Rozdział
9
Czkając na
windę zastanawiałam się, po co to robię? Nie jestem jego dziewczyną, w jakim
więc celu mam poznawać matkę jego dziecka? Jak to fatalnie brzmi… Wiedziałam,
że cała sytuacja będzie dla mnie krępująca. Już była! Intruz. A do tego Tomek.
A co jeśli mnie nie polubi? Po co ja się tym przejmuję? Idiotka. Wyluzuj!
– Jesteś pewny, że to
dobry pomysł? – Spojrzał na mnie przelotnie i zatrzymał dłoń zbliżającą się do domowego
dzwonka.
– Jeśli nie chcesz, to
mogę odwieźć cię do domu. Ale popołudnie spędzę z dzieckiem. Obiecałem mu.
– Nie o niego mi
chodzi, – powiedziałam poirytowana, – tylko o Karolinę!
– Nie masz się, czego
obawiać, – pogładził mi dłoń, po czym zreflektował się, że to nie najlepszy
pomysł i szybko mnie puścił, – będzie dobrze.
Może rzeczywiście. Nie ma się, co martwic na zapas. Jak
mnie nie polubią, to trudno!
– Wejdźcie, otwarte!
– Gotowa?
– Bardziej gotowa nie
będę.
Weszliśmy do środka. Ciasne mieszkanko, pomyślałam. Wąski,
ciemny przedpokoik uświadomił mi, że Tomek nie ma tego, co z cała pewnością
posiadał jego tata. Po chwili usłyszeliśmy krzyk.
– Tato, tato! Uratuj
mnie. – A później niekontrolowany wybuch śmiechu dziecka. Paweł wszedł do
pokoju. Był skromny, ale ładnie urządzony.
– Dzień dobry, –
przywitał się dość oschle, ja ciągle męczyłam się z butami.
– Witaj Pawle, – dziwne
powitanie, przeleciało mi przez głowę. I głos inny niż ten, który kazał nam
wejść. I nagle do mnie dotarło. Był ktoś jeszcze! O nie!
– Skarbie, nie mam
zamiaru ratować cię przed babcią!
– Dzień dobry, –
przywitałam się nieśmiało, stając na progu, – jestem Jula.
– Cześć!
Karolina podeszła do mnie i podała mi rękę. Była bardzo
ładna. Rozumiałam, dlaczego Paweł się zakochał. Mimo, że jej synek miał trochę
ponad trzy latka, nigdy nie powiedziałabym, że urodziła dziecko. Idealna
figura. Mi do takiej jeszcze wiele brakowało, o ile kiedykolwiek miałam ją w
ogóle osiągnąć. Jej mama siedziała na rozkładanej kanapie, która musiała służyć
także za miejsce do spania. Obok niej leżał chłopiec i próbował się wyrwać z
rąk babci. Kiedy mnie zobaczyła, ze zdziwienia puściła uścisk i szkrab uciekł.
Tulił się teraz do ojca. Był jego miniaturką. Mały przystojniak. Burza
kasztanowych, rozczochranych włosów, brązowe ogromne oczka i idealnie dobrany strój.
Mógłby prezentować modę dziecięcą. Albo grać w serialach. Nagle mały wystrzelił
z objęć taty i podbiegł do mnie. Podskoczył i rzucił mi się w ramiona.
Zdziwiona, odruchowo go złapałam i obróciliśmy się kilkakrotnie dookoła.
– Uratowałaś mnie! –
Krzyczał w moich objęciach. – Jesteś super! Tata nie chciał mnie uratować, a ty
mnie uratowałaś!
– Cieszę się! –
Zaśmiałam się w reakcji na ten niespodziewany wybuch entuzjazmu, – ale tata
chyba miał rację, nie ratując cię przed babcią. Chyba oddam cię jej z powrotem!
– Nie! – Mały się
śmiał, a z nim wszyscy wokół, – babcia mnie torturuje!
– Torturuje? Hm… –
zaczęłam go delikatnie łaskotać, – czyżby o takie tortury chodziło?
– Aaaa! Babciu! Ratuj
mnie.
Po raz kolejny wszyscy wybuchnęli śmiechem. Chyba nie
jest tak źle, pomyślałam. Położyłam malca na kanapie i oddałam go w ręce
niedoszłej teściowej Pawła.
Kilka minut spędziliśmy jeszcze u Karoliny. Ona w tym
czasie ubrała chłopca i kazał mu się dobrze zachowywać. Mały uściskał ją i
babcię, po czym ruszył w naszą stronę. Podbiegł do mnie i wziął mnie za rękę.
Zdziwiłam się. Spojrzałam na jego mamę, ale nie była zła, uśmiechała się tylko.
Wyszliśmy z Tomkiem, żeby mógł pierwszy wcisnąć guzik przywołujący windę.
Opowiadał o swoim ulubionym bohaterze z kreskówek, nastolatku walczącym z
kosmitami. Był zachwycony, że znam tę bajkę i możemy się posprzeczać, która z
form przybieranych przez Bena jest najlepsza. Ja obstawałam za Szarą Materią i
Fantomem, on za Czterorękim i Muchą. Kiedy tak się przekomarzaliśmy, usłyszałam
rozmowę jego rodziców.
– Widzę, że dalej
gustujesz w starszych dziewczynach, niewiele się zmieniło, – Karolina się
śmiała, ale wyczułam napięcie w jej głosie, – ile Jula ma lat?
– Dwadzieścia cztery, –
odpowiedział z poirytowaniem, – i nie jesteśmy razem. To tylko moja
przyjaciółka.
– Może na razie. Ale na
pewno chciałbyś czegoś więcej.
– Ale ona by nie
chciała – przerwał na chwilę. – Nie chcę o tym rozmawiać. Przywiozę Tomka za
kilka godzin, chyba, że chcesz mieć wolny wieczór.
– Lepiej nie. Pewnie
masz plany, – sarkazm w jej głosie podpowiedział mi, że chyba jednak nasza, czy
też moja wizyta nie wypadła najlepiej.
– Mówię ci, że nic mnie
z Julką nie łączy! Ona jest zaręczona. – Usłyszałam prychniecie.
– Jakby to był w ogóle
jakiś problem.
– Na razie.
Pojechaliśmy do położonego w pobliżu centrum zabaw dla
dzieci. Paweł zastanawiał się, czy nie usiąść z synkiem z tyłu, ale
najwyraźniej obawiał się o jego życie, gdybym to ja miała prowadzić. Bawiliśmy
się przez jakieś dwie godziny, później poszliśmy na długi spacer. Zawarłam z
Tomkiem tajne przymierze przeciw jego tacie. Bawiłam się naprawdę wspaniale. W
parku znaleźliśmy plac zabaw i mały od razu wskoczył na wolną huśtawkę.
– Gdybym wiedział, –
zaczął Paweł, – że tak świetnie dogadujesz się z dziećmi przedstawiłbym ci go
dawno.
– Oboje dobrze wiemy, –
spojrzałam na niego z wyrzutem, – że przedstawienie nas sobie nie miało nic
wspólnego z moim podejściem do dzieci.
– Tak, masz rację.
Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Po
części rozumiem. Ale i tak są jeszcze rzeczy, których o tobie nie wiem.
– Hm. Co masz na myśli?
– Tę akcję w klubie, w
Poznaniu, – nie nadążał za moimi myślami, – zachowanie tego dziwnego
ochroniarza.
– Musisz to teraz
wyciągać?
– Po prostu dalej
jestem ciekawa.
– Daj mi jeszcze trochę
czasu. Chciałabyś poznać wszystkie moje sekrety od razu…
– Chciałabym. Szkoda,
że to za mało…
Kiedy odwieźliśmy Tomka do mamy, Paweł zapytał co dalej,
ale uznałam, że wrażeń jak na jeden dzień wystarczy. Kładąc się, wciąż myślałam
o tym, czego jeszcze się dowiem, i czy coś mną bardziej wstrząśnie.
O ósmej obudził mnie telefon. Adrian. Chwilę
porozmawialiśmy, ale coś go zdenerwowało, pewnie ja o poranku, i szybko
skończyliśmy. Zjadłam śniadanie i przygotowałam słówka dla Artura. Dzisiaj
mieliśmy się spotkać dopiero o piętnastej. Zastanawiałam się właśnie, co też
będę robić do tego czasu, gdy po raz drugi dzisiejszego ranka zadzwonił telefon.
Byłam na siebie zła, że tak się cieszę słysząc głos Pawła.
– Masz jakieś plany, na
dzisiejszy dzień?
– Artur. Ale to dopiero
po południu.
– A co powiesz na
taniec dzisiaj? Trochę to zaniedbaliśmy. Nie chcemy, żeby Michał się wściekł.
Co prawda nie takiej propozycji się spodziewałam, ale
zawsze to jakaś ewentualność. Obawiałam się jednocześnie tego, że za bardzo
zaczynam być uzależniona od Pawła. A przecież podjęłam już dawno decyzję, jak
mają wyglądać nasze stosunki.
Lekcje okazały się całkiem przyjemne. Znałam już większość
kroków. Układy też nie wydawały się takie trudne jak na początku. Odrobina
doświadczenia i sporo luzu. Było całkiem miło. Lepiej niż ostatnio. Byliśmy
sami. Nikt mi się nie przyglądał. Nikt nie krytykował.
Paweł podwiózł mnie do klubu, ale nie mógł dzisiaj
zostać. Miał jakieś spotkanie, rozmowę czy coś innego. W każdym razie było to
dla niego ważne i nie mógł sobie pozwolić na nieobecność. Byłam wykończona po
hip-hopie, więc Artur nie był zadowolony z mojej pracy. Śmiał się jednak, że to
wina przyszłego pana młodego, i starał się mnie rozumieć, nie przeszkodziło mu
to jednak wycisnąć ze mnie ostatnich potów. Po treningu pojechałam do domu.
Wciąż nie miałam obiecanego samochodu, więc pozostawał tramwaj.
Wzięłam długą kąpiel i postanowiłam obejrzeć ekranizację
jednej z kupionych ostatnio powieści, Charlie St. Cloud[1]. Wieczór
nie okazał się do końca stracony. Książka piękna, film również niczego sobie.
Nie żałowałam zakupu. To był dobry wybór.
Słuchając
ostatnich taktów muzyki spoglądałam na mój wypchany książkami i płytami DVD
regał. Wszystko miało tu swoje miejsce. Najwyżej książki o najmniejszej dla
mnie wartości. Przeczytane raz, niektóre niedokończone. Jakieś stare słowniki i
leksykony. Tu, przyznaję, rzadko zaglądałam. Chyba, że chcąc coś dołożyć. Pozostałe
półki zajmowały pozycje, które miały dla mnie większe lub mniejsze znaczenie
emocjonalne. Uwielbiam kupować książki. I uwielbiam je posiadać… Wiele z nich
czytałam kilka razy. Jeśli w czymś się zatraciłam, nie potrafiłam się oderwać. Nie
chciałam się oderwać. Mogłam przez kilka dni zaniedbywać obowiązki. Nie
sprzątać. Nie chodzić na uczelnię. Nie jeść. W takich chwilach liczyłam się
tylko ja i to, co obecnie mnie pochłaniało. Czasami myślałam, że mogłabym
funkcjonować bez ludzi. Bez ludzi, ale nie bez książek.
Leżąc
wtulona w zimną ścianę zastanawiałam się po raz kolejny, jak wyjaśnię wszystkim
mój wyjazd, jeśli do takiego będzie musiało jednak dojść. Czy tak po prostu uwierzą
w pracę za granicą? Jak zareagują? A jeśli mi się uda, to co powiedzą, kiedy
wyjdzie na jaw, że nie byłam z nimi szczera, że ich okłamałam. I tak dotkliwie
zraniłam. Ich wszystkich, którym tak na mnie zależy.
– Nie wygrasz! Nie masz
się, czym przejmować! Idź spać! Jutro ciężki dzień…
Po kolejnym wspólnie spędzonym dniu, Paweł zaproponował,
abyśmy w końcu uczcili odbiór mojego nowego i jakże wyczekiwanego dokumentu.
Ale najpierw pojechaliśmy po samochód. Nie mogłam uwierzyć. Był to niewątpliwie
pierwszy punkt na liście wieczornych atrakcji.
– Gdzie byś chciała
pojechać? Może wybierzemy dzisiaj coś niezwykłego? – Widziałam, że chce mi
sprawić radość, – na Placu Grunwaldzkim jest taka knajpka, gdzie można zjeść
rekina czy krokodyla. Wszystko jest pyszne! – Ale uznałam, że chyba zwariował!
– O nie! Nawet o tym
nie myśl! Nie mam dzisiaj ochoty na żadne dziwactwa! Jadę do domu się przebrać,
a potem zamówimy pizzę, albo zajedziemy do kfc. Do tego możemy kupić wino,
martini, albo jeszcze coś innego. Możesz sam coś wybrać. Później rozłożeni
przed telewizorem będziemy się tym wszystkim zachwycać!
– Jesteś pewna?
Myślałem, że wolisz coś… bardziej wyrafinowanego. No nie wiem, – rzeczywiście
widać było, że mnie nie rozumie. Ale ja nie jestem jedną z tych lasek, które
muszą bezustannie być zabierane do najdroższych restauracji, dostawać drogie prezenty
i chodzić w markowych szpilkach. Zresztą, jak długo tak można? Chcę troszkę
normalności w tej nienormalnej sytuacji!
– Ja nie potrzebuję
przepychu, Paweł. Ja potrzebuję spokoju. Może kiedyś dam się zabrać do tego
lokalu, ale nie dziś. To ma być mój dzień, więc świętujmy go po mojemu.
Poddał się. Zresztą nie było sensu się ze mną kłócić.
Może, gdybym próbowała go namówić, żebyśmy wyskoczyli na noc do Berlina, to by
zaprotestował, (chociaż pewności nie mam…) ale coś tak zwykłego jak pizza i
wino? Nie miał wyboru.
Przyjechaliśmy do mnie. Zaproponowałam, żeby wszedł. Ten
jeden, jedyny raz, pomyślałam. Wyciągnęłam z szafy dżinsy i czarną tunikę.
Standard jest najlepszy. Poprawiłam makijaż i już byłam gotowa do wyjścia.
Paweł stał przed moją prywatną biblioteczką i oglądał zdjęcia.
– Gotowa!
– Hm. To Adrian? –
Wskazał na jedną z ramek.
– Tak. Nie widziałeś
go? Są takie wynalazki jak nasza klasa czy facebook, – zaśmiałam się, – byłam
pewna, że mnie dokładnie sprawdziliście.
– Michał pewnie tak, –
on też się uśmiechnął, – ale ja uznałem, że to… niemoralne.
– Niemoralne? Nie
przypuszczałabym. Więc, tak, to Adrian. Tam na górze, mój brat, Kamil. A tu –
wskazałam jedyne czarno białe zdjęcie, – moja mama.
– Jesteś do niej bardzo
podobna, – przyjrzał mi się uważnie, – uważasz, że to dobrze?
– Tak. Mam nadzieję, że
jestem do niej podobna.
Mój samochód zostawiliśmy pod domem, pewnie i tak będę
zmuszona do powrotu taksówką, i wsiedliśmy do mercedesa. Paweł nie odzywał się
przez większość drogi. Zawsze, kiedy milkł miałam złe przeczucie.
– Coś nie tak? – Chyba
dosłyszał rozdrażnienie w moim głosie.
– Nie. Zastanawiam się
po prostu.
– Tak? – Nie
odpowiedział. – Nad czym?
– Nie będziesz zła?
– Nie wiem, może będę.
O co chodzi?
– Nigdy nie wspominasz
o swoich rodzicach.
– Hm. No tak. Ty o
swoich też do niedawna nie wspominałeś. A i dziś wiem o nich niewiele.
– Masz rację,
przepraszam.
– Nie szkodzi. Co
chciałbyś wiedzieć?
Zastanowił się przez chwilę. Wiedział, że oto wkracza na
bardzo osobisty teren. To, że wszystkiego o sobie nie wiemy miało dobre i złe
strony. Tajemnica. Ale i ciekawość, która czasem musi doprowadzić do trudnych pytań.
Może nie wiedział, od czego zacząć, a może nie chciał mnie urazić. Czekałam.
Postanowiłam nie ułatwiać mu niczego. I wszystkiego nie zdradzać. Jeszcze
będzie czas.
– W domu, – zaczął
niepewnie, – masz tylko zdjęcia mamy. Dlaczego?
– Pytasz mnie o ojca? –
Skinął głową. – Bo mój ojciec to dupek. Łagodnie mówiąc. Ojciec Kamila też.
– Ok., rozumiem. Był aż
taki zły, że nie chcesz go pamiętać? – Chyba nie zauważył, w jaki sposób
sformułowałam odpowiedź. A może po prostu zwinnie przemilczał zdziwienie.
– Nie. Był aż taki zły,
że wolałabym nigdy go nie poznać.
– Ale mamę kochasz, –
powiedział z przekonaniem. – A mimo to nigdy o niej nie mówisz.
– Tak.
– Odrobinę mi wszystko
utrudniasz.
– Znasz mnie. Taka
właśnie jestem. Lubię utrudniać życie sobie i innym.
– Czy spotkam ją
kiedyś? Poznam? Przedstawisz mnie? – Westchnęłam. I co niby mam powiedzieć?
– A chciałbyś? –
Zerknął na mnie, – oczywiście, że byś chciał, skoro pytasz. Tak. Jeśli wygram,
to zaprowadzę cię kiedyś do niej.
– To już coś. Czyli
niedługo powinienem ją poznać, – uśmiechnął się w końcu szczerze, – jestem
pewny, że wygrasz.
– Zaprowadzę cię, –
odwzajemniłam uśmiech.
Kupiliśmy dwie butelki czerwonego wina i ogromną pizzę.
Mój dietetyk i Artur załamaliby się na jej widok. Na całe szczęście nie miało
być im dane kiedykolwiek się o tym dowiedzieć! Paweł wyczarował dwie lampki i
jakieś talerze. Usiadłam na kanapie zastanawiając się, dlaczego, bardziej
asekuracyjnie, nie wybrałam knajpy albo kina. Odpowiedź była prosta. Chciałam
świętować z nim, a nie z połową Szczecina!
– Pomyślałem, że skoro
już będziemy sami, to obejrzymy jakiś wyciskacz łez. Wszystkie dziewczyny to
lubią. Mam rację?
– Już wiesz, że ja nie
jestem jak inni. Ale może być.
– Mam nadzieję. W razie
jak ci się nie spodoba, to mam w zanadrzu Zmierzch, – wyszczerzył zęby, – tak
na wszelki wypadek! Remember Me[2].
Znasz?
– Nie.
Film był jednak dobry. Z Pattinsonem w roli głównej. Do tej
pory kojarzyłam go wyłącznie z Sagą i epizodem w Harrym Potterze. I
rzeczywiście ostatecznie płakałam. I byłam załamana swoją niemocą. Nie
wiedziałam, czy aż tak się wzruszyłam, czy tak mi było żal jego postaci. W
każdym razie zamierzałam zdobyć ten film.
Paweł podśmiewywał się ze mnie. Chyba nie był
przyzwyczajony do płaczu podczas filmów. A mi wciąż ciekły łzy.
– Uspokój się już. Oni
tylko grają, – otarł mi delikatnie twarz.
– Widziałeś minę jego
ojca? – Próbowałam wziąć się w garść! – Muszę obejrzeć to jeszcze raz. Myślisz,
że on o wszystkim wiedział? I dlatego go tam posłał, a sam pojechał z małą?
– Kolejna teoria
spiskowa? Jesteś w tym mistrzynią.
W końcu się uśmiechnęłam. Tak, to tylko film. Zawsze
podchodziłam do tamtych wydarzeń, jako do ludzkiej tragedii, ale raczej
myślałam o stracie ogółu. A przecież każdy człowiek, to jakaś historia. Dramat
konkretnych ludzi, rodzin.
Nie miałam ochoty wracać jeszcze do domu. Było zresztą
dość wcześnie. Otworzyliśmy drugą butelkę i rozluźnieni oglądaliśmy Zmierzch.
Paweł się uparł, że skoro mam się pilnie uczyć angielskiego to czas zacząć
oglądać filmy w tym języku.
– Przecież i tak znasz
połowę dialogów – upierał się. – Nie widzę problemu.
– Ty nigdy nie widzisz
problemów.
Usnęłam chyba w połowie drugiej części. Leżałam z głową
na poduszce opartej o jego uda. Gładził mnie po głowie. Dotykał moich włosów i
ramion. Było mi wszystko jedno.
Witam,
OdpowiedzUsuńno nawet to spotkanie z Tomkiem i Karoliną było miłe, no mnie też ciekawi ta akcja z tym ochroniarzem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia