Rozdział 3
Prawie się nie przygotowywałam do
warsztatów, które miał prowadzić Piotr, a jednak to wprowadzenie do zajęć,
które ze mną przeprowadził, pozwoliło mi na bycie najlepszą w grupie. Byłam
dumna. I on też. Wiedziałam, że mam ogromną szansę na tę pracę. Ale oprócz
zajęć, które Piotr prowadził z moim zespołem, były też inne. A po zakończeniu
egzamin dla wszystkich. I sprawdzian umiejętności interpersonalnych. Tego
obawiałam się najbardziej. Nie wiedziałam, czy okażę się na tyle dobra, żeby
dostać posadę. Z Piotrem spotkałam się jeszcze kilka razy na kawie. A raz nawet
poszliśmy na obiad. Były to całkowicie niezobowiązujące spotkania, na których
rozmawialiśmy głównie o moich szansach na pracę. Nie zapraszał mnie już do
siebie. Zapewne, dlatego, że wrócił Adrian, a on zdał sobie sprawę, że nie
powinien liczyć na nic więcej niż przyjaźń. Chociaż podejrzewałam, że jego
stosunek do mnie i nasze relacje, mogą zmienić się radykalnie, kiedy już
będziemy współpracownikami. Czy raczej, kiedy on będzie moim szefem. Trochę
obawiałam się tego, że będę mu tyle zawdzięczać. Ale ostatecznie to on złamał zasady,
ucząc mnie i przygotowując poza warsztatami. A tymczasem miałam głowę zajętą
czymś innym…
Zmierzch. Ten film stał się niemal moją
obsesją. W ciągu pierwszego tygodnia oglądałam go codziennie. Nie mogłam i
przede wszystkim nie chciałam przestać. Było moim marzeniem, gdy widziałam
napisy oznaczające koniec, włączenie go po raz kolejny. I znowu. I znowu.
Dochodziło
już do takich absurdalnych sytuacji, że postanowiłam odpocząć trochę od
maniakalnej miłości. Ale jeszcze raz obejrzeć nie zaszkodzi. Kiedy pod koniec
grudnia po raz kolejny, i jak sobie wciąż powtarzałam, ostatni, przynajmniej na
jakiś czas, oglądałam całą zekranizowaną do dziś sagę, znałam na pamięć połowę
dialogów. Nie wszystkie idealnie. Nie wszystkie dosłownie. Ale znałam! I do
tego ta muzyka. Muzyka była piękna. Idealna. Podziwiam osoby, które stworzyły
ścieżki dźwiękowe do tych filmów!
Trochę
smutna, trochę zła i troszkę rozbawiona szłam na zakupy. Już dwa dni bez mojego
życia, a ja wciąż funkcjonuję! Jakoś mi się udaje, pomyślałam. Może powinnam
pojechać dzisiaj do Marty, już dawno się nie widziałyśmy. A jeśli dostanę pracę
u Piotra, to pewnie prędko się nie spotkamy. Odeszłam od kasy. Moje zakupy
wylądowały w zielonej, szmacianej torbie. Trochę ciężko. Pojadę windą. Choć
pewnie będzie dużo ludzi.
Nie było tak
źle. Raptem kilka osób, na pewno się wcisnę. Kiedy czekałam aż na czerwono
zaświeci się pierwsze piętro, na którym stałam, przyszło niestety, jak można
się było domyślić, więcej ludzi. Jakaś pani z dzieckiem w wózku. I babcia z
laską, i torbą dwa razy większą od mojej. Postanowiłam poczekać jeszcze trochę.
Na następną windę. Oparłam się o ścianę i zastanawiałam, czy jeśli ja będę
kiedyś tego potrzebowała, ktoś ustąpi mi miejsca? Nie byłam tego wcale pewna. I
kiedy tak stałam pogrążona w tych przygnębiających myślach, podszedł do mnie
chłopak. Miał może dziewiętnaście lat. Nie umiem powiedzieć, z jakiego powodu
podszedł właśnie do mnie. Może uznał, że warto mnie sprawdzić. A może to był
przypadek. Jeśli tak, to będę wdzięczna losowi do końca mojego życia. Nawet nie
zdawałam sobie wtedy sprawy, jak ważny będzie to dla mnie dzień. Na pewno jeden
z ważniejszych. Może najważniejszy! Zdecydowanie przełomowy…
Miałam na
sobie popielaty płaszcz i glany. Czarny szalik, trzy razy owinięty wokół szyi.
W jednej dłoni zakupy, w drugiej czapkę. Gdy tylko pojawił się w zasięgu mojego
wzroku, zwróciłam na niego uwagę. Zresztą nie tylko ja. Przystojny. Szare spodnie
i ciemna marynarka czyniły z niego jedyną osobę wartą zainteresowania, w
pomieszczeniu, w którym byliśmy. Rozejrzał się i wybrał mnie. Stanął
zdecydowanie za blisko, jak na kogoś, kogo nie znałam. Podniosłam wzrok i
spojrzałam w jego wielkie oczy, jakbym chciała zapytać, o co chodzi?
– Chcę cię
chronić, – spojrzał na mnie przelotnie, dziwnie, niemal z uczuciem. – Trzymałem
się z daleka, ale kiedy usłyszałem, co sobie myślą te bydlaki…
– Usłyszałeś co
myślą? – Postanowiłam zagrać z nim w tę grę, ostatecznie byłam całkiem niezła… – Czytasz w myślach?
– Czytam w
myślach każdego człowieka w tej sali, – uśmiechnął się, – z wyjątkiem ciebie.
Forsa. Seks. Forsa. Seks. Kot. A u Ciebie nic nie słyszę! To denerwujące…
– Coś ze mną nie
tak? – Odwzajemniłam ten uśmiech, wiedziałam, że mogę wygrać.
– Ja ci mówię,
że czytam w myślach, a ty się martwisz, że coś z tobą nie tak? – Westchnienie odebrałam
jako dopełnienie…
– Co?
– Nie mam już
siły dłużej, uciekać od Ciebie.
– To nie
uciekaj.
Ludzie wokół
zaczęli zerkać na nas, przysłuchując się tej intrygującej wymianie zdań. A on
brnął w to dalej. Jakby chciał sprawdzić, czy to wszystko nie jest tylko
przypadkiem. Zbiegiem okoliczności.
– Jesteś
niewiarygodnie szybki i silny, – zmiana ról, pomyślałam, żaden problem… – masz
bladą i lodowato zimną skórę. Twoje oczy zmieniają kolor. A czasem mówisz,
jakbyś był z innej epoki. Nic nie jesz i nie pijesz. Nie wychodzisz na słońce.
Ile masz lat?
– Siedemnaście,
– chyba nie myślał, że się poddam? A może tak.
– Od jak dawna
masz siedemnaście lat?
– Od… jakiegoś
czasu.
– Wiem, kim
jesteś.
– To powiedz! –
To wszystko nie jest możliwe powtarzałam sobie w duchu, ale do niego mówiłam
dalej… – Na głos. Powiedz!
– Jesteś
wampirem.
– Boisz się?
– Nie.
To już było
zdecydowanie dziwne. Ludzie otoczyli nas dość ciasnym kręgiem. Ja pewnie też
bym się zatrzymała. Szczególnie, że mówiliśmy dość głośno. On, jakby chciał
sprawdzić, czy nie ulęgnę presji, czy się nie zawstydzę, czy dam radę bawić się
z nim na oczach tych wszystkich osób. Ale dla mnie nie istniał nikt prócz
niego. Tylko ja i on. Wszystko inne nie miało znaczenia.
Stał i
wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Spełniałam jego oczekiwania. Nie
wiedziałam, dlaczego to robi. Dlaczego oboje to robimy? Ale podobało mi się. I
wcale nie zamierzałam kończyć.
– Musisz mnie
zobaczyć w słońcu – ponownie spojrzałam w jego piękne oczy, to mój ulubiony
fragment, nie odpuszczę. – Dlatego nie wychodzimy na słońce. Ludzie zorientowaliby
się. Taki jestem.
– Jak diamenty.
Jesteś piękny, – podjął wyzwanie.
– Piękny? To
skóra zabójcy! – Coraz więcej ludzi… –
Jestem zabójcą.
– Nie wierzę!
– Bo wierzysz w
pozory! Ale to mój kamuflaż. Jestem najniebezpieczniejszym drapieżnikiem na
ziemi, – zaczęłam się zastanawiać, do czego to właściwie mnie zaprowadzi. – Wszystko we mnie ma cię do mnie
przyciągać. Mój głos. Moja twarz. Nawet mój zapach. – Uśmiechnął się, jakby
chciał powiedzieć, no dalej, pokaż, na co cię stać… – Chociaż nie wiem po co! Przecież mnie nie prześcigniesz!
Przecież mnie nie pokonasz! Jestem maszyną do zabijania.
– Nie szkodzi.
– Zabijałem
ludzi.
– To nie ma
znaczenia.
– Chciałem zabić
ciebie. Nigdy nie miałem tak wielkiej ochoty na ludzką krew.
– Ufam ci.
– To źle!
Czułam się
jak aktorka na scenie, obserwowana przez tysiące ludzi, choć tak naprawdę otaczało
nas może trzydzieści osób. Ale tłum gęstniał, a windy odjeżdżały niemal puste.
Wszyscy chcieli zobaczyć i usłyszeć. Dookoła panowała cisza. Przypatrywaliśmy
się sobie w milczeniu badając się wzrokiem. On znowu się uśmiechnął, ale ja nie
mogłam przerwać. Jeszcze nie.
– Nie czytam w
twoich myślach, – zaczęłam ponownie, nie dając mu dojść do słowa, – musisz mi
powiedzieć, co myślisz!
– Teraz się
boję… – Przypatrywał mi się bardzo
uważnie. – Nie boję się ciebie. Boję się ciebie stracić. Mam wrażenie, że znikniesz.
– Nie wiesz, jak
długo na ciebie czekałem, – położyłam
rękę na jego torsie. – Lew
zakochał się w owcy.
– Głupia owca.
– Stuknięty lew
masochista.
Pomyślałam,
że jestem wielka. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Nie widziałam celu, w
tym, co robię. Ale wiedziałam, że dodaje mi to sił. I wiary w siebie. Cudownie
było tak stać i wypowiadać te kwestie.
– Umiesz się
bawić, – jego wzrok mówił, że w takim razie się zabawimy… – więc pożonglujemy. Jeśli…?
– Zgoda. Co
tylko chcesz.
– Na początek
postaciami.
Jeśli
wydawało mu się, że w ten sposób mnie pokona, to szybko zorientował się, jak
bardzo się mylił. Nie docenił mnie jako przeciwnika. O nie.
– Rozpuść włosy.
– Myślisz, że to
pomoże? Wyczuwam ją z końca boiska, – po
moich słowach dostrzegłam lekkie zdziwienie na jego twarzy.
Po sekundzie
zakłopotania, którą chyba tylko ja zauważyłam, kontynuował.
– Jestem Lorent,
a to Wiktoria i James.
– Carlisle, a to
moja rodzina. Wasze polowania komplikują nam życie.
Znowu moment
przerwy. Tym razem jeszcze krótszy niż wcześniej.
– Tropiciel zmienił
kierunek.
– Dokąd dotrze?
– Do pokoju pełnego
luster…
– Podobno wizje nie są
pewne? – Ha! I co teraz powiesz?
Nie mogłam
wyjść z podziwu, że aż tyle pamiętam. On najwyraźniej też nie. Choć bardzo
chciał znaleźć jakiś słaby punkt. Tylko nie wiedziałam, po co. Po co to całe
przedstawienie? Hmm. Może dzięki temu wygram darmowe bilety na premierę
kolejnej części? A może chłopak ma problemy z osobowością? Ale wtedy, co
powinnam sądzić o sobie? I do tego ci wszyscy ludzie. Ciągle czekają, jakby
chcieli sprawdzić, co jeszcze im pokażemy. Może uważają nas za czubków? Albo
gorzej…
Wyglądał,
jakby w myślach rozważał, co zrobić dalej. Lustrował mnie spojrzeniem. Nie
skupiał się już wyłącznie na mojej twarzy. Zaczęłam czuć się dziwnie. Staliśmy
tak kilka chwil.
– W takim razie
jeszcze trochę zabawy. Tym razem częściami sagi, – patrzył na mnie jak
zwycięzca, jak drapieżnik na swoją ofiarę, ale ja nie czułam się słaba. – Spróbujesz?
– Oczywiście.
Zaczynaj,
pomyślałam, nie masz ze mną szans. A nawet, jeśli rzeczywiście zdarzyłoby się
tak, że nie wygram tej bitwy, to i tak będę mogła uważać się za zwycięzcę.
Nawet nie przypuszczałeś, podchodząc do mnie, że mogę ci się postawić, że będę
godnym przeciwnikiem. A jednak. Jestem. Musisz się z tym pogodzić. I teraz
możesz już tylko walczyć i liczyć na moją pomyłkę…
– To decyduj
siostro! Już czas.
– Owszem, – spojrzałam
mu pewnie w oczy. – Albo pozwolimy im robić to, do czego zostali stworzeni,
albo ich zlikwidujemy. Decyzje, decyzje…
Przez
chwilę się zastanawiał, po czym ciągnął dalej. Widać było, że irytacja miesza
się w nim z czymś innym, czyżby z podziwem?
– Mają dobry program naukowy.
– Badania nad
Edwardem? Sposób, w jaki na ciebie patrzy. Jakby chciał osłonić cię własnym
ciałem przed strzałem!
Przeskakiwał
z dialogu na dialog. Sprawdzał mnie.
– Dziewczyna wampira?
– A ty? Dziewczyna
wilka?
Z jednej
części na drugą.
– Przepraszam za
wczorajszy wieczór. To musiało być dla ciebie trudne.
– Nie znajdzie
się w pierwszej dziesiątce najlepszych wieczorów.
– Masz taką
listę?
– Wszystkie
spędzone z tobą. Numer jeden, kiedy powiedziałaś, że za mnie wyjdziesz. Pani
Cullen.
Przestał
cytować scenariusz i patrzył na mnie chwilę. Jego wzrok był tak przenikliwy, że
miałam ochotę uciec. Ludzie zaczęli się rozchodzić, uznawszy zapewne, że to
koniec przedstawienia. Usłyszeliśmy kilka braw. Ciche śmiechy. Ktoś zapytał,
czy to jakaś akcja happeningowa i na co zbieramy fundusze. A my wciąż staliśmy
w ciszy. I patrzyliśmy sobie w oczy. W końcu uznał, że warto się odezwać.
– Jesteś
niesamowita.
– Tak? A
dlaczego?
– Nawet nie
wiesz, jak długo na ciebie czekałem, – założyłam, że bezwiednie powtarza słowa,
które już dzisiaj padły w naszej rozmowie.
– Myślałam, że
już się nie bawimy, – uśmiechnęłam się, –
że już nie gramy w tę grę. Uważam się za zwycięzcę!
– Tak – odwzajemnił mój uśmiech. – Masz rację. Wygrałaś.
– A jaka jest
nagroda? – Taki mały żarcik.
– Nagroda?
– No tak. Skoro
wygrałam, to chcę nagrodę.
– Napijesz się
ze mną kawy?
– Nagroda taka
sobie, – uśmiechnęłam się
ponownie, – chyba, że stawiasz.
– Kawa to nie
jest nagroda, – zaczął się śmiać,
zorientował się, że ja dalej się świetnie bawię, – kawa to tylko propozycja. I skoro zapraszam, to oczywiście
płacę.
– A więc chętnie
wypiję z tobą kawę.
I poszliśmy.
Dołączyła do nas jeszcze jedna osoba. Mężczyzna około trzydziestu lat. Spojrzałam
pytająco na mojego nowego znajomego, ale nie uznał za stosowne przedstawić nas
sobie. Zresztą nawet sam siebie nie przedstawił, więc postanowiłam po prostu
poczekać. Poszliśmy do kawiarenki. W międzyczasie on wykonał jeden telefon.
Rozmawiając został trochę z tyłu, ale i tak część jego słów do mnie docierała.
– Tak, będzie
świetna. Jest zdecydowanie najlepsza. Przecież wiesz ile osób już sprawdziłem.
Nie ma sensu szukać dalej. Poza tym, wszystko musi pozostać w tajemnicy. A co,
jeśli w końcu ktoś się zorientuje? Jak ją poznasz, jak zobaczysz materiał, sam
się przekonasz. Na razie.
To wszystko
nie wydawało mi się to do końca normalne. A już na pewno, co najmniej lekko dziwaczne.
Ale uznałam nie poruszać tego tematu, ostatecznie to on chciał ze mną
porozmawiać, a ja nie powinnam go podsłuchiwać.
Usiedliśmy w
tym samym miejscu, gdzie kilka tygodni temu spotkałam się z Piotrem.
Poczekaliśmy, aż kelnerka przyniesie nasze zamówienie i odejdzie. Po czym
odezwał się niespodziewanie towarzysz mojego niedawnego współzawodnika.
– Nazywam się Michał
Partys, – uśmiechnął się bardzo
przyjaźnie, – czy pani mnie może zna?
– Przykro mi
bardzo, ale nie, – też postanowiłam się uśmiechnąć. – A powinnam?
– Niekoniecznie.
To nawet lepiej, że nie wie pani, kim jestem.
– Naprawdę?
– A mój milczący
teraz przyjaciel, – za stosowne
uznał pominąć moja niewiedzę, – to
Paweł Sztyrny. Zakładam, że jego pani również nie zna.
– Rzeczywiście.
Nie znam.
Spojrzałam
na Pawła i zaczęłam zastanawiać się, dlaczego właściwie zaprosił mnie do tej
kafejki. Może jednak wygram te darmowe bilety? Po raz kolejny przyjrzałam mu
się uważnie. Był bardzo zadbany. Idealnie równe brwi. Jasna skóra, na której na
pewno dostrzegłam odrobinę pudru. Perfekcyjne paznokcie. I idealnie
współgrający ze sobą strój. Nie ma wielu takich mężczyzn, pomyślałam.
– Paweł jest
naszym testerem, – wdarł się w
moje myśli Michał.
– Testerem? – Niechętnie
odwróciłam wzrok od dziewiętnastolatka.
– Tak. To długa
historia. Nie spieszy ci się nigdzie?
– Mam czas, – wychwyciłam, że przestał zwracać się
do mnie na pani. – Chętnie
posłucham.
Testerem, zastanawiałam
się, jakim testerem? Mnie miał przetestować? W ogóle nie wiedziałam, co o tym
myśleć. Ale może warto dowiedzieć się czegoś więcej. Rozsiadłam się wygodniej,
czekając na wyjaśnienia i z każdym kolejnym zdaniem Michała, miałam minę coraz
bardziej wyrażającą niedowierzanie, zaskoczenie i poirytowanie. To ostatnie,
dlatego, że uważałam wszystko to, co mi opowiadał za kiepski żart.
– Wyglądasz, jakbyś
nie do końca mi wierzyła, –
kończył ponad dwadzieścia minut później.
– A dziwi cię
to?
– Wydaje się aż
tak nieprawdopodobne?
– Zastanówmy się,
– zrobiłam krótką przerwę. –
Chcesz mi powiedzieć, że na całym świecie…
– Właściwie to
tylko w Europie, Ameryce Północnej i Australii, – przerwał mi nieco rozbawiony.
– No dobra.
Niech będzie, to rzeczywiście trochę mniej niż cały świat.
– Sporo mniej.
– Mógłbyś mi nie
przerywać?
– Jasne. Wybacz,
– uśmiechnął się przepraszająco.
– A więc
wytwórnia postanowiła zorganizować konkurs, podkreślmy, że jest to konkurs, o
którym nikt nie wie! I…
– Ależ wie o nim
mnóstwo ludzi…
– Ale zwykli
ludzie nie wiedzą! O to mi chodzi, – już prawie krzyczałam. – A poza tym miałeś mi nie przerywać!
– Posłuchaj! – Niespodziewanie,
pierwszy raz, od kiedy usiedliśmy, odezwał się Paweł, – Jula, to jest dla ciebie ogromna szansa. Jesteś najlepsza.
Wiem, co mówię…
Jego głos
mnie uspokoił. Na chwilę. Ale to wszystko wydawało się tak nieprawdopodobne.
Nie mogłam w to uwierzyć. Gdybym uwierzyła, a wszystko okazałoby się dalszą
częścią gry, albo jakąś pokręconą zabawą, w której chodzi o upokorzenie mnie,
nie wybaczyłabym sobie tego.
– Przykro mi,
ale wam nie wierzę. Bardzo bym chciała uwierzyć. I móc zaufać. Ale nie
potrafię. A wy nie możecie przedstawić mi żadnych dowodów, że mówicie prawdę.
Nic.
– Mylisz się, – znowu odezwał się Paweł, – oczywiście, że możemy.
– W takim razie
słucham.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy wstałam
z miejsca, ale skoro mogą przedstawić mi dowody, pomyślałam… Usiadłam.
Poprosiłam kelnerkę o jeszcze jedną kawę. I zastanawiałam się, jaką kolejną
bajkę usłyszę. Mogłam wyjść, ale uznałam, że jeśli to jednak nie jest żartem,
będę żałować tej decyzji do końca swoich dni. Nie zaszkodzi ich wysłuchać,
przekonywałam samą siebie. Uznali moje zachowanie za dobry znak. Michał się
uśmiechnął i znowu zaczął opowiadać, a tymczasem Paweł ponownie zamilkł,
wpatrując się we mnie i badając moje reakcje na słowa swojego przyjaciela.
Zastanawiałam się, dlaczego to nie on ze mną rozmawia. Musiał zdawać sobie
sprawę, że jego głos mnie wycisza. Pozwala mi się skupić, że zatracam się w
nim. Nie wiem czy było to jego zasługą, czy to on tak na mnie działał, czy może
chodziło o to, co przeżyliśmy wspólnie niespełna kilkadziesiąt minut temu.
Argumenty Michała były całkiem
przekonujące. Choć nie dawały mi pewności, na której tak bardzo mi zależało.
– Posłuchaj
Jula. Nikt o tym nie wie, bo takie jest życzenie głównej wytwórni. Ale to daje
ci ogromne możliwości. Polską odsłonę konkursu już wygrałaś! A to oznacza
stypendium od stycznia do lipca, w wysokości trzech i pół tysiąca złotych miesięcznie.
Bardzo intensywny kurs języka angielskiego. Po siedmiu miesiącach musisz mówić,
jak rodowita Amerykanka! Musimy też doprowadzić do porządku twoją figurę.
Będziesz miała osobistego trenera i dietetyka. Za pół roku twoi przyjaciele cię
nie poznają…
– Ale ja chcę,
żeby mnie pamiętali!
– Będą pamiętać,
– mówi z przekonaniem, – tylko nie
będą mogli uwierzyć, że to naprawdę ty! I oczywiście będziesz miała też lekcje
aktorstwa. Pod koniec lutego weźmiesz udział w pierwszym przedstawieniu. Musisz
się obyć ze sceną. Choć muszę przyznać, że dzisiaj poradziłaś sobie świetnie.
Paweł nadal nie może uwierzyć.
– Ja też nie… A
co, jeśli się zgodzę? Co po tych siedmiu miesiącach?
– Nawet, jeśli
nie wygrasz z innymi dziewczynami, które się zakwalifikowały, zyskasz bardzo
dużo. Przemyśl to.
– Julia, – popatrzyłam na Pawła z wyrzutem, nie
znoszę być nazywana Julią, –
zostałem wybrany na testera ponad dwa miesiące temu. Najpierw musiałem nauczyć
się wszystkich tekstów. Potem zacząć szukać dziewczyn, które podołają temu
zadaniu, które podejmą tę grę. Jeżdżę z Michałem po całej Polsce od sześciu
tygodni. Każdego dnia musiałem rozpoczynać tę dziwaczną zabawę, co najmniej
dwadzieścia razy. Łatwo policzyć do ilu kobiet już podszedłem. Często
podchodziłem do dużo większej liczby dziewczyn, nie mogąc uwierzyć, że żadna
nie wie, o czym mówię. Że żadna nie chce podnieść rękawicy. Nie zawsze zaczynałem
od tej kwestii, którą podjąłem z tobą. W momentach zmęczenia lub irytacji
zaczynałem od czegoś prostszego, np. cześć, ostatnio nie miałem okazji się
przedstawić, jestem Edward Cullen, i wiesz, co się wtedy działo? Dziewczyny
patrzyły na mnie i też się przedstawiały! To było straszne. Zupełna klapa. Porażka…
Zaczęłam się
śmiać. Wyobraziłam go sobie podchodzącego do takiej wymuskanej laleczki, która
mu odpowiada: Ostatnio? To my już się widzieliśmy? Przepraszam, nie
pamiętam cię. Jestem Karolina. Albo coś w tym stylu. Ale w końcu nie
wszyscy są miłośnikami tego samego.
– Co prawda
zdarzało się też tak, – ciągnął
dalej, nie przejmując się moim nagłym rozbawieniem, – że panienki wiedziały, że są to dialogi z filmu. Kilka z nich
nawet próbowało. Starały się. Ale ja wiedziałem, że producentom to nie
wystarczy. A ty. Ty potrafiłaś odczytać każde moje westchnienie. Każdą zmianę w
mimice mojej twarzy. Każdy gest. Więcej… sama też je wykonywałaś! Kiedy
podszedłem do jednej dziewczyny w Gdyni i stanąłem obok niej mówiąc, nie
czytam w twoich myślach, dostałem w twarz! A ty sprostałaś każdemu
rzuconemu przeze mnie wyzwaniu! Zagrałaś. Bawiłaś się dialogami. Nie pozwalałaś
mi skończyć. Prowokowałaś mnie. Byłaś niesamowita. Nie widzę na tym miejscu
nikogo innego. To musisz być ty.
Cudownie
było tego słuchać. Wiedział o tym. Widział to. Ale ja dalej nie byłam
przekonana.
– Zróbmy tak, – ponownie odezwał się Michał. – Damy ci
umowę do przeczytania. Nie musisz podpisywać jej tutaj. Zastanów się. Zostaw
nam swój numer telefonu. Zadzwonimy jutro. Jeśli się nie zgodzisz, będziemy
szukać dalej. Chociaż wiemy, że to nie ma sensu. Znaleźliśmy już odpowiednią
osobę. Ty nią jesteś!
Witam,
OdpowiedzUsuńzgodzi się na to? Zapamiętałe oglądanie zmierzchu się przydało...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia