Wiem, że długo czekaliście na jakąkolwiek kolejną notkę, a jeszcze dłużej na ten rozdział i biję się za to w pierś. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale mam nadzieję, że rozdział sprawi Wam przyjemność.
Blog przekroczył 200 tysięcy wyświetleń! Bardzo, bardzo Wam dziękuję!
Rozdział 21
— Witajcie — powiedział Keith, stając w taki sposób, żeby
wszyscy, którzy pojawili się w jego domu, byli w stanie go dobrze widzieć. —
Jeżeli ktoś z was jeszcze tego nie wie, nazywam się Keith Duval. I mam zamiar
wkrótce wygrać wojnę — dodał po chwili wahania, słysząc jednocześnie
parsknięcie Charliego. Puścił mu oczko i uśmiechnął się kącikiem ust. — Zostaliście
tu zaproszeni, ponieważ któraś z osób, którym sam ufam za was poręczyła —
ciągnął dalej, jakby zupełnie nie przejmując się, wpatrującymi się w niego z podejrzliwością
ludźmi.
— Kto to był? — zapytała cicho Padma, ale Sokół i tak ją
usłyszał.
Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien odpowiadać na to
pytanie, ale kiedy zerknął w stronę Severusa i Minervy, oboje skinęli głowami.
— Oni — odpowiedział po prostu, wskazując na parę opiekunów,
Draco i Charliego oraz Hermionę i Rona.
Michael mruknął coś o tym, że jego nikt nie poinformował, że
może kogoś przyprowadzić, ale Aaron szturchnął go w bok, skutecznie uciszając.
— Zanim powiem wam cokolwiek więcej, chciałbym, żeby każdy
złożył Przysięgę Milczenia — dodał ostrożnie, już dostrzegając niepewne
spojrzenia.
— Nie złożę żadnej przysięgi — warknęła Narcyza.
Severus pomyślał, że musiało jej być najciężej zaakceptować
tę sytuację. Jedyna osoba, która mogłaby jej cokolwiek wyjaśnić stała teraz
przyciśnięta do jednego z rudzielców.
— Nie wymagam od was ślepego oddania — mruknął wyjaśniająco
Sokół. — Nie chcę nawet, żeby to była Przysięga Lojalności. Po usłyszeniu tego,
co mam wam do powiedzenia możecie stąd wyjść i nie spotkać się więcej z nikim z
tego pokoju. Chodzi mi tylko o to, żebyście mnie wysłuchali. I nie zdradzili
nikomu tego, czego się dowiecie — dodał.
Zanim ktokolwiek zdążył ponownie się odezwać, Hermiona
uniosła swoją różdżkę, wypowiadając kilka prostych słów. Jej oczy na ułamek
sekundy zalśniły jakimś blaskiem czaru, kiedy przysięga zaczęła obowiązywać, po
czym dziewczyna skinęła krótko w stronę Keitha i Severusa. Niemal równocześnie
z nią zrobił to Ron, a chwilę później Blaise. Po nich, już z mniejszą pewnością,
słowa dziewczyny powtórzyli wszyscy oprócz Narcyzy.
— Matko? — zapytał cicho Draco, odsuwając się od Sokolnika i
podchodząc do kobiety.
Ta skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, patrząc na niego
gniewnie. Nie rozumiała dlaczego tu jest, dlaczego jej syn obściskuje się z
innym mężczyzną, do tego z Weasleyem i co z tym wszystkim wspólnego ma Severus.
— Matko, proszę cię, złóż przysięgę — szepnął Draco, stając
naprzeciwko niej i obserwując uważnie każde najmniejsze drgnięcie na jej
twarzy.
— Dlaczego? — zapytała zimno.
— Proszę cię, oni nam pomogą — powiedział cicho, przymykając
na moment powieki.
Narcyza przez chwilę wpatrywała się w syna bez zrozumienia,
po czym drgnęła, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu. Wszystkie spojrzenia
skierowane były na nią, niemal każda twarz wyrażała zaciekawienie, choć na
kilku dostrzegła smutek i jakąś zaciętość, pewność.
— Powiedziałeś im? — szepnęła wstrząśnięta. Wyglądała teraz
jak przerażony kociak, który próbuje znaleźć wyjście z niemożliwej sytuacji.
— Nie — zaprzeczył blondyn. — Oni wiedzieli — mruknął,
zerkając na ojca chrzestnego i jego partnera. — Ale powiedziałem Charliemu —
dodał po chwili.
Kobieta zapatrzyła się na przyjaciela swojego męża, jej
spojrzenie, bardzo powoli, z zaskoczonego zmieniało się we wściekłe. Ostatnie
słowa Draco chyba przełamały jakąś granicę jej wytrzymałości, bo w ułamku
sekundy wyjęła różdżkę, celując nią w gardło syna.
— Zabiję — syknęła.
Zanim Ślizgon zdążył chociażby mrugnąć, swoim ciałem zasłonił
go Charlie, po jednej jego stronie stanęli Aaron i Michael, po drugiej Keith,
do którego po chwili dołączyli Severus i Ron. Wszyscy mieli wyjęte różdżki i
wszyscy mierzyli w Narcyzę. Ta aż cofnęła się o krok, nie rozumiejąc, co się
właściwie stało i dlaczego ci wszyscy ludzie stanęli po stronie jej syna.
— Jeżeli przez ciebie spadnie mu choć włos z głowy… — warknął
Sokolnik, wciąż nie pozwalając swojemu sponsorowi wychylić się zza swojego
ciała. — Jeżeli jeszcze raz, podniesiesz na niego różdżkę… — mówił, walcząc
jednocześnie z magią związania.
Powinien go bronić ze wszystkich sił, powinien zabić tego,
kto chciał skrzywdzić Draco. Był jego. Nikt nie miał prawa grozić mu śmiercią,
nikt nie miał prawa go tknąć.
Keith widział, jak ręka Charliego drży, jak mężczyzna próbuje
zdecydować, co powinien teraz zrobić. Sam nie był pewien, jak on by postąpił. Chciał
chronić Draco, ale nie sądził, żeby skrzywdzenie Narcyzy było teraz najlepszym
rozwiązaniem, a rudzielec był przecież związany umową, nie panował nad sobą do
końca.
— Przestańcie wszyscy — powiedziała w końcu głośno Hermiona,
zwracając uwagę zebranych. — Ona się po prostu boi, nie widzicie tego? —
mruknęła ciszej.
— Czego? — burknął Charlie, nie odrywając wzroku od
eleganckiej blondynki.
— Sam pomyśl — warknęła dziewczyna, podchodząc bliżej i
kładąc dłoń na tej należącej do Sokolnika, starała się opuścić jego różdżkę
niżej. O magicznych umowach zawieranych u Michaela wiedziała wystarczająco
dużo, żeby w tym jednym momencie nie ufać bratu swojego chłopaka zbyt mocno.
— Wytłumacz — ponaglił Aaron.
— Ty nie zrozumiesz — odburknęła, wprawiając mężczyznę w
zdziwienie, ale nim zdążył się odezwać, uniosła rękę, żeby go uciszyć i skinęła
głową. — Dlaczego Draco miałby komukolwiek mówić o czymś takim? — zapytała
cicho, nie oczekując jednak odpowiedzi. — Dlaczego związał się z Weasleyem? Z
mężczyzną w ogóle, po… Po tym wszystkim — dokończyła nieskładnie.
— Granger, skąd…? — wychrypiał Ślizgon, patrząc na nią z
przerażeniem.
— Opracowała zaklęcie, które pozwala na wkradnięcie się do
cudzych snów — powiedział niepewnie Ron, opuszczając nieco własną różdżkę i
patrząc przepraszająco na Malfoya. — To podobno pewna forma legilimencji, choć
dużo mniej skomplikowana. Nie uda się jej zastosować w przypadku silnych
oklumentów, ani na zbyt duże odległości. Potrzebne jest też jakieś silne
uczucie między osobą rzucającą czar, a atakowanym. Silna więź.
— O czym ty mówisz? — warknęła Narcyza, nie rozumiejąc do
czego dąży Gryfon.
— Byliśmy przekonani, że Draco jest smierciożercą i
łącznikiem Voldemorta w Hogwarcie — wyjaśniła Hermiona, przełykając głośno
ślinę.
— A nie pomyśleliście o Snapie? — zakpiła kobieta.
— On zawsze stał po Jasnej Stronie — odpowiedziała pewnie,
wywołując ciche szepty i niedowierzające spojrzenie pani Malfoy. — Draco był
jedyną opcją. A Ron go nienawidził — dodała ze skruchą.
— Wdarliście się do moich snów? — szepnął Ślizgon, żeby po
chwili wrzasnąć, ledwo nad sobą panując: — Wdarliście się do moich snów!
— Tylko ja — powiedział cicho Ron. — I tylko jeden raz.
Draco patrzył na Rona z taką nienawiścią, z jaką czasami
spoglądał na ojca. Oczywiście tylko wtedy, gdy ten nie mógł tego dostrzec. Miał
wrażenie, że jego życie w przeciągu kilku tygodni zostało całkowicie zmienione
i choć cieszył się z tych zmian, pokładając w nich duże nadzieje, to w żadnym
razie nie podobało mu się wystawianie go na widok publiczny. A świadomość tego,
że Weasley i Granger wiedzą o nim więcej niżby sobie życzył była bardzo
niepokojąca.
— To dlatego powiedziałeś, że mu pomożesz? — zapytał
niespodziewanie Severus, sprawiając, że wszyscy otrząsnęli się ze stuporu. —
Wtedy, na spotkaniu z Minervą — dodał, kiedy chłopak zerknął na niego
zagubiony.
Ron kiwnął głową, zaciskając szczęki i przymykając na sekundę
oczy. Zatańczyła przed nimi blada, poraniona sylwetka jego szkolnego wroga. Jak
po czymś takim mógłby jeszcze podejrzewać, że Malfoy z własnej woli stanie w
wojnie po tej samej stronie, co Lucjusz? Nie mogli jednak z dnia na dzień
zmienić do niego nastawienia. Poza tym zdawali sobie sprawę, że Draco, tak samo
jak Snape, musi zachowywać się w określony sposób. Inna sprawa, że przez to
zachowanie naprawdę łatwo było go darzyć go nienawiścią.
Narcyza przenosiła wzrok z Draco, na Rona, Hermionę,
Charliego i Severusa, przyglądając się ich twarzom i oczom. Nie podobało jej
się to wszystko, nie podobało jej się to, że tu jest i, że ci ludzie znają ich
rodzinne tajemnice.
— Przepraszam, Draco — wyszeptał po chwili najmłodszy
Weasley, ponownie skupiając na sobie spojrzenia wszystkich.
Ślizgon na sekundę otworzył szerzej oczy, nie spodziewając
się, że kiedykolwiek usłyszy coś takiego od tego rudzielca, ale już po chwili
złość zwyciężyła, bo zacisnął powieki, pozostawiając tylko wąskie szparki,
przez które spoglądał nie niego z podejrzliwością.
— To nie zmusza mnie do wybaczenie ci — warknął, na co Ron
skinął głową, spodziewając się właśnie takiej odpowiedzi. — Jeżeli
wykorzystacie to przeciwko mnie…
— Nie zrobiliśmy tego do tej pory, więc na pewno nie zrobimy
teraz — powiedział ostro Ron, zły na blondyna, że ten w ogóle sugeruje coś takiego.
— Nawet Hermiona zna tylko ogólny zarys sytuacji. Chyba nie myślisz, że byłbym
zdolny…
— Dość! — krzyknęła Narcyza, ponownie unosząc różdżkę i
celując nią teraz w pierś Charliego. — Zejdź mi z drogi, bo najpierw zabiję
ciebie!
Mężczyzna pochylił się do przodu, obnażając zęby, zachowując
się, jak bestia walcząca o swoje terytorium, a nie jak czarodziej, ale nie
odsunął się od Draco. W końcu, spokojnym krokiem podszedł do nich Severus,
stając pomiędzy różdżką a Sokolnikiem, patrząc na oboje z politowaniem.
— Nie jesteś w stanie zabić swojego syna, choć starasz się
wmówić i jemu, i nam, że jest inaczej — burknął swoim zwykłym, lekko znudzonym
tonem. — Zobacz ilu ludzi stanęło w obronie Draco — kontynuował, wskazując ręka
na poszczególne osoby. — Ty sama nigdy nie zapewnisz mu takiej ochrony. To
wszystko są bardzo silni czarodzieje. Złóż przysięgę, posłuchaj, co powie
Keith, a potem porozmawiaj z synem. Sam na sam — dodał, chcąc pokazać, że tak
naprawdę jej ufa, że matka nie skrzywdzi swojego dziecka, które na dodatek
niczemu nie jest winne.
— Nie ma mowy — warknął Charlie, chwytając Snape’a za ramię i
odwracając go w swoją stroną. — Nie zostawię ich samych.
Severus parsknął krótkim śmiechem, kręcąc niedowierzająco
głową.
— Ona nic mu nie zrobi — powtórzył cicho.
— Nie zaryzykuję.
— Charlie, proszę — odezwał się Draco. Podobał mu się upór
kochanka, ale bez przesady, to była jego matka.
Keith potrząsnął głową niezadowolony, że te wszystkie
problemy wychodzą dopiero teraz. Nie mieli na to czasu, jeżeli Dumbledobre
rzeczywiście był zły, tak jak to sugerowała McGonagall, musieli jak najszybciej
wrócić do zamku.
— Charlie, Draco, Narcyzo — zwrócił się do całej trójki,
machając różdżką i otwierając jakieś boczne drzwi. — Idźcie do prywatnej części
mojego domu i wyjaśnijcie sobie wszystko. Jeżeli Narcyza zrozumie, wprowadzimy
ją w dalsze plany.
Charlie natychmiast skinął głową, ale Malfoyowie nie byli
zachwyceni. Narcyza w ułamku sekundy wbiła różdżkę w gardło Severusa, jako, że
ten znajdował się najbliżej.
— Nie będę rozmawiać z Weasleyem! — warknęła, patrząc mu
prosto w oczy z furią, ale już w następnej sekundzie leżała na podłodze,
powalona zaklęciem Sokoła.
— W takim razie wyczyszczę ci pamięć i odeślę do twojego
męża, tak samo bezbronną, jak byłaś do tej pory — wysyczał Keith, klękając nad
nią i szepcząc jej do ucha tak cicho, żeby tylko ona była w stanie usłyszeć. —
A my nadal będziemy znali waszą tajemnicę. Lucjusz nie ma już prawa zrobić
krzywdy twojemu synowi, Voldemort tak postanowił, więc zostajesz tylko ty.
Jesteś na to gotowa?
— Znosiłam to przez siedemnaście lat! — warknęła, choć w jej
oczach zamigotał strach.
— I nie chcesz się wyrwać z tego piekła? — zapytał z
szyderstwem, a Narcyza aż zacisnęła szczęki. Oczywiście, że chciała. —
Pójdziesz teraz z nimi — powiedział ostro, patrząc na nią z determinacją, nie
pozwalając się jej sprzeciwić. — I ostatnia sprawa… Jeżeli jeszcze raz
podniesiesz różdżkę na mojego partnera, poznasz taki ból, jakiego nigdy nie
zaznałaś — syknął miękko, niemal śpiewnie, z nutką takiej radości w głosie, że
kobieta aż się wzdrygnęła, odsuwając minimalnie po podłodze.
Keith wstał i opuścił różdżkę, wyciągając w zamian dłoń,
którą Narcyza niechętnie ujęła, pozwalając się podnieść do pionu. Popatrzyła na
wszystkich z zastanowieniem, po czym skinęła na Charliego i ruszyła w stronę
otwartych drzwi. Ten uniósł brew, zerkając z niedowierzaniem na Duvala, ale
powlókł się za kobietą, łapiąc za rękę Draco i ciągnąc go za sobą. Keith rzucił
jeszcze zaklęcie prywatności na jadalnię, po czym otoczył barierą salon, w
którym się znajdowali.
— Wybaczcie — mruknął, rozglądając się po pokoju. — Miało być
dzisiaj z nami jeszcze kilka osób, ale najwyraźniej coś ich zatrzymało — dodał
bez związku. — Jak mówiłem… Zamierzam pokonać Voldemorta, a wy jesteście mi
potrzebni.
Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, Hermiona
postanowiła zrobić pewien test, wysuwając się na przód i dotykając lekko jego
ramienia. Zerknął na nią pytająco, ale ta tylko uśmiechnęła się niewinnie, stając
już obok niego.
— Czy jest coś, co was niepokoi w wyglądzie Keitha? —
zapytała, a nie doczekawszy się odpowiedzi, przewróciła oczyma i zerknęła na
niego z rozbawieniem. — Ja, na przykład nie wiem, jakiego koloru są naprawdę
jego oczy, bo widzę niebieskie soczewki. Ale przynajmniej zdaję sobie sprawę z
tego, że one tam są, a wy?
Susan i Dean pokiwali gorliwie głowami, najwyraźniej
uspokojeni, że nie są to omamy, a jakiś rodzaj zaklęcia maskującego, który
chyba nie działa na wszystkich.
— Świetnie — ciągnęła Hermiona. — Coś innego?
— Blizny — mruknęła Padma, wskazując na policzek, a Keith
skinął potwierdzająco. W końcu Granger wiedziała tylko o Znaku i soczewkach.
— Dalej?
— Mroczny Znak — powiedzieli chórkiem bliźniacy Weasley,
chcąc chyba tym oświadczeniem zszokować zgromadzonych w pokoju ludzi. Parsknęli
śmiechem, kiedy kilka osób rzeczywiście zaczęło kręcić się niepewnych, co się
teraz stanie.
— Bill? — zapytała całkowicie opanowana Gryfonka, nie mając
pomysłu, co właściwie może być jeszcze zamaskowane na ciele Keitha.
— Tatuaż — warknął Bill z taką zaciętością, jakby szykował
się do ataku.
— Mroczny… — zaczął Snape, ale łamacz klątw szybko mu
przerwał.
— Nie, Severusie — zaprzeczył z nienawiścią równą tej, z
którą wcześniej Draco patrzył na Rona. — Tatuaż — powtórzył, podnosząc dłoń i
muskając się po nadgarstku, nawet nie patrząc na Keitha, całkowicie skupiając
się na mistrzu eliksirów.
— Jakim cudem? — wyszeptał Sokół, szukając wzrokiem Michaela
i patrząc na niego z niedowierzaniem. To była magia związania i tylko inny
naznaczony mógł ją dostrzec, a był pewien, że Bill nigdy nie pracował dla
Restauracji.
— Wykorzystujesz go? — warknął Bill, przeszywając Severusa
wzrokiem, ale nim ten zdążył się odezwać, wtrąciła się Minerva:
— U mnie też? I nie tylko u mnie? — zapytała, zerkając na
drzwi za którymi zniknęli Malfoyowie i Charlie. Mężczyzna przymknął na moment
powieki, ale skinął głową. — Och… Ale nie — dodała miękko, jakby tłumaczyła coś
małemu dziecku. — Nie musisz się martwić.
Bill zgrzytnął zębami i założył ręce na klatce piersiowej.
Chciał się wszystkiego dowiedzieć, może nie tu, na forum, bo najwyraźniej nie
wszyscy wiedzieli o czym rozmawiają, ale z całą pewnością porozmawia później z
bratem.
— A ty, Neville? — zapytał cicho Ron, zdając sobie sprawę, że
jego kolega z dormitorium nie odezwał się do tej pory ani słowem.
Ten potrząsnął głową, nie chcąc odpowiadać na pytanie. Od
początku semestru coś mu mówiło, że Keith nie jest tym, za kogo się podaje.
Zastanawiał się, jak to się stało, że związał się ze Snape’em, który był
przecież największym dupkiem, jakiego znał. Widział kilka razy, jak chłopak
wymyka się z zamku, raz nawet był świadkiem jego aportacji, co było przecież
niemożliwe. A później… Następnego dnia, kiedy zobaczył go w Wielkiej Sali,
prawie zemdlał. Wpatrywał się w niego przez cały posiłek, nie uważał na żadnej
z lekcji i stracił więcej punktów niż zazwyczaj. Na kolacji znowu zobaczył
Keitha i znowu widział tę bliznę. Bliznę, która nie należała przecież do
żadnego kanadyjskiego bogacza, tylko do ich rodzimego, zaginionego lata temu,
bohatera. Ukrył twarz w dłoniach, zastanawiając się, jak ma im o tym
powiedzieć, ale w końcu wyprostował się dumnie, unosząc głowę i patrząc
płomiennym wzrokiem na Duvala.
— Wiesz, że urodziłem się ostatniego lipca? — zapytał cicho,
dostrzegając, jak ten drgnął. — Nie sadzę, że powinienem im powiedzieć, kogo
widzę, patrząc na ciebie. A ty?
Keith, Severus i Minerva zamarli w tym samym momencie. Dzięki
temu przynajmniej chłopak zorientował się, że jeszcze ktoś oprócz niego zna
prawdę. W końcu Duval pokręcił głową, niemo prosząc, żeby Neville nic nie
mówił. Przymknął na moment powieki, czując się bardziej zmęczonym niż jeszcze
kilka minut temu.
— Wybaczcie, że nie mogę powiedzieć wam o sobie wszystkiego,
ale nawet oni nie są aż tak wtajemniczeni w moje życie — mruknął, wskazując
dłonią na stojące najbliżej siebie osoby. — Jesteście z różnych domów i
środowisk, ale łączy was jedna, najważniejsza rzecz. Chcecie pozbyć się
Voldemorta — zamilkł na moment, obserwując reakcje na głośne wymówienie
imienia, którym posługiwał się Czarny Pan, ale nie było najgorzej. — Nauczę
was, jak walczyć i jak się bronić. Nauczę was zaawansowanej czarnej magii,
sprawię, że wasza fizyczna i psychiczna wytrzymałość wzrośnie do maksimum, tak
samo, jak wasza odporność na ból — ciągnął, niezrażony wlepionymi w niego,
niemal przerażonymi oczyma. — Będzie ciężko, bo mamy tylko trzy miesiące.
Będziecie musieli pogodzić szkolenie z lekcjami i pracą. Będziecie błagać mnie,
Charliego, Aarona i Michaela, żebyśmy dali wam spokój, przestali, pozwolili wam
się przespać, dali moment wytchnienia. Nie dostaniecie go — powiedział na
koniec miękko, jakby chcąc ich uspokoić po wcześniejszych słowach, choć raczej
przyniosło to mizerny efekt.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana tylko niespokojnymi
oddechami. Hermiona wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Ronem, westchnęła
cichutko i zrobiła krok do przodu.
— Każde z nas, bardziej lub mniej osobiście zostało
skrzywdzone przez Voldemorta — powiedziała stanowczo, a Keith spojrzał na nią
ze zdziwieniem. — Od dwóch lat, od kiedy on ponownie się odrodził nasze rodziny
i my sami żyjemy w strachu. Weasleyowie to rodzina zdrajców krwi — zaczęła
wymieniać szybko, jakby bojąc się, że ktoś jej przerwie. — Rodzice Neville’a
byli torturowani przez Bellatrix, Blaise i Draco mieli zostać siłą wcieleni w
szeregi śmierciożerców. Susan i Padma są spokrewnione z wysokimi urzędnikami,
którzy szerzą promugolską politykę. Dean jest półkrwi, a ja szlamą — ostanie
słowo wypowiedziała z taką niechęcią, że nikt nie miał wątpliwości, jak
podchodzi do tego wyzwiska. — Chcę przestać się martwić o moich rodziców,
przyjaciół, siebie i o mojego chłopaka.
Zamilkła na moment, patrząc uważnie na słuchających jej
ludzi. Widziała siebie walczącą z nimi ramię w ramię, różdżka w różdżkę.
— Voldemort uwolnił śmierciożerców z Azkabanu, ataki w
mugolskim Londynie stały się niemal codziennością. Kilka razy zaatakowano także
Pokątną, raz próbowano się wedrzeć do Gringotta, a raz przejęto konwój
zmierzający do Świętego Munga. Dumbledore wydaje się nic nie robić, więc skoro
dostałam szansę, żeby walczyć, nie zmarnuję jej — skończyła z uniesioną wysoko
różdżką, rzucając przy okazji czar, wiążący jej słowa w obietnicę.
— Panno Granger — warknął Severus, kiedy zorientował się, co
dziewczyna chce zrobić, ale było już za późno. Magia rozeszła się po jej ciele,
wnikając także w Keitha i w niego, co przyjął z narastającym niedowierzaniem. —
Dlaczego? — zapytał już spokojniej.
— To dzięki panu zaufaliśmy Keithowi — wyjaśnił zamiast
dziewczyny, Ron. — Nie mam nic przeciwko złożeniu takiej samej Przysięgi
Wierności — dokończył, rzucając pospiesznie czar.
Duval otrząsnął się z szoku, z rezerwą patrząc na parę
Gryfonów. Nie spodziewał się tego.
— Zastanówcie się nad słowami moimi i Hermiony. Każde z was
wie, jak się z nami skontaktować. Macie czas do piątku, później propozycja
będzie nieaktualna.
w końcu coś nowego! I to moje ulubione opowiadanie! Jak zawsze idealnie.
OdpowiedzUsuńO boże,boże,boże,bożenko!!!!!!
OdpowiedzUsuńDoczekałam się! Tak, tak , tak!
Niech żyje justusia!!!!
PAMPARAPAM!
PAPAPAPA!
PAMPARAPAM!
Ekhm....
Przepraszam , ale jak zobaczyłam nowy rozdział "Sokoła", to normalnie popadłam w skrajną ekstazę. Kocham Cię, kocham ten blog, kocham to opowiadanie, kocham,kocham,kocham!
<3<3<3<3<3<3<3<3
W tym stanie, raczej moje komentarze nie są zbyt konstruktywne ;/
W każdym razie ciesze się jak głupi do sera, że nowy rozdział się pojawił. Jest zajebisty (szczególnie jak Keith powala Narcyze...) i nie mogę się doczekać kontynuacji. Mam WIEEEEEEEEELKĄ nadzieję, że ukaże się szybciej i będę w stanie napisać koment który nie będzie serią okrzyków radości :)
Pozdrawiam
Wcześniej niekomentująca, ale wierna czytelniczka
Priori <3
Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać następnej notki. Mam nadzieje, że ta będzie troszkę szybciej. Weny życzę.
OdpowiedzUsuńsuper rozdział! życzę weny
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch Keith bardzo przedtraszył Narcyzę, jak się okazuje, Neville widzi u niego bliznę, Bill za to tatuaż...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia