czwartek, 12 września 2013

Part 9



Rozdział 9
            Czkając na windę zastanawiałam się, po co to robię? Nie jestem jego dziewczyną, w jakim więc celu mam poznawać matkę jego dziecka? Jak to fatalnie brzmi… Wiedziałam, że cała sytuacja będzie dla mnie krępująca. Już była! Intruz. A do tego Tomek. A co jeśli mnie nie polubi? Po co ja się tym przejmuję? Idiotka. Wyluzuj!
– Jesteś pewny, że to dobry pomysł? – Spojrzał na mnie przelotnie i zatrzymał dłoń zbliżającą się do domowego dzwonka.
– Jeśli nie chcesz, to mogę odwieźć cię do domu. Ale popołudnie spędzę z dzieckiem. Obiecałem mu.
– Nie o niego mi chodzi, – powiedziałam poirytowana, – tylko o Karolinę!
– Nie masz się, czego obawiać, – pogładził mi dłoń, po czym zreflektował się, że to nie najlepszy pomysł i szybko mnie puścił, – będzie dobrze.
            Może rzeczywiście. Nie ma się, co martwic na zapas. Jak mnie nie polubią, to trudno!
– Wejdźcie, otwarte!
– Gotowa?
– Bardziej gotowa nie będę.
            Weszliśmy do środka. Ciasne mieszkanko, pomyślałam. Wąski, ciemny przedpokoik uświadomił mi, że Tomek nie ma tego, co z cała pewnością posiadał jego tata. Po chwili usłyszeliśmy krzyk.
– Tato, tato! Uratuj mnie. – A później niekontrolowany wybuch śmiechu dziecka. Paweł wszedł do pokoju. Był skromny, ale ładnie urządzony.
– Dzień dobry, – przywitał się dość oschle, ja ciągle męczyłam się z butami.
– Witaj Pawle, – dziwne powitanie, przeleciało mi przez głowę. I głos inny niż ten, który kazał nam wejść. I nagle do mnie dotarło. Był ktoś jeszcze! O nie!
– Skarbie, nie mam zamiaru ratować cię przed babcią!
– Dzień dobry, – przywitałam się nieśmiało, stając na progu, – jestem Jula.
– Cześć!
            Karolina podeszła do mnie i podała mi rękę. Była bardzo ładna. Rozumiałam, dlaczego Paweł się zakochał. Mimo, że jej synek miał trochę ponad trzy latka, nigdy nie powiedziałabym, że urodziła dziecko. Idealna figura. Mi do takiej jeszcze wiele brakowało, o ile kiedykolwiek miałam ją w ogóle osiągnąć. Jej mama siedziała na rozkładanej kanapie, która musiała służyć także za miejsce do spania. Obok niej leżał chłopiec i próbował się wyrwać z rąk babci. Kiedy mnie zobaczyła, ze zdziwienia puściła uścisk i szkrab uciekł. Tulił się teraz do ojca. Był jego miniaturką. Mały przystojniak. Burza kasztanowych, rozczochranych włosów, brązowe ogromne oczka i idealnie dobrany strój. Mógłby prezentować modę dziecięcą. Albo grać w serialach. Nagle mały wystrzelił z objęć taty i podbiegł do mnie. Podskoczył i rzucił mi się w ramiona. Zdziwiona, odruchowo go złapałam i obróciliśmy się kilkakrotnie dookoła.
– Uratowałaś mnie! – Krzyczał w moich objęciach. – Jesteś super! Tata nie chciał mnie uratować, a ty mnie uratowałaś!
– Cieszę się! – Zaśmiałam się w reakcji na ten niespodziewany wybuch entuzjazmu, – ale tata chyba miał rację, nie ratując cię przed babcią. Chyba oddam cię jej z powrotem!
– Nie! – Mały się śmiał, a z nim wszyscy wokół, – babcia mnie torturuje!
– Torturuje? Hm… – zaczęłam go delikatnie łaskotać, – czyżby o takie tortury chodziło?
– Aaaa! Babciu! Ratuj mnie.
            Po raz kolejny wszyscy wybuchnęli śmiechem. Chyba nie jest tak źle, pomyślałam. Położyłam malca na kanapie i oddałam go w ręce niedoszłej teściowej Pawła.
            Kilka minut spędziliśmy jeszcze u Karoliny. Ona w tym czasie ubrała chłopca i kazał mu się dobrze zachowywać. Mały uściskał ją i babcię, po czym ruszył w naszą stronę. Podbiegł do mnie i wziął mnie za rękę. Zdziwiłam się. Spojrzałam na jego mamę, ale nie była zła, uśmiechała się tylko. Wyszliśmy z Tomkiem, żeby mógł pierwszy wcisnąć guzik przywołujący windę. Opowiadał o swoim ulubionym bohaterze z kreskówek, nastolatku walczącym z kosmitami. Był zachwycony, że znam tę bajkę i możemy się posprzeczać, która z form przybieranych przez Bena jest najlepsza. Ja obstawałam za Szarą Materią i Fantomem, on za Czterorękim i Muchą. Kiedy tak się przekomarzaliśmy, usłyszałam rozmowę jego rodziców.
– Widzę, że dalej gustujesz w starszych dziewczynach, niewiele się zmieniło, – Karolina się śmiała, ale wyczułam napięcie w jej głosie, – ile Jula ma lat?
– Dwadzieścia cztery, – odpowiedział z poirytowaniem, – i nie jesteśmy razem. To tylko moja przyjaciółka.
– Może na razie. Ale na pewno chciałbyś czegoś więcej.
– Ale ona by nie chciała – przerwał na chwilę. – Nie chcę o tym rozmawiać. Przywiozę Tomka za kilka godzin, chyba, że chcesz mieć wolny wieczór.
– Lepiej nie. Pewnie masz plany, – sarkazm w jej głosie podpowiedział mi, że chyba jednak nasza, czy też moja wizyta nie wypadła najlepiej.
– Mówię ci, że nic mnie z Julką nie łączy! Ona jest zaręczona. – Usłyszałam prychniecie.
– Jakby to był w ogóle jakiś problem.
– Na razie.
            Pojechaliśmy do położonego w pobliżu centrum zabaw dla dzieci. Paweł zastanawiał się, czy nie usiąść z synkiem z tyłu, ale najwyraźniej obawiał się o jego życie, gdybym to ja miała prowadzić. Bawiliśmy się przez jakieś dwie godziny, później poszliśmy na długi spacer. Zawarłam z Tomkiem tajne przymierze przeciw jego tacie. Bawiłam się naprawdę wspaniale. W parku znaleźliśmy plac zabaw i mały od razu wskoczył na wolną huśtawkę.
– Gdybym wiedział, – zaczął Paweł, – że tak świetnie dogadujesz się z dziećmi przedstawiłbym ci go dawno.
– Oboje dobrze wiemy, – spojrzałam na niego z wyrzutem, – że przedstawienie nas sobie nie miało nic wspólnego z moim podejściem do dzieci.
– Tak, masz rację. Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Po części rozumiem. Ale i tak są jeszcze rzeczy, których o tobie nie wiem.
– Hm. Co masz na myśli?
– Tę akcję w klubie, w Poznaniu, – nie nadążał za moimi myślami, – zachowanie tego dziwnego ochroniarza.
– Musisz to teraz wyciągać?
– Po prostu dalej jestem ciekawa.
– Daj mi jeszcze trochę czasu. Chciałabyś poznać wszystkie moje sekrety od razu…
– Chciałabym. Szkoda, że to za mało…
            Kiedy odwieźliśmy Tomka do mamy, Paweł zapytał co dalej, ale uznałam, że wrażeń jak na jeden dzień wystarczy. Kładąc się, wciąż myślałam o tym, czego jeszcze się dowiem, i czy coś mną bardziej wstrząśnie.
            O ósmej obudził mnie telefon. Adrian. Chwilę porozmawialiśmy, ale coś go zdenerwowało, pewnie ja o poranku, i szybko skończyliśmy. Zjadłam śniadanie i przygotowałam słówka dla Artura. Dzisiaj mieliśmy się spotkać dopiero o piętnastej. Zastanawiałam się właśnie, co też będę robić do tego czasu, gdy po raz drugi dzisiejszego ranka zadzwonił telefon. Byłam na siebie zła, że tak się cieszę słysząc głos Pawła.
– Masz jakieś plany, na dzisiejszy dzień?
– Artur. Ale to dopiero po południu.
– A co powiesz na taniec dzisiaj? Trochę to zaniedbaliśmy. Nie chcemy, żeby Michał się wściekł.
            Co prawda nie takiej propozycji się spodziewałam, ale zawsze to jakaś ewentualność. Obawiałam się jednocześnie tego, że za bardzo zaczynam być uzależniona od Pawła. A przecież podjęłam już dawno decyzję, jak mają wyglądać nasze stosunki.
            Lekcje okazały się całkiem przyjemne. Znałam już większość kroków. Układy też nie wydawały się takie trudne jak na początku. Odrobina doświadczenia i sporo luzu. Było całkiem miło. Lepiej niż ostatnio. Byliśmy sami. Nikt mi się nie przyglądał. Nikt nie krytykował.
            Paweł podwiózł mnie do klubu, ale nie mógł dzisiaj zostać. Miał jakieś spotkanie, rozmowę czy coś innego. W każdym razie było to dla niego ważne i nie mógł sobie pozwolić na nieobecność. Byłam wykończona po hip-hopie, więc Artur nie był zadowolony z mojej pracy. Śmiał się jednak, że to wina przyszłego pana młodego, i starał się mnie rozumieć, nie przeszkodziło mu to jednak wycisnąć ze mnie ostatnich potów. Po treningu pojechałam do domu. Wciąż nie miałam obiecanego samochodu, więc pozostawał tramwaj.
           Wzięłam długą kąpiel i postanowiłam obejrzeć ekranizację jednej z kupionych ostatnio powieści, Charlie St. Cloud[1]. Wieczór nie okazał się do końca stracony. Książka piękna, film również niczego sobie. Nie żałowałam zakupu. To był dobry wybór.
Słuchając ostatnich taktów muzyki spoglądałam na mój wypchany książkami i płytami DVD regał. Wszystko miało tu swoje miejsce. Najwyżej książki o najmniejszej dla mnie wartości. Przeczytane raz, niektóre niedokończone. Jakieś stare słowniki i leksykony. Tu, przyznaję, rzadko zaglądałam. Chyba, że chcąc coś dołożyć. Pozostałe półki zajmowały pozycje, które miały dla mnie większe lub mniejsze znaczenie emocjonalne. Uwielbiam kupować książki. I uwielbiam je posiadać… Wiele z nich czytałam kilka razy. Jeśli w czymś się zatraciłam, nie potrafiłam się oderwać. Nie chciałam się oderwać. Mogłam przez kilka dni zaniedbywać obowiązki. Nie sprzątać. Nie chodzić na uczelnię. Nie jeść. W takich chwilach liczyłam się tylko ja i to, co obecnie mnie pochłaniało. Czasami myślałam, że mogłabym funkcjonować bez ludzi. Bez ludzi, ale nie bez książek.
Leżąc wtulona w zimną ścianę zastanawiałam się po raz kolejny, jak wyjaśnię wszystkim mój wyjazd, jeśli do takiego będzie musiało jednak dojść. Czy tak po prostu uwierzą w pracę za granicą? Jak zareagują? A jeśli mi się uda, to co powiedzą, kiedy wyjdzie na jaw, że nie byłam z nimi szczera, że ich okłamałam. I tak dotkliwie zraniłam. Ich wszystkich, którym tak na mnie zależy.
– Nie wygrasz! Nie masz się, czym przejmować! Idź spać! Jutro ciężki dzień…
            Po kolejnym wspólnie spędzonym dniu, Paweł zaproponował, abyśmy w końcu uczcili odbiór mojego nowego i jakże wyczekiwanego dokumentu. Ale najpierw pojechaliśmy po samochód. Nie mogłam uwierzyć. Był to niewątpliwie pierwszy punkt na liście wieczornych atrakcji.
– Gdzie byś chciała pojechać? Może wybierzemy dzisiaj coś niezwykłego? – Widziałam, że chce mi sprawić radość, – na Placu Grunwaldzkim jest taka knajpka, gdzie można zjeść rekina czy krokodyla. Wszystko jest pyszne! – Ale uznałam, że chyba zwariował!
– O nie! Nawet o tym nie myśl! Nie mam dzisiaj ochoty na żadne dziwactwa! Jadę do domu się przebrać, a potem zamówimy pizzę, albo zajedziemy do kfc. Do tego możemy kupić wino, martini, albo jeszcze coś innego. Możesz sam coś wybrać. Później rozłożeni przed telewizorem będziemy się tym wszystkim zachwycać!
– Jesteś pewna? Myślałem, że wolisz coś… bardziej wyrafinowanego. No nie wiem, – rzeczywiście widać było, że mnie nie rozumie. Ale ja nie jestem jedną z tych lasek, które muszą bezustannie być zabierane do najdroższych restauracji, dostawać drogie prezenty i chodzić w markowych szpilkach. Zresztą, jak długo tak można? Chcę troszkę normalności w tej nienormalnej sytuacji!
– Ja nie potrzebuję przepychu, Paweł. Ja potrzebuję spokoju. Może kiedyś dam się zabrać do tego lokalu, ale nie dziś. To ma być mój dzień, więc świętujmy go po mojemu.
            Poddał się. Zresztą nie było sensu się ze mną kłócić. Może, gdybym próbowała go namówić, żebyśmy wyskoczyli na noc do Berlina, to by zaprotestował, (chociaż pewności nie mam…) ale coś tak zwykłego jak pizza i wino? Nie miał wyboru.
            Przyjechaliśmy do mnie. Zaproponowałam, żeby wszedł. Ten jeden, jedyny raz, pomyślałam. Wyciągnęłam z szafy dżinsy i czarną tunikę. Standard jest najlepszy. Poprawiłam makijaż i już byłam gotowa do wyjścia. Paweł stał przed moją prywatną biblioteczką i oglądał zdjęcia.
– Gotowa!
– Hm. To Adrian? – Wskazał na jedną z ramek.
– Tak. Nie widziałeś go? Są takie wynalazki jak nasza klasa czy facebook, – zaśmiałam się, – byłam pewna, że mnie dokładnie sprawdziliście.
– Michał pewnie tak, – on też się uśmiechnął, – ale ja uznałem, że to… niemoralne.
– Niemoralne? Nie przypuszczałabym. Więc, tak, to Adrian. Tam na górze, mój brat, Kamil. A tu – wskazałam jedyne czarno białe zdjęcie, – moja mama.
– Jesteś do niej bardzo podobna, – przyjrzał mi się uważnie, – uważasz, że to dobrze?
– Tak. Mam nadzieję, że jestem do niej podobna.
            Mój samochód zostawiliśmy pod domem, pewnie i tak będę zmuszona do powrotu taksówką, i wsiedliśmy do mercedesa. Paweł nie odzywał się przez większość drogi. Zawsze, kiedy milkł miałam złe przeczucie.
– Coś nie tak? – Chyba dosłyszał rozdrażnienie w moim głosie.
– Nie. Zastanawiam się po prostu.
– Tak? – Nie odpowiedział. – Nad czym?
– Nie będziesz zła?
– Nie wiem, może będę. O co chodzi?
– Nigdy nie wspominasz o swoich rodzicach.
– Hm. No tak. Ty o swoich też do niedawna nie wspominałeś. A i dziś wiem o nich niewiele.
– Masz rację, przepraszam.
– Nie szkodzi. Co chciałbyś wiedzieć?
            Zastanowił się przez chwilę. Wiedział, że oto wkracza na bardzo osobisty teren. To, że wszystkiego o sobie nie wiemy miało dobre i złe strony. Tajemnica. Ale i ciekawość, która czasem musi doprowadzić do trudnych pytań. Może nie wiedział, od czego zacząć, a może nie chciał mnie urazić. Czekałam. Postanowiłam nie ułatwiać mu niczego. I wszystkiego nie zdradzać. Jeszcze będzie czas.
– W domu, – zaczął niepewnie, – masz tylko zdjęcia mamy. Dlaczego?
– Pytasz mnie o ojca? – Skinął głową. – Bo mój ojciec to dupek. Łagodnie mówiąc. Ojciec Kamila też.
– Ok., rozumiem. Był aż taki zły, że nie chcesz go pamiętać? – Chyba nie zauważył, w jaki sposób sformułowałam odpowiedź. A może po prostu zwinnie przemilczał zdziwienie.
– Nie. Był aż taki zły, że wolałabym nigdy go nie poznać.
– Ale mamę kochasz, – powiedział z przekonaniem. – A mimo to nigdy o niej nie mówisz.
– Tak.
– Odrobinę mi wszystko utrudniasz.
– Znasz mnie. Taka właśnie jestem. Lubię utrudniać życie sobie i innym.
– Czy spotkam ją kiedyś? Poznam? Przedstawisz mnie? – Westchnęłam. I co niby mam powiedzieć?
– A chciałbyś? – Zerknął na mnie, – oczywiście, że byś chciał, skoro pytasz. Tak. Jeśli wygram, to zaprowadzę cię kiedyś do niej.
– To już coś. Czyli niedługo powinienem ją poznać, – uśmiechnął się w końcu szczerze, – jestem pewny, że wygrasz.
– Zaprowadzę cię, – odwzajemniłam uśmiech.
            Kupiliśmy dwie butelki czerwonego wina i ogromną pizzę. Mój dietetyk i Artur załamaliby się na jej widok. Na całe szczęście nie miało być im dane kiedykolwiek się o tym dowiedzieć! Paweł wyczarował dwie lampki i jakieś talerze. Usiadłam na kanapie zastanawiając się, dlaczego, bardziej asekuracyjnie, nie wybrałam knajpy albo kina. Odpowiedź była prosta. Chciałam świętować z nim, a nie z połową Szczecina!
– Pomyślałem, że skoro już będziemy sami, to obejrzymy jakiś wyciskacz łez. Wszystkie dziewczyny to lubią. Mam rację?
– Już wiesz, że ja nie jestem jak inni. Ale może być.
– Mam nadzieję. W razie jak ci się nie spodoba, to mam w zanadrzu Zmierzch, – wyszczerzył zęby, – tak na wszelki wypadek! Remember Me[2]. Znasz?
– Nie.
            Film był jednak dobry. Z Pattinsonem w roli głównej. Do tej pory kojarzyłam go wyłącznie z Sagą i epizodem w Harrym Potterze. I rzeczywiście ostatecznie płakałam. I byłam załamana swoją niemocą. Nie wiedziałam, czy aż tak się wzruszyłam, czy tak mi było żal jego postaci. W każdym razie zamierzałam zdobyć ten film.
            Paweł podśmiewywał się ze mnie. Chyba nie był przyzwyczajony do płaczu podczas filmów. A mi wciąż ciekły łzy.
– Uspokój się już. Oni tylko grają, – otarł mi delikatnie twarz.
– Widziałeś minę jego ojca? – Próbowałam wziąć się w garść! – Muszę obejrzeć to jeszcze raz. Myślisz, że on o wszystkim wiedział? I dlatego go tam posłał, a sam pojechał z małą?
– Kolejna teoria spiskowa? Jesteś w tym mistrzynią.
            W końcu się uśmiechnęłam. Tak, to tylko film. Zawsze podchodziłam do tamtych wydarzeń, jako do ludzkiej tragedii, ale raczej myślałam o stracie ogółu. A przecież każdy człowiek, to jakaś historia. Dramat konkretnych ludzi, rodzin.
            Nie miałam ochoty wracać jeszcze do domu. Było zresztą dość wcześnie. Otworzyliśmy drugą butelkę i rozluźnieni oglądaliśmy Zmierzch. Paweł się uparł, że skoro mam się pilnie uczyć angielskiego to czas zacząć oglądać filmy w tym języku.
– Przecież i tak znasz połowę dialogów – upierał się. – Nie widzę problemu.
– Ty nigdy nie widzisz problemów.
            Usnęłam chyba w połowie drugiej części. Leżałam z głową na poduszce opartej o jego uda. Gładził mnie po głowie. Dotykał moich włosów i ramion. Było mi wszystko jedno.


[1]  Ben Sherwood, Charlie St. Cloud; ekranizacja, reżyseria: Burr Steers
[2] Allen Coulter, 2010

1 komentarz:

  1. Witam,
    no nawet to spotkanie z Tomkiem i Karoliną było miłe, no mnie też ciekawi ta akcja z tym ochroniarzem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń