prawdy. A tak
bardzo bym chciała.
– Paweł ma znanych
rodziców, – zrobiłam przerwę, zastanawiając się, jak dobrze to rozegrać, – oni…
nie są do mnie przekonani, chociaż nie mieliśmy okazji się poznać. Myślą
zresztą podobnie jak wy.
Nie rozumiał. A ja brnęłam w kłamstwo coraz głębiej.
– Kasa, – spojrzałam
wymownie w sufit. – Jakaś głupia dziewczyna z małego miasta uwiodła ich syna,
bo chce mieć rozpoznawalne nazwisko i pokaźną sumę na koncie. Ale to nieprawda.
Bo niby jakże mogłoby być prawdą…
– Paweł to wspaniały
chłopak. Młody. To fakt. Ale kiedy go poznałam, nie wiedziałam, że jest bogaty.
Nie miałam o tym pojęcia! Nie wiedziałam też, że to wszystko się tak ułoży. I
wcale nie chciałam tego ślubu. To znaczy, nie tak szybko. Nie zależy mi. To
jemu zależy.
– W takim razie,
dlaczego właściwie się pobieracie? Kochasz go?
– On mnie poprosił, a
ja się zgodziłam. Na początku byłam przekona, że to żart. Gdy okazało się, że
nie, byłam pewna, że to wszystko… ten ślub odbędzie się za kilka lat. Pamiętasz
moją minę, gdy powiedziałeś mi, że to już w lipcu? – Pokiwał głową. – Byłam
wściekła. Jak mógł podjąć taką decyzję beze mnie? Ale podjął.
– To twoje życie, –
powiedział szorstkim głosem, – zawsze możesz wszystko zmienić.
– Nie mogę Artur. To
już za daleko zaszło. Nie mogę.
Nie odpowiedział. Ja ćwiczyłam dalej zastanawiając się, o
czym myśli. Martwił się o mnie. Chyba nie podobało mu się to, co powiedziałam.
Ale taka była prawda. Nie mogłam już nic zmienić. I nie chodziło mi bynajmniej
o ślub, a o decyzję, którą podjęłam, podpisując umowę. Teraz mogłam mieć tylko
nadzieję, że kiedyś wszyscy, których kocham, wybaczą mi to, co zamierzałam
zrobić.
– Dlaczego nie
okazujecie sobie uczuć? – Zaczął ponownie, nie mógł pogodzić się z moją
decyzją. A może uznał, że nie mówię mu prawdy?
– Paweł… – eh,
zamorduję go, że musze tak kłamać! – Nie chce, żeby ktoś się o nas dowiedział.
Nie chce żadnego skandalu, plotek, podejrzeń. To ma być cichy i mały ślub.
Chociaż i tak za jakiś czas pewnie przeczytasz o mnie w gazecie, – zaśmiałam
się, kiedy pomyślałam o kontekście, w jakim znajdzie moje nazwisko, – albo
usłyszysz coś w wiadomościach. Nie złość się wtedy na mnie. Pomyśl, że bardzo
pomogłeś mi stać się nową osobą. Nawet nie wiesz, jak wiele ci już zawdzięczam.
– Nie rozumiem, –
spojrzał na mnie pytająco, – czemu miałbym się złościć?
– Nie ważne. Tak tylko
powiedziałam.
– Ej, Jula. Mów!
– Artur, nie mogę.
Przykro mi.
– Rozumiem, że zatajasz
przede mną coś bardzo istotnego?
– Tak. Coś bardzo
ważnego dla mnie.
Chcę kontynuację Prawdziwej Przepowiedni!!! Błagam...To jedno z moich ulubionych opowiadań
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest fantastyczne!!! Dopiero dzisiaj odważyłam się je przeczytać i się zakochałam. Do tej pory czytałam głównie o Harrym, ale widzę, że to mój błąd. Nie spodziewałam się, że można stworzyć tak interesującą opowieść o Polce!!! Mam nadzieję, że będziesz kontynuować Ucieczkę, bo jest naprawdę fantastyczna :D
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńech było tak pięknie, Adrian wcześniej sie zjawił, było miło, a potem już kłótnia....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia