Rozdział 6
Mijały kolejne dni a mój rozkład zajęć w ogóle się nie
zmieniał. Wciąż nie miałam na nic czasu i z niczym nie byłam w stanie sobie
poradzić. Treningi były coraz bardziej wyczerpujące, kosmetyczka wyżywała się
na moim ciele, a Marek wciąż próbował znaleźć na mnie jakiś sposób. Lekcje
chodzenia i tańczenia uznałyśmy wraz z moją instruktorką za porażkę. Co do
aktorstwa, nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji. Było całkiem miło, choć
chyba tylko mi się tak wydawało. Przez ogrom zajęć i zadań nie miałam natomiast
problemów z zachowaniem diety. Po miesiącu ważyłam pięć kilogramów mniej i
uznałam to za cud!
Adrian
cieszył się, że mam pracę. Nie było go teraz znacznie częściej niż kiedyś, ale
dzięki temu mogłam się skupić na nauce języka. Przychodziło mi to bardzo
opornie, mimo to liczyłam, że sobie poradzę. Zakupy z Pawłem wypadły znakomicie.
Najfajniejsze było to, że on za wszystko płacił! Pierwszy wywiad do reportażu
też nie był taki zły. Wiedziałam jak mam się zachowywać i co robić.
Pod
koniec stycznia odezwał się Piotr. Przez wydarzenia ostatnich tygodni zupełnie
o nim zapomniałam. O nim i pracy, jaką mi proponował. Dzwonił, żeby przypomnieć
o terminie egzaminu. Poprosiłam go o spotkanie, a on od razu wyczuł, że coś
jest nie tak. Umówiliśmy się standardowo w kafejce. Czekałam na niego, wciąż nie
mając odpowiednio dobrego wytłumaczenia powodu rezygnacji z jego propozycji,
którą wcześniej tak chętnie i jak się okazało bardzo pochopnie, przyjęłam.
Kiedy w końcu wydukałam, że niestety nie mogę skorzystać z jego oferty był zarówno
załamany jak i rozgniewany.
– Przecież uważałaś to
za świetny pomysł. I byłaś najlepsza. Nie rozumiem!
– Dostałam pracę na
siłowni, – nie mogłam mu nawet spojrzeć w oczy.
– Mała, daj spokój. U
mnie zarobisz trzy razy tyle.
– Nie mogę zrezygnować.
Podpisałam umowę, – powiedziałam najbardziej bezbarwnym i obojętnym głosem, na
jaki było mnie stać.
– To przez Adriana? –
Był zdenerwowany. – Powiedziałaś mu i nie pozwala ci się ze mną spotykać? To
dlatego?
– Adrian nie ma z moim
wyborem nic wspólnego.
– To w takim razie, dlaczego? Obawiasz się czegoś z mojej strony?
– Nie. Przykro mi, ale nie zmienię decyzji.
Rzeczywiście
było mi strasznie przykro. Najgorsze było jednak to, że nie mogłam mu
powiedzieć prawdy. Tak samo jak wszystkim innym. A teraz, kiedy już do mnie
dotarło, że mój sen może się spełnić, pragnęłam tylko podzielić się tym z całym
światem. Albo, chociaż z garstką najbliższych mi osób. Bez względu na to, co
mówiłam, Piotr i tak uznał, że moja decyzja jest wynikiem ingerencji Adriana, i
nie był tym zachwycony. Jestem pewna, że miał w stosunku do mnie jakieś plany.
Zapewne liczył na to, że ostatecznie wylądujemy w łóżku, albo w tej cudownej
wannie. I może nawet nie opierałabym się tak znowu bardzo. Tyle, że teraz
miałam już co innego na głowie.
Udało
mi się w pewną sobotę, na początku lutego, wyskoczyć do Poznania. Bardzo mi
zależało na spotkaniu z Martą, choć Paweł zabierając mnie ze sobą, dzięki czemu
mogłam zrezygnować z powolnych i zapełnionych pociągów, przypominał co jakiś
czas, że nie wolno mi jej o niczym powiedzieć.
– Wiem! – Krzyknęłam,
kiedy powtórzył to chyba po raz dziesiąty! – Wyobraź sobie, że naprawdę zdaję
sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazłam. Nic nie powiem. Jeśli
potrafiłam tak istotną informację zataić przed Adrianem, to przed Martą też mi
się uda. Daj mi już spokój.
– Przepraszam, –
powiedział ze skruchą w głosie, – po prostu mnie też już zaczyna to przerastać.
– Ciebie? A co? Ty też
musisz coś ukrywać przed najbliższymi?
– Nie. To znaczy też mi
nie wolno mówić o konkursie i tak dalej. Ale chodzi mi o to, że widzę jak się
strasznie męczysz. I nie mogę już tego znieść.
– Dzięki.
Marta czekała na mnie na dworcu. Nie śmiałam jej
powiedzieć, że przyjechałam samochodem z zabójczo przystojnym nastolatkiem. Za
dużo musiałabym wyjaśniać, czy raczej zmyślać!
– Nie zauważyłam jak
wysiadałaś, – ucałowała mnie na powitanie, – wyglądasz wspaniale!
– Dziękuję! Ty też.
Poszłyśmy na przystanek tramwajowy. Marta paplała przez
całą drogę. Nie była zadowolona, kiedy powiedziałam jej, że już jutro wracam.
Ale zrozumiała. Praca. Ach ta praca. Była natomiast zachwycona z prezentu.
Pożaliłam się wcześniej Pawłowi, że nie mam pojęcia, co mogłabym jej kupić, a
on już następnego dnia przyniósł mi świetny program graficzny. Idealny wręcz prezent
dla studiującego architekta!
– Musiał kosztować
fortunę, – spojrzała na mnie z wyrzutem, – następnym razem będę musiała się
bardzo postarać…
– Mam znajomości, –
uśmiechnęłam się, ale to jej nie przekonało. Proszę cię, – zawahałam się przez
moment, – poza tym w grudniu może mnie nie być w Polsce.
– Co? A gdzie się
wybierasz?
– To jeszcze nic
pewnego. I Adrian o niczym nie wie. Boję się jak zareaguje.
– Opowiadaj!
Natychmiast.
Powiedziałam tylko, że mam szansę na dobrą pracę za
granicą. Ale nie chciałam przyznać się chociażby do tego, w jakim kraju. W
końcu mi odpuściła, ale zastrzegła, że jeszcze do tego wrócimy. Po co się w
ogóle wdawałam w tę rozmowę? Głupia!
Wieczorem poszłyśmy potańczyć, ale bałam się czegokolwiek
napić, żeby czasami język mi się nie rozwiązał. Zdawałam sobie sprawę, że Marta
natychmiast wykorzysta sytuację! Czułam się za to świetnie. Uświadomiłam sobie,
jak bardzo zmieniło się moje ciało po tych kilku tygodniach pod czujnym okiem
Artura. Może rzeczywiście za sześć miesięcy będę wyglądała jak dziewczyny z
okładek magazynów o modzie…
Szalejąc
na parkiecie zastanawiałam się, jak przekonać jutro Martę, żeby mnie nie
odprowadzała na dworzec. Według planu miałam wrócić z Pawłem. Postanowiłam, że
w ostateczności, po prostu kupię bilet i wysiądę na najbliższej stacji. Choć przyznam,
że wydawało mi się to ciut irracjonalne. Marta chyba zauważyła mój nieobecny
wzrok, bo wskazała ręką na jakąś grupkę stojącą nieopodal i szepnęła, że się
nam przyglądają. Podążyłam spojrzeniem za jej ręką, ale nie mogłam umiejscowić
tych, których najwyraźniej powinnam. Przeczesywałam wzrokiem parkiet aż
natrafiłam na stojącego przy barze Pawła. No nie! Dlaczego znowu on,
pomyślałam. To nie jest do końca normalne.
Po chwili doszłam do wniosku, że normalne z całą
pewnością nie było. A już na pewno nie było przypadkowe. I to oczywiście moja
wina. W końcu powiedziałam mu, że wyjdziemy, ale chyba mimo to nie zdradziłam
gdzie, bo skądże mogłabym to wiedzieć? Ostatecznie, Poznania nie znałam prawie
wcale. Hm… no tak, opis na komunikatorze! Naiwna. Nie trudno było na mnie
trafić. Pytanie tylko czy zjawił się tu po to, żeby mnie chronić czy raczej po
to żeby mnie pilnować i sprawdzać. Niestety bardziej skłaniałam się do tej
drugiej opcji. I bynajmniej nie polepszyło mi to nastroju. Czy naprawdę myśli,
że jestem aż taka nieodpowiedzialna? To niemożliwe!
– Podejdźmy, znam jednego
z nich, – jeszcze mu pokażę…
– Chyba żartujesz, oni
mają najwyżej dwadzieścia lat. Nie są czasami za młodzi, jak dla nas? – Uśmiechnęła
się zupełnie niepotrzebnie.
– Przestań. Ten wysoki
blondynek to kumpel mojego Kamila. Wydaje mi się, że ma na imię Paweł, – jakbym
o tym doskonale nie wiedziała! – Pewnie mnie poznał i to właśnie, dlatego nas
obserwują, – dodałam po chwili i ruszyłam w ich stronę, widząc, że Marta dalej
się waha.
Paweł był, co najmniej zdziwiony, kiedy zaczęłyśmy zbliżać się do niego
i jego znajomych. Może nawet miał w planach zachowywać się tak, jakbyśmy się
nie znali. Może to rzeczywiście przypadek, że znaleźliśmy się tu oboje. Ale ja
byłam w tym momencie zbyt zdenerwowana, żeby o tym myśleć. I żeby myśleć o tym,
co właściwie robię. Skoro jednak nadarzała się taka świetna okazja, by odegrać
się za tę akcję ze ślubem i idące za tym upokorzenia, to warto skorzystać!
– Cześć. Co tu robisz?
Jak dawno się nie widzieliśmy, – szczery uśmiech i przelotny wzrok utwierdziły
go w tym, że chcę zrobić mu jakieś świństwo.
– Witam, – odpowiedział
zdecydowanie niepewnie. – To moi znajomi, – wskazał ręką po pozostałych, chcąc
zyskać na czasie.
– Cześć chłopaki. To
jest Marta, a ja jestem Jula. Znamy się z Pawłem od małego.
Wszyscy spojrzeli na nas ze zdziwieniem. Nawet Marta. Miałam
jednak tajną broń. Mój przyjaciel zdążył już zdradzić mi kilka tajemnic ze
swojego dzieciństwa, ostatecznie spędzaliśmy ze sobą wiele czasu, od kiedy podpisałam
umowę. I byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że tak bardzo mnie wspiera i tak mi
pomaga. Ale… Chciałam krwi!
– Poważnie znacie się
od dzieciństwa? Paweł?
– Tak, – przyznał dość
ponuro, po czym odezwał się do mnie, – byłem prawie pewny, że to ty, ale nie
mogłem do końca skojarzyć.
– Wcale się nie dziwię.
Ostatni raz widzieliśmy się jak miałeś dziesięć, a ja piętnaście lat. Byłeś
wtedy zakochany we mnie do szaleństwa. Pamiętasz te czasy?
– Wolałbym zapomnieć, –
dodał bardzo cicho, ale jego koledzy i tak parsknęli prymitywnym śmiechem.
Próbowałam zgadnąć, z jakiego powodu się z nimi w ogóle
zadaje. To niemożliwe, żeby miał takich przyjaciół. Poznali się dzisiaj? To
chyba też nie jest możliwe. Więc jakie więzi ich łączyły? A może mają zapewnić
mu ochronę. A tym samym mi, bardziej lub mniej świadomie. Tę myśl uznałam za
niedorzeczną. Przede wszystkim, dlatego, że wszyscy byli bardzo młodzi. Ale
też, wcale nie uważałam się za kogoś tak ważnego, żeby zasłużyć na obstawę. A i
Pawła, też za kogoś takiego nie uznawałam. Choć co do niego mogłam się mylić
oczywiście.
Kiedy
zastanawiałam się nad tym wszystkim, najwyższy z nich porwał Martę do tańca. Akurat
leciała jakaś powolna melodia w stylu lat siedemdziesiątych. Wyglądała na
zachwyconą i chyba przestał jej przeszkadzać wiek chłopaka, z czego niezmiernie
się cieszyłam. Paweł pokazał mi wzrokiem, żebyśmy wyszli. Nie bardzo mi to
odpowiadało, wiedziałam, że jest zły.
– Możesz mi powiedzieć,
co to za akcja? – A nie mówiłam, że będzie się wściekał?
– O czym mówisz? – Próbowałam
się uśmiechać, ale nie bardzo mi się udało.
– Myślałem, że się
przyjaźnimy, a ty robisz ze mnie idiotę przed moimi kumplami! Jak mogłaś?
– Ej! Po pierwsze,
wcale nie zrobiłam z ciebie takiego wielkiego durnia! Na wszystko zbyt
emocjonalnie reagujesz… A poza tym, jak ty naopowiadałeś wszędzie, że zostanę
twoją żoną, to było dobrze? Ty mi świństwa możesz robić, ale ja tobie już nie?
Typowe! Wszyscy jesteście tacy sami.
Mimo, że przed momentem tak dobrze się bawiłam, teraz
byłam po prostu zła. Paweł patrzył na mnie z nieukrywaną nienawiścią. Jakbym
właśnie zrujnowała jego świat, jego misternie budowaną reputację. A przecież
nie powiedziałam nic strasznego. A nawet, jeżeli coś odrobinę niestosowanego,
to powinien obrócić to w żart i przestać się przejmować. Tak zrobiłby każdy,
normalny facet! Ale najwidoczniej nie potrafił. A ja nie byłam w stanie pojąć,
jaki jest tego powód.
Kiedy mierzyliśmy się groźnie wzrokiem, podszedł do nas
ochroniarz i zapytał czy coś się dzieję. Paweł natychmiast wyprostował się i
najeżył.
– Nic mi nie jest, – a
za chwilę, już nieco spokojniejszym głosem dodał: – Naprawdę, wszystko w
porządku.
– Jest pan pewien? – Wzrok,
którym na mnie spojrzał, uświadomił mi, że oto jestem uczestnikiem dziwacznej
sceny i, że nie wiem wszystkiego o Pawle.
– To Jula, –
przedstawił mnie ochroniarzowi, – moja przyjaciółka z dzieciństwa.
– Rozumiem. Mimo
wszystko w razie potrzeby proszę zawołać.
Zostawił nas samych, ale widziałam, że nadal byliśmy
ukradkiem obserwowani. Paweł skinął na mnie głową, objął delikatnie ramieniem i
ruszyliśmy w stronę baru. Chłopak zamówił dwa podwójne martini. Jedną szklankę
ujął w rękę, drugą przesunął w moją stronę.
– Nie zamierzam nic
pić! – Wyczuł mój nienajlepszy nastrój i to, że oczekuję odpowiedzi na kilka
pytań. Westchnął i odwrócił wzrok w stronę Marty szalejącej na parkiecie z jego
kolegą.
– Całkiem fajna ta
twoja koleżanka, – spojrzał na mnie i uśmiechnął się. – Trochę luzu kotku.
Jesteś twarda, jeden drink nie popchnie cię do mówienia.
– No nie wiem, – wzięłam
jednak martini. – Wyjaśnisz mi tę sytuację?
– Nie dziś, – znowu
wpatrywał się w tańczących. – Może niedługo. Zgoda?
– Niech będzie. Uczę
się przy tobie i Michale cierpliwości.
Złapał mnie za rękę, podciągnął do siebie i objął. To był
bardzo czuły gest. Nie wiedziałam jak powinnam zareagować. Paweł uśmiechnął się
na widok mojej zdziwionej miny. Ale nie wypuścił mnie z objęć. Wręcz
przeciwnie. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do swojej piersi i pocałował w
policzek. W tym momencie podeszła do nas Marta ze swoim partnerem.
– Chyba dalej ją
kochasz, stary! – Zaśmiał się Rafał, stając po mojej drugiej stronie.
– Julcia, co się
dzieje?
– Nic Marta, nic. Paweł
po prostu za dużo wypił, – uśmiechnęłam się uspokajająco. – Ale właśnie
zaproponował, że mnie jutro podwiezie do Szczecina, więc postanowiłam zgodzić
się na ten czuły gest, – wskazałam głową na ramię nastolatka.
– Jesteś pewna? – Widać
było, że boi się o mnie.
– Tak. Oczywiście.
Marta wyglądała na zaskoczoną i zaniepokojoną zastaną
sytuacją. Traktuje Adriana niemal tak samo jak mnie, więc w zachowaniu Pawła
próbowała się doszukać wszystkiego, co najgorsze. Eh. Jednak będę musiała jej
dużo wyjaśniać.
Rafał
postawił wszystkim kolejkę, po czym wyciągnął moją przyjaciółkę ponownie na
parkiet. Wahała się dłużej niż powinna, biorąc pod uwagę to, jak dobrze bawili
się wcześniej. Wiedziałam, że nie chce zostawić mnie samej. Czy raczej w
towarzystwie mojego kompana. Gdybym tylko mogła jej wszystko powiedzieć…
Około trzeciej chłopcy wsiedli z nami do taksówki i odstawili
pod sam dom. Proponowali przeniesienie imprezy do ich hotelu, ale nie dałam się
namówić, zwłaszcza, że Marta już nie do końca się kontrolowała. Wściekłaby się
jak nic! Byłam im bardzo wdzięczna za to, że z nami pojechali. Poznań nie wydał
mi zbyt bezpieczny. W ramach rekompensaty umówiliśmy się na jutro, na obiad we
czwórkę.
Zmęczona, wstałam po szóstej, żeby powtórzyć słówka.
Gdybym jutro wpadła do Marka bez przygotowania, zrobiłby mi piekło. Straszne!
Niedziela rano, a ja po niespełna trzech godzinach snu wstaję i się uczę! Wolałam
jednak nie ryzykować gniewu mojego profesora. Wypiłam kawę i spędziłam godzinę z
fiszkami. Kilka minut po dziewiątej Marta podniosła niepewnie głowę.
– Cześć, – przeciągnęła
się słodko, jak dziecko. – Boli mnie…
– Tak przypuszczałam, –
uśmiechnęłam się, szczęśliwa, że choć muszę się uczyć, przynajmniej nie mam
kaca! – Przygotowałam ci tabletki, proszę.
– Dzięki, ratujesz mi
życie. Która godzina?
– Wczesna. Możesz
jeszcze poleżeć. Jesteśmy umówione dopiero na dwunastą.
– Umówione? A gdzie? –
Nagle sobie przypomniała, – o nie! Czego nie pamiętam?
– Podałaś Rafałowi swój
numer telefonu, – jęknęła, a ja kontynuowałam, – i byłaś bardzo chętna wpaść do
nich na noc.
Spojrzała na mnie tak przerażona, że nie mogłam
powstrzymać się od śmiechu.
– Uspokój się! Jak
widzisz, jesteśmy u ciebie. Młodzi podrzucili nas pod dom, ale w zamian
musiałam przyjąć zaproszenie do restauracji. Mają po nas przyjechać.
Marta, niezbyt uspokojona moimi słowami, schowała głowę
pod poduszkę i zaczęła coś mamrotać. Dochodziły do mnie tylko pojedyncze słowa,
miedzy innymi: głupia, abstynencja i nigdy więcej. Uśmiechnęłam się do siebie i
pogratulowałam w duchu, że nie dałam się skusić na noc u nich. Oberwałoby mi
się za to, tego byłam pewna!
– Co robisz od rana?
– Właściwie to nic.
Chcesz kawę?
– Herbatę, jeśli masz
ochotę mi przygotować. – Spojrzała na mnie badawczo, – to, co robisz?
– Uczę się słówek, –
odpowiedziałam zrezygnowana.
– Jakich słówek? –
Wskoczyła na moje łóżko zapominając o bólu i zajrzała mi przez ramię, –
angielski? A więc wybierasz się na Wyspy?
– Och! Jesteś paskudna!
– Spojrzała na mnie tak, że aż spuściłam wzrok, żeby się nie wygadać, – nie
pomagasz mi w moim postanowieniu.
– Czyli zgadłam?
– A nie pomyślałaś, że
angielski może mi się przydać w większości krajów świata?
– No nie daj się
prosić! Anglia?
– Nie mogę… – Nie
śmiałam na nią spojrzeć, – państwo, w którym większość ludzi posługuje się
angielskim, – tyle mogłam powiedzieć!
– To już coś. I tak to
z ciebie wyciągnę!
Oby nie, pomyślałam. Nie mogę do tego dopuścić. Muszę się
bardziej pilnować! Zjadłyśmy małe śniadanie i gdy Marta poszła doprowadzić się
do porządku, zadzwoniłam do Pawła zapytać czy wstali, i czy wszystko dalej
aktualne. I tak w południe, wystrojone, wychodziłyśmy na siarczysty mróz.
– Julcia, co cię łączy
z Pawłem? – A już miałam nadzieje, że jednak nie podejmie tego tematu…
Jak
zwykle potrafiła mnie przejrzeć. W końcu to moja przyjaciółka. Ale tak naprawdę
wina leży po stronie Pawła. Jak mógł się wczoraj tak zachowywać? Też zaczęłabym
coś podejrzewać na jej miejscu. Problem polegał też na tym, że ona podejrzewała
jakiś pokrętny romansik. Choć może to wcale nie jest problem w mojej obecnej
sytuacji. Może, jeśli założy, że się spotykamy, nie przyjdą jej do głowy inne
pomysły. Ale będę musiała tak wiele tłumaczyć.
– Nic skarbie, –
popatrzyłam jej w oczy, – to tylko mój znajomy. Dawno się nie widzieliśmy. To
wszystko. A wczoraj trochę go poniosło. Ale ciebie też, więc nie wypominaj!
– Tak, mnie też. Tak mi
głupio!
– Rafał wydaje się w
porządku. Co o nim sądzisz?
– Chciał mnie chyba
zaciągnąć do łóżka, – wbiła wzrok w płytki chodnikowe, – a ja chciałam z nim
pójść. Więc jak ci się wydaje?
Nie
odpowiedziałam na to wyznanie, ale postanowiłam je później przemyśleć. Chłopcy
czekali już na nas przy samochodzie. Przywitali się serdecznie, acz z
dystansem. Szczególnie Paweł. Chyba zdał sobie sprawę, że wczoraj odrobinę
przesadził z wylewnością. Pojechaliśmy do jakiejś knajpki na starym mieście.
Marta była bardzo spięta i Rafał nie potrafił jej rozszyfrować. Obiad ciągnął
się przerażająco, a my nie mieliśmy, o czym ze sobą rozmawiać. Ostatecznie to
ja w kółko nawijałam o jakichś głupotach. Wszystko po to, żebyśmy nie siedzieli
w ciszy. Po kilku anegdotkach i żartach, i po dwóch kieliszkach wina, atmosfera
nieco się rozluźniła. To śmieszne, ale wspominałam głównie dzieciństwo swoje i
Pawła! Godzinę później, zmęczona tym przedstawieniem, wsiadałam do samochodu. Zabrałam
swoje rzeczy, pożegnałam się z przyjaciółką i marzyłam o tym, żeby znaleźć się
w domu, we własnym łóżku.
– Rafał chce zabrać
Martę na długi spacer, – nastolatek oderwał wzrok od jezdni i przyjrzał mi się
badawczo, – myślisz, że się zgodzi?
– Pewnie tak, –
zaczęłam zdejmować buty, – chyba wpadł jej w oko. Ale to dziwne…
– Dlaczego?
– Bo jesteście bardzo
młodzi, – uśmiechnęłam się do niego podciągając nogi na fotel, – Marta zawsze
miała starszych od siebie mężczyzn. Sporo starszych.
– Rafał jest w moim
wieku, – właśnie wymijaliśmy jakiś niegroźny wypadek, – mają jakąś szansę?
– Wszystko zależy od
niego. Ona lubi ludzi z pasją, – obserwowałam policjanta spisującego
sprawczynię zdarzenia, – ciebie na pewno by polubiła, po bliższym poznaniu
oczywiście. Nie znam Rafała na tyle, żebym mogła powiedzieć, czy coś z tego
wyjdzie. Chyba, – zerknęłam na Pawła, – że chodzi mu tylko o seks.
– Nie jestem pewien.
Zamyślił się. Zachowywał się tak, jakby do końca nie był
zadowolony z przebiegu tej rozmowy. Czyżby wolał, żeby jego kumpel zostawił
Martę w spokoju? Może obawiał się, że w innym przypadku będą groziły nam
częstsze wspólne wypady, a wtedy prędzej czy później ktoś się wygada. A może po
prostu nie chciał, żeby Marta dowiedziała się czegoś więcej o nim. No właśnie.
– Mógłbyś odpowiedzieć
na kilka moich pytań?
– Kotku, – zauważyłam,
że najczęściej używał wobec mnie tej formy, gdy chciał mnie zbyć!
– Dobra. Nie zaczynam.
Nie rozmawialiśmy ze sobą przez następną godzinę. Byłam
tak zmęczona, że niemal usnęłam dzięki miarowemu kołysaniu i ogarniającemu mnie
cieple. Z jednej strony cisza nas dotkliwie męczyła, z drugiej mieliśmy czas na
przemyślenie wydarzeń ostatniej doby. Nie wiedziałam, czego właściwie oczekuję
od Pawła. Byłam zła, że nie mówi mi o sobie wszystkiego. Ale kimże ja właściwie
dla niego jestem, żeby czuł potrzebę zdradzania mi swoich sekretów? Nikim. I
pewnie, dlatego właśnie postanowił milczeć. Ale sprawdzę to.
– Jesteście do siebie
podobne.
– Hm? – Wyrwał mnie z
zamyślenia.
– Spałaś?
– Nie, nie. –
Wyciągnęłam przed siebie ręce, chcąc rozluźnić mięśnie, – masz na myśli mnie i
Martę? – Kiwnął głową. – Raczej nie. Inaczej wyglądamy i inaczej się
zachowujemy. Inne rzeczy są dla nas ważne. Co innego nas interesuje…
– Nie mówię o takich
błahostkach jak wygląd! – Prychnął, – chodzi mi o to, że macie podobne
charaktery. Na pewne sytuacje reagujecie w dokładnie taki sam sposób. I widać,
że wam na sobie zależy. Bardzo.
– Tak. Zależy. I zapewne
w jakimś stopniu jesteśmy podobne. W końcu wytrzymałyśmy ze sobą kilka lat.
Gdybyśmy były zupełnie różne, pewnie nawet byśmy się nie znały.
– Czy myślisz, że
miałbym u niej jakieś szanse? – Spojrzałam na niego uważnie. Unikał mojego wzroku.
To dziwne pytanie. Pomyślałam, że coś musi się za nim kryć.
– Nie wiem Paweł, –
zaczęłam ostrożnie, – już mówiłam. Marta raczej gustuje w starszych. Jakbyś
miał dziesięć lat więcej, to szanse by wzrosły. Ale z drugiej strony jesteś
bardzo interesujący i nie potrafię cię przejrzeć, a to daje ci dodatkowe atuty.
Może tak.
Zastanawiał się nad wszystkim, co powiedziałam.
Uśmiechnął się nieznacznie, kiedy skończyłam, teraz jednak siedział z powrotem
całkowicie skupiony na tym, co działo się wokół nas. Odezwałam się po chwili.
– Myśli, że mamy
romans. Marta.
Witam,
OdpowiedzUsuńno trochę dziwne to zachowanie Pawła, a Piotr poczuł się źle, smutno z wiadomością, że zrezygnowała jednak z tej pracy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia