czwartek, 12 września 2013

Part 7



Rozdział 7
            Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Kupiłam dwie latte i paczkę gum, Paweł zatankował samochód. Oparci o maskę delektowaliśmy się gorącą kawą.
– Szkoda…
– Hm?
– Szkoda, że to nieprawda.
– Bo bym się obraziła gdybyś mówił jaśniej, – zaśmiał się z mojego wyrzutu.
– Chodziło mi o to, co wcześniej powiedziałaś. O Marcie.
– Tak, to wszystko wyjaśnia… – westchnął i odwrócił wzrok. Wpatrywał się teraz usilnie w bajkową scenerię zaśnieżonego lasu. Odpowiedział dopiero po chwili.
– Szkoda, że tak bardzo kochasz Adriana.
            O nie! Tylko nie to. Nie komplikuj nam życia. Postanowiłam się nie odzywać. Bałam się, że bez względu na to, co powiem, nasze relacje mogą się bardzo zmienić. A mi zależało na tym, żeby mieć go przy sobie. Pomagał mi w trudnych chwilach, a było już takich wiele. I na pewno będzie ich jeszcze więcej. Potrzebuję przyjaciela, nie wroga.
– Jedźmy już, – dodał po chwili zrezygnowanym głosem, – przepraszam za to, co powiedziałem.
            Wślizgnął się za kierownicę, ja usadowiłam się wygodnie obok i zaczęłam analizować wszystko, o czym dzisiaj rozmawialiśmy. Nie wierzyłam, że ta rozmowa mogła przyjąć taki obrót. Wiedziałam, że mu na mnie zależy, ale wiązałam to z konkursem i całą tą szopką wokół niego. Nigdy nie przypuszczałabym, że może się za tym kryć coś więcej. Traktowałam go jak dobrego przyjaciela. I naprawdę miałam wrażenie, że znamy się od lat, a nie od niespełna dwóch miesięcy. Ale sytuacja nie może wymknąć się spod kontroli.
– Dlaczego zapytałeś mnie, czy miałbyś szansę u Marty? – Spojrzał na mnie nie wiedząc, z jakiego powodu nawiązuję do tego akurat fragmentu naszej rozmowy. – Chodzi mi o to, że to trochę dziwne, że najpierw pytasz mnie o nią, a po chwili wyskakujesz z…
– Chciałem… – zastanowił się nad odpowiednim doborem słów, ­– chciałem wiedzieć, co powiesz, czy znajdziesz jakiekolwiek interesujące cechy, jakieś atuty.
– Nie rozumiem.
– Powiedziałaś, – postanowił chyba, że już do końca podróży na mnie nie spojrzy, – że nie możesz mnie rozgryźć, że jestem intrygującą osobą. A nie znasz mnie zbyt dobrze! Może gdybyś dała mi szansę… – Urwał, a nie słysząc odpowiedzi z mojej strony dodał, – zapytałem cię o Martę, bo dobrze wiedziałem, że powiesz to, co sama o mnie myślisz.
            Rzeczywiście. A cóż innego mogłabym odpowiedzieć. Jaka jestem naiwna. Przecież to było takie oczywiste. Ale nie wpadłam na to. Za bardzo się przy Pawle rozluźniam. Trzeba z tym skończyć. I chyba powinnam porozmawiać z Michałem. Chociaż może jeszcze poczekam, może Paweł zrozumie i nasze relacje się nie zmienią. Przynajmniej nie za bardzo.
            Do samego Szczecina nie zamieniliśmy ze sobą już ani jednego słowa. Odstawił mnie pod sam dom i pomógł wyjąć rzeczy z bagażnika. Zrobił taki gest, jakby chciał mnie objąć na pożegnanie, ale zrezygnował.
– Paweł, nie chcę żeby cokolwiek się zmieniło między nami, – wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek, – jesteś mi bardzo potrzebny. Nie chcę cię stracić.
– Problem w tym, – dotknął opuszkami palców mojej twarzy, – że ja chcę, żeby się zmieniło.
            Wsiadł do samochodu i odjechał, a ja chcąc nie chcąc powlekłam się do klatki. Dobrze, że nie ma Adriana. Muszę sobie poukładać kilka spraw.
            Zamknęłam za sobą dokładnie drzwi, rzuciłam torbę na podłogę, włączyłam Full Moon[1] i zwinąwszy się w kłębek na kanapie wsłuchiwałam się w tekst piosenki. W końcu go rozumiem, a nie tylko zachwycam się melodią. Miła odmiana. Nie bardzo miałam ochotę na analizowanie wszystkiego, co stało się od mojego wyjazdu do Poznania, a może nawet wszystkich wydarzeń od momentu pierwszego spotkania z Pawłem. Ale wiedziałam, że jest to konieczne.
            Kiedy o nim myślałam, zawsze towarzyszyły temu ciepłe uczucia. Może nawet mogłabym z nim być w innych warunkach i innej sytuacji. Może, gdybym nie miała Adriana mielibyśmy jakąś szansę. Jednak w obecnych okolicznościach rozbijanie mojego udanego związku dla jakiejś śmiesznostki nie miało racji bytu. I on o tym wiedział.
            Zasnęłam dopiero nad ranem dręczona wyrzutami sumienia i beznadziejnością położenia, w jakim się znalazłam. Na własne życzenie oczywiście, ale…
            Rano Artur był bezlitosny i nie pomogły tłumaczenia, że nie mam siły, jestem zmęczona i że nic by się nie stało, gdyby mi raz odpuścił. Trening był tak wyczerpujący, że po wyjściu nienawidziłam go szczerze i z całego serca. Byłam tak wściekła, że biorąc prysznic płakałam jak małe dziecko. Muszę się nauczyć panować nad emocjami… Przynajmniej u Marka poszło w miarę dobrze. Zaczął przewidywalnie od testu, ale byłam przygotowana. Przez godzinę prowadziliśmy konwersacje, potem chwila powtórki z gramatyki i cały zestaw nowych słówek. W między czasie rozumienie ze słuchu. Szło mi coraz lepiej, chociaż do perfekcji brakowało mi jeszcze bardzo wiele. Moim zdaniem, co najmniej kilku lat intensywnej nauki, ale Marek ciągle wierzył, że damy radę w pół roku.
            Kiedy tylko miałam wolny moment nie mogłam się powstrzymać, żeby nie myśleć o Pawle. Postanowiłam nie szukać informacji o nim. Jeśli uzna, że chce mi powiedzieć o sobie coś więcej, to powie. Ja poczekam. Na razie jednak z niecierpliwością wyczekiwałam piątku. Wiedziałam, że tym razem Paweł nie zadzwoni wcześniej, ale w piątki widywaliśmy się zawsze. Rano jadąc, jak co tydzień na zajęcia z aktorstwa zastanawiałam się jak będzie wyglądało nasze spotkanie. Pierwsze od niedzieli, od tych wszystkich słów, które padły i tych niedopowiedzeń.
            Rozczarowałam się, gdy tylko wysiadłam z taksówki. Nie było jego samochodu. A więc nie ma i jego. A tak liczyłam na tę rozmowę, tak na nią czekałam. Lekcja nie była tak przyjemna jak zwykle. Myliłam się i zapominałam tekstu, nie potrafiłam się skupić na tym, co do mnie mówiono. Byłam zła na Pawła, że postanowił mnie unikać. W końcu będzie musiał się ze mną spotkać, a wtedy… No właśnie i co wtedy? Czego ja od niego oczekuję?
            Kolejne dwa tygodnie minęły mi zaskakująco szybko. Wkładałam dwa razy więcej wysiłku we wszystkie obowiązki, żeby nie poddać się złemu nastrojowi i melancholii. Ale mimo to, wszystko mnie drażniło. Umówiłam się z Arturem, że codziennie, pół godzinny lżejszych ćwiczeń będziemy dodatkowo spędzać rozmawiając po angielsku. Chętnie przystał na tę propozycję. Planował wyjazd do Australii na pół roku, więc taka forma powtórek była idealna dla nas obojga. Ustalaliśmy jakiś temat, każde z nas wybierało kilkanaście nowych słówek i następnego dnia prowadziliśmy własne lekcje. Uczyliśmy się w ten sposób nawzajem. A ja miałam dodatkowe zajęcie i jeszcze mniej czasu na rozmyślanie.
            Zbliżał się też nieuchronnie termin mojego debiutu na scenie. Premierę przesunięto nieco w czasie i miała się odbyć czwartego marca. Cieszyłam się, że będzie to przedstawienie przygotowane z myślą o dzieciach, ale jednocześnie wiedziałam, że dzieciaki potrafią być zaskakująco wnikliwymi i szczerymi obserwatorami. Denerwowałam się tym bardziej, że nie było ze mną Pawła. Nie odezwał się do mnie od miesiąca. Byłam zła na niego i na siebie. Na szczęście miał stawić się chociaż Michał. Ostatnio to właśnie on mnie wspierał. Pojawił się po raz pierwszy dwa tygodnie po moim powrocie od Marty. Nadzorował lekcje tańca, które teraz miałam trzy razy w tygodniu. Chcą mnie wykończyć…
– Jesteś bardzo spięta, Jula. – Spojrzał na mnie z troską.
– Przepraszam, staram się.
– Co się dzieje? Możesz mi powiedzieć? I dlaczego nie ma Pawła? – Spojrzałam mu w oczy, próbując wyłapać, czy nie naigrywa się ze mnie.
– Myślałam, że ty mi powiesz.
– Co się stało w Poznaniu?
– A co mówi Paweł?
– Nic nie mówi! – Zdenerwował się i powstrzymując się od podniesienia głosu wstał i zaczął krążyć po pokoju, – cały problem polega na tym, że nic nie mówi! A dopóki nie wiem, co się dzieje, nie mogę zareagować! Nie mogę pomóc żadnemu z was.
– W Poznaniu, – zaczęłam ważąc każde słowo, – spotkaliśmy się przypadkowo na imprezie. Tak myślę, że przypadkowo. To była dziwna sytuacja, najpierw odegrałam się za akcję ze ślubem, potem ochroniarz zachowywał się tak, jakbym zrobiła coś złego, jakbym to ja była tą złą, którą trzeba wyprosić z lokalu. Paweł nie chciał mi powiedzieć, o co chodzi. Ostatecznie bawiliśmy się wspólnie do późna, odwiózł mnie do domu…
– O nie… – Spojrzał na mnie z wyrzutem, – powiedz, że nie spędziliście razem nocy!
– Nie spędziliśmy, nie martw się, – uśmiechnęłam się, – następnego dnia z moją koleżanką i jego znajomym zjedliśmy obiad.
– W takim razie nie rozumiem.
– Kiedy wracaliśmy do Szczecina, Paweł powiedział… – Poddałam się. – Zasugerował, że mu się podobam.
– Ok… I?
– Przecież wiesz, ze jestem zaręczona, – pomachałam mu przed oczyma ręką z pierścionkiem, – powiedziałam mu, kiedy już wysiedliśmy, że nie chcę go stracić i, że go potrzebuję.
– A on? – Michał wyglądał na rozdrażnionego i jednocześnie trochę rozbawionego tą opowieścią.
– A on odpowiedział, że problem polega na tym, że on chce żeby się coś zmieniło w naszych relacjach. I od tamtego czasu się nie widzieliśmy. Nie dzwoni, nie pisze. Nic.
            Od razu poczułam się lepiej. Wiedziałam, że on zrozumie. I zrobi wszystko, żeby sytuacja wróciła do normalności. Albo, że przynajmniej mi pomoże. Najlepiej jak będzie umiał.
            Paweł się jednak nie odezwał. Widać był bardziej zły niż mogłam przypuszczać. Minął luty, a ja po raz drugi w życiu (pierwszy raz był w liceum, ale możemy uznać, że to się nie liczy!), wkraczałam na scenę. Próba generalna wypadła wspaniale. Ale próby mają to do siebie, że brak na nich widowni! Perspektywa piątku mnie przerażała. Cieszyłam się, że przynajmniej nikt z moich znajomych nie będzie widział ewentualnej wpadki. Niestety wiedziałam, że cały spektakl ma być nagrywany, a później będziemy go analizować. To znaczy moją grę będziemy analizować. Niestety. Nie poprawiało mi to samopoczucia i potęgowało zdenerwowanie.
Michał wpadł po mnie rano. Spędziliśmy razem cały dzień i dzięki niemu nieco się rozluźniłam, choć on wciąż powtarzał, że trema nie jest niczym złym. I chyba rzeczywiście tak było. Ani razu się nie pomyliłam, nie potknęłam, nie zniszczyłam przez przypadek dekoracji i nie spadłam ze sceny! Więc poszło całkiem nieźle. Dzieci biły brawo, a rodzice uśmiechali się przyjaźnie. Następnym razem pójdzie łatwiej. Mam nadzieję.
Po występie przebrałam się w moje zwykłe dżinsy, narzuciłam skórzaną kurtkę i byłam gotowa na drinka z Michałem. Obiecał mi to, jeśli wszystko pójdzie dobrze. Chociaż podejrzewałam, że gdybym zawaliła, tym bardziej by mnie gdzieś zabrał, żebym mogła się wyżalić i wypłakać do woli. Próbowałam wyłowić go z tłumu. Spojrzałam na telefon, ale nie było żadnych wiadomości. Wyszłam, z zamiarem poczekania przy jego samochodzie. Może musiał coś jeszcze załatwić?
Ale samochodu też nie było. Co jest grane? Zaczynałam się denerwować! Przecież by mnie tak nie zostawił samej. Stałam na parkingu i zastanawiałam się, co ze sobą począć. Znowu padał śnieg. Zadzwoniłam. Po chwili wybrałam jego numer po raz drugi. Nie odebrał. Może coś się stało? Weszłam ponownie do budynku. Ludzi było znacznie mniej. Podbiegła jakaś rudowłosa dziewczynka, ciągnąc za rękę swoją mamę i powiedziała, że też chciałaby kiedyś zostać aktorką. Po czym poprosiła mnie o podpisanie programu. Byłam zszokowana.
Kiedy budynek opuszczali ostatni widzowie, uznałam, że i na mnie pora. Skoro Michał nie raczył się zjawić, poczekać, powiadomić mnie, jeśli rzeczywiście coś się dzieje, to idę do domu. Po prostu. Sama. Cudownie.
Na głównym parkingu nie było już prawie samochodów. Jakiś trzydziestolatek przypinał pasami swojego synka w foteliku, tłumacząc mu cierpliwie, że nie może jeszcze siedzieć z przodu. Ruszyłam, nie zaprzątając sobie głowy szukaniem ścieżki. Po chwili brnęłam już przez śnieg, zapadając się w nim i mocząc spodnie. A więc tak ma wyglądać teraz moje życie? Kiedy już udaje mi się czegoś dokonać nie mogę się tym podzielić z moimi przyjaciółmi, z Adrianem… A ludzie, którzy powinni być przy mnie, bo to z ich powodu znalazłam się tej cholernej sytuacji mają mnie gdzieś. Świetnie!
Wściekła i ze łzami w oczach kierowałam się w stronę kościoła Dominikanów. Nie rozglądałam się na boki, patrzyłam tylko w śnieg przed sobą, uważając, żeby na nic nie wpaść. Nagle ktoś zastąpił mi drogę. Nie podniosłam nawet głowy w górę, szepnęłam tylko przepraszam i szybko zmieniłam kierunek, chcąc wyminąć osobę, na którą niemal wpadłam.
– Poczekaj, – zadziwiająco ciepły głos. Pomyślałam, że mi się przesłyszało i postanowiłam się nie zatrzymywać. – Jula, przepraszam.
– Niemożliwe... – Mruknęłam do siebie.
– Byłaś świetna. Dzieciaki się zachwycały. I dorośli też. – Postanowiłam udawać, że nic nie słyszę, – poczekaj, proszę.
– A niby, po co mam czekać? Mam uwierzyć, że wróciłeś, żeby jutro znowu się rozczarować, że cię nie ma! Strata czasu i energii…
– Musiałem wszystko przemyśleć, – złapał mnie za rękę, – chcę żebyśmy byli przyjaciółmi. Niczego więcej nie oczekuję.
– Czyżby? – Zatrzymałam się w końcu i spojrzałam mu w oczy.
– Tak. Obiecuję. Będę grzeczny, – uśmiechnął się, – źle mi bez ciebie.
            Pojechaliśmy na kolację. Rozmawialiśmy całe godziny. Paweł się tłumaczył i przepraszał. Wiedział, że mi też było ciężko. Teraz nasze relacje miały być takie jak na początku. Albo, chociaż zbliżone. Opowiedział mi, co robił przez ostatni miesiąc. Ja mówiłam, o swoich sukcesach i załamaniach. Było nam razem bardzo dobrze.
– I jak? Nie okaże się jutro, że jednak byłeś wytworem mojej wyobraźni?
– Nie ma mowy. Jutro mamy lekcję tańca. Na dziewiątą.
 A co z Michałem? Ostatnio to on wszystko nadzorował.
– Musi pozałatwiać kilka spraw w Krakowie. Wróci pod koniec przyszłego tygodnia.
– Super… A nie mógł mi tego sam powiedzieć?
– To wszystko wypadło nagle. Wiesz, że nie chciał cię zostawić samej.
– Tak, wiem, – przyznałam. – Bardzo mi pomagał w ostatnim czasie.
            Wróciłam do domu około drugiej w nocy. Byłam zbyt zmęczona, żeby zaprzątać sobie głowę czymś innym niż sen. Jedyne, na co się zdobyłam, to zmycie makijażu i zrzucenie z siebie ubrań. Usnęłam niemal natychmiast. Rano, zanim zadzwonił budzik, poczułam ból. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła szósta. Jeszcze mam trochę czasu. Ale z drugiej strony, muszę zrobić kilka rzeczy.
            Zwlekłam się półprzytomnie z łóżka, wstawiłam wodę na kawę i wzięłam szybki prysznic. Cieszyłam się na tą dzisiejszą lekcję tańca. Co prawda ciągle byliśmy na etapie hip-hopu i freestyle, ale jeśli poradziłam sobie wczoraj na scenie, to dzisiaj dam sobie radę ze wszystkim! Poza tym będzie ze mną Paweł! Jak mogłabym wątpić w siebie, mając go przy boku? Miałam tylko nadzieję, że nie zniknie równie nagle jak wrócił…
            Przed klatką, gdzie zwykle czekała na mnie taksówka w kolorze waniliowego budyniu, ujrzałam dziś znajomego, czarnego mercedesa. Zatrzymałam się na ułamek sekundy w drzwiach, po czym ruszyłam pewnym krokiem w jego stronę. Zapowiadał się piękny dzień. Ach…
– Cześć kotku! – Ten uśmiech mnie rozbrajał.
– Cześć. Bałam się, że jednak sobie ciebie tylko wyobrażałam, – też się uśmiechnęłam, a co tam!
– Za dobrze by było! A tak czeka nas ciężki dzień!
– Dlaczego?
– Bo ja będę cię uczył, – prychnęłam. – Jeszcze pożałujesz, że wróciłem!
– Żebyś się nie zdziwił…
            Miał rację! Przynajmniej, jeśli chodziło o ciężki trening. Nawet Artur mnie tak nie wykańczał! A starał się jak mógł. A Michał to w ogóle przy nich pestka. Ale czego by nie zrobił, nie mogłabym nie cieszyć się, że tu jest. Ze mną! Tańczyliśmy przez cały dzień. Na okrągło ćwiczyliśmy jakieś dziwne ruchy, układy i wyskoki. Kiedy robił to Paweł wyglądało super, kiedy ja zaczynałam, było znacznie gorzej.
            Około południa zadzwonił Adrian. Pojechał na dwa tygodnie do Frankfurtu nad Menem, odwiedzić rodzinę. Mieliśmy pojechać wspólnie. Planowaliśmy ten wyjazd od roku. Ale nie mogłam sobie teraz pozwolić na tak długą przerwę w zajęciach. Powiedziałam, że nie dostanę urlopu, ostatecznie dopiero niedawno podjęłam pracę. Było mu bardzo przykro. Pokłóciliśmy się zresztą okropnie. Ale po prostu nie mogłam! Porozmawialiśmy kilka minut. Przyjedzie za tydzień. Już nie mogłam się doczekać.
            Trening skończyliśmy po szesnastej. Paweł uznał, że pora na obiad. Ale nie był do końca zadowolony z dzisiejszego dnia, a tym samym z moich postępów (Choć ja je widziałam! Były ogromne!), więc jutro, mimo, że jest niedziela znowu będziemy tańczyć… Teraz jednak szukaliśmy jakiejś przyjemnej knajpki z dobrym jedzeniem. Ja wybrałabym się po prostu na pizzę, ale niestety nie ja tu decydowałam.
            Byłam wykończona. A perspektywa jutrzejszego dnia nie napawała optymizmem. No może troszkę. Muszę pokazać Pawłowi, na co mnie stać! Jeszcze się zdziwi.
            Niedzielny poranek upłynął mi w mękach. Nie mogłam się skoncentrować. Dopadło mnie zmęczenie i wszyscy byli tego świadomi. Dla rozładowania stresu postanowiliśmy poćwiczyć emocje… Zapowiadało się całkiem zabawnie. Smutek, śmiech, żal, przerażenie, rozpacz, rozbawienie, euforia, zmieszanie i mnóstwo innych. Najprzyjemniejszy był krzyk. Musiałam go połączyć z większością pokazywanych uczuć. W końcu w czymś czułam się wyśmienicie! A przy tym bawiłam się wspaniale.
            Jako, że nie musiałam się spieszyć do domu, Paweł zaproponował kino. Właśnie na duży ekran wchodził animowany film Rango. Bajeczka o kameleonie, który tuła się po pustyni…
            Oprócz nas na sali były niemal same dzieci. Kilkoro rodziców. I jakieś nastoletnie pary, które z całą pewnością nie przyszły tu w celu oglądania filmu. Czułam się zdecydowanie dziwnie. Ale nie było źle. Powiedziałabym nawet, że wybór był całkiem dobry. Uzbrojeni w dwa kubki coli i ogromny kubeł popcornu usiedliśmy na końcu i nie przejmowaliśmy się nikim.
            Doszłam do wniosku, że zachowujemy się jak gimnazjaliści na randce. Tym bardziej, że Paweł dotrzymywał obietnicy. Kolejny raz bawiliśmy się świetnie. Z Adrianem dawno temu przestaliśmy chodzić na randki, kolacje czy chociażby do kina. Chyba dopadła nas rutyna, monotonność dnia codziennego. Zawsze ten sam schemat. Przy Pawle znowu czułam, że żyję, że jestem w centrum uwagi. Taka miła odmiana.
            Kładąc się wieczorem postanowiłam jeszcze powtórzyć materiał do Marka. Nie mam zamiaru jutro tłumaczyć się, z jakich powodów nie znam odpowiedzi na jego pytania. Przygotowałam sobie też słówka na jutrzejszy trening z Arturem. Tym razem on wybierał temat. Noc. Niezbyt pomysłowe. Ale dzięki temu mogłam wykorzystać znane mi już zwroty. I całe szczęście. Uczenie się dzisiaj jeszcze czegoś nowego nie wchodziło w grę.
            Rano, tuż przed wyjściem na siłownię dostałam telefon z informacją, że do odebrania jest już moje prawo jazdy. Byłam wniebowzięta. Głównie ze względu na służbowy samochód, który mi obiecali. Jedyny problem polegał na tym, że dokument czekał na mnie kilkadziesiąt kilometrów od Szczecina. I niby, kiedy znajdę czas, żeby po niego jechać?


[1] The Black Ghost

1 komentarz:

  1. Witam,
    no Paweł zakochał się w Julii, cieszę się, że jednak wszystko dobrze się potoczyło...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń