Minęły prawie dwa tygodnie od przylotu do Forks Rona i Hermiona,
i Harry musiał przyznać, że stęsknił się za swoimi przyjaciółmi. Szczególnie,
że ich rozmowa po powrocie z rezerwatu sprawiła, iż Gryfonka na powrót stała
się tą dawną dziewczyną, którą tak dobrze pamiętał i tak bardzo kochał.
Znajdowali się właśnie na sporej polanie, ćwicząc wspólnie z
wilkami i Cullenami. Naprawdę był pod wrażeniem, że te dwa, wrogie gatunki
potrafią odrzucić uprzedzenia i stanąć ramię w ramię, bez względu na motywy,
jakie nimi kierowały.
Draco wraz z Samem starali się właśnie pokonać Emmetta,
ignorując przyglądającego im się Jacoba. Młody Black przyszedł tutaj pierwszy
raz od swojej ostatniej, fatalnej rozmowy z Malfoyem i teraz warczał za każdym
razem, kiedy tylko wydawało mu się, że blondyn jest w niebezpieczeństwie. Nie
podszedł jednak bliżej, nie zmienił się też w człowieka, nie mając najwyraźniej
odwagi na żadną z tych rzeczy. Potter właściwie cieszył się, że Draco jest tak
pochłonięty walką, że nie zwraca uwagi na zmiennego. Mógłby go w irytacji
potraktować jedną z klątw, którymi ciskał w wampira.
Ron i Hermiona starali się poprawić swoją szybkość, ćwicząc z
Rosalie i Alice, a Jasper i Carlisle demonstrowali kilku członkom sfory
niektóre ze sposobów walki, które z całą pewnością zastosują Volturi. Harry nie
miał pojęcia, jaką siłą przybędzie do Forks wampirza elita, ale wciąż obawiał
się, że mogą nie dać sobie rady. Kiedy powiedział o tym Draco, ten uśmiechnął
się kącikiem ust i kazał mu przestać marudzić.
-I-I-I-
Harry przebudził się słysząc jakiś hałas i szukając wzrokiem jego
źródła, którym okazał się Draco. Ten od czasu do czasu miał kaprysy i zostawał
na noc w jego sypialni. Nie, żeby doszło między nimi do czegoś więcej niż kilka
namiętnych pocałunków, ale Ślizgon przyzwyczaił się do uczucia wtulonego w
niego, ciepłego ciała.
— Gdzie idziesz? — zapytał Harry, widząc, że Malfoy zapina
ostatnie guziki jednej ze swoich zielonych koszul. Zlustrował jego sylwetkę od
góry do dołu i przełknął ślinę. Nie było sensu tego ukrywać, podobał mu się ten
skubaniec.
— Dowiesz się wieczorem, Potter — odpowiedział bez cienia
emocji na twarzy.
Nie miał zamiaru dzielić się z nim tą informacją. I tak
wiedział, że Harry będzie na niego wściekły, ale miał pewność, że robi to, co
słuszne. Zresztą Weasley i Granger w pełni go poprali, gdy przedstawił im swój
plan. Aż uśmiechnął się na wspomnienie ich rozmowy na ten temat.
— Wyniosły Ślizgon — burknął Potter, przewracając się na
drugi bok i zakrywając głowę kołdrą. Chciał spać a fanaberie Malfoya mało go
obchodziły przed szóstą rano.
— Dziękuję za komplement — odmruknął ironicznie blondyn,
patrząc z jakąś czułością na zachowanie drugiego chłopaka, po chwili
potrząsając lekko głową i wracając do przygotowywania się do wyjścia. Obiecał,
że się nie spóźni.
Harry po godzinie przewracania się z boku na bok i zastanawiania
nad tym, gdzie zniknął Draco, zwlekł się z łóżka i poszedł zrobić sobie
śniadanie. Otwierając lodówkę, zauważył, że jest niemal pusta, co zapewne zmusi
go do pójścia dziś na zakupy. Wyciągnął ze środka dwa ostatnie jajka, prosząc,
żeby choć odrobinę zaspokoiły jego głód, po czym zszedł do pracowni, sprawdzić
stan niektórych eliksirów. Uznając, że wszystko z nimi w porządku, zjadł i
wyszedł do szkoły. Ostatnio pojawiali się tam tak nieregularnie, że wypadałoby,
żeby chociaż jeden z nich był dzisiaj na lekcjach.
— Ktoś właściwie wie, co dzieje się z Mikiem? — zapytał na
przerwie obiadowej, siadając z Ericiem i Angelą. Jessica chyba wciąż była
obrażona, bo nie rozmawiała z nim od pamiętnego przedstawienia w stołówce. Nie,
żeby Harry jakoś szczególnie nad tym ubolewał.
— Podobno jest chory — mruknęła dziewczyna, chociaż też
wyglądała na lekko zaniepokojoną. — Cullenowie nic nie wiedzą?
Harry pokręcił głową, stwierdzając, że to dziwne, bo gdyby z
chłopakiem rzeczywiście było coś nie tak, to Carlisle na pewno by o tym
wiedział. A przecież rozmawiał z nim nie dalej jak wczoraj i był pewien, że
wspomniał o tym, iż niepokoi się o Newtona.
— Chyba go dzisiaj odwiedzę — dodał po chwili, wzruszając ramionami
na ich zdziwione miny. Zależało mu na chłopaku, nawet jeśli ostatnio bardziej
pochłaniały go przygotowania do walki z Volturi niż cokolwiek innego.
Eric przytaknął szybko, patrząc na niego z zastanowieniem.
Wciąż miał przed oczyma pocałunek, którego widokiem uraczyli ich Harry i
Edward. Potrząsnął głową, próbując pozbierać myśli.
— Na pewno wszystko z nim dobrze — powiedział niepewnie,
wracając myślami do przyjaciela tylko na ułamek sekundy. — Co cię łączy z
Cullenem? — wypalił po chwili i zaczerwienił się momentalnie, zdając sobie
sprawę, że powiedział to głośno. — Wybacz, nie mów, jeśli nie chcesz — mruknął
przepraszająco.
Potter zastanowił się chwilę, nie do końca pewny, co powinien
mu odpowiedzieć, wiedząc, że wampir z całą pewnością podsłuchuje ich rozmowę.
— Nic — odparł w końcu. — To dość skomplikowane — dodał
jeszcze.
— A co cię łączy z Draco? — zapytała tym razem dziewczyna, a
Gryfon parsknął śmiechem.
— No nie mów, że wzięliście na poważnie naszą ostatnią
rozmowę? To było w całości przeznaczone dla Jessici.
— Wiemy — upierała się Angela. — Nie odpowiedziałeś na moje
pytanie.
— To mój przyjaciel — powiedział stanowczo, ucinając rozmowę
i wstając od stolika.
Z dziwnym niepokojem jechał do domu Newtona. W gruncie rzeczy
chodziło o to, że był zły na siebie za sposób, w jaki potraktował Angelę i
Erica, ale nie chciał tego przyznać nawet przed sobą. Dlaczego właściwie tak
się zdenerwował na wzmiankę o Draco? Nie chodziło o to, że ich okłamał, bo
Ślizgon naprawdę był jego przyjacielem. Chodziło o zestawienie w tak krótkiej
rozmowie jego i Edwarda. Nie chciał, żeby wampir znowu miał jakieś podejrzenia,
a był pewien, że ten uważnie śledził przebieg ich rozmowy, jeżeli nie wyostrzonym
słuchem, to na pewno z pomocą swojej umiejętności skanowania myśli, jak nazwała
to Hermiona.
Zaparkował przed niewielkim domkiem z czerwonym dachem i
wyszedł z samochodu, zmierzając do drzwi wejściowych. Miał nadzieję, że tutaj
zapomni na chwilę o tym, co czekało ich już bardzo niedługo. Alice nie miała
jeszcze wizji, ale to o niczym nie świadczyło. Musieli być przygotowani.
— Dzień dobry, czy jest Mike? — zapytał uprzejmie, kiedy
drzwi otworzył mu jakiś wysoki, starannie ogolony mężczyzna.
— Dzień dobry — odparł, przyglądając się chłopakowi i
zastanawiając czy go zna. — Jest u siebie, ale nie sądzę, żeby udało ci się go
skłonić do wyjścia z pokoju — burknął, przepuszczając go jednak w progu i
wskazując na schody prowadzące na poddasze, gdzie znajdował się pokój jego
syna. — Będziesz wiedział, gdzie wejść — dodał jeszcze, odwracając się na
pięcie i znikając w salonie.
Harry przez chwilę patrzył na niego z niedowierzaniem, w
końcu mruknął: dziękuję, którego mężczyzna i tak nie miał szans usłyszeć,
i ruszył po schodach. Na górze było kilka par drzwi, ale tylko zza jednych
dobiegała dość głośna rockowa muzyka i chłopak ze zdziwieniem stwierdził, że na
pewno kojarzył piosenkę, która właśnie leciała, choć skąd, pojęcia nie miał.
Zapukał głośno, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, nacisnął na klamkę,
wchodząc do pogrążonego w półmroku pokoju. Rolety w oknach były zasłonięte, na
biurku stały brudne talerze i kilka kubków, a Mike wyglądał, jakby naprawdę był
chory.
Siedział na łóżku, w ubraniach, które na pewno nie były
pierwszej świeżości, stopy miał przykryte jakimś kawałkiem kocyka, który
pamiętał chyba jego dzieciństwo, włosy miał przetłuszczone, a w pokoju panował niesamowity
zaduch. Harry aż się zatrzymał, patrząc na niego w szoku. Pokręcił głową,
zupełnie nie rozumiejąc dlaczego rodzice chłopaka nie robią zupełnie nic, żeby
zrozumieć o co w tym chodzi. Podszedł do okna, odsłaniając je i otwierając
jedno skrzydło na oścież, kiedy rozpoczął się kolejny kawałek tego samego
zespołu, a Potter aż ze zdziwienia wciągnął powietrze, odwracając się do
chłopaka natychmiast i patrząc na niego w szoku.
Na twarzy Newtona była mieszanina podziwu, żalu i strachu, i
Harry doskonale rozumiał wszystkie te uczucia. Przymknął na moment powieki, nie
będąc do końca zdecydowanym, co powinien zrobić, ale fakt, że chłopak jakimś
cudem dotarł do strony z muzyką Fatalnych Jędz, uświadomił mu, że zapewne wie
dużo więcej, a wymazywanie mu ponownie choćby i tylko części pamięci w tak
krótkim czasie, może skończyć się dla niego tragicznie.
— Idź się umyć — powiedział po długiej chwili, znowu patrząc
mu prosto w oczy, dostrzegając, że to strach zaczyna dominować w postawie
chłopaka. — Idź, Mike, proszę. Porozmawiamy, kiedy wrócisz, obiecuję.
Chłopak patrzył na niego podejrzliwie, nie ufając mu do
końca, choć wszystko to, co o nim przeczytał świadczyło, że ten jest do szpiku
kości dobry. Mimo to był jednak mordercą i Mike zwyczajnie bał się mu odmówić.
Podniósł się z łóżka, nie zawracając sobie głowy, poprawianiem go, czy
robieniem czegokolwiek innego. Zamknął się w łazience przylegającej do pokoju i
Harry błagał Merlina, żeby tylko sobie nic nie zrobił. Na wszelki wypadek
rzucił zaklęcie monitorujące na pomieszczenie, po czym wyczarował sobie sporych
rozmiarów tacę i przelewitował na nią wszystkie brudne naczynia.
Pan Newton z niedowierzaniem słuchał szumu wody, która z całą
pewnością dochodziła z łazienki jego syna. Przez tydzień próbował dojść do
tego, co się stało z chłopakiem, namówić go do przewietrzenia pokoju, zrobienia
porządku, czy wykąpania się. Dzieciak wpadał niemal w szał za każdym razem, gdy
tylko przekroczył próg jego pokoju, więc przez pewien czas postanowił tego nie
robić. Ze zdziwieniem zauważył, że żona nawet nie stara się dotrzeć do syna, że
nie odzywa się do niego słowem, pomyślał nawet, że się o coś pokłócili i stąd
całe to zamieszanie, ale nie chciał wchodzić jeszcze między nich. Przygotowywał
mu jedzenie, które wiedział, że ten zabiera, kiedy ustawiał je na małym stoliku
przed jego drzwiami, pukając w nie wcześniej trzy razy. To było irracjonalne i
już zaczął się zastanawiać nad sprowadzeniem do domu psychologa, kiedy pojawił
się ten chłopak.
— Wstawię to do zmywarki — powiedział Harry, wchodząc do
kuchni i znajdując w niej zamyślonego mężczyznę, który aż wzdrygnął się na
dźwięk jego głosu.
— Dziękuję — powiedział cicho, z wdzięcznością, obserwując,
jak Potter układa ostatni talerz w maszynie, po czym zamyka ją i włącza
odpowiedni program.
Gryfon spojrzał na niego ze zdziwieniem, uśmiechając się
jednak miło, dochodząc do wniosku, że może to żona tego człowieka robi w domu
porządki, a mężczyzna nie potrafi nawet włączyć zmywarki.
— Nie ma za co — odparł, wskazując na urządzenie. — Za
godzinę będzie można wyciągnąć — dodał jeszcze, pro forma.
Mężczyzna spojrzał na niego lekko ogłupiały, zastanawiając
się o co mu chodzi, w końcu patrząc na zmywarkę i parskając krótkim śmiechem.
— Nie za to — burknął i machnął niedbale ręką. — Za pomoc
mojemu synowi. Mi nie udało się przez ostatni tydzień.
— Och — wyjęczał Harry. — Obawiam się, że stan Mike’a może
być w dużym stopniu moją winą, więc nie ma mnie pan za co przepraszać, panie
Newton — powiedział, odwracając wzrok i zerkając przez okno na zaparkowany
samochód. — Postaram się to naprawić — dodał jeszcze, wychodząc już z kuchni,
nie chcąc dalej prowadzić tej rozmowy.
Wrócił do pokoju, machnięciem różdżki zaścielając łóżko,
zmieniając wcześniej pościel i rzucając kilka zaklęć, które miały przywrócić pomieszczenie
do stanu używalności. Początkowo chciał porozmawiać z chłopakiem w jego domu,
ale uznał, że lepiej, żeby jego ojciec nie słyszał ich kłótni, a był przekonany,
że do takiej dojdzie. Może później niż prędzej, ale jednak. Zerknął jeszcze na
laptopa i ze zdziwieniem odkrył, że udało mu się wejść na stronę Magicznego
Brytyjskiego Konsulatu. To było niemal niemożliwe.
Mike wyszedł z łazienki po niemal godzinie i wyglądał
zdecydowanie lepiej niż zanim do niej wszedł. Harry przełknął ślinę, widząc jak
kropelki wody spływają z jego, mokrych jeszcze włosów i znaczą długie, wąskie
szlaki na umięśnionej klatce piersiowej i brzuchu. Chłopak stał w małym
ręczniku owiniętym jedynie wokół bioder a jego bose stopy zostawiały niewielkie
ilości wody na posadzce i Gryfon stwierdził, że Mike stanowi teraz bardzo
apetyczny widok.
— Zapomniałem ubrań — mruknął wyjaśniająco Newton, rumieniąc
się nieco pod zachłannym spojrzeniem, którym został obdarzony.
Nie był do takich przyzwyczajony, a już z całą pewnością nie
od innych facetów, ale, ku jego zaskoczeniu, sposób, w jaki patrzył na niego
Harry sprawiał mu przyjemność. Choć była ona przemieszana z zażenowaniem.
— Co? — zapytał Potter, przenosząc spojrzenie ze
śnieżnobiałego ręcznika na twarz przyjaciela, starając się skupić na czymś
innym niż jego ciało, które tak niefrasobliwie mu pokazał. — Muszę częściej
widywać się z Edwardem — dodał bardziej do siebie, niż do niego, ale Mike i tak
aż sapnął i spłonął jeszcze mocniejszym rumieńcem.
Za najbardziej niebezpieczny uznał jednak fakt, że chyba mu
się to podobało. Brzmiało, jak komplement, a do takiego spojrzenia, kierowanego
na niego właśnie przez innego mężczyznę mógłby się bez problemu przyzwyczaić.
Przełknął ślinę, kiedy nie tylko wzrok, ale także organizm Harry’ego zaczął
informować, że podoba mu się to, co widzi. Nie był pewien, czy chłopak w ogóle
zdawał już sobie z tego sprawę, bo ten nadal wpatrywał się w niego jak
zahipnotyzowany.
— Ubierz się, Mike — powiedział po długiej chwili, ale jego
głos był inny niż ten, który znał Newton. Niższy, bardziej zachrypnięty, taki…
łóżkowy.
— Już — niemal pisnął, pospiesznie dopadając szafy i
wyciągając pierwsze lepsze ubrania, po które nie trzeba było się schylać. Nie
miał zamiaru go jeszcze bardziej prowokować, choć na razie nie było w jego
zachowaniu żadnej celowości.
Wybiegł ze wszystkim do łazienki, a Potter postarał się
unormować oddech i mentalnie nakazać swojemu penisowi, żeby się nie wygłupiał.
Przypomnienie sobie powodu, przez który Mike był w rozsypce pomogło mu
skutecznie.
— Chodź — powiedział stanowczo, kiedy chłopak ponownie
wyszedł, tym razem ubrany. — Zdaje się, że musimy porozmawiać.
-I-I-I-
Draco czekał w Seattle na przylot samolotu z Londynu. Czuł,
jak jego serce przyspiesza, kiedy przez głośnik usłyszał, że lot jest
opóźniony, już zaczynając się martwić, że może proszenie przyjaciół, bo teraz,
po wojnie, chyba mógł już tak o nich mówić, żeby dostali się do Stanów
mugolskimi sposobami było błędem. Rozejrzał się po lotnisku, dostrzegając
schludnie wyglądającą kafejkę i kierując się w jej stronę. Od godziny miał wrażenie,
że ktoś go obserwuje, a kiedy już uznał, że chyba popada w paranoję, dostrzegł
znajomą sylwetkę. Warknął zły, ale po chwili uśmiechnął się niebezpiecznie,
zatrzymując się dopiero w lokalu i prosząc o dwie kawy na wynos. Zapłacił za
nie małą fortunę, ale wolał już to, niż jakąś lurę z jednego z tych śmiesznych,
mugolskich automatów.
Zaszedł Jacoba od tyłu, stukając go palcem w ramię i
wyciągając w jego stronę kubek, kiedy ten tylko odwrócił się do niego. Patrzył
na niego z wyraźną kpiną, wciąż będąc wściekłym za to, jak ten go potraktował.
— Czego chcesz? — wysyczał, kiedy pierwszy łyk gorącego
napoju spłynął przez jego gardło. Uwielbiał dobrą kawę.
Chłopak przez chwilę tylko stał i patrzył w szoku w jego
zimne oczy, po czym napił się z otrzymanego kubka, przełykając szybko i chyba
parząc sobie przełyk, bo skrzywił się niezadowolony.
— Przeprosić — odpowiedział, spuszczając głowę, nie mając
odwagi na niego patrzyć, widzieć niechęci w jego spojrzeniu i przyznać, że nie
jest w stanie wytrzymać sposobu, w jaki jest traktowany zarówno przez niego i
Harry’ego, jak i przez Sama.
— Nie ma takiej potrzeby — odparł chłodno Malfoy, mierząc go
kpiącym spojrzeniem. — Nie gram z tobą w żadną grę. Nie pozwolę ci odebrać mi
mojej wolności.
— Niczego nie chcę ci odbierać — mruknął Jake.
Draco parsknął śmiechem, przyglądając się jego twarzy. Nie
miał pojęcia, czego ten wilk oczekiwał po tym, jak zachował się na szkolnym
parkingu, ale bez względu na to, co to było, on na pewno się na to nie zgodzi.
— Ja… — zaczął, ale Ślizgon przerwał mu uniesieniem dłoni.
Leciał właśnie komunikat, którym wejściem na lotnisko dostaną się pasażerowie
lotu z Wielkiej Brytanii.
— Nie mam teraz czasu — burknął Malfoy, odwracając się placami
i zmierzając do pawilonu C, miał tylko pięć minut i spory kawałek do pokonania.
Ze zdziwieniem zauważył, że wilk idzie za nim, ale nie
skomentował tego w żaden sposób. Jeśli tak zamierzał się korzyć, to była to
jego sprawa. Nie zamienił z nim też żadnego słowa więcej.
Po piętnastu, zamiast, jak zapowiadał spiker pięciu minutach,
Draco dostrzegł w końcu pierwszych ludzi wchodzących długim korytarzem na
lotnisko. Uśmiechnął się lekko widząc w tłumie tych, po których tu przyjechał.
Po chwili stanęli przed nim i Jacobem całą ósemką. Był naprawdę szczęśliwy, że
ich widzi. Ginny i George
Weasleyowie, Dean Thomas, Cho Chang i Padma Patil, Zabini, Nott i...
— Dobrze cię widzieć, Malfoy — powiedział Neville, wyciągając
dłoń do blondyna, ale kiedy ten tylko ją ujął, chłopak przyciągnął go do
siebie, na kilka sekund zamykając w uścisku, wywołując kilka urywanych śmiechów
i nagły chłód w oczach Jake’a. Puścił go dopiero wtedy, gdy z gardła Indianina
wydobyło się ciche warczenie, na co pozostali spojrzeli ze zdziwieniem, nie
rozumiejąc, co się właśnie dzieje.
— Spokój, wilku — powiedział chłodno Draco, stając przodem do
Jacoba, mając za plecami swoich znajomych. — Nie zapominaj, że to ja jestem
potrzebny tobie, a nie na odwrót.
Chłopak spojrzał na niego z niepokojem, uspokajając instynkty
i przyznając mu rację. Nigdy nie miał szans wygrać tej konfrontacji.
— Przepraszam — powiedział cicho, patrząc na niego z nadzieją
w brązowych oczach.
Draco westchnął dramatycznie, machając na to ręką i wskazując
na grupę, która stała za jego plecami.
— To nasi przyjaciele, którzy walczyli z nami przeciwko
Voldemortowi — powiedział, wywołując tym razem kilka sapnięć ze strony
przybyłych, więc odwrócił się do nich, uśmiechając przy tym zadziornie: — To
Jacob, opowiemy wam trochę po drodze. Chodźcie
Więcej angolów w Forks? Coraz bardziej mi się podoba :p. A reakcja Harry'ego na Mike'a była choooolernie gorąca :D Ty wiesz normalnie, jak klimat stworzyć :p. Tylko dlaczego przerwałaś w takim momencie? No dlaczego? Draco i Neville zachowywujący się przyjaźnie w stosunku do siebie? Oprócz w "Jabłoni" w żadnym opku się jeszcze z tym nie spotkałam, także jest to intrygujące, bo taki wątek jest ciekawy. Podejrzewam, że jakiś sekret się za tym kryje :p. Mam nadzieje, że Potter będzie grzeczny i będzie z Mikiem tylko rozmawiał, bo zapewne Draco ich tam przyprowadzi, chociaż gdyby jednak był niegrzeczny byłoby to na równi interesujące ;). Co do początku - uwielbiam Draco i Harry'ego opisywanych przez Ciebie ! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
Caathy.x1
Świetny rozdział! Hogwart przyjeżdża do Forks?! Ekstra :D Będzie się działo! Ciekawe jak Harry zareaguje na swoich przyjaciół...
OdpowiedzUsuńReakcja Pottera na Mike`a była... No... ciekawa, bardzo interesująca, zresztą to jak Mike zareagował na spojrzenie Harrt`ego samo w sobie jest bardzo ciekawe, czyżby był gejem ;) to jest chyba jedyne opowiadanie, w którym polubiłam Mike`a!!! Zainteresowała mnie jeszcze w poprzednim rozdziale reakcja jego matki, czyżby Mike był czarodziejem albo coś w ten deseń???
Czekam (nie)cierpliwie na ciąg dalszy... Myśle, ze kolejny rozdział ze spotkanie hogwartyczyków będzie niesamowity, również czekam na trochę akcji z Edwardem :)
Pozdrawiam i życzę ogromnych pokładów Weny,
B.
PS czekam również na kontynuacje Sokoła :)
Hej,
OdpowiedzUsuńno, no Draco sprowadził przyjaciół Harrego tutaj, będzie zły, ale przejdzie... wilczek warczy, och te rumieńce Mikea :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, cudownie Draco sprowadził przyjaciół Harrego, no cóż będzie trochę zły, ale przejdzie mu... a nasz wilczek warczy, :) och te rumieńce Mike'a :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńfanrastycznie, Draco sprowadził przyjaciół Harrego, Potter będzie na pewno zły, ale przejdzie... ;) a nasz wilczek warczy, i te rumieńce Mikea :) słodko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza