środa, 8 stycznia 2014

Zapomnieć 26

Witajcie!
Choroba mnie rozłożyła na łopatki, więc rozdział może być nieco chaotyczny i pewnie będzie w nim kilka błędów, ale, wybaczcie, nie mam sił na ich poprawianie...
Miłego czytania, kochani, a za tydzień kolejna część Prawdziwej Przepowiedni:*




Draco zaprowadził całą grupę do sporej limuzyny, którą udało mu się wynająć, bardziej z wygody niż z chęci pokazania się. Zadziwiające było to, jak zmieniło się jego podejście do niektórych spraw, szczególnie tych związanych z jego nazwiskiem i majątkiem. Już dawno przestał być tym nadętym drugoroczniakiem, którego ojciec wkupił do szkolnej drużyny quidditcha.
— Kiedy będziemy mogli spotkać się z Harrym? — zapytał Neville, gdy tylko wszyscy usadowili się na wygodnych kanapach. Chłopak dostrzegł zaskoczony, że Jacob zajmuje miejsce obok Draco, na co ten się niemo zgodził, choć nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z tego powodu.
— Myślę, że wieczorem. Muszę go odpowiednio przygotować, albo namówię Weasleya, żeby to zrobił — mruknął, na ułamek sekundy tracąc pewność siebie.
— Nie mów mi, że mu nie powiedziałeś? — burknął Jake, patrząc na niego z niedowierzaniem. Ślizgon tylko skrzywił się, odwracając na chwilę wzrok. — Nie powiedziałeś — stwierdził, nie mogąc uwierzyć, że chłopak postąpił tak lekkomyślnie. — Jak, do cholery, mogłeś mu nie powiedzieć, Malfoy? — krzyknął sfrustrowany, wywołując kilka sapnięć wśród byłych Hogwartczyków.
— Co cię w ogóle obchodzą moje motywy, co? — warknął blondyn, zły, że wilk śmie kwestionować jego decyzję. — Potrzebne nam wsparcie. Oni — wskazał dłonią na przyjaciół — są nam potrzebni!
— Chcesz postawić Harry’ego przed faktem dokonanym? Chcesz mu powiedzieć, że sprowadziłeś posiłki, których on nie chciał?
— Sami możemy nie dać rady.
— Cullenowie są silni — burknął, niechętnie to mówiąc, ale będąc o tym całkowicie przekonanym. — Sfora też — dodał pewnie. — Będziemy walczyć o spokój na naszym terytorium.
— Będziemy? — warknął wściekle Draco. — To znaczy, kto będzie walczył? Ty jasno powiedziałeś, czego sobie życzysz za pomoc sfory, więc dziękuję bardzo, ale nie jesteś potrzebny ani mi, ani Harry’emu. A obawiam się, że Cullenowie i Sam też obejdą się bez twojej pomocy na polu walki.
Zabini wymienił zaskoczone spojrzenia z Nottem, a potem z resztą towarzystwa. Draco mówiący o Potterze po imieniu był ewenementem na dużą skalę, ale w tej chwili chyba bardziej pochłonęło ich to, że zdążyli już zapomnieć, jak zachowuje się wkurzony Malfoy.
Ślizgon z pomocą Rona i Hermiona skontaktował się z całą ósemką za pośrednictwem Stworka. Przekonanie skrzata, żeby nie mówił o całym planie swojemu panu, wymagało niemało sprytu, ale najważniejsze, że w końcu się udało. Wiedzieli tylko, że Harry wpakował się przypadkiem w poważne tarapaty i będzie potrzebował każdego możliwego wsparcia. Żadne nie zastanawiało się nawet chwili. Pozałatwiali wszystko w taki sposób, żeby mieć kilka tygodni wolnego, George zostawił nawet Magiczne Dowcipy pod pieczą Angeliny.
— Nie zapomnisz mi tego, prawda? — zapytał bardzo cicho, patrząc na niego zupełnie inaczej. Nie mógł uwierzyć, że się wtedy nie opanował, że pozwolił wilkowi przejąć nad sobą władzę. — Nie zawsze mam wpływ na swoja naturę — dodał, jakby w ramach wyjaśnień, ale Draco zaśmiał się tylko gorzko.
— Nawet nie próbuj się usprawiedliwiać. Rozumiem kwestie instynktów, ale one zadziałały dopiero po twoich słowach — warknął. — A one, to już tylko i wyłącznie twoja wina.
— Masz rację. I za to właśnie starałem się dzisiaj przeprosić — powiedział spokojnie, udając, że odrzucenie przez Malfoya nie ma dla niego aż tak dużego znaczenia, jak naprawdę miało.
— O czym, wy mówicie? — wtrąciła niepewnie Padma, mając wrażenie, że ci coraz bardziej oddalają się od pierwotnego tematu, kłócąc nie wiadomo o co i pozwalając im, świadomie, lub nie, być tego świadkami.
— O niczym — odpowiedzieli równocześnie, sprawiając, że kilka osób parsknęło cicho, ale nikt już się o to nie dopytywał.
— Bez względu na to, co sobie myślałeś sprowadzenie tutaj waszych przyjaciół bez omówienia tego z Harrym było błędem.
— A co ty możesz o tym wiedzieć, Black?
— Black? — sapnęła zaskoczona Ginny, wlepiając swoje wielkie oczy w Indianina. — Nie mów mi, że Black, tak jak Syr…?
— Tak, tak! Czy ten cały Syriusz był tak ważny, że wszyscy w waszym kraju go znają? — warknął zirytowany Jake, zły, że znowu ktoś przerywa ich kłótnię.
— Nie wszyscy go znaliśmy, ale wszyscy o nim słyszeliśmy — mruknął Zabini, zastanawiając się mimowolnie, czy skoro czarodziejskie rodziny są tak silnie spokrewnione, a ten chłopak ma jakieś powiązania z Blackami, to mają wspólnych przodków.
Indianin machnął ręką, nie zawracając sobie głowy komentowaniem tego stwierdzenia i odwracając się ponownie do blondyna.
— Może według ciebie jestem tylko niedojrzałym szczeniakiem, który nie potrafi jeszcze zapanować nad swoim instynktem, a do tego wpadł w sidła swojej natury wcześniej niżby chciał, bojąc się tego wszystkiego, co się stało, od kiedy cię zobaczył. Ale to jeszcze nie znaczy, że jestem głupi, Malfoy.
Draco spojrzał na niego z zaskoczeniem, chyba nie sądząc, że chłopak może powiedzieć cokolwiek głębokiego. Na początku patrzył na niego przez pryzmat tego, że ten chciał się mścić na Edwardzie, później przez wpojenie i to, jakie to będzie niosło za sobą skutki. Tak właściwie to nigdy chyba nawet nie rozmawiali, a przynajmniej nie tak normalnie bez warczenia na siebie, bez kłótni, albo omawiania problemów.
— Nie twierdzę, że jesteś głupi — wymamrotał Ślizgon.
— Miło słyszeć — mruknął kpiąco, wracając do poprzedniego tematu: — Nie sądzisz, że Harry będzie na ciebie wściekły? Sprowadzając ich tutaj, naraziłeś ich życie, myślisz, że kogo on będzie obwiniał, jeżeli któremukolwiek z waszych przyjaciół stanie się krzywda? Wiesz najlepiej, jak on podchodzi do takich spraw. Nie chce nikogo niepotrzebnie narażać, a już na pewno nie chce narażać przyjaciół. Powinieneś dać mu wybór, to on powinien zdecydować, czy włączyć ich do walki — skończył ciszej, wskazując ręką na pozostałych.
— To nie będzie jego wina — odparł twardo Malfoy.
Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego, o czym mówił Indianin, ale co niby innego miał zrobić? Poproszenie ich o pomoc wydawało się najlepszą opcją, szczególnie, że znał ich reakcje podczas zagrożenia, wiedział, jak walczy każde z nich, jaką mocą dysponują, jak wytrzymali są i jak oddani Potterowi.
— Jeśli już, to moja — dodał, ignorując kilka gwałtownych zaprzeczeń, które wypełniły samochód.
Jacob tylko prychnął, patrząc na niego niedowierzająco.
— Zrobi to tylko taką różnicę, że będziecie się o to obwiniać obaj — warknął. — Walczyłeś z nim na tej waszej wojnie, o której mi jedynie opowiedział. Ale nie raz podczas tej opowieści podkreślał, że kogoś nie udało mu się uratować. Nawet nie wiesz, jaki był załamany, kiedy opowiadał mojemu ojcu o Syriuszu, o rodzicach jego chrzestnego syna, o kolegach ze szkoły, którzy wtedy zginęli. Każda kolejna osoba, która z jego powodu zostanie narażona na niebezpieczeństwo… — nie dokończył, zaciskając dłonie w pięści. — Musisz zdawać sobie sprawę, jaki odczuwa żal, że nie udało mu się uratować swojego partnera — szepnął, przypominając sobie rozmowę z Gryfonem po tym, jak ten go znalazł na ośnieżonych pustkowiach.
— Pstt — warknął Malfoy, słysząc, jak kilka osób wciągnęło gwałtownie powietrze, patrząc teraz z zaskoczeniem na kłócącą się dwójkę. — Za dużo gadasz, Black!
— Co? — zapytał, zdezorientowany chłopak.
— Harry jest gejem? — wymamrotała, zszokowana Cho. — To wyjaśnia, dlaczego nasz pocałunek uznał za mokry — dodała, wywołując salwę śmiechu i rozładowując nieco atmosferę.
— Wiedziałaś o tym? — zapytał George, patrząc na nią szeroko otwartymi oczyma. — Byłem pewien, że ta plotka nie opuściła naszego Pokoju Wspólnego.
— Myliłeś się — odparł z zadziornym uśmiechem Nott. — Po prostu nikt nigdy tego nie powiązał z jego orientacją seksualną.
— Przeszkadza wam to? — zapytał Dean, obejmując w pasie Ginny, do której wrócił po zakończeniu wojny.
— W żadnym razie — burknął oburzony Zabini. — Gdyby nam przeszkadzało, nie przyjaźnilibyśmy się z Malfoyem — dodał, otrzymując w zamian miażdżące spojrzenie od blondyna.
— Dzięki, Blaise — mruknął Draco, wywracając oczyma, widząc miny wpatrzonych w niego współpasażerów. — Wymarzony coming out, nie ma co.
Jacob parsknął śmiechem, dostrzegając, jak blondyn wierci się niespokojnie, chyba nie do końca przekonany, czy mówienie o jego seksualnych preferencjach na forum jest dobre. Cieszył się, że przynajmniej nie wiedzieli o nim i Potterze, bo wtedy nie daliby mu spokoju.
— To kim był partner Harry’ego? — zapytała Cho, w sumie ciekawa, kto zasłużył sobie na jego miłość.
— To chyba dość oczywiste, nie uważacie? — odpowiedział cicho Neville. Podejrzewał to już w trakcie ich szóstego roku, ale nie widział potrzeby, żeby dzielić się tą informacją z kimkolwiek.
Draco zerknął na niego ciekawie, zastanawiając się, czy rzeczywiście, a jeśli tak, to jakim cudem chłopak odkrył prawdę i po raz kolejny gratulując Potterowi wprawności w dobieraniu przyjaciół. Gdyby jego związek wyszedł na jaw, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — odpowiedziała zamyślona Padma.
— Przecież wszyscy byliśmy w Hogwarcie, kiedy wydał pierwsze oficjalne oświadczenie, pamiętacie? Wasze rodziny są teraz rozdarte. Moja również — zaczął cytować zapamiętane fragmenty. — Zginęła dziś najważniejsza dla mnie osoba… Człowiek, który uratował moje życie niezliczoną ilość razy, który dbał o mnie, jak nie robił tego nikt przed nim — zawahał się na moment, nie będąc pewnym, czy uświadomienie im, jak długo trwał związek Harry’ego jest dobrym pomysłem, ale w końcu dodał z westchnieniem: — Najważniejszy mężczyzna w Magicznej Brytanii, bo to dzięki niemu miałem dzisiaj siłę walczyć, bo dzięki niemu miałem ją przez minione dwa lata.
W samochodzie zapadła zupełna cisza, przerywana tylko niespokojnymi oddechami. Wszyscy patrzyli w szoku na Neville’a, zastanawiając się, jakim cudem udało mu się dopasować te elementy do siebie, szczególnie, że nie wyglądał, jakby wpadł na ten pomysł dzisiaj.
— Od kiedy wiedziałeś? — zapytał Draco, nie reagując na to, że Jake przysunął się bliżej jego ciała. To pytanie jedynie potwierdziło słowa Longbottoma.
— Dużo wcześniej niż dowiedzieli się Ron i Hermiona — mruknął. — Wcześniej nawet niż ty zacząłeś cokolwiek podejrzewać. Jeszcze zanim przeszedłeś na naszą stronę — uściślił, a Malfoy zerknął na niego zaciekawiony.
— Pomógł ci zabezpieczyć Pokój Życzeń, prawda? — zapytał na wydechu, dochodząc do wniosku, że to jedyne logiczne wytłumaczenie tego, że żaden śmierciożerca nie mógł go odnaleźć.
— Pomógł mi w wielu kwestiach — przyznał Neville, zaciskając zęby i na moment odwracając wzrok, zapatrując się na rozciągający się za oknem krajobraz. — Zaczyna padać śnieg — dodał, bez związku.
— Rozumiem — mruknął Draco, także zerkając za okno.
Nikt nie odważył się odezwać i Jacob pomyślał, że wszyscy analizują usłyszaną wiadomość. Nie miał pojęcia, dlaczego ta informacja wzbudziła aż taką konsternację, a jedyne, co przyszło mu do głowy to wiek tego człowieka. Raptem sapnął głośno, zdając sobie sprawę, że przecież oni wszyscy uczyli się w szkole magii. W szkole z internatem, nie mając zbytniego dostępu do innych ludzi.
— Ten człowiek… Severus — powiedział, przypominając sobie imię mężczyzny ze zdjęcia. — Był waszym nauczycielem, mam rację?
— Tak — odparł cicho Draco, odrywając wzrok od coraz mocniej sypiącego śniegu.
-I-I-I-
Harry i Mike w milczeniu dojechali do domu tego pierwszego. Potter miał niemiłe uczucie odtrącenia, kiedy widział postawę chłopaka. Przecież nie mógł mu powiedzieć prawdy, nawet jeżeli amerykańska społeczność czarodziei była w tym względzie bardzo tolerancyjna. Zatrzymał samochód na podjeździe, wysiadając i czekając aż drugi chłopak do niego podejdzie, po czym ruszył przed siebie, ściskając pod ręką jego laptopa. Musiał wiedzieć, ile Mike odkrył i czy zostało cokolwiek do dodania.
— Napijesz się czegoś? —zapytał, kiedy chłopak osunął się na kanapę w jego salonie, nie odrywając wzroku od zdjęcia jego i Severusa.
— Wódki — wymamrotał.
Harry spojrzał na niego zdziwiony, ale wzruszył ramionami, wyciągając z barku jakąś mugolską wódkę. Raz zdarzyło mu się to pić i działało podobnie do Ognistej Whisky, tylko bez takiego bólu głowy następnego dnia.
Rozlał im do kieliszków, chwytając od razu za jeden, wychylając jego zawartość i krzywiąc się na gorzki, nieprzyjemny posmak w gardle. Mike zerknął na niego i parsknął śmiechem, po czym powtórzył tę samą czynność, tylko bez krzywienia się. Może i prawo mu na to nie pozwalało, ale to nie znaczy, że nigdy nie pił.
— Więc jesteś czarodziejem — burknął w końcu, odzywając się dopiero po trzecim kieliszku.
— Jestem — potwierdził Potter, nie widząc sensu w okłamywaniu go teraz, kiedy ten samodzielnie dotarł do wszystkich informacji.
— I zabijałeś ludzi — powiedział po chwili, nie mając odwagi na niego spojrzeć.
— Tak — odpowiedział spokojnie.
— Draco również — dodał Newton, jakby to było najistotniejsze. I, jak pomyślał Gryfon, możliwe, że dla niego naprawdę było. — Zabił swojego ojca.
— Lucjusz torturował i zabił wielu ludzi, Mike. Zarówno czarodziei, jak i mugoli. I nie miało dla niego znaczenia, ile lat ma jego ofiara.
— Wiem o tym — odwarknął chłopak, sięgając po butelkę i rozlewając im kolejną porcję. Po tym tygodniu letargu musiał się po prostu upić. Może, jak się obudzi, okaże się, że wszystko było farsą.
Harry przymknął oczy, błagając w duchu, żeby ta rozmowa jakoś uspokoiła jego gościa. Nie miał pojęcia, co zrobi, jeśli Mike uzna go za zwykłego mordercę, jeśli od tej chwili zacznie się go bać.
— Ale jesteście też bohaterami — szepnął znowu chłopak, tym razem zerkając na niego krótko, chcąc zobaczyć jego reakcję. Twarz Wybrańca pozostawała jednak pusta, jakby nie chciał o tym pamiętać, czemu Newton właściwie się nie dziwił. — Nie powiedziałeś mi, że Severus został zabity, byłem pewien, że po prostu się rozstaliście — mruknął z wyrzutem, ponownie wpatrując się w stojące na komodzie zdjęcie. — Był bardzo odważnym człowiekiem.
Potter wciągnął gwałtownie powietrze, słuchając słów przyjaciela. Starał się po wojnie nie czytać Proroka Codziennego, nie chcąc wiedzieć, czy piszą o nim, jako o bohaterze, czy jako o tym, który poprowadził rzesze ludzi na śmierć.
— Najważniejsze, że mnie kochał — odparł cicho Harry, tym razem samemu sięgając po butelkę. — Jak udało ci się wejść na stronę Konsulatu? — zapytał zaciekawiony.
— Zadali mi trzy durne pytania.
— Wiem — wymamrotał Gryfon. — To standardowa procedura. Chodzi mi o to, skąd znałeś odpowiedzi?
— Pytasz poważnie? — zdziwił się, odwracając do niego i patrząc z niedowierzaniem. — Logowałeś się samodzielnie na tę stronę?
Kiedy Harry zaprzeczył opowiedział mu o tym, jakie banalne pytania dostał i jak nie mógł uwierzyć, że to wszystko jest prawdą. Opowiedział mu o kilku artykułach, które przeczytał, o innych wolał nawet nie wspominać. Mówił o smokach, goblinach, skrzatach i centaurach. O niesamowitości Banku Gringotta i Hogwartu.
— Ten zamek jest wspaniały — przyznał z zachwytem, chyba zupełnie zapominając, że mówi o magii, stworzeniach, które nie miały prawa żyć, czy istnieć w ogóle, o czarodziejskiej szkole, w której zamiast chemii uczą eliksirów, a zamiast biologii – transmutacji. — Te wszystkie blanki i wieżyczki, te strzeliste okna, sama bryła z rozległymi błoniami, jezioro, Zakazany Las — wymieniał, pochłonięty chęcią zobaczenia tego kiedyś na własne oczy, dotknięcia części tego niezwykłego świata.
— Stop — przerwał mu w pewnej chwili stanowczo Harry.
Patrzył na niego zagadkowo, zastanawiając się, czy doszedł do właściwych wniosków, ale wszystko wskazywało na to, że tak jest. Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się natłoku myśli i bez zastanowienia wyciągając z pokrowca różdżkę, przywołał do siebie kolejną butelkę wódki. Mike zachłysnął się, widząc na oczy to, o czym do tej pory tylko czytał, odruchowo odsuwając się na skraj kanapy, patrząc na niego z przerażeniem, w ułamku sekundy trzeźwiejąc całkowicie i przypominając sobie, co można zrobić za pomocą zaklęć.
— Nie zrobię ci krzywdy, Mike — mruknął przepraszająco Harry, ganiąc się wewnętrznie za ten pokaz magii.
— Rzuciłeś na mnie Obliviate, prawda? — zapytał chłopak, jakby nagle go olśniło. Potter patrzył na niego w szoku. — Ty pieprzony skurwysynu, rzuciłeś na mnie zaklęcie zapomnienia! — krzyknął, zrywając się z kanapy i chodząc niespokojnie dookoła niej.
Gryfon w końcu skinął głową, wiedząc już, że miał rację. Rzucając to zaklęcie, użył idealnie odmierzonej dawki mocy. Takiej, która miała sprawić, że chłopakowi nie zostanie żaden pozaklęciowy uraz. Dawki przeznaczonej dla mugola.
— Usiądź, Mike — poprosił, odkładając różdżkę na blat stołu i czekając aż chłopak uspokoi się nieco.
Otworzył laptopa, szukając pospiesznie informacji o antymugolskich zabezpieczeniach Hogwartu i innych magicznych placówek. Kiedy znalazł to, czego szukał, uśmiechnął się do siebie tryumfalnie, sięgając po nową butelkę, lejąc im znowu do kieliszków i patrząc na Newtona z rozbawieniem.
— Wybacz, że rzuciłem na ciebie zaklęcie, nie chciałem, żebyś pamiętał moją reakcję na twój dotyk — wyjaśnił. — Zaatakowanie cię było działaniem czysto instynktownym. Musiałem je w sobie wyrobić, żeby przeżyć — dodał ciszej, mniej pewnie, nie chcąc tak naprawdę do tego wracać. — Myślę, że to jest istotniejsze — powiedział z uśmiechem, podsuwając mu pod nos komputer i zaznaczając interesujący fragment.
— Czarodziejski świat ma naprawdę imponujące, antymugolskie bariery. Pierwszą i najważniejszą jest zakamuflowanie obiektów na tyle dużych, że zwracających uwagę niemagicznego człowieka — zaczął Mike, nie rozumiejąc, czego ma się dowiedzieć z tego tekstu. — Każdy mugol, który przypadkiem znajdzie się obok Hogwartu, Św. Mungo czy chociażby Dziurawego Kotła nie zobaczy tam tego, co widzą czarodzieje. Zamek będzie jedynie rozpadającymi się ruinami z rozwieszonymi tabliczkami: wejście grozi śmiercią, szpital wygląda jak stare centrum handlowe, które od lat czeka na rozbiórkę. Takie same osłony są rzucone na wszelkie czarodziejskie dzieła sztuki, zabytki, gazety, książki i fotografie.
Mike skończył czytać i spojrzał bez zrozumienia na Harry’ego, który nadal się uśmiechał, ale teraz patrzył na niego z radością, wyraźnie wiedząc coś, o czym ten jeszcze nie miał pojęcia.
— I co z tego?
— Wiesz, kim jest mugol? — upewnił się Harry, na co Mike skinął szybko. — Przywołam album ze zdjęciami — zapowiedział mu, nie chcąc, żeby Newton znowu wpadł w panikę, kiedy użyje różdżki.
Złapał w dłonie wielki, oprawiony w brązową skórę album i otworzył go na pierwszej stronie. To były magiczne zdjęcia jego i Severusa oraz jego przyjaciół. Na tym Harry starał się przekonać partnera, że warto umieścić choinkę w jego salonie podczas świąt Bożego Narodzenia. Wyglądali, jakby się kłócili, a drzewko to pojawiało się, udekorowane masą czerwonych i zielonych bombek, to znikało.
Mike spojrzał na album, na Harry’ego i znowu na zdjęcie, po czym parsknął śmiechem.
— Kto wygrał? — zapytał, kiedy już udało mu się uspokoić.
— Ja — odpowiedział Harry, także się zaśmiewając. — Ale nie o to chodzi. Spójrz — wskazał mu inny fragment tekstu, który wcześniej czytał jego przyjaciel. — Żadne czarodziejskie bariery nie działają na osoby, które mają magiczny rdzeń, choćby i nieaktywny — zacytował, nie patrząc nawet na ekran laptopa, za to wpatrując się intensywnie w Mike’a. — Wiesz, co to znaczy?
— Nie mam pojęcia do czego dążysz — przyznał Mike, odnajdując wzrokiem fragment, o którym mówił Potter i czytając pospiesznie. Otworzył usta, kiedy dotarł do niego sens tego, co właśnie się stało. Tego, że te zdjęcie się rusza, że widział zdjęcia Hogwartu, ruszające się zbroje i obrazy, na których poruszały się nie tylko zwierzęta, ale namalowani ludzie przechodzili z jednego na drugi, składając sobie wizyty. — Jestem charłakiem? — zapytał zdumiony.

4 komentarze:

  1. Oooo F*uck! Tego się nie spodziewałam... Mike charłakiem?! To wyjaśnia dziwną reakcję pani Newton na jego pytanie... Wiedziałam, kurcze, wiedziałam że jeszcze nas zaskoczysz :p.
    Rozmowa między nimi była hmm, raczej spokojna, pewnie Potty jako tako już się pogodził z faktem, że blondas za dużo wie ;).
    W tym oto rozdziale muszę przyznać 10 pkt dla Gryffindoru dla Neville'a. Po prostu szok. Longbottom był za bardzo ignorowany przez przyjaciół, a widział większość rzeczy, na które oni byli ślepi. Tutaj też ukłony dla Jacoba, podoba mi się w tym rozdziale bardziej niż w poprzednich. Zaczyna myśleć głową, a nie czym innym :D. Zgodzę się z nim, że reakcja Harry'ego może być inna niż się Draco spodziewa, ale poczekamy, zobaczymy :).
    Rozdział niesamowity!
    Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia Justynko ;-** Choróbsko to straszna rzecz. :/
    Weny na kolejne rozdziały/opowiadania/one-shoty/dodatki itp... :p
    Pozdrawiam,
    Caathy.x1

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ha Nevile wiedział o tym, piękny Draco come out nie ma co, Mike jest charlakiem wiedziałam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, hejeczka,
    wspaniale, Nevile wiedział o tym, ale Draco piękny come out... och i okazało się, że Mike jest charlakiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Nevile jednak wiedział o tym, a Draco come out nie ma co... no i Mike jest charlakiem jak podejrzewałam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń